sobota, 28 listopada 2015

SLASH, Atlas Arena Łódź, koncert live, piątek 2015.11.20, godz. 20:00

SLASH, Atlas Arena Łódź, koncert live, piątek 2015.11.20, godz. 20:00

Idziesz na Slasha, dostajesz Dode:)
Ciekawe ile musiala zapalcic Doda, żeby Slash zaakceptowal jej obecność na scenie.
Pewnie niemało.
Brak telebimow i dość cienki vocal Mylesa to kolejne cienie na znakomitym moim zdaniem koncercie giganta gitary - Slasha.
Ale po kolei...
Support, chociaż nie pamiętam jak
się nazywali zrobil dobrze swoja
robote - rozgrzal publiczność.
Kto lubi Guns'ow powinien zobaczyc i uslyszec Slasha. Gunsi pewnie już nigdy razem nie zagrają, a Slash z The Conspirators i Mylesem Kennedym na voacalu poza własnymi kawałkami, chętnie wykonuje te, z repertuaru GN'R. Ta wiedza była powodem dla którego zdecydowałem się na wyprawe do Łodzi. Nie bez znaczenia była niedawna lektura książki basisty Gunsow - Duffa McKagana. Mocna rzecz o karierze facetow, którzy w latach 80/90-tych rządzili na swiatowych estradach, a ich postpunkowy hard rock wyznaczyl kierunek rozwoju muzyki tamtych lat.

Swiatla były, ale bez orgii; brak
telebimow to skucha.
Nie było lekko. Piateczek! Pomimo, ze wyruszyliśmy z W-wy o 16:30, dotarliśmy do Atlas Areny niewiele przed 20:00. Rowno o 20:00 na scene wyszli zagrzewacze, którzy calkiem sprawnie radzili sobie z własnym jak sadze repertuarem. Halasowali przez 45 min. by ustapic miejsca Slashowi i jego kompanii. Panowie sprawnie zainstalowali się na scenie, wpieli do pradu i już pare minut po 21:00 zaczeli jazde.
To było to! Slash ani na chwile nie zszedł ze sceny, nie zwolnil tempa. Był w znakomitej formie. Razem z reszta kapeli tworzyli zgrane combo, które znakomicie radzilo sobie z kawałkami z własnego repertuaru jak i utworami GN'R. Swietne rockowe granie. Bardzo dobre naglosnienie (inaczej niż na Motorhead na Torwarze [za glosno] i Dianie Krall także na Torwarze [za cicho])

Slash na froncie, reszta z tylu. Realizacja oczekiwan fanow.
niezle wywazone, dzięki czemu pomimo miejsc z boku estrady, było slychac dosłownie wszystko.


Brak telebimow do których przywykłem, które staly się praktycznie standardem na większości koncertow uważam za spory minus. Brakowalo mi możliwości zobaczenia sprawności Slasha na zbliżeniach (niewielkie kamery na gryfach gitar o także standard) oraz pokazywanych zwykle na wielkich ekranach telebimow zblizen twarzy muzykow.
Gdzies w okolicach 1/3 koncertu Slash zapowiedział niespodzianke: lokalna, polska gwiazde - Dode.
Doda. Swoim zachowaniem usilowala
sprawić wrazenie, ze jej relacje ze
Slashem sa bliższe, cieplejsze. Jednak
proba polozenia Slashowi reki na
ramieniu spotkala się z więcej niż
chlodna rekakcja gitarzysty, która
odczytałem: zaplacilas, zaspiewalas,
spadaj. Tylko po co ten obciach
był potrzebny Slashowi?
Zanim publiczność zorientowala się o co i kogo chodzi, Doda już była na scenie wzbudzając dezaprobatę artykuowana buczeniem... Sweet Child O' Mine w jej wykonaniu nie było zle, ale do Axla było jej daleko... Dla mnie sam fakt wykonania jednego z najbardziej rozpoznawalnych kawalkow GN'R przez kobiete, już był swoistym peknieciem, a wykonanie go przez Dode nieporozumieniem. Bo jak napisałem wokalnie nie było zle, ale wizualnie, fatalnie. Doda, jak to Doda wyszla na scene w bardzo obcislej, migotliwej, swiecacej sukience, tak krótkiej, ze chyba wcześniej musial zaliczyć wizyte u elektryka (przeniesienie gniazdka) i szpilach tak wysokich, ze ledwo chodzila, a o skakaniu nie moglo być mowy. Jednym słowem zdecydowanie nie pasowala do rockowego anturażu kapeli Slasha, a jej glamrockowy outfit kwalifikowal ja do wystepow z Ziggy Stardustem, czy innym Gary Glitterem. Zaspiewala, zeszla, Slash & Co. skasowali swoje, i grali dalej.
A dalej było tylko lepiej. Kapela wyraźnie się rozgrzewala napedzana energia zywo reagujacej publiczności. Slash zgodnie z oczekiwaniami dal niesamowity popis swoich umiejetnosci grając jeden z kawalkow jako jedna dluga partie solowa w czasie której, reszta kapeli wycofala się w cien glebi sceny, żeby stojąc pod piecami dyskrenie wspomagac Slasha, który wymiatal na froncie. (duzy ekran az się prosil w takich momentach) Poleciala także chyba najbardziej znana rzecz The Conspirators - Anastasia oraz mieszanka reperturtuaru GN'R z własnymi dokonaniami. Wokal Mylesa Kennedyego akceptowalny (dla mnie) we własnych kawałkach Konspiratorow nie był wystarczająco przekonywujący w tych z repertuaru GN'R (moim zdaniem oczywiście). W sposób oczywisty każdy kto się bierze za repertuar Gunsow naraza się na porównanie z Axlem, a z nim rownac się trudno...
Final! Leca confetti, Slash wymiata, publiczność szaleje! Się dzieje!
Nie wystarczy umiec spiewac. Trzeba mieć te sile, te moc, to razenie, które charakteryzują pierwowzor. Charyzma lidera i wiarygodność wspoltworcy to elementy trudne, jeśli nie niemożliwe do podrobienia, zwłaszcza, gdy wykonania/interpretacje usilaja być blisko/ludzaco podobne do oryginalu. To się nie może udac i moim zdaniemi było to slychac, widać i czuc.
Nie zmienia to faktu, ze ogolnie było bardzo dobrze. Oceniam koncert bardzo wysoko. Kwalifikuje jako jeden z lepszych na których byłem, chociaż mialbylm trudność z ustawieniem kolejności. Otoz chodze zwykle na bardzo dobre koncerty:) Pierwszym, prawdziwym był bodaj koncert Supertramp. Londyn w zamierzchłych, wczesnych latach 80-tych...

Slash z kolegami gral 2h+. Mysle, ze nikt z publiczności, która w około 60%-70% wypelnila Atlas Arene nie był zawiedziony. Patrzylem na wychodzących z koncertu ludzi. Przekroj wielku od lat nastu do nieskonczonosci, a wszystkie gębusie usmiechniete, zadowolone, wręcz szczęśliwe, pomimo, ze bilety tanie nie były. Nasze, siedzące kosztowaly 280 zl. Te do Golden Circle w momencie kiedy kupowałem swoje były już niedostępne, ale musiały kosztowac 300+.
Znakomity wieczor pelen dobrych emocji.
Dobra była także organizacja calosci. Duzo "porządkowych" dzięki którym latwo było znaleźć toalete, wjechać/wyjechać z parkingu. W W-wie byliśmy już w sobote, a do domu dotarłem po 1:00.
(teraz, kiedy koncze posta, w Trojce leci November Rain w bogatej, uczesanej ver. z towarzyszenim orkiestry; znak jakiś, czy co?)

środa, 25 listopada 2015

"Steve Jobs", reż. Danny Boyle, USA, 2015, film, właśnie w kinach

"Steve Jobs", reż. Danny Boyle, USA, 2015, film, właśnie w kinach

Nie czytałem zadnej z biografii Jobsa.
Nie byłem na poprzednim filmie.
Byłem jednak świadkiem i uczestnikiem tego co dzialo się w branzy IT od momentu kiedy sir Clive Sinclair dal swiatu ZX 81, a szybko potem ZX Spectrum. Gdzies w tym samym czasie Jobs z Wozniackiem, Hewlett z Packardem siedzieli w garażach, dłubali w elektronice, tworzyli historie.

"Steve Jobs" to oczywiście film biograficzny. Zupełnie niefilmowy. Zaludnia go masa niefilmowych gadających glow. Na ekranie pada mnóstwo slow bez dubbingu, co  wymusza bardzo szybkie czytanie, a w konsekwencji utrate akcji dziejącej się w dalszych planach. Można probowac zrezygnować z czytania, wsluchac się w dialog, obserowowac robote reżysera, scenografa, gre aktorow, ale... Takie filmy powinny mieć dubbing. Bez niego widz dużo traci (moim zdaniem oczywiście).
"Steve Jobs" dla wyznawcow Apple - OK.
Dla reszty? Raczej slabiaczek pomimo dobrej roboty reżysera i udziału Kate Winslet.
Podana w ekspresowym skrocie filmowa historia Steva Jobsa okrzykniętego geniuszem marketingu mnie nie zachwycila. Nie znaczy to, ze się nudziłem. Wiekszosc ludzi wspomina swoja mlodosc z sentymentem, a ten film cofnal mnie o 30+ lat, spowodowal, ze przypomnialm sobie klienta, który wpadl do piwnicy firmy w której wówczas pracowałem, z kupionym u mnie i niesionym na rekach Apple II (komputer ocalal, ucierpiał klient). Przypomnial o wojnie systemow PC i Mac, szumie medialnym wokół projektu Next, który miał swoja wielka premiere na jednym z CEBIT'ow, które wówczas regularnie wizytowałem. Odswiezyl pamięć landrynkowych obudow komputerow AiO na które snobowali się ludzie wolnych zawodow, iPody, iPhony i iPady...

