niedziela, 31 grudnia 2017

"Snowden", reż. Oliver Stone, F, D, USA, 2016, dvd

"Snowden", reż. Oliver Stone, F, D, USA, 2016, dvd

Obejrzenie tego filmu to konsekwencja lektury książki "Hit man..." o której pisze nizej. Wskoczylem na trenażer, odpaliłem dvd i poplynalem w nieznane.
Film trwa 129 min., czyli akurat na 2 sesje na wiosełkach. Był na tyle interesujący, ze dokonczylem jego oglądanie na kanapie. Byłem zbyt ciekawy rozwoju akcji, jej filmowego końca, żeby odkladac to na kolejne, wioslarskie zmagania.

To moim zdaniem dobry film.

Przede wszystkim Oliver Stone! Ten facet to firma gwarantujaca dobra robote. Być może ostatnio lekko się zapadl, ale jego dokonania w słynnych: "Pluton", "Urodzony 4-tego lipca", "JFK", Wall Street", "Doors", lista jest dluuuuuga, stawiają go w jednym szeregu z największymi twórcami kina. Nie można zapomnieć, ze jest nie tylko reżyserem. Pisze scenariusze, a "Midnight Exspress" (1978) w reżyserii Alana Parkera według jego scenariusza wlasnie, to jeden z mocniejszych, lepszych filmow jakie było mi dane widzieć.

"Snowden", czyli osoba Edwarda Snowdena, najbardziej poszukiwanego obywatela USA, który wyniósł i ujawnil swiatu bezmiar inwigilacji, której celem sa wszyscy i wszystko. Te historie zna każdy. Film zajmuje się w dość wiarygodny sposób portretem psychologicznym bohatera, który pozostając patriotą decyduje się na ujawnienie tajemnic działania, funkcjonowania spec slużb USA: NSA i CIA. Tajemnic mrocznych, niewygodnych, ponurych. Punktem zwrotnym jest konstatacja, ze wykonywana przez niego praca nie sluzy bezpieczenstwu narodowemu, walce z terroryzmem, ale zapewnieniu Ameryce, amerykańskim firmom dominującej pozycji, lidera swiatowej ekonomii.
Osiagniecie tego celu odbywa się dosłownie po trupach, a tzw. "wartości", w które bohater wierzyl, które wyznaje, które były mu wpajane, nie maja najmniejszego znaczenia, gdy w gre wchodzi kasa.
Zaleta filmu, poza sama historia i sprawna reżyseria, jest fajnie dobrana para młodych aktorow, którzy radza sobie dobrze z rolami. Postacie, zwłaszcza dziewczyny Snowdena sa trochę surowe, ciut papierowe, ale to nie jest psycho-thriller, ale film akcji.

Snowden nadal jest w Rosji.
Czy historia o jego nawróceniu to fikcja? Może od poczatku pracowal dla Rosjan i teraz nadal to robi? Nie zmienia to faktu, ze ujawniony przez niego mechanizm sledzenia wszystkich i wszystkiego każe się zastanowić nad swiatem w którym zyjemy, motywacja ludzi, których widzimy/słyszymy na ekranach TV.
Obejrzyjcie koniecznie!
Zakleicie kamerki w swoich notebookach, a telefony będziecie trzymać w mikrofalówkach:)
Zdrajca, czy bohater?

piątek, 29 grudnia 2017

"Hit Man. Nowe wyznania ekonomisty od brudnej roboty." (The new confession of an Economic Hit Man), aut. John Perkins, książka

"Hit Man. Nowe wyznania ekonomisty od brudnej roboty." (The new confession of an Economic Hit Man), aut. John Perkins, książka

Od pewnego czasu chciałem przeczytać te ksiazke, a tu proszę! Wlasnie wyszlo nowe wydanie z dodatkowymi 15-stoma rozdziałami. Tradycyjnie wiec kupiłem dwa egzemplarze. Jeden na prezent, a drugi tym razem dla siebie. W Święta miałem wystaczajaco dużo czasu, żeby przeczytać te ksiazke.
Jestem pod wrazeniem!
Jeśli nawet tylko 50% tego o czym pisze John Perkins jest prawda, to dlaczego on jeszcze zyje? - pomyslalem konczac lekturę.
Może przyczyna jest jest to, ze zadania, w których uczestniczyl, które opisuje, to dość odlegle historie z lat 70/80-tych. Czesc mechanizmow została już poznana, nazwana, a udział USA w knowaniach, zamachach, przewrotach, dzisiaj nie stanowi dla nikogo tajemnicy.
Może w tych historiach jest drugie, nawet trzecie dno? Może taki był pomysl, żeby napisac o tym co i tak jest już (prawie) powszechna wiedza, po to, żeby przykryc inne, bardziej mroczne tajemnice. Ale to moja dywagacja.

Ksiazka jest nierowna. Ciekawa w miejscach, gdzie autor odwoluje się do faktow, problematyczna, gdy Ekonomista od Brudnej Roboty wypuszcza się w obszary rozterek moralnych związanych z wykonywanym zawodem.
Ale ocene wartości i wiarygodniosci książki zostawiam Wam, potencjalnym czytelnikom.
Ja zestawiam to co przeczytałem z książkami Naomi Klein, zwłaszcza z "Doktryną szoku", "Głodem" M. Caparrosa, z obserwacjami naszej, polskiej terazniejszosci i ogolna wiedza dotyczaca wydarzen opisywanych przez J. Perkinsa.
To wszystko układa mi się w spojna, ponura calosc, a ksiazka, jej autor staja się wiarygodni.
Rekomendacje przeczytałem
już po kupieniu książki -
strony 3 i 4. Umieszczam
ich foto, bo o ile moje zachęty
do lektury mogą być
zbyt słabe, o tyle zdanie
fachowców może mieć
większą siłę.
 
J. Perkins podaje liczne przykłady dzialan prywatnych firm amerykańskich, które majac ciche wsparcie ze strony amerykańskiego rządu, zakładały pętlę długu na kolejne, młode rzady w Ameryce Poludniowej. Pisze, podajc m.in. przykłady Panamy, Chile, ale także Iranu o bezwglednym usuwaniu nieprzychylnych interesom USA politykow, zastepowaniu ich "właściwymi". Tam, gdzie nie udawalo się w drodze perswazji przekonać kolejnego państwa do zaakceptowania "braterskiej pomocy", tam do akcji wkraczali "szakale", tam odbywaly się przewroty, inicjowano wojny domowe wynoszące do władzy ludzi przychlnych  polityce USA, tam wreszcie prowokowano konflikty wojenne pod pretekstem posiadania przez dany kraj niekontrolowanej broni atomowej (Irak). W każdym przypadku beneficjentami tych dzialan były firmy amerykańskie, wąska grupa oligarchów danego kraju, nigdy gospodarka kraju "nawróconego", nigdy jego ludność.

Czy można się zatem dziwic, ze w wielu rejonach swiata USA uchodzi za znienawidzonego imperialistę? Czy nie jest tak, ze to co stało się 11 września 2001 to bezpośredni efekt amerykańskiej polityki (Afganistan)? Biblijne: "kto sieje wiatr zbiera burze" odnosi się nie tylko do polityki USA, ale do imperialnych zakusów tych państw, nawet firm, których jedynym celem, jedyną wartością jest maksymalizacja zysku za wszelka cene, co w konsekwencji oznacza zysk kosztem innych, nierzadko dosłownie, po trupach.

Zdaniem autora wiele się zmienilo od czasu, kiedy był aktywnym Ekonomistą od Brudniej Roboty.
Zmienilo się na gorsze.
Do gry weszly ostro Chiny, które pretendując do miana gospodarki nr. 1 stosuja podobne metody, zwłaszcza metode uzależniania kolejnych gospodarek przez celowe, przekraczające możliwość splaty zadłużanie.
Ale dla mnie najważniejsze sa implikacje dzialan Ekonomistow od Brudnej Roboty w odniesieniu do naszego kraju. I chociaż Polska i polskie sprawy nie sa przedmiotem żadnego z rozdzialow książki, to nie można mieć najmiejszych wątpliwości, ze Polska zwłaszcza w okresie transformacji była polem dzialan Ekonomistow od Brudnej Roboty.
Czyta się dobrze, daje do myślenia.

wtorek, 26 grudnia 2017

Świder, II-gi dzień Świąt, wtorek 2017.12.26

Świder, II-gi dzień Świąt, wtorek 2017.12.26

Świder, godz. około 9:00, temp. około 3-4 st. Jak na tę porę roku upał. Po kilku deszczowych dniach wreszcie
rowerek w jakże przyjemnych okolicznościach przyrody. Krzycho i Darek korzystają z promieni słonecznych,
gwałtownie syntezują witaminę D dyskutując o wyższości Mazdy nad Renaultem. 

poniedziałek, 25 grudnia 2017

"Cały ten zgiełk" (All That Jazz), reż. Bob Fosse, USA, 1979, musical, dvd

"Cały ten zgiełk" (All That Jazz), reż. Bob Fosse, USA, 1979, musical, dvd

Jeszcze chwile temu dałbym sobie glowe uciac, ze widziem ten film na Konfrontacjach 1979. Teraz, po obejrzeniu na dvd (wiosłując przez bezmiar oceanu) nie jestem już tego taki pewien, ale... Wydaje mi się, ze film wszedł do "normalnego" rozpowszechniania. Może był to rok 1980, może był zarówno na Konfrontacjach, a potem kiedy wygarnął 4 Oscary (glownie "techniczne") trafił do dystrybucji w PL. W każdym razie było to dawno i wówczas bardzo mi się podobalo.
Kupilem wiec przy jakiejś okazji dvd i teraz, kiedy za oknem zero warunków na rowerek - pada, nawet na łyżwy za ciepło - lód płynie, proszę bardzo - łódeczka, dwie sesje (112 min.) i sobie odświeżyłem.

Troszkę się zestarzał. Wtedy, 1980 był wydarzeniem i zaslugiwal na ocene miedzy 8-9 w 10-cio punktowej skali. Dzisiaj daje mu z pelnym przekonaniem 7, czyli "dobry".
Podoba mi się Roy Scheider (policjant ze "Szczęk"), wspaniala Jessica Lang, klimat filmu, pomysl na autorską wizje własnego zyciorysu by Bob Fosse.
"All That Jazz" jest wymieniany jako jeden z NAJwaznieszych musicali w historii kina. Mysle wiec, ze dla tych, dla których kino muzyczne jest ważne, a nie mieli okazji widzieć tego filmu, jest to pozycja z kategorii "trzeba zaobaczyc".
Jest tam pare scen, tekstów, które weszly do historii kina, wręcz staly się elementem kultury podobnie jak np.: ..."nobody is perfect"... z  "Pól żartem, pół serio" (Some like it hot).
"It's showtime, folks" w rytmie Vivaldiego, z syczeniem pastylek Alka Saltzer, łykaniem Dexidryny (amfetamina), zakraplaniem Visine i gestem rozłożonych rąk do swojego odbicia w lustrze, to rzecz, która dla mnie jest tak mocna, charakterystyczna dla profesji bohatera, jak fraza: ..."There is no business, like show business"..., która, zyje własnym życiem i pewnie nikt już nie pamięta, ze pochodzi z musicalu "Annie get your gun".
Sentyment i pamieć sprawily, ze ponownie obejrzałem "All That Jazz".
Nie ma lepszego obrazu do którego bardziej pasuje: "there is no business, like show business".
W żadnym innym filmie Jessica Lang nie była tak zjawiskowa jak w "All That Jazz".
Warto!

niedziela, 24 grudnia 2017

"Syberiada polska", reż. Janusz Zaorski, PL, 2013, dvd

"Syberiada polska", reż. Janusz Zaorski, PL,  2013, dvd

Dwa dosiady w ergometrze wioślarskim i "Sybieriade..." mam obejrzaną. Film trwa nieznacznie ponad 2h, idealnie miesci się w wytrzymalosci mojego tyłka, który zle znosi pobyt na trenazerze powyżej 1h.

Film jest moim zdaniem poprawny, w skali filmwebu oceniłem go na 5, czyli sredni.

Podbobal mi się kreujący glowna role Adam Woronowicz i Sonia Bohosiewicz, która lubie i uważam za dobra aktorke (m.in. fajne role w "Wojnie Polsko-Ruskiej" i "Rezerwacie").
Film jest o przetrwaniu, o losie ponad 1 mln Polakow, którzy w wyniku aneksji wschodnich rubieży Polski przez Zwiazek Radziecki, zostali wywiezieni na Syberie. Już podróż, często wielotygodniowa była gehenną. Potem czekalo ich budowanie, zwykle od zera obozow pracy, z których nie można było uciec. Skuteczniejsza od drutow kolczastych i straznikow była przyroda. Dopiero porozumienie dotyczące powstania polskiej armii dalo zeslancom wolność. Niektorym udało się przezyc, wrocic do kraju, co zresztą nie było końcem ich problemów.
Co jest przyczyna, ze moja ocena to tylko 5? Otoz odbieram ten film jako trochę "hollywoodzki". Spory rozmach, szerokie plany, bogaty kolor, dbalosc o scenografie, ale z uszczerbkiem dla samej historii, dramaturgii. Gdzies gina szczegóły, drobiazgi, które w moim przekonaniu decydują o autentyzmie, wplywaja na lepsze rozumienie opowieści. Troszke jest tak, ze jak na epicka opowieść film ma za maly rozmach, a z kolei jak na film kameralny, jest zbyt ogolny.
(Przy okazji dbalosci o szczegoly uderzyla mnie scena wyświetlenia filmu "Swiat się smieje" w warunkach obozu, w którym nie było energii elektrycznej...).
Ciekawym aspektem filmu jest proba pokazania, ze wola przetrwania, która decydowala o zyciu lub śmierci zeslancow miała większy sens niż bezsensowna bohaterszczyzna. Pobobal mi się pomysl pokazania splotu losow roznych nacji, które w ekstremelnych warunkach musiały i umiały się ze sobą dogadywac, pomagać. Do tego celu zatrudniono wielu aktorow i aktorek rosyjskich, ukrainskich i innych narodowości. Mowia w filmie w swoich jezykach co podnosi uwiarygodnosc przekazu, jest dodatkowa wartoscia filmu.
Bez rewelacji, poprawnie, w sam raz na deszczowy, wigilijny poranek spędzony na trenażerze.

sobota, 23 grudnia 2017

"15 stuleci. Rozmowa z Wilhelmem Sasnalem", aut. Jakub Bansik, 2017, książka

"15 stuleci. Rozmowa z Wilhelmem Sasnalem", aut. Jakub Bansik, 2017, książka

Czytalem sobie ten rozlegly wywiad z W. Sasnalem dluzsza chwile. Przyczna nie jest objetosc książki, raptem 190 str. z dużymi marginesami. To przez zarobienie, brak czasu na spokojna lekturę.
Ale docztalem do końca, mam swoja opinie, która się dziele. Robie to w towarzystwie kieliszka pigwówki (to prezent od Asi; dobra, mocnarna!) i grupy politykow w TV, w przeddzień Wigilii, dumam sobie nad ksiazka, która przyczytalem troszkę przypadkiem.
Otoz mam taki zwyczaj, ze kupując książki, kupuje je zwykle w dwóch egzemplarzach. Pierwszy dla mnie, lub dla osoby dla której ksiazka ma być prezentem, drugi z przeznaczeniem - się zobaczy. W tym przypadku, ksiazke kupiłem dla znajomego, który jest mocno zaangażowany w rynek sztuki w PL. Drugi egzemplarz - "się zobaczy", przeczytałem z rosnącym w trakcie lektury zainteresowaniem.

To co moim zdaniem jest w tym wywiadzie/rozmowie ciekawe to informacje o funkcjonowaniu rynku sztuki. Przedmiotem mojego zainteresowania zawsze był mechanizm kreacji popytu na konkretne nazwiska, kierunki, niezależnie od tego czy chodzi o malarstwo, literaturę, czy film. Od dawna zadawalem sobie pytanie o to, kim i gdzie sa te tajemnicze sily, które wskazują, ze to nazwisko TAK, a tamto NIE, ze TE obrazy TAK, tamte NIE, itd.
Ksiazka "15 stuleci..." nie  odpowida na te pytania, ale pozwala na zbudowanie poglądu na temat zaleznosci, powiazan, pieniędzy inwestowanych w sztuke. Wilhelm Sasnal uodzi/uchodzil (ostatnio kregi Fangora osiągaja wysokie ceny) za najdroższego, współczesnego polskiego malarza. Opowiada o mechanizmie, który spowodowal, ze jego obraz został sprzedany na aukcji za ponad
1 mln. pln, co z tego miał, jak ta rekordowa sprzedaż wplynela na jego karierę.
Mowi o tym co go ksztaltowalo, o zrodlach inspiracji, o pop-banaliźmie, którego jest sztandarowym reprezentantem.
Czy obraz przedstawiacay transformator może być sexy?
Czy obraz kilku lecących samolotow może być warty 250 tys EUR?
Czy i ile warte sa emocje zawarte w kawałku oleju na płótnie?

Książka nie daje odpowiedzi na te pytania, ale pozwala na lepsza orientacje w rynku sztuki, a przede wszystkim przybliża osobę Wilhelma Sansla.
Było warto. 
  

środa, 20 grudnia 2017

"Biography. The Rolling Stones", 2007, film, dvd

"Biography. The Rolling Stones", 2007, film, dvd

To gniot.
Jakis czas temu kupiłem i obejrzałem podobne wydawnictwo dot. U2. Kupione na wyprzedażowym stoisku w jednym z centrow handlowych filmy z cyklu "Legendy muzyki" sa praktycznie bezwartościowe. Niewiele kosztują (około 9.00 zl), ale nawet ta cena jest za wysoka w stosunku do zawartości. Za te pieniądze kupujący dostaje 50 min. filmu plus ksiazeczke-dodatek do plyty. Film to zlepek kilkunastu dokumentach filmikow i zdjęć, które w roznych sekwencjach przeplataja się przez caly film, przerywane wypowiedziami "fachowcow" z branzy muzycznej. Fachowcy nie wnosza zadnej dodatkowej wiedzy do ogolnie znanej historii zespołu, a dokumentalne urywki nie sa ilustrowane muzyka Stosnow, bo producent filmu nie uzyskal/kupil praw do wykorzystania ich w filmie. Film-dokument o Stonsach bez ich muzyki to porażka.
Dobrze, ze obejrzałem ten filmopodobny wyrob wioslujac. Dzieki temu nie mam poczucia straty czasu.

wtorek, 19 grudnia 2017

Anita Lipnicka, koncert, Trójka, niedziela 2017.12.17

Anita Lipnicka, koncert, Trójka, niedziela 2017.12.17

Dolecialo do mnie, ze na ostatnim w tym roku koncercie w Trójce gościem będzie Anita Lipnicka.
Anita w towarzystwie Kapeluszników zaczyna koncert.
Anita podoba mi się jako kobieta i jako artystka. To wystarczajace przyczyny, żeby poswiecic 2h na pobyt w jej towarzystwie w kameralnym, trojkowym studio im. Agnieszki Osieckiej. Nowa plyta - "Miód i dym" z której pochodzila wiekszosc muzyki granej w czasie koncertu jest utrzymana w podobnym klimacie co poprzednie plyty Anity. Wiekszosc tekstow, których autorka jest Anita to marzycielskie, romantyczne odjazdy, do których pasuje jak ulal określenie "daydreaming".  Sa mocno babskie, majace według mnie wiele wspólnego z klimatem książek Jane Austen (chociaż znam je tylko z ich filmowych wcielen). To nie zarzut, tylko skojarzenie.
Anita gra nie tylko na gitarze. W folkowych
kawałkach sięga także po banjo, ale gitara
rządzi.
Tym razem Anita zmienila swój sceniczny wizerunek. Wystapila w stylizacji country-folkowej, wraz z kapela The Hats. Ostatnim razem, kiedy widziałem ja live w tym samym studio prezentowala styl pensjonarski. Hanka Bielicka mowila, ze kapelusz to nieodzowny atrybut kobiecego wizerunku. Anita w kapeluszu wyglądala tak samo atrakcyjnie jak bzz. Słusznie zauwazyl Piotr Metz, który zapowiadal jej wystep - czas się jej nie ima. Nie zmienia się artystka, niezmienna jest wykonywana przez nia sztuka. "Miód i dym" to trochę bardziej, niż na poprzednich plytach, zróżnicowany tamatycznie i muzycznie material. W większości to snuje. A jeśli nawet Anita odchodzi od konwencji daydreaming i nabiera przechylu folkowego, to nie jest to siarczyste country z przytupem i iskrami, tylko spokojny, biesiadny kołys.
Poza kawałkami z ostatniej plyty, Anita zaspiewla także pare hitow, które wykonywala z Varius Manx, w tym "Ona ma siłę". I tutaj zaczyna się mój problem. Otoz jeden z moich rowerowych kolegow - Darek, stwierdził kiedyś, ze to idealny kawlek do reklamy spycharko-ładowarki "Ostrówek". I teraz już tak mam (niestety), ze ilekroć slysze ten kawalek natychmiast widze wspaniala, industrialna, mocarna bryle, tego urokliwego, jakze przydatnego sprzętu.
Cała ona!
To jest na tyle moce, natrętne, ze po koncercie, kupieniu plyt, odmowilem sobie przyjemności rozmowy z Anita, otrzymania jej autografu, gdyż jednyne co mi przychodzilo na myśl jako zagajenie, to pytanie czy ma ochote na przejazdzke spycharko-ladowarka... Dalem wiec sobie spokój.
To był fajny wieczor, z miekką przyjemną muzyką.
Ale, ale! Co tam u Johna?!
O ile wiem, zrobila biednego Angola w trąbę, a on, biedak nadal pisze dla niej muzyke...
Cos mi się wydaje, ze ten romantyczny entourage Anity to pozór i hopsztos.
Anita to twarda i mocna baba, jak spycharko-ładowarka Ostrówek!
"Ona ma siłe, nie wiesz nawet jak wielką...."

sobota, 16 grudnia 2017

Taco Hemingway, koncert, Torwar, środa 2017.12.13

Taco Hemingway, koncert, Torwar, środa 2017.12.13

Tym razem, w odróżnieniu od dwóch poprzednich koncertów na których
byłem, było więcej swiateł i obowiązkowe od pewnego czasu duże ekrany.
W rocznice stanu wojennego (1981) odbyl się koncert Taco Hemingwaya w hali Torwaru. Troszeczke zaluje, ze artysta, któremu kibicuje nie wspomniał o tym fakcie w trakcie koncertu. Taco komentuje w swoich tekstach otaczajaca nas, biezaca rzeczywistość, a tamta rzeczywistość, chociaż nie biezaca, to jednak kawalek ważnej, nieodleglej historii. Wiekszosc fanow Taco, którzy licznie wypełnili hale Torwaru urodzila się guuuubo po dacie stanu wojennego. Mysle jednak, ze krótkie slowo o tej pamiętnej dla wielu dacie byłoby na miejscu.
A może się czepiam?

Maksymalna pojemność Torwaru to bodaj 6100 widzow. Tyle wlasnie biletow w ekspresowym tempie zostało sprzedanych na ten koncert, który z tego co mowil Taco był wstępnie planowany w Palladium (pojemność 1500 osob), ale gdy okazało się, ze bilety znikają z szybkoscia swiatla, zdecydowano się przenieść koncert do Torwaru, i się udało.
To niejedyny dowod na popularność Taco. Ostatnio mój syn podrzucil mi zaslyszana w Trojce informacje, ze Taco jest najbardziej popularnym polskim (drugi po Edzie Sheeranie!) artystą odsłuchiwanym  w Polsce w serwisie spotify za rok 2017 (więcej tutaj)

Sztuka która wykonuje Taco, czyli hip-hop/rap to nie moja bajka, nie moje klimaty. Jednak jestem jego kibicem i to uzasadnia moja obecność na koncercie. Ciekawe jest samo zjawisko przeniesionego na polski grunt gatunku, który chociaż w oryginale jest amerykański, czarny, zbuntowany dość szybko został zaadoptowany przez białych wykonawców, a w Polsce niezle zadomowil się w szarych blokowiskach o czym traktuje swietny film "Jestem Bogiem". Taco Hemingway nadal tej sztuce indywidualny wyraz. Jego teksty nie sa tekstami buntu, nie traktują o beznadziei, szarej rzeczywistości. Jego hip-hop nazywany jest często hip-hopem hipsterskim, sztuka skierowaną do dzieciakow które chodza w markowych ciuchach, uzywaja firmowych smartfonow, imprezują pijac wino, czyli do klasy sredniej. Taka wlasnie mlodziez pojawila się na Torwarze.
Usmiechnieta, dobrze ubrana, zadbana, karna, wygadana, lśniąca i pachnaca.
Czyli normalna.

Koncert zaczal się z lekkim, około 15-sto minutowym poślizgiem. Publicznosc przywitala Artyste goraca owacja i poleciało. Taco wydal 4 plyty. Wystarczajaco dużo materialu, żeby wypelnic koncert który trwal blisko 2h. Dwie godziny to dużo, zwłaszcza, gdy na scenie dzieje się niewiele. Taco na froncie, Rumak przy "biurku" z tylu i dość monotonna warstwa muzyczna, która nawet w nazwie nie pretenduje do miana muzyki bo nazywa się "bitem". Jednak tutaj najważniejszy jest tekst. Teksty znala na pamięć wiekszosc publiczności, wiec koncert był wspolna zabawa, wyśpiewaniem, może bardziej chóralnym melodeklamowaniem kolejnych utworow. Dobrym pomysłem (moim zdaniem) było wprowadzenie na scene gościa - młodego rapera, który wraz z Taco wykonal dwa kawałki, w typowym dla gatunku raperskim dialogu, dwóch wykonawców-frontmenow. To znacznie podgrzalo temperaturę koncertu, zdynamizowalo calosc, było mocnym akcentem całej imprezy.

Nie można pominąć publicznych oświadczyn Jarzyny (tego Jarzyny z popularnego kawalka Taco "Nastepna stacja" .... "Jarzyna miał urodziny, pojechałem na Młociny, Rano kac dopiero przyszedł, gdy mijałem Wawrzyszew"....), który w lozy VIP pdal na kolana, sie oswiadczyl, a jego oświadczyny zostały sadzac po reakcji wybranki, przyjęte. Nie wiem po co to było Jarzynie, ale ma czego chciał. Oby TO nie zwiędło tak szybko i skutecznie jak zapomniana w spiżarni włoszczyzna. Jarzyna wpadl jak seler w zupe, a koncert potoczyl się dalej.

Łapy z telefonami w góre, światła na publiczność i jedziemy.
Leci kawałek "Świecące prostokąty" z płyty "Marmur".
Zrobilo sie duszno, bardzo cieplo i dość pozno. Trudy dnia, który rozpoczal się dla mnie o godzinie 4:45 i obfitowal w liczne biz-spotkania powodowaly, ze w polaczeniu z duchota robilem się senny i mniej reaktywny na to co dolatywalo ze sceny.
Koncert zamknał się dawka bisow. Artysta zakonczyl show kolejnymi podziękowaniami dla fanow za liczne przybycie, kupienie biletow, wypelnienie Torwaru. Wyraznie widać, ze Taco ma dobry kontakt ze swoimi fanami, ze pisze i "spiewa" o sprawach i problemach, które sa ich udzialem, jego doświadczeniem.
Było dobrze.
Z pewnoscia będę usilowal pojsc na kolejny koncert Taco. Widac, slychac i czuc, ze jego odbior swiata się zmienia, ze zmienia się przekaz generowany do publiczności. Ostatnia plyta - "Szprycer" jest inna niż poprzednie, rozni się zwalszcza od "Trojkata Warszawskiego". Chodzi glownie o warstwe tekstowa, ale żeby to dostrzec konieczne jest dokładne wsłuchanie się w tekst. To nie jest takie proste i oczywiste, kiedy każdy dzień jest wypelniony mnostewm aktywności, kiedy muzyke traktuje się jako tlo do codziennych czynności. Koncert jest dobrym miejscem, żeby posluchac o co chodzi, co powoduje, ze mlodziez identyfikuje się z tym co "spiewa" Taco.
Interesuje Was fenomen kariery?
Idzcie na koncert Taco Hemingwaya, faceta, który wydal pierwsza plyte w 2015, a dzisiaj bez trudu, błyskawicznie sprzedaje Torwar.

niedziela, 10 grudnia 2017

"Henri Matisse. Wycinanki z Tate Modern w Londynie i MoMA w Nowym Jorku", reż. P. Grabsky, USA, GB, dokument

"Henri Matisse. Wycinanki z Tate Modern w Londynie i MoMA w Nowym Jorku" (Matisse from MoMA and Tate Modern), reż. P. Grabsky, USA, GB, dokument, kino Muranow

Kolejny film z cyklu „Exhibition on Screen” i kolejna przyjemność z obcowania z zakręconymi na punkcie sztuki ludzmi oraz tytułowymi wycinankami Matissa. Widzialem ten film już jakiś czas temu. Jednak nadal mam po powiekami wycinanke (obok), która reklamowala ten film. Matisse u schyłku zycia odszedł od typowego malarstwa i zajal się wlasnie wycinankami. Uwieziony w fotelu na kolach, przy pomocy asystentki, jednobarwnych płacht papieru i sporych rozmiarow nożyczek tworzyl takie dziela. Nie trzeba być szczególnym znawca malarstwa, żeby nie dostrzec w tych liniach, bryle, zapowiedzi kubistycznego przewrotu. Jego barwne kolaże były inspiracja dla wielu nastepcow, Picassa w szczególności.
Matisse zmarl w 1954. Zdobyl slawe już za zycia. Dzieki temu zachowaly się filmy dokumentujące proces powstawania wycinanek i kolaży, wraz "technologia" ich mocowania na scianach pracowni. W filmie pokazywane sa obszerne fragmenty tych dokumentów. To bardzo mocny, szalenie interesujacy element filmu.
Ponownie, z ciekawoscia obejrzałem proces projektowania wystaw. Trojwymiarowe makiety kompleksu sal wystawowych, repliki kolaży wielkości znaczka pocztowego i niekonczace się dyskusje jak, na której scianie co umiescic, co zobaczy widz wchodzacy do kolejnego pomieszczenia, wdlug jakiego kodu ulozyc calosc wystawy... Szczerze mowiac patrzylem na to z pewna zazdroscia. Zero pospiechu. Organizacja wystawy rozlozona na lata. Mnostwo czasu na jak się wydaje akademickie dyskusje. Wiele chodzenia, patrzenia, dumania, wymyślania co by tu ulepszyć, żeby nie spieprzyc. Podoba mi się. To zdecydowanie fajniejszy rytm pracy niż to co się dzieje w mojej fabryce...
Podobnie ja w przypadku poprzednich filmow (widziałem jak sądzę wszystkie) także ten cieszyl się 100% frekwencją, a bilety nawet kilka dni przed seansem były niedostępne w systemie zakupu via net. Widze, ze film będzie grany w sobote 30.12. Jeśli się wybieracie dobrze jest kupic bilety już teraz.
Moim zdaniem warto zobaczyć.
Poszerzanie horyzontow to proces fajny sam w sobie.

Bobrowa robota, rzeka Mienia, niedziela 2017.12.10

Bobrowa robota, rzeka Mienia, niedziela 2017.12.10







                                                                                                                                                          Bobry bobrują. Są u siebie. Mieszkają w rezerwacie rzeki Mienia w norach wyrytych w brzegach rzeki.  Wymyty przez wysoką wodę dowód aktywności gryzoni chwycił się konarami za sąsiednie drzewo i broni się przed upadkiem. Pewnie postoi do czasu większego wiatru.

sobota, 9 grudnia 2017

Wisła, sobota 2017.12.09

Wisła, sobota 2017.12.09, rowerowe

Jest 10:00, temp. około 0 st. Zwykle nasze przystanki nad Wisła odbywają się po drugiej stronie Świdra, z prawej strony, tam gdzie widać drzewa. Tym razem pojechaliśmy po lewym brzegu Świdra i dotarliśmy do Rezerwatu Wyspy Świderskie. Wisła w tym miejscu jest prawdziwie dziką, szeroko rozlaną, dużą rzeką. Przestrzeń, kolory i spokój.  

piątek, 1 grudnia 2017

"Lewiatan" (Leviafan), reż. Andriej Zwiagincew, Rosja, 2014, film, dvd

"Lewiatan" (Leviafan), reż. Andriej Zwiagincew, Rosja, 2014, film, dvd

Film trwa 140 min. Jego obejrzenie to 3 sesje na ergometrze wioślarskim, ale było warto.
To dobry film, który oceniam na 7 w 10-cio punktowej skali.

Historia jest dość uniwersalna: starcie jednostki z aparatem władzy, która uzywajac dowolnych srodkow siega po cos co należy do boahtera filmu. W tym przypadku jest to dom polozony w atracyjnym miejscu. Na tyle atrakcyjnym, ze lokalny mer postanawia zabrać ten kawalek gruntu, postawić tam swoja dacze.
Jeśli lubicie kino rosyjskie, rosyjskie klimaty, to jest tu wszystko co należy do obrazu wspolczesnej Rosji. Wszechobecna korupcja, pijaństwo, mafijne metody rządzenia, wsparcie władzy przez cerkiew, wszystko pokazane doslownie, wręcz brutalnie. Andriej Zwiagincew niczym nasz W. Smarzowski wali po oczach obrazami, po uszach tekstami do jakich nie lubimy się przyznawać. Wspolczesna wladza nie lubi "Lewiatana". Rezysera odsadzano od czci i wiary. Cerkiew potepila film i reżysera za pokazywanie nieprawdziwego obrazu kościoła. Wladza także obrazila się na tworce filmu, a srodowisko filmowe w osobie usłużnego Nikity Michałkowa nawolywalo do sprawiedliwego, jedynie słusznego, państwowego rodzialu funduszy na finansowanie filmow, co w konsekwncji miałoby uniemozliwic powstwanie takich jak "Lewiatan" filmow.
Tym bardziej warto znac ten film.
Warto także dlatego, ze film miał nominacje do Oskara 2015 za najlepszy film nieanglojęzyczny i przegral z nasza "Idą". Wcześniej zdobyl kilka poważnych nagrod europejskich, które potwierdzają jego wartość. 
"Lewiatan" to nie tylko opowieść o losie człowieka. Jest w nim sporo fajnych zdjęć, które oglądane przeze mnie na malym ekranie w trakcie wiosłowania nie miały odpowiedniej sily razenia, ale i tak były ciekawe, pokazujące wspanialosc surowej,  rosyjskiej przyrody (rzecz dzieje się gdzies na polnocy, nad jakimiś zimnym morzem w którym figlują wieloryby). Jest także pogubiona w kobieta-partnerka bohatera, która za wszelka cene chce uciec z pułapki jaka jest miejsce w którym zyje. Jest tam także szczególny klimat. Klimat beznadziei.

Po obejrzeniu filmu nie moglem się oprzec wrazeniu, ze przecież taki film, w odcinkach serwuje nam nasza TV relacjonując posiedzenia z Komisji do Spraw Usuwania Skutków Prawnych Decyzji Reprywatyzacyjnych. To co dzialo się w "Lewiatanie", gdzies na dalekiej polnocy, mamy tu, u siebie, w stolicy naszego kraju. Bezwzgledny zabór mienia z moderstwem w tle.
 
"Lewiatan" jest prawdą uniwerslaną. Takie historie dzieja się wszędzie. Szary człowiek w starciu z "aparatem władzy" zwykle przegrwa. Gorzkie, do bólu prawdziwe.