piątek, 23 czerwca 2023

"We Will Rock You", Teatr Roma, 2023.06.21, music-hall, właśnie na deskach

"We Will Rock You", Teatr Roma, 2023.06.21, music-hall, właśnie na deskach

Dobrze jest być blisko sceny.
Strefa od rzędu 1 do 11 jest
moim zdaniem najlepsza;
widać mimikę aktorów.
Premiera tego music-hallu miała miejsce w Londynie w 2002. Polska prapremiera odbyła się 2023.04.15 w Teatrze Roma. Ponad 20-cia lat. Szmat czasu. Prawdopodobnie wcześniejsze wprowadzenie tego tytułu do repertuaru Romy było niemożliwe ze względu na cenę licencji. Jednak nie oglądając pierwowzoru mogę się domyślać, że nie wyszło to polskiemu spektaklowi na złe. To co w dramaturgicznym wątku 20-cia lat temu mogło wyglądać na czyste sci-fi stało się dzisiaj praktycznie naszą codziennością, a dystopijna, orwellowska rzeczywistość jaka jest tłem "We will rock you" wyziera ze wszystkich bieżących programów informacyjnych. To uwiarygadnia wizję autora. Jest w warstwie fabularnej coś z ponurej atmosfery "The Wall" Pink Floyd, lekkości bytu konfrontowanego z brutalną rzeczywistością z "Hair" tudzież delikatnej, ale jednak kpiny z plastiku jakiego pełno w k-popie, którego niezłym reprezentantem jest film "Blackpink. Light Up the Sky". Jest tam także w warstwie wizualnej i tekstowej szereg smaczków odnoszących się do naszej lokalnej sceny rockowej, ale nie będę listował tych, które spostrzegłem. [Jednak muszę (bo się uduszę), podzielić się spostrzeżeniem, że patrząc na niektóre śpiewające Panie wehikuł czasu przeniósł mnie do okresu kiedy w Lombardzie front-wokalistką była Małgorzata Ostrowska; to efekt podobnego do M.O. tembru głosu, charakteryzacji, ruchu scenicznego i gabarytów wokalistki z Romy; Lombard, "Stan gotowości" TU]. Przyjemność szukania innych detali-niuansów zostawiam tym, którzy jeszcze nie widzieli "We will rock you". Siłą "We will rock you" jest oczywiście muzyka Queen. Bo o ile stworzony przez Bena Eltona na potrzeby spektaklu scenariusz raził mnie w niektórych momentach swoja sztampowością, może nawet wtórnością o czym pisałem wcześniej, a padające ze sceny dowcipy drażniły mnie (odnosi się do 2 żartów) zbytnią dosłownością, to tak, muzyka jest znakomita. Doliczyłem się (z programu, 30 zł) 25 utworów Queen wplecionych w spektakl. Teksty przetłumaczone są na polski, a znakomity wręcz zespół muzyczny wymiata poszczególne kawałki z siła pierwowzoru. Gitarowe partie za które w Queen-oryginale odpowiada Brian May brzmią w Romie, w wykonaniu zespołu Romy fantastycznie. Pomimo, że nigdy nie zaliczałem się do fanów Queen to słucha się tego znakomicie. Uzupełnieniem muzyki jest świetna, wykorzystująca najnowsze technologie (mnóstwo ekranów LED, ruchome rampy, zapadnie) scenografia, Ekipy: (są trzy, bo spektakl grany jest "na okrągło") muzyczna, wokalna i taneczna robią świetna robotę, ze wskazaniem na kapelę. Tu jest zasadnicza moc, siła, potęga. Reszta jest dobra, ale jednak pozostaje dodatkiem do muzyki.

Obowiązuje zakaz robienia zdjęć, filmowania i nagrywania
w trakcie spektaklu. Nic nie stoi na przeszkodzie, żeby
zrobić zdjęcie finału, po którym NIE było bisów pomimo
zachęt rozgrzanej publiczności.

Chwilę temu, o czym we wcześniejszym wpisie, byłem na Requiem W.A. Mozarta. I chociaż trudno jest porównywać nieporównywalne, to warto, żeby organizatorzy koncertów nawet tych muzyki sakralnej zaczerpnęli niektóre pomysły ze spektakli muzycznych takich jak "We will rock you". Ostatecznie jedno i drugie to dzieła muzyczne, których celem jest działanie na zmysły/emocje, widowni/słuchaczy. Sugerując to nie mam na myśli skąpo ubranych tancerek, ruchomych ramp, czy wymyślnych fryzur i charakteryzacji. Zacząłbym od zaopatrzenia ławek kościelnych w miękkie poduszki. Takie płaskie, pod pupę. Potem, za powiedzmy tysiąc lat, ekrany LED ze stosowną wizualizacją dusz pokutujących w czyśćcu, lub jako memento trawionych przez męki piekielne. A jeszcze potem mogą być diablice-tancerki. Oczywiście ku przestrodze. Jednak na dobry początek - poduszki. Fotele w Teatrze Roma, pomimo szczupłości przestrzeni pomiędzy rzędami są naprawdę wygodne:)

I jeszcze jedno. Jadąc do Romy samochodem zapomnijcie o parkowaniu na Nowogrodzkiej lub w bezpośredniej okolicy. Lepiej jest zostawić samochód na parkingu Dworca Centralnego. Dystans do teatru kobieta w szpilkach pokonuje w około 12 min. :)

środa, 21 czerwca 2023

Requiem, Wolfgang Amadeus Mozart, 2023.06.16, Bazylika Św. Krzyża Warszawa, koncert

 Requiem, Wolfgang Amadeus Mozart, 2023.06.16, Bazylika Św. Krzyża Warszawa, koncert


Kościół Św. Krzyża. Najlepszym miejscem do odbioru muzyki sakralnej jest kościół, a gdy
wykonawcą jest Zespół Wokalny Warszawskiej Opery Kameralnej w towarzystwie
Orkiestry Instrumentów Dawnych Warszawskiej Opery Kameralnej to obecność na takim
koncercie jest nieomal obowiązkiem. Dlatego kiedy kolega Malina zadzwonił z info, że ma do
 odstąpienia bilety nie zwlekałem z decyzją. Niezwłocznie potwierdziłem wolę wzięcia obowiązku
na siebie. Nie jestem specem od muzyki sakralnej. Requiem w ilości 1 szt. wysłuchałem jakiś czas
temu na Spotify i było to "Requiem Polskie" Krzysztofa Pendereckiego. Zrobiło na mnie wrażenie.
Potężne, monumentalne dzieło, być może najważniejsze osiągnięcie kompozytora, ale mające
z klasycznym requiem niewiele wspolnego. Requiem W.A. Mozarta jest inne, zdecydowanie bardziej
 kameralne, trzymające się kanonu, czyli jest mszą-wołaniem, która ma wspomagać duszę zmarłego
w drodze do Nieba. Mozartowskie Requiem nie "zabrało" mnie ze sobą. Nawet pomimo wiedzy o
 ciekawej i skomplikowanej historii powstania utworu (TU) i bladego wspomnienia o Requiem ze
 znakomitego filmu "Amadeusz" Milosa Formana byłem troszkę nieobecny. Po około 30 min. koncertu
 doszedłem do wniosku, że siedzę chyba na niewłaściwej ławce, bo ta rżnęła mnie niemiłosiernie w
 siedzenie będąc prawdopodobnie ławką dla pątników-grzeszników. Twarda, nieprzyjazna nieomal
kanciasta. Przygotowalnia-przedsionek dla grzesznej duszy w drodze do czyśćca. Kiedy wierciłem się
 szukając właściwej pozycji dotarło do mnie, że jeszcze trochę, a będę musiał odwiedzić toaletę. To 
 wzbudziło mój niepokój, spotęgowało cierpienia i jak sądzę spłyciło doznania estetyczne:) A
 wszystko zaczęło się do żmudnego dojazdu na koncert w korku spowodowanym meczem Polska-
Niemcy na Stadionie Narodowym. Powrót w tym samym korku, tylko w drugą stronę. Ale
 podsumowując: na przekór kanciastej ławce, korkom i pęcherzowi - było warto!  

czwartek, 15 czerwca 2023

"Vermeer. Blisko Mistrza" (Dicht bij Vermeer), Dania, 2023, film dokumentalny, właśnie na ekranach

 "Vermeer. Blisko Mistrza" (Dicht bij Vermeer), Dania, 2023, film dokumentalny, właśnie na ekranach

Kolejny film  z cyklu "Wielka sztuka na ekranie". Tym razem film jest duński (cykl został zainicjowany przez producenta z Wielkiej Brytanii, gdzie reżyserem jest zwykle David Bickerstaff; te filmy cenię najwyżej) więc odbiega od angielskich pierwowzorów tego cyklu, a tym bardziej od włoskich produkcji mieszczących się w formule "wielkiej sztuki na ekranie".  Oś filmu stanowi przygotowanie do największej wystawy dzieł  J.Vermeera w amsterdamskim Rijksmusesum (skończyła się na początku czerwca 2023), na której organizatorom udało się zgromadzić 28 spośród 37 współcześnie istniejących dzieł holenderskiego mistrza. Holendrzy mają w swoich zasobach raptem cztery obrazy, reszta rozsiana jest po świecie i jest eksponowana głównie w muzeach i galeriach w USA (1/3 z 37) oraz Francji, Niemczech i Wielkiej Brytanii. Jeden obraz znajduje się w rękach prywatnych. Film jest praktycznie zapisem podróży kuratora wystawy pukającego do drzwi właścicieli obrazów z prośbą o ich wypożyczenie. W główny wątek wplecione są zdjęcia rozmów-negocjacji, w czasie których strony przekonują się nawzajem o emocjach jakie budzą w nich dzieła "Sfinksa z Delft" (tak czasami mówi się Veremeerze z racji jego tajemniczości), jak wielkimi znawcami jego dzieł są rozmówcy, którzy jednak mają problem z ustaleniem autentyczności jednego z obrazów - "Dziewczyna z fletem" z zasobów Widenera w Waszyngtonie. I właśnie ta historia jest chyba najciekawszym elementem w tym filmie. Pomimo, że część speców definitywnie twierdzi, że autorem obrazu nie jest J. Vermeer to jednak zawiśnie na wystawie jako jego dzieło... Fachowcy oceniają, że około 30% znajdujących się w muzeach i galeriach dzieł różnych artystów to fałszywki... Wiszą tam pomimo, że właściciele tych instytucji mają świadomość i wiedzę, że prezentują podróbki... Czym się kierują, z czego to wynika, dlaczego "Dziewczyna z fletem" prezentowana była jako oryginalne dokonanie J. Vermeera? Na te pytania film nie odpowiada, a jego autorzy nie drążą tematu zadowalając się końcowym sukcesem organizatorów wystawy, która jest największą w historii prezentacją dzieł (i fałszywek?) Mistrza z Delft.

Film oceniam na 5 (średni) w 10-cio punktowej skali filmweb. W mojej ocenie film nie wnosi nic nowego do ogólnej wiedzy na temat malarstwa J. Vermeera. Kamera podąża za kuratorem wystawy, który kolęduje do różnych miejsc i instytucji z prośbą o wsparcie w jego dążeniu do stworzenia wyjątkowej wystawy. Fajna robota, zwłaszcza, że jeździ z asystentką:) za pieniądze muzeum. Są tam oczywiście emocje, targi, obietnice wzajemności wypożyczenia: "wy nam teraz, my wam potem", ale w moim odczuciu po obejrzeniu tego filmu nie jesteśmy "bliżej mistrza". 

Kolejnym, komplementarnym filmem z cyklu jest "Nowy Vermeer. Wystawa wszech czasów", który opowiada o wstawie i szczegółowo zajmuje się wybranymi, reprezentatywnymi dla różnych okresów toworzenia obrazami J. Vermeera. Ten jest zrobiony przez D. Bickerstaffa i rzeczywiście przybliża widzowi osobę J. Vermeera - człowieka i malarza. O tym filmie za chwilę:)

środa, 14 czerwca 2023

Zalew Czorsztyński-Dunajec-Szczawnica, 2023.06.01-04, rowerowe

 Zalew Czorsztyński-Dunajec-Szczawnica, 2023.06.01-04, rowerowe

Z Białki Tatrzańskiej do Zalewu Czorsztyńskiego można dojechać samochodem w ciągu 20 min.
Można także rowerem, ale dojazd ruchliwą drogą krajową bez pobocza nie jest przyjemny, więc
wybrałem wariant samochodowy. Zostawiłem samochód pod kościołem w miejscowości Frydman
skąd ruszyłem w objazd Zalewu trasą Green Velo. Pętla liczy około 25-30 km i mogę ją polecić
każdemu rowerzyście. Północny odcinek trasy biegnie przez kilka kilometrów wzdłuż drogi krajowej,
ale na esowatej części tego odcinka doklejono kawałek pobocza i jazda na rowerze jest względnie
bezpieczna. Będąc w Zakopanem można się wybrać tutaj na całodzienny wypad z całą rodziną/ekipą.
Nie trzeba mieć własnego roweru, gdyż sprzęt zapewniają miejscowe wypożyczalnie, a liczne
bary, kawiarnie zachęcają do odpoczynku i kontemplacji urokliwego krajobrazu.


Przystań YKP Zakopane. Nie miałem pojęcia, że górale żeglują. Myślałem, że zajęci są głównie
łupieniem ceprów, jazdą na nartach i wyrobem oscypków:) A tu proszę! Widać zbójnickiego
można zatańczyć także na pomoście!

Trzy Korony. Następnego dnia trochę krótszy wypad wzdłuż Dunajca. To iście spacerowa trasa.
Jakiś czas temu byłem tutaj z kolegami łącząc jazdę na rowerze ze spływem tratwami. Teraz 
zostawiłem samochód w Niedzicy i ruszyłem rowerem trasą Green Velo w kierunku Szczawnicy.
Trasa jest szalenie malownicza. Jest niewiele miejsc w Polsce, które mogą konkurować z przełomem
Dunajca w kategorii uroda krajobrazu. Myślę, że w sezonie jest tutaj mnóstwo turystów, ale w dzień
powszedni, na początku czerwca było względnie cicho i spokojnie. 

Przełom Dunajca można podziwiać z poziomu rzeki z tratwy, pontonu
 i kajaka. Można także z brzegu idąc, lub jadąc na rowerze. Niezależnie
skąd i jak się patrzy, widok zachwyca swoją urodą.  

Wypożyczalnia w Sromowcach Wyżnych. W dali nad linią drzew widoczne Tatry z białymi
akcentami leżącego w żlebach śniegu. 

Dunajec poniżej zapory pod Niedzicą. Łąkowy akcencik na koniec wycieczki. Można sobie
skręcić szyję pasąc oczy widokami rozbuchanej przyrody. Gdy już się jest w Zakopanem
warto ruszyć się kawałek dalej i zamiast łazić po Krupówkach zrobić wypad nad Dunajec,
Zalew Czorsztyński, zahaczyć o Szczawnicę. To fajna alternatywa dla tatrzańskich dolin, 
wjazdu na Kasprowy i spaceru nad Morskie Oko. 

środa, 7 czerwca 2023

Mistrzostwa Polski MTB XCO, Białka Tatrzańska 2023.06.02-04, rowerowe

 Mistrzostwa Polski MTB XCO, Białka Tatrzańska 2023.06.02-04, rowerowe

Tegoroczne Mistrzostwa Polski odbyły się w pierwszy czerwcowy weekend. Planem synka-Maćka
było zajęcie miejsca w TOP-10 zawodników w kat. elita w Polsce. Po ciężkim ściganiu
przyjechał na miejscy 9-tym. To gorzej niż w zeszłym roku, ale zgodnie z założeniami.  
Godzenie pełnowymiarowej pracy zawodowej z treningiem nie jest ani proste, ani łatwe.
Dodatkowym obciążeniem jest/była kontuzja żony Maćka - Patrycji, która w wyniku na pozór
 niegroźnego upadku z końcem maja przeszła artroskopowy zabieg usuwania uszkodzonego kawałka
  łękotki wraz z odbudową jednego z więzadeł. Zabieg był poprzedzony licznymi konsultacjami
u kilku ortopedów, fizjoterapeutów i rehabilitantów w różnych miastach w Polsce.  


Trasa Mistrzostw Polski 2023 była wytyczona na stokach Kotelnicy Białczańskiej, znanej
i popularnej narciarskiej miejscówki. Wobec zmian klimatycznych ośrodek wzorem innych
stacji narciarskich rozbudowuje  infrastrukturę rowerową. Ze szczytu Koltelnicy wiedzie
kilka tras rowerowych o niskim stopniu trudności, dostępnych i przejezdnych dla każdego
przeciętnego bikera pod warunkiem, że wjazd na Kotelnicę odbywa się wyciągiem krzesełkowym.
W trakcie wyścigu głównego zawodnicy pokonywali 7-krotnie pętlę wiodącą na szczyt Kotelnicy
a cały wyścig liczył około 30 km przy sumarycznym przewyższeniu 1400 m. Uwzględniając średni
czas 1-go okrążenia około 14min20 sec, czyni z tego wyścigu jeden z najtrudniejszych wyścigów
w karierze większości zawodników.

TOP-10 to uwzględniając wszystkie uwarunkowania znakomity
wynik. Jednak zasadniczy sukces odniesiony przez Maćka to
jego niekwestionowane osiągnięcia trenerskie!
Przede wszystkim Mistrzem Polski 2023 w XCC  (wyścig short
track, który ustawia kolejność na stracie wyścigu głównego XCO, czyli
cross country olimpic; XCC rozgrywany jest tylko dla kat. elita) został
trenowany przez Maćka Krzysztof Łukasik. Krzysztof także po
morderczej walce z broniącym tytułu Bartkiem Wawakiem został
Mistrzem Polski w zasadniczym wyścigu XCO!
Ponadto zawodnicy prowadzeni przez Maćka zajęli w kat. junior 1sze 
i 3cie miejsce, w kategorii orlik 1sze miejsce oraz w kategorii masters2 
1sze miejsce; (wszystkie wyniki TU


sobota, 3 czerwca 2023

Chorwacja, 2023.05.20-27, żeglarskie

 Chorwacja, 2023.05.20-27, żeglarskie

Widok jak pocztówka:) Zdjęcie z mariny w Zadarze,
miejscowości z której wystartowaliśmy do tygodniowego
rejsu-szkolenia. Naszym jachtem nie był widoczny na 
zdjęciu katamaran, ale typowy monocoque, czyli
jednostka jednokadłubowa.
(aut. foto Jarek)

Mój udział w tej wyprawie był dziełem przypadku. Tomek (pierwszy z prawej) i Michał (drugi z
 prawej), którzy są moimi długoletnimi kolegami postanowili zrobić chorwackie uprawnienia do 
prowadzenia jachtu (voditelj brodice). Uprawniają one do samodzielnego wypożyczenia jachtu
(bez skippera), ale nie są honorowane w Polsce. Jarek (trzeci z prawej) też zapisał się na to szkolenie,
ale zabrakło jednej osoby, aby impreza doszła do skutku. Tomek zadzwonił do mnie ze spec. ofertą,
 a ja po chwili zastanowienia postanowiłem wziąć udział w rejsie-szkoleniu. Nie planowałem
zdawania egzaminu na "voditelja". Chciałem zobaczyć jak wygląda żeglarska, chorwacka
 rzeczywistość, o której  słyszałem wiele dobrego i spędzić czas w towarzystwie dawno niewidzianych kolegów.
(aut. foto Tomek)

Szkolenie praktyczne ogranicza się do manewrowania
jachtem na silniku. Przez cały tydzień nauka dochodzenia
do kei, przybijanie dziobem, rufą, burtą. Cumowanie na
boi, parkowanie na muringu. Dążenie do prefekcji. 
Teoretycznie niezbyt ekscytujące, ale jeśli prowadzi się
ważący kilkadziesiąt ton jacht, którego cena wynosi grubo 
ponad 100 tys EUR, to warto jest mieć manewrowanie nim
wytrenowane, zwłaszcza, że doświadczenia z lekkich i 
mniejszych żaglówek mazurskich nie mają tutaj zastosowania. 

Świetny wyjazd! Fajne doświadczenie. Gdzieś w okolicach połowy rejsu, gdy przyszło wnieść opłatę za egzamin (150 EUR) koledzy przekonali mnie, że powinienem spróbować zdać, bo przecież "może się uda". Zacząłem więc czytać zgromadzone na jachcie materiały oraz więcej uwagi poświęcałem teoretycznym szkoleniom prowadzonym przez skippera. Czytanie mapy, wyznaczanie kursu i pozycji przyszło łatwo. Obsługa radia trudniej bo tam sporo rzeczy czysto pamięciowych. Na naukę świateł zabrakło mi czasu. Nie zdziwiłem się, kiedy komisja stwierdziła, że świateł nie umiem i zaprosiła mnie na egzamin za rok. Koledzy są mi winni 150 EUR :) 

Chorwacja "z morza" to mnóstwo wysp, zatok, dużych, miejskich marin i kameralnych, wioskowych portów. Tysiące barów, kawiarni i restauracji. Wszechobecne białe wino, znakomita kuchnia, wyluzowani autochtoni. Jednym słowem - południe! Ciepło! W okresie mojego pobytu w dzień temperatura wynosiła około 25 st. Nocą ponad 10 st. temperaturę wody (kąpaliśmy się) oceniam na około 20 st. Przez cały tydzień słońce. Ile kosztuje taka impreza? Cena rejsu-kursu może zależeć od firmy, w której kupuje się wyjazd. Trzeba się liczyć z kosztem około 1,7 tys zł. Do tego dochodzi cena dotarcia do Zadaru. Lot Rayanairem z Poznania (bo wyloty zgodne z terminem początku/końca rejsu) z ekstra bagażem kabinowym to 750 zł. Do tego dodatkowy koszt parkowania w marinach (parkowaliśmy tylko w marinach; parkowanie na kotwicy jest bezpłatne), wyżywienie (śniadania we własnym zakresie na jachcie, wszystkie obiadokolacje jedliśmy w restauracjach; złoga ma obowiązek żywić skippera), paliwo, egzamin :), tudzież prezenty dla wnucząt to wydatek około 750 EUR. Istotne dla powyższych kalkulacji jest to, że maj to niski sezon. W lecie ceny parkowania w marinach są wyższe. 

Czy warto? Nasz wyjazd nie był typowym wyjazdem turystycznym. Gros czasu pochłaniało szkolenie. Sporo się nauczyłem (poza światłami :)). Nabrałem pewności w manewrowaniu jachtem. Tego nie da się zrobić w trakcie "normalnego" wyjazdu. Wszystkie dotychczasowe wyjazdy żeglarskie, które odbywały się na Mazurach zawsze traktowałem jako imprezę głównie towarzyską. Żeglowanie jest fajne w fajnym towarzystwie. Tak samo jest w Chorwacji. Tak samo jest z każdym wyjazdem spędzanym z grupą znajomych. Nie wróciłem do domu z pragnieniem niezwłocznego powrotu na wodę. Zew morza nie zawładnął moim umysłem. Ale... Spotkaliśmy ludzi, którzy sprzedali mieszkania, samochody, kupili jachty, które stały się ich domem, narzędziem zarabiania na życie i żeglarską pasję. Takie spotkania i rozmowy dają do myślenia, poszerzają horyzonty. W naszej ekipie poza moimi kolegami Tomkiem i Michałem, był także zdecydowanie od nas młodszy Jarek (przypadkowy, "losowy" kursant), który poszukuje sposobu na siebie, na życie. Może jest na właściwym tropie? Tego mu życzę. Dobrze się odnalazł w niełatwej sytuacji mając za towarzyszy trzech znających się jak łyse konie facetów, których PESEL zaczyna się od "5". Umówiliśmy się, że jak już kupi jacht to zaprosi nas na rejs. Kierunek dowolny, ale musi być ciepło! Ciepło to w ciągu dnia białe wino, a wino to długie, fajne rozmowy :)