
Prawie, bo przecież trzeba uwzglednic dość ciezka noc, kiedy w naszej polityce dudniło i trzaskało, żeby finalnie jednak zadudnic.
Dudnilo także kiedy do plexi-urny wpadl mój glos - jestem kontent.
Natomiast nie jestem zadowolony z filmu.
Pomimo tego, ze jest to mój ulubiony cykl, który z przyjemnoscia sledze na ekranie kina Muranow
bodaj trzeci już rok, to moim zdaniem "Michał Anioł. Miłość i śmierć" odbiega od poprzednich filmow. Mowic krotko nie jest tak dobry, ciekawy, wciagajacy.
Sądzę, ze blad realizatorow polega na probie zamkniecia calosci tworczosci Michała Anioła w typowych dla tego cyklu 90-ciu minutach projekcji. Zbyt krotko, żeby szczegolowo opisac dokonania giganta renesansu jakim był Michał Anioł. Każdy kierunek w którym tworzyl: rzeźba, malarstwo, architektura naznaczyl swoim geniuszem i kazda z tych dziedzin jest warta tego by poswiecic jej oddzielny 90-cio minutowy film.

Film jest bladziutki. Szybko przemyka, wręcz slizga się po kolejnych dziełach Michała Anioła. Nie zaglebia się w fascynujący swiat florenckich i watykańskich intryg, a przecież to wlasnie rzadzacy Florencja Medyceusze, ówczesne skrzyżowanie mafiozów z czebolem, byli głównymi mecenasami artysty. To ich pieniądze/zlecenia (i oczywiście geniusz Michała Anioła) uczyniły z niego pierwszego być może celebryte (już za jego zycia napisano dwie jego biografie, o których powstanie zabiegal i nadzorowal), którego slawa dotarala do Watykanu skąd także zaczely płynąć zlecnia i pieniądze.
Nie dowiadujemy się o szczegółach tworzenia poszczególnych dzieł, użytych technikach rzeźbiarskich, sekretach składu farb i przyczynach dla których Kościoł zgodził się na eksponowanie, afiszowanie wręcz golizny malowanych i rzeźbionych postaci.
Film nie wnosi wiele nowego do "normalnej", szkolnej wiedzy o Michale Aniele.
Dowiadujemy się, ze wielkim artystą był i basta!
Zgoda.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz