sobota, 29 czerwca 2024

"Lotnicho", aut. Marek Stokowski, PL 2024, historia startu +, książka

"Lotnicho", aut. Marek Stokowski, PL 2024, historia startu +, książka


Autor "Lotnicha" w czasie spotkania
autorskiego. (foto Lira)
Komitet na Rzecz Wydania "Lotnicha" donosi:

Od bliższego poniedziałku 1 lipca  przez cały tydzień będą czytane fragmenty "Lotnicha" w porannej audycji programu 2  PR .

Dla tych., którzy chcieliby posłuchać interpretacji w wykonaniu Mateusza Webera ( https://teatrdramatyczny.pl/mateusz-weber ) a nie uda im sie w wersji "na żywo" - bedą mogli to zrealizować poprzez podkasty

PR Program 2  01-05.7.24  09:50 "To się czyta"

Marek Stokowski „LOTNICHO”, czyta Mateusz Weber .



Prawda,  ze fajna informacja? "Lotnicho" ruszyło w Polskę, porusza ludzi. A zaczęło się skromnie i niewinnie...


Się żeglowało. Był wczesny październik roku 2023. Na jeziorze Nidzkim wiał rześki południowo-zachodni wiatr. Halsowaliśmy z moim przyjacielem  Andrzejem (Maliną)  w kierunku leśniczówki Pranie(1). Zadzwonił jego telefon. „Kuuuba? Jest interes do zrobienia?”. Usłyszałem jeszcze, że panowie gładko przemknęli nad rafami sęków, tartaków i łyżwów. Zgodnie normami savoir-vivre wyłączyłem słuch. Rozmowa była krótka. Po jej skończeniu Malina zwięźle podzielił się ze mną informacją o tym, że Kuba wraz z żoną Agatą wiedzą o mieszkającej w szufladzie nowej książce Marka Stokowskiego - „Lotnicho”. Oboje są fanami prozy Marka. Wiedzieli podobnie jak my, o możliwość wydania „Lotnicha”. Warunkiem było sfinansowanie pierwszego nakładu… Zwięzła deklaracja Kuby i Agaty dotyczyła gotowości pokrycia znaczącej część kosztów. Szukali wspólników. Siedząc w kokpicie łódki nakreśliliśmy plan działania. Malina oddzwonił do Kuby informując go o naszym wejściu w ten interes. Nieformalny Samozwańczy Kierujący się Własnym WidziMiSię Komitet na Rzecz Wydania „Lotnicha” rozpoczął działanie.

Wydawnictwu „Lira” podobało się „Lotnicho”. Mieli jednak duże obawy co do zasadności inwestowania w wydanie tej książki. Żyjemy w czasie kiedy około 65% polskiego społeczeństwa przyznaje, że nie czyta w ogóle, 35% deklaruje przeczytanie jednej książki w roku, a tych, którzy czytają 10-sięć i więcej są mizerne promile. Poza bezwzględną statystką obawy „Liry” dotyczyły także treści „Lotnicha”. Teraz, kiedy rządzi „wysoka kultura” wspierana nie mniej „wysoką literaturą” reprezentowaną przez tytuły typu „Byłam dziewczyną mafii”, czy „7 lat w niewoli Amazonek”(2) znalezienie kilku tysięcy czytelników gotowych kupić i przeczytać powieść, która nie ocieka krwią, nie epatuje seksem i wynaturzeniami wydawało się być zadaniem niemożliwym do zrealizowania.(3)

Zadaliśmy sobie z Maliną pytanie, gdzie i jak powinniśmy szukać Mecenasów gotowych wesprzeć wydanie „Lotnicha”?  Kto, dlaczego, i czy jeszcze czyta powieści „o wędrowaniu, miłości i przyjaźni”.

W moim przypadku odpowiedź była prosta. Czytam książki Marka, gdyż nie dość, że Marek jest moim kolegą, to lubię go i cenię jego pisanie. Chociaż przyznaję! Lubienie nie jest bezwarunkowe… Kiedy pytam Marka o to, czy Gośka z „Samo-lotów”, ta z mocnymi, opalonymi nogami, znakomicie jeżdżąca na rowerze jest postacią fikcyjną, czy prawdziwą, Marek potwierdza autentyczność postaci. Lecz gdy proszę Marka o wskazówkę, namiar, deklarując wolę zaproszenia jej na niezobowiązującą, rowerową przejachę - Marek odmawia współpracy… Dyskrecja! Grób, mogiła! Tak! Szacunek! Ale po 20-stu latach od wydania „Samo-lotów” mógłby jednak podrzucić jakiś identyfikujący Gośkę detal. A Marek? Sfinks-milczek. W takich momentach lubię go nadal, ale jakby ciut mniej J

Bardziej złożona jest odpowiedź na lekko zmodyfikowane pytanie: Dlaczego CHCĘ czytać książki Marka? Dlaczego polecam je, rekomenduję ich lekturę?

„Lotnicho” jest powieścią uniwersalną mówiącą o kształtowaniu osobowości czwórki głównych bohaterów. Powieść, jej konstrukcja mieści się w nurcie gatunku literackiego  bildungsroman (4).  Znakomicie! Ale w moim odbiorze najważniejsze w „Lotnichu” są emocje. Czytelnik łatwo utożsamia się z bohaterami „Lotnicha”. W naturalny sposób ich emocje rezonują z naszymi. Ich przeżycia były, być może nadal są naszym udziałem. Jeśli były przykre „cud niepamięci”(5) sprawił, że zepchnięte w niebyt, wracają pobudzone lekturą „Lotnicha”. Upływ czasu zmienia perspektywę. Rzeczy kiedyś bolesne, boleć przestały. Niektóre z nich powodują dzisiaj uśmiech, zadumę. Budzą emocje.  

Jakiś czas temu w obszernym wywiadzie Kristian Zimerman opowiadał o zaproszeniu na koncert, który miał się odbyć w Szkocji. Mistrz był na miejscu tydzień wcześniej. A tam, wszystko w kratę i po taniości. Koncertowy fortepian okazał się bezużyteczny. Stał długo w jednym ze szkockich zamków. Niedogrzane, pełne przeciągów pomieszczenie, harce lokalnej Białej Damy sprawiły, że skomplikowany mechanizm wymagał serwisu. Zimerman kupił „za swoje” oleje, smary, filce, pędzelki. Przez tydzień przywracał instrumentowi głos, cyzelował brzmienie. Nasączał filcowe młoteczki olejkami, konserwował przeguby cięgieł, czyścił mechanizm klawiatury, sprawdzał naciąg strun. Fortepian był wdzięczny, publiczność zachwycona.

Dla autora „Lotnicha” czytelnik jest takim instrumentem. Marek używa szerokiej palety środków literackich. Dobiera je tak, abyśmy chcieli ulec narracji, dali się zabrać w podróż z bohaterami powieści. Aplikuje je delikatne. Działają na wszystkie zmysły, zaszyte w tym, co określa się mianem indywidualnego, autorskiego stylu. Składa się nań wiele elementów począwszy od bogactwa słownictwa, nieortodoksyjnej frazeologii, finezyjnego poczucia humoru, operowania skrótem, mądrością zawartą w pointach, dbałością o właściwy rytm i tempo opowiadanej historii. Styl Marka wyróżnia także ogromna serdeczność z jaką traktuje nie tylko głównych bohaterów „Lotnicha”, ale z pewnymi wyjątkami wszystkie występujące tam postaci. Marek nie szasta środkami wyrazu. Odmierza je i dozuje. Sprawdza, czy jesteśmy gotowi na kolejne etapy opowieści. Uderza w kolejny klawisz i słucha, czy nasze emocje współbrzmią z przekazem.

Nie będę brnął dalej w próbę opisania szczególnych cech stylu Marka. Nie jestem fachowcem. Czytam głównie literaturę faktu. Metafizyka literackiej fikcji jest z natury trudna do uchwycenia. Dodać jednak muszę, że wyjątkowym walorem markowego pisania, być może wartością zasadniczą jest DOBRO emanujące z każdej strony jego powieści. Dzięki temu, pomimo wielu przeciwności losu, niespodziewanych perturbacji, zwrotów akcji,  naznaczone nutą refleksji przesłanie „Lotnicha” pozostaje pozytywne.

Są w „Lotnichu” momenty, które nie współbrzmią z moimi doświadczeniami. Różnimy się. Nie jesteśmy identycznie  nastrojonymi instrumentami. Czytając „Lotnicho” także Wam coś zgrzytnie, nie zabrzmi czystym dźwiękiem. Marek „nazywając rzeczy po imieniu”(6) unika pochopnych sądów. Opowiada.  Zdaje się kierować rzuconym mimochodem, zaskakująco głębokim zdaniem W. Szymborskiej dotykającym istoty człowieczeństwa: „Tyle wiemy o sobie, na ile nas sprawdzono”.   

Mocną stroną „Lotnicha” są czysto techniczne prace redakcyjne za co odpowiada „Lira”. Podział na krótkie, zwięzłe akapity, wielkość, krój czcionki, właściwa interlinia, czynią książkę przyjemną w odbiorze, łatwą w czytaniu. To dobra wakacyjna lektura. Można przerwać czytanie praktycznie w dowolnym momencie, wrócić do lektury bez utraty wątku.

Jeśli macie ważenie, że chcę Was przekonać do kupienia i przeczytania „Lotnicha” – potwierdzam! J To dobra książka, dobrze traktująca nie tylko swoich bohaterów. Dobrze, ze stosowną rewerencją odnosi się także do czytelników J W obliczu zalewu bylejakości warto jest wspomagać dobrą literaturę. Chociażby dlatego, że Dobro wymaga wsparcia.

Się dokonało! „Lotnicho” jest w księgarniach. W końcowej fazie zbierania funduszy na wydanie „Lotnicha”, aktywnie, w znaczący sposób włączyli się Dorota i Piotr. Są wraz z Agatą i Kubą współwłaścicielami firmy „Tomaszewski S.A.” Marek umieścił w „Lotnichu” specjalne podziękowanie dla wszystkich Mecenasów, ze szczególnym uwzględnieniem firmy „Tomaszewski S.A. właśnie.  Marek napisał dobrą, być może bardzo dobrą powieść. Dobrzy Mecenasi wsparli to co dobre. Dobre górą!

 

1.     Pranie. Dzwoni Wam, nie wiecie gdzie? Też tak miałem. Malina wiedział i mi powiedział. Tam pomieszkiwał i tworzył K.I. Gałczyński. Przybiliśmy do pomostu leśniczówki, aby w nieoczywisty sposób posmakować atmosfery tego miejsca..

2.      „7 lat w niewoli Amazonek”. Nie, zostawcie telefony, przeglądarki. Jeszcze jej nie napisałem. Zbieram doświadczenia. Zastrzegłem tytuł w Urzędzie Patentowym. Ostrzegam, żeby potem nie było…  :)

3.     …”w warunkach wolnorynkowych dyktat gustu większości prowadzi do dominacji rzeczy miernych i tandetnych”… Czesław Miłosz. Ten Pan poza tym zdaniem ma także na koncie m.in. „Ziemię Urlo” i Nobla. Profeta jakiś czy co?

4.     Bildungsroman – powieść o formowaniu [się] charakteru, osobowiści. Gatunek powieściowy powstały w Niemczech w czasie Oświecenia. W życiu bym nie wiedział, gdyby Marek o tym nie powiedział. W tym nurcie tworzyli m.in. J. W. Goethe, J. Joyce, T. Mann. S. Żeromski także. Będzie im raźniej w towarzystwie Marka.

5.     „Cud niepamięci”. Może się zdarzyć, że nie znacie tej mądrej piosenki S. Sojki. Jest >>> TU 

6.     „Nazywaj rzeczy po imieniu”. Też mądra piosenka kapeli Raz, Dwa Trzy. Jest >> TU  

Przydatne "Lotnichowe" linki 
Lotnicho zawędrowało do "Kuriera Lubelskiego"...

Rejestracja spotkania autorskiego na YT

poniedziałek, 24 czerwca 2024

Taco Hemingway 1-800-TOUR @ PGE Narodowy, sobota 2024.06.22, koncert

 Taco Hemingway 1-800-TOUR @ PGE Narodowy, sobota 2024.06.22, koncert

Nie, nie byłem najstarszym fanem Taco obecnym na koncercie. Według mojej wiedzy była tam także Babcia Taco, Teresa, która ma bagatela, 90+ lat...

Garnitur, białe skarpetki i mokasyny. Stylówa!
Kibicuję Taco Hemingwayowi już 9 lat. W każdym razie najstarszy na blogu post dotyczący jego koncertu jest z datą 2015. Widać moje kibicowanie ma sens bo sobotnim koncertem na PGE Narodowym Taco stał się pierwszym raperem, który sprzedał stadion. Do cna! Łącznie z płytą było tam około 65 tys. ludzi. Gigantyczna produkcja, która w niczym nie odbiegała od tych, które widziałem w Amsterdamie, Arnhem, Pradze, czy Londynie. Pod tym względem jesteśmy w ekstraklasie. Ale...

Nie lubię stadionowych koncertów. Pomimo, że miałem bilet na płytę (tam jest najlepszy dźwięk) to zdecydowanie bardziej wolę mniejsze obiekty. Myślę, że maks tego co akceptuję ma wielkość do 20 tys. widzów, czyli np. krakowska Tauron Arena, lub chyba ździebło mniejsza łódzka Atlas Arena. Sam proces wchodzenia na PGE Narodowy zajął mi ponad 1h, a wraz z dojazdem i perturbacjami z parkowaniem (cały obszar wokół stadionu wyłączony, zamknięty przez policję) trwał 2h. Ale czego się nie robi dla artysty! 

Taco i... Nie, to NIE jest Edyta Bartosiewicz.
Tradycyjnie koncert rozpoczęli dwaj DJ-eje. Grali rap-kawałki znane znakomitej części publiczności, która zgodnie z intencją zagrzewaczy przez 1h skakała szykując się na danie główne. To wjechało na scenę o 21:00 w osobie  siedzącego za biurkiem Taco Hemingwaya. Biję się w piersi! Nie jestem na bieżąco i nie znam ostatniego dokonania Taco - cd "1-800-Oświecenie". Będę musiał poważnie porozmawiać z moim młodszym synem, który nie dostarczył mi tego krążka. Jednak koncert, który trwał bite 2h zwierał przekrój jego, Taco, twórczości, więc nawet ja jakoś się odnalazłem w starych klimatach z Trójkąta Warszawskiego i Pocztówki z WWA. Bardzo, może najbardziej podobał mi się udział zaproszonych przez Taco artystów. Edyta Bartosiewicz wykonała "Trudno tak", a partie oryginalnie wykonywane przez K. Krawczyka rapował Taco. Zrobiło się ciut nostalgicznie, zwłaszcza, że Edyta kierowana impulsem, wykonała acapella swoją "Jenny". Gromkie brawa, kilka ciepłych słów o K. Krawczyku z ust Taco i na estradę wyskoczył niejaki Oki. Dynamit! Impreza weszła w szczytowe stadium. Obok mnie, na płycie rozstąpiła się publiczność robiąc miejsce dla pogo-skakańców. Swego rodzaju ciekawostką czysto techniczną było live-połączenie z Dawidem Podsiadło koncertującym w tym samym czasie na Stadionie Śląskim w Chorzowie. Panowie pozdrowili siebie i publiczność zgromadzoną tam i tu, i... się rozłączyli. Dawid ma mało czasu. Sprzedał w tym roku 7 stadionów, musi się chłopak sprężać, żeby to ogarnąć:) Potem byli kolejni rap-koledzy, których przyznam nie rozpoznałem. Może dlatego, że rap nie jest moim pierwszym wyborem. O tym, że Oki to Oki dowiedziałem się od stojącego obok mnie młodziaka. Potem już nie chciałem sprawdzać jego rap-wiedzy, zwłaszcza, że kolejni koledzy Taco nie byli tak mocni jak Oki. Na koniec jakże przyjemna dla oka i ucha Daria Zawiałow (rozpoznawanie koleżanek Taco przychodzi mi łatwiej). Potem jeszcze Taco solo i w duecie i ... autobus z napisem "koniec". Zero bisów! To moim zdaniem skucha. Dzieciaki czekające, klaszczące i skandujące o "jeszcze" były wyraźnie zawiedzione. Taco! Nie rób tak! Na wcześniejszych koncertach bisy były i to jakie! To nie był jeden kawałek, ale dodatkowy 30 min koncert (Palladium 2016). Bis się publiczności należy jak psu buda! 

Wsiatełka zawsze robią wrażenie.

Koncert skończył się o 23:00. W domu byłem o 24:00. Aaaa... Nie kupiłem koszulki! Po 1h stania do wejścia tłok przy stoiskach z koszulkami skutecznie mnie zniechęcił do wpychania się zbity tłum fanów.  Może sobie kupię w necie? Pamiątka musi być:)


Dymy, konfetti, bańki i fajerwerki. Czy był tam dyżurny strażak i BHP-owiec, sie pytam!?

Oki. Ten w paski. Dali z Taco niezły show. Publiczność odleciała. Dach był zamknięty. I dobrze.


sobota, 22 czerwca 2024

"Lotnicho", aut. Marek Stokowski opowiada o swojej powieści w audycji "Wybieram Dwójkę", książka

 "Lotnicho", aut. Marek Stokowski opowiada o swojej powieści w audycji "Wybieram Dwójkę", książka

Marek Stokowski w trakcie spotkania autorskiego
w miejscu, w którym zawiązuje się akcja "Lotnicha"
- w pracowni chemicznej liceum nr 43, na Okęciu.
2024.06.18 (foto wydawnictwo Lira) 
Jestem w trakcie czytania "Lotnicha". Mam za sobą 3/4 książki i z pewnością po jej przeczytaniu napiszę coś więcej na temat powieści, okoliczności jej powstania. Myślę, że autor nie będzie miał mi za złe, gdy uchylę rąbka zakulisowych tajemnic związanych z jej wydaniem. 

Zanim to nastąpi posłuchajcie proszę podcastu z wywiadem Marka Stokowskiego, jakiego udzielił w 2-gim Programie Polskiego Radia, jako gość audycji "Wybieram Dwójkę". 

"Port lotniczy to brama i my w tym miejscu, na Okęciu, które było przecież kiedyś dzielnicą peryferyjną, chciałoby się powiedzieć prowincjonalną, mieliśmy bramę na świat. Otwierała ona naszą wyobraźnię - mówił w Dwójce Marek Stokowski, autor powieści "Lotnicho".

Ten wywiad to znakomita, bezpośrednia, autorska zachęta do lektury "Lotnicha". >>>>>>>>>>> https://www.polskieradio.pl/8/410/Artykul/3393557,lotnicho-marek-stokowski-ten-tytul-to-nie-jest-zadna-zgrywa

czwartek, 20 czerwca 2024

"Lotnicho", aut. Marek Stokowski, 2024, książka, już w księgarniach

 "Lotnicho", aut. Marek Stokowski,  2024,  książka, już w księgarniach

Spotkanie autorskie (TU) odbyło się zgodnie z planem. "Lotnicho" jest nie tylko w księgarniach.
Od wtorku jestem w posiadaniu książki. Zacząłem ją czytać wczoraj wieczorem. Pierwsze 73 strony
i 1x raz głośny rechot oraz permanentny banan na twarzy. Czyta się świetnie! Po przeczytaniu 
z pewnością napiszę więcej. Więcej będzie także o spotkaniu autorskim. Być może uda mi się
zapanować nad plikami video, skleić z nich filmik ze spotkania oraz opatrzeć komentarzem.
Teraz zapraszam do księgarń. Zapewniam, że warto :)


poniedziałek, 10 czerwca 2024

"Stałe natury"(The Constans of Nature), aut. John D. Barrow, ang. 2012, PL 2017, książka

 "Stałe natury"(The Constans of Nature), aut. John D. Barrow, ang. 2012, PL 2017, książka

Książka ma ponadto podtytuł: "O liczbach skrywających najgłębsze tajemnice Wszechświata"(The Numbers That Encode the Deepest Sectrets of the Universe), który zgodnie z przyjętym zwyczajem zwięźle opisuje zawartość książki.  

Autor, jak można przeczytać na 4-tej okładce jest kosmologiem, matematykiem i fizykiem teoretycznym, autorem ponad 400 publikacji naukowych, książek, pracującym na Uniwersytecie Cambridge. Moim zdaniem praktykujący naukowcy bardzo rzadko mają umiejętność przejrzystej komunikacji z laikami. W moim przekonaniu wynika to z prostego faktu, że usiłując przekazać część swojej wiedzy takim jak ja dyletantom wychodzą z założenia, że czytelnik dysponuje pewnym, określonym zasobem wiedzy - bazy, na której można budować, dowodzić, przekonywać, uprawiać myślowe łamańce. Naukowcy są w błędzie. Właściwym sposobem komunikacji z dyletantem jest łopatologia. Wiedzą o tym popularyzatorzy nauki, autorzy publikacji popularnonaukowych dzięki czemu ich książki są zdecydowanie łatwiejsze w odbiorze. Naukowcy z jednej strony potrafią przyznać, że znakomita ich część ma problem ze zrozumieniem ogólnej teorii względności, a z drugiej miękko wchodzą  w zawiłości teorii zjawisk kwantowych z rozumieniem których miał problem niejaki Albert Einstein... I gdzie tu miejsce dla laika ?:)

Książka nie jest łatwa w odbiorze. Na 454 stronach autor zaczynając od wykazania prostych zależności opisywanych jako prawa przyrody szuka odpowiedzi na pytanie, które nurtuje ludzkość od zarania dziejów. Czy istnieją w naturze wartości, stałe związki, od których zależy nasze istnienie? Wartości, które przeskalowane do wielkości makro decydują o istnieniu Wszechświata? Czy pozornie odmiennymi sferami przyrody opisywanej ogólną teorią względności i mechaniką kwantową rządzi jakaś prawidłowość powodująca, że wszystko co nas otacza poprzez budowę atomu, aż do naszego miejsca we Wszechświecie daje się racjonalnie wyjaśnić, opisać? Podstawą tych poszukiwań jest pewna oczywistość dotycząca pytania o naszą wyjątkowość. Czym jest i z czego wynika owa wyjątkowość powodująca, że funkcjonujemy gdzieś na marginesie Wszechświata, tu i teraz, osamotnieni w bezmiarze otaczającego bezmiaru uciekających Galaktyk? Czy tym co wyznacza strukturę naszego świata są proporcje ciężaru jądra atomu i krążących wokół niego elektronów? A może tajemnica naszego świata zaszyta jest w innym miejscu i jest nią grawitacja, jej falowy charakter nabierający znaczenia w ekstremalnych sytuacjach jakimi są momenty powstawania i zapadania się czarnych dziur. Poszukiwanie sensu w fizycznych, możliwych do wyrażenia liczbami wartościach nie daje daje jednak odpowiedzi na pytanie-przyczynę powstania tej książki: co jest/było powodem, że jesteśmy właśnie tutaj, w tym,  a nie innym miejscu Wszechświata i jako prawdopodobnie jedyni badacze-obserwatorzy podglądamy Universum zmagając się z próbą znalezienia zależności, prawidłowości i ich przyczyn.

Czwarta okładka, poza notka biograficzną zawiera także kilka entuzjastycznych cytatów z recenzji poważnych brytyjskich mediów zachwalających książkę. Moim zdaniem jej lektura to ciężka robota, a urywek recenzji mówiący o umiejętności autora w przedstawianiu nawet najbardziej skomplikowanych idei w przystępny sposób to duuuuża przesada. Ciekaw jestem, czy autor cytowanej opinii zamieszczonej w "The Daily Telegraph" czytał tę książkę.... Ale... Spróbujcie! Mnie czytanie szło jak po grudzie. Dołek jakiś czy co? Może Wam pójdzie łatwiej! :) 

piątek, 7 czerwca 2024

"Lotnicho" - zaproszenie na spotkanie autorskie Marka Stokowskiego 2024.06.18 godz. 17:00

 "Lotnicho" - zaproszenie na spotkanie autorskie Marka Stokowskiego 2024.06.18 godz. 17:00


Miejsce spotkania nie jest przypadkowe. Doniesiono mi, że właśnie tutaj, na Okęciu, nieopodal lotniska, w liceum nr 43 im. Andrzeja Struga (teraz Zesp. Szkół im. Bohaterów Narwiku), w pracowni chemicznej ma początek akcja "Lotnicha". Spotkanie autorskie jest otwarte dla WSZYSTKICH. Wpadajcie! Na miejscu będzie możliwość porozmawiania z autorem, kupienia "Lotnicha" wraz z autografem/dedykacją od Marka. 

środa, 5 czerwca 2024

Mazury, 2024.05.10-17, żeglarskie

 Mazury, 2024.05.10-17, żeglarskie 

Majowy wypad na Mazury. Łódka (Aquatic 25) z czarteru "Pasat" w Popielnie na Śniardwach. Najniższy punkt rejsu Bełdan/Korektywa, najwyższy  Mamry/Węgorzewo plus jezioro Ryńskie z noclegiem "na dziko" w zatoce Rominek. Przez 4 z 6-ciu dni pływania uruchomiony był System Sygnalizacji Ostrzegawczej w trybie 40 błysków/min, czyli "Uwaga - spodziewany silny wiatr i burze". Rzeczywiście tęgo wiało. Wiatr w ciągu dnia, w miarę upływu czasu ze szkwałów przechodził do wiatru stałego wiejącego z siła 6-7 B. Pływaliśmy na refach, ale w pełnym słońcu, w temperaturze około 20 st., czyli krótkie spodnie, ale w kurtkach i czapkach. Nie ominęły nas drobne awarie, które są elementem przygody jaką jest żeglarstwo. Radziliśmy sobie z nimi bez większych problemów mając jak każdy szanujący się żeglarz kilka ekstra szekli i pomysły czym zastąpić urwany fał płetwy sterowej.  Największym zaskoczeniem z kat. nieprzyjemnych była cena noclegu przy kei w marinie Korektywa/Piaski (kwit obok). Cena 150 zl/noc za jacht niezależnie od ilości załogi to najwyższa stawka na Mazurach. W większości marin, przystani ceny za noc wahają się od 30-60 zł/jacht plus 10-15 zł/załogant i wówczas wszystkie sanitariaty łącznie z prysznicem są w cenie. W Korektywie za prysznic trzeba było dodatkowo płacić (około 10 zł). Jeśli miało się nieszczęście wybrać złą kabinę prysznicową woda zamiast tryskać na głowę kąpiącej się osoby lała się po ścianie... Natomiast przyjemną niespodzianką była przystań "Cypel - Zwierzyniecki Róg" na jeziorze Mamry. Cena za nocleg przy kei 30 jacht + 15 załogant w zamian za kilka pomostów i pole biwakowe bliskie ideału. Czysto, schludnie, ograniczona do minimum ingerencja w przyrodę. Skromy, drewniany bar wraz z niewielkim tarasem z widokiem na jezioro nie zakłócają harmonii linii brzegowej. Sanitariaty w modułach kontenerowych ulokowane w głębi pola biwakowego, niewidoczne z wody. Sympatyczna dziewczyna w barze i arbuzówka! Czego chcieć więcej! Znakomite wrażenie robi jak zwykle Szytnort. Tutaj parkowanie "na obiad", czyli kilka godzin jest darmowe pod warunkiem okazania w Bosmanacie paragonu z restauracji "Baba Pruska" na co najmniej 100 zł/jacht, i można korzystać także z sanitariatów/pryszniców. (Uwaga! Przerwa "na sprzątanie" od 13:00 do 17:00). W Mikołajkach dobrym miejscem na obiad, praktycznie w samym porcie jest "Bart Bar". W trakcie ostatnich kilku wyjazdów byliśmy tutaj wielokrotnie doświadczając smacznych posiłków oraz poznaliśmy dbającego, wrażliwego na uwagi klientów właściciela. Wszystko szybko, sprawnie z uśmiechem. Ale... To Mazury poza sezonem:) Magiczne miejsce.

Niegocin. Przystań Wilkasy. Poranne pukanie w zejściówkę. Otwieram, a na progu kto?!
Vegemite! Yami! Yami! :)
Bełdan. Przystań Korektywa, Piaski. Kiedyś było to kameralne, ciche miejsce, które uwiodło
mnie swoją urodą i klimatem. Dzisiaj to duża marina obok której powstał potężny hotel "Mazurski
Raj" wokół którego wzniesiono ogromne hangary. Na domiar złego hotel plus zabudowania widoczne
są z jeziora zakłócając to co na Mazurach najcenniejsze - Naturę. 

Mamry. Przystań Dziki Harsz. Poza sezonem spokój, a w sezonie dzikie harce! W roku 2023
na Boże Ciało parkowało tutaj 60 jachtów, ale teraz cisza, spokój i Guinness "na azocie".


Sztynort. Przystań Sztynort. Taras restauracji "Baba Pruska" około godz. 16:00. Dominują spokój
i cisza, a widok na marinę i jezioro cieszy oczy, wzmaga apetyt :)
Mikołajeckie. Przystań Mikołajki. "Puk, puk! Cześć chłopaki! Macie coś na dziób?"

Dargin. Jak Trzaskowski Bogu, tak Bóg Trzaskowskiemu :)

Kisajno. Przystań Almatur. Słynna szkoleniowa DeZeTa (DZ) w akcji.


Kirsajty. Groźne, pływające transformersy należy omijać szerokim łukiem. Nigdy nie wiadomo co
takiemu do kopary strzeli.