czwartek, 19 czerwca 2014

"Będzie głośno" (It Might Get Loud), reż. Davis Guggenheim, USA, 2008, film, był w TVP2

"Będzie głośno" (It Might Get Loud), reż. Davis Guggenheim, USA, 2008, film, był w TVP2

Jest tak mało filmow muzycznych, o muzyce, ze każdy wydaje się być dobry. Jednak ten, gdzie 3 facetow opowiada o swojej fascynacji gitara jest szczególny. Warto poswiecic 1,5h na jego obejrzenie, chociaż dobor muzykow: J. Page, J. White, The Edge, jest w moim przekonaniu nierafiony w odniesieniu do gitarzysty U2.
Polski tytul obiecuje: "Będzie Głośno", angielski jest bardziej wstrzemięźliwy, wyraza nadzieje, ze może być glosno. I angielski jest bliższy prawdy.
Glosno, rozumianego jako wspólny jam nie chce być. Niestety.

Film był grany w kinach studyjnych. Zanim się zebrałem w sobie żeby się na niego udac - zniknal z ekranow. Przypadek sprawil, ze calkiem niedawno zauwazylem go w programie TVP2. Oczywiście o jakiejś paskudnej, poznej godzinie. Nagralem, obejrzałem, mam nadal na dysku, ogladam powtornie pisząc tego posta.

Film otwiera slynna już scena, w trakcie której Jack White buduje "gitare" z kawalka deski, drutu, butelki po coli. Lubie i cenie tego muzyka, zwłaszcza jako gitarzystę. Czerpie garściami z bluesa, rocka. Wysoko cenia go rockowe dinozaury. Stonsi zaprosili go do wspolnego grania przed kamerami Scorsese w słynnym filmie "Rolling Stones w blasku swietel". Drazni mnie jego piskliwy wokal, ale punkowa energia z jaka wymiata na gitarze zwłaszcza w czasie koncertow, swiadome sieganie do bluesowych korzeni, oraz odwaga z jaka wlacza do repertuaru utwory gwiazd country(!) (Dolly Parton - "Jolene") powodują, ze jakos radze sobie z jego piskami.
Na filmie puszcza bluesowy kawalek Sony Housa "Grinnin' in your face", który uslyszal majac 18 lat. Był zafascynowany faktem, ze klaszcząc i spiewajac (zero instrumentow) można przkazac tak wiele. Od tego momentu wiedział, ze liczy się charakter utworu. Reszta jest tylko dopełnieniem.
Lubie tego gościa także za to, ze chętnie przyznaje się do polskiego pochodzenia, jest czestym gościem na Openerze, a na jego plytach widać rozne polskie wtręty.

Jimmy Page... Ten facet ma co opowiadac i chętnie opowiada o czasach Led Zeppelin. Ale jeszcze ciekawsze jest to co dzialo się przed, a dzialo się wiele, poczawszy od tego, ze wcale nie chciał być muzykiem...
Jeśli ktoś sadzi, ze zmiany rytmu, szybkości, gwałtowne zwroty w ramach jednego utworu to patent Metalliki - powinien posluchac Cepow. Jimmy ma najwięcej do opowiedzenia i jego kwestie, odwołania do jego, Led Zeppelin dokonan, sa moim zdaniem najciekawsze.

Najslabszy jest The Edge. Nie mam pojęcia skad znalazł się w doborowym towarzystwie 2 facetow, którzy sa rasowymi blues,-rockmanami. Nigdy nie postrzegałem Edga jako wybitnego gitarzysty. Na spotkanie zaaranzowane przez tworcow filmu przyjezdza z ogromnym, zdjętym przez wozek widłowy elektronicznym piecem odpowiedzialnym za brzmienie jego gitar. Do przelaczania przyciskow ma inżynia-dzwiekowca. Koncnetruje się na poszukiwaniu dzwiekow, uwodzi go technika, możliwości elektroniki, a do powiedzenia, pomimo, ze U2 to tez dino, ma niewiele (moim zdaniem).
Nie zmienia to faktu, ze jednym z lepszych, wręcz swietnym filmem muzycznym jest "Rattle and Hum" (1988), zapis z koncertow U2 promujących plyte pod tym samym tytulem. Jeśli ktoś z Was nie widzial - k o n i e c z n i e !

Oczekiwalem po tym filmie więcej. Pomysl: zaprosić 3 gitarzystów dac im się wygadać, wygrac, wlaczyc do filmu materialy dokumentalne, mogl zaowocować czyms dużym, nawet wielkim.
Troszke nie wyszlo. Może ich obcowanie trwalo zbyt krotko? Odnioslem wrazenie, ze nie chwycili wspólnej chemii, która bylaby inspiracja do głębszych wynurzeń, wspólnego grania.
Nie znaczy to, ze można zlekcwazyc ten film.
"Będzie głośno" to obowiazkowa pozycja praktycznie dla wszystkich, zwłaszcza tych, którzy podobnie jak ja uwazaja, ze "Since I've been lovin' you" jest najlepszym kawałkiem Led Zeppelin (tak sobie wymyslilem).
Blues rzadzi!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz