niedziela, 20 kwietnia 2025

"Święty Leonard z pól", aut. Marek Stokowski, 2025, czytany na antenie II Program Polskiego Radia od poniedziałku 2025.04.21 9:30-9:40



"Święty Leonard z pól". Współczesny Don Kichot, który daje nadzieję



Nakładem Państwowego Instytutu Wydawniczego ukazała się nowa książka Marka Stokowskiego pt. "Święty Leonard z pól". Wybrane fragmenty lektury na antenie Dwójki od Wielkanocnego Poniedziałku czytać będzie Łukasz Lewandowski. Zapraszamy.
Łukasz Lewandowski z książką Marka Stokowskiego pt. Święty Leonard z pól
Łukasz Lewandowski z książką Marka Stokowskiego pt. "Święty Leonard z pól"Foto: Krzysztof Świeżak/PR

Poprzednią książkę Marka Stołowskiego, "Lotnicho" z 2024 rokurównież prezentowaliśmy na naszej antenie w cyklu "To się czyta". Najnowszą, zaraz po jej ukazaniu się, jedna z czytelniczek tak zrecenzowała:

To książka balsam – pięknie napisana opowieść o dobrych ludziach, którzy wbrew współczesnemu światu starają się żyć w harmonii z przyrodą i sobą nawzajem. To doskonała odtrutka na dzisiejszy świat. Mnie sprawiła radość, bo czytając ją, czułam wiatr we włosach, zapach pól i trawy oraz słyszałam brzęczenie pszczół. To książka kojąca i bardzo dobrze, że nadal ktoś takie piękne książki pisze i wydaje.

"Nie mam ambicji – mówi autor – żeby moja literatura otwierała nowe przestrzenie kosmiczne. Wolę opowiadać historie, które mogą komuś uczynić dzień lepszym".

A w tych historiach jest wszystko. I współczesny Don Kichot, który jeździ na rowerze po polach nad brzegiem dolnej Wisły, i niesie pomoc tym, którzy tej pomocy potrzebują. I nie są to tylko ludzie. Mierzy się z okrucieństwami świata, ale i własnymi biedami. Staje zawsze po stronie słabszych i odtrąconych. Walczy z wiatrakami, ale i… sieje nadzieję.

Te piękne, wzruszające opowieści czyta na antenie Dwójki Łukasz Lewandowski.

***

Na audycję "To się czyta" zapraszamy od poniedziałku do piątku (21-25.04) w godz. 9.30-9.40. Cykl przygotowała Elżbieta Łukomska.

Wielkanoc 2025 - Wszystkiego Najlepszego!

 Wielkanoc 2025 - Wszystkiego Najlepszego!

Wszystkim zaglądającym tutaj, prosto z lokalnej fabryki świątecznych jaj,
zajęcy -
Wszystkiego Najlepszego! 
"Najciekawsze dopiero przed nami" 

Święta, w czasie których spotykamy się z rodziną, znajomymi, to także sposobność do wymiany poglądów, dyskusji, sporów, swarów, kłótni, skakania sobie do oczu, śmiertelnych obraz, zniewag, gróźb, wyzwisk, nienawiści aż po grób, itp.  A przecież zamiast się brać i kłócić, lepiej usiąść w kupie i zgodnie zanucić (Czad Komando Tilt, muzyka/txt Tomek Lipiński - Nie wierzę politykom)[1981]:

>>>>> YT >>>>> TU

Nie wierzę politykom, nie
Nie wierzę politykom
Nie wierzę politykom, nie
Nie wierzę politykom

To oni wytyczyli granice
To oni zbudowali mur
To oni podzielili nas
To oni patrzą na nas z góry

To oni mają swoje sprawy
O których my nic nie wiemy
To oni wywołują wojny
Na których to my giniemy

Nie wierzę politykom, nie
Nie wierzę politykom
Nie wierzę politykom, nie
Nie wierzę politykom

Ha, ha, ha, ha, ha, ha, ha, ha, ha, ha, ha, ha
Ciągle jeszcze mamy parę metrów do dna
Ho, ho, ho, ho, ho, ho, ho
Ciągle spadamy to jeszcze nie jest dno

We własnym domu trudno być prorokiem
Ale mówię to, co widzę ze swoich okien
I nie chcę was straszyć, ale zobaczycie sami
Że najciekawsze dopiero przed nami

Nie wierzę politykom, nie
Nie wierzę politykom
Nie wierzę politykom, nie
Nie wierzę politykom

Nie wierzę
Nie wierzę
Nie wierzę
Nie…

Nie wierzę politykom, nie
Nie wierzę politykom
Nie wierzę politykom, nie
Nie wierzę politykom


Tekst pochodzi z https://www.tekstowo.pl/piosenka,tilt,nie_wierze_politykom.html

wtorek, 15 kwietnia 2025

"Wanda Rutkiewicz. Jeszcze tylko jeden szczyt", aut. Elżbieta Sieradzińska, PL 2022, książka

"Wanda Rutkiewicz. Jeszcze tylko jeden szczyt", aut. Elżbieta Sieradzińska, PL 2022, książka

Bezpośrednim impulsem do przeczytania tej książki był film "Wanda Rutkiewicz. Ostatnia wyprawa" (2024). Widziałem go jakiś czas temu. Chociaż drażniła mnie jego geneza (poszukiwanie śladów Wandy Rutkiewicz pomimo jej wyraźnie wyartykułowanej woli zakazującej poszukiwań) to uzmysłowiłem sobie jak niewiele wiem o kobiecie, która do tej pory uchodzi za jedną z najlepszych alpinistek wszech czasów. Film nie jest zły. Zawiera sporo materiałów dokumentalnych, których nigdy wcześniej nie widziałem. Być może napiszę o nim kilka słów, bo chociaż drażniący, to jednak ze względu na unikalne archiwalia warty rekomendacji.

Książka jest moim zdaniem ciekawa, dobrze napisana, a dla osób interesujących się alpinizmem jest lekturą obowiązkową. "WR. Jeszcze.." jest szczegółową biografią. Jej lektura na samym początku lekko mi zgrzytała. Chronologia nie jest linearna, a taki sposób opowiadania historii nie należy do moich ulubionych. Jednak dość szybko zacząłem doceniać niebywałą jakość pracy autorki, która z jednakową dociekliwością potraktowała życie prywatne i sportowe dokonania Wandy Rutkiewicz. Szalenie ciekawy jest czas dorastania, kiedy ujawnia się sportowa pasja późniejszej zdobywczyni Mount Everest. Nie mniej interesujące są szczegóły pierwszych, alpejskich i norweskich wypraw, gdzie spotyka inne panie, które starają się wspinać razem usiłując pokazać panom(?)/udowodnić sobie(?) siłę kobiecego alpinizmu. Myślę, że dla wielu czytelników szalenie ciekawe będą te fragmenty książki, które bardzo szczegółowo opisują perturbacje związane z organizacją wypraw, ich finansowaniem. W tamtym czasie, a były to lata 70-te zgromadzenie potrzebnych funduszy, zwłaszcza części dewizowej, było zadaniem karkołomnym. Wyprawa na Gaszerbrumy to koszt blisko 100 tys. USD plus około 2 mln pln... Dzisiaj zakłada się "zrzutkę". Wówczas W. Rutkiewicz zakładała garsonkę i ruszała na obchód dyrektorskich i partyjnych gabinetów. Wyprawy docierające do Nepalu, Pakistanu samochodami ciężarowymi były jednocześnie karawaną przemytniczą. "Do" wiozło się proste, dostępne w Polsce urządzenia elektryczne, "z" kamienie półszlachetne, ciuchy. Polscy uczestnicy wypraw wnosili swój udział w postaci aportów rzeczowych: kurtek puchowych, środków transportu itp. Wanda Rutkiewicz była praktycznie permanentnie zadłużona, a miejscem gdzie mogła zapomnieć o nękających ją troskach były góry. Nie wątpię, że w tamtych, szarych, siermiężnych czasach wyjazd w Polski, wyprawa w góry były formą ucieczki od przytłaczającej socjalistycznej rzeczywistości. Każdy, kto zasmakował innego życia, innej rzeczywistości chciał tam, w góry, wracać. Na to wszystko nakładała się pasja, zauroczenie górami. Książka świetnie wydobywa ten szczególny klimat powodujący, że jedynym miejscem gdzie Wanda Rutkiewicz czuła się spełniona były góry. Książka zawiera także masę wypowiedzi, opinii kolegów-alpinistów. Często gorzkich, wręcz dosadnych, przyrównujących styl wspinania W. Rutkiewicz do stąpania po polu minowym. Była atrakcyjną kobietą w bardzo męskim środowisku. Była wybitną alpinistką osiągającą więcej niż większość jej kolegów. Forsowała idee czysto kobiecego wspinania. Praktycznie wszyscy wyprawowi faceci byli zawiedzeni, że nie chce z nimi dzielić śpiwora. Zaś ten, którego wybrała, który nie był alpinistą zginął na jej oczach towarzysząc jej w wyprawie na Broad Peak...    Wspinaczka z pasji stała się obsesją. Książka liczy blisko 600 str. To iście monumentalne dokonanie. Z jednej strony zapis życia bohaterki biografii, z drugiej rodzaj przestrogi. Podejmowanie wyzwań nieuchronnie wiąże się z zagrożeniem porażką. Nie każda porażka oznacza śmierć, ale gdy pasja przechodzi w obsesję trudniejsze staje rozróżnienie smakowania życia od igrania ze śmiercią.

Wanda Rutkiewicz zginęła na Kanczendzondze 1992.05.13. Nigdy nie znaleziono jej ciała.

środa, 9 kwietnia 2025

Valle d'Aosta, Hotel Miramonti, marzec 2025, narciarskie

 Valle d'Aosta, Hotel Miramonti, marzec 2025, narciarskie

Byłem tam na nartach jakiś czas temu (TU) na początku sezonu narciarskiego. Przyszedł więc czas, aby zobaczyć jak wygląda Dolina Aosty z końcem sezonu, w drugiej połowie marca. W moim odbiorze wyglądała znakomicie! Na tyle dobrze i nęcąco, że już teraz, praktycznie tuż po powrocie myślimy o wyjeździe w to samo miejsce w przyszłym roku.

Taras widokowy na Arp (2755) w kierunku na spowite
chmurami  Monte Bianco (4810), które po długich namowach
pokazało nam swój czubek. Gest przyjaźni, czy lekceważące
popatrzcie i spadajcie? Nie wiem. Dotarcie do punktu widokowego
kolejką górska z 1963 roku, plus 3 piętra po schodach, ale widoczek
warty lekkiej zadyszki. Potem zjazd czarna i czerwoną trasą. Czad!
Organizator zawiózł nas do kilku nowych dla nas stacji narciarskich. Świetne wrażenie zrobiła na mnie stacja La Thuile. Dosłownie  parę dni przed naszym przyjazdem odbyły się tutaj zawody z cyklu Puchar Świata w narciarstwie alpejskim. 

3332 m npm. Na prawo Włochy - Cervinia, na lewo
 Szwajcaria - Zermatt. 
Na czarnych trasach rozegrano supergigant i bieg zjazdowy pań. W czasie naszego pobytu obsługa demontowała siatki ochronne, oraz infrastrukturę techniczną zawodów. Trasy po których jeździły panie były dostępne dla śmiertelników. Nie mogłem sobie odmówić przyjemności jazdy po tych trasach. Przyznam, że zwłaszcza jedna ścianka zrobiła na mnie ogromne wrażenie. Nie wiem jakie było jej nachylenie, ale na moje oko musiało to być około 70%... Jasne, że da się zjechać, ale warto mieć w głowie, że zawodniczki wykonują w czasie konkurencji szybkościowych jakimi są superG i bieg zajazdowy raptem kilka skrętów starając się utrzymać możliwie najwyższą prędkość, która często oscyluje pomiędzy 120-130 km/h. Ja tak szybko nie zjeżdżałem. Wiadomo! Zdjęte zabezpieczenia, trasa otwarta dla innych narciarzy, nie tak gładka jak w czasie zawodów i oczywiście inne, bo krótsze slalomowe narty (nie zjazdowe). Bo z pewnością, gdyby nie te drobne szczegóły poleciałbym tak jak one :)) Te konkretne zawody (superG) wygrała włoska gwiazda szybkich nart Federica Brignone, która na początku kwietnia uległa poważnemu wypadkowi w czasie zawodów we Włoszech. Bieg zjazdowy w La Thuile był odwołany.
Tłoku nie było :)
a sztruks, owszem, wszechobecny :)


Góry, góry... Jak chmury.

Sześć dni jazdy na nartach. Jeden, pierwszy dzień bez słońca, w słabych warunkach, w dobrym miejscu - Cervino. Pozostała jazda w słońcu, bieli śniegu i takim błękicie nieba jaki widzi się tylko w Alpach, tylko w zimie. Jeździ się wysoko. Górne stacje w Cervino ulokowane są na wysokości 3300 m npm. Dolne na około 2000 m npm. 
Matternhorn (4478) z włoskiej strony
wygląda całkiem przjaźnie.
Dla przypomnienia słynne i popularne austriackie Schladming to góry o wysokości np. Planai - 1906 m, Hauser Kaibling 2015 m, gdzie dolne stacje znajdują się na wysokości około 700 m. To ROBI RÓŻNICĘ. Większość wyżej położonych tras w stacjach Aosty to naturalny śnieg i ujemne temperatury nawet w II poł. marca, co z kolei gwarantuje znakomite, zimowe warunki, podczas kiedy w dolinie wiosna na całego! Oczywiście warunki w ciągu dnia się zmieniają. Im bliżej dolnych stacji wyciągów tym pod koniec dnia bardziej miękko. W najniżej położonych partiach nartostrad, tam gdzie śnieg uzupełniany jest armatkami warunki robią się trudne zwłaszcza dla tych, słabiej jeżdżących. Jednak zamiast cierpieć i ryzykować kontuzję, do parkingu można zjechać gondolą, lub krzesłem.
Stacji tankowania dużo. Średnia cena grzanego 
wina w całym rejonie około 4,50 EUR. 
Bombardino 6,50 EUR, kawa 2,0 EUR z groszami

Znakomitą stacją okazała się być Pila. W czasie poprzedniego wyjazdu byliśmy tam w dniu kiedy padał deszcz, była słaba widoczność. Teraz, w pełnym słońcu objechaliśmy praktycznie większość tras. To znakomite miejsce. Na wszystkich stokach bardzo mało narciarzy. Najwięcej ludzi było w Cervinii, w weekend. Normalne. To miejsce uchodzi z perłę regionu, a do tego można pojeździć także u Szwajcarów kupując suplement do standardowego ski-passa. Skończyła się jednak promocja na szwajcarskie scyzoryki, więc nie skorzystaliśmy z tej możliwości. Za to będąc w La Thuile przejechaliśmy na francuska stronę w kierunku na La Rosiere. Zupełnie inne doznania. Grzane wino zdecydowanie mniej słodkie niż we Włoszech :)

Sześć dni na nartach w takich warunkach to zdecydowanie za krótko. Do pełni szczęścia konieczne są dodatkowe 3-4 dni. Chociażby po to, żeby rzucić się na leżak i siorbiąc grzańca kontemplować majestat gór, urodę przyrody.