poniedziałek, 9 lipca 2018

The Rolling Stones, STONES - NO FILTER, European Tour 2018, PGE Narodowy, niedziela 2018.07.08

The Rolling Stones, STONES - NO FILTER, European Tour 2018, PGE Narodowy, niedziela 2018.07.08

Zastanawialem się dluzsza chwile nad sensem pojscia na koncert który widziałem rok temu w Amsterdamie. Ta sama trasa, numery te same, może nie warto, myslalem. Tak sobie dumałem, żeby dojść do wniosku, ze to przecież swieto muzyki, ze mam tych gości pod bokiem, ze nawet jeśli nie jestem ich wielkim fanem, to jednak pojde.
Nie zaluje.
Zalowalbym gdybym nie poszedł!
Srodze!
To był zarówno dobry koncert jak i rodzaj celebry, odswietnego obcowania z legeda muzyki, kapelą, która uczynila rock'n'roll'a klasycznym już chyba gatunkiem muzyki.
Byłem na trzech koncertach Stonesow: wiele lat temu w Budapeszcie, rok temu w Amsterdamie i wczoraj na Stadionie Narodowym.
Wczorajszy był zdecydowane najlepszy.
To był ostatni koncert kolejnego etapu trasy "Stones - NO FILTER". Było widać, ze kapela jest dość wyluzowana, ze ciesza się ostatnim koncertem, perspektywa odpoczynku. No, luzu to im raczej nigdy nie brakuje, ale majac porównanie z niedawnym koncertem w Amsterdamie widziałem, ze maja większe sklonnosci do jamownia. Był taki moment na koncercie, kiedy wspierający Stonesow czarny, grający na gitarze basowej muzyk (Darryl Jones, grywal z M. Davisem, Stingiem i mnóstwem innych) lekko odleciał dając popis funkowego, solowego grania. Reszta kapeli dala mu sporo przestrzeni, az do momentu kiedy Mick dal znak do powrotu do bluesowo-rockowego grania. Solowe popisy sa czescia każdego koncertu. Ten odberalem jako inny, bardziej spontaniczny, uwolniony od zwykłych ram: teraz wchodzisz ty, potem perkusja itd.
Rzecza która mnie uwierała był dźwięk, czyli jego jakość. Nie był czysty. Miałem wrazenie, ze slysze go z dwóch zrodel, z lekkim pogłosem, który znieksztalcal prowadzona przez Micka konferansjerkę, powodowal nieczytelność tekstow utworow. Może to wina miejsca w którym siedziałem, może na miejscach umieszczonych centralnie było slychac bardziej wyraźnie.
Podobno Stadion Narodowym ma te przypadlosc, ze jest trudny do naglosnienia. Moje doświadczenie zdaje się to potwierdzać, chociaż być może lekkie ujecie watów moglo zdzialac cuda. Bo było, oj, glosno.

Dodatkowa atrakcja były jakies skrzydlate, niegroźne owady (jętki?) które wyznaczyly sobie miejsce zbiorki na wysokości naszych foteli, czyli w okolicy 3-ciego pietra. Draznily swoja obecnoscia głownie panie, które z duza obrzydliwoscia gwałtownie reagowaly na ich lotnicze popisy.

Organizacja była OK. Mnostwo stewardów, mnóstwo bramek, sprawne wejście i wyjscie ze stadionu.
Nie wiem jak było na parkingu. Na wszelki wypadek przyjchalem tramwajem zostawaiajac samochod daleko od stadionu. To było dobre rozwiązanie. Wygladalo to lepiej niż w Amsterdamie, chociaż i tam pomimo potężnego tloku na stacji metra dość sprawnie dostaliśmy się do centrum.

Kim sa ci goście, którzy majac ponad 70 lat graja koncert trwający ponad 2h i nadal, pod jgo koniec calkiem sprawnie się ruszają? Co ich trzyma na tyle mocno, ze tyle lat graja razem? Mick powiedział, ze to ich 5-ty koncert w PL. W 1967 dali dwa koncerty jednago dnia. Mick ma wiec racje. Mnie wychodzilo, ze to ich 4-ty raz w PL.  Ciekawe, czy rzeczywiście pamięta tamten czas, czy jego ludzie od PR'u podrzucili mu teksty, które rzucal w trakcie koncertu. Do pewnego stopnia sa fenomenem.
Fajnie, ze nadal maja tyle energii, która udziela się innym.
Long Live Rock 'n' Roll!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz