piątek, 11 listopada 2022

"Wielka woda", reż. Jan Holoubk i Bartłomiej Ignaciuk, 2022, Polska, serial, Netflix

 "Wielka woda", reż. Jan Holoubk i Bartłomiej Ignaciuk, 2022, Polska, serial, Netflix

Nie sposób było nie zauważyć wejścia tego serialu na platformę Netflix. Sporo informacji na samym Netfliksie, a także w mediach drukowanych. Praktycznie wszystkie opinie więcej niż pozytywne, więc jakiś czas temu stwierdziłem, że nie będę się opierał. Obejrzałem serial w kilku dosiadach trenażera, tego wioślarskiego oczywiście :) Jednak wcześniej podrzuciłem informację o filmie koleżance, która "na szybkim" przejrzała cały serial, a gdy wróciła z opinią inną od tych obiegowych, tym bardziej musiałem go zobaczyć. Poza uwagami odnoszącymi się do roboty filmowej sensu stricto miała także kilka spostrzeżeń dotyczących sposobu pokazywania polskiej, siermiężnej rzeczywistości. Byłem ciekawy, czy rzeczywiście zauważę sceny/dialogi, które jej zdaniem pokazują Polskę w złym świetle. 

Jednak najważniejszym powodem dla którego obejrzałem ten film był motyw czysto poznawczy. Otóż w lipcu roku 1997, gdy miała miejsce powódź stanowiąca tło "Wielkiej wody" nie interesowałem się zbytnio przyczynami tragedii, która zabrała życie 56 osób i majątek kilkudziesięciu tysięcy rodzin. Pochłaniały mnie wówczas zupełnie inne sprawy, a Wrocław i jego okolice były tak daleko od Warszawy... Oczywiście śledziłem informacje podawane przez serwisy informacyjne, dorzucałem się do akcji charytatywnych, rozmawiałem ze swoimi znajomymi z Wrocławia, ale moja wiedza na temat przebiegu i przyczyn tej tragedii była więcej niż nikła. Ówczesny rząd zapewniał, że wszystko jest pod całkowitą kontrolą, a do historii przeszła wypowiedź ówczesnego premiera - Cimoszewicza: "Trzeba być przezornym, trzeba się ubezpieczać". 

W każdym razie liczyłem, że "Wielka Woda" wniesie dodatkowe, znaczące informację uzupełniając moją wiedzę o powodzi 1997. I się rozczarowałem... Otóż zgodnie zresztą z kilkoma linijkami tekstu w czołówce pierwszego odcinka nie jest to serial dokumentalny, paradokumentalny, ale kino katastroficzne. Konstrukcja akcji jest typowa dla tego gatunku. Na tle "największej klęski żywiołowej, w historii powojennej polski" autorzy filmu prowadzą kilka różnych wątków opowiadając historie w które uwikłane są główne postaci filmu. Te prywatne, powiązane z powodzią dramaty są niczym w zestawieniu z tym co dzieje się w drugim planie, a zwłaszcza z przebiegiem buntu mieszkańców miejscowości Kęty, którzy bronią swojej wsi przed celowym zalaniem mającym ocalić Wrocław. Mocną stroną filmu jest realizacja i zdjęcia, których autorem jest Bartłomiej Kaczmarek. Efekty specjalne, gdzie woda topi ulice, wlewa się do przejść poziemnych są najwyższej próby. Nie ma w nich śladu sztuczności, nie widać, że to komputer i green box. W sumie fajne kino, które oceniam na 6 - niezły, w 10-cio punktowej skali filmweb. To, że jest to tylko szóstka wynika chyba z mojego rozczarowania, że mało w nim twardych faktów, dużo fikcyjnej fabuły. Zdecydowanie wolałbym obejrzeć solidny dokument pokazujący kulisy utraty twarzy omnipotentnej władzy, śledzący losy ludzi, którzy utracili dorobek życia.

Czy polska rzeczywistość została przedstawiona tendencyjne, w złym świetle? Nie będę pisał czy zgadzam się z opinią mojej koleżanki. Ona jest wybitnie uczulona na wszelkie elementy, które jej zdaniem źle pokazują Polskę i Polaków. To czy one rzeczywiście tam są pozostawiam opinii każdego widza, bo film warto jest zobaczyć. Zdecydowanie!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz