sobota, 29 czerwca 2024

"Lotnicho", aut. Marek Stokowski, PL 2024, historia startu +, książka

"Lotnicho", aut. Marek Stokowski, PL 2024, historia startu +, książka


Autor "Lotnicha" w czasie spotkania
autorskiego. (foto Lira)
Komitet na Rzecz Wydania "Lotnicha" donosi:

Od bliższego poniedziałku 1 lipca  przez cały tydzień będą czytane fragmenty "Lotnicha" w porannej audycji programu 2  PR .

Dla tych., którzy chcieliby posłuchać interpretacji w wykonaniu Mateusza Webera ( https://teatrdramatyczny.pl/mateusz-weber ) a nie uda im sie w wersji "na żywo" - bedą mogli to zrealizować poprzez podkasty

PR Program 2  01-05.7.24  09:50 "To się czyta"

Marek Stokowski „LOTNICHO”, czyta Mateusz Weber .



Prawda,  ze fajna informacja? "Lotnicho" ruszyło w Polskę, porusza ludzi. A zaczęło się skromnie i niewinnie...


Się żeglowało. Był wczesny październik roku 2023. Na jeziorze Nidzkim wiał rześki południowo-zachodni wiatr. Halsowaliśmy z moim przyjacielem  Andrzejem (Maliną)  w kierunku leśniczówki Pranie(1). Zadzwonił jego telefon. „Kuuuba? Jest interes do zrobienia?”. Usłyszałem jeszcze, że panowie gładko przemknęli nad rafami sęków, tartaków i łyżwów. Zgodnie normami savoir-vivre wyłączyłem słuch. Rozmowa była krótka. Po jej skończeniu Malina zwięźle podzielił się ze mną informacją o tym, że Kuba wraz z żoną Agatą wiedzą o mieszkającej w szufladzie nowej książce Marka Stokowskiego - „Lotnicho”. Oboje są fanami prozy Marka. Wiedzieli podobnie jak my, o możliwość wydania „Lotnicha”. Warunkiem było sfinansowanie pierwszego nakładu… Zwięzła deklaracja Kuby i Agaty dotyczyła gotowości pokrycia znaczącej część kosztów. Szukali wspólników. Siedząc w kokpicie łódki nakreśliliśmy plan działania. Malina oddzwonił do Kuby informując go o naszym wejściu w ten interes. Nieformalny Samozwańczy Kierujący się Własnym WidziMiSię Komitet na Rzecz Wydania „Lotnicha” rozpoczął działanie.

Wydawnictwu „Lira” podobało się „Lotnicho”. Mieli jednak duże obawy co do zasadności inwestowania w wydanie tej książki. Żyjemy w czasie kiedy około 65% polskiego społeczeństwa przyznaje, że nie czyta w ogóle, 35% deklaruje przeczytanie jednej książki w roku, a tych, którzy czytają 10-sięć i więcej są mizerne promile. Poza bezwzględną statystką obawy „Liry” dotyczyły także treści „Lotnicha”. Teraz, kiedy rządzi „wysoka kultura” wspierana nie mniej „wysoką literaturą” reprezentowaną przez tytuły typu „Byłam dziewczyną mafii”, czy „7 lat w niewoli Amazonek”(2) znalezienie kilku tysięcy czytelników gotowych kupić i przeczytać powieść, która nie ocieka krwią, nie epatuje seksem i wynaturzeniami wydawało się być zadaniem niemożliwym do zrealizowania.(3)

Zadaliśmy sobie z Maliną pytanie, gdzie i jak powinniśmy szukać Mecenasów gotowych wesprzeć wydanie „Lotnicha”?  Kto, dlaczego, i czy jeszcze czyta powieści „o wędrowaniu, miłości i przyjaźni”.

W moim przypadku odpowiedź była prosta. Czytam książki Marka, gdyż nie dość, że Marek jest moim kolegą, to lubię go i cenię jego pisanie. Chociaż przyznaję! Lubienie nie jest bezwarunkowe… Kiedy pytam Marka o to, czy Gośka z „Samo-lotów”, ta z mocnymi, opalonymi nogami, znakomicie jeżdżąca na rowerze jest postacią fikcyjną, czy prawdziwą, Marek potwierdza autentyczność postaci. Lecz gdy proszę Marka o wskazówkę, namiar, deklarując wolę zaproszenia jej na niezobowiązującą, rowerową przejachę - Marek odmawia współpracy… Dyskrecja! Grób, mogiła! Tak! Szacunek! Ale po 20-stu latach od wydania „Samo-lotów” mógłby jednak podrzucić jakiś identyfikujący Gośkę detal. A Marek? Sfinks-milczek. W takich momentach lubię go nadal, ale jakby ciut mniej J

Bardziej złożona jest odpowiedź na lekko zmodyfikowane pytanie: Dlaczego CHCĘ czytać książki Marka? Dlaczego polecam je, rekomenduję ich lekturę?

„Lotnicho” jest powieścią uniwersalną mówiącą o kształtowaniu osobowości czwórki głównych bohaterów. Powieść, jej konstrukcja mieści się w nurcie gatunku literackiego  bildungsroman (4).  Znakomicie! Ale w moim odbiorze najważniejsze w „Lotnichu” są emocje. Czytelnik łatwo utożsamia się z bohaterami „Lotnicha”. W naturalny sposób ich emocje rezonują z naszymi. Ich przeżycia były, być może nadal są naszym udziałem. Jeśli były przykre „cud niepamięci”(5) sprawił, że zepchnięte w niebyt, wracają pobudzone lekturą „Lotnicha”. Upływ czasu zmienia perspektywę. Rzeczy kiedyś bolesne, boleć przestały. Niektóre z nich powodują dzisiaj uśmiech, zadumę. Budzą emocje.  

Jakiś czas temu w obszernym wywiadzie Kristian Zimerman opowiadał o zaproszeniu na koncert, który miał się odbyć w Szkocji. Mistrz był na miejscu tydzień wcześniej. A tam, wszystko w kratę i po taniości. Koncertowy fortepian okazał się bezużyteczny. Stał długo w jednym ze szkockich zamków. Niedogrzane, pełne przeciągów pomieszczenie, harce lokalnej Białej Damy sprawiły, że skomplikowany mechanizm wymagał serwisu. Zimerman kupił „za swoje” oleje, smary, filce, pędzelki. Przez tydzień przywracał instrumentowi głos, cyzelował brzmienie. Nasączał filcowe młoteczki olejkami, konserwował przeguby cięgieł, czyścił mechanizm klawiatury, sprawdzał naciąg strun. Fortepian był wdzięczny, publiczność zachwycona.

Dla autora „Lotnicha” czytelnik jest takim instrumentem. Marek używa szerokiej palety środków literackich. Dobiera je tak, abyśmy chcieli ulec narracji, dali się zabrać w podróż z bohaterami powieści. Aplikuje je delikatne. Działają na wszystkie zmysły, zaszyte w tym, co określa się mianem indywidualnego, autorskiego stylu. Składa się nań wiele elementów począwszy od bogactwa słownictwa, nieortodoksyjnej frazeologii, finezyjnego poczucia humoru, operowania skrótem, mądrością zawartą w pointach, dbałością o właściwy rytm i tempo opowiadanej historii. Styl Marka wyróżnia także ogromna serdeczność z jaką traktuje nie tylko głównych bohaterów „Lotnicha”, ale z pewnymi wyjątkami wszystkie występujące tam postaci. Marek nie szasta środkami wyrazu. Odmierza je i dozuje. Sprawdza, czy jesteśmy gotowi na kolejne etapy opowieści. Uderza w kolejny klawisz i słucha, czy nasze emocje współbrzmią z przekazem.

Nie będę brnął dalej w próbę opisania szczególnych cech stylu Marka. Nie jestem fachowcem. Czytam głównie literaturę faktu. Metafizyka literackiej fikcji jest z natury trudna do uchwycenia. Dodać jednak muszę, że wyjątkowym walorem markowego pisania, być może wartością zasadniczą jest DOBRO emanujące z każdej strony jego powieści. Dzięki temu, pomimo wielu przeciwności losu, niespodziewanych perturbacji, zwrotów akcji,  naznaczone nutą refleksji przesłanie „Lotnicha” pozostaje pozytywne.

Są w „Lotnichu” momenty, które nie współbrzmią z moimi doświadczeniami. Różnimy się. Nie jesteśmy identycznie  nastrojonymi instrumentami. Czytając „Lotnicho” także Wam coś zgrzytnie, nie zabrzmi czystym dźwiękiem. Marek „nazywając rzeczy po imieniu”(6) unika pochopnych sądów. Opowiada.  Zdaje się kierować rzuconym mimochodem, zaskakująco głębokim zdaniem W. Szymborskiej dotykającym istoty człowieczeństwa: „Tyle wiemy o sobie, na ile nas sprawdzono”.   

Mocną stroną „Lotnicha” są czysto techniczne prace redakcyjne za co odpowiada „Lira”. Podział na krótkie, zwięzłe akapity, wielkość, krój czcionki, właściwa interlinia, czynią książkę przyjemną w odbiorze, łatwą w czytaniu. To dobra wakacyjna lektura. Można przerwać czytanie praktycznie w dowolnym momencie, wrócić do lektury bez utraty wątku.

Jeśli macie ważenie, że chcę Was przekonać do kupienia i przeczytania „Lotnicha” – potwierdzam! J To dobra książka, dobrze traktująca nie tylko swoich bohaterów. Dobrze, ze stosowną rewerencją odnosi się także do czytelników J W obliczu zalewu bylejakości warto jest wspomagać dobrą literaturę. Chociażby dlatego, że Dobro wymaga wsparcia.

Się dokonało! „Lotnicho” jest w księgarniach. W końcowej fazie zbierania funduszy na wydanie „Lotnicha”, aktywnie, w znaczący sposób włączyli się Dorota i Piotr. Są wraz z Agatą i Kubą współwłaścicielami firmy „Tomaszewski S.A.” Marek umieścił w „Lotnichu” specjalne podziękowanie dla wszystkich Mecenasów, ze szczególnym uwzględnieniem firmy „Tomaszewski S.A. właśnie.  Marek napisał dobrą, być może bardzo dobrą powieść. Dobrzy Mecenasi wsparli to co dobre. Dobre górą!

 

1.     Pranie. Dzwoni Wam, nie wiecie gdzie? Też tak miałem. Malina wiedział i mi powiedział. Tam pomieszkiwał i tworzył K.I. Gałczyński. Przybiliśmy do pomostu leśniczówki, aby w nieoczywisty sposób posmakować atmosfery tego miejsca..

2.      „7 lat w niewoli Amazonek”. Nie, zostawcie telefony, przeglądarki. Jeszcze jej nie napisałem. Zbieram doświadczenia. Zastrzegłem tytuł w Urzędzie Patentowym. Ostrzegam, żeby potem nie było…  :)

3.     …”w warunkach wolnorynkowych dyktat gustu większości prowadzi do dominacji rzeczy miernych i tandetnych”… Czesław Miłosz. Ten Pan poza tym zdaniem ma także na koncie m.in. „Ziemię Urlo” i Nobla. Profeta jakiś czy co?

4.     Bildungsroman – powieść o formowaniu [się] charakteru, osobowiści. Gatunek powieściowy powstały w Niemczech w czasie Oświecenia. W życiu bym nie wiedział, gdyby Marek o tym nie powiedział. W tym nurcie tworzyli m.in. J. W. Goethe, J. Joyce, T. Mann. S. Żeromski także. Będzie im raźniej w towarzystwie Marka.

5.     „Cud niepamięci”. Może się zdarzyć, że nie znacie tej mądrej piosenki S. Sojki. Jest >>> TU 

6.     „Nazywaj rzeczy po imieniu”. Też mądra piosenka kapeli Raz, Dwa Trzy. Jest >> TU  

Przydatne "Lotnichowe" linki 
Lotnicho zawędrowało do "Kuriera Lubelskiego"...

Rejestracja spotkania autorskiego na YT

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz