niedziela, 24 czerwca 2012

Mazury bez zmian. Czerwiec 2012 (żeglarskie)

Na Mazurach bez zmian. Rozleniwione, bezczelne ptactwo gania za zaglowkami bezwzglednie domagajac sie haraczu. Kaczki sa dosc spokojnie, ale te labedzie! Wsadzi taki dzioba na lodke, przytrzyma za reling, nie nakarmisz, nie plyniesz! 


sobota, 23 czerwca 2012

Ray Wilson, Ogródek Trójki, "15 SPRINGSeteen", koncert, 2012.06.20

Ray Wilson, Ogródek Trójki, "15 SPRINGSeteen", koncert, 2012.06.20

Przyczyna dla ktorej odbyl sie ten koncert byla 15-sta rocznica koncertu Bruce'a Springsteena w Polsce.
Kilka dni wczesniej zadzwonila kolezanka z informacja, ze udalo sie jej dodzwonic i wydzwonic (Krycha! Duze Dzieki!) zaproszenia na ta impreze. Dolecialo do mnie tylko tyle, ze Bruce, ze koncert, ze w Trojce. Nie mialem swiadomosci na co ide. Wystarczylo, ze mialo to cos wspolengo ze Springsteenem, ktorego lubie do tego stopnia, ze moge sie okreslic jako fana jego muzyki.
W przyjaznej, piknikowej atmosferze wystapily kolejno dwie polskie kapele: "Ikarus Rising" - mlodziaki z rockowym zacieciem i "Lucky Town" - starszaki szanciaki. Kapele wykonaly po kilka kawalkow Bossa oraz zaprezentowaly sie we wlasnym repertuarze. Publicznosc czekala niecierpliwie na gwizade wieczoru Raya Wilsona. Nie mialem pojecia kim jest i co reprezentuje Ray. Jego dokonania gdzies mi uciekly. Nie mialem pojecia o jego istnieniu.
Na scene wszedl facet z gitara, podlaczyl sie do pradu, zaczal od "Born to Run". Oniemialem! To bylo bardzo dobre wykonanie, nielatwego, sztandarowego kawalka Springsteena. Kawalka od ktorego datuje sie nieprawdopodna kariera Bossa trwajaca nieprzerwanie od konca lat 70-tych. Potem Ray Wilson gral i spiewal dalsze mniej i bardziej znane rzeczy Bruce'a, lacznie ze slynnym "The River" z nie mniej slynnego 2-plytowego albumu pod tym samym tytulem. Spiewal i gral na gitarze. Prowadzil swoj wystep opowiadajac o muzycznych doswiadczeniach, przyczynach dla ktorych zajal sie wlasnie taka muzyka. Gral takze wlasne rzeczy o powstaniu ktorych barwnie, dowcipnie opowiadal. Skonczyl wystep, dal bis, a wyklaskany przez publicznosc wrocil na scene i koncert zaczal sie na nowo. Gral bez zadnych przerw dobre 1/2h, przechodzac plynnie do kolejnch utworow piosenki Gensesis, The Eagles, Boba Dylana, Neila Younga, Springsteena. Zagral takze kolejne swoje kompozycje, a ja w miedzyczasie pognalem do stoiska, zeby kupic set jego CD/DVD. Natknalem sie na Piotra Barona, redaktora Trojki, zapytalem kim jest do cholery ten Ray Wilson. Pan redaktor obcial mnie zdziwionym wzrokiem i odparl, ze to przeciez byly wokalista Genesis...
Po koncercie, w trakcie ad hoc zorganizowanego spotkania w towarzystwie Metaxy i paru kolegow dowiedzialem sie, ze Ray Wilson jest zaliczany przez fachowe pisma do pierwszej 20-stki najlepszych woklistow rockowych. Ze po rozwiazniu Genesis stworzyl projekt/kapele Genesis Classic i koncertuje na calym swiecie graja ich repertuar. Ze ma wlasna kapele "Stiltskin", (American Beauty, kawalek znany z list przebojow, pochodzi w plyty Stiltskin "Unfulfillment") ze od pewnego czasu mieszka na stale w Poznaniu,  a przyczyna dla ktorej porzucil rodzinna Szkocje jest Malgosia. Tak! Malgosie maja tak moc! Widac te poznanskie wieksza niz szkockie Margarety.  
To byl bardzo fajny, dla mnie odkrywczy wieczor/koncert. Ray jest obdarzony swietnym glosem. Gra bdb na gitarze. Spiewa po angielsku, nie szkocku, dzieki czemu mozna wyslyszec kazde slowo, kazdy niuans tekstu. Jest przy tym fajnym, bezposrednim facetem, ktory bardzo natruralnie reaguje na reakcje publicznosci (Mali, moj kolega poprosil, zeby zagral "Drive all night" z repertuaru Bruce'a, a Ray wytlumaczyl, ze nie da sie z tego zrobic z jedna gitara), ktora pomimo chlodnego wieczoru goraco przyjela Raya. Wkrotce nowa plyta Raya Wilsona ze Stiltskin, ktora w odroznieniu od balladowej w klimacie "Unfulfillment" ma byc bardziej rockowa.  "Unfulfillment" jest w secie, ktory kupilem na koncercie. Podoba mi sie, wiec czekam na nastepna, mocniejsza.
Czekam takze na kolejne koncerty w Trojce. To dobre miejsce na spotkania z muzyka. Wejsciowke trzeba wydzwonic, potem zaplacic cale 5 zl i juz mozna uczestniczyc w czyms wyjatkowym, niepowtarzalnym.
Dlatego place abonament.

piątek, 22 czerwca 2012

Keith Richards i James Fox, "Życie", książka, autobiografia, 2012

Keith Richards i James Fox "Życie", 2012, książka, autobiografia

Zanim ksiazka pokazala sie na naszym rynku, przeczytalem, ze Mick Jagger mial powiedziec po zapoznaniu sie z jej tresca [wlasnie Niemcy strzelili brame Grekom, szkoda], ze nigdy wiecej nie stanie na scenie z Keithem. Od razu uprzedzam, to pure mareketing. Widac Mick chcial podbic sprzedaz ksiazki, bo nic obrazoburczego w niej nie ma, bo przeciez stwierdzenie Keitha, ze Mick ma malego ptaszka, a duze cojones jest niewinne, uwagi Keitha na temat wybujalego ego Micka, zarty z przyjecia tytulu szlacheckiego sa powszechnie znane, nie sa nowoscia.
Przyczyna dla ktorej przeczytalem te ksiazke byl/jest podziw dla facetow tworzacych rock maszyne - The Rolling Stones. Tyle lat, tyle prochow, tyle kobiet, a oni nadal nagrywaja, jezdza w trasy. Nigdy nie bylem wielkim fanem tej kapeli. Jednak tak jak pewnie wiekszosc osob sluchajacych rocka nie bylem obojetny na ich dokonania. W mojej skromnej kolekcji winyli jest Sticky Fingers (ta z okladka Warhola, z suwakiem), a 1995 roku w sierpniu bylem na ich koncercie w Budapeszcie na Nepstadion w czasie Voodoo Lounge Tour. Biorac ksiazke do reki wrzucilem na talerz gramofonu zdartego winyla, wprowadzielm sie w odpowiedni nastroj i zabralem za lekture.
Ksiazka mnie nie pochlonela, ale przeczytalem z zainteresowaniem. Glownie dlatego, ze to podroz po 40 letniej historii muzyki rockowej. Czasami ilosc faktow, dat, nazwisk az przytlacza, budzac podziw dla pamieci Keitha. W duzej mierze to to rzecz o milosci do muzyki, o muzycznych poszukiwaniach, dazeniu do perfekcji w opanowaniu gitary. Czasami bardzo techniczne wywody na temat strojenia, chwytow, bicia, rytmu i innych niuansow zwiazanych bezposrednio z gra.  Zaskakujaca jest wiedza Keitha na temat najnowszej historii. Jednak Richardsa wspieral w pisaniu James Fox [Grecy strzelili brame Niemcom, huuura], dziennikarz, z ktorym znaja sie od lat 70-tych. [Niecmcy strzelili brame Gremom, cholera]. Sadze, ze wiele z tej wiedzy to jego zasluga, ale styl, sposob narracji, slownictwo, te pochodza bez [Niemcy strzelili trzecia brame, cholera] watpienia od Keitha. Rock&rollowe zycie. Ciagle w podrozy, w konflikcie, otwartej wojnie z owczesnym establishmentem. A przy okazji masa muzyki, szacunek srodowiska, pewne miejsce w Hall of Fame rocka.  Jakis czas temu widzialem [Niemcy strzelili czwarta bramke; Grecja na kolanch] film Martina Scorsese "Rolling Stones w blasku swiatel" (2008). To swietnie sfilmowany koncert Stonsow przetykany wywiadami z czlonkami zespolu. Keith nie pozuje tam na gwiazde. Okresla siebie jaki przecietnego gitarzyste, ktory dopiero w duecie z drugim, Ronnie Woodem tworza najlepsza, najlepiej zgrana pare gitar na globie.  Podobnie jest w ksiazce. Keith nie przypisuje sobie wielkich odkryc i dokonan muzycznych. Jawi sie bardziej jako tytan pracy, wieczny poszukiwacz, niezmordowany eksperymentator szukajacy tajemnic brzmien i chwytow uslyszanych u innych muzykow.
Jesli kogos z Was intersuje ciemna strona [karny dla Grekow, brama, 4:2 dla Niemcow] Keitha - prochy, to jest ich az nadto. Pisze o destrukcji, upodleniu. Skupia sie na sobie, zapomina o cierpieniach i tragedii ktora przezywaja bliskie mu osoby, w tym dzieci.
Ksiazka nie tylko dla fanow Stonsow, chociaz jesli ktos szuka w autobiografiach przeslania, wskazowki, moralu to nie jest to wlasciwa ksiazka. Jest w niej jak sadze mnostwo prawdy o rock&rollowym zyciu, ale uczesanej. Cenna i wazna pozycja dla tych, ktorzy interesuja sie muzyka, jej historia, niezly apokryf na czesc Jacka Danielsa, a o koncercie w Warszawie w 1967 ani slowa...

czwartek, 14 czerwca 2012

Beth Hart, MDK Batory, Chorzów, koncert, 2012.06.14

Koncert Beth Hart, MDK Batory, Chorzów, 2012.06.14, live


Ciekawe czy bylo slychac w Warszawie? W Chorzowie bylo!
Pare minut po 20:00 rozpoczal sie koncert amerykanskiej bluesowo-rockowej wokalistki Beth Hart znanej w Polsce glownie dzieki nagranej i wydanej w 2011 roku wspolnie z Joe Bonamassa plycie  "Don't explain".
To byla EKSPLOZJA!  (wiecej o moich wrazeniach z koncertu napisze wieczorem; kto nie byl niech zaluje, ale to se ne vrati, wiec moze miast zalowac lepej skoczyc do sklepu po "Don't explain", warto).
Piatkowy wieczor. W odtwarzaczu mam kupiona na koncercie CD/DVD "37 days" i kontynuuje o wrazeniach. Ma dosc niski glos o lekko przyciemnionej barwie. Potezny! Porusza sie bluesowo-rockowych klimatach z ogromna swoboda. Nie tylko spiewa, lecz takze komponuje i gra. Koncert zaczela bardzo mocno. Byla to jedna z jej wlasnych kompozycji z plyty "37 days". Nie musiala sie rozgrzewac. To publicznosc, ktora chociaz nie byla przypadkowa wymagala rozgrzewki, wejscia w odpowiedni kolys. Beth podzielila swoj koncert na 2 czesci. W pierwszej spiewala swoje rzeczy, w drugiej zdecydowanie lepiej znane covery z plyty nagranej z Joe Bonamassa "Don't explain". To wlasnie ta plyta zagrana przez Piotra Barona, a konkretnie kawalek "I'll take care of you" byla powodem dla ktorego natychmiast po uslyszeniu go w Trojce pognalem do sklepu zeby stac sie wlascicielm krazka. Cala plyta jest fantastyczna, rowna, a gitarowy kunszt Joe zestawiony z glosem Beth wspolbrzmia bardzo, bardzo dobrze. Mam ja w samochodzie od ponad pol roku i nadal z przyjemnoscia slucham jej w calosci katujac wszystkich znajomych. Jednak sie nie skarza! Jakis czas temu korzystalem z serwisu Night Drivers, a kierowca prowadzacy moje auto udzielil mi specjalnego rabatu za mozliwosc odsluchania "Don't explain". Tak go wciagnelo, ze stalismy pod domem, a on nie chcial wysiasc, czekajac do wybrzmnienia ostatniego utworu...  Beth wystapila ze swoja kapela w klasycznym, ascetycznym skladzie: perkusja, gitara basowa, gitara prowadzaca i ona sama w niektorych kawalkach na pianinie elektrycznym. Towarzyszacy jej faceci potrafia robic halas. Gitarzysta grajacy na roznych gitarach nie usilowal (na szczescie) nasladowac Joe Bonamassy. Gral swoje, a dzwiek jego gitary byl bardziej brudny, niechlujny, nie tak lkajacy jak solowe partie na plycie w wykonaniu Joe B. Muzycy wspierali Beth, ale na scenie rzadzila ONA. Co stanowilo o wyjatkowsci jej wokalu, decydowalo o sile tego wlasnie koncertu? Koncert byl szalenie intensywy. Beth dawala z siebie maksa nawet w wolnych, spokojnych utworach. Jest niebywale ekspresyjna, tak bardzo, ze porwnanie z Janis Joplin nasuwa sie samo. Takze dlatego, ze lekko zachrypniety zwlaszcza w gornych rejestrach glos takze przypomina Janis. Jednak w/g mojej opinii Beth jest obdarzona zdecydowanie lepszym glosem, ktorego uzywa z ogromna swoboda. Do tego swietnie sie rusza i jest fajna, zgrabna dojrzala (ur. 1972) kobieta. Kontakt z publicznoscia zlapala od samego wejscia, a ta widzac poziom jej zaangazowania, w podziwie dla jej kunsztu nie szczedzila jej owacji po praktycznie kazdym utworze. To byla super jazda! Zadnego falszu, zadnego udawania, mizdrzenia sie, chowania za kapela. Beth wie o czym spiewa nie ma co do tego watpliwosci. Poczytajcie jej rock&rollowy zyciorys. Jest niezwyklym zwierzeciem estradowym, stworzonym do wykonywania bluesowo-rockowego repertuaru. Na plytach brzmi swietnie. W odbiorze live literalnie POWALA! W swoim dotyczasowym zyciu spotkalem tylko jedna wokalistke (w kat. bules/rock), ktorej sluchalem z takim zacieciem. Nazywa sie Pat Benatar, a plyta (jasne, ze czarna), ktora mnie zmiotla - "Precious Time" zawierala takie hiciory jak "Promises in the Dark" i "Fire and Ice". To byl rock and roll wykonywany z ogromna pasja, niespotykana wowczas ekspresja, ktore uczynily z niej na przelomie lat 80-tych pierwsza dame rocka, daly kilka nagrod Grammy. Ale to byl rock and roll , ktory dzisiaj, zwlaszcza kapela brzmi ciut archaicznie. Muzyka ktora gra Beth to blues-rock, Beth ma zdecydowanie lepsze warunki glosowe no i mamy rok 2012. Gra sie i brzmi troche inczej. Jednak nadal chetnie slucham Pat Benatar, z rozrzewnieniem wspominam koncert w londynskim Odeonie, kawalki takie jak "Hell is for children" (z "Crimes of Passion") ciagle brzmia dobrze, a tekst jest niestety nadal aktualny.
Jedynym problemem w czasie koncertu Beth Hart bylo zbyt mocne moim zdaniem naglosnienie. Dla mnie wrecz na granicy bolu zwlaszcza w mocniejszych kawalkach. Troche mi to na poczatku przeszkadzalo. Nawet wiecej niz troche. Cala reszta byla W S P A N I A L A! Bylo warto pokonac ponad 600 km (w towarzystwie kumpla - Maliny, bylo latwiej zwlaszcza, ze to on prowadzil i to kurcze jak szybko, o 1:00 z postojem na kawe bylismy w W-wie; a w Trojce, w Bielszym Odcieniu Bluesa, Joe Bonamassa jako dopelnienie wieczoru), zeby uczestniczyc w tym wyjatkowym wydarzeniu.
To byla EKSPLOZJA!

czwartek, 7 czerwca 2012

Sarenka. (rowerowe)

Mama Sarna zostawila na chwile swoje dziecko. Pewnie poszla szukac ojca, zeby go pociagnac za alimenty. Znalzca sarenki - Jacek, zaniepokojony bliskoscia osiedla i licznie biegajacych psow, wezwal na pomoc Straz Miejska, ktora sprawnie przybyla na miejsce i wezwala mame sarne do natychmiastowego przybycia celem nalezytego wykonania obowiazkow rodzicielskich. A ojciec? Bierze i bimba!