wtorek, 6 września 2022

Witkacy, Muzeum Narodowe w Warszawie, niedziela 2022.07.31, wystawa

 Witkacy, Muzeum Narodowe w Warszawie, niedziela 2022.07.31, wystawa


Azot, Fosfor i Arsen
Mam z Witkacym osobiste, niewyrównane porachunki. Jestem uczulony na wszelkie informacje o jego osobie, jego dokonaniach. Nie mogła i nie uszła mojej uwadze mocno nagłośniona wystawa "Witkacy" zorganizowana w Muzeum Narodowym. Anonsowana w mediach jako największa, kompleksowa ekspozycja twórczości Stanisława Ignacego Witkiewicza jaka kiedykolwiek miała miejsce w naszej historii. Jest czynna do 9.10 i w moim przekonaniu zalicza się do tych wydarzeń, które trzeba odwiedzić, posmakować, na których temat trzeba mieć własną opinię. Koniecznie!

Kolejka do kasy. Zamiast, można
kupić bilety w necie.

Jestem przekonany, że mój pierwszy kontakt z
twórczością Witkacego był szkolną lekturą jego dramatu "Szewcy". Z pewnością zostaliśmy (klasa) zagnani do teatru specjalizującego się w wystawianiu spektakli-lektur szkolnych, ale z przykrością stwierdzam, że owa wizyta jest nieostrym, mglistym wspomnieniem. Zupełnie inaczej rzecz się ma w odniesieniu do "Szalonej lokomotywy"  - pierwszego ever polskiego (wcześniejsze, bo z poczatku 1970, także znakomite "Na szkle malowane" twórcy: E. Bryll i K. Gaertner nazwali śpiewogrą, chociaż faktycznie był to musical) musicalu napisanego na podstawie twórczości Witkacego przez panów: Krzysztofa Jasińskiego i Marka Grechutę. Ów spektakl grany w Warszawie "pod wielkim namiotem" przewalił się przez Polskę w końcówce lat 70-tych. Widziałem "Szaloną lokomotywę" w buroszary, jesienny bodaj dzień. Ten spektakl grany m.in. przez będących wówczas na absolutnym topie: Marylę Rodowicz, Marka Grechutę, Jerzego Stuhra, reżyserowany przez Krzysztofa Jasińskiego (Maryla i Krzysztof byli wówczas w apogeum burzliwego związku) z muzycznym dotknięciem Jana Kantego Pawluśkiewicza był eksplozja pomysłów scenograficznych, aktorskich i wokalnych z tekstami czerpanymi/inspirowanymi twórczością Witkacego. W tamtych czasach P E T A R D A! To właśnie z tego musicalu pochodzi grechutowska "Hop, szklankę piwa", a spora część spektaklu to radosne przewalanie się Stuhra wraz z Rodowicz w ogromnym łożu. Odjazd, obrazoburstwo, odraza, obrzydliwość, jednym słowem - ohyda :)  Jestem pewien, że na temat "Szalonej lokomotywy" powstały poważne, obszerne dysertacje. Nie będę więc kontynuował opisywania moich wrażeń, zwłaszcza, że ma być o wystawie, nie o lokomotywie, (nawet jeśli była szalona). Dość powiedzieć, że bezpośrednim efektem obejrzenia "Szalonej lokomotywy" było kupno książki "622 upadki Bunga, czyli demoniczna kobieta" napisanej przez Stanisława Ignacego Witkiewicza. "Niewyrównane porachunki" z Witkacym, o których piszę na początku posta to właśnie ta, nigdy nie przeczytana przeze mnie książka. Usiłowałem, poległem. Było to daaaawno temu. Być może podejmę ponowną próbę, chociaż wiem, że książka najbardziej bawiła (i burzyła) ówczesną bohemę, która z łatwością odnajdowała w powieściowych postaciach pierwowzory ze swojego środowiska.

Portrety w pastelach. Znakomita reprezentacja
niezwykłego talentu Witkacego; "produkty" jego
Firmy Portretowej.
Witkacy to także teatr w Zakopanem jego imienia. Ilekroć jestem w stolicy Tatr staram się wpaść na jedno, dwa przedstawienia. Zwykle są to rzeczy zwariowane i równie pokrętne jak życiorys patrona teatru, chociaż niekoniecznie jego autorstwa. Z tym miejscem mam także porachunki wymagające wyrównania :)

Witkacy to także fotografia i film.
Różne techniki
i TE JEGO kreacje.

PIW 1978 
Stoi na półce i czeka,
niczym niemy wyrzut
sumienia.
A wystawa w Narodowym?  Pełna nazwa wystawy brzmi: "Witkacy.
Sejsmograf epoki przyspieszenia". Twórcy wystawy (zgromadzono ponad 500 dzieł artysty) w miejsce typowego, chronologicznego klucza złożyli całość grupując dokonania Witkiewicza zgodnie z obszarami artystycznych zainteresowań artysty umieszczając jego prace w oddzielnych salach zatytułowanych: Kosmologie, Ruch, Ciało, Jedność Osobowości, Dada i zdarzeniowość, Wizja pierwotna, Historia, Indywidua. Ten sposób prezentacji obrazuje niebywałe spektrum zainteresowań, aktywności artystycznej Witkacego, a ilość i jakość prac oszałamia. Imponująca była jego pracowitość i aktywność nakierowana na różne dziedziny sztuki. Jeśli uwzględni się, że był także birbantem, kobietożercą, epistolografem, duszą towarzystwa, narkotycznym eksperymentatorem i niestrudzonym podróżnikiem dysponującym niespożytym zapasem energii, to można podejrzewać, że czerpał siły, zapał do życia z zewnętrznych źródeł. Skłaniam się ku przekonaniu, że był rzeczywistym (nie tylko energetycznym i erotycznym) wampirem posilającym się kolejnymi ofiarami, którymi były liczne, łatwo mu ulegające kobiety :) Gdy przyjmie się taki punkt widzenia łatwiej jest pojąć jego artystyczną płodność, różnorodność oraz właściwie odczytać kłębiące się w jego rysunkach i obrazach fantazyjne maszkarony oraz demoniczne ucieleśnienia teoretycznie nieożywionej materii, np. "Azotu, Fosforu i Arsenu". Moja autorska konkluzja o wampirycznej proweniencji Witkacego została w znacznym stopniu utwierdzona lekturą książki Małgorzaty Czyńskiej "Witkacy i Kobiety. Harem Metafizyczny", którą przeczytałem już po obejrzeniu wystawy w Narodowym, o której więcej za chwilę. 
Witkacy w Muzeum Narodowym czeka. Na zwiedzanie, kontemplację trzeba mieć min. 3 godziny. Warto jest jednak mieć spory margines czasu. Po obejrzeniu i wyjściu z wystawy byłem ciut skołowany i oszołomiony. Natychmiast obejrzałem wszystko ponownie :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz