niedziela, 13 sierpnia 2023

"Dziewczyna z muszlą" (Remarkable creatures), aut. Tracy Chevalier, 2009/2011, książka

 "Dziewczyna z muszlą" (Remarkable creatures), aut. Tracy Chevalier, 2009/2011, książka

Lektura tej książki jest wynikiem zbiegu okoliczności wynikającego z mojej słabości do osoby, a szczególnie uśmiechu Kate Winslet (od czasu "Titanica") i rodzajem fascynacji postacią J. Vermeera. W efekcie oglądam wszystkie filmy, w których gra K. Winslet oraz czytam i oglądam to co poświęcone jest i dotyczy "mistrza z Delft". Jakiś czas temu obejrzałem film "Amonit" (2020) z udziałem K. Winslet, aby później zwrócić uwagę na książkę "Dziewczyna z muszlą" napisaną przez Tracy Chevalier, autorkę świetnej książki "Dziewczyna z perłą"(TU) stanowiącej kanwę scenariusza do znakomitego filmu pod tym samym tytułem (2003)(TU) z udziałem Scarlett Johansson i doskonałego Colina Firtha. Przy okazji oglądania kolejnego filmu o Vermeerze postanowiłem sprawdzić, czy Tracy Chevalier popełniła coś jeszcze poza "Dziewczyną z perłą". Okazało się, że wbrew moim podejrzeniom, że jest przedstawicielka z gatunku "one hit wonder" napisała kilka innych książek, w tym właśnie "Dziewczynę z muszlą". Skojarzenie z widzianym wcześniej filmem "Amonit" było prawie oczywiste. Film był niezły (Kate Winslet znakomita) bez wahania więc sięgnąłem po książkę (lokalna biblioteka) z nadzieją, że podobnie jak w przypadku "Dziewczyny z perłą" książka okaże się lepsza od filmu...

Książka i film opowiadają opartą na faktach historię autentycznej postaci - Mary Anning, ubogiej dziewczyny z hrabstwa Dorset na południowym wybrzeżu Anglii, zbieraczki-amatorki skamieniałości z okresu kiedy życie na Ziemi miało dopiero wypełznąć na ląd, a zanim to się stało bujnie kwitło w oceanach w postaci amonitów, trylobitów, belemitów, plejozaurów, ichtiozaurów i innych straszydeł. Mary w początkowej fazie traktowała zbieranie skamieniałości czysto zarobkowo. Zbierane na kamienistej plaży "dziwadła" sprzedawała londyńskim letnikom, ale wkrótce amatorskie zbieranie stało się pasją. Po znalezieniu i prawidłowej ocenie znaczenia dla nauki szkieletu ichtiozaura, nastąpiły kolejne znaleziska, co w konsekwencji spowodowało, że zostało jej przyznane na stałe naukowe stypendium, a ona sama stała się niekwestionowanym autorytetem w nowej, rodzącej się właśnie dziedzinie nauki - paleontologii. Historia opisana w "Dziewczynie z muszlą" jest tym ciekawsza, że dzieje się na początku XIX wieku, w świecie nauki zdominowanym przez mężczyzn, w czasie kiedy datowanie powstania Świata/Życia opierano na egzegezie Biblii, a K. Darwin jeszcze nawet nie myślał o wyprawie na statku "Beagle", która w konsekwencji przyniosła światu teorie ewolucji i doboru naturalnego, wszczynając ferment, rzucając wyzwanie kreacjonizmowi. To właśnie znaleziska Mary Anning były jednymi z pierwszych dowodów na to, że Życie na Ziemi jest zdecydowanie starsze niż data jego powstania wywiedziona z Pisma Świętego. Nie dość, że pochodziła z ubogiej rodziny, była kobietą to znajdowała i trafnie klasyfikowała swoje znaleziska, które praktycznie demolowały ówczesny porządek świata. Gdyby żyła trochę wcześniej czekałby ją stos. Natomiast XIX-sto wieczna Anglia nagrodziła ją przyznaniem honorowego członkostwa w prestiżowym Londyńskim Towarzystwie Geologicznym. Ale bez euforii. Tytuł dostała pośmiertnie...

Zaletą i wartością "Dziewczyny z muszlą" jest nie tylko historia M. Anning, ale także plastycznie zarysowane tło społeczne i obyczajowe XIX-sto wiecznej Anglii. Otoczenie przypomina klimat wzięty z Jane Austen, gdzie (w uproszczeniu) celem kobiet jest wyjście za mąż, a staropanieństwo przyczyną rozterek, a nawet społecznego ostracyzmu. (nie czytałem żadnej z powieści J. Austen; znam tylko filmy nakręcone na ich podstawie obejrzane także, może przede wszystkim dla osoby K. Winslet:))

Reasumując książka nie jest tak fascynująca i literacko dopracowana jak "Dziewczyna z perłą". Jednak fabuła książki o J. Vermeerze jest praktycznie czystą, chociaż bardzo zgrabną fantazja. W przypadku "Dziewczyny z muszlą" autorka trzyma się faktów, a wszystkie postaci ze świata nauki, także relacje ze słynnym w owym czasie Francuzem  F. Cuvierem, światowym autorytetem w dziedzinie paleontologii miały faktycznie miejsce. Postacią historyczną jest także niejaka Elizabeth Philpot, osoba, która finansowo wspierała Mary Anning i jej rodzinę, zwłaszcza wówczas, gdy M. Anning była ubogą "zbieraczką dziwów". Książka, chociaż nie tak urokliwa jak "Dziewczyna z perłą" jest literaturą o kobietach i dla kobiet. I nawet jeśli nie podobała mi się tak bardzo jak ta o holenderskim malarzu, to przeczytałem ją z przyjemnością poszerzając swoją wątłą wiedzę na temat początków paleontologii.

Z filmem "Amonit" jest inaczej i to na wielu poziomach. To co mi się podobało to: Kate Winslet :) i zdjęcia. K. Winslet jest znakomita, a nieomal monochromatyczne jesienno-zimowe pejzaże kamienistych plaż i surowych klifów angielskiego wybrzeża urzekają pierwotnym pięknem, z którego jak sądzę bierze się początek feng shui, harmonia japońskich, kamiennych ogrodów, by gdzieś na końcu zamknąć się w oszczędnych formach skandynawskiego wzornictwa (troszkę mnie chiba poniosło:)). Film, w odróżnieniu od książki ma nikłą wartość poznawczą i historyczną. Reżyser i autor scenariusza w jednym - Francis Lee (mężczyzna) skupia się na lesbijskiej relacji pomiędzy Mary-zbieraczką, a Elizabeth-opiekunką gubiąc praktycznie tło obyczajowe oraz historyczne znaczenie zbierackiej pasji Mary Anning. Wziął z jej życia to co chciał i opowiedział jak chciał, z tym, że ani książka, ani dość obszerne wzmianki (wiki) o M. Anning nie mówią o jej intymnych relacjach z Elizabeth Philpot. Nie wątpię, że Tracy Chevalier przestudiowała wszelkie dostępne materiały dotyczące M. Anning. Anglicy mają ten komfort, że na ich wyspie zachowało się wszystko. Od amonitów do monarchii włącznie:) Poza zmaganiami lotnictwa w czasie II wojny, od czasów rzymskich po dzień dzisiejszy mieli zero wojen na swoim terenie, co  spowodowało, że cała historyczna spuścizna leży i czeka na wszystkich zainteresowanych ich eksploracją. Nie wątpię, że gdyby autorka trafiła na ślad namiętności pomiędzy paniami-bohaterkami jej książki, z pewnością by o tym wspomniała. Przecież  jest to, jak wspomniałem baaaardzo kobieca opowieść. Dlatego ten miłosny wątek jawi mi się bardziej jako pomysł zbieżny z obecnymi trendami niż jako prawda historyczna. I to mnie uwiera. Nie podoba mi się wymuszona fałszywie rozumianą poprawnością moda na wplatanie w opowiadane historie, często na siłę wątków homoseksualnych, wsteczną weryfikację kreskówek Disneya, tudzież obdarzanie znanych postaci literackich modnymi dzisiaj np. metroseksualnymi cechami. (zdarza mi się oglądać wraz z wnuczętami dzisiejsze kreskówki; odnoszę wrażenie, że jest to ciąg bezsensownych scen - guma do żucia, a całości brakuje związków logicznych i prawdy jaką miały zmagania i pościgi Toma i Jerry, czy inne postaci z serii "zwariowane melodie" ze szczególnym uwzględnieniem Strusia Pędziwiatra i Kojota) Zresztą autor scenariusza nie powołuje się na inspirację książką T. Chevalier, co może wskazywać, że film rozumiany jako całość jest w dużym stopniu tworem fantazji reżysera/autora scenariusza. 
 

 Na koniec. Film średni, czyli 5/10 w skali filmweb, natomiast książka używając tej samej skali -  7/10, czyli dobra.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz