czwartek, 23 lutego 2012

"Zapiski z Toskanii" (Copie conforme), reż. Abbas Kiarostami, Francja+, 2010, Cinemax, wkrotce w kinach

"Zapiski z Toskanii" (Copie conforme), reż. Abbas Kiarostami, Francja+, 2010, Cinemax, wkrotce w kinach
Film zarekomendowala kolezanka. Troszke sie nagimnastykowalem, zeby do niego dotrzec. Nie jest dostepny w Polsce w szerokiej dystrybucji. Ostatnio emitowany jest na Cinemax, kodowanym kanale filmowym dostepnym na wszystkich chyba platformach cyfrowych w Polsce. Polska premiera   kinowa(?) przewidziana jest na marzec 2012.

To jeden z niewielu filmow, ktore obejrzelm 2x dzien po dniu. I wcale nie dlatego, ze tak mam, ze aby pojac musze 2x. I to nie tylko dlatego, ze w trakcie pierwszego "widzenia", gdzies w srodku filmu Morfeusz skutecznie pociagnal mnie za powieki (tym razem ogladalem na kanapie, nie rowerze/trenazerze). Glownie dlatego, ze film bardzo mi sie spodobal i mialem ochote ponownie nacieszyc oczy wspaniala gra Juliette Binoche. To film, gdzie graja praktycznie tylko ona-Juliette Binoche i on-William Shimell (nigdy wczesniej nie widzialem go w akcji). Film, ktorego zdecydowana wiekszosc sfotografowana jest w bliskich, bezwglednych dla aktorow, ich umiejetnosci planach. Film bardzo europejski, przywodzacy na mysl slynne dokonanie C. Leloucha p.t. "Kobieta i mezczyzna" (1966), moze nawet troche "Za sciana" (1971) K. Zanussiego z Maja Komorowska i Zbigniewem Zapasiewiczem (chociaz tutaj bardziej pamietam klimat  niz sam film, ktorego dawno nie widzialem).
Kameralny dramat dziejacy sie miedzy dwojgiem dojrzalych ludzi.
Tragedia pogubienia, straconej milosci, proby jej odzyskania. Niespieszna, subtelna, wrecz leniwa opowiesc. Na pozor spokojna, przewrotna, w rzeczywistosci pelna emocji. Otwarte, niejednoznaczne zakonczenie. Swietne aktorstwo (a juz myslalem, ze J.B. to glownie reklama CA, bo pamietam ja slabo tylko z Angielskiego Pacjenta, a tu, kawal aktorki!). Bardzo mi sie podobal! Wkladam go na polke z filmami do ktorych wracam.
Po obejrzeniu filmu przyplatal mi sie Sting z "Fragile",  a "lest we forget how fragile we are" bardzo pasuje do tego filmu. Nie gorzej niz kwestia wypowiedziana przez Juliette Binoche:

..."gdybysmy bardziej tolerowali slabosci kazdego z nas nie bylibysmy tacy samotni"...

Jesli powyzsze przemawia do Was, odnosi sie do Waszych doswiadczen, porusza Wasza wrazliwosc - ogladajcie.
Jesli jest przeciwnie - ogladajcie.
Moze Was ruszy, poruszy, wzruszy?

Kiedy jednak po obejrzeniu filmu ktos z Was uzna, ze to gdajace glowy, ze sie ciagnie jak flaki, ze nudy na pudy itd. tez bedzie mial racje.
Ostatecznie de gustibus non est disputandum.
No i zeby potem nie bylo, ze nie ostrzegalem.

2012.03.06
Wlasnie w Trojce Michal Nogas zaanonsowal wejscie "Zapiskow..." na ekrany polskich kin. Dzwoniac do Trojki mozna zdobc bilety do kina Muranow. Jednak najfajniesze w tym newsie wydalo mi sie to, ze "pod" newsem zagrali "Fragile" Stinga.

"Amerykanin" (The American), reż. Anton Corbijn, 2010, USA, dvd

"Amerykanin" (The American), reż. Anton Corbijn, 2010, USA, dvd
Wzialem go dla Georga Clooneya, ktory gra glowna role.
Jednak nawet on nie jest w stanie uniesc tej slabizny.
Bez polotu, pomyslu, klimatu.
Popluczyny "Dnia Szakala" (1973) odwirowane ze wszystkiego co stanowilo o klasie tamtego filmu (chociaz szakalice, owszem).
Do kosza.

środa, 22 lutego 2012

"Jagodowa miłość" (My Blueberry Nights), rez. Kar Wai Wong, Chiny+, 2007, dvd

"Jagodowa miłość" (My Blueberry Nights), reż. Kar Wai Wong, Chiny+, 2007, dvd
Zdjalem z polki w wypozyczalni, gdyz na jakims forum przeczytalem, ktos powiedzial, a moze cos mi sie przysnilo, ze film ma wiele wspolnego z "Co się wydarzyło w Madison County" (1995) z Meryl Streep i Clintem Eastwoodem, w rez. C. Eastwooda, ktory to film lokuje bardzo wysoko w ktegorii: romans/melodramat.
Ma.
Jedno i drugie to film.
Poza tym nic.
Zupelnie.

sobota, 18 lutego 2012

"Żelazna Dama" (The Iron Lady), reż.Phyllida Lloyd, Francja+, 2011, w kinach

"Żelazna Dama" (The Iron Lady), reż.Phyllida Lloyd, Francja+, 2011, w kinach
Nie bede tego w sobie tlamsil! Nie bede sciemnial. Zasnalem na tym filmie. Nie, nie przespalem calego. Mysle, ze Morfeusz zawladnal mna na okolo 20-25 minut. Zwazywszy, ze film trwal 1,45h nie byla to az taka duza wyrwa...
Nie zawsze sypiam w kinie. Przeciwnie, zwykle jestem przytomny. Zdarzylo mi sie to dwukrotnie: raz w teatrze na sztuce "Lipiec" Wyrypajewa i raz w kinie na filmie "Tlen" tez Wyrypajewa (Wyrypajew skutecznie uwiodl Karoline Gruszke, mnie zas skutecznie usypia).
Jednak najbardziej spektakularnym kinowym zasnieciem, byla drzemka mojego kolegi, ktorej bylem naocznym swiadkiem. Mialo to miejsce ponad 30 lat temu w Amsterdamie w trakcie jednego z wyjazdow wakacyjnych. Przez caly tydzien 10-cio godzinne, pilne studiowanie holenderskich dziel sztuki: pomidorow, gerberow, gozdzikow, lub jak ktos trafil, papryki. W weekedny wspolne widndow shopping, skrzynka piwa, czasami do kina. O ile pamietam to ja kierowany wzmianka przeczytana u Klauzynskiego (albo jemnu, albo mnie cos sie pomylilo, a moze odbicie z Watergate?) wybralem ten film: Deep Throat. Bylem przekonany, ze idziemy na cos ambitnego. Szybko okazalo sie, ze to fabularny pornos traktujacy jak mozna sie spodziewac o seksie oralnym. Szybko na sali, w momentach ciszy dalo sie slyszec wyrazne, radosne, donosne chrapanie. Chrapal moj/nasz kolega, ktory widac zmeczony tygodniem pracy nie dal sie poniesc fabule. Spal w najlepsze ku uciesze naszej i okolicznych rzedow. Spal pomimo lokcia wbitego w zebra. Chrapal chociaz na ekranie dzialy sie rzeczy ciekawe, trudne do zobaczenia w polskich kinach w czasach siermieznego socjalizmu. Deep Throat po latach okazal sie byc klasykiem gatunku. Filmem, ktory napedzil sporo kasy laryngologom, bowiem wielu tryglodytow po obejrzeniu tego obrazu usilowalo na sile mierzyc glebokosc dlugoscia nie wiedzac o tym, ze glowna aktorka (jestem pewien, ze w necie jest o tym sporo) posiadla rzadka, a moze wytrenowana umiejetnosc rozluzniania miesni przelyku, co umozliwialo jej dokonywanie ekwilibrystyki niedostepnej dla przecietnych zjadaczek, noo, chleba. Moj kolega nie mogl wowczas wiedziec co traci. Nie stracili go z oczu nasi sasiedzi, ktorzy z usmiechem i sympatia pokazywali go sobie w trakcie opuszczania sali kinowej.
Mysle, ze zasluzyl na jakis fajny custom-made T-Shirt z haslem np. "Deep Throat the movie - bylem, widzialem, przespalem", lub "Movie Deep Throat - I snored like a goat". (tutaj nie mam pewnosci, czy kozy chrapia, R. Kluska pewnie wie, ale on bardziej w owcach; ale sie rymuje). Poprosze ew. o inne propozycje. Najlepsza wejdzie do produkcji.
O czym to ja... Zelazna Dama!
Film, przynajmniej w widzianej przeze mnie czesci nie podobal mi sie. To czego nie widzialem moglo byc lepsze, ale nie sadze. Ostatecznie cos mnie jedank uspilo... Intencja tworcow filmu bylo pokazanie "ludzkiej" twarzy Margaret Thatcher. Jednak pomimo swietnej kreacji Meryl Streep (reszta aktorow tez SUPER) film jest dosc monotonna, typowa dla filmowych biografii konstrukcja, gdzie kolejne etapy kariery Iron Lady pokazane sa na tle dokumentalnych przebitek ze strajkow zwiazkow zawodowych, zamieszek z udzialem gornikow, czy wojny o Falklandy. Slaboscia filmu jest chyba nadmiar materialow dokumentalnych, ktore kaza myslec o Margaret Thatcher w kategoriach wyrachowanego polityka nie czlowieka, a nie taka byla przeciez intencja filmu. W mojej opinii nie jest to ani rzetelny film biograficzny, ani rzecz o M.T. in private. Meryl Streep blyszczy. Gra mloda Margaret Thatcher i Margaret Thatcher staruszke na granicy demencji. Ma nominacje do tegorocznego Oscara. Czy go dostanie? Dwa, ktore ma w dorobku za Wybor Zofii i Kramerow dostala ponad 30 lat temu. Moze pora... Zasluzyla.
Mysle, ze bardziej bym wolal zobaczyc rzetelny, biograficzny film o M.T., ktory z perspektywy czasu rozliczlby ja z slusznosci twardego kursu w polityce i ekomomii. Bylem akurat w Londynie kiedy wojna o Falkalndy rozpalila angielska opninie publiczna podgrzewajac do stanu wrzenia nastroje
nacjonalistyczne, wrecz szowinistyczne. Kolorowi mieszkancy Londynu przemykali pod scianami, hinduscy zarzadcy hotelu w ktorym pracowalem na wszelki wypadek nie przychodzili do pracy na czas przyjazdu kibicow rugby, ktorzy w czasie finalu pucharu Anglii zawladneli hotelem na ponad 2 doby. Kibice kolorowych nie lubili do tego stopnia, ze nawet kolorowe telewizory wyrzucali na ulice. Kolorowych pan do towarzystwa nie wyrzucali, ale puszczali wolno bez ubrania, wiec po hotelowych korytarzach snuly sie zjawy okutane w przescieradla, szukajace swego odzienia. (Pracowalem w barze. Sam. Wierzcie mi mialem niezla jazde; przezylem to 2x). Margaret Thatcher byla wowczas kochana przez ulice, a cala ta smieszna/straszna wojna, gdzie oddzialy angielskich komandosow wyzynaly w pien mlodocianych argentynskich poborowych sluzyla wlasnie odbudowaniu popularnosci Iron Lady. Czy Margaret Thatcher miala ludzka twarz? Wedlug tworcow filmu tak. Ci ktorzy sa fanami Meryl Streep powinni te twarz ucielesniona przez Meryl zobaczyc.

piątek, 17 lutego 2012

"Fargo", reż. Ethan Coen, Joel Coen, USA+, 1996, dvd

"Fargo", reż. Ethan Coen, Joel Coen, USA+, 1996, dvd
Bodaj pierwszym widzianym przeze mnie filmem braci Coen byl "Big Lebowski" (1998) z J. Bridgesem w roli glownej. Film baaaardzo mi sie podobal, a Coenowie zostali mi w glowie, jako faceci obdarzeni niebanalnym poczuciem humoru, czarodzieje kina, duet filmowych multiinstrumentalistow wystepujacych w rolach producentow, scenarzystow, rezyserow. Kto jeszcze nie widzial (czy jest ktos taki)  Big Lebowskiego koniecznie powinien, bo to film-instytucja ze wspaniala kreacja Jeffa Bridgesa.
"Fargo" dostalo 2 Oscary w kat. najlepsza aktorka pierwszoplanowa dla Frances McDormand i scenariusz. Jednak pozyczajac film od kolegi impulsem do wyboru tego tytulu bylo nazwisko Coen, ktore po Big Lebowskim i paru innych filmach mialo gwarantowac kino na najwyzszym poziomie. "Fargo" to thriller, "Big Lebowski" kryminal na wesolo i kazdym z tych gatunkow Coenowie daja rade. "Fargo" bardzo mi sie podobalo, chociaz ze wzgledu na spokojna narracje to nie jest film na trenazer.
Najmocniejsza strona tego filmu (historia jak wynika z czolowki prawdziwa) jest swietnie zbudowana atmosfera ponurej zbrodni zestawionej z groteskowymi postaciami ludzi, ktorzy sa w nia zamieszani. Nad caloscia czuwa, przewodzi i rzadzi postac ciezarnej policjantki granej przez
Frances McDormand (grala takze w "Tajne przez poufne" braci Coen). Dla niej samej warto zobaczyc ten film. Jest znakomita. Reszta filmu: akcja, postaci, klimat to dodatkowe "bonusy", ktore skladaja sie na dobre widowisko. Juz samo zestawienie brzemiennej, "malomiasteczkowej" policjantki tropiacej bezwzglednych przestepcow jest pomyslem w swej naturze przewrotnym. Gdy doda sie do tego zimne, ponure pejzarze, popelniane z zimna krwia morderstwa bedace nastepstwem przypadku, zbiegu okolicznosci i nieporadnosci bedziemy bliscy dotarcia do meritum sukcesu filmow Coenow. Oczywiscie gdyby to bylo takie proste mielibysmy ich wysyp, a jest ich tylko dwoch. Moze o ich sukcesie stanowi fakt, ze poza scenariuszem takze rezyseruja i produkuja swoje filmy. Maja kontrole nad  caloscia.
W kazdym razie film zdecydowanie na tak. Ogladajac mozna miec wrazenie, ze niektore posatci juz gdzies, kiedys byly, ze ow klimat nieuchronnosci, zagrozenia tez jest skopiowany, ale czyz nie jest tak, ze wszystko juz gdzies, kiedys bylo... No i jeszcze muzyka!

niedziela, 12 lutego 2012

"Oszukana" (Changeling), reż. Clint Eastwood, USA, 2008, dvd

"Oszukana" (Changeling), rez. Clint Eastwood, USA, 2008, dvd
Jak na amerykanskie kino to film skromny. Jak na C. Eastwooda - rezysera to film pasujacy do jego innych rezyserskich dokonan. Jak na Angeline Jolie to film spokojny, cichy, bez fajerwerkow. A. Jolie nie skacze tutaj z helikopterow, nie ratuje swiata przed zaglada. Gra matke szukajaca swojego uprowadzonego syna. Robi to z uporem i poswieceniem wbrew okolicznosciom, a zwlaszcza miejscowej, skorumpowanej policji. Z czolowki wynika, ze film opowiada prawdziwa historie, ktora miala miejsce w latach 20-stych naszego  wieku w USA. Historia jest przejmujaca, A. Jolie dobra, moze nawet bardzo, (chociaz moim zdaniem ciut drewniania), ale film jakis taki nie-do-konca.
Objerzalem go jednak z zaintersowaniem. Konfrontacja jednostki z aparatem wladzy, bezwzglednosc, bezdusznosc policji, latwosc z jaka pozbywano sie przeciwnikow w imie doraznych, wyborczych celow przywodzi na mysl dobre, sprawdzone metody rodem z ZSRR. Draznilo mnie, troszke bez sensu, ale jednak, ze do konca nie zostaja wyjasnione przyczyny uprowadzen. Nie ma to zadnego znaczenia dla fabuly, ale chcialbym to wiedziec zamiast sie domyslac.
Siegnalem po ten film kierujac sie osobami: rezysera - C. Eastwood i gl. aktorow: A. Jolie i J. Malkovicha. Wszyscy sie sprawdzaja, chociaz zdecydowanie za malo jest J. Malkovicha, ktorego bardzo lubie.
Jesli chcecie zobaczyc A. Jolie w kameralnej, dobrej roli, to jest to wlasciwy film.

sobota, 11 lutego 2012

"Dzienniki kołymskie", aut. Jacek Hugo-Bader, książka 2011

"Dzienniki kołymskie", aut. Jacek Hugo-Bader, książka 2011
To kolejna ksiązka-reportaz dotyczaca Rosji. Poprzednie: "W rajskiej dolinie wśród zielska" 2002, "Biała gorączka" 2009, tlumaczone na kilka jezykow przyniosly autorowi miano speca od Rosji i wykreowaly zdaniem brytyjskiego The Independent na najbardziej obiecujacego, wspolczesnego
reportazyste. Przeczytalem te ksiazki. Podpisuje sie pod ta opnia.
O wyjatkowosci ksiazek JHB stanowi jego latwosc nawiazywania kontaktow z ludzmi. JHB jest autentyczny, szczery, mowi po rosyjsku, rozumie Rosje, pije wodke, spotyka ludzi, rozmawia z nimi, a oni opowiadaja mu takie historie, ze szczeka opada.
"Dzienniki Kolymskie" to zapis wyprawy-podrozy po najdluzszym cmentarzu swiata - Trakcie Kolymskim, praktycznie jedynej drodze przez oslawiona Kolyme, "autostradzie" zbudowanej rekami wiezniow gulagow. Ponad 2 tys. kilometrow przejechanych autostopem, bez wydania praktycznie jednego rubla, a wszystko w czasie niewiele podnad miesiaca, na progu zimy. Podroz bez celu, bo celem jest byc w drodze. Podrozowac, zeby poznac inny kosmos jakim jest Kolyma. JHB niczym argonauta wyrusza w nieznane przenoszac sie z miejsca na miejsce za sprawa przypadkowo napotkanych paputczikow-towarzyszy podrozy, ktorzy siedzac za sterami egzotycznych pojazdow-20sto letnich gruzawikow dostarczaja go do kolejnych przystankow, jakimi sa miasteczka i siola nanizane na "mleczna droge" Traktu Kolymskiego. Wiekszosc paputczikow, ludzi z ktorymi JHB rozmawia opowiada mu swoja historie i wierzcie mi, sa to historie z innej planety.
Kazda z tych ksiazek jest fascynujaca.

środa, 8 lutego 2012

"Sekrety życia według Leonarda Cohena", Lora Szafran CD i koncert Trojka, 2012

"Sekrety życia według Leonarda Cohena", Lora Szafran CD i koncert, 2012
Nie byla to 4 nad ranem, ale pare minut po 5 a.m.  Nie byl to Nowy Jork, lecz St. Milosna, kiedy z radia (Trojka) dolecial do mnie "Niebieski prochowiec" w wykonaniu Lory Szafran. Kilka dni wczesniej o podobniej porze zarejestrowalem "1000 kisses deep", takze w wykonaniu Lory, ktore w polskim tlumaczeniu-interepretacji, jakze sugetywnie i pieknie nazywa sie "Na 1000 pieszczot w glab". Nie pozostalo mi nic innego jak wpasc do sklepu po plyte celem niezwlocznego odsluchania calosci. Sprzedawca, zapytany czy maja to CD, dlugo grzebal w komputerze, potem zapytal: a jak sie
pisze "Lora Szafran"? Kiedy odparlem, ze to polska artyska i sie pisze jak sie slyszy, bez trudu odnalazl ja w przepastnosci swojego komputera, a potem radosnie dporowadzil do polki, na ktorej plyta oczekiwala na mnie.
Bo z Lora jest taki klopot, ze nigdy nie natknlaem sie na jej solowa plyte (nie szukalem aktywnie). (oczywiscie sie myle, wszedlem na strone L.S. i ma kilka plyt solowych w dorobku) Slyszalem ja na roznych CD, ale byly to tzw "projekty", ktorym Lora uzyczala swojego glosu. Jednym z nich jest plyta "Seweryn Krajewski Smooth Jazz", z ktorej pamietam swietnie wykonane przez Lore "Uciekaj moje serce". Ma dobry, rozpoznawalny glos. Od lat uchodzi na jedna z lepszych polskich wokalistek jazzowych, a zna ja tylko waskie grono wyrobionych milosnikow muzyki. (Jasne, ze mam [takze] siebie na mysli). Lora ma z czego wydobyc  glos, bo wzorem  czarnych wokalistek dbajac zapewne o nalezyta emisje, ma odpowiednia tusze. Jest dobra.
Zle sie wyrazaja o Lorze i tej plycie rozni ortodoksi twierdzacy, z sie "uwiesila" na Cohenie, ze jest kiepska, ze po co to komu, jak mistrz i tak jest lepszy. Maja oczywiscie racje! Do pewnego stopnia...
Jest wiele przykladow w historii muzyki, kiedy covery sa lepsze, bardzej rozpoznawalne od oryginalaow. Sztandrowym przykladem jest beatlesowskie "With a little help from my friends" w wykonaniu Joe Cockera. Spiewac covery to nie obciach, zwlaszcza kiedy daje im sie inna, nowa jakosc. W przypadku plyty Lory nowoscia sa co najmniej dwa elemnty: bogata aranzacja (ma ciekwie zestawiona kapele skladajaca sie z dwoch bebniarzy na dwoch zestawach perkusyjnych, trzech gitarzystow, klawiszowca i saksofonisty) oraz fakt, ze bardzo meski repertuar wykonuje kobieta. Pomijam drobiazg. Lora w odrozenieniu od Cohena umie spiewac.
Trzeba przyznac, ze siegniecie po Cohena to spore wyzwanie zwlaszcza w Polsce, kraju, gdzie artysta ma liczna grupe wiernych fanow. Do tego jeszcz ich gros to kobiety, ktore jak wiadomo kupuja Cohena w ciemno za te mrocznosc, ten tembr i co tam jeszcze. Cohen od lat skutecznie uwodzi
swoim glosem, tekstami, etradowym emploi kolejne pokolenia pan. Jedna z nich, ktora byla przy okazji jego agentka, ulegla mu do tego stopnia, ze gwaltownie odchodzac postanowila miast kosmyka wlosow zabrac na pamiatke wszystkie oszczednosci Mistrza. Leo sie jednak nie zalamal. Wzial kredyt, obstalowal w Mediolanie pare nowych gangow, kapeluszy i ruszyl w trase koncertowa. Byl takze w Polsce. Bilety na Torwar byly po 500 zl. Zrezygnowalem jednak z zasilenia jego funduszu emerytalnego, uznajac wysokosc skaldki za mocno (3x) przesadzona.
(teraz jego najnowsza, pierwsza od 8 lat plyta jest wlasnie w sklepach).
Lora spiewa Cohena po polsku. Wiekszosc tekstow zostalo przetlumaczonych-zinterpretowanych przez Macieja Zembatego. Moim zdaniem to wlasnie M. Zembaty przyczynil sie do nieprawdopodobnej popularnosci Cohena w Polsce. Teksty Cohena nie sa proste i latwe do ogarniecia nawet dla bieglych w mowie Szekspira. Stopien pokretnosci niektorych kawalkow musi ma sie do stopnia spozycia. Dzieki Zembatemu, ktory jak wiadomo nie stronil, wiec pewnie byl w stanie zblizyc sie do stanu Mistrza, zostaly przyswojone w kraju nad Wisla i gdzies tak od 30 lat Leo jest uwazany tutaj za swojego chlopa. Niezle sie przy nim pije i pali... Nie pamietam, zeby Polsce, ktos poza Zembatym nagral plyte z songami Cohena (winyl Pronitu, kiepska, Zembaty nie sprawdza sie jako wokalista). Zembaty popelnil nawet program telewizyjny poswiecony Cohenowi, gdzie w role Mistrza wcielil sie R. Wilhelmi, a kolejne songi spiewaja Olga Jackowska, Jackowski, Zembaty, E. Adamiak i cala masa innych, jakze mlodych i swiezych PL artystow bowiem program pochodzi, gdzies z polowy lat osiemdziesitych. Niedawno byl emitowany na TV Kultura. Tak sie zapatrzylem, ze zapomnialem wcisnac nagrywanie! Moze jeszcze powtorza?
No, ale mialo byc o koncercie i plycie Lory Szafran. Wiecie najlepiej jak sprawdzicie sami kupujac CD, idac na koncert. Trojkowy koncert w studio A. Osieckiej na ktorym bylem w ostatnia niedziele to praktcznie poczatek trasy Lory promujacej te plyte, wiec pewnie bedzie jej mozna posluchac live w najblizszym czasie >>> http://www.loraszafran.pl.
Oczywiscie odbior "koncertowy" jest znacznie bardziej intensywny anizeli odsluchanie domowe. Bogata aranzacja, wyrazny, mocny, odbierany cialem beat, sila naglosnienia, bezposrednia bliskosc artystki i kapeli, plus pogodna osobowosc Lory robia wrazenie. A nad tym wszystkim Leonard Cohen...
Mnie sie podobalo zarowno na koncercie jak i kameralnie, w domu.

piątek, 3 lutego 2012

"Droga do szczęścia" (Revolutionary Road), reż. Sam Mendes, USA+, 2008, dvd

"Droga do szczęścia" (Revolutionary Road), reż. Sam Mendes, USA+, 2008, dvd
Wpadajac do wypozyczalni nie zawsze mam przygotowany konkretny tytul. Staje wiec przed rzedami polek i slepie na okladki dvd starajc sie wylowic cos, co bedzie mi towarzyszylo w wieczornym zmaganiu z "dystansem". W tym przpadku moje oko zatrzymaly nazwiska aktorow: Kate Winslet - bardzo lubie, L. DiCaprio - tez lubie. Z okladki dvd nie wynikalo, zeby film byl nagradzany. Taka randka w ciemo.
Udana.
To dramat i do tego psychologiczny. Jest w nim cos z klimatow "Ordinary people", "Kramer v. Kramer". Jesli podobaly sie Wam tamte filmy, nie bedziecie zalowac czasu poswieconego na obejrzenie "Drogi do szczęścia". Kunszt aktorski K.W. jest godny podziwu. L.D. mniej mnie zachwycil. Nie jego wina, ze nie jest atrakcyjna kobieta. Ale najwazniejsza jest oczywiscie historia. Sa takie uniwerslane opowiesci, gdzie kazdy, prawie, znajduje w nich kawalek swojego zyciorysu, swoich rozterek, zwatpien, kawalek siebie. Chodzi o prawde. W moim odczuciu takim prawdziwym do bolu filmem byl np. "Plac Zbawiciela". Podobnie jest z "Droga do szczęścia". Prawdziwi ludzie konfrontowani z prawdziwymi, wzietymi z zycia wyborami. Do tego ta "prawdziwosc" dotyczy kazdego z planow. Ten film niezbyt nadaje sie na trenazer. Ogladanie wymaga koncentracji, bo nie jest błacha, rozrywkowa historyjka. Po obejrzeniu i zastanowieniu troche przekornie pomyslalem, ze mozna ja potraktowac jako MOCNO umowna dalsza czesc Tytanica... Parze bohaterow udaje sie ujsc z zyciem, zakladaja rodzine i zaczyna sie prawdziwe zycie... Wielkie uczucie w konfrontacji z boomem gospodarczym lat 50-tych w USA. Marzenia przeciwko pulapce leniwej stabilizacji. Znacznie i sila danego slowa. Stereotyp american way of life zestawiony z indywidualnymi pragnieniami. Miejscami mozna odniesc wrazenie, miec pretensje, ze film jest troszeczke czarno-bialy. Moze dlatego nie byl nagradzany.
Ale warto obejrzec! Chociazby po to, zeby nacieszyc oczy Kate Winslet. Kobietą i aktorką.
(Z tego samego roku (2008) jest "Lektor", gdzie K.W. takze gra glowna role. Podobnie jak w "Drodze do szczęścia" swietna, przejmujca rola. Koniecznie do obejrzenia).
Uwaga! Film zdecydowanie nie jest wesoly, wiec jesli macie zly dzien zrezygnujcie z ogladania.