"Lotnicho", aut. Marek Stokowski, PL 2024, historia startu +, książka
Autor "Lotnicha" w czasie spotkania autorskiego. (foto Lira) |
Od bliższego poniedziałku 1 lipca przez cały tydzień będą czytane fragmenty "Lotnicha" w porannej audycji programu 2 PR .
Marek Stokowski „LOTNICHO”, czyta Mateusz Weber .
Prawda, ze fajna informacja? "Lotnicho" ruszyło w Polskę, porusza ludzi. A zaczęło się skromnie i niewinnie...
Się
żeglowało. Był wczesny październik roku 2023. Na jeziorze Nidzkim wiał rześki
południowo-zachodni wiatr. Halsowaliśmy z moim przyjacielem Andrzejem (Maliną) w kierunku leśniczówki Pranie(1). Zadzwonił jego
telefon. „Kuuuba? Jest interes do zrobienia?”. Usłyszałem jeszcze, że panowie
gładko przemknęli nad rafami sęków, tartaków i łyżwów. Zgodnie normami
savoir-vivre wyłączyłem słuch. Rozmowa była krótka. Po jej skończeniu Malina zwięźle
podzielił się ze mną informacją o tym, że Kuba wraz z żoną Agatą wiedzą o
mieszkającej w szufladzie nowej książce Marka Stokowskiego - „Lotnicho”. Oboje są
fanami prozy Marka. Wiedzieli podobnie jak my, o możliwość wydania „Lotnicha”.
Warunkiem było sfinansowanie pierwszego nakładu… Zwięzła deklaracja Kuby i
Agaty dotyczyła gotowości pokrycia znaczącej część kosztów. Szukali wspólników.
Siedząc w kokpicie łódki nakreśliliśmy plan działania. Malina oddzwonił do Kuby
informując go o naszym wejściu w ten interes. Nieformalny Samozwańczy Kierujący
się Własnym WidziMiSię Komitet na Rzecz Wydania „Lotnicha” rozpoczął
działanie.
Wydawnictwu
„Lira” podobało się „Lotnicho”. Mieli jednak duże obawy co do zasadności
inwestowania w wydanie tej książki. Żyjemy w czasie kiedy około 65% polskiego
społeczeństwa przyznaje, że nie czyta w ogóle, 35% deklaruje przeczytanie
jednej książki w roku, a tych, którzy czytają 10-sięć i więcej są mizerne
promile. Poza bezwzględną statystką obawy „Liry” dotyczyły także treści
„Lotnicha”. Teraz, kiedy rządzi „wysoka kultura” wspierana nie mniej „wysoką
literaturą” reprezentowaną przez tytuły typu „Byłam dziewczyną mafii”, czy „7
lat w niewoli Amazonek”(2) znalezienie kilku tysięcy czytelników gotowych kupić
i przeczytać powieść, która nie ocieka krwią, nie epatuje seksem i
wynaturzeniami wydawało się być zadaniem niemożliwym do zrealizowania.(3)
Zadaliśmy
sobie z Maliną pytanie, gdzie i jak powinniśmy szukać Mecenasów gotowych
wesprzeć wydanie „Lotnicha”? Kto,
dlaczego, i czy jeszcze czyta powieści „o wędrowaniu, miłości i przyjaźni”.
W moim
przypadku odpowiedź była prosta. Czytam książki Marka, gdyż nie dość, że Marek
jest moim kolegą, to lubię go i cenię jego pisanie. Chociaż przyznaję! Lubienie
nie jest bezwarunkowe… Kiedy pytam Marka o to, czy Gośka z „Samo-lotów”, ta z
mocnymi, opalonymi nogami, znakomicie jeżdżąca na rowerze jest postacią
fikcyjną, czy prawdziwą, Marek potwierdza autentyczność postaci. Lecz gdy
proszę Marka o wskazówkę, namiar, deklarując wolę zaproszenia jej na niezobowiązującą,
rowerową przejachę - Marek odmawia współpracy… Dyskrecja! Grób, mogiła! Tak!
Szacunek! Ale po 20-stu latach od wydania „Samo-lotów” mógłby jednak podrzucić
jakiś identyfikujący Gośkę detal. A Marek? Sfinks-milczek. W takich momentach
lubię go nadal, ale jakby ciut mniej J
Bardziej złożona
jest odpowiedź na lekko zmodyfikowane pytanie: Dlaczego CHCĘ czytać książki
Marka? Dlaczego polecam je, rekomenduję ich lekturę?
„Lotnicho”
jest powieścią uniwersalną mówiącą o kształtowaniu osobowości czwórki głównych
bohaterów. Powieść, jej konstrukcja mieści się w nurcie gatunku
literackiego bildungsroman (4). Znakomicie! Ale w moim odbiorze najważniejsze
w „Lotnichu” są emocje. Czytelnik łatwo utożsamia się z bohaterami „Lotnicha”.
W naturalny sposób ich emocje rezonują z naszymi. Ich przeżycia były, być może nadal
są naszym udziałem. Jeśli były przykre „cud niepamięci”(5) sprawił, że zepchnięte
w niebyt, wracają pobudzone lekturą „Lotnicha”. Upływ czasu zmienia
perspektywę. Rzeczy kiedyś bolesne, boleć przestały. Niektóre z nich powodują
dzisiaj uśmiech, zadumę. Budzą emocje.
Jakiś czas
temu w obszernym wywiadzie Kristian Zimerman opowiadał o zaproszeniu na
koncert, który miał się odbyć w Szkocji. Mistrz był na miejscu tydzień
wcześniej. A tam, wszystko w kratę i po taniości. Koncertowy fortepian okazał
się bezużyteczny. Stał długo w jednym ze szkockich zamków. Niedogrzane, pełne
przeciągów pomieszczenie, harce lokalnej Białej Damy sprawiły, że skomplikowany
mechanizm wymagał serwisu. Zimerman kupił „za swoje” oleje, smary, filce,
pędzelki. Przez tydzień przywracał instrumentowi głos, cyzelował brzmienie.
Nasączał filcowe młoteczki olejkami, konserwował przeguby cięgieł, czyścił
mechanizm klawiatury, sprawdzał naciąg strun. Fortepian był wdzięczny,
publiczność zachwycona.
Dla autora
„Lotnicha” czytelnik jest takim instrumentem. Marek używa szerokiej palety
środków literackich. Dobiera je tak, abyśmy chcieli ulec narracji, dali się
zabrać w podróż z bohaterami powieści. Aplikuje je delikatne. Działają na
wszystkie zmysły, zaszyte w tym, co określa się mianem indywidualnego, autorskiego
stylu. Składa się nań wiele elementów począwszy od bogactwa słownictwa, nieortodoksyjnej
frazeologii, finezyjnego poczucia humoru, operowania skrótem, mądrością zawartą
w pointach, dbałością o właściwy rytm i tempo opowiadanej historii. Styl Marka
wyróżnia także ogromna serdeczność z jaką traktuje nie tylko głównych bohaterów
„Lotnicha”, ale z pewnymi wyjątkami wszystkie występujące tam postaci. Marek
nie szasta środkami wyrazu. Odmierza je i dozuje. Sprawdza, czy jesteśmy gotowi
na kolejne etapy opowieści. Uderza w kolejny klawisz i słucha, czy nasze emocje
współbrzmią z przekazem.
Nie będę
brnął dalej w próbę opisania szczególnych cech stylu Marka. Nie jestem
fachowcem. Czytam głównie literaturę faktu. Metafizyka literackiej fikcji jest
z natury trudna do uchwycenia. Dodać jednak muszę, że wyjątkowym walorem
markowego pisania, być może wartością zasadniczą jest DOBRO emanujące z każdej
strony jego powieści. Dzięki temu, pomimo wielu przeciwności losu, niespodziewanych
perturbacji, zwrotów akcji, naznaczone
nutą refleksji przesłanie „Lotnicha” pozostaje pozytywne.
Są w „Lotnichu”
momenty, które nie współbrzmią z moimi doświadczeniami. Różnimy się. Nie
jesteśmy identycznie nastrojonymi instrumentami.
Czytając „Lotnicho” także Wam coś zgrzytnie, nie zabrzmi czystym dźwiękiem. Marek
„nazywając rzeczy po imieniu”(6) unika pochopnych sądów. Opowiada. Zdaje się kierować rzuconym mimochodem, zaskakująco
głębokim zdaniem W. Szymborskiej dotykającym istoty człowieczeństwa: „Tyle
wiemy o sobie, na ile nas sprawdzono”.
Mocną stroną
„Lotnicha” są czysto techniczne prace redakcyjne za co odpowiada „Lira”.
Podział na krótkie, zwięzłe akapity, wielkość, krój czcionki, właściwa
interlinia, czynią książkę przyjemną w odbiorze, łatwą w czytaniu. To dobra
wakacyjna lektura. Można przerwać czytanie praktycznie w dowolnym momencie, wrócić
do lektury bez utraty wątku.
Jeśli macie
ważenie, że chcę Was przekonać do kupienia i przeczytania „Lotnicha” –
potwierdzam! J To dobra książka, dobrze traktująca nie tylko swoich
bohaterów. Dobrze, ze stosowną rewerencją odnosi się także do czytelników J W obliczu zalewu bylejakości warto
jest wspomagać dobrą literaturę. Chociażby dlatego, że Dobro wymaga wsparcia.
Się
dokonało! „Lotnicho” jest w księgarniach. W końcowej fazie zbierania funduszy
na wydanie „Lotnicha”, aktywnie, w znaczący sposób włączyli się Dorota i Piotr.
Są wraz z Agatą i Kubą współwłaścicielami firmy „Tomaszewski S.A.” Marek
umieścił w „Lotnichu” specjalne podziękowanie dla wszystkich Mecenasów, ze
szczególnym uwzględnieniem firmy „Tomaszewski S.A. właśnie. Marek napisał dobrą, być może bardzo dobrą
powieść. Dobrzy Mecenasi wsparli to co dobre. Dobre górą!
1. Pranie. Dzwoni Wam, nie wiecie gdzie?
Też tak miałem. Malina wiedział i mi powiedział. Tam pomieszkiwał i tworzył K.I.
Gałczyński. Przybiliśmy do pomostu leśniczówki, aby w nieoczywisty sposób posmakować atmosfery tego miejsca..
2. „7 lat w niewoli Amazonek”. Nie, zostawcie telefony, przeglądarki. Jeszcze jej nie napisałem. Zbieram doświadczenia. Zastrzegłem tytuł
w Urzędzie Patentowym. Ostrzegam, żeby potem nie było… :)
3. …”w warunkach wolnorynkowych dyktat
gustu większości prowadzi do dominacji rzeczy miernych i tandetnych”… Czesław
Miłosz. Ten Pan poza tym zdaniem ma także na koncie m.in. „Ziemię Urlo” i Nobla.
Profeta jakiś czy co?
4. Bildungsroman – powieść o formowaniu
[się] charakteru, osobowiści. Gatunek powieściowy powstały w Niemczech w czasie
Oświecenia. W życiu bym nie wiedział, gdyby Marek o tym nie powiedział. W tym
nurcie tworzyli m.in. J. W. Goethe, J. Joyce, T. Mann. S. Żeromski także.
Będzie im raźniej w towarzystwie Marka.
5. „Cud niepamięci”. Może się zdarzyć, że nie znacie tej mądrej piosenki S. Sojki. Jest >>> TU
6. „Nazywaj rzeczy po imieniu”. Też mądra piosenka kapeli Raz, Dwa Trzy. Jest >> TU
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz