piątek, 27 października 2023

"Taylor Swift: The Eras Tour", reż. Sam Wrench, USA, 2023.10.13, film

"Taylor Swift: The Eras Tour", reż. Sam Wrench, USA, 2023.10.13, film


Wszedłem do sali kinowej w trakcie wyświetlania reklam i zwiastunów. Sprawnie znalazłem swoje miejsce ulokowane w ostatnich rzędach widowni. Już w trakcie trwania filmu wiedziałem, że coś jest nie tak... Nieliczna (seans 18:00, piątek 2023.10.13, czyli w dniu światowej premiery filmu) publiczność reagowała nad wyraz żywiołowo śpiewając razem z Taylor, machając rękoma, wykonując serduszka kierowane w stronę ekranu. Kiedy po blisko trzygodzinnym seansie na widowni zapaliły się światła okazało się, że nie dość, że byłem prawdopodobnie jedynym widzem-mężczyzną to zawyżałem przeciętną wieku o współczynnik x4-x5. Wokół mnie były nastoletnie dziewczyny w przedziale wiekowym 13-15 lat... Niektóre przyszły do kina w towarzystwie mam... Poczułem się troszkę nieswojo, jak intruz na zamkniętej imprezie i zdecydowanym krokiem udałem się do wyjścia :)
Taylor Swift ma w tym miesiącu ponad 100 mln słuchaczy (Spotify). Jest światowym nr. 2 pod względem ilości słuchających. Imponujący wynik, a ja znałem tylko jeden jej kawałek - "Willow". Stacja net-radiowa, której słucham (Radio 357) rzadko gra Taylor Swift. Ten brak Taylor dotyczy pasm godzinowych w których mam słuchawki na uszach, czyli od około 6:00 a.m. do, z małymi przerwami, godz. 13:00-14:00. Potem, już na głośnikach słucham innej anteny (net-radio grające jazz) gdzie z założenia na Taylor Swift nie ma miejsca. Jednak pomimo tak wątłego kontaktu z jej muzyką miałem świadomość, że jest duża, rośnie większa, że wyrosła na giganta sceny pop. Obejrzałem na Netflix film "Miss Americana. Taylor Swift" (2020), dokument traktujący o jej fenomenie. Ten film okazał się być znakomitym teaserem powodującym, że nie mogłem nie pójść na "Taylor Swift: The Eras Tour", film, który jest zapisem jej koncertów (kompilacja trzech) na stadionie SoFi Stadium w Inglewood w Kaliforni. Chciałem zobaczyć na czym polega TEN fenomen. Pierwsze 10-15 min. filmu jest dość bezbarwne; taki tam koncercik jak wiele innych. Potem - petarda! Ameryka w każdym wymiarze: ogromu nakładów na produkcję, znakomitej techniki, świetnych zdjęć, no i oczywiście ona - Taylor Swift władczyni serc, może nawet dusz publiczności. Film ma już swoją zakładkę w wiki (TU). Wynika z niej, że "Taylor Swift: The Eras Tour" stał się najbardziej dochodowym filmem koncertowym wszech czasów. Rzeczywiście. Jest zrobiony perfekcyjnie, istny majstersztyk, ale byłby niczym bez gwiazdy jaką jest 33-letnia Taylor Swift, która jako 14-sto latka zaczęła karierę piosenkarki country śpiewającej własne teksty do skomponowanej przez siebie muzyki. Dzisiaj jest gigantem sceny pop, kompozytorką i autorką, performerką, której popularność przeżywa właśnie apogeum, a jej dowodem jest ten film. 
Po obejrzeniu "Taylor Swift: The Eras Tour" stawiam znak równości pomiędzy Michaelem Jacksonem a Taylor Swift. On był królem pop, ona jest królową (nie znam dokonań Beyonce, ale widzę, że na Spotify ma teraz 47,5 mln słuchaczy, czyli prawie 50% mniej niż Taylor Swift). Nie będę nawet usiłował pisać o samym filmie. Trzeba go zobaczyć chociażby dlatego, że jest wyjątkowy w kategoriach czysto biznesowych. Czy warto go widzieć dla Taylor Swift? Moim zdaniem tak, nawet pomimo tego, że na mojej priv play liście na Spotify był i pozostanie (póki co) jeden jej kawałek - "Willow". Na wszelki wypadek, zwłaszcza Panom sugeruję jednak późniejszą godzinę seansu i ewentualne przetrenowanie robienia serduszka z dłoni. To się może przydać. Taylor Swift ma (podobno) także starsze fanki. Te zwykle chodzą do kina bez mamuś, chociaż niekoniecznie solo :)

czwartek, 26 października 2023

Noah Wotherspoon Band, 2023.10.25, Prom Kultury, koncert

 Noah Wotherspoon Band, 2023.10.25, Warszawa, Prom Kultury, koncert

To był jeden z najlepszych bluesowych koncertów na jakich byłem. 100% US made blues za jedne 40.00 zł, w kameralnej sali (około 200 miejsc) w wykonaniu znakomitej kapeli dowodzonej przez świetnego gitarzystę Noaha Wotherspoona (więcej o nim/kapeli TU). Uczta! Blisko dwie godziny bluesa podanego na żywo przez muzyka o którym nigdy wcześniej nie słyszałem. W moim odbiorze Noah obsługuje swoje gitary (dwa Fendery Stratocaster) nie gorzej od Joe Bonamassa, a podziwianie jego kunsztu z odległości niecałych 10 m to także uczta dla oczu. Biegłość z jaką wydobywa dźwięki z instrumentu, pewność i jakość wykonywanych partii muzycznych są najwyższej próby. Nie jest z pewnością wybitnym wokalistą. Jego muzyczne, kompozytorskie dokonania są nadal skromne (2 płyty), ale gra fantastycznie! Jest w trakcie trasy w PL. Będzie grał jeszcze w: Świebodzinie 26.10, Gorzowie Wlkp. 27.10, Lesznie 28.10. Jeśli ktoś z Was mieszka lub jest z okolic tych miejscowości i ceni dobre, gitarowe granie - nie wahajcie się ani chwili. 

Byłem na koncercie z kolegą. Wgniotło nas w fotele. Takie koncerty, taka jakość to rzadkość w PL. Nie bez znaczenia było kameralne wnętrze niewielkiej sali i nasze miejsca w bodaj 5-tym może 7-dmym rzędzie, czyli na tyle blisko, że było widać wibrujące struny gitary Noaha. Zagrał głównie swoje kawałki, ale dorzucił co najmniej 3 covery. Jeden Johnny Casha (nie znam tytułu) i dwa Jimi Hendrixa: Little Wing i Voodoo Child. Znakomite, pełne polotu interpretacje. Ilość jego słuchaczy na Spotify nie jest imponująca (346 w tym miesiącu; J. Bonamassa 892 tys.) ale warto jest posłuchać muzyki i kierując się jej jakością pójść na koncert. Wiadomo! Nic nie smakuje lepiej niż blues podany live przez fenomenalnego gitarzystę, wspartego bdb sekcją rytmiczną. Gra Noaha Wotherspoona urzeka. Warto jest tego doświadczyć osobiście :)
  


niedziela, 22 października 2023

Jesienny, deszczowy klimacik, niedziela 2023.10.22

 Jesienny, deszczowy klimacik, niedziela 2023.10.22

Wcześniej lało, potem padało, teraz kropi. Można się ruszyć, zobaczyć jak się w lesie mają sprawy.
Nieźle. Przyroda chociaż zmoknięta, to jednak zadowolona. Dawno nie było tak obfitej kąpieli.
Ciszę przerywają uderzające o ziemię ponadwymiarowe krople deszczówki, które żmudnie kumulując
 się w igłach i liściach drzew czyhają na sposobność wtargnięcia za kołnierz jesiennego wędrowca. 
Jesień przyszła, nie ma to rady (TU)



wtorek, 17 października 2023

Röyksopp, Torwar, poniedziałek 2023.10.16, koncert

 Röyksopp, Torwar, poniedziałek 2023.10.16, koncert

Jakiś czas temu uległem brzmieniom kapeli Kosheen i kiedy w jednym z warszawskich sklepów szukałem czegoś podobnego w kategorii drum and bass, sprzedawca zarekomendował mi najnowszą płytę Röyksopp - "The Inevitable End" (2014). Kupiłem, odsłuchałem, zgrałem w plik mp3, wrzuciłem do telefonu i czasami, rzadko, wracałem do ich muzyki. Röyksopp okazał się być kapelą, właściwie duetem grającym muzykę elektroniczną w jej "czystym" wydaniu przesuniętym w kierunku muzyki klubowej. Jednym słowem głośno, z mocnym bitem, całość wygenerowana elektronicznie, a na koncercie wsparta mnóstwem świateł, laserów, dymu oraz trójką tancerzy. Cała dyskografia dostępna jest na Spotify i widzę, że ich nagrania cieszą się sporym zainteresowaniem (2,4 mln odsłuchań w tym miesiącu; dla porównania Taco Hemingway 2,7 mln). 

Był czas kiedy muzyka elektroniczna była innowacją, objawieniem. W 1977 roku świat usłyszał "Oxygene" Jeana-Michela Jarre'a. Okazało się, że jeden muzyk używając elektroniki może stworzyć dzieło, które zachwyciło cały świat. Od tamtego momentu ówczesna monumentalna technologia łącznie ze studiem nagrań mieści się w jednym skromnym notebooku, a to co było dostępne dla majętnych, utalentowanych wybrańców jest w zasięgu ręki praktycznie dla każdego. Oczywiście wypada mieć trochę muzycznych umiejętności. Te najwyraźniej  były i są udziałem dwóch Norwegów, którzy z końcem lat 90-tych stworzyli  Röyksopp i z powodzeniem kontynuują swoją karierę. 

Warszawski koncert był w moim odbiorze ok. Publiczność dopisała. Tłumów wprawdzie nie było, bilety były dostępne w necie nieomal do ostatniej chwili, ale fani norweskiego duetu dość szczelnie zapełnili płytę Torwaru. O 20:00 rozpoczęła zagrzewanie publiczności warszawska kapela Rysy. To także duet, także grający muzykę elektroniczną. Czyli duży stół, na nim elektronika i dwóch skaczących facetów, którzy zamaszystymi ruchami od czasu do czasu kręcili jakąś gałką, dotykali klawisza(y) klawiatury. Statyczne punktowe oświetlenie, czarne tło, czarne sylwetki muzyków; bez odlotu. Po około 30 min. wyszło na estradę 6-ciu ludzi z obsługi. Wyłączyli tym dwóm pierwszym różne wtyczki i kable, na 1-2-3 podnieśli i wynieśli stół z elektroniką na zaplecze, po czym zdjęli czarne sukna i zasłony ze stojącego w głębi większego, bardziej rozbudowanego stołu z dwoma komputerami i masą innej elektroniki. Około 21:00 wyszło z zaplecza dwóch facetów, którzy zaczęli odprawiać nad sprzętem różne rytuały. Reakcja publiczności wskazywała, że to panowie z duetu Röyksopp, ale... Panowie wystąpili w przebraniu. Na głowach kapelusze z dużymi rondami, ubrani w luźne, obszerne stroje, w których przypominali gnębionych przez bandziorów rolników z filmu "Siedmiu wspaniałych". Jednym słowem mogli to być równie dobrze panowie z kapeli Rysy, z tym, że obsługujący większe biurko... Nie wiem czemu miało służyć to przebranie, zwłaszcza, że po jakimś czasie stopniowo zaczęli je zrzucać, a nawet pozdrawiać publiczność w języku polskim, z tym, że ciut łamanym. Od tego momentu pozbyłem się obaw, że to Rysy, a muzyka zdawał się to potwierdzać. Muszę przyznać, że brzmiała fantastycznie, a możliwości robienia hałasu przez dwóch ludzi plus elektronika były imponujące. Oczywiście nie mam pojęcia, czy Röyksopp odtwarzał to wszystko z komputera(ów), czy i jaka część muzyki powstawała na żywo. W każdym razie w towarzystwie licznych świateł, laserów, dymu i tancerzy był to świetny show. Yulowi Brynnerowi i jego kompanom też by się (chyba) podobało, ale z pewnością oprotestowaliby cenę (160 zł) koncertowych koszulek, (bo bilet 170 zł miał przyzwoitą cenę) i mogłoby się skończyć strzelaniną.   

wtorek, 10 października 2023

Marek Stokowski, autor m.in. "Samo-lotów", "Stroiciela Lasu", "Kina krótkich filmów", wywiad w Tygodniku Powszechnym 4-10 października 2023

Marek Stokowski, autor m.in. "Samo-lotów", "Stroiciela Lasu", "Kina krótkich filmów", wywiad w Tygodniku Powszechnym 4-10 października 2023

Lubię książki Marka Stokowskiego (TU, TU, TU) i wiem, że jego pisanie ma wielu fanów. Spieszę więc z informacją, że w bieżącym numerze Tygodnika Powszechnego (link do TP TU) jest bardzo interesujący, utrzymany w przyjaznym klimacie artykuł Filipa Łobodzińskiego o najnowszej książce Marka Stokowskiego "Las pełen przygód". Artykuł zatytułowany "Wyskoczyło z krzaków" jest czymś zdecydowanie więcej niż suchą recenzją najnowszej, skierowanej do dzieci, książki Marka Stokowskiego. To przy okazji wgląd w całą dotychczasową twórczość Marka Stokowskiego ze szczególnym uwzględnieniem nieszablonowego poczucia humoru wyzierającego z każdej książki M.S. (z pominięciem książek stricte historycznych), który spowodował, że jakiś czas temu będący wówczas na topie Kabaret Mumio czytał książki M.S. w Trójce, a Zbigniew Zamachowski dał audio-życie niepublikowanym humoreskom "Zbyszek leży na leżąco". Beletrystyka nie jest gatunkiem mojego pierwszego wyboru. Znacznie częściej i chętniej czytam książki z kat. non-fiction, ale... Wszystkim, którzy łakną oddechu od otaczającej nas rzeczywistości z przekonaniem rekomenduje lekturę książek Marka Stokowskiego. Zacznijcie od "Samo-lotów" w ver. drukowanej, lub audio. To dobry początek. Każdy kolejny rozdział tej i następnych książek M.S. wzbudzi Wasz uśmiech, poprawi nastrój, usposobi do życia pogodnie i optymistycznie :)  

Więcej o Marku Stokowskim w wiki (TU).

niedziela, 8 października 2023

"Zielona granica", reż. Agnieszka Holland, PL, 2023, film

"Zielona granica", reż. Agnieszka Holland, PL, 2023, film

Widziałem ten film w ostatnią sobotę. Lubię mieć własne zdanie, wynikające z własnego kontaktu z filmem/spektaklem/koncertem. Nie zawsze jest to możliwe, ale w tym przypadku każdy może pójść do kina i zobaczyć film, o którym głośno w mediach. Skorzystałem z tej okazji. Postaram się zwięźle wyrazić swoją opinię. Polityki wszyscy mają po kokardę. Ja też. Dlatego "prosto z jeziora" omija tematy polityczne czyniąc dla filmu "Zielona granica" wyjątek.

Agnieszka Holland miała szansę zrobić film uniwersalny traktujący o kondycji współczesnej cywilizacji. Moim zdaniem zaprzepaściła tę możliwość stając po jednej stronie sporu polaryzującego nasze społeczeństwo. Nakręciła dobry w kategoriach sztuki filmowej film, ale politycznie zaangażowany, który nie dość, że pogłębia istniejące podziały, to poprzez lokalne, polskie odniesienia staje w pełni zrozumiały tylko dla nas Polaków. 

Agnieszka Holland kręciła film w czasie kiedy media przedyskutowały w każdą możliwą stronę różnicę pomiędzy uchodźcami a emigrantami. Ta różnica jest skrzętnie w filmie omijana i pomijana. Na końcu filmu jest wzmianka o przyjęciu przez Polskę/Polaków około 2 mln uchodźców wojennych z Ukrainy, ale informacja ta nie służy wytłumaczeniu różnic w jakże odmiennym podejściu/reakcji polskiego rządu i społeczeństwa do uchodźców i emigrantów.

Agnieszka Holland nawet nie usiłuje zarysować przyczyn dla których niespodziewanie na granicy polsko-białoruskiej znalazły się tysiące głównie młodych mężczyzn atakujących z furią granice naszego państwa. A przecież robiąc "Zieloną granicę" doskonale wiedziała, że ów atak wywołany i finansowany przez Rosję i Białoruś miał służyć destabilizacji sytuacji w Polsce, a w konsekwencji zniechęcić Polaków do niesienia pomocy uchodźcom ukraińskim, czyli kobietom i dzieciom uciekającym przed wojną. (więcej TU)

Agnieszka Holland wkłada w usta Macieja Stuhra (ten zaś się nie broni; on, jego ojciec są stroną bieżącego sporu politycznego) skandaliczną wypowiedź holenderskiego europosła-polakożercy - Guya Vershofstada, który nazwał polski Marsz Niepodległości, marszem faszystów. Ta straszna i kuriozalna wypowiedź wykrzyczana jest w filmie przez polskiego aktora, a połowa tekstu to inwektywy(!),  w którym krytykowany jest także brak umiejętności polityków PiS w posługiwaniu się poprawną(!) polszczyzną. Przy okazji muszę przypomnieć, że zadymy, które towarzyszyły Marszowi Niepodległości w okresie rządów PO ustały w magiczny sposób, gdy władzę przejął PiS. Skończyły się prowokacje "nieznanych sprawców" wobec uczestników Marszu i o dziwo, przestała pojawiać się na Marszu NIEMIECKA antifa otwarcie atakująca polskich patriotów biorących udział w Marszu.

Agnieszka Holland w czołówce/końcu filmu NIE umieszcza informacji o nakręceniu filmu "na podstawie faktów", ale film udaje paradokument. To sprytny zabieg ukrywający przed przeciętnym widzem fakt, że praktycznie wszystko co w filmie pokazano jest fantazją twórców scenariusza i reżyserki. Brak wzmianki: "film oparty na faktach" powoduje, że robienie zarzutu twórcom o nierzetelność, mijanie się z prawdą nie ma sensu, wszak to tylko "artystyczna wizja", "projekcja wyobraźni", czyli równie dobrze czysta konfabulacja.

Agnieszka Holland umieszcza na końcu filmu informację mówiącą, że w czasie prób forsowania granic, w tym granicy polsko-białoruskiej zginęło około 30 tys. emigrantów. Jestem przekonany, że za rok może pięć film "Zielona Granica" zostanie wykorzystany jako dowód na mordercze skłonności polskiej Straży Granicznej, a jakiś, być może polski europarlamentarzysta będzie się domagał od Parlamentu UE wszczęcia poszukiwań 30 tys. ciał emigrantów w bagnach Bugu, a do czasu ich znalezienia dalszego wstrzymania wypłat z KPO. (Tak było z filmem "Pokłosie" (2012) wykorzystanym przez niemieckie media i siły stojące za słynną ustawą "447".  Reżyser W. Pasikowski deklarował, że zrobił "Pokłosie" wstrząśnięty wydarzeniami w Jedwabnem. Tam Prezydent RP  A. Kwaśniewski wraz z kościelnymi hierarchami przeprosił za mord, który jak się później okazało prawdopodobnie nie miał miejsca. "Pokłosie" trafiło (2013) przy dyplomatycznym wsparciu ambasady RP w Berlinie, na cykl pokazów w kilku miastach w Niemczech. "Pokłosie" stało się paliwem dla niemieckiego relatywizmu historycznego, który wskazywał na znaczące współuczestnictwo Polaków w eksterminacji Żydów. Bo przecież jak wiadomo oni - Niemcy, naród, który wydał H. Heinego, W. Goethego traktowali Żydów humanitarnie. Najpierw Cyklon B, a potem cud niemieckiej techniki firmy Topf&Sohne - wysokowydajne krematoria, w odróżnieniu od polskich barbarzyńców z "Pokłosia", którzy palili Żydów nie dość, że w stodole, to jeszcze żywcem). [Więcej o Jedwabnem+ TU, TU i TU]

I już na koniec. Agnieszka Holland znając doskonale problemy zwłaszcza Niemiec, które wbrew wszelkim unijnym regulacjom otworzyły granice Schengen dla kilkuset tysięcy emigrantów i wygenerowały potężny problem nie tylko dla swoich obywateli, nie chce pamiętać, że podstawową funkcją Państwa jest zapewnienie swoim obywatelom BEZPIECZEŃSTWA. Zatrzymanie uderzenia sterowanych przez Kreml i Mińsk emigrantów było i jest obowiązkiem naszego Państwa także wobec UE. 

Uważałem jednak i nadal uważam, że w zamkniętych strefach przygranicznych powinny powstać punkty medyczne obsługiwane przez niezależne organizacje takie jak Caritas, czy PAH (Polska Akcja Humanitarna), a Służba Graniczna powinna odstawiać do tych punktów rannych, wycieńczonych emigrantów,  zwłaszcza kobiety i dzieci (o ile tam rzeczywiście były). Punkty powinny funkcjonować nie po to by być listkiem figowym zamykającym usta totalnej opozycji (ta i tak krytykowałaby w myśl swojej "totalności" każdy ruch rządu), lecz dlatego, że taki wymóg nakłada na nas humanitaryzm. Myślę wręcz, że niebywała otwartość z jaką przyjęliśmy ukraińskich uchodźców była w jakimś stopniu powodowana rodzajem wyrzutów sumienia, być może wstydu, że taka humanitarna pomoc nie została wówczas zapewniona.

"Zielona granica" w moim przekonaniu nie zasługuje na więcej niż 1 w skali filmweb, czyli "nieporozumienie", a 1 tylko dlatego, że ocena zerowa nie jest przewidziana. Jednak nie chcę nikogo zniechęcać do obejrzenia filmu. Zawsze warto jest mieć WŁASNĄ, niezależną opinię, chociaż nie zawsze warto jest doświadczać wszystkiego samemu

2023.11.25                                                                                                                                               "Po dwóch latach pisania o migracji i kryzysie na granicy nie mam wątpliwości, że wytwarzamy fałszywą wiedzę— to kluczowe zdanie artykułu zatytułowanego „Rodziny z dziećmi, wykształcona Afganka, ciężarna kobieta - osoby takie, jak w filmie Holland, są na granicy wyjątkami”. Więcej o artykule Małgorzaty Tomczak z "Gazety Wyborczej" TU lub/i TU i TU

2023.12.09                                                                                                                                                     "Forum Dobroczynności Caritas" - czy Caritas był obecny na granicy (TU)



środa, 4 października 2023

Mazury - żagle, 2023.09.22-28, żeglarskie

 Mazury - żagle, 2023.09.22-28, żeglarskie

Jezioro Nidzkie. Tam zawsze jest tak. Noo, prawie zawsze..:)

Mikołajki. Moim zdaniem "stolica" Mazur. Ale... Pani Jola, moja fryzjerka, twierdzi, że w czasie
budowy/poszerzania bulwarów wycięto znaczną ilość drzew i krzewów. Teraz jest tam kilka
wątłych drzewek niedających osłony przed słońcem, które świecąc w beton bulwarów powoduje,
że w lecie miejsce nie jest zbyt przyjazne dla spacerowiczów. Lody topią się zbyt szybko :)

Sztynort. W moim rankingu mazurska marina nr. 2 (po Korektywie). Foto z tarasu restauracji "Baba
Pruska" - (więcej o babach pruskich TU) jeden z fajniejszych widoczków na Mazurach. Słońce,
parasol, łagodny zefirek, siekany śledziorek na przystawkę wraz korespondującym napitkiem...
Leniwe, beztroskie popołudnie, ale to pozór, cisza przed burzą! Za chwilę będzie się działo...

Sztynort. Okularki, może komórka wpadły do wody?  Zamulone dno, woda o przejrzystości
bliskiej zera powodują, że bez sprzętu zrozpaczony właściciel nie ma szans na wyłowienie
zguby! Ale sympatyczni młodzi ludzie wraz ze stosownym sprzętem są w gotowości! Jedne
400 zł i Twoje okulary wracają do Ciebie:) Znów widzisz mazurskie cuda, a jak po 2 dniach
wysuszysz telefon, a on łaskawie wróci do  życia to masz szansę usłyszeć głos swojej połowicy:
..."gdzie Ty cholera się podziałeś, czemu się nie odzywasz":)


Most nieczynnej linii kolejowej Węgorzewo-Kętrzyn. Pod nim widoczny Kanał Mazurski.
Idąc od Jeziora Mamry wzdłuż Kanału w kierunku słynnych poniemieckich śluz trzeba
przejść po moście na prawy brzeg Kanału, aby kontynuować wędrówkę do najbliższej śluzy.

Jaz walcowy Leśniewo. Od przystani w Mamerkach do jazu jest około 4,5 km. Miałem nadzieję
zobaczyć potężną śluzę, a tu ni pies ni wydra;  trochę betonu, trochę złomu, nic spektakularnego.
Ale nie byłem rozczarowany do momentu który nastąpił znacznie później, kiedy okazało się, że od
właściwej, potężnej śluzy Leśniewo Górne dzieliło mnie niewiele ponad 1,2 km...
A przecież wystarczyło wyjąć telefon, uruchomić mapę... Cóż nie mam nawyku sprawdzania
wszystkiego w telefonie... W każdym razie jest powód, żeby zawinąć do Mamerek raz jeszcze
i zobaczyć śluzę w Leśniewie, która uchodzi za jeden z najciekawszych zabytków techniki
na Kanale Mazurskim (TU)



Kopiec Powstania Warszawskiego, wtorek 2023.10.03, rowerowe

Kopiec Powstania Warszawskiego, wtorek 2023.10.03, rowerowe

Powstanie Warszawskie upadło 1944.10.02. Wpadliśmy wczoraj na Kopiec
zapaliliśmy znicze. Kopiec bardzo się zmienił. Wybetonowany plac, barierki,
metalowe schody, podjazdy, dodatkowe oświetlenie porządkują całość, ale
moim zdaniem ten charakter zmian jest zmianą na niekorzyść. Poprzednio
Kopiec, który został usypany z gruzów Warszawy miał zdecydowanie bardziej
naturalny charakter i był chętnie odwiedzaną miejscówka rowerową. Widoczne
na zdjęciu stalowe ceowniki na których stoi symbol Polski
Walczącej wynoszą "Kotwicę" wyżej dzięki czemu jest lepiej widoczna, ale
są z surowej, rdzewiejącej stali co nadaje tej konstrukcji charakter tymczasowości
 a zestawienie z wymuskanym murkiem o który oparte są nasze rowery,
nowoczesnym oświetleniem i ogrodzeniem potęguje wrażenie prowizorki.