"Dziewczyny z Dubaju", reż. Maria Sadowska, PL 2021, film, Netflix
Kiedy pogoda uniemożliwiła jazdę na rowerze musiałem podjąć szybką decyzję o wyborze filmu-towarzysza wiosłowania na ergometrze. Tym razem miał być to film polski. Zawęziłem wybór do dwóch pozycji: "Pokot" A. Holland (byłem niedawno na jej wczesnej "Gorączce", a wcześniej "Zielonej Granicy" (TU), myślałem o poszerzeniu wiedzy o jej dokonaniach), "Dziewczyny z Dubaju". Wybrałem "Dziewczyny..." - postawiłem na rozrywkę. Wiedziałem z szumu medialnego, że Doda była współproducentką tego filmu, tytuł/temat był oczywisty. Wiedziałem czego się spodziewać. Ale żeby taki gniot?! To, czego o filmie do wczoraj nie wiedziałem to fakt, że scenariusz powstał na podstawie książki. Jednak wczoraj właśnie wpadłem do księgarni, żeby kupić dla wnusi kolejną książeczkę z cyklu "Kicia Kocia", a tu, na innym regale książkowe "Dziewczyny z Dubaju" i to w dwóch tomach! Tak, druga część tego "dzieła" także będzie sfilmowana. Gratulacje!
I żeby chociaż tytułowe "dziewczyny" były tak fajne, atrakcyjne, miały tę klasę i sznyt co należące do szejków jachty motorowe! Nic z tego. Stylizacja praktycznie wszystkich dziewczyn wzięta z powiatowej imprezy disco-polo, czyli wyglądają mniej więcej tak jak definicja piękna według Dody ze ścianki pudelka, czy innego pomponika. Filmu nie ratuje udział Katarzyny Figury w roli burdelmamy, oraz, o zgrozo Jana Englerta. Do tego ten żałosny filmowy ersatz trwa bite 2,5h. To naprawdę męczące.
Moja ocena w skali filmweb - 1, czyli "nieporozumienie"
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz