niedziela, 23 lutego 2014

Le Grand Massif, Flaine 2014 (narciarskie)

Le Grand Massif, Flaine 2014 (narciarskie)

Gdzies tam daleko w dole miejscowość Flaine, a podświetlone
przez slonce góry to miejsce w którym się jeździ. A to tylko
jedna z wielu narciarskich miejscowości polozonych w Le
 Grand Massif spiętych wyciągami w jeden, 250 km, system. 
Nauczony zeszłorocznym doświadczeniem tym razem nie wzialem ze sobą plecaka. Nie usilowalem także odnaleźć tego ukradzionego w zeszłym roku. Cieszyłem się swiezym śniegiem i nieprzecietna uroda miejsca, w korym za sprawa uprzejmości Mara było nam dane ponownie mieszkac.
Męskie narty!
Ostry sprawdzian dla nog i wątroby.



Kiedy już wjedzie się na szczyt widoczny na poprzednim foto (2480 m) otwiera się widok na panoramę Alp.
Ci, którzy wstaja odpowiednio wcześnie moga zobaczyć UFO nad Mont Blanc (4810 m)

wtorek, 11 lutego 2014

Anthony Strong, live koncert, Studio Agnieszki Osieckiej, Trójka, niedziela 2014.02.09

Anthony Strong, live koncert, Studio Agnieszki Osieckiej, Trójka, niedziela 2014.02.09

W niedzielnym Teleekspresie pokazali kawalek clipu A. Stronga wraz z informacja, ze będzie koncertowal w Trojce. Spodobal mi się ten swingujący młodziak (nie taki młokos, 30  lat). Pomimo innych planow, zebrałem się w sobie i pojechałem do Trojki, żeby odsluchac go na zywo.
Koncert trwal ponad godzine, plus wykonywane solo bisy. Spiewal i gral swoje kompozycje wplatając w nie powszechnie znane standardy. Ten facet to rasowy showman. Bawil publiczność, zapraszal do aktywnego uczestnictwa, przepraszal, ze jeszcze nie zna polskiego i czując pozytywne wibracje wracal na scene, żeby grac, i grac, grac...

Anthony na klawiszach. Bas, saks, trabka, perkusja. Było
akustycznie, dosyć glosno, wyraźnie i selektywnie. Każdy
z instrumentow wyraźny, rozpoznawalny, podobnie jak
wokal i tekst. Wszystkim bardzo się podobalo. Było dobrze
muzycznie,a showmańskie popisy Anthonego były naturalne,
zabawne, miały klase. Calosc 100% profesjonalna.
Jazz, swing, czasem blues. Wszystko przyjemne dla ucha, mocno osadzone w tradycyjnych, amerykańskich wzorcach. Jestem swiezo po obejrzeniu "Deszczowej piosenki", wiec tym bardziej podobal mi się klimat tego co i jak robi A. Strong. Nie slyszalem na zywo Michaela Buble. Na plytach jest fantastyczny. A. Strong chyba nie jest  tak dobry wokalnie, ale uwaga! jest także pianista, kompozytorem, aranżerem. Czlowiek orkiestra, który w towarzystwie swojej kapeli dal klasowy, więcej niż przyjemny koncert.
Do tego było go stać na to, żeby po koncercie usiasc przy stoliku i w niewymuszony, naturalny sposób gaworząc z publicznoscia podpisywać swoja plyte, która była do kupienia (50 zl) po koncercie (a jakze!).
Tym sposobem stalem się posiadaczem najnowszego krazka A. Stronga "Stepping out" wraz ze stosownym autografem.
Przyjemne dzwieki, rasowy glos. Tradycja w nowoczesnym anturazu.
Fajne.

niedziela, 9 lutego 2014

Mobile Film Unit - w piwnicznej izbie.

Mobile Film Unit - w piwnicznej izbie.

Jazda na trenazerze jest
do bólu nudna, ale
ogladajac film daje rade.
Gdyby jeszcze Orange
umiało rozwiazac
problem z vod....
A - stary, ale jary odbiornik TV, 14", bez hdmi, gdy przejde na alternatywne zrodla filmow będę musial wymienić na jakiś monitor tak, żeby było możliwe podpiecie do komputera;
B - dekoder Orange; od czasu zainstalowania nowego-czarnego w miejsce starego-białego, vod przestalo dzialac; na poprzednim udało mi się z bolami obejrzeć 4 filmy;
C - odtwarzacz dvd; no-name za 100 zl, dzięki temu odtwarza kazda plyte niezależnie od rożnych bzdurnych ograniczeń "wbudowywanych" w plyty dvd;
D - podlaczenie do netu (WiFi nie siega do piwnicy) adapterem typu PLC (power linie communication), czyli net po kablu elektrycznym, polecam, działa znakomicie, trzeba mieć parke, koszt około 150 zl za kpl;
E - najważniejszy element - rozkładane krzesełko/modul niemowlęcy; przezylo 2 synow i wlasciwie bez zadnych modyfikacji swietnie sluzy jako podstwa MFU;
F - przednie kolo szosówki.

Tak zorganizowane (w komplecie sa jeszcze słuchawki z odpowiednim przedluzaczem) stanowisko do oglądania filmow powoduje, ze jest ono mobilne w zakresie wystarczajacym dla moich piwnicznych, trenazerowych potrzeb. Wszystko co potrzebne do oglądania jest w jednym miejscu gotowe do natychmiastowego odpalenia, a gdy niepotrzebne przesuwam pod sciane. Na dolnej polce wystraczająco dużo miejsca na komputer. To na okoliczność przejścia na alternatywne zrodla filmow. Przez chwile zastanawiałem się nad zastrzeżeniem tego rozwiązania jako wzor użytkowy, ale po namysle publikuje z mysla o wszystkich bikerach, którzy katuja się na trenazerach.
Katujcie laczac przyjemne z pożytecznym!

sobota, 8 lutego 2014

"Deszczowa piosenka" (Singin' in the Rain), reż. Stanley Donen, Gene Kelly, USA, 1952, dvd

"Deszczowa piosenka" (Singin' in the Rain), reż. Stanley Donen, Gene Kelly, USA, 1952, dvd

Wypożyczalnia vod Orange nadal martwa. Laczny czas moich telefonow z reklamacja przekroczyl dobrze ponad 4 godz. (jedna rozmowa to nie mniej niż 20 min.). Zaczynam powoli przyzwyczajać się do myśli, ze vod nie będzie dzialac poprawnie. Chcialem być legalny. Pozyczac, placic, tak, żeby tworcy filmow mieli z tego jakiś pieniążek. Zaczynam testować alternatywne zrodla pobierania filmow z netu. Stosowne wskazówki dostałem od pracowników telekomu... A maja tam oj dużo, lacznie z "Matka Joanna od Aniolow" (w vod nie ma tego filmu) od której miałem zacząć tegoroczny sezon dvd/trenazer, której na skutek zamkniecia lokalnej wypożyczalni dvd nadal nie widziałem.

Dlatego ponownie siegnalem do swoich priv zasobow i  pojechałem z "Deszczowa piosenka". Dluuuugo ja odkladalem, przesuwałem dając pierwszeństwo nowszym produkcjom.
Nie zaluje czasu poswieconego na jego obejrzenie.
Jestem pod wrazeniem!
Imponujaca sprawność aktorow jest godna podziwu. Fabula, dość prosta jak to w musicalu, jest jednak pelna autoironii, dystnasu do celebry rodem z Hollywood. Film zrobiony w dość typowej dla tego gatunku konwencji: "film o robieniu filmu" poza oczywistym wątkiem damsko-męskim pokazuje zmiany związane z wprowadzeniem do filmu dzwieku, co dla wielu aktorow było rzeczywistym dramatem, koncem kariery.
To znakomity, zabawny musical wszech czasów, który bawi i cieszy także teraz. Być może nawet bardziej niż wówczas kiedy był na ekranach, bo przecież powstal w szczycie popularności tego gatunku i takich filmow było cale mnóstwo. Teraz, wykopany z dna polki cieszy jeszcze bardziej, budzac uśmiech, kazac cieszyc oko i ucho znakomitymi sekwencjami piosenkarsko-tanecznymi, w tym słynnym tytułowym chlapaniem się w deszczu, niezaprzeczalnym kanonem sztuki filmowej.
Jest takich perełek więcej. Czasami można je uslyszec w radiu (radosne "Good morning") i rzadko zdajemy sobie sprawę, ze to wlasnie z tego filmu.
Wybitne kreacje. Popisy wokalno-taneczne najwzszej proby. Można nie lubic tego gatunku, ale "Deszczowa piosenke" zobaczyć trzeba.
 Koniecznie!

"Na wschód od Edenu" (East of Eden), reż. Elia Kazan, USA, 1955, dvd

"Na wschód od Edenu" (East of Eden), reż. Elia Kazan, USA, 1955, dvd

Orange nie potrafi uruchomić swojej usługi vod, z której chimerycznym działaniem zmagam się od ponad miesiąca. Groteska.
Pogoda na narte biegowa już się nie nadaje, wiec pozostaje trenazer.
Siegam na dno mojej priv kolekcji, a tam m.in. "Na wschód..."

Wykopalisko z roku 1955, które kiedyś kupiłem, bo wiadomo, kanon, widzieć wypada.
Wydawalo mi sie, ze kiedyś obejrzałem ten film, ale się myliłem.
Zaskakujaco slaby James Dean. Jego aktorskie emploi sprowadza się do chodzenia z opuszczona glowa, rzucaniem spojrzeń "spode łba".
Niedawno widziałem w tv fragmenty "Olbrzyma". Grał to samo i tak samo. Zenujaco slabo, zwłaszcza jak na legendę. Widac najbardziej skutecznym przepisem na bycie idolem to zagrac w 3 filmach i mlodo zginac. Najlepiej w samochodzie kupionym za honorarium za role w "Na wschod..."... Czy dobrze pamiętam, ze to było Porsche?
Ale chciałem ten film zobaczyc także dle Elii Kazana. Miałem w glowie i mam nadal zwłaszcza 2 jego filmy: "Goscie" i "Uklad". Znakomite. "Na wschod..." nie jest tak dobry, ale to przecież film zdecydowanie wcześniejszy, młodszy, wiec nie ma co krecic nosem.
Ogladajac troszke się nudziłem.
Coz. Archeologia.
Zdecydowanie nie na trenazer.

niedziela, 2 lutego 2014

"Dorwać gringo" (Get the Gringo), reż. Adrian Grunberg, USA, 2012, dvd

"Dorwać gringo" (Get the Gringo), reż. Adrian Grunberg, USA, 2012, dvd

Ten film to kolejne kupno z kosza przy kasie w jednym z elektromarketow. Bezposredni efekt kulawego działania orangeowego vod. Cos na trenazerze musze ogladac...
Wybor pomyślany wlasnie na trenazer.
Wybor trafiony.
Jasne, ze bzdura, ale zgodna z konwencja, dobrze zrobiona, sprawnie sfotografowana, z wartka fabula, fajna muzyka i Mel Gibson. To dla niego kupielem i obejrzałem ten film.
Nie zaluje. Od czasu pierwszego (zwłaszcza pierwszego) Mad Maxa lubie tego gościa.
A to, ze bzdura, ze takich filmow na peczki?
Na trenazer idealny!

sobota, 1 lutego 2014

"80 milionów" reż. Waldemar Krzystek, PL, 2011, vod Orange

"80 milionów" reż. Waldemar Krzystek, PL, 2011, vod Orange

VOD Orange zaczelo dzialac. Nadal nie jest doskonale, ale... Panowie fachowcy maja do mnie wpaść w poniedziałek, żeby stwierdzić co może być przyczyna "zaciec". Pewnie się dowiem, ze powinienem uzywac orangeowego routera livebox (wzial się i sypnal) nie TP-Linka, który zainstalowalem w jego miejsce. Przez telefon obiecali, ze mi wymienia dekoder na nowszy.
Pozyjemy, zobaczymy...

"80 milionow" opowiada historie ciekawa, bo prawdziwa. Fabula wlasnie jest w moim przekonaniu najmocniejsza strona tego filmu. Reszta niestety zdecydowanie slabsza pomimo, ze obsada, zwłaszcza drugoplanowa, w dużej części gwiazdorska.
Tam, gdzie trzeba było w pisaniu scenariusza (wspolscenarzysta jest reżyser) zastapic historie, tam zaczyna być slabo. I tak na przykład postac demonicznego SBeka fajnie zagrana przez Piotra Glowckiego jest przy okazji do bolu schematyczna i naiwna, podobnie jak grana przez J. Frycza postac oficera kontrwywiadu. Caly aparat "wadzy" jawi się jako banda nieudacznikow, pozalowania godnych glupkow, zdolnych do bicia w pysk, nieumiejących nic ponad tępe wykonywanie rozkazow.
Druga, solidarnosciowa strona, to honorowi, szlachetni ideowcy, którzy potrafią rozpoznać SBecka prowokacje, nawet jeśli jest ona jest calkiem atrakcyja, niekompletnie ubrana blondyną (cieniutko zagrana, slabo napisana rola E. Komarnickiej).

Westernowe podzialy akceptuje w westernach. W filmach, które maja ambicje opowiedzieć cos więcej, pokazac kawalek prawdy o naszej niedawnej historii, oddac (to jest niezle) PRL-owskie realia, które przez wielu zostały już zapomniane, takie proste schematy sa nie do przyjęcia.
Film jest do obejrzenia, bo takich filmow jest mało. Przy odrobinie wysiłku bylby zdecydowanie lepszy, głębszy, mocniejszy.
Szkoda, bo temat naprawdę fajny, godny kamery.

"Kobieta szpieg. Polka w służbie Jego Królewskiej Mości" (The Spy who Loved: the Secrets and Lives of Christine Granville, Britain`s First Female Special Agent of World War II), aut. Clare Mulley, 2013, książka

"Kobieta szpieg. Polka w służbie Jego Królewskiej Mości" (The Spy who Loved: the Secrets and Lives of Christine Granville, Britain`s First Female Special Agent of World War II), aut. Clare Mulley, 2013, książka

Wpadla mi gdzies w oko informacja o tej książce. Ksiazek, zwłaszcza anglojęzycznych o polskich dokonaniach w czasie II Wojny nigdy za wiele. Kupilem wiec (polskie wydanie) i przeczytałem.
Niestety z mozołem.

Ksiazka jest ciekawa. Jej autorka wykonala kawal dobrej roboty i warstwa faktograficzna nie budzi wątpliwości. Mnostwo przypisow i odniesien utwierdza czytelnika, ze lekcja z niebywalej historii naszej rodaczki Krystyny Skarbek została odrobiona na piatke.
Tragicznie przerwane zycie kobiety-agenta było fascynujące, wręcz niewiarygodne. Lista dokonan Christine jest niebywala i tylko fakt, ze pracowala dla specjalnych sluzb ankielskich tłumaczy, ze w szkolnych, polskich podręcznikach traktujących o II Wojnie nie ma o niej najmniejszej wzmianki. Może przyczyna jest także to, ze była kobieta wyzwolona, która traktowala mężczyzn przedmiotowo. Kobieta, która nie wahala się uzywac swoich atrybutow skutecznie negocjując ze swoimi angielskimi szefami udział w najbradziej niebezpiecznych misjach na tereny okupowanej Polski i Francji. Była kobieta pelna sprzeczności, żądną adrenaliny, nieumiejąca odnaleźć się w warunkach pokoju. Dla Polakow była angielskim agentem, dla Anglikow Polka o znacznych dokonaniach, z która jednak nie była wiadomo co począć, podobnie jak ze 150 tys. zolnierzy-Polakow, którzy nie chcieli wrocic do komunistycznej Polski słusznie obawiając się o swoje zycie.
Trzeba oddac autorce, ze nie zostawia suchej nitki na swoich rodakach opisując kolejne ich zdrady wobec Polski i Polakow. Przypomina o traktowaniu naszych słynnych pilotow, którzy z półbogów stali się po wojnie pariasami do których kierowano pisane na murach "Polacy do domu", którzy nie zasłużyli nawet na miejsce w brytyjskiej paradzie zwycięstwa.

Jednak mozoliłem się z ta ksiazka dość długo. Mysle, ze przyczyna jest bardzo przecietna jakość literacka książki, a ta jak sadze wynika ze słabego tlumacznia (Maciej Antosiewicz). To oczywiście jest moje wrazenie, które nie jest wsparte znajmoscia oryginalnego tekstu. Wydaje mi się, ze tłumaczenie zrobione jest na szybko. Czasami miałem wrazenie, ze zrobil je komputer, a człowiek tylko wygladzil toporny tekst. Cos jakby literaturę tlumaczyl przysiegly tłumacz tekstow technicznych wyspecjalizowany w prawie patentowym. Slowa i literki się zgadzają, tylko calosc jakos się nie klei, a niektóre zwroty, przymiotniki troszkę jakby wzięte z innej, patentowej bajki. Sprawdzilem jakie i ile książek ma rozkładzie M. Antosiewicz. Duzo, bo 27, wiec nie jest facetem znikad. Ale moim zdaniem (to ciagle podkreślam spekulacja, nie znam oryg. tekstu) w tym przypadku, chyba się nie przylozyl.

"Kobieta Szpieg" jest jedna z wielu anglojęzycznych ksiazek, wydanych w ostatnich latach mowiacych o męstwie polskich zolnierzy w okresie II Wojny: monumentalne dzielo "Rising '44: The Battle for Warsaw" N. Daviesa (nie udało mi się przez to przebrnąć), "Monte Cassino" M. Parkera (mam, wydanie PL, jeszcze nie czytałem i nadal odkładam, bo w sercu i glowie nosze "Bitwe o Monte Cassino" M. Wańkowicza i troszkę się boje, ze mi namiesza) oraz znakomita moim zdaniem "A Question of Honor: The Kosciuszko Squadron: Forgotten Heroes of World War II" L. Olson, S.Cloud, która przeczytałem w oryginale i fragmentami w polskim tlumczaniu. (Zrobila na mnie takie wrazenie, ze kupielm kilka egz. i przez pewien czas wreczalem w formie prezentu moim zagranicznym partnerom biznesowym, gdyż sławiac polskie dokonania zbrojne odwolywala się do naszych cech narodowych, które zdaniem autorow były podstawa niebywalej skuteczności polskich pilotow.)
"Kobieta szpieg" jest także ksiazka napisana przez kobiete o kobiecie z mysla bardziej o czytelniczkach niż czytelnikach (moim zdaniem oczywiście). Nie znaczy to jednak, ze zaluje czasu poswieconego na jej lekturę. Zal mi troche tabunu facetow, którym Krystyna skutecznie lamala serca pozostawiając ich w nieutulomym smutku po swoim odejsciu, podczas gdy ona po skutecznym skoku ze spadochronem mieszala w glowach (i nie tylko) kolejnym francuskim maquis, niemieckim esesmanom, brytyjskim tajnym agentom, serbskim pilotom, wegierskim dyplomatom, egipskim książętom itp. chętnie rzucając na odchodnym granatem, lub traktując natretow komandoskim nozem.
Uwiodla mnie zwłaszcza historia o jej nadprzyrodzonej (na pozor) umiejetnosci panowania nad szkolonymi w zabijaniu esesmańskimi owczarkami, które w kontakcie z nia w cudowny sposób z krwiożerczych bestii zmienialy się w lagodne pluszaki.
Jak to robila?
Ksiazka to wyjasnia, podobnie jak wiele innych tajemnic związanych z osoba Krystyny Skarbek, kobiety-szpiega, Polki w służbie Jego Królewskiej Mości.