Historia toczy się dalej. Rzadza otwarte systemy (Android), a w ograniczony iOS wierza glownie wyznawcy Apple.
Nadal liczni, ku radości udzialowcow Apple.

sobota, 14 listopada 2015

"Listy do M. 2", reż. Maciej Dejczer, PL, film, właśnie w kinach

"Listy do M. 2", reż. Maciej Dejczer, PL, film, właśnie w kinach

Zamiast "11 minut", w wyniku blednej informacji na Filmweb obejrzałem "Listy do M.2".
Nie podobala mi się czesc 1-sza.
Widziana przez przypadek czesc 2-ga jest żałośnie słaba, nieudolna, chaotyczna, nie ratuje jej udział czolowki PL aktorow.
Ot, knot (czyli gniot).

"Opozycja", "Dance on Glass", "Lorien", koncert live, Centrum Promocji Kultury, sobota, 2015.11.07

"Opozycja", "Dance on Glass", "Lorien", koncert live, Centrum Promocji Kultury, sobota, 2015.11.07

Moja obecność na tym koncercie była naturalna konsekwncja uczestnictwa w koncercie "Cheap Tabacco". Zwyczajnie i po prostu sprawdziłem na stronach CPK jakie koncerty maja w planie...
Zadnej z tych kapel nie znalem wcześniej, chociaż wydaje mi się, ze "Dance on Glass" jako nazwa, doleciało do mnie z przestrzeni medialnej. Znalem czy nie, zdecydowałem, ze
"Lorien". Front - Inga Habiba, z prawej
Piotr Kazała, którego dośpiewy drażniły
moje ucho.
zaryzykuje poswiecajac sobotni wieczor na odsłuchanie nieznanej muzyki w miejsce najnowszego Bonda (on poczeka, koncert ucieknie).
Nie zaluje.
Za 5 zl dostałem blisko 3h muzyki.
Nawet jeśli nie wszystkie 3 kapele graly to co mnie kreci, i tak było warto.
Zagrali w kolejności: "Dance on Glass", "Lorien", "Opozycja". Moim zdaniem kolejność powinna być trochę inna: "Lorien", "Dance on Glass", "Opozycja", według zasady dobre, lepsze i najlepsze.
"Opozycja", która była gwiazda wieczoru (zgodnie z zapowiedzia wokalistki "Lorien") rzeczywiście dolozyla do pieca. Mocno, glosno, energetycznie. Fajne, punkowe granie. Dobre teksty, silny, meski vocal, to power tej kapeli. Graja w roznych skladach od 1984 roku!
"Lorien", które mnie nie przekonalo do swojej muzyki - szeroko rozumiana muzyka alternatywna - było za to najbradziej atrakcyjne wizualnie dzięki osobie wokalistki - Ingi Habiby. Wydaje mie się, ze najsłabszym punktem ich występu, były bardzo slabe (moim zdaniem) wokalne wejścia gitarzysty.
"Dance on Glass". Ania Blomberg-Gahan
z opadającym ramiączkiem i kartonowym
pudlem, którego zawartość pozostala
do końca zagadką.
"Dance on Glass", podobnie ja reszta, nie sa młodziakami. Graja od 1984 roku. Rozne składy spina wokalistka Ania Blomberg-Gahan, która na koncertach wspierają muzycy ze składu "Opozycji". Black-in-black kreacja wokaliski, wysoki glos, anglojęzyczne teksty i gotycki przechyl pewnie mogą się podobać, ale...
Mnie się podobala "Opozycja"!

"Opozycja" z Arkiem "Krzywym"
Krzywodajciem na froncie kończyła
wieczór. Szkoda, ze po koncercie
nie można było kupić płyt. Na "a"
też słabo, same używki.
 
Centrum Promocji Kultury na Pradze to dziwne miejsce. Byłem tam 2x i 2x byłem zaskoczony jego atmosferą. Takie skrzyżowanie osiedlowego klubu  (4:2 Polska/Islandia, patrze jednym okiem) Złotej Jesieni, sali koncerowej, świetlicy. Mysle, ze Centrum ma duzy potencjal, ale z jakis wzgledow nie jest wystarczająco popularne, rozreklamowane zwłaszcza wśród młodzieży.
Slaba aktywność na fejsie?
Byłem na dwóch koncertach. 2x byłem zaskoczony wiecj niż skromna iloscia publiczności, która za cene 5 zl/bilet zestawiona z jakoscia grających kapel  powinna wypelnic sale o pojemności 200 osob po brzegi.
Sledze aktywność CPK, zwlaszcza te koncertowa.
Muzyka live...
NAJ! Niezaleznie od gatunku:)