wtorek, 1 stycznia 2013

"Poniedziałkowe Dzieci" (Just kids), aut. Patti Smith, książka, 2012

"Poniedziałkowe Dzieci" (Just kids), aut. Patti Smith, książka, 2012

Ksiazka miala rekomendacje Trojki wsparta szersza informacja n/t Patti Smith - matki chrzestnej punk rocka. Zadumalem sie, bo wyszlo na to, ze nie znam jej albumu "Horses", uznawanego za jeden ze 100 najwazniejszych albumow wszech czasow, tudziez niewiele wiem o samej Patti...
Uznalem, ze przeczytanie ksiazki bedzie najlepszym sposobem na podciagniecie sie w historii muzyki oraz na bycie "na biezaco" z literatura, bo ksiazka (jak czytam na 4-tej okladce) utrzymywala sie przez 37 tygodni na liscie bestsellerow "New York Timesa".

Troszke sie meczylem czytajc. Dobrnalem do konca, ale zeby mnie rzucila na kolana...
Ot, takie tam pseudoatrystowskie pisanie (moim zdaniem oczywiscie).

Patti Smith kojarzyla mi sie zawsze z jednym kawalkiem: "Beacause The Night" B. Springsteena.  The Boss, ktorego jestem fanem, podarowal jej ten kawalek, a Patti zrobila z nigo hit, ktorym zaistaniala na amerykanskich, i nie tylko, listach przebojow. Ten kawalek byl odrzutem z plyty B.S. "Darkness on the Edge of Town" (1978). Nagrywal przez przypadek w tym samym studio co Patti, dal jej swoja muzyke, ona dopisala tekst, powstal przeboj. Bruce nigdy nie wykonal/zapisal go na zadnym ze swoich studyjnych albumow, natomiast chetnie wykonywal "Beacause the Night" na koncertach, umieszczal na pytach koncertowych, wymieniajac Patti jako wspolautorke. (podaje za Wiki).
Pisze o tym tak szeroko dlatego, ze cos mi mowi, ze gdyby nie Springsteen nikt, nigdy nie uslyszalby o Patti Smith... no, moze poza waskim kregiem owczesnej, nowojorskiej bohemy.

Ale wracam do ksiazki, o niej mowa.
To dosc osobista opowiesc o zwiazku z Robertem Mappletrophe'em, poszukujacym fotografem, zyciu w NYC, przymieraniu glodem, doskakiwaniu do owczesnej nowojorskiej bohemy. Jak na matke chrzestna punk rocka ksiazka/opowiesc jest bardzo gladka, wrecz poprawna. Moze dlatego meczaca (mnie), bo brak w niej pazura. Jest taka zwyczjana, wrecz pospolita.

Kiedys (ok. 15 lat temu) siedzialem w Amsterdamie w ogrodku knajpy na skraju Red Light District saczac piwo. Bylo pozno. Powoli turysci byli wypierani przez miejscowy folklor, kory wlasnie budzil sie do zycia, wylazil ze swoich legowisk, basementow, hotelikow. Waskie, biegnace wzdluz kanalow uliczki zaludnialy sie ludzkim dziwolagami, odrztkami. Drag queens, narkomani, prostytutki, transwestyci, zlodzieje, moze artysci. Cala kolorowa menazeria za dnia niewidoczna, aktywna noca, znajaca sie, pozdrawiajaca, funkcjanujaca na marginesie, poza spoleczenstwem.
Kims takim byla Patti Smith i jej partner Robert Mapplethorp. Zyli poza glownym nurtem starajc sie o "przyjecie" do kregu Andy Warhola, ocierajac sie o Jimiego Hendrixa, sluchajc Boba Dylana.
Kolorowe zycie! Tylko dlaczego tak sie nudzilem czytajac jej opowiesc?
Moze dlatego, ze nie znam wiekszosci ludzi/nazwisk wymienionych w tej ksiazce?
Moze dlatego, ze ominela mnie sila razenia albumu "Horses"?
Moze dlatego, ze ksiazka miast byc biografia punk-rockerki, jest cieplokluchowa retrospektywa rocznika 1946?
Musze sie podciagnac!
Zaczne od "Horses". Kupie/znajde w necie. Moze mnie porazi.
Niech mnie porazi!
Lubie jak mnie poraza!
Oby mnie porazilo...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz