Beth Hart, koncert, Warszawa - Proxima, niedziela 2014.03.30
To drugi koncert Beth Hart na którym byłem. Mam nadzieje, ze nie ostatni.
Becia jest wielka!
Dwa lata temu pojechałem z kumplem Maliną do Chorzowa, żeby na zywo odsluchac artystke, która popelnila wraz z J. Bonamassa nieprawdopodobna plyte "Don't explain". Za sprawa Trojki w osobie P. Barona plyta doleciała do mnie, a tytułowy kawalek porazil.
Tym razem Beth Hart przyjechala do W-wy (w Chorzowie już byla). Nie moglem odmowic sobie przyjemności posłuchania jej na zwywo, zwłaszcza, ze od czasu "Don't explain" wydala pare plyt, które slyszalem i mam. Może nie sa tak wspaniale jak ta pierwsza, zawierajaca covery znanych bluesowych standardow, ale sa o tyle ciekawe, ze zawierają kompozycje Beth, ktore zwłaszcza te balladowe, sa (moim zdaniem oczywiście) znakomite.
Nie wszystko na warszawskim koncercie mi się podobalo. Zwlaszcza kapela, która bywalo, ze nie nadazała za Beth, nie zawsze dorownywala temu co znam z plyty z J. Bonamassa; ale calosc była znakomita, a Becia podobnie jak w Chorzowie 2012 perfekcyjna.
Zasadnicza sila Beth Hart zwłaszcza w odbiorze na zywo jest jest nieprawdopodobna żwywiolowosc. Nie znam zadnej polskiej wokalistki spiewajacej z taka ekspresja. Jedyną do której można powrowanc Beth jest moim zdaniem Janis Joplin. Becia jest o kilka kresek poniżej Janis, ale to i tak pozimom, który powala, zachwyca. Nie jest ważne czy jest to wolna, spokojna ballada, czy dynamiczny, mocny, szybki rockowy kawalek. W każdy z nich Beth wkłada cala moc czyniąc przekaz autentycznym, niepowtarzalnym.
cdn... [pora spac]
niedziela, 30 marca 2014
sobota, 29 marca 2014
Włodek Pawlik Trio, koncert, CH Klif, Warszawa 2014.03.29
Włodek Pawlik Trio, koncert, CH Klif, Warszawa 2014.03.29
Wrazilem plyte w odtwarzacz. Leci sobie mile lechcac ucho.
Wracam do koncertu, który był fajnym dodatkiem, do intensywnej, pelnej slonca soboty.
Trio Wlodka Pawlika (bass, perkusja, fortepian) wydobywa z instrumentow takie dzwieki, ktorych sluchajac stajemy się lepsi, pogodni, łagodni. Grana przez nich muzyka jest usmiechnieta, melodyczna, a Trio porusza się lekko i latwo wśród swoich kompozycji, standardow, a także (a jakze!) nie gardzi buesem. To autentyczna przyjemność obcować z taka muzyka, takimi muzykami. Przy okazji Wlodek Pawlik jest facetem bardzo bezpośrednim, dowcipnym. Był konferansjerem, pianista, szefem calosci, nadzorując przy okazji ustawieniem naglosnienia, które jego zdaniem nie było idealne. Dalo się odczuc, ze pomimo szczególnych warunków w jakich koncerowali (centrum handlowe to jednak nie sala koncertowa) granie dla ludzi sprawialo im autentyczna przyjemność.
Zagrali standardy i utwory z kilku plyt Tria, w tym z nagrodzonej "Night in Calisia" oraz ze sciezki dzwiekowej filmu "Rewers". To wlasnie tam, na tym filmie zwrocielm uwagę na osobe Wlodka Pawlika, jego kunszt, który przywolywal dokonania Krzysztofa Komedy w "Nozu w Wodzie", filmie, który cenie bardzo wysoko.
Pelna optymizmu muzyka wykonana lekko, zadziornie i dwcipnie (niektóre koncowki miały odniesienie do ogolnie znanych, sławnych utworow muzycznych). Trio, gdzie sekcja rytmiczna jest nie tylko pulsem, rytmem, lecz zdolna do fajnych solowych odjazdow integralna czescia calosci, a na tym wszystkim lekkie klawisze W. Pawlika.
Szalenie mily wieczor, którego zwienczeniem była możliwości kupna plyt, pogadanie z Trio i oczywiście uzyskanie ich autografow.
Pelna profeska w wyluzowanej atmosferze.
Nie byliście? Żałujcie!
P.S.
Z kronikarskiego obowiązku dodam, ze koncert odbyl się po pokazie mody. Była to moda damska prezentowana jak się wydaje przez calkiem młode dziewczyny. "Jak się wydaje" bo tylko dwie istoty miały pupy i piersi, bedace w moim rozumieniu naturalnymi atrybutami kobiecej sylwetki. Reszta to jakies dziwadła przepuszczone przez wyzymaczke o plci trudnej do zidentyfikowania. Do tego chodzily w strasznie udziwniony sposób: nogi/biodra do przodu, tłów w łuk, szyja z glowa podana do przodu, czyli takie S. No i te miny... Wczesniej uczestniczyłem tylko w jednym pokazie mody, a był to pokaz damskiej bielizny. Modelki były daleko bardziej atrakcyjne, podobnie jak to, w co były ubrane. No i te miny... facetow, którzy stanowili 99% b. licznej widowni (sila rzeczy nie widziałem swojej).
Ale wtedy nie było koncertu Tria Wlodka Pawlika.
Wrazilem plyte w odtwarzacz. Leci sobie mile lechcac ucho.
Wracam do koncertu, który był fajnym dodatkiem, do intensywnej, pelnej slonca soboty.
Trio Wlodka Pawlika (bass, perkusja, fortepian) wydobywa z instrumentow takie dzwieki, ktorych sluchajac stajemy się lepsi, pogodni, łagodni. Grana przez nich muzyka jest usmiechnieta, melodyczna, a Trio porusza się lekko i latwo wśród swoich kompozycji, standardow, a także (a jakze!) nie gardzi buesem. To autentyczna przyjemność obcować z taka muzyka, takimi muzykami. Przy okazji Wlodek Pawlik jest facetem bardzo bezpośrednim, dowcipnym. Był konferansjerem, pianista, szefem calosci, nadzorując przy okazji ustawieniem naglosnienia, które jego zdaniem nie było idealne. Dalo się odczuc, ze pomimo szczególnych warunków w jakich koncerowali (centrum handlowe to jednak nie sala koncertowa) granie dla ludzi sprawialo im autentyczna przyjemność.
Trio podpisuje plyty, rozmawia z fanami chętnie robi z nimi foto. Konsumpcja sukcesu Grammy Award najlepiej smakuje w towarzystwie fanów. |
Pelna optymizmu muzyka wykonana lekko, zadziornie i dwcipnie (niektóre koncowki miały odniesienie do ogolnie znanych, sławnych utworow muzycznych). Trio, gdzie sekcja rytmiczna jest nie tylko pulsem, rytmem, lecz zdolna do fajnych solowych odjazdow integralna czescia calosci, a na tym wszystkim lekkie klawisze W. Pawlika.
Szalenie mily wieczor, którego zwienczeniem była możliwości kupna plyt, pogadanie z Trio i oczywiście uzyskanie ich autografow.
Pelna profeska w wyluzowanej atmosferze.
Nie byliście? Żałujcie!
P.S.
Z kronikarskiego obowiązku dodam, ze koncert odbyl się po pokazie mody. Była to moda damska prezentowana jak się wydaje przez calkiem młode dziewczyny. "Jak się wydaje" bo tylko dwie istoty miały pupy i piersi, bedace w moim rozumieniu naturalnymi atrybutami kobiecej sylwetki. Reszta to jakies dziwadła przepuszczone przez wyzymaczke o plci trudnej do zidentyfikowania. Do tego chodzily w strasznie udziwniony sposób: nogi/biodra do przodu, tłów w łuk, szyja z glowa podana do przodu, czyli takie S. No i te miny... Wczesniej uczestniczyłem tylko w jednym pokazie mody, a był to pokaz damskiej bielizny. Modelki były daleko bardziej atrakcyjne, podobnie jak to, w co były ubrane. No i te miny... facetow, którzy stanowili 99% b. licznej widowni (sila rzeczy nie widziałem swojej).
Ale wtedy nie było koncertu Tria Wlodka Pawlika.
niedziela, 23 marca 2014
"Podróżnik WC", aut. Wojciech Cejrowski, II wydanie 2010, książka
"Podróżnik WC", aut. Wojciech Cejrowski, II wydanie 2010, książka
Wojciech Cejrowski należy do tej kategorii osobnikow, których albo się kocha, albo nienawidzi. To dopiero pierwsza jego ksiazka, która przeczytałem i wcale nie dlatego tak pozno, ze go nienawidzę. Z tym kochaniem tez bym nie przesadzal, ale rzeczy które robil, które zostały w mojej pamięci, były/sa zapisem pozytywnym.
Dosc dawno temu w TV miał słynny "WC kawadrans" - autarski program komentujący owczesna rzeczywistość. Dlugo się nie ostal. W. Cejrowski walil na odlew, a ze walac niezbyt uwazal komu przywala, wiec go wzięli i wywali, bo nikt nie lubi być walony, zwłaszcza w programie o takim klozetowym tytule.
Potem miał swój program w radiowej Trojce, gdzie nie walil, tylko puszczal muzyke latynoska. W.C. tlumaczyl teksty piosenek, a ze ma dar do barwnego i dowcipnego opowiadania, niektóre tłumaczenia były naprawdę rozrywkowe. Hiszpanskojezyczna muzyka rodem z Ameryki Poludniowej, była swiezym powiewem, kolorowym piórkiem w dość szarej wówczas ramówce Trojki. Pomimo, ze W.C miał swój program w sobote lub w niedziele rano, czyli w godzinach/dniach w których jezdze na rowerku, czasmi, kiedy padalo udawalo mi się odsłuchac jego audycje. Bawilem się swietnie. Potem go zdjęli, potem wrocil, by ponownie zniknąć z anteny Trojki. Pewnie ci, którym przywalal w "WC kwadransie" mieli dobra pamięć i wraz ze zmiana ekip rzadowych przypominali W. Cejrowskiemu, gdzie jego miejsce...
Potem, a może rownolegle były książki i filmy podróżnicze. Filmy emitowane sa/byly rano w dni weekendowe, wiec raczej nie mam/mialem szans na ich oglądanie, a książki...
Z książkami jest tak, ze jakos nie moglem się do nich przekonać. Nie wiem co było powodem mojej niechęci do siegniecia po nie. Wielokrotnie wlazily mi w rece, kupowałem je na prezenty, ale sam zadnej nie przeczytałem.
Az do teraz.
Przypadek sprawil, ze kupiłem i zaczalem od pierwszej ever książki W. Cejrowskiego, która jest "Podroznik WC".
I było fajnie!
Napisana prostym, bezpośrednim jezykiem. Opisuje rozne doświadczenia/przygody, które byly udzialem autora, które spotykaly go w hiszpańskojezycznej strefie Ameryk. Bo W. Cejrowski biegle posluguje się hiszpańskim, i chociaż nie jest to jezyk literacki, jest wystarczajcy (lepszy) do tego, żeby się dogadać z kolumbijskimi handlarzami narkotykow, meksykanskim bandziorem, jak i gwatemalskimi Indianami. Przy okazji autor dzieli się z czytelnikami uwagami odnośnie prodrozowania w backpakerskim stylu, które zachecaja i osmielaja do podjęcia ryzyka, ruszenia w podróż, oddania się eksploracji na wlasna reke, za male pieniądze.
Niejako przy okazji W. Cejrowski odlatuje czasami w rejony "WC Kwadransa", wyrazajac swoje opinie m.in. o A. Kwaśniewskim, melodyce jezyka niemieckiego...
Ciekawe, czy jego książki stoja w bibliotece bylego Prezydenta, czy były przelozone na niemiecki, czy lata Lufthansą, lub przez niemieckie lotniska. Bo Cejrowski, oj, lubi przywalić!
Niewielka, 250 str., wydana malym formacie ksiazka jest pelna zdjęć, a ze czyta się latwo, jest idealną pozycja do wchloniecia przez jeden weekend.
Jej lektura jest dla mnie zacheta do czytania kolejnych książek W.C. Poza walorami czysto poznawczymi pisze lekko i dowcipnie, ze spora doza autoironii.
No i lubi przywalić...
Wojciech Cejrowski należy do tej kategorii osobnikow, których albo się kocha, albo nienawidzi. To dopiero pierwsza jego ksiazka, która przeczytałem i wcale nie dlatego tak pozno, ze go nienawidzę. Z tym kochaniem tez bym nie przesadzal, ale rzeczy które robil, które zostały w mojej pamięci, były/sa zapisem pozytywnym.
Dosc dawno temu w TV miał słynny "WC kawadrans" - autarski program komentujący owczesna rzeczywistość. Dlugo się nie ostal. W. Cejrowski walil na odlew, a ze walac niezbyt uwazal komu przywala, wiec go wzięli i wywali, bo nikt nie lubi być walony, zwłaszcza w programie o takim klozetowym tytule.
Potem miał swój program w radiowej Trojce, gdzie nie walil, tylko puszczal muzyke latynoska. W.C. tlumaczyl teksty piosenek, a ze ma dar do barwnego i dowcipnego opowiadania, niektóre tłumaczenia były naprawdę rozrywkowe. Hiszpanskojezyczna muzyka rodem z Ameryki Poludniowej, była swiezym powiewem, kolorowym piórkiem w dość szarej wówczas ramówce Trojki. Pomimo, ze W.C miał swój program w sobote lub w niedziele rano, czyli w godzinach/dniach w których jezdze na rowerku, czasmi, kiedy padalo udawalo mi się odsłuchac jego audycje. Bawilem się swietnie. Potem go zdjęli, potem wrocil, by ponownie zniknąć z anteny Trojki. Pewnie ci, którym przywalal w "WC kwadransie" mieli dobra pamięć i wraz ze zmiana ekip rzadowych przypominali W. Cejrowskiemu, gdzie jego miejsce...
Potem, a może rownolegle były książki i filmy podróżnicze. Filmy emitowane sa/byly rano w dni weekendowe, wiec raczej nie mam/mialem szans na ich oglądanie, a książki...
Z książkami jest tak, ze jakos nie moglem się do nich przekonać. Nie wiem co było powodem mojej niechęci do siegniecia po nie. Wielokrotnie wlazily mi w rece, kupowałem je na prezenty, ale sam zadnej nie przeczytałem.
Az do teraz.
Przypadek sprawil, ze kupiłem i zaczalem od pierwszej ever książki W. Cejrowskiego, która jest "Podroznik WC".
I było fajnie!
Napisana prostym, bezpośrednim jezykiem. Opisuje rozne doświadczenia/przygody, które byly udzialem autora, które spotykaly go w hiszpańskojezycznej strefie Ameryk. Bo W. Cejrowski biegle posluguje się hiszpańskim, i chociaż nie jest to jezyk literacki, jest wystarczajcy (lepszy) do tego, żeby się dogadać z kolumbijskimi handlarzami narkotykow, meksykanskim bandziorem, jak i gwatemalskimi Indianami. Przy okazji autor dzieli się z czytelnikami uwagami odnośnie prodrozowania w backpakerskim stylu, które zachecaja i osmielaja do podjęcia ryzyka, ruszenia w podróż, oddania się eksploracji na wlasna reke, za male pieniądze.
Niejako przy okazji W. Cejrowski odlatuje czasami w rejony "WC Kwadransa", wyrazajac swoje opinie m.in. o A. Kwaśniewskim, melodyce jezyka niemieckiego...
Ciekawe, czy jego książki stoja w bibliotece bylego Prezydenta, czy były przelozone na niemiecki, czy lata Lufthansą, lub przez niemieckie lotniska. Bo Cejrowski, oj, lubi przywalić!
Niewielka, 250 str., wydana malym formacie ksiazka jest pelna zdjęć, a ze czyta się latwo, jest idealną pozycja do wchloniecia przez jeden weekend.
Jej lektura jest dla mnie zacheta do czytania kolejnych książek W.C. Poza walorami czysto poznawczymi pisze lekko i dowcipnie, ze spora doza autoironii.
No i lubi przywalić...
"Wilk z Wall Street" (The Wolf of Wall Street), reż. Martin Scorsese, USA, 2013, nadal na ekranach
"Wilk z Wall Street" (The Wolf of Wall Street), reż. Martin Scorsese, USA, 2013, nadal na ekranach
A miałem isc i szedłem na "Grawitacje"... Chcialem zobaczyć film obsypany Oscarami, a za sprawa korkow w miescie trafiłem na największego przegranego tegorocznej oscarowej gali.
O "Wilku.." napisano wiele. Nie będę się silil na oryginalność.
Film bardzo mi się podobal.
L. DiCaprio plus towarzyszący mu aktorzy sa z n a k o m i c i! To co robia jest mistrzostwem swiata.
M. Scorsese nieprawdopodobny w swojej robocie, ponownie potwierdzający najwyzsza rezyserska klase. Postac kreowana przez DiCaprio (idealna rola dla niego) oraz temat nieuchronnie zmusza do porownan z Michaelem Douglasem i jego Gordonem Gekko z "Wall Street". "Wilk..." i "Wall Street" kaza się także zastanowić nad tym czym sa tzw. "rynki finansowe", czy "chciwość jest dobra", bo o ile "Wall Street" to fantazja scenrzystow, to "Wilk.." jest biografia, a pierwowzor nie był takim fajnym lajdakiem/cpunem jak ten w wydaniu L. DiCaprio.
Historia o której traktuje "Wilk..." dotyczy także, a może bardziej nas, naszego rynku. Wyglada bowiem na to, ze amerykanskie mechnizmy kontroli sa zdecydowanie bardziej skuteczne niż te znad Wisly. Slynne sprawy: WGI, notowane na Catalyst/NewConnect (niektóre) spolki, których jedynym jak się wydaje celem było zdobycie pieniędzy od naiwnych, wierzących w mechanizmy giełdowej kontroli inwestorów i tyle skuteczne co bezkarne wyprowadzenie ich z firmy (np. polski supresamochod, sprzedawca komputerow - Inwazjapc) daja do myslenia.
Naiwynych nie sieją. Chciwość rządzi i napędza ten biznes
.
Film trwa 3h. Nie nudziłem się nawet przez chwile.
"Nosil wilk razy kilka, ponieśli i wilka" - to niezly komentarz do tego filmu.
Z jednym warunkiem: ze wilk, owce i łąka będą w USA...
Ciekawe jak długo w warunkach PL trwaloby osądzenie np. takiego Bernarda Madoffa (w USA około 6 m-cy), zwłaszcza, gdy ma się w pamięci, ze sprawa WGI ma już chyba 10 lat...
A miałem isc i szedłem na "Grawitacje"... Chcialem zobaczyć film obsypany Oscarami, a za sprawa korkow w miescie trafiłem na największego przegranego tegorocznej oscarowej gali.
O "Wilku.." napisano wiele. Nie będę się silil na oryginalność.
Film bardzo mi się podobal.
L. DiCaprio plus towarzyszący mu aktorzy sa z n a k o m i c i! To co robia jest mistrzostwem swiata.
M. Scorsese nieprawdopodobny w swojej robocie, ponownie potwierdzający najwyzsza rezyserska klase. Postac kreowana przez DiCaprio (idealna rola dla niego) oraz temat nieuchronnie zmusza do porownan z Michaelem Douglasem i jego Gordonem Gekko z "Wall Street". "Wilk..." i "Wall Street" kaza się także zastanowić nad tym czym sa tzw. "rynki finansowe", czy "chciwość jest dobra", bo o ile "Wall Street" to fantazja scenrzystow, to "Wilk.." jest biografia, a pierwowzor nie był takim fajnym lajdakiem/cpunem jak ten w wydaniu L. DiCaprio.
Historia o której traktuje "Wilk..." dotyczy także, a może bardziej nas, naszego rynku. Wyglada bowiem na to, ze amerykanskie mechnizmy kontroli sa zdecydowanie bardziej skuteczne niż te znad Wisly. Slynne sprawy: WGI, notowane na Catalyst/NewConnect (niektóre) spolki, których jedynym jak się wydaje celem było zdobycie pieniędzy od naiwnych, wierzących w mechanizmy giełdowej kontroli inwestorów i tyle skuteczne co bezkarne wyprowadzenie ich z firmy (np. polski supresamochod, sprzedawca komputerow - Inwazjapc) daja do myslenia.
Naiwynych nie sieją. Chciwość rządzi i napędza ten biznes
.
Film trwa 3h. Nie nudziłem się nawet przez chwile.
"Nosil wilk razy kilka, ponieśli i wilka" - to niezly komentarz do tego filmu.
Z jednym warunkiem: ze wilk, owce i łąka będą w USA...
Ciekawe jak długo w warunkach PL trwaloby osądzenie np. takiego Bernarda Madoffa (w USA około 6 m-cy), zwłaszcza, gdy ma się w pamięci, ze sprawa WGI ma już chyba 10 lat...
sobota, 22 marca 2014
Żabusia i Żabencja, lato na wiosne, czyli anomalia w przyrodzie, 2014.03.22
Żabusia i Żabencja, lato na wiosne, czyli anomalia w przyrodzie, 2014.03.22
To, ze w przyrodzie dzieje się cos dziwnego widać, slychac i czuc! Krotka, lagodna zima, nadspodziewanie wysokie temperatury w szczególny sposób wplywaja na przyrodę. Niektóre zwierzęta rosna w zastraszjacym tempie. Jeśli proces będzie postepowal z ta sama szybkoscia rodzaj ludzki JEST zagrozony.
2014.03.23
Okiem przyrodnika amatora anomalii w przyrodzie ciag dalszy. O żmijach, wężach i nauce pływania.
Dzisiejsza wizyta nad lokalnym bajorkiem wprowadzila nas w stan zadumy. Żaby stadnie ucza się plywac! Mniejszy osobnik wskakuje na grzbiet większego i daja razem nura. Często odbywa się to w towarzystwie 1-2 mniejszych osobnikow, które widać żądne wiedzy i treningu starają się strącić pobierającego nauki gorliwca, zająć jego miejsce na grzbiecie nauczycielki. Z całej okolicy do stawu na nauki ciagna rzesze żab, które chcąc dostać się na lekcje, w amoku pchaja się pod kola rowerow; trzeba ogromnej staranności i uwagi, żeby ich nie rozjechać. Doprawdy podziwu godny pęd do wiedzy! Weźcie swoje dziatki, pokażcie im jak wygląda prawidłowy stosunek do nauki! Wiedza oparta o przykłady swietnie się utrwala, gładko wchodzi do glowy. Na najblizsza lekcje przyrody i/lub WFu (zwłaszcza na basenie) jak znalazł!
Jeszcze wczoraj, mala, zmarznieta uczaca się plywac w lokalnym bajorku żabusia.... |
...a już dzisiaj wielka, dorodna żabencja! |
2014.03.23
Okiem przyrodnika amatora anomalii w przyrodzie ciag dalszy. O żmijach, wężach i nauce pływania.
Dzisiejsza wizyta nad lokalnym bajorkiem wprowadzila nas w stan zadumy. Żaby stadnie ucza się plywac! Mniejszy osobnik wskakuje na grzbiet większego i daja razem nura. Często odbywa się to w towarzystwie 1-2 mniejszych osobnikow, które widać żądne wiedzy i treningu starają się strącić pobierającego nauki gorliwca, zająć jego miejsce na grzbiecie nauczycielki. Z całej okolicy do stawu na nauki ciagna rzesze żab, które chcąc dostać się na lekcje, w amoku pchaja się pod kola rowerow; trzeba ogromnej staranności i uwagi, żeby ich nie rozjechać. Doprawdy podziwu godny pęd do wiedzy! Weźcie swoje dziatki, pokażcie im jak wygląda prawidłowy stosunek do nauki! Wiedza oparta o przykłady swietnie się utrwala, gładko wchodzi do glowy. Na najblizsza lekcje przyrody i/lub WFu (zwłaszcza na basenie) jak znalazł!
niedziela, 16 marca 2014
"Kamienie na szaniec", reż. Robert Gliński, film, PL, 2014, właśnie w kinach
"Kamienie na szaniec", reż. Robert Gliński, film, PL, 2014, właśnie w kinach
W kinach taki wysyp filmow, ze wybor, oj! ciezki. Kierowany kontrowersjami wokół "Kamieni na szaniec", zdecydowałem się na obejrzenie tego wlasnie tytułu.
Nie zaluje.
Film jest niezly, kontrowersje wydumane, mnie się podobal.
Dobrze, ze powstają takie filmy, które bez specjalnego zadęcia pokazuja tamta, okupacyjna rzeczywistość. Wierze, ze tak to musiało wygladac - dzieciaki kontra zawodowa, niemiecka armia, okupacyjny, perfekcyjny nazi-aparat i polskie podziemie, którego czescia były Szare Szeregi. Harcerze, którzy jeszcze chwile wcześniej byli beztroskimi nastolatkami w przyspieszonym tempie chcą/musza wyrosnąć z krótkich spodenek/podkolanowek, stać się zolnierzami. Sila rzeczy nie sa, nie moga być profesjonalnym komando, które ze stenami w rekach, w stylu "Bekartow wojny" utylizuje kolejne bataliony Niemcow. Sa przecież nieporadnymi malolatami, pelnymi obaw, moralnych rozterek, szukającymi autorytetow, opoki pozwalającej odnaleźć się w sytuacji w której postawila ich Historia.
Są sceny przeszarżowane (moim zdaniem), poziom gry młodych aktorow rozny, ale calosc OK. To film dla mlodziakow nie kombatantow, podobnie jak koncerty w rocznice Powstania Warszawskiego organizowane przy/przez Muzeum Powstania.
Od kilknastu lat wraca szacunek/etos należny tym, którzy walczyli z niemiecka okupacja/terrorem. "Umarłych wieczność dotąd trwa, dokąd pamięcią im się płaci" (to nasza noblistka)
Niech to będzie pamięć współczesnych nastolatkow!
Niezaleznie od niefortunnych wypowiedzi niektórych politykow (wierzę, ze radośnie i gęsto ćwierkający Radek Sikorski, którego wyraźnie swierzbia pazury, pomyśli 2x zanim machnie kolejna bzdure na Twitterze odnośnie Powstania) golym okiem widać, ze wspolczesna mlodziez szuka i znajduje wlasciwe wzorce postaw/zachowan. Bo "Kamienie na szaniec" to także pytanie: a co by bylo gdyby? To może się wydawac zupełnie bez sensu, ale w jakiś sposób odebrałem ten film jako przypadkowe, ale jednak, nawiązanie do tego co dzieje się na Ukrainie...
Zylismy w blogim przeswiadczeniu, ze ZŁE nie ma szans, a tu proszę... Moment, chwila i historia zatacza kolo wracajac do nas z nieoczekiwana bezwzglednoscia brutalnie przypominając o anschlussie Austrii i Czech przy braku reakcji tzw. zachodniego swiata. Deja vu?
"Kamienie na szaniec" jest filmem kierowanym do młodzieży. Wezcie swoje dzieciaki (bez dziatek tez można), idźcie do kina. Najlepiej we srode, bo w srody bilety kosztują 1/2 ceny. Idac nie spieszcie się zbytnio. Reklamy i zajawki trwaja około 25 min. (niezla przesada, kpina, naduzycie) wiec spokojnie, bez pospiechu.
Poczekajcie na końcowe napisy. "Pod nimi" leci piosenka napisana/skomponowana przez Dawida Podsiadłę (młodziak, wygral jeden z programów "talent show"), która od dłuższego czasu jest reklama-pilotem "Kamieni na szaniec". Warto posluchac tekstu.
W kinach taki wysyp filmow, ze wybor, oj! ciezki. Kierowany kontrowersjami wokół "Kamieni na szaniec", zdecydowałem się na obejrzenie tego wlasnie tytułu.
Nie zaluje.
Film jest niezly, kontrowersje wydumane, mnie się podobal.
Dobrze, ze powstają takie filmy, które bez specjalnego zadęcia pokazuja tamta, okupacyjna rzeczywistość. Wierze, ze tak to musiało wygladac - dzieciaki kontra zawodowa, niemiecka armia, okupacyjny, perfekcyjny nazi-aparat i polskie podziemie, którego czescia były Szare Szeregi. Harcerze, którzy jeszcze chwile wcześniej byli beztroskimi nastolatkami w przyspieszonym tempie chcą/musza wyrosnąć z krótkich spodenek/podkolanowek, stać się zolnierzami. Sila rzeczy nie sa, nie moga być profesjonalnym komando, które ze stenami w rekach, w stylu "Bekartow wojny" utylizuje kolejne bataliony Niemcow. Sa przecież nieporadnymi malolatami, pelnymi obaw, moralnych rozterek, szukającymi autorytetow, opoki pozwalającej odnaleźć się w sytuacji w której postawila ich Historia.
Są sceny przeszarżowane (moim zdaniem), poziom gry młodych aktorow rozny, ale calosc OK. To film dla mlodziakow nie kombatantow, podobnie jak koncerty w rocznice Powstania Warszawskiego organizowane przy/przez Muzeum Powstania.
Od kilknastu lat wraca szacunek/etos należny tym, którzy walczyli z niemiecka okupacja/terrorem. "Umarłych wieczność dotąd trwa, dokąd pamięcią im się płaci" (to nasza noblistka)
Niech to będzie pamięć współczesnych nastolatkow!
Niezaleznie od niefortunnych wypowiedzi niektórych politykow (wierzę, ze radośnie i gęsto ćwierkający Radek Sikorski, którego wyraźnie swierzbia pazury, pomyśli 2x zanim machnie kolejna bzdure na Twitterze odnośnie Powstania) golym okiem widać, ze wspolczesna mlodziez szuka i znajduje wlasciwe wzorce postaw/zachowan. Bo "Kamienie na szaniec" to także pytanie: a co by bylo gdyby? To może się wydawac zupełnie bez sensu, ale w jakiś sposób odebrałem ten film jako przypadkowe, ale jednak, nawiązanie do tego co dzieje się na Ukrainie...
Zylismy w blogim przeswiadczeniu, ze ZŁE nie ma szans, a tu proszę... Moment, chwila i historia zatacza kolo wracajac do nas z nieoczekiwana bezwzglednoscia brutalnie przypominając o anschlussie Austrii i Czech przy braku reakcji tzw. zachodniego swiata. Deja vu?
"Kamienie na szaniec" jest filmem kierowanym do młodzieży. Wezcie swoje dzieciaki (bez dziatek tez można), idźcie do kina. Najlepiej we srode, bo w srody bilety kosztują 1/2 ceny. Idac nie spieszcie się zbytnio. Reklamy i zajawki trwaja około 25 min. (niezla przesada, kpina, naduzycie) wiec spokojnie, bez pospiechu.
Poczekajcie na końcowe napisy. "Pod nimi" leci piosenka napisana/skomponowana przez Dawida Podsiadłę (młodziak, wygral jeden z programów "talent show"), która od dłuższego czasu jest reklama-pilotem "Kamieni na szaniec". Warto posluchac tekstu.
sobota, 15 marca 2014
"Poza schematem. Sekrety ludzi sukcesu" (Outliers. The story of success), aut. Malcom Gladwell, 2010
"Poza schematem. Sekrety ludzi sukcesu" (Outliers. The story of success), aut. Malcom Gladwell, 2010
Rekomendacja, nie przypadek sprawila, ze siegnalem po te ksiazke. Pochodzila od człowieka obudowanego tytułami naukowymi, praktyka biznesu, coacha, szefa firmy w której kiedyś pracowałem, dobrego znajomego, który w trakcie jednej z rozmow wspomniał o roznicach pomiędzy "kultura pszenicy" i "kultura ryzu".
Zabrzmialo intrygująco na tyle, dopytałem o zrodlo wiedzy na temat podzialu swiata na pszeniczny i ryzowy i dowiedziałem sie o M. Gladwellu.
Ksiazek o ludziach skucesu jest mnóstwo. Jest ich chyba tyle co Harlequinow. Widac żądza sukcesu ma moc podobna do potrzeby milosci, dając niezle zarobić autorom.
"Poza schematem...." nie jest jednak ksiazka-przewodnikiem, podręcznikiem-doradca wskazujaca jak odnieść sukces.
To ksiazka mowiaca o tym skad zdaniem autora bierze się sukces.
Bo większość z nas myśli, ze za ogromnymi majatkami, spektakularnymi osiagnieciami ludzi znanych z list Forbesa, pierwszych stron gazet stoi glownie przypadek/szczęście. Autor dowodzi, ze te elementy maja także znaczenie, ale drugorzędne. Zdecydowanie ważniejsze jest to skąd przychodzą ci sławni/bogaci, kiedy się urodzili, w jakiej kulturze wychowali, jak pilnie i ciężko cwiczyli/trenowali.
Podobala mi się ta ksiazka. Autor wykonal sporą robote analizując mnóstwo danych statystycznych. Przywolal sporo roznych szalenie ciekawych badan i doswiadczen socjologicznych, które staraly się opisac, uchwycić i zdefiniować fenomen sukcesu. Podal wiele przykladow dowodząc, ze tropiąc zrodla skucesu trzeba być interdyscplinarnym fachowcem potrafiącym np. znajdować przyczyny niebywalej dlugowiecznosc konkretnej populacji wloskich emigrantow w ich zachowaniach społecznych, chociaż dieta, klimat, geny itp. wydawaly się być oczywistymi odpowiedziami.
(Pare dni temu slyszalem w Trojce w "Instrukcji obslugii człowieka" Grazyny Dobroń, ze ktoś badal tzw. oazy dlugowiecznosci. Okazalo się, ze jest ich kilka, a wsord nich jest Sardynia, a przyczyna dla której ludzie, zyja tam długo jest głownie tradycyjny, wloski "socjalizing", który kaze im się często spotykać, dyskutować i glosno, szczerze smiac. Tak na maksa, az do rechotu.)
M. Gladwell napisał pare książek. Na skrzydełku czytam, ze prawa do sfilmowania książki "Blysk" kupil Universal. Pewnie ta będzie nastepna, która przeczytam. Jednak w międzyczasie rozglądam się za intensywnymi kursami chińskiego. Z "Poza schematem" wynika bowiem, ze kultura ryzu ma mocniejsze podstawy i lepsza pozycje do dominacji na tymi co wyszli z kultury pszenicy....
Rekomendacja, nie przypadek sprawila, ze siegnalem po te ksiazke. Pochodzila od człowieka obudowanego tytułami naukowymi, praktyka biznesu, coacha, szefa firmy w której kiedyś pracowałem, dobrego znajomego, który w trakcie jednej z rozmow wspomniał o roznicach pomiędzy "kultura pszenicy" i "kultura ryzu".
Zabrzmialo intrygująco na tyle, dopytałem o zrodlo wiedzy na temat podzialu swiata na pszeniczny i ryzowy i dowiedziałem sie o M. Gladwellu.
Ksiazek o ludziach skucesu jest mnóstwo. Jest ich chyba tyle co Harlequinow. Widac żądza sukcesu ma moc podobna do potrzeby milosci, dając niezle zarobić autorom.
"Poza schematem...." nie jest jednak ksiazka-przewodnikiem, podręcznikiem-doradca wskazujaca jak odnieść sukces.
To ksiazka mowiaca o tym skad zdaniem autora bierze się sukces.
Bo większość z nas myśli, ze za ogromnymi majatkami, spektakularnymi osiagnieciami ludzi znanych z list Forbesa, pierwszych stron gazet stoi glownie przypadek/szczęście. Autor dowodzi, ze te elementy maja także znaczenie, ale drugorzędne. Zdecydowanie ważniejsze jest to skąd przychodzą ci sławni/bogaci, kiedy się urodzili, w jakiej kulturze wychowali, jak pilnie i ciężko cwiczyli/trenowali.
Podobala mi się ta ksiazka. Autor wykonal sporą robote analizując mnóstwo danych statystycznych. Przywolal sporo roznych szalenie ciekawych badan i doswiadczen socjologicznych, które staraly się opisac, uchwycić i zdefiniować fenomen sukcesu. Podal wiele przykladow dowodząc, ze tropiąc zrodla skucesu trzeba być interdyscplinarnym fachowcem potrafiącym np. znajdować przyczyny niebywalej dlugowiecznosc konkretnej populacji wloskich emigrantow w ich zachowaniach społecznych, chociaż dieta, klimat, geny itp. wydawaly się być oczywistymi odpowiedziami.
(Pare dni temu slyszalem w Trojce w "Instrukcji obslugii człowieka" Grazyny Dobroń, ze ktoś badal tzw. oazy dlugowiecznosci. Okazalo się, ze jest ich kilka, a wsord nich jest Sardynia, a przyczyna dla której ludzie, zyja tam długo jest głownie tradycyjny, wloski "socjalizing", który kaze im się często spotykać, dyskutować i glosno, szczerze smiac. Tak na maksa, az do rechotu.)
M. Gladwell napisał pare książek. Na skrzydełku czytam, ze prawa do sfilmowania książki "Blysk" kupil Universal. Pewnie ta będzie nastepna, która przeczytam. Jednak w międzyczasie rozglądam się za intensywnymi kursami chińskiego. Z "Poza schematem" wynika bowiem, ze kultura ryzu ma mocniejsze podstawy i lepsza pozycje do dominacji na tymi co wyszli z kultury pszenicy....
niedziela, 9 marca 2014
Holendrowanie na Narodowym, czyli stadiony piłkarskie na lodowiska! 2014.02.10
Holendrowanie na Narodowym, czyli stadiony piłkarskie na lodowiska! 2014.02.10
Zanim Szkoci złoili skore naszej narodowej reprezentacji w pilce nożnej na Stadionie Narodowym (jakos się nie zdziwiłem; mecz był nudny jak flaki, zasnalem; zanim jednak Morfeusz zabral mnie do swojego królestwa pomyslalem sobie, ze dla podniesienia widowiskowości Szkoci powinni jednak grac w spodniczkach oczywiscie bez bielizny [kobyzy w szatni]; mysle, ze to jakze oczywiste przecież rozwiązanie przyspozyloby Szkotom mnóstwa wiernych fanek [zwłaszcza] i już nigdy nie musileliby się matrwic wynikami sprzedaży biletow, wynikami meczów także; dla naszych Orłów nie mam żadnej prostej recepty, poza sugestia, ze może pora wydepilowiac posklejane żelem piora [na takich skrzydłach nie da się latac] i wskoczyć na jakiś czas do kurnika celem odbycia stosownej resocjalizacji), zanim udałem się w na narty, odwiedzilem Narodowy celem sprawdzenia jak się tam jeździ na lyzwach (i oczywiście w celu obejrzenia Nardowego od wewnątrz).
Bo jazda na łyżwach TO jest TO!
W czasach mojej młodszej mlodosci na każdym podworku było lodowisko. Lokalny dozorca przy naszej pomocy reguralnie, późnym wieczorem lał wode żeby odswiezyc tafle, na której praktycznie każdego wieczora (administracja dbala o oświetlenie) rozgrywane były mecze hokejowe podwórko na podwórko. W wiekszosci dzielnic było kilka większych lodowisk, ktore wraz z oświetleniem, naglosnieniem, bufetem w każdy weekend stawaly się lokalnymi centrami rozrywki, miejscami spotkan. Ta tradycja została gdzies zagubiona (lekkie zimy?), a dopiero niedawno dotarlo do mnie, ze mam tuz obok sztuczne lodowisko... no i łyżwy wrócily do mnie. Na dobre.
W tzw. międzyczasie wyciagalem swoje stare hokeje, żeby nauczyć synow poruszania się po lodzie.
To fajny relaks.
Potem doleciało do mnie, ze na Narodowym uruchamiają lodowisko, wiec szybko kupiłem bilet, żeby doswiadczyc jazdy na największym (2 tys. m/kw) lodowisku w PL. Było niezle, chociaż trochę za krotko (1h15min/10 zl.) i zbyt tłoczno. Nie ma jednak co narzekac, bo w sumie było przyjemnie. Gdyby jeszcze grali lepsza (lub cichsza) muzyke (musialem swoja odkrecic na maksa).
A zaraz potem była Olimpiada i spektakularne zwycięstwa/medale naszych łyżwiarek/łyżwiarzy szybkich. Złoto, srebro, brąz w dyscyplinie, która nie ma w PL żadnego krytego obiektu, praktycznie żadnego zaplecza treningowego.
Mamy za to cale mnostwo stadionow piłkarskich, a nasza druzyna narodowa paradoksalnie klasyfikowana jest w okolicach 70 miejsca na swiecie...
A gdyby tak czesc tych stadionow przerobić/zaadoptować na potrzeby lyzwiarzy szybkich? Mysle, ze polska pilka nozna specjalnie by tego nie odczula, a lyzwiarze zdecydowanie tak!
Stadiony-tory lodowe moglby także sluzyc lyzwiarzom figurowym oraz jako hale widowiskowo/sportowe ogolnego przeznaczenia. Profi mieliby miejsce na swoje treningi, ludność moglaby sobie poholendrowac i może nawet udaloby uczynic te obiekty rentownymi... czyli:
Stadiony piłkarskie na lodowiska!
Piłka nożna na błonia!
Zanim Szkoci złoili skore naszej narodowej reprezentacji w pilce nożnej na Stadionie Narodowym (jakos się nie zdziwiłem; mecz był nudny jak flaki, zasnalem; zanim jednak Morfeusz zabral mnie do swojego królestwa pomyslalem sobie, ze dla podniesienia widowiskowości Szkoci powinni jednak grac w spodniczkach oczywiscie bez bielizny [kobyzy w szatni]; mysle, ze to jakze oczywiste przecież rozwiązanie przyspozyloby Szkotom mnóstwa wiernych fanek [zwłaszcza] i już nigdy nie musileliby się matrwic wynikami sprzedaży biletow, wynikami meczów także; dla naszych Orłów nie mam żadnej prostej recepty, poza sugestia, ze może pora wydepilowiac posklejane żelem piora [na takich skrzydłach nie da się latac] i wskoczyć na jakiś czas do kurnika celem odbycia stosownej resocjalizacji), zanim udałem się w na narty, odwiedzilem Narodowy celem sprawdzenia jak się tam jeździ na lyzwach (i oczywiście w celu obejrzenia Nardowego od wewnątrz).
Bo jazda na łyżwach TO jest TO!
Stadiony piłkarskie na lodowiska! Piłka nożna na błonia! |
W tzw. międzyczasie wyciagalem swoje stare hokeje, żeby nauczyć synow poruszania się po lodzie.
To fajny relaks.
Potem doleciało do mnie, ze na Narodowym uruchamiają lodowisko, wiec szybko kupiłem bilet, żeby doswiadczyc jazdy na największym (2 tys. m/kw) lodowisku w PL. Było niezle, chociaż trochę za krotko (1h15min/10 zl.) i zbyt tłoczno. Nie ma jednak co narzekac, bo w sumie było przyjemnie. Gdyby jeszcze grali lepsza (lub cichsza) muzyke (musialem swoja odkrecic na maksa).
Lżejsze, sztywniejsze, lepiej trzymające stopę w stawie skokowym, ale takie może mieć każdy. Te 45-cio letnie to egzemplarz prawie muzelany... |
A zaraz potem była Olimpiada i spektakularne zwycięstwa/medale naszych łyżwiarek/łyżwiarzy szybkich. Złoto, srebro, brąz w dyscyplinie, która nie ma w PL żadnego krytego obiektu, praktycznie żadnego zaplecza treningowego.
Mamy za to cale mnostwo stadionow piłkarskich, a nasza druzyna narodowa paradoksalnie klasyfikowana jest w okolicach 70 miejsca na swiecie...
A gdyby tak czesc tych stadionow przerobić/zaadoptować na potrzeby lyzwiarzy szybkich? Mysle, ze polska pilka nozna specjalnie by tego nie odczula, a lyzwiarze zdecydowanie tak!
Stadiony-tory lodowe moglby także sluzyc lyzwiarzom figurowym oraz jako hale widowiskowo/sportowe ogolnego przeznaczenia. Profi mieliby miejsce na swoje treningi, ludność moglaby sobie poholendrowac i może nawet udaloby uczynic te obiekty rentownymi... czyli:
Stadiony piłkarskie na lodowiska!
Piłka nożna na błonia!
sobota, 8 marca 2014
Waglewski, Fisz, Emade - koncert, Studio A. Osieckiej, Trójka, niedziela 2014.03.02
Waglewski, Fisz, Emade - koncert, Studio A. Osieckiej, Trójka, niedziela 2014.03.02
Oj nie było latwo się dostac, ale dalem rade.
Plyta, która promowal koncert: "Matka, Syn, Bóg" jest znakomita. Znam. Dostalem ja od Mikolaja.
Koncert był swietny.
Paskudna była (moim zdaniem oczywiście) kozia bródka Wojciecha Waglewskiego.
Zaczelo się od tego, ze trafiliśmy w tlum kibicow Legii, którzy wychodzili z przerwanego meczu z Jagiellonia. Pozamykane ulice wokół Trojki zmusily nas do zostawienia samochodu dość daleko od budynku radia, a wymuszony spacer wśród kibicow, policji, koni, psów nad kanalkiem Agrykoli był przyczynkiem do chwili rozmowy na temat sensu/bezsensu meczowych imprez. "I kto za to płaci? Pani płaci, Pan płaci.. Społeczeństwo." (Rejs).
W Trojce niezły balaganik. Nikt przecież nie przewidział, ze będzie się ciężko dostać do radia, wiec wszystko na ostatnia chwile. Ale się udało.
Kapele zapowiedział Marek Owczarek. Panowie razno wkroczyli na scene. Wojeciech Waglewski w towarzystwie swoich synow, towarzyszących muzykow i pskudnej (moim zdaniem oczywiście) koziej brody....
Nie wiem skad wzial mu się pomysl na zapuszczenie tej paskudy. Jest siwozolta (poranna jajecznica? no, może reflektory), kozia, dodajaca mu co najmniej 10 lat. Moda? Żeby to było cos w stylu ZZ Top! Ale takie kozie? Fuj!
Mam do synow WW prosbe, żeby niezwłocznie spełnili wyartykuowana w piosence "Ojciec" prosbe/zycznie: ..."weź mnie nad rzeke, polz mnie na wznak, wypastuj buty, zepnij siwe wlosy i ogól mi twarz"...
Muzycy założyli na uszy ogromne sluchwki i ku mojemu zdziwieniu rozsiedli się na krzesłach. Wygladalo to tak, jakby siedzieli w studio nagran, nagrywali plyte. Takie to trochę niekoncertowe, inne niż w przypadku większości gitarzystów, którzy lubia sobie pomachc wiosełkiem.
Ale przecież najwazniejsza jest muzyka (poza broda).
Panowie i jedna Pani na skrzypeczkach (plus wokal) zagrali swietny koncert. WW to facet historia. Muzyk, który uczestniczyl w ogromnej ilości roznych projektów muzycznych, ma swój autorski program w Trojce. Gral rozne rzeczy, sprawdzal się w roznych stylach muzycznych, żeby teraz grac bluesa. Bo plyta "Matka, Syn, Bog" to moim zdaniem plyta bulesowa, chociaż slychac w niej nuty folkowe. Może to efekt stalowej gitary, która często i chętnie posluguje się WW, która jest atrybutem country i folku wlasnie.
Spodziewalem się, ze Wojciech Waglewski troszkę opowie o powstaniu plyty, inspiracjach, kulisach powstania tekstow. Nic z tych rzeczy. Tylko muzyka. Po zasadniczym koncercie był jeszcze bis.
Zgodnie zapowiedzia muzycy mieli podpisywać po koncercie plyty, które można było kupic w sklepiku Trojki. Pomimo dość długiego czekania w kolejce do szatni nie zauwazylem, żeby ktokolwiek z kapeli pofatygowal się na dol. Byłem gotow kupic plyte, poprosić o autograf/dedykacje.
Może to lepiej, ze do tego nie doszło?
Z pewnoscia bym nie wytrzymal i powiedział WW cos na temat tej nieszczęsnej brody...
Oj nie było latwo się dostac, ale dalem rade.
Plyta, która promowal koncert: "Matka, Syn, Bóg" jest znakomita. Znam. Dostalem ja od Mikolaja.
Koncert był swietny.
Paskudna była (moim zdaniem oczywiście) kozia bródka Wojciecha Waglewskiego.
Zaczelo się od tego, ze trafiliśmy w tlum kibicow Legii, którzy wychodzili z przerwanego meczu z Jagiellonia. Pozamykane ulice wokół Trojki zmusily nas do zostawienia samochodu dość daleko od budynku radia, a wymuszony spacer wśród kibicow, policji, koni, psów nad kanalkiem Agrykoli był przyczynkiem do chwili rozmowy na temat sensu/bezsensu meczowych imprez. "I kto za to płaci? Pani płaci, Pan płaci.. Społeczeństwo." (Rejs).
W Trojce niezły balaganik. Nikt przecież nie przewidział, ze będzie się ciężko dostać do radia, wiec wszystko na ostatnia chwile. Ale się udało.
Kapele zapowiedział Marek Owczarek. Panowie razno wkroczyli na scene. Wojeciech Waglewski w towarzystwie swoich synow, towarzyszących muzykow i pskudnej (moim zdaniem oczywiście) koziej brody....
Nie wiem skad wzial mu się pomysl na zapuszczenie tej paskudy. Jest siwozolta (poranna jajecznica? no, może reflektory), kozia, dodajaca mu co najmniej 10 lat. Moda? Żeby to było cos w stylu ZZ Top! Ale takie kozie? Fuj!
Mam do synow WW prosbe, żeby niezwłocznie spełnili wyartykuowana w piosence "Ojciec" prosbe/zycznie: ..."weź mnie nad rzeke, polz mnie na wznak, wypastuj buty, zepnij siwe wlosy i ogól mi twarz"...
Z lewej brodaty Wojciech Waglewski, obok Bartek Waglewski na bassie, na bębnach Piotr Waglewski. |
Ale przecież najwazniejsza jest muzyka (poza broda).
Panowie i jedna Pani na skrzypeczkach (plus wokal) zagrali swietny koncert. WW to facet historia. Muzyk, który uczestniczyl w ogromnej ilości roznych projektów muzycznych, ma swój autorski program w Trojce. Gral rozne rzeczy, sprawdzal się w roznych stylach muzycznych, żeby teraz grac bluesa. Bo plyta "Matka, Syn, Bog" to moim zdaniem plyta bulesowa, chociaż slychac w niej nuty folkowe. Może to efekt stalowej gitary, która często i chętnie posluguje się WW, która jest atrybutem country i folku wlasnie.
Spodziewalem się, ze Wojciech Waglewski troszkę opowie o powstaniu plyty, inspiracjach, kulisach powstania tekstow. Nic z tych rzeczy. Tylko muzyka. Po zasadniczym koncercie był jeszcze bis.
Zgodnie zapowiedzia muzycy mieli podpisywać po koncercie plyty, które można było kupic w sklepiku Trojki. Pomimo dość długiego czekania w kolejce do szatni nie zauwazylem, żeby ktokolwiek z kapeli pofatygowal się na dol. Byłem gotow kupic plyte, poprosić o autograf/dedykacje.
Może to lepiej, ze do tego nie doszło?
Z pewnoscia bym nie wytrzymal i powiedział WW cos na temat tej nieszczęsnej brody...
Dzień Kobiet 2014, czyli co z tą Wiosną? (rowerowe)
Dzień Kobiet 2014, czyli co z tą Wiosną? (rowerowe)
Wiosna jak wiadomo jest Kobieta. Wątpiących odsyłam do Mistrza Grechuty (Wiosna, ach to Ty), a my ruszyliśmy w teren celem organoleptycznego stwierdzenia jak jest/gdzie jest.
Jest dobrze! W czasie jazdy nad Świdrem nad głowami przeleciały nam 3 imponujące klucze jakiś gęgorów, a slonce, zero sniegu i liczni bikerzy byli widomym znakiem, ze Ona jest już tuz!
Narwańców polnych jeszcze zbierac się nie da, ale....
W takich okolicznościach przyrody humor dopisuje Jackowi,Bartkowi i Darkowi. Wspolna jazda/spotkanie to duuuzo smiechu i pare pomyslow na rozwiązanie konfliktu na Krymie |
Świder wpadający do Wisły. |
Jest dobrze! W czasie jazdy nad Świdrem nad głowami przeleciały nam 3 imponujące klucze jakiś gęgorów, a slonce, zero sniegu i liczni bikerzy byli widomym znakiem, ze Ona jest już tuz!
Narwańców polnych jeszcze zbierac się nie da, ale....
Subskrybuj:
Posty (Atom)