środa, 11 lipca 2018

"Whitney", reż. K. Macdonald, USA, GB, 2018, film, właśnie w kinach

"Whitney", reż. K. Macdonald, USA, GB, 2018, film, właśnie w kinach

Film jest moim zdaniem niezły, 6 w 10-cio punktowej skali.
Musze przestrzec. Moim zdaniem jest szalenie przykry, smutny, dołujący.

Pierwszym skojarzeniem po wyjściu z kina była znana bajka I. Kraszewskiego o zajaczku, którego wszyscy kochali, ale w konsekwencji "gdy więc wszystkie sposoby ratunku upadły,
Wśród serdecznych przyjaciół psy zająca zjadły".
Przykre jest to, ze praktycznie wszyscy z jej otoczenia lacznie z braćmi, mezem, ojcem, licznymi ciotkami traktowali ja jak bankomat.
Smutne, ze jest bankomatem także po śmierci, bo ludzie którymi się otaczala sa gotowi, za kase jak sadze, powiedzieć o zmarłej wszystko, zdradzić kazda tajemnice.
Dołujace, ze pocignela za sobą corke, której zafundowala zycie w trasie, brak normalnego dzicinstwa; przezyla Whitney o 3 lata.

Jakis czas temu widziałem podobny film - "Amy" o Amy Winehouse.  Konstrukcja jest taka sama: gadajce glowy na zmiane z krótkim dokumentami, urywkami fimikow z koncertow, plus zapisy z programów TV w których brala udział Whitney. W "Whitney" zachwiane sa proporcje. Zbyt dużo gdajacych glow, za mało materiałów filmowych. Whitney, w odróżnieniu od Amy, zyla w czasach, kiedy nagrywanie filmikow przy pomocy komórki nie było dostępne.
Rezyser szukal sensacji. Nagral wywiady z kilkudziesięcioma osobami. Na szczecie (chyba) nie wszystkie umiescil w filmie. Sensacja to kasa. Dlatego usilowal wymusić na mezu Whitney więcej "zeznan" o prochach, ciagnał za jezyki matke, ciotki i fryzjerke dopytując o pikantne szczegoly z zycia gwiazdy. Whitney nie ma spokoju nawet po śmierci. Ciekawe jest to, ze jedyna wazna w zyciu Whitney osoba, która nie dala się przekonać do wynurzeń przed kamera jest wieloletnia, ponoc więcej-niż-przyjaciolka Whitney - niejaka Robyn Crawford. Widac uczucia i emocje jakie wiazaly się ze zmarłą były na tyle silne, prawdziwe, ze jej wspomnień nie dalo się kupic.
W naszej kulturze o zmarłych mowi się dobrze, albo wcale.
Dlatego draznilo mnie dobre samopoczucie tych, korzy uczestniczyli w wieloletniej balandze, której ofiara była ta, która ja finansowala - Whitney.
Była dziewczyna z Newark, czarnego getta, której los dal glos i urode. Matką chrzestną była Aretha Franklin, ciotką Dionne Warwick, matka Cissy była rozpoznwalna piosenkarka, a sama Whitney szybko stala się gwiazda choru w lokalnym kościele baptystów.
Skazana na sukces.
Odeszla w wieku 48 lat.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz