środa, 11 grudnia 2019

"Powrót do Jedwabnego", aut. Ewa Kurek,Tomasz Budzyński, Wojciech Sumlinski, 2019, książka

"Powrót do Jedwabnego", aut. Ewa Kurek,Tomasz Budzyński, Wojciech Sumlinski, 2019, książka


Fragment wypowiedzi Małgorzaty
Grupy
Lekture książki poprzedzily informacje od moich znajomych o perturbacjach z promocja książki, której wspolautorem jest znana, uznawana za fachowca od stosunkow polsko-żydowskich - dr Ewa Kurek.
Warto posluchac >>> https://youtu.be/--2A11fiAjY
Potem ksiazka została mi sprezentowana przez rowerowego kolege, a jeszcze potem jej szybka, pochlaniajaca, weekendowa lektura.
Fragment wypowiedzi Jerzego
Kwaśniewskiego, zakreślenie moje.
Panowie Tomasz Budzyński i Wojciech Sumliński nie sa wielkimi pisarzami, ale wartosci literackie nie decydują o mocy tej książki.

Najwazniejsze sa wypowiedzi: Ewy Kurek, której wiedza i profesjonalizm uznawane sa przez Polaków i Żydów, dr hab. Małgorzaty Grupy, jednej z kluczowych postaci prowadzących gwałtownie przerwane wykopaliska w Jedwabnem i wypowiedzi Jerzego Kwaśniewskiego, szefa Instytutu Ordo Iuris, tudzież cytaty z dziennikow żydowskich komendantów gett w Łodzi i Warszawie.
Konstatacja, ze właśnie te osoby, ich wiedza, sa kluczowe do zrozumienia sprawy Jedwabnego zwłaszcza w odniesieniu do roszczeń wynikających z ustawy "447" były powodem do niezwłocznego siegniecia po książkę Ewy Kurek "Jedwabne. Anatomia kłamstwa" o której napisze za chwile.
Nie zamierzam nikogo ma siłę zachęcać do lektury "Powrótu do Jedwabnego".
Jednak moim zdaniem warto. Niech teaserem będą cytaty pochodze z książki.

sobota, 7 grudnia 2019

"Nie to za mało. Jak stawić opór polityce szoku i stworzyć świat, jakiego nam trzeba", aut. Nomi Klein, 2018, książka

"Nie to za mało. Jak stawić opór polityce szoku i stworzyć świat, jakiego nam trzeba", aut. Nomi Klein, 2018, książka

Czwarta ksiazka autorki antyglobalistycznej biblii "No Logo".
Czwarta i moim zdaniem najslabsza, tak slaba, ze można sobie darować jej lekturę. Jest przede wszystkim bardzo chaotyczna, przepelniona personalną niechęcia (mowiac oględnie) do Donalda Trumpa. "Nie to za mało" jest praktycznie powtórzeniem szeregu tez z poprzedniej książki "To zmienia wszystko" plus mnóstwo krokodylich lez nad było nie było, wybranym w demokratycznych wyborach prezydentem USA (oczywiście warto pamietac o aferze Cambridge Analytica, obejrzeć dokument "Hakowanie Świata" na Netflix). Slaboscia książki jest także nadmierne, drobiazgowe  roztrzasanie kanadyjskich i amerykańskich ruchow społecznych, których nazwy, dokonania sa praktycznie nieznane w Europie.

środa, 27 listopada 2019

"Sodoma. Hipokryzja i władza w Watykanie", aut. Frédéric Martel, 2019, książka

"Sodoma. Hipokryzja i władza w Watykanie", aut. Frédéric Martel, 2019, książka

Książka była/jest (ponoć) ogolnoswiatowym bestsellerem, ale dopóki nie została mi zarekomendowana i wypożyczona, dopóty o niej nie slyszalem.

To mocna i dluga (716 str.) lektura.

Autor deklaruje, ze nie jest wierzący, nie jest antyklerykałem, a to co zamknal w formie książki nie jest wymierzone w katolicyzm. Ksiazka jest wynikiem trwającego kilka lat (bodaj 4) śledztwa dziennikarskiego prowadzonego na wszystkich kontynentach, w kilkudziesięciu krajach.
Tematem książki jest Tajemnica, a Tajemnicą jest homoseksualne lobby rządzące Watykanem.
W podtekscie zas sugestia, ze zmowa milczenia dotyczy nie tylko środowiska ksieży-gejow, ale przyczynia się do ukrywania innych mrocznych tajemnic Kościoła, w tym, może przede wszystkim, pedofilii.

Autor stawia teze, ze stan duchowny, zwłaszcza we Włoszech, zwłaszcza kilkadziesiąt lat temu stanowil znakomite, idealne wręcz schronienie dla homoseksualistow. Twierdzi wręcz, ze homoseksualizm był kluczem do wielu powolan. Uwaza, ze kiedy wloska rodzina, zwłaszcza matka, orientowala się, ze jej syn nie byl pewien swojej seksualności, kierowala go do seminarium, uwazajac, ze jest to jedyne bezpieczne miejsce dla jej potomka.
Potem zdaniem autora nastepowal oczywisty proces selekcji i promocji. Hierarchowie-geje, promowali i awansowali księży-gejow, w rezultacie im wyżej w kościelnej hierarchii tym większy odsetek homoseksualistow. Tak duzy, znaczący i wplywowy, ze zdaniem autora było to przyczyną 
rezygnacji z posługi biskupa Rzymu Benedykta XVI.

Nie mniej mocnym wątkiem książki jest pławienie się w dobrobycie, zamiłowanie do blichtru i bogactwa wśród kościelnej hierarchii. Śluby ubóstwa, służby biednym i potrzebującym to kpina w swietle przykladow fanatycznego przywiązania do dóbr doczesnych, których nie brakuje w tej książce.

Zebranie materiałów do tej książki nie dość, ze trwalo kilka lat, to musiało kosztowac mala fortune.
Można zadawać sobie pytanie czy i komu zalezalo na tym, żeby powstala ta ksiazka.
Można także ja przeczytać.
Zawarty w niej ładunek zła spowodowal, ze po około pięciuset stronach miałem dość, byłem zmeczony. Nie wątpie, ze cytowane w książce rozmowy miały miejsce, a kardynałowie wymieniani z imienia i nazwiska to osoby autentyczne.
Wątpię, czy Franciszek da rade.

sobota, 16 listopada 2019

The Editors, koncert, Trójka, niedziela 2019.11.03

The Editors, koncert, Trójka, niedziela 2019.11.03

Duzy hałas wokół koncertu The Editors był główną przyczyna dla której znalazłem się w Trojce.
Gdzies tam, w tle miałem swiadomosc istnienia tej kapeli. Jestem pewien, ze Trojka grala ich kawałki, ale żaden z tytulow nie został mi w pamięci.
Było przyjemnie, ale monotonnie. Ciekawy skład kapeli, gdzie wiolonczela dodawala gitarowemu brzemieniu przyjemnej glebi nie kompensował jednolitych, smętnych kompozycji. Obdarzony przyjemnym, głębokim glosem wokalista, rozwodzil się nad damsko-męskimi problemami, aby gdzies w polowie koncertu przeprosić za stan/wygląd swoich skarpetek. Rzeczywiscie. Wygladaly kiepsko. Nie dość, ze były króciutkie, ledwo wystawaly nad trzewiki muzyka, to jeszcze mocno zużyte gumki powodowały, falowały się i opadały, obnażając gołą łydę.
I nawet jeśli uznac, ze skarpeta zdominowala koncert, to i tak było przyjemnie:)

poniedziałek, 11 listopada 2019

"Ikar. Legenda Mietka Kosza", reż. Maciej Pieprzyca, PL, 2019, w kinach.

"Ikar. Legenda Mietka Kosza", reż. Maciej Pieprzyca, PL, 2019, w kinach.

Ten film do dobra, (w znaczeniu interesujaca) sugestywnie opowiedziana historia. Reżyser i autor scenariusza w jednym zadbal o szczegoly decydujące o tym, ze film jest bliski najwyższych ocen.
Dalem mu 7/10 (dobry) w skali filmwebu.
Przyczyna dla której nie dostal u mnie więcej, jest pare nieoczywistych zgrzytniec, na tyle dla mnie istotnych, ze tylko 7.

Film trzeba koniecznie zobaczyć. Gra Dawida Ogrodnika, mnóstwo muzyki w wykonaniu Leszka Możdżera, dbalosc o scenografie (chociaż czesc zgrzytów wlasnie jej dotyczy), wysokiej proby robota operatora, no i oczywiście sama, znakomicie opowiedziana historia.
Film o wrażliwcu, który bedac zdaniem wielu genialnym muzykiem doswiadcza samotności, odrzucenia, braku milosci. Stan pustki, której nie jest w wstanie wypelnic muzyczna pasja działa destrukcyjnie na delikatna, kruchą nature muzyka.

Z jednej strony mamy takich historii na pęczki. Filmy o Whitney Huston, Amy Winehouse, to przykłady, które automatycznie przychodzą mi do glowy. Odejscia Princa, M. Jacksona czy K. Cobaina dowodzą, ze osoby o ich delikatnej konstrukcji zle radza sobie w rzeczywistoscia.

Ale Mieczysław Kosz jest nasz. Jego historia, wrazliwosc maja swoje umocowanie w czasach Komedy, Hłaski. Siermiężny socjalizm jest w tle opowiesci dowodzącej trudności samotnego zmagania się życiem. Życiem pełnym muzyki, pustym i niespełnionym, brakiem miłości.
Prawdziwa rzecz.
Dobre kino.

poniedziałek, 28 października 2019

Kampinos, sobota 2019.10.26, rowerowe

Kampinos, sobota 2019.10.26, rowerowe

W zeszłym tygodniu zrobiliśmy pętelkę startując z Truskawia. Korzystając z przyjaznej, październikowej aury objechaliśmy wschodni, częściej odwiedzany przez turystów obszar Kampinosu. Tym razem udaliśmy się w część zachodnią Kampinoskiego Parku Narodowego, gdzie turystów pieszych i rowerzystów zdecydowanie mniej, a las jakby bardziej dziki i tajemniczy.
Podobnie jak tydzień temu, ułożona przez Darka marszruta przewidywała zaliczenie popularnego wśród rowerzystów Szczeblowca - długiej na kilka kilometrów, śródlądowej, wysokiej wydmy po której grzbiecie biegnie kręta, malownicza ścieżka. Ponownie 60+ km, ponownie z konkluzją, że Kampinos to fajne miejsce.

 Po przejechaniu przez osadę Miszory mknęliśmy raźno dość szerokim leśnym duktem, gdy zorientowaliśmy się, że jesteśmy obserwowani. To Pan Podgrzybek beztrosko ulokowany w samym środku naszego szlaku, lekko poirytowany,
może nawet przestraszony naszą obecnością łypał spod kapelusza obawiając się bliskiego spotkania z oponą roweru.
 
 
 
 

niedziela, 20 października 2019

Krakowskie Przedmieście - jesienny klimacik, niedziela 2019.10.20, rowerowe

Krakowskie Przedmieście - jesienny klimacik, niedziela 2019.10.20, rowerowe

Krakowskie Przedmieście. Godz. 11:00, temp. około 19 st. końcówka października. Taka zmiana klimatu? Czemu nie?
Jednak w Wiśle nadal bardzo mało wody. Jadąc rowerkiem po prawym brzegu rzeki na odcinku Most Łazienkowski -
Most Północny widać to bardzo wyraźnie. Powrót lewym brzegiem, wjazd na Starówkę, Trakt Królewski. Tutaj
tradycyjnie odwiedzam moja ulubioną patisserię Sucre, gdzie nad znakomitym cappuccino wraz croissanetem
mogę dumać, w jesiennym ciepełku, nad klimatem. Taka zmiana? Dobra zmiana?:)

środa, 9 października 2019

Wisła, kolektor ścieków, niedziela 2019.10.06, rowerowe

Wisła, kolektor ścieków, niedziela 2019.10.06, rowerowe

W ramach kontroli obywatelskiej, w drodze na Cmentarz Północny sprawdziłem jak się sprawy mają z naszymi
ściekami. Właściwie Waszymi (dot. mieszkańców W-wy), bo moje oczyszcza lokalna oczyszczalnia "Cyraneczka".
Z Mostu Północnego wygląda to właśnie tak. Niewielka strużka ścieków wpada do Wisły, ale prawie całość jest
tłoczona do rur biegnącychna drugi, praski brzeg do oczyszczalni Czajka.
" No i panie i kto za to płaci? Pan płaci… Pani płaci… My płacimy… To są nasze pieniądze proszę pana…”

sobota, 5 października 2019

Rzeka Mienia. 2019.10.05, rowerowe

Rzeka Mienia. 2019.10.05, rowerowe
Rzeka Mienia. Jesienny klimacik wzbogacony powalonymi przez ostatnie wichury drzewami.  

środa, 2 października 2019

Dawid Podsiadło i Taco Hemingway, PGE Narodowy, sobota 2019.09.28, koncert

Dawid Podsiadło i Taco Hemingway, PGE Narodowy, sobota 2019.09.28, koncert

Było dobrze, chociaż nie perfekcyjnie.
Koncert został okrzyknięty przez media naj-sukcesem polskich artystow, którzy w okamgnieniu sprzedali około 50+ tys. biletow dokonując tego, co do tej pory było domena zachodnich mega gwiazd.
Polak potrafi!:)
Taco. Ekrany robiły robotę. (foto synek)
Z kregow zbliżonych do artystow doleciało, ze ich ekipy cisnely żeby zrobić kolejny koncert w niedziele. Sprzet już na miejscu, koszt o niebo nizszy, więcej kasy do wyjecia.
Jednak artyści chcieli być wiarygodni w swoich deklaracjach. Oglosili, ze koncert jeden, wyjątkowy, to jeden.
A trzeba było siedzieć cicho, nie kłapać dziobem bez sensu. Jaka sprzedal się pierwszy stadion należało oznajmić: "wychodząc naprzeciw zaporzebowaniu społecznemu zdecydowaliśmy...", lub  "Polacy zasłużyli na kolejny koncert" i sprzedać Narodowy jeszcze razy trzy i po robocie. Czyli zachować się jak Ed Sheeran. On sprzedal Narodowy 2x.
Od tej pory Ed kocha Polske i wyraża się o polskich fanach w samych superlatywach, co w afekcie do naszego narodu czyni go podobnym do Donalda Trumpa, chociaż ciagle niekoniecznie (nawet po sprzedaniu dwóch stadionow) tak obrzydliwie bogatym.
W każdym razie okazja może się już nigdy nie powtórzyć, ale to oczywiście nie mój ból.

Robiac wspólny koncert artyści sila rzeczy staja się przedmiotem rankingow, porównań.
A pytanie o to, który koncert/artysta był lepszy jest uprawnione, naturalne.
Byłem, widziałem, wysluchalem.
Moim zdaniem lepszy był:
- w kategorii "show" - Dawid Podsiadło
- w kategorii "osobowość estradowa" -  Dawid Podsiadło
- w kategorii "popularność" - Taco Hemingway
Ale to moje zdanie.

Show.
Taco. Opawa graficzna - znaczący element show.
Kapela, w tym chórek, swietny front-gitarzysta, plus oprawa wizualna. Dobra robote robila dziewczyna grajaca na skrzypcach. Nie dość, ze dodala aranżacjom swieżości, dobrze się prezentowala, to jeszcze przywolala wspomnienie wczesnej kapeli Boba Dylana z filmu, który widziałem niedawno na Netfliksie. Tak. Tutaj Dawid był górą. Zadziwiajace jak wiele można osiągnąć dzięki ekranom, oświetleniu, przygotowaniu scenografii rozumianej jako dopracowane grafiki miksowanej z obrazem live przenoszonym na ekrany przez wszechobecne kamery.
Osobowość estradowa.
Chociaz jestem zdeklarowanym kibicem Taco (na moim blogu jest kilka postow poswieconych temu artyście), to Dawid uwiodl mnie sposobem bycia, poczuciem humoru. Troszke przegiął z dlugoscia wywodu na temat ochrony Planety, ale calosc rozumiana jako: "to JA nadaje charakter temu występowi" - znakomita.
Popularność.
Wszyscy wokół mnie (poza mna) znali wszystkie teksty, wszystkich kawałków Taco. Wspolne spiewanie, zbiorowe uczestniczenie w koncercie to cecha koncertow Taco. Po koncercie Taco niewielka czesc publiczności wyszla… Nie zauważyłem tego z poziomu płyty. Doniesli mi ci, którzy mieli miejsca siedzące.
Taco. Dynamika grafik była zdaniem niektórych zbyt duża, ale całość
robiła wrażenie.

Dalczego moim zdaniem nie było perfekcyjnie?
Otóż wydaje mi się, ze Artysci korzystali z roznych rezyserow dzwieku. Slyszalem wyraźnie teksty Dawida. To co rapował Taco był niezrozumiale. Jeśli przyjąć, ze silą sztuki Taco jest tekst, to dla takich odbiorcow jak ja (nieznajcych tekstow) koncert Taco był słaby. Ale... Byłem jednym z najstarszych fanow Taco obecnych na koncercie. Z pewnoscia najstarasza fanka była jego Babcia-Teresa liczaca, bagatela, 85 lat:)
Do niej także nie dolatywaly teksty kawałków wnuka nad czym ubolewała.
Mysle także, ze Dawid lepiej operuje glosem. Jest wyszkolonym woklistą i takie rzeczy jak dykcja, artykulacja, emisja ma opanowne, wyszkolone i zwyczajnie latwiej go zrozumieć.
Rap to zwykle mnostwo slow wyrzuconych w przestrzen w jednostce czasu. Nawet jeśli artysta ma dobra dykcje, ale szwankuje naglosnienie to wychwycenie całego tekstu nie jest latwe.

Z otoczenia artystow doleciało do mnie, ze w czasie wstępu Taco wraz z Quebo ("Osiem Kobiet") Quebo zamiast muzyki dostawal "na ucho", czyli sluchawke, kanał komunikacji ekipy technicznej...
Troszke słabo się rapuje jeśli nie słyszy się bitow tylko polecenia typu: "podaj punkt", "odpalasz dym", itd.

A przecież było to przeżycie!
5h+ stania na plycie! Nogi literalnie weszly mi w tylek. Jestem krótszy o około 2 cm:)
Ale było warto!

Były tez szczególne smaczki, które wzbudzily moja głęboką zadume nad nasza konsupcyjna cywilizacja, kierunkiem w którym, my, ludzkość podążamy...:)

Kule. Na koniec Taco i Dawid przy niewielkiej pomocy przyjaciół wykonali dwa kawałki Taco/Quebo.
Ale kule! Kule fajnie się kulały, zwłaszcza, kiedy przepchnięte na scenę praktycznie uniemożliwiały artystom
skończenie koncertu.
Koszulka "ASPIRYN" Taco.
Taco jest zdeklarowanym przeciwnikiem reklamowania marek. A tutaj proszę. W 1/3 koncertu zrzucil bluze i ujawnil biala koszulke z dużym logo ASPIRYN koncernu "B". Wiem, ze kupil ja w Japonii, bo zwyczajnie mu się podobala. Zalozyl na koncert z tych samych powodow, ale...
Jak Andre Agassi w czasie US Open zalożyl okulary Oakley'a, żeby ukryc przed kamerami przekrwione, poimprezowe oczy, następnego dnia do drzwi jego domu zapukal kurier FedEX proszac o odbior przesylki. Tenisista odmowil, twierdzac, ze niczego się nie spodziewa. Jedank poproszony przez kuriera wyszedł na podjazd na którym stala cieżarówa, z której sprawnie zjechal wypasiony, ostatni model pick-up'a Forda (bodaj F-150) z kartka za wycieraczka ze zwiezlym: "Dziękuję Andre! F. Oakley".
Wydaje mi się, ze o ile Taco hasał w koszulce ASPIRYN nieświadomie to należy mu się dozywotnia, darmowa porcja Aspiryny w dowolnej ilosci. Zycie artysty latwe nie jest, a jak wiadomo aspiryna następnego dnia, zwłaszcza ta rozpuszczalna z witamina C, czyni cuda skutecznie uciszając "tupot białych mew".
Bielizna termoaktywna.
Się obsmialem jak norka. Koleżanka-raperka wspomagajaca Taco wyszla na scene w bieliźnie termo!
Wygladalo to mocno smiesznie, żeby nie powiedzieć - małomiasteczkowo. Nie mam nic przeciwko dziewczynom w bieliźnie, ale już jakiś czas temu zrejestrowalem, ze niektóre z nich traktują rajtki termo jak legginsy, co trąci, hmmm, obciachem. (Moim zdaniem oczywiście).
A tu patrze, zaraz po niej Quebo zrzuca jakiś czarny płaszcz-chałat w matriksowym stylu, pod nim ma przypominajaca kuloodporną, kamizelkę (tyle, ze bez płyt kuloodpornych w stosownych kieszeniach na piersiach i plecach), a pod kamizelka co? Koszulka termo...
Już po koncercie dowiedziałem się, ze to oczywscie żaden przypadek, tylko kasa. Wyrazne, literowe logo na koszulce raperki jednoznacznie identyfikowalo firme-producenta...

I pewnie mógłbym tak długo, smaczków było więcej, ale nie będę.
Ogladam II polowe meczu Barcelona - Inter i mam ndzieje, ze teraz będzie się dzialo.

sobota, 21 września 2019

"Roman by Polański", aut. Roman Polański, 2017, książka, autobiorafia

"Roman by Polański", aut. Roman Polański, 2017, książka, autobiorafia

Nie zaluje, ze powodowany impulsem kupiłem ja wchodząc do księgarni w jednym z centrow handlowych. Taki nawyk. Odwiedzam ksiegarnie, patrze na tytuly, nowości, chodze miedzy polkami, czasami pytam o jakiś tytul, który wpadl mi w ucho/oko w radiu/prasie. Zwykle cos kupuje i zwykle jest to zupełnie inny tytul niz ten o który pytałem...
Ksiazka została napisana 30 lat temu. Pewnie to jest przyczyną dla której autor tak dobrze, ostro pamięta fakty ze swojego bogatego, burzliwego zyciorysu. Gdyby pisal ja dzisiaj powrot do spraw sprzed 50-ciu+ lat bylby z pewnoscia trudniejszy.
Nie wiem, czy Polański korzystal z usług ghost-writera. Wiem, ze ksiazke czyta się dobrze, gładko. Opowiesc ma swój rytm wyznaczany kolejnymi etapami zycia reżysera, kolejnymi tytułami pisanych scenariuszy, powstających filmow.
Nigdy wcześniej nie szukałem informacji o początku kariery R. Polańskiego, o tym jak bedac  żydowskim dzieckim przetrwal wojne. W "Roman by Polański" jest to wszystko szczegolowo opisane, a watek poczatkow jego kontaktow ze swiatem sztuki jest szalenie interesujący, wręcz inspirujący.
Nie mniej ciekawa jest cala ksiazka, a w niej także, z detalami historia seksu z nieletnia dziewczyna, która stala się przyczyna ucieczki z USA i wiecznych, trwających do dzisiaj problemów R. Polańskiego.
Co jest prawda co fałszem? Co obiektywnym podaniem faktow, co autokreacją? Tego oczywiście nie wiem. Rozum każe podchodzić do niektórych wynurzeń z dystansem. (Mój dystans znacznie się powiekszyl od kiedy zostałem dziadkiem Marysi).
Powstały ponad 30 lat temu tekst jest jak na dzisiejsze realia, poprawność, dość maczystowski, może (nawet) draznic.
Nie zmienia to faktu, ze jako fan "Noża w wodzie" (moim zdaniem najlepszy film w tworczosci R. Polańskiego i jednen z najlepszych w moim priv rankingu naj-filmow ever) przeczytałem te ksiazke szybko i z dużym zainteresowaniem.
Mogę ja polecić wszystkim fanom kina.
Będziecie zadowoleni! :)

piątek, 6 września 2019

Wkra, niedziela 2019.08.31, kajakowe

Wkra, niedziela 2019.08.31, kajakowe
Małpeczka Retsiny na dobry początek? Oczywiście!

Wkra. Fajne kajakowe miejsce niedaleko Warszawy. Zróżnicowany, ciekawy brzeg, z kamralnymi miejscami na
zaparkowanie, upieczenie kiełbasy. Wybraliśmy dłuższą 26 km trase, którą pokonaliśmy w kajakach jedynkach.
Idealny dystans na całodzienny spływ z licznymi postojami, kiełbasami, pławieniem się w rzece, tudzież konsumpcją
białych winek.
 

piątek, 23 sierpnia 2019

"Maiden", reż. Alex Holmes, GB, 2018, film dokumentalny, w kinach

"Maiden", reż. Alex Holmes, GB, 2018, film dokumentalny, w kinach

Tracy Edwards, glowna postac tego dokumentu, była zbuntowana nastolatka. Wyniosla się z domu, wyjechala do Grecji, gdzie za sprawa przypadku trafila na jacht, i tak się zaczelo…
Wymyslila sobie udział w regatach dookoła swiata, najpierw jako zaloga (była kucharką), potem wymarzyła sobie stworzenie własnego, skladajacego się z samych kobiet teamu. Celem był start w najbardziej prestiżowych regatach Whitbread Round the World Race (później zmienil się sponsor i teraz to Volvo Ocean Reace).

To film z kategorii "podążaj za marzeniami".
Formalnie film nie zachwyca. Jest zrealizowany w typowej dla takich dokumentów formule: gadajaca glowa, kawalek archiwalnego nagrania dokumentującego to co gadajaca glowa opowiedziała, ale...

Dla osob interesujących się zeglarstwem film z pewnoscia będzie ciekawy, zwłaszcza dla kobiet, zwłaszcza dla tych uprawiających sport w dyscyplinach uważanych za typowo meskie.
Bo w roku 1989 TAKIE regaty były TYLKO dla facetow, a "dziewczyny na statkach nadaja się wyłącznie do kuchni". Start w tym wyścigu nie miał przeslania feministycznego. Przynajmniej deklaratywnie i na początku. I chociaż tak twierdzi glowna bohaterka przeczy temu (w jakims stopniu) wielce fotogeniczne wejście do portu w Australii z zaloga w jednolitych kostiumach kąpielowych.  Chociaż kostiumy byly jednoczęściowe, spektakularne etapowe zwycięstwo plus emanacja kobiecości wstrzasnely zeglarskim swiatem, czyniąc "kostiumowe" foto najbardziej popularnym zdjęciem sportowym roku 1990.
Przyznam, ze wówczas zupelnie mnie to ominelo. W Polsce oj, dzialo się, a regaty, nawet dookola swiata, nawet z udzialem atrakcyjnej żeńskiej załogi, nie były rejestrowane przez mój radar.
Tym chętniej obejerzalem ten film, ale mam do realizatorow pretensje. Otoz sporo "tasmy" poswieconej jest na problemy finansowania startu "Maiden", to na końcu nie ma informacji czy bilans wyszedł przynajmniej na zero. (Dom Tracy [dziewczyna 24 lata właścicielką domu wolnego od hipoteki?] był zabezpieczeniem kredytu na kupno używanego jachtu, a jacht zastawem pod kredyt na jego remont; udział w regatach szacowano wówczas na około 6 mln GBP).

Nie zmienia to faktu, ze z przyjemnoscia oglada sie dojrzale Panie, które opowiadają o szalonej jeździe sprzed 30-stu lat.
W ich przypadku "podążanie za marzeniami" ziściło się i jest dowodem na to, ze można osiągać kosmiczne cele, czego Wam i sobie życzę:)

sobota, 17 sierpnia 2019

"Świadkowie Putina" (Svideteli Putina), reż. Witalij Manski, Czechy, Szwajcaria, Łotwa, film, w kinach

"Świadkowie Putina" (Svideteli Putina), reż. Witalij Manski, Czechy, Szwajcaria, Łotwa, film, w kinach

Byłem wlasnie w polowie książki o W. Putnie: "Wowa, Wolodia, Wladymir", kiedy przegladajac repertuar kin natknalem się na na ten film. Nauczony, ze oglądania tego co jest filmem dokumentalnym i jest grane w kinach studyjnych nie można odkladac "na później" bo szybko znika z ekranow i zwykle nigdy nie wraca, natychmiast udałem się do kina.
To była niewielka, odnowiona, swiezo oddana do uzytku salka kina "Elektronik" ulokowana na 3-cim piętrze. Szczegolne miejsce, które widać skorzystalo ze specjalnego funduszu Ministerstwa Kultury wpierającego rozwój sieci film studyjnych. Fajne.
Niewielka widownia była wypelniona prawie w 100%. Na sali było około 30-stu osob...

Przypadek sprawil, ze film dotyczy okresu o którym wlasnie czytałem w książce - przelom 1999/2000 i Jelcyn przekazujący władze Putinowi. Szalenie ciekawy, brzemienny w skutki moment w historii Rosji.
Sila filmu polega na prawdzie. To nie jest rzecz robiona ukryta kamera, tylko oficjalny zapis przełomu, filmowany przez bardzo oficjalnego dokumentaliste-filmowca, którego zaufaniem obdarza "Rodzina", czyli B. Jelcyn i jego otocznie, oraz sam W. Putin. Chyba nic nie obnaża polityka bardziej niż jego własne, archiwalne wypowiedzi zarejestrowane oficjalną kamerą etatowego filmowca-dokumentalisty zestawione z aktualna wiedza odnośnie osoby tego polityka. Tak jest w przypadku "Swiadków Putina". Wszystko do bólu prawdziwe,  pokazujące chłodnym okiem kamery proces odchodzenia od zaczatkow, skromnej, jelcynowskiej demokracji w kierunku jednowładztwa, dyktatury.
Oczywiste jest, ze nie jest to film dla każdego, stad jego obecność w kinach studyjnych. Będzie interesowal tych, którzy chcą poszerzyć wiedze o zachodzacych w Rosji, na swiecie procesach, dorzucić dodatkowa wiedze o osobie W. Putina.
Film oceniam jako "niezły", czyli na "6" w skali filmewb. 
Ale jako live-zapis dziejącej się na naszych oczach historii ten film ma ciężar gatunkowy trudny do określenia.
Bezcenny, jak wypowiedz Pawła Kukiza o PSL-u jako zorganizowanej grupie przestępczej...
Ważny i ciekawy jak nasza "Nocna zmiana" o demolce rządu Jana Olszewskiego...
Fajnie, ze były tam (u Jelcyna, Putina, Kukiza, w Sejmie) kamery.
To pozwala nam, maluczkim, na własną opnie, na własne sądy.

sobota, 10 sierpnia 2019

"Wowa, Wołodia, Władimir. Tajemnice Rosji Putina", aut. Krystyna Kurczab-Redlich, 2016, książka

"Wowa, Wołodia, Władimir. Tajemnice Rosji Putina", aut. Krystyna Kurczab-Redlich, 2016, książka

Blisko 800 stron robi wrazenie.
Cegła.
Nie lubie czytac książek o takiej objetosci. Lektura trwa długo, ksiazka jest trudna w obsłudze ze względu na swój fizyczny ciezar, ale...
Ksiazka została mi nie tylko zarekomendowana, ale także pożyczona, wiec nie pozostalo mi nic innego jak uporac się z tą lektura.
Ale przecież nie czytałem "Wowy, Wolodii…" wbrew sobie i swoim zainteresowaniom. Kariera Putina z poziomu szarego, szeregowego pracownika KGB do jednowładcy Rosji to mocny temat. Książka o człowieku, który w swoim politycznym credo oswiadczyl, ze rozpad Zwiazku Radzieckiego był (jego zdaniem) najwieksza, wspolczesna geopolityczna katastrofą, a w konsekwencji dążcego (za wszelka cenę) do przywrócenia Rosji utraconej pozycji mocarstwa, to rzecz jeszcze mocniejsza.

Autorka jest specjalistka od Wschodu, ze szczególnym uzwglednieniem Rosji. Od dawna obserwuje i pisze o rosyjskiej polityce i gospodarce. Ma tam swoje zrodla informacji w osobach zwykłych Rosjan, zaprzyjaźnionych dziennikarzy i politykow.
"Wowa, Wołodia…" jest ksiazka z bogata bibliografia, udokumentowanymi zrodlami nawet najbradziej kontrowersyjnych opinii i komenatarzy.
Autorka nie kryje swoich emocji, a opisy wojen w Czeczenii, zbrodni rosyjskiej armii to materiał na oddzielna książkę.
Czeczenia, Gruzja, Krym, Donbas.
Kto następny?
Straszna i przerażająca jest ta książka.
Taka jak jej bohater.
I UWAGA!
To zdecydowanie nie jest lektura na wakacje.
Ale wszyscy, którzy interesują się otaczającym nas światem nie będą żałować czasu poświęconego na lekturę "Wowy, Wołodii…". Tak wiele dzieje się wokół nas, tak wiele dzieje się w Rosji, gdzie poziom poparcia dla Putnia i jego polityki szoruje po dnie (zgodnie z niezależnymi sondażami). A przecież pewne jest, ze kolejne wybory wygra z ponad 50-cio procentową przewagą...
Polityczny, współczesny dreszczowiec, w którym Polska ma swoje miejsce.

niedziela, 4 sierpnia 2019

Kampinos, niedziela 2019.08.04, rowerowe

Kampinos, niedziela 2019.08.04, rowerowe


Wieś Wiersze, cmentarz partyzantów grupy Kampinos.
Teren Kampinoskiego Parku jest miejscem gdzie Niemcy mordowali mieszkańców Warszawy (cmentarz
w Palmirach), oraz terenem na którym w czasie trwania Powstania Warszawskiego toczyły się ciężkie walki.  
W trakcie niedzielnego wypadu rowerowego przejechaliśmy przez teren Rzeczpospolitej Kampinoskiej, obszaru,
który w 1944 przez blisko 2 m-ce był wolny od Niemców. Praktycznie każda trasa w Kampinosie przebiega
obok miejsc pamięci, a każdy przejazd rowerem jest powtórką z historii.
 

piątek, 2 sierpnia 2019

Kopiec Powstania Warszawskiego, 2019.08.01

Kopiec Powstania Warszawskiego, 2019.08.01

Kopiec Powstania Warszawskiego 2019.08.01, godz. 19:55 około 1h do rozpoczęcia
uroczystości rozpalenia ognia - symbolu Powstania, które zgaśnie za 63 dni.

środa, 31 lipca 2019

"Kombi", koncert, Trójka, niedziela 2019.07.28

"Kombi", koncert, Trójka, niedziela 2019.07.28

Sławomir Łosowski (klawisze) skomponował większość hitów Kombi zanim Kombi pod wodzą Grzegorza
Skawińskiego (zupełnie przyzwoitego gitarzysty) stało się synonimem obciachu. Przełom lat 70/80 to m.in.
"Przytul mnie"  śpiewane wowczas  także przez Maryle Rodowicz, "Słodkiego miłego życia", "Nietykalni" itp.
Trójkowy koncert był także jubileuszem 50-ciu lat pracy S. Łosowskiego na scenie. Emitowana na antenie
impreza była zamknięta, wejście tylko dla zaproszonych gości. Nie miałem zaproszenia, ale wszedłem:)

Nowe, mocne, rockowe aranżacje, sporo techniki, dobre nagłośnienie, czyli niezbyt głośno z dobrze ustawionymi
pozycjami wszystkich instrumentów plus słyszalny, wyraźny wokal składały się na dobry, dynamiczny koncert ze
szczyptą nostalgii, zwłaszcza wówczas, gdy muzycy przywoływali moment powstania 'Słodkiego, miłego życia"
mający miejsce w czasie trasy koncertowej po ZSRR...  

Wśród zaproszonych gości byli od lewej Leszek Możdżer  w podkoszulce raper MC Silk, Andrzej Nowak
eks. TSA i DJ Spox na prawym skrzydle. Koncert z pewnością można obejrzeć z zapisu video w archiwum
Trójki. Moim zdaniem warto. Pewnie jest tam także kawałek bankietu na którym nie zostałem, gdyż natychmiast
po koncercie pojechałem oglądać wnuczkę - Marysię, która urodzona w piątek już w niedzielę była w domu.
 

sobota, 27 lipca 2019

Marysia - wnusia; 2019.07.26

Marysia - wnusia; 2019.07.26

Marysia. Od wczoraj jestem dziadkiem nie tylko Ignacego, ale także tej dziewczysi -Marysi.

sobota, 20 lipca 2019

"Gdzie ci mężczyźni?", aut. P. Zimbardo, N. Coulombe, 2015, ksiązka

"Gdzie ci mężczyźni?", aut. P. Zimbardo, N. Coulombe, 2015, ksiązka

Dostalem te ksiazke w prezencie. Wyladowala na stercie "do przeczytania" i lezala tam około 3 lata.
Odrzucal mnie tytul: "Gdzie ci mężczyźni?", który w naturalny sposób przypominal mi czasy słusznie minione, czasy w których Danuta Rinn wykonywala piosenke pod takim tytulem. Radio, TV graly ja na okraglo tak długo i uporczywie, ze zaczalem mieć alergie na sam tytul. (i tak dobrze, ze spiewala ja sama; wcześniej wystepowala w duecie z Bogdanem Czyżewskim; ogladnie/słuchanie tej pary było ponad moje sily i wytrzymalosc).

Dopiero pare tygodni temu kiedy zapasy "do przeczytania" radykalnie się przerzedziły zwrocilem uwagę na autorow "Gdzie ci mężczyźni". Jednym z nich jest Philip Zimbardo, ten od słynnego eksperymentu stanfordzkiego z bodaj 1970 roku.
Natychmiast podniosłem ksiazke ze sterty i przecztalem tekst na 4-tej okładce (obok). Niezwłocznie ja przeczytałem.

Moim zdaniem ksiazka jest szalenie interesujca. Nie bez znaczenia jest autorytet samego P. Zimbardo (ostatnio slyszalem w mediach zarzuty, ze jego słynny eksperyment był ustawką, ale nie znalazłem niczego "twardego" na ten temat), ale chyba rzeczą najbardziej istotną jest solidna porcja statystyk, ankiet i baaaardzo obszerna bibliografia, stanowiące bazę tej książki.
No i oczywiście prowokacja z 4-tej okładki, czyli, czy aby nie chodzi o mnie.
Czyta się bardzo dobrze, a ze przykłady zachowań, osobowości są wokół nas, poglądy i wnioski do jakich dochodzą autorzy sa do natychmiastowej konfrontacji z doświadczeniem czytelnika.

Przypomnialo mi się czytane dawno temu opowiadanie St. Lema "Powrót z Gwiazd". Wracajacy z misji kosmicznej bohater zastaje na Ziemi inna rzeczywistość, gdyż zgodni z teoria Einsteina czas na statku kosmicznym plynal wolniej. Ludzka cywlizacja zajeta realizacja swoich "domowych" problemów, zmienila się z w cywilizacje "cielpych kluch". W rezultacie zatracono wole, potrzebe poszukiwan, eksploracji. Cechę, która zawsze była zrodlem postępu we wszelkich dziedzinach zycia.
Przestano latac do gwiazd...

Paradoksalnie kilka dni temu z powodu jakiejś rocznicy zagrano w Trojce "Gdzie ci męzczyżni" w wykonaniu Danuty Rinn.
Ciekawe, ze w pewnym stopniu tekst piosneki dość dobrze opisuje problem z którym zmagają się autorzy "Gdzie ci mężczyźni".
A przecież Danuta Rinn spiewala te piosenke w 1975 roku...
W i z j o n e r k a ?

Gdzie ci mężczyźni, prawdziwi tacy,
mmm, orły, sokoły, herosy!?
Gdzie ci mężczyźni na miarę czasów,
gdzie te chłopy!? - Jeeeee!
Dookoła jeden z drugim jak nie nerwus, to histeryk,
drobny cwaniak, skrzętna mrówa, niepoważne to, nieszczere.
Jak bezwolne manekiny przestawiane i kopane,
gęby pełne wazeliny, oczka stale rozbiegane.
Bez godności, bez honoru, zakłamane swoje racje
wykrzykuje taki w domu śmiesznym szeptem po kolacji,
śmiesznym szeptem po kolacji, śmiesznym szeptem po kolacji...
 
Gdzie ci mężczyźni . . .
 
Bojownicy spraw ogromnych, owładnięci ideami
o znaczeniu wiekopomnym, i wejrzeniu, jak ze stali.
Gdzie umysły epokowe, protoplaści czynów większych,
niż pokątne, zarobkowe kombinacje tuż przed pierwszym.
Nieprzekupni, prości,
Bojownicy spraw ogromnych, owładnięci ideami
o znaczeniu wiekopomnym, i wejrzeniu, jak ze stali.
Gdzie umysły epokowe, protoplaści czynów większych,
niż pokątne, zarobkowe kombinacje tuż przed pierwszym.
Nieprzekupni, prości, zacni, wielkoduszni i szlachetni.
Gdzie zeoni, gdzie tytany woli, czynu, intelektu,
woli, czynu, intelektu, woli, czynu, intelektu...?

niedziela, 30 czerwca 2019

Srebrna Góra, 2019.06.20-23, rowerowe

Srebrna Góra, 2019.06.20-23, rowerowe

Zrobilem wolny piątek w fabryce po to, żeby wyrwac się z W-wy na rowerek. Miejscowka w której byliśmy 3 lata temu, gdzie już wtedy bardzo nam się podobalo - Srebrna Góra i okolice.
Bardo. Malowniczo położone nad przełomem Nysy Kłodzkiej miasteczko, z okolic którego zaczyna się cześć tras XC.
Tutaj widok z punktu widokowego do którego prowadzi jedna z tras XC.

Dzień 1. Przyjazna baza enduro w której można pozyczyc rowerek do jazdy
w dół (zamiast katować swój). Znakomita zabawa w innym niż klasyczne
XC, wymiarze mtb. Tutaj dostaniecie mapki a Iwona lub Piotrek
zaplanują Wam trase epickiego wypadu wskazując miejsca warte odwiedzenia
tudzież puplapki w bledach oznakowania.
Dzień 2 i 3. Od naszego ostatniego pobytu w okolicy powstalo ponad
200 km tras XC! (przejechalismy 100 km). Maja postac petli, często stykających się
ze sobą.Fantastycznie przygotowane. Trasy sa do przejechania dla KAZDEGO
rowerzysty nawet na rowerku typu gravel. NIGDY wcześniej nie jezdzilem
na tak znakomicie przygotowanych trasach.

Ponizej klimacik z jednej z tras. Cisza, pusto, praktycznie zero turystow, może dlatego
ze na gorze nie ma schronisk z piwem, a przecież chodzenie/jeżdzenie bez piwnego celu
jest zupełnie bez sensu...

 




Dzień 4. Baza Rychlebskie stezki w Czechach. Fajna miejscowka enduro. Tutaj jednak w odróżnieniu od Srebrnej Góry
trzeba mieć trochę pod noga - urokliwy wjazd 7,5 km o własnych silach (w Srebrnej można wjechać platformą), jest dla chlopcow-endurowcow sporym wyzwaniem. A potem już ponad 12 km zjazdu po roznej nawierzchni, swietnie
przygotowanymi trasami.

sobota, 15 czerwca 2019

"Zmuś mnie" (Make me), aut. Lee Child, 2015, książka, kryminał

"Zmuś mnie" (Make me), aut. Lee Child, 2015, książka, kryminał

Jeśli czytam kryminały to z rekomendacji. Tak było także tym razem. Koleżanka, która wielokrotnie potwierdziła celność swoich poleceń  podrzuciła mi "Zmuś mnie" jakiś czas temu. Książka leżała sobie na kupie "do przeczytania" dłuższą chwilę czekając na swój czas. Ten wreszcie nastąpił po lekturze "Prawie nic" - biografii Józefa Czapskiego. Uznałem, ze pora na cos lżejszego i padło na "Zmuś mnie".
Lee Child produkuje kryminały taśmowo. Jestem pewien, ze wcześniej czytałem co najmniej jeden może więcej. Nie został(y) mi w głowie. Cóż lekka lektura, lekko weszła, tak samo wyszła.
Myślę, że w przypadku "Zmuś mnie" będzie inaczej.
Oś fabuły jest zaskakująco aktualna, technologiczna. Całość brutalna, bezwzględna, krwawa i współczesna.
Nie dość, ze fajnie się to czyta, to jeszcze daje do myślenia. Odnosi się do  kondycji rodzaju ludzkiego, cywilizacyjnych aberracji, przypadłości gnębiących rozpędzony, gnający (dokąd?) nasz świat.
Jesteśmy na progu sezonu urlopowego.
Warto wrzucić do walizki jakąś niezobowiązującą lekturę.
"Zmuś mnie" jest moim zdaniem dobrym wyborem.
Polecam.

piątek, 7 czerwca 2019

"Prawie nic. Józef Czapski. Biografia malarza.", aut. E. Karples, 2019, książka

"Prawie nic. Józef Czapski. Biografia malarza.", aut.  E. Karples, 2019, książka

Przypadek sprawil, ze amerkanski malarz Eric Karpeles dostal napisana po francusku ksiazke o Marcelu Prouście, której autorem był Józef Czapski. Zafascynowany tekstem zainteresowal się osoba autora "Prousta w Griazowcu" tak bardzo, ze stal się twórcą pierwszej pełnej biografii Józefa Czapskiego.

Uderzyl mnie ten zadziwjajacy splot paradoksów. Malarz poznaje malarza nie dzięki jego obrazom, ale książce, napisanej w innym niż ojczysty jezyku, wydanej w kraju innym niż ojczysty kraj pisarza. Malarzem - odkrywcą jest Amerykanin, a fascynacja jest na tyle mocna, ze kaze mu spedzic kilka lat na podążaniu sladami Józefa Czapskiego, pisaniu książki o człowieku, który nawet w Polsce nie jest powszechnie znany i doceniany.

Zupelnie przypadkiem, calkiem niedawno znajomy, który jest jest wlascicielem kilku obrazow Józefa Czapskiego podarowal mi katalog z wystawy sluzacej prezentacji dokonań Grupy KP i obrazów J. Czapskiego wlasnie, w którym to katalogu Jacek Cybis, syn Jana Cybisa (kapisty) napisał kilka stron o swoich kontaktach z Józefem Czapskim.
Z katalogu wlasnie pamiętałem, ze Józef Czapski był: …"człowiekiem legendą, czołową postacią Grupy KP, więźniem Starobielska, świadkiem w procesie katyńskim, malarzem, krytykiem, publicystą, działaczem politycznym, niezmordowanym kronikarzem otaczającej go rzeczywistości."...
Był także oficerem w armii Andersa, działaczem i ambasadorem Kultury Paryskiej, wiecznym tułaczem, wygnańcem, który z racji arystokratycznych korzeni znal większość znaczących osób z ówczesnych europejskich elit, a w efekcie swoich dążeń i dokonań pisarskich oraz malarskich był autentycznym członkiem, częścią paryskiej cyganerii.

Zyciorysem Józefa Czapskiego byłoby można z łatwością obdzielić kilka osób, a nadal byłyby to życiorysy intensywne, pełne, barwne, godne podziwu. A przecież myślę TYLKO o patriotycznym wątku jego życiorysu...

Przypadek kazał mi skończyć lekturę biografii w dniu wyborow do Parlamentu Eurpoejskiego.
Jakże żałośnie wypadło porównanie dzisiejszych "elyt" z osobą Józefa Czapskiego, autentycznego członka patriotycznej, polskiej, uchodźczej Elity.

Przypadek zapewne spowodowal, (a los zakpil sobie srodze) ze Róża Thun, europarlamentarzystka jest krewną Józefa Czapskiego, którego matka,  hrabianka Józefa Leopoldyna Thun-Hohenstein w sposób świadomy, z pobudek patriotycznych wybrała Polskę jako ojczynę dla swoich dzieci.

Jeśli działa Wam na wyobraznie obraz polskich oficerow zgromadzonych w starobielskich barakach słuchających prowadzonego po francusku wykładu o Marcelu Prouście, w czasie którego Józef Czapski z pamięci cytował obszerne fragmenty "W poszukiwaniu straconego czasu" (był to jeden z ich sposobów na przetrwanie) to z pewnoscia nie pozalujecie czasu poswieconego na lekturę "Prawie nic..."
Ja nie żałuję. Szkoda tylko, ze o takich ludziach jak Józef Czapski nie uczą w szkołach. Ich życiorysy stanowią  k o n i e c z n y  punkt odniesienia dla oceny obecnej rzeczywistości.


sobota, 25 maja 2019

"Słodki koniec dnia", reż. Jacek Borcuch, PL, 2019, film, w kinach

"Słodki koniec dnia", reż. Jacek Borcuch, PL, 2019, film, w kinach

Bombastyczne zapowiedzi, Krystyna Janda w glownej roli i oczywiście fakt, ze to polski film, były powodami dla których poswiecilem czas i pieniądze na jego obejrzenie.
Mialo być duże kino, wyszlo moim zdaniem na 4 w 10-cio punktowej skali filmweb, czyli "ujdzie".

Janda, która cenie jako aktorke i bizneswoman gra w pewnym stopniu siebie, a jej aktorska kreacja jest jednym z niewielu mocnych punktów filmu. Cala reszta poczynając od rzeczy moim zdaniem najważniejszej, czyli opowiadanej przez film historii jest zwyczajnie slaba.
Zdjecia Toskanii, bo tam toczy się akcja filmu, które jak slysze sa dodatkowa wartoscia filmu, sluza moim zdaniem jako wypełniacz pustki scenariusza, a przy okazji nie sa ani tak dobre i tak klimatyczne jak się o nich mowi i pisze.

Odbieram ten film jako rzecz o ewolucji pogladow, zmiany podejścia do zycia, w zestawieniu z wyzwaniami współczesnego swiata. Kreowana przez Jande bohaterka zrzuca z siebie plaszcz poprawności swiadomie niszcząc powszechnie akceptowalny wizerunek ten publiczny - poetki-noblistki oraz prywatny - zony, matki i babci.
Jak to wygląda na filmie? Każdy może ocenic.

W dość naturalny sposób film był przyczyna do zastanowienia się nad karierą Krystyny Jandy, Wisławy Szymborskiej (bo film jest o polskiej poetce-noblistce), tudzież innych artystow, których kariery zaczely się w czasach słusznie minionych. Naszły mnie gorzkie, ponure wręcz refleksje.

Ale, ale...
Film jest w kinach i każdy może mieć na jego temat wlasne zdanie.

piątek, 17 maja 2019

"Roma", reż. Alfonso Cuarón, USA, Meksyk, 2018, film, Netflix

"Roma", reż. Alfonso Cuarón, USA, Meksyk, 2018, film, Netflix

Bardzo chciałem, żeby ten film był lepszy, najlepiej dużo lepszy od "Zimnej wojny".
Dlugo odkladalem moment jego objerzenia, az wreszcie, kiedy niskie temperatury początku maja skutecznie zniechecily mnie do porannego rowerowania, usiadłem do wiosel i w dwóch podejściach obejrzałem "Rome".
Film do mnie nie przemowil, nie "zabral" mnie ze sobą. To przykre, ze "Zimna wojna" polegla w wyścigu do Oscara z produkcja, która nie budzi (moich) emocji, nijakim obrazem zycia mieszczańskiej rodziny w rzeczywistości Meksyku lat 70-tych.
Nie można odmowic "Romie" dobrych, czarno-bialych zdjęć i konsekwentnej, reżyserskiej roboty.
Jednak to duuuuzo za mało, ze uczynic ten film godnym Oscara, zwłaszcza, ze taki film, w dużym uogólnieniu,  calkiem niedawno, w rumuńskim wydaniu już widziałem. Miał tytul "Sieranevada". Był podobnie nijaki.

"Roma", pomimo, ze nakrecona przez mężczyznę, który jest także autorem scenariusza, jest filmem o mocnym, feministycznym przechyle. Film pokazuje swiat kobiet do którego mężczyźni wpadają tylko na chwile, glownie po to zebyc siac zamet i destrukcje.

Jednak zasadniczym pytaniem po obejrzeniu filmu jest pytanie o psie kupy. Należy przypuszczać, ze ich uporczywe, detaliczne eksponowanie miało czemus sluzyc. Niestety, nie udało mi się rozwiklac tej zagadki i nie wiem jaka metafora, przeslanie krylo się pod zdjęciami licznych psich odchodow, rozjezdzanych oponami samochodu, zbieranych do szufelki, szorowanych i uciążliwie spłukiwanych. Może chodzilo o to, ze zdaniem tworcy zycie jest jak kulka gnoju, która każdy z nas jest zmuszony toczyc wbrew swojej woli. Może to metafora losu kobiet-bohaterek filmu, w których zycie - kulke gnoju, wdeptują faceci po to, żeby majac poczucie dyskomfortu szybko wycofać się, wręcz zrejterować. A może reżyser wyniosl z mlodosci traume zwiazna z koniecznoscia sprzątania po swoim psie. A być może psie kupy nie maja zadnego znaczenia i na tym polega ich znaczące znaczenie dla filmu.
I tylko mi żal  "Zimnej wojny".
I żal, ze po Moskwie nie suną już sanie.
 

sobota, 4 maja 2019

"Milczenie" (Silence), reż. M. Scorsese, USA, Japonia, GB+, 2016, dvd

"Milczenie" (Silence), reż. M. Scorsese, USA, Japonia, GB+, 2016, dvd

Kupilem dvd kierując się osoba reżysera. Jakis czas temu wrzucilem dvd do odtwarzacza i wioslujac poplynalem z portugalskimi jezuitami do Japonii w poszukiwaniu ich brata-mentora, który udal się do Japonii wlasnie, i tam wyrzekl się (ponoc) wiary.

To film o wierze, rozterkach, wyborach, zwątpieniu, zaniechaniu.
Odbior filmu zależy w dużej mierze od tego czy ogladajacym jest osoba wierzaca, czy ateista. Jednak film nie zostawia nikogo obojętnym.
To dobre kino.
Jest w nim sporo historycznej prawdy o relacjach owczesnej, siedemnastowiecznej Japonii z kultura europejska. O probach zaszczepienia wiary w obcej, wrogo usposobionej kulturze. O kontrowersjach związanych z rozumieniem nauk niesionych przez jezuitow ludziom pochodzących praktycznie z zupełnie innej planety.
Ale przede wszystkim to film o sile jaka daje wiara.
Wiara to łaska.
Nie każdy jej dostapil, nie każdy na nia zasluguje.
Wiara to pojecie uniwersalne.
Może się odnosić do wiary w idee, wiary w innego człowieka, nie musi nieść ze sobą pierwiastka mistycznego, boskiego.
Ten rodzaj wiary, wiary w czystej postaci zawsze mnie fascynowal, był przyczyna mojej zazdrości, chociaż nigdy nie był moim udzialem.
Może dlatego podobalo mi się "Milczenie"?

niedziela, 21 kwietnia 2019

"Springsteen on Broadway”, 2018, film. Netflix

Trzeba być Bossem, żeby wpaść na taki pomysl i dużą wiare, żeby z  powodzeniem go zrealizować. Teraz, kiedy wiekszosc gwiazd rocka, pop-kultury sciga się na mega wyniki usilujac zapelniac wielkie hale, stadiony, udając się na wielomiesięczne tourne, Bruce Sprignsteen wymyslil sobie serie kameralnych koncertow w broadway'owskim teatrze Walter Kerr Theatre liczącym niespełna 1000 miejsc. Dal tam, uwaga, 236 koncertow, granych przez praktycznie caly rok 2017, które przyniosły mu, bagatela, 113 mln USD wplywow, a ze był praktycznie jedynym wykonawca (poza zona Patt Scialfa, która wspomagala Bossa w bodaj 2 kawałkach) można uznac, ze było to intratne przedsiewziecie. Na koniec jeszcze Netflix nagral to wszystko i tak obok cd i dvd powstal film, który obejrzałem na Netlfiksie wlasnie. (Ten film był powodem, dla którego jakiś czas temu kupiłem dostep do Netfilksa)

Jednak wbrew pozorom nie jest to swiezy pomysl Bossa. Miałem szczęście być na jednym z dwoch koncertow Springsteena w Polsce w 1997 roku w Sali Koncertowej, kiedy objezdzal swiat, ze swoja kameralna plyta "The Ghost of Tom Joad". Było dokładnie tak jak na Broadwayu: On, gitara, harmonijka, punktowy reflektor, tekst i muzyka. Patti nie była chyba wówczas zona Bossa, być może nawet nie była jego dziewczyna. W każdym razie nie było jej na scenie. Ten koncert, jedyna jak dotad wizyta Bossa w Polsce zrobil na mnie potężne wrazenie.

Już wówczas byłem (i nadal jestem) fanem Bossa. Pierwszym poznanym przeze mnie kawalkiem Springsteena był "Point blank". Uslyszalem go w coverowym, amatorskim do bolu wykonaniu dwóch Holendrow w akademiku w Delft pod koniec lat 70-tych. Był weekend, wrocilismy wlasnie do akademika w ktorym mieszkaliśmy, z lokalnego, studenckiego klubu (kiedyś mowilo się na to dyskoteka). Byliśmy dobrze rozbawieni, a nasi holenderscy koledzy pomimo dość wczesnej godziny (około 4-5 nad ranem) postanowili zaprezentować nam (mojemu koledze Malinie i mnie) swoje muzyczne umiejetnosci. Wydobyli sprzet i z pelna moca zagrali m.in. "Point Blank". Potem poleciały kolejne kawałki. Spontaniczny, poranny koncert wzbudzil nieprzyjazne reakcje mieszkancow trzech okolicznych akademikow (lato, otwarte okna). Przybyli do naszego budynku emisariusze zażądali ciszy i spokoju. Kazdemu zostało wręczone piwo, być może cos jeszcze, i tak zaczela się impreza...

Impreza na Broadwayu kosztowala od 70 USD wzywz. Bilety niezaleznie od ceny sprzedawalay się jak swieze bulki osiagajac na wtornym rynku cene kilku tysiecy USD. Wprowadzono sprzedaż imienna.
Czy warto było pojsc na koncert, ewentualnie poswiecic 2h30min na obejrzenie filmu? Każdy sam to może osadzic. Film na Netfliksie jest wierna rejestracja jednego z koncertow.
Mysle, ze jest to oferta glownie dla fanow Bossa. Bruce opowiada o swoim zyciu, doświadczeniach, doznaniach, przekonaniach ilustrując opowiesc swoimi utworami akompaniujac sobie na gitarze, fortepianie, hanrmonijce. Moim zdaniem jest to ciekawe i interesujące, ale... Kolejnym pytaniem jest na ile ten zyciorys, ta kreacja jest prawdziwa, na ile zas "zrobiona" pod gust i na potrzebe tego przedsiewziecia. Jakis czas temu czytałem biografie Springsteena i miałem wrazenie, ze jest zbyt gladka, uczesana jak na opowieść o zyciu rockmana. Podobnie jest w przypadku "Springsteen on Broadway". Fajnie się to oglada, fajnie slucha. Lubimy taki intymny kontakt z artysta, który z racji swojego wieku, doswiadczen pozwala sobie na większe otwarcie, szczerosc zabierając nas w podróż po swoim zyciu. Z jednej strony wiadomo jest, ze nie musi (chyba)  tego robic. Jest przecież megagwiazda, wiedzie jak się wydaje szczęśliwe, dostatnie zycie spełnionego artysty. "Springsteen on Broadway" wydaje się być czyms co wynika z wewnętrznej potrzeby: mam blisko 70 lat (ur. 1949), nic nie musze, zrobie kameralne podsumowanie swojej kariery, dokonan. Z drugiej zas strony ta poprawność, gladkosc trochę mnie draznily. A może zwyczajnie wolalem i wole Bossa w bardziej drapieżnym wydaniu? Tego z The E Street Band, we flanelowej koszuli, który w początku lat 70-tychtych był ucielesniem "nowego oblicza" amerykańskiego rocka.
A jednak fajnie się to oglada.
Może się myle pisząc, ze "Springsteen on Broadway" to rzecz glownie dla fanow Bossa.
Może po obejrzeniu tego koncertu fanami stana się Ci, którzy nim nie słyszeli? (o ile możliwe jest nie slyszec o Springsteenie).
Bo nadal, pomimo kameralnych wykonan jest w utworach Springsteena to co mnie uwiodło wiele lat temu: prawda o zwyczajnej, robociarskiej Ameryce podana w prosty, bezkompromisowy sposób, ubrana w muzyke, która niezależnie od wykonania: solo, czy z kapelą, budzi emocje, zostaje na dluzej.
Ze mna została na zawsze, a 5-cio płytowy set winyli "Bruce Springsteen & The E Street Band, Live 1975-1985", gdzie Bruce chętnie i często opowiada o genezie powstania granych utworow, jest tym czego nadal słucham chętnie i często. Pomiedzy tym zestawem a "Springsteen on Broadway" jest blisko pol wieku roznicy. Każdy może ocenic czy Boss w wydaniu 2018 jest tym samym facetem z roku 1975-1985. Przed koncertowym wykonaniem "The River" jest dość dluga opowieść Bossa o jego długich za ramiona włosach, o sprzeczkach z ojcem, o powolaniu do wojska (Wietnam!), powrocie z komisji rekrutacyjnej. Zaraz potem jest dynamiczne, dramatyczne "War"...

Nie mam watpliwosc.
Bruce anno 1975 i 2018 to ten sam facet, chociaż w wersji 2018, w broadway'owskim wydaniu jest stonowany, łagodniejszy, refleksyjny.
Nadal mi się podoba.

niedziela, 14 kwietnia 2019

"Green Book", reż.Peter Farrelly, USA, 2018, w kinach

"Green Book", reż.Peter Farrelly,  USA, 2018, w kinach

Segregacja rasowa i wojna w Wietnamie, będą chyba na zawsze tematem z którym zmagac się będzie amerykanska kultura. Oj maja w USA potezna czkawkę, wyrzuty sumienia. I słusznie.
Ponure w tym wszystkim jest to, ze chociaż abolicjonizm bedacy bezprecedensowym przykładem niezwyklej transformacji w sposobie myslenia i był ruchem zainicjowanym na przełomie XVIII i XIX, to segregacja rasowa jeszcze do niedawna była faktem, zwłaszcza w południowych stanach USA. Dzisiaj to już historia, ale rasizm jako pochodna segregacji nadal jest problemem.

I o tym jest "Green Book". To film o segregacji rasowej, o stereotypach i ich przezwyciężaniu.
Film jest przewidywalny i poprawny w warstwie fabularnej do bolu zebow. Ta poprawność jest dość nieznosna i draznica. Jednak dalem filmowi 8/10 bo pomimo oczywistego przebiegu akcji jest swietnie zagrany, historia jest dobrze opowiedziana, ma dobre tempo. Film jest szalenie wdzięczny w odbiorze, oglada się go bardzo dobrze. Bardzo pomaga swiadomosc, ze jest to prawdziwa historia.
Gorąco polecam.
Jest się z czego posmiac, jest także do płaczu. Nade wszystko sklania do myślnia nad kondycją rodzaju ludzkiego, dociekana przyczyn dla których wypaczony system wartości pozwolił na traktowanie ludzi o innym kolorze skory z systemowa pogarda.

poniedziałek, 8 kwietnia 2019

"Niebezpieczne związki Donalda Tuska", aut. Tomasz Budzyński, Wojciech Sumliński, 2018, książka

"Niebezpieczne związki Donalda Tuska", aut. Tomasz Budzyński, Wojciech Sumliński, 2018, książka

Przeczytalem te ksiazke w jeden weekend. Duza czcionka, format mniejszy od A4, ale przede wszystkim intrygujaca tresc, były przyczynami dla których tak szybko uporalem się z blisko trzystoma stronami tej lektury.

To kolejna obok "Niebezpiecznych związków Bronislawa Komorowskiego" ksiazka W. Sumlinskiego, która przeczytałem. Podobnie jak ksiazka której bohaterem jest były prezydent RP, ta także jest ciekawa, dajaca do myslenia.
Przypadek sprawil, ze jeden z watkow książki - stopniowe unicestwianie polskiego przemyslu stoczniowego wraz z zabijaniem biznesu portowego nie jest mi obcy. Przez ponad trzydzieści lat pobieznie sledzilem stopniowa zapasc polskich stoczni i portow, aby w tym samym czasie czytac i slyszec o swiatowym boomie na nowe statki, o gwałtownym wzroscie przeladunkow w portach Morza Północnego i Bałtyku, rosnącym zapotrzebowaniu na specjalistyczne usługi remontowe, potrzebie budowy nowych terminali kontenerowych. To wszystko skutecznie omijalo nasz kraj. W zamian dobiegal do mnie bełkot o bliżej niezidentyfikowanych inwestorach z Emiratów, o firmach które kupowaly i sprzedwaly porty i stocznie Szczecina i Trójmiasta snując plany o budowie siłowni wiatrowych, montowaniu niesprecyzowanych konstrukcji, planach, które z powodu sily wyższej nigdy nie dochodzily do skutku... W prywatnych rozmowach dowiadywałem się o ustaniu prac remontowych basenow portowych, o stopniowym pogarszaniu się całej portowej infrastruktury.
Zgodnosc tego watku z moimi prywatnymi doświadczeniami w dużym stopniu uwiarygadnia ksiazke. Co wiecej nazwy niektórych firm, nazwiska i dotyczace ich historie także nie sa mi obce, a moja bardzo skromna wiedza na ich temat jest zgodna z opiniami autorow książki.

Zdaniem autorow "Niebezpiecznych zwiazkow Donalda Tuska" transformacja  była zlym czasem dla Polski. Czasem kradzieży,  wyprzedaży polskiego przemyslu, zamiany fabryk w hurtownie i magazyny.
Mysle, ze każdy kto w okresie ostatnich trzydziestu lat sledzil chociaż pobieznie losy polskiego przemyslu, ekonomiczne i społeczne skutki prywatyzacji zgodzi się z autorami książki, ze straty, które ponieslismy były gigantyczne. Widac to zwłaszcza teraz kiedy media donoszą o dwucyfrowej dynamice przeladunkow w polskich portach, rozbudowie terminali kontenerowych i nabrzeży do przeladunkow masowych. Czytam, ze kiedy my chwalimy się fantastycznymi wynikami (dwucyfrowe wzrosty ytd), port w Hamburgu podaje dane o ujemnej dynamice przeladunkow… (a jeszcze niedawno było odwrotnie)
A to przecież tylko wąski wycinek naszej gospodarki.

Finansowanie polskiej opozycji  w latach 80-tych przez fundacje niemieckie, brytyjskie i amerykańskie to fakt.
Jakie były zrodla finasowania tych fundacji? Czy rzeczywiście, jak twierdza autorzy książki pieniądze pochodzily od sluzb specjalnych, praktycznie wiec rzadow Niemiec, W. Brytanii, USA?
I wreszcie, czy Donald Tusk był/jest agentem niemieckich sluzb specjalnych?
O ile niszczenie polskiego przemyslu, zwłaszcza stoczniowego jest zgodne z moja prywatna wiedza pochodzaca z wielu niezależnych od siebie "białych" zrodel, o tyle moja wiedza na temat sluzb, teczek, szpiegow jest żadna.
Tą wiedzą dysponują W. Sumliński i T. Budzyński, a ocena czy i w jakim stopniu są wiarygodni należy do czytelników "Niebezpiecznych związków Donalda Tuska".
Zapewniam, że książka jest ciekawa.

sobota, 30 marca 2019

Wiosna 2019. Sobota 2019.03.30

Wiosna 2019. Sobota 2019.03.30

Dzisiejszy, poranny rowerek, a w jego trakcie wizyta nad lokalnym oczkiem wodnym, dostarczyły niezbitych dowodów na to, ze już tu jest. WIOSNA!
W wodzie,

i na lądzie.

niedziela, 24 marca 2019

Zima 2019. Schladming - Dachstein - Ramsau.

Zima 2019. Schladming - Dachstein - Ramsau.

Wypad na tygodniowe narty do Schladming w efekcie którego: dwa dni narty zjazdowe, trzy dni biegówki, jeden dzień z powodu ciągłego, obfitego opadu sniegu, literacki.

Widoczek na Planai z tarasu schroniska Wiesmahdalm położonego przy jednej z fajniejszych tras biegowych w Ramsau. Urokliwe, spokojne, ciche miejsce, idealne na krótki popas na pętli długości około 30 km..

Helikopter ratowników w akcji na szczycie Hauser - pokaz sprawności austriackich służb ratowniczych.




Wypad z synkiem na biegówki.
Czy może być coś fajniejszego?
 
Śniegu po kokardę.