"Niech żyje bal", aut. Maryla Rodowicz, PL 1992, książka
Zaleta ksiazki jest to, ze jej autorka (moim zdaniem) jest rzeczywiscie Maryla Rodowicz. Nie sadze, zeby ja wlasnorecznie napisala, byc moze tylko dyktowala, ale w moim odczuciu nic nie wskazuje na uzycie "ghost writera" (pomijam ew. poprawki redakcyjne/stylistyczne). Kolejna i chyba nawieksza wartoscia "Niech żyje bal" jest moment jest powstania. Zakladam, ze byla pisana na przelomie lat 80/90, a wowczas "poprawnosc polityczna" nie miala takiego znaczenia jak obecnie. Pisalo sie co sie chcialo, jak sie chcialo, nie jak pisać uchodzi, co sie pisac powinno. Dzieki temu ksiazka jest szalenie barwna, a opowiadane historie, smaczne, soczyste, czesto z zakrętasem. Nie bede spojlerował, ale teksty typu: ..."i widzę, że koleżanka schodzi na małych brawkach, nie ukrywam, że nie rozpaczam z tego powodu"... o konkretnej, wymienionej z imienia i nazwiska postaci estradowej, plus oczywiscie cala historia (1980) prowadzaca do tej animozji, to jeden z wielu smaczkow. Nazwisk i sytuacji, bardziej i mniej zabawnych jest mnostwo. Pani Maryla jest bezwzgledna dla wszystkich swoich facetow (poza ostatnim, Andrzejem, z ktorym rozstala sie calkiem niedawno), tudziez dla osob z jej estradowego otoczenia. Maryla Rodowicz intensywnie koncertowala jezdzac po demoludach oraz USA. Miala kontakt z wieloma ludzmi z show biznesu, ma o czym i o kim pisac! Do najbardziej wdziecznych i zabawnych naleza opisy perypetii z towarzyszaca jej grupą muzykow, a multiinstrumentalista Florek przebija wszystkich. Ekscesy w jego wykonaniu, lub/i jego udzialem to material na kabaret. Natomiast historia, kiedy Pani Maryla wraz z kapela mieszkaja w jednym hotelu (ZSRR, Jefpatoria) z artystami z cyrku liliputow, ktorzy zaprosili polska zaloge na kolacje, w wyniku ktorej: ..."co niektórzy garściami brali małe kobietki, po dwie, po trzy - jak popadło - i do łóżka"..., az sie prosi o kamere. Jako zywo przpomina mi sceny z filmow E. Kusturicy. :)
I moglbym tak pewnie dlugo cytowac anegdoty o D. Olbrychskim, A. Jaroszewiczu, H. Vondrackowej, A. Rosiewiczu, K. Maternie itd., ale po co? Maryla Rodowicz zrobila to ogromnym wdziekiem, bez skrepowania, z duzym ładunkiem humoru. Do swojej ksiazki dolożyła sporo zdjęć z priv archiwum, jest na co popatrzeć.:) Książka ma takze minusy. Jednym z wiekszych jest brak wiedzy o losach chłopaków Lilipuciaków... Jesli jednak, cytujac klasyka, suma plusow dodatnich przeważa sume plusow ujemnych to i tak warto ja przeczytac.
Rekomenduje te lekture wszystkim dla poprawy nastroju! 218-cie stron w formacie A5 czyta sie bardzo szybko. W sam raz, na pochmurny, styczniowy weekend!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz