sobota, 31 grudnia 2011

Wycieraj! Wycieraj! (rowerowe)

Ostatni dzien 2011.  Troszke spynelo sniegiem. Jest 8:15 a.m. bialo i blotniscie. Mokra robota.
(wyciera Jacek;  lubi czysto i bez zgrzytow; wycieraj! wycieraj!)

środa, 28 grudnia 2011

Osiecka (ksiazka) 2x: "Galeria Potworow" (1988-1992/2008), "Listy na wyczerpanym papierze" (2010)

Osiecka 2x: "Galeria Potworow" (1988-1992/2008), "Listy na wyczerpanym papierze" (2010)
Kto nie kocha Osieckiej? Dopiero niedawno dowiedzialem sie, ze moja nieswiadoma slabosc do niej datuje sie od lat szczeniecych. "Deszcze niespokojne" to jej tekst. Czolgiem jezdzili wowczas wszyscy,  a odcinki "Czterech pancernych" byly oczekiwane nie mniej niz kolejne
przygody Hansa Klosa. Wlasnie mija rok, od kiedy w Och-Teatrze obejrzalem "Biala Bluzke", co bylo bezposrednia przyczyna obejrzenia/wysluchania tegorocznego finalu konkursu "Pamietajmy o Osieckiej" w "Romie".
Naturalna wiec konsekwencja bylo siegniecie po lekture Jej ksiazek. Od ktorych warto zaczac zapytalem moja niezawodna koleznake, ksiazko-maniaka oblatywacza, ktora przeczytala wszystko co zostalo wydane i warte przeczytania nie tylko w jezyku polskim, nie tylko na temat Osieckiej.
Od "Galerii potworow", odparla, a potem dorzuciala w prezencie, juz bez rekomendacji egzemplarz "Listow na wyczerpanym papierze", korespondencji Osieckiej i Jeremiego Przybory.
"Galeria..." to rzecz bardzo smakowita. Jest niczym innym jak galeria wlasnie, typow, postaci, osob na ogol powszechnie znanych, wywodzacych sie zwykle z owczesnej bohemy, swiata polityki, lub czelusci SPATiFU. Osiecka miala zdolnosc magnetyczne. Przyciagala mase roznych ludzi. Byla zapraszana, uczestniczyla w niepoliczlanej ilosci bibek, rautow, fajfow. Gdzies pomiedzy tworzyla, co takze bylo przycznkiem do spotkan, ktore czesto nieuchronnie ewoluowaly stajac sie bibkami... Prowadzila zatem zycie intensywane, miala o czym i o kim pisac. "Galeria..." jest swietna lektura traktujaca o latach 60/70/80. Sa tam sylwetki ludzi, ktorych znamy/znalismy. Obrazki i opisy zdarzen, miejsc... troche jak sentymentalna podroz po owczesnej Polsce widzianej oczami Osieckiej. Fajna cecha ksiazki jest jej warstwowa budowa. Przewracajac strone wzrok automatycznie koncentruje sie na zdjeciu (zdjec jest b. duzo) i podpisie pod nim, potem jest tekst, a na szerokich marginesach przypisy autorstwa Daniela Passenta, ktore poszerzaja znaczenia niektorych pojec, glebiej opisuja postaci wymieniane w tekscie. Ksiazka czyta sie bardzo szybko. Trudno sie z nia rozstawac.
Zgola inaczej czyta sie "Listy na wyczerpanym papierze". Zbior korespondencji wymienianej pomiedzy Osiecka, a Jeremim Przybora w okresie ich romansu zostal ulozony w calosc przez Magde Umer, za pozwoleniem dzieci: Agaty Osieckiej i Kota Przybory. Dwadziescia lat starszy, Starszy Pan wpadl byl jak przyslowiowa sliwka i uzywajac swej teksciarskiej sparwnosci zmiksowanej z lekko staromodnym stylem wzietym z Merry Old England tworzyl teksty godne starych mistrzow epistolografii. Osiecka nie pozostaje dluzna, wiec korespondencja ma charakter zgrabnego utworu pisanego na cztery rece. Te listy mozna smakowac chociazby ze wzgledu na bogaty jezyk, zgrabne skojarzenia, slowne kalambury. Mozna takze starac czytac sie je szybko (to moje podejscie), ale to proba skazana na niepowodzenie, bo szybko sie nie da i nie nada. Czytanie cudzej korespondencji, zwlaszcza takiej, z ktorej w wyniku autocezury autorzy listow usuneli co bardziej pikantne kawalki jest na dluzsza mete dosc nudne i zmudne (tak, tak moim zdaniem). Dlatego czytalem "Listy.." prawie 2 tyg.(200 str.)  "Galeria.." to ksiazka dla wszystkich. "Listy..." wchodza trudniej. Moze latwiej jest je przelknac sluchajc dolaczonej do ksiazki plyty CD/mp3, gdzie autorom listow glosow uzyczyli: Magda Umer i Piotr Machalica. No, ale tak to juz jest, slow food rzadzi sie swoimi prawami, chociaz "Galeria.." tez nie jest popcornem.

Bobrowa robota, czyli bobrowanie w drzewostanie (rowerowe).

Ludzie pracuja, ludzie swietuja, a bobry?
 Bobruja!

sobota, 24 grudnia 2011

"Tajne przez poufne", rez. bracia Coen, USA, 2008, DVD

"Tajne przez poufne", rez. bracia Coen, USA, 2008, DVD
Kiedy w filmie graja: G.Clooney, J.Malkovich, B.Pitt plus rozpoznawalne przeze mnie Panie: Linda Litzke i Tilda Swinton, a rezyserami sa Coenowie to mozna sie spodziewac kina na najwyzszym poziomie. I jak to nader czesto bywa konczy sie na oczekiwaniach... Nie znaczy to, ze film jest kiepski. Jest niezly, ale po takim wybuchowym zestawie oczekiwalem fajerwerkow! Wszyscy aktorzy sa obsadzeni zgodnie ze swoim emploi: Coolney - sex-oriented net-surfer, Pitt - fit-crazy fitness coach, Malkovich - stetryczaly ex-agent choleryk. Panie tez super. Film - czarna komedia ujawnia na jakie bzdury wydawane sa pieniadze podatnikow ladowane w sluzby specjalne. (oczywiscie dot. to TYLKO sluzb zachdnich) Gdzies kolacze mi sie po glowie informacja, ze niedawno CIA zrezygnowalo z prowadzonego od kilkudziesieciu lat projektu majacego pozbawic brody F. Castro...
Kosztowalo to straszne pieniadze, a Fidel nadal z broda. Mozna wiec uznac, ze film nie jest zupelna fikcja i bawic sie dosc pogmatwana akcja. Problem polega na tym, ze niewiele jest w filmie momentow zabawnych... Sadze, ze to wina scenariusza, ktorego autorami sa Coenowie. Fajny pomysl, w fajnej obsadzie obudowali kilkoma niezlymi scenami-skeczami, ale calosc jest ponizej (moich) oczekiwan. "Wkrecilem" ten film na trenazerze i nie zaluje, zwlaszcza, ze pozyczylem go od kolegi, czyli mialem go free-off-charge.
Bardzo lubie Malkovicha, ktorego tutaj jest duzo i na wesolo, wiec ogladalem z przyjemnoscia. Na trenazer jak znalazl!

piątek, 23 grudnia 2011

"Essential Killing", rez.Jerzy Skolimowski, PL, 2010, DVD

"Essential Killing", rez.Jerzy Skolimowski, PL, 2010, DVD
Odkladalem ogladanie tego filmu, az spadl z kin. Dlatego teraz "wkrecilem" go w zaciszu piwnicy, w towarzystwie lagodnego szumu trenazera...
Jerzy Skolimowski! Kiedy mysle o tym facecie i wizualizuje czas, miejsce, otoczenie, kiedy powstawal scenarisz do Noza w Wodzie pisany wspolnie
z Polanskim, w pokoju lodzkiego akademika, gdzie owinieci w mokre przescieradla dla ochorny przed upalem tworzyli kanwne jednego z moich ulubionych filmow - ciary. Potem dlugo nic. I Na samym dnie, The Shout, Moonlighting, az wreszcie Essential Killing. Oczywiscie robil inne rzeczy, ale ich nie znam. Te ktore widzialem robily na mnie wrazenie. Mialem nadzieje, dosc glosny Essential K. tez mnie ruszy. Niestety...
Sprowadzony do poziomu zwierzecia przez "cywilizowana" armie afganczyk staje sie zwierzeciem walczacym o swoje zycie. Zeby przetrwac musi byc
i jest bardziej bezwzgledny od swoich przesladowcow. Zabija. Wrogow prawdziwych i domniemanych. To odruch wynikajacy z woli przetrwania, ktora jednak NIE zabija w nim czlowieka. Nie morduje na slepo. NIE jest zwierzeciem!
J. Skolimowski zrobil ten film "za domem" - mieszka od pewnego czasu na Mazurach. Przyczynkiem do scenariusza byl jego niegrozny wypadek. Zesliznal sie samochdem do rowu. Doswiadczyl surowosci zimowego klimatu, pustki mazurskiej bocznej drogi, braku zewnetrznej pomocy, zdania na siebie, swoje umiejetnosci. W tym czasie takze przez prase przewalaly sie artykuly
o tajnych amerykanskich wiezieniach na terenie m.in. Polski. Polezal w rowie, pomarzl, podumal i powstal film. Moim zdaniem ciut za szybko (za krotko lezal?). Jest w tej historii duzy potencjal, ale film
odebralem jako niedorobke, cos zrobionego na lapu-calu. Ponadto formalnie ciekway pomysl obsadzenia Emmanuelle Seigner - zony Polanskiego w roli mazurskiej autochtonki jest moim zdaniem chybiony. Jej uroda (specjalnie popsuta przez charakteryzacje) pasuje do mazurskich klimatow jak przyslowiowa piesc... To byl pewnie uklon i chec oderwania zony Polanskiego
od problemow meza, ale...
Zaplacilem 9 zl za wypozyczenie dvd, "wkrecilem" 80 min. filmu i zszedlem z roweru z przeswiadczeniem, ze nie byl to zupelnie stracone pieniadze (troszke jednak sie spocilem). Film sie dluzy. Zdecydowanie dla fanow Skolimowskiego, ktorzy potrafia wiele wybaczyc. Normalsi moga wydac lepiej swoje 9 zeta.

poniedziałek, 19 grudnia 2011

"Róża", rez. Wojciech Smarzowski, film PL, 2011, seans przedpremierowy.

"Roza", rez. Wojciech Smarzowski, film PL, 2011, seans przedpremierowy.
Wojny prowadza faceci. We wsiach, osadach, miastach zostaja kobiety z dziecmi. Faceci biora karabiny, ida walczyc, bywa, ze gina. Samotne kobiety odpowiadaja za rodzine, dobytek, siebie. Musza zyc. Gwalcone, rabowane, oszalale z rozpaczy tkwia w domach zywiac sie nadzieja powrotu swych mezczyzn, powrotu do normalnosci. Po wojnach nikt nie chce pamietac o tym czego doswiadczyly. Do zbrodni wojennych nikt sie nie przyznaje, nie chce o nich pisac. Zbrodnie obciazaja wszystkie strony konfliktu.
O tym jest film "Roza". Roza (w tej roli Agata Kulesza, towarzyszy jej Marcin Dorocinski, ten ubek z Rewersu) to imie kobiety z Mazur. Wyzwoliciele - Rosjanie, traktuja Mazurow jak Niemcow. Zbiorowe gwalty, morderstwa, rabunki to codziennosc sankcjonowana prawem zdobywcow.
Wraz ze zdobywcami przychodzi "polska" wladza traktujaca miejscowa ludnosc tak jak traktuja ja Rosjanie. Za ludowa wladza nadciagaja szabrownicy-bandyci. To rzeczywistosc Ziem Odzyskanych. Nie ma tego w podrecznikach. Jest w filmie W. Smarzowskiego. Realistycznym, brutalnym, przejmujacym, bolesnym. Smarzowski jest bezwzgledny w swojej doslownosci. Nie oszczedza widza. Wszystko co pokazuje jest realne do bolu. Na tym padole lez jest jednak nadzieja. Smarzowski kaze nam wierzyc, ze nawet tam jest miejsce na czlowieczenstwo, wspolczucie. Milosc? Nie wiem, czy mozna o takim filmnie napisac, ze jest "dobry". Z pewnoscia jest przejmujacy.
Nie wiem, czy mozna taki film polecac. Ogladanie boli. Zanim pojdziecie - zastanowcie sie. Ten film powinno sie zobaczyc, ale ladunek cierpienia jaki niesie ze soba jego ogladanie moze byc trudny do zniesienia...
Odchodzi pokolenie, ktore uczestniczylo, bylo swiadkiem tych i podobnych wydarzen. Nikt, kto mial troche rozsadku nie chwalil sie tym co widzial, w czym uczestniczyl. Najpierw byl to strach, potem pewnie wstyd, wreszcie niechec do cofania sie w przeszlosc. Na koncu, nawet jesli chcieli
o tym opowiadac, nikt nie chcial ich sluchac. Kto chce sluchac starych ludzi? Smarzowski wraz z autorm scenariusza (Michal Szczerbic) chcieli.

Smarzowski zrobil slynne juz "Wesele", doceniony i nagradzany "Dom Zly". Jest facetem, ktory publicznie (osobiscie widzialem/slyszalem) odbierajac kolejna nagrode za "Dom Zly", powiedzial, ze nie istnialby jako rezyser, gdyby nie osoba Anki Iwaszkiewicz. To ona poprzez swoja firme sfinansowala w duzym stopniu "Wesele". "Wesele", jego sukces otworzylo mu kolejne mozliwosci. W naszej rzeczywistosci dzielnie sie sukcesem nie jest norma. Tym bardziej cenie Smarzowskiego. Tym bardziej, ze Anka Iwaszkiewicz zmarla, a Smarzowski nie musial, ale chcial oddac jej czesc sukcesu. Anka byla moja kolezanka.

niedziela, 18 grudnia 2011

Bartek Mazowiecki - najstarsze drzewo na Mazowszu (rowerowe).

Nazywa sie Bartek Mazowiecki, jest debem szypulkowym, uchodzi za najstarsze drzewo na Mazowszu. Rosnie nad rzeka Mienia, doplywem Swidra. Widoczna na zdjeciu blizna pochodzi od uderzenia piorunem. Rzadzi godnie drzewami Mazowickiego Parku Krajobrazowego. Jego artretyczne, guzlowate, wyciagniete ku niebu palce sprawiaja grozne wrazenie. Byl czas, kiedy mowilem swojemu mlodszemu dziecku, ze jesli nie bedzie sie dobrze uczyl, Bartek - Straznik Lasu niczym las z Makbeta, ruszy i zastuka noca do okna domagajac sie lepszych wynikow...(rower oparalem delikatnie i starennie o drzewo tylko dla potrzeb zdjecia, aby oddac proporcje)

sobota, 17 grudnia 2011

"Rock Mann", ksiazka, 2010, autor Wojeciech Mann.

"Rock Mann", ksiazka, autor Wojeciech Mann.
Ksiazka czekala okolo roku zanim wzialem ja z kupki czekajacych na swoj czas lektur. Weszla lekko i szybko, tak samo wyszla nie zostawiajac w pamieci zbyt wiele. Jej zaleta i wada jednoczesnie jest daleko posunieta poprwanosc. Wygwizdanie Maryli Rodowicz, ktora usilowala zaistniec na Pikniku Country w Mragowie, jest bodaj jedynym mocniejszym odniesieniem do wymienionego z imienia i nazwiska artysty. Mann byl swiadkiem i
uczestnikiem mnostwa wydarzen muzycznych i wokolmuzycznych,
ale unika sensacji, nie wymienia nazwisk. To moze byc fajna lektura dla osob, ktore interesuje historia muzyki w PL. To takze przyjemna rzecz do fanow W.Manna, ktorego usmiechnieta osobowsc towarzyszy sluchaczom Trojki, kibicom Szansy na Sukces. Ale czy warto poswiecic czas na lekture
jego ksiazki? Mysle, ze tak. Jest na tyle wesola, tchnaca optymizmem, ze mozna ja potraktowac jak sposob na porawienie sobie nastroju. Do tego niesplena 200 str. czyta sie bardzo szybko, wiec mozna ja takze potraktowac jako przerywnik przed lektura np. "Wprowadzenia do filozofii".

czwartek, 15 grudnia 2011

"Wymyk", 2011, film PL.

"Wymyk", 2011, film.
Dlaczego "wymyk"? Spytal syn po wyjsciu z kina. Nie mialem prostej odpowiedzi...
Ale od poczatku!
Po ustaleniu z Malim, (ktory byl widzial ten film wczesniej), ze zabranie dziatkow nie bedzie chybione, wzialem swoje i obce. Czasami podejmuje ryzyko wziecia ich do kina na cos ambitnego. Od kiedy moj mlodszy syn obejrzal z wlasnej woli "Plac Zbawiciela" (zassalo go, zaczal ogladac
i juz nie odszedl od TV), uznalem, ze mozna. Bo "Wymyk" to film szczegolny, moze nawet wyjatkowy.
Ale dlaczego "wymyk"? Czy dlatego, ze "wymykac sie" = tutaj uciekac przed trudnymi decyzjami? Moze dlatego, ze "wymyk" to nic innego jak trudne cwiczenie na drazku, wymgajace sily ramion, miesni brzucha? A przeciez to takze ciekawe, brzmiace "inaczej" slowo, ktore zwraca na siebie/film uwage,
wpada w oko/ucho.
Dwoch facetow, braci, staje w obliczu napasci. Jeden podejmuje dzialnie. Drugi odpuszcza. I to cala historia. Ale jak zrobiona! Kiedys, dawno, bardzo dawno temu widzielm w kinie Wiedza (bylo to wowczas kino studyjne) amerykanski film pt. Metro (chyba). Opisywal podobna sytuacje: grupa brutalnych wyrostkow teroryzuje pasazerow wagonu metra. "Wymyk", w odroznieniu od tamtego filmu zajmuje sie tym, ktory zrezygnowal z dzialania. Dlaczego nie zareagowal? Odpuscil? Czy to cecha, czy chwilowa niemoc? Jak sie odnajduje po tym zdarzeniu? Jak odbieraja go najblizsi, kiedy dowiaduja sie, ze nie zareagowal? Czy moze z tym zyc? Jak chce naprawic, jak naprawia, czy naprawia swoje zaniechanie, swoj "wymyk"? Moze nie mial sily by podjac probe "wymyku"? Glowna role gra Wieckowski. Jest bdb. Film jest dobry. Podobal mi sie. Moge ze spokojnym sercem zarekomnedowac go do ogladania, nawet rodzinego. Jest trudny. Nie jest wesoly. Prowokuje pytania. Dobrze, ze mamy takie kino! Dobrze, ze jest nagaradzane.

poniedziałek, 12 grudnia 2011

Hanka Bielicka. Umarlam ze smiechu. Zbigniew Korpolewski, ksiazka, 2011.

"Hanka Bielicka. Umarlam ze smiechu", ksiazka, aut. Zbigniew Korpolewski, 2011r.
Ta ksiazka to jedna z rekomendacji redaktora Trojki - Michala Nogasia. Nietrafiona. Nie bylem fanem H.B. Przyczyna nie byla jednak roznica wieku, lecz rewiowo-estradowy rodowod jej wystepow, ktore ogladalem jesli trafialy do TV. W odroznieniu od swojej rownolatki i konkurentki - Barbary Kwitakowskiej, ktorej kibicowalem, H.B. funkcjonowala glownie na estradzie i Teatrze Syrena, podczas kiedy B.Kwiatkowska zaistniala w filmach, licznych kabaretach i sluchowiskach radiowych emitowanych na antenie Trojki.
Poza wspomniana rekomendacja, kolejnym podowem dla ktorego kupilem te ksiazke byla potrzeba przeczytania czegos lekkiego. Oczekiwalem lektury zabawnej z mnostwem anegdot. Opowiesci o kulisach zycia owczesnej
bohemy. Pikantnych kawalkow z czasow, kiedy nie bylo "celebrtek(ow)", byly Gwiazdy. Nic z tych rzeczy!
Ksiazka jest proba opisania fenomenu niekwestionowanej gwiazdy estrady jaka byla Hanka Bielicka. Problem polega na tym, ze jest to moim zdaniem proba nieudana. Autor - m.in. teksciarz Hanki Bielickiej ma pskudna maniere prowadzenia watkow, ktore rozwija, ktorych nie konczy. Odsyla czytelnika do
dalszej lektury, obiecujac poswiecic tematowi wiecej uwagi. Takich odwolan/przeniesien jest kilka. Ponadto Korpolewski z duuuuzym upodobaniem przytacza wlasne teksty, zaznaczajac przy tym, ze jest to zupelnie bez sensu, bo tekst sprawdzal sie w wykonaniu live przez H.B., a podany jako slowo pisane nie jest zbyt smieszny, tym bardziej sexy.
Teksty Korpolewskiego to 1/5 objetosci ksiazki (no, troche przesadzam)... Rzeczywiscie. Czytane nie bawia, zwlaszcza, ze sa juz dosc wiekowe...
Byc moze jest to ksiazka dla fanow H.B. Jednak tym bardziej oni nie znajda tutaj nic zaskakujacego. Mnie zostala w pamieci raptem jedna anegdota
z sopockiego Grandu.
Po skonczeniu lektury odnioslem wrazenie, ze Korpolewski sprzedal czytelnikom swoje teksty, za ktore juz raz wzial kase od Hanki Bielickiej. Nie dajcie sie nabrac!

sobota, 10 grudnia 2011

W drodze do Madison, sztuka, pokaz przedpremierowy Teatr 6-ste Pietro

"W drodze do Madison", sztuka, Teatr 6-ste Pietro, 2011.12.09, pokaz przedpremierowy.
Kiedy dowiedzialem sie, ze Daniel Olbrychski w towarzystwie Doroty Segdy bedzie sie mierzyl z duetem Meryl Streep/Clint Eastwood z filmu "The bridges of Madison County" (Co sie zdarzylo w Madison County) pomyslalem: mission impossible. Jestem fanem tego filmu (1995r), zwlaszcza
fanem M. Streep, ktora za te wlasnie role dostala w 1996 nominacje do Oscara. M. Streep jest genialna, film i C. Eastwood bardzo dobry.

Daniel Olbrychski - drewniany.
Dorota Segda - starajaca-sie-cos-wykrzesac.
Daniel Olbrychski zwyczajnie robi sobie krzywde i to na wlasne zyczenie, wlasny benefis. A moze krzywde robi mu jego otoczenie, ktore nie powinno dopuscic do tego przedstawienia, cos zmienic, wyperswadowac... D.O. swoja role zamiast grac - wypowiada kwestie, przez 40% spektaklu ma nieruchoma, kamienna twarz, chodzac potyka sie (to pewnie wina nowych kowbojskich butow z duzym i wysokim czubem, jak sie rozchodza bedzie lepiej, ale ja tego chyba nie sprawdze). Mowi, rusza  sie, zachowuje jak nieporadny manekin. Do tego jest zwyczajenie zbyt stary do roli dojrzalego, ale nie starego fotografa-amanta. Jest nieprzekonywujacy.
Nieprzekonywujaca jest takze teatralna adaptacja powiesci J. Wallera za co odpowiada m.in. zona D.O. Intrygujace wprowadzenie na scene saksofonisty (Nahorny) [kolega Mali zwrocil mi uwage, ze Nahorny to Namyslowski, pewnie ma racje, wiec sie poprawiam], ktory glosem Piotra Fronczewskiego(z offu) rozpoczyna opowiesc o trudnym uczuciu dojrzalych ludzi nie ratuje sztuki.
Nie bede kopal lezacego. Jestem/bylem fanem D.O. Szereg jego filmowych rol nosze w pamieci, a filmy w ktorych gral (Ziemia Obiecana, Jowita) sa bardzo wysoko w moim filmowym priv. rankingu. Poprzednie dokonanie teatralne D.O. widzialem w tym samym teatrze, w sztuce W.Allena "Zagraj to jeszcze raz, Sam". Niewielka rola. Ot taka, zeby byc na "liscie plac", zachecic swoim nazwiskiem do odwiedzenia teatru (chociaz glownym magnesem jest tutaj Kuba Wojewodzki). Moze to jest wlasciwe miejsce, rola?
"Trzeba wiedziec kiedy ze sceny zejsc - niepokonanym..."

techniczne
Siedzialem w 3 rzedzie prawie centralnie, bylo super widac i slychac; bilet 80 zl, przed spektaklem mozna kupic wejsciowki, ktore kosztuja bodaj 40-50 zl i jest ich spora ilosc; parkujac na terenie PKiN trzeba sie liczyc z dodatkowym wydatkiem 15 zl, warto jest miec monety, automat grymasi
przyjmujac banknoty.

czwartek, 8 grudnia 2011

Erratum, 2010, film DVD, PL

"Erratum", 2010, DVD, PL. To nielatwy film, o nielatwych relacjach syn-ojciec, osadzony w realiach dzisiejszego swiata, gdzie nie sposob jest wyhamowac, przystanac, zadumac, a jeszcze trudniej schylic, wyciagnac reke nawet, a moze wlasnie do ojca. Dobra, nawet bardzo dobra rola T. Kota. Reszta obsady aktorskiej:  m.in.   R. Kotys, J. Rogalski tez super. Film skromny, kameralny, z mnostwem zblizen i bliskich planow. Pomimo, ze nie wesoly, nie jest dolujacy. Podobal mi sie, chociaz na niekoniecznie
nadaje sie na trenazer.
Kiedy ostatni raz dzwoniliscie do swoich Rodzicow?

środa, 7 grudnia 2011

Za rok o tej samej porze, sztuka, Teatr Kamienica

"Za rok o tej samej porze", sztuka, Teatr Kamienica. Jako fan filmu (zwlaszcza Meryl Streep) "Co sie zdarzylo w Madison County" nie moglem nie zobaczyc tej sztuki. Obydwie historie bowiem sa do siebie podobne - uczucie dwojga dojrzalych ludzi, ktorzy w wyniku szeregu uwarunkowan nie moga byc razem. Do tego sztuke zarekomendowala kolezanka, ktorej rekomendacje sa zwykle celne. Nie bez znaczenia bylo to, ze nigdy wczesniej nie bylem w Teatrze Kamienica. Majac az 3 powody zeby pojsc, zobaczyc - poszedlem, zobaczylem.
Rzecz napisana przez kandyjskiego dramaturga i autora scenariuszy Bernarda Slade w 1975 byla kilka lat pozniej sfilmowana (nie udalo mi sie znalezc filmu, ktory dostal kilka nominacji oscarowych).
Sztuka - komediodramat opowiada o kilku spotkaniach pary w okresie ich ponad-dwudziestoletniej znajomosci. Przypadkowa znajomosc zmienia sie w rodzaj stalego zwiazku regularnie konsumowanego "co rok o tej samej porze". To zwiazek bardziej fizyczny niz duchowy. Widz obserwuje go w scenerii pokoju hotelowego. Swiat na zewnatrz pedzi, zmienia sie. Wraz z uplywem czasu zmieniaja sie bohaterowie, ich poglady, stroje, nawet stan cywilny. Stale sa: pokoj i ich wzajemna fascynacja.
Graja: Olga Bonczyk i Piotr Gasowski. Nigdy ich wczesniej nie widzialem w roli aktorow - nie ogladam seriali. Piotra Gasowskiego zarejestrowalem jako prowadzacego bodaj Taniec z Gwiazdami. Ten duet nie nalezy moim zdaniem do ekstraklasy polskich aktorow. Nie zmienia to faktu, ze bawilem
sie dobrze, a ich robote aktorska odebralm jako rzetelna. Sadzac po rekacjach reszta publicznosci byla podobnego zdania. Bylo warto. Bawilem sie niezle. Warto jest ja zobaczyc takze dlatego, ze w miejsce cierpienia, bolu, wycofania z jakimi mamy doczynienia w "Wydarzylo sie w Madison
County", tutaj rozwiazanianiem jest radosne figlowanie, ktore mentalnie bardziej mi odpowiada.

techniczne
Sedzialem w pierwszym rzedzie, ktory jest bardzo blisko sceny. Nie bylo to miejsce w srodku rzedu, widzialem scene pod bardzo ostrym, dosc niewygodnym kontem; jesli blisko to tylko centralnie.
Teatr Kamienica jest zaskakujaco duzy. Bez problemu mozna dostac wejsciowki tuz przed spektaklem, czyli miast placic 60-70 zl mozna wejsc za 20 zl doslownie "z ulicy".

niedziela, 4 grudnia 2011

Baby są jakies inne, film

"Baby sa jakies inne", film PL, aktualnie w kinach. Kazdego dnia jak Polska dluga i szeroka
przy grillu, ognisku, na zaglowce, w namiocie, biurze i samochodzie faceci gadaja o kobietach.
Wiem, bo bedac w meskim (chociaz to nie warunek) towarzystwie przy grillu, ognisku itd.
nie raz, nie dwa dzielilem ze swoimi kolegami obsesje, kompleksy, prwady, polprawdy, klamstwa,
streotypy, opinie obiegowe i wlasne, leki, milosc, uwielbinie, nienawsc, obawy, niezrozumenie, tajemnice, rzeczy smieszne, straszne, fizyczne, duchowe dotyczace kobiet. Fenomen niecheci i potrzeby, niemoznosci bycia z, obycia sie bez, potwierdzenie roznic w pochodzeniu: bab - z Wenus, facetow - z Marsa.
Koterski kontynuujac opowiesc o Polaku-sredniaku, "wsiada" do samochodu z dwoma facetami, jedzie z nimi przez ok. 1,5h rejestrujac ich slowotok. Ogladanie tego filmu to przezycie intensywne. Swietna para aktorow, w ktorej rzadzi Wieckowski. Karkolomny, niefilmowy zgola pomysl, broni sie dzieki prawdzie, doskonalej grze, znakomitej rezyserii. Moim zdaniem film moglby byc o 15 min. krotszy, ale i tak warty jest obejrzenia. Dosadne, wrecz brutalne slownictwo powoduje, ze nie jest to film, ktory chcielibyscie ogladac w towarzystwie swoich dzieci. Jednak idzcie koniecznie! Jesli podobaly sie Wam poprzednie filmy Koterskiego (Kondrad-Mialczynski), ten takze sie Wam spodoba. Przeciez te filmy to nic innego jak rodzaj lustra, moze ciut krzywego (mam taka nadzieje, podobnie ja wielu, ze wiecej niz ciut, nie 1:1), w ktorym sie przegladamy...
A ze baby sa jakies inne to kazden jeden chlop przeciez wie! Pamietam, ze po raz pierwszy roznice dostrzeglem bodaj w przedszkolu. Pomimo uplywu czasu, zapamietalych studiow, owe roznice sa nadal przedmiotem mojego glebokiego zainteresowania. Bo co facet - to eksplorator pretendujacy do naukowych tytulow. Cos mi mowi, ze wszyscy jednak polegli mierzac sie z tajemnica innosci, podobnie jak bohaterowie filmu Koterskiego.

Jedni i Drudzy, Claude Lelouch, film.

"Jedni i drudzy", film, 1981, Claude Lelouch, Francja, Teatr 6-ste Pietro, 2011.11.23.
To byl jedene z 3 wieczorow zorganizowanych na 50-cie lecie pracy artystycznej Daniela
Olbrychskiego, gdzie prezentowano wybrane przez D.O. dziela, w ktorych powstaniu D.O.
uczestniczyl. W wyniku spoltu okolicznosci wybralem wlasnie ten film. Nie byl nigdy rozpowszechniany w PL. Ponoc za sprawa Z. Kaluzynskiego, ktory po przespaniu seansu wystawil mu negatywana opinie. Moj wybor wynikal takze z faktu, ze bodaj jedynym do tej pory filmem Leloucha jaki widzialem, byl "Kobieta i Mezczyzna" 1966.  Dwa Oscary, swietna muzyka, slynne dlugie "pociagniecia" kamera, wspaniale kreacje aktorskie, no i dobrze opowiedziana historia milosci dojrzalych ludzi, obawie przed nia.
Kiedy juz umoscilem sie w fotelu, niejaki M. Zebrowski zaanonsowal film oswiadczajac radosnie, ze
bedzie trwal 3 godz. Ciut mnie to zaskoczylo, ale... Film jest opowiescia o losach 4 rodzin
zaczynajaca sie gdzies w latach 40-stych, konczaca sie w 80-tych. Wspolnym mianowanikiem jest
muzyka. Obserwujemy nielatwe zycie rodziny rosyjskich baletmistrzow, beztroska egzystencje
amerykanskich muzykow, twarde dzieje austriackiego dryrygenta/muzyka (te role kreuje Daniel O.)
oraz podkasane fikanie francuskich artystow rewiowych. Leleouch zrobil ten film z duzym rozmachem. Szkoda, ze go przegadal. Zaludnil kadry mnostwem ludzi, zdarzen, znaczen. Posplatal losy bohaterow, naznaczyl je pietnem fatalizmu dowodzac, ze piekno rodzi sie w bolach. Wystawil sledzonych okiem kamery artystow na cierpienie, aby dowiesc, ze sztuka potrafi sie obronic, ze w jej obliczu stajemy sie lepsi, ze sztuce wszyscy w koncu ulegamy. Film jest takze strasznie dlugi, tak dlugi, ze w trakcie ogladania spada koncentracja. Ta zas jest potrzebna, zeby sie orientowac w akcji, bo Lelouch szybko przeskakuje do kolejnych watkow, a ze ci sami aktorzy graja kolejne pokolenia
muzycznych rodzin, grajac jednoczesnie swoich rodzicow i dzieci, wierzcie mi, latwo sie pogubic.
Mnie sie ten film podobal. Nie zaluje, ze poswiecielem kilka godzin na jego obejrzenie.
Gra, a zwlaszcza miny Daniela O. w trakcie dyrygowania baaardzo mnie smieszyly. Az dziwne, ze D.O. wybral ten film. Mysle, ze powodem bylo po prostu to, ze nie gral w zbyt wielu DOBRYCH filmach zrealizowanych przez DOBRYCH zachodnich rezyserow, wiec wybor mial ograniczony, a chcial przeciez zaprezentowac na 50 rocznice pracy artystycznej cos szczegolnego, artystycznego wlasnie. (z tego filmu jak sadze pochodzil wystawiony w Zachecie fotos pociety szabla przez D.O.; byl to porotest D.O. przeciwko uzywaniu jego filmowego wizerunku w celu dowodzenia falszywych tez o sluzalczosci artystow, D.O. gra w tym filmie w niemieckim mundurze, odbiera gratulacje od Hitlera, to tez sie nie podobalo Kaluzynskiemu)
A Lelouch, chociaz w/g mojej wiedzy po "Kobiecie i mezczyznie" nie zrobil juz nic, co rzuciloby
swiat filmowy na kolana, pozostaje nadal TYM Lelouchem. Dlatego warto obejrzec "Jednych i drugich" o ile nadarzy sie jeszcze taka okazja. W glowie zostanie mi zwlaszcza poczatek i koniec filmu  (i wcale nie dlatego, ze srodek przespalem, bo spalem tylko troszeczke) z baletem na tle nocnej
wiezy Eiffla do monumentalenego, poteznego Bolera - w s p a n i a l e.
<Potem bylo spotkanie z D.O. prowadzone przez Orlosia, ale to juz zupelnie inna hstoria.>

sobota, 3 grudnia 2011

Sobremesa CD i koncert

"Sobremesa" - Anna Maria Jopek, CD i koncert Teatr OCH, 20.11.2011. Artystka ANJ wydala ostatnio 3 plyty. Wsrod nich jest CD pt. Sobremesa, inspirowana fado, nagrana przy wspoludziale portugalskich muzykow, z doskonalymi polskimi insntrumentalistami: Napiorkowski -gitara, Miskiewicz - saksofony.
W trakcie koncertu wreczono AMJ Zlota Plyte za Sobremesa wlasnie, oraz platynowa za CD Haiku,
ktora jak latwo sie domyslic inspirowana jest Irlandia i limerykami. Nie pamietam jakie sa
obecnie progi sprzedazy potrzebne do osiagniecia miana zlota/platynowa. Pewnie smiesznie male,
ale i tak niewiele plyt je osiaga. Tym bardziej szcunek dla AMJ, ktorej muzyka jest dosc daleka od glownego nurtu muzyki popularnej.
Sobremesa to bardzo fajna, klimatyczna plyta z zaskakujacymi polsko-portugalskimi duetami woklanymi, jazzowym rodowodzie, poludniowym (nawet brazylijskim) kolysie i pietnie fado-smuteczku. CD odsluchane, zarekomendowane przez kolezanke (znalem wczesniej tylko jeden kawalek emitowany w Trojce) nie pozwolio mi pozostac obojetnym na info o koncercie AMJ. Jak wiadomo muzyka live dziala z sila wodospadu, wiec wyszedlem po koncercie ciut oszolomiony.
Bardzo mi sie podobalo. Sadzac z reakcji pelnej po brzegi sali AMJ skutecznie uwiodla wszystkich lacznie ze mna. Fajna plyta, fajny pomysl na gwiazdkowy prezent do sluchania pojednczo i we dwoje, z kubkiem goracej herbaty, stopami owinietymi w kocyk, zwlaszcza. gdy na dworze (polu, to dla Krakersow) ciemno, zimno i wilgotno.