sobota, 31 sierpnia 2024

"Alchemia. Powieść biograficzna o Marii Skłodowskiej-Curie", aut. Katarzyna Zyskowska, PL 2014, książka

 "Alchemia. Powieść biograficzna o Marii Skłodowskiej-Curie", aut. Katarzyna Zyskowska, PL 2014, książka

Książka zwróciła moją uwagę, gdyż przez ponad miesiąc, na przełomie czerwiec/lipiec zajmowała pozycje nr 1 na liście bestsellerów Empik, w kategorii "książki, literatura piękna polska". Wzbudziła moje zainteresowanie także z tego względu, że postać Marii Skłodowskiej-Curie pomimo podwójnego Nobla nie jest szczególnie popularna w Polsce. Jakiś czas temu przeczytałem ciekawy artykuł o tym, że w Japonii i Korei Południowej nasza noblistka jest postacią nieomal kultową, a gros odwiedzających warszawskie muzeum poświęconego uczonej stanowią turystki z tamtego rejonu świata. Co więcej niektóre organizacje feministyczne uznały Marię Skłodowską-Curie za prekursorkę ruchu "emancypacji kobiet" uznając ją za swoją patronkę... Sama uczona nigdy się do tego przewodnictwa nie miała okazji przyznać, ale i tak została okrzyknięta sufrażystką. 
"Alchemia" ujawnia, że noblistką miotały
także inne, niż nauka namiętności. 
(foto net) 

Nie tak dawno, prawie jednocześnie pojawiły się w naszych kinach dwa filmy o Marii Skłodowskiej-Curie: "Maria Skłodowska-Curie" (PL premiera 2017), gdzie Polska była współproducentem, a główną rolę powierzono Karolinie Gruszce, oraz "Skłodowska" (Radioactive) (PL premiera 2021) produkcji brytyjskiej. Każdy z filmów wiernie odtwarzał biografię uczonej akcentując jej upór w dążeniu do wiedzy w świecie zdominowanym praktycznie w 100% przez mężczyzn. Życie prywatne Marii Skłodowskiej-Curie było w drugim, trzecim planie. W książce "Alchemia" dominuje prywatność noblistki. Jednak te wątki stanowiące główny temat książki są w znacznym stopniu wytworem fantazji autorki o czym zresztą Katarzyna Zyskowska pisze w "Posłowiu". 

Gdy w czerwcu/lipcu tego roku przeglądałem listę bestsellerów Empik w jakiś niewytłumaczalny sposób tytuł książki  zredukował mi się do "Alchemia. Biografia Marii Skłodowskiej-Curie". To, że jest to "powieść" gdzieś się zgubiło, zapodziało... A że nigdy nie czytałem solidnej biografii Marii Skłodowskiej-Curie zdecydowałem, że przy okazji kupowania innych książek wrzucę do koszyka także "Alchemię"... 

Pomnik podwójnej noblistki na skarpie
Starego Miasta. Co Maria trzyma na dłoni?
Podobno jest to graficzny symbol atomu radu.
Ciekawe co na to polon...
(foto net)
Nie mam nic  przeciwko "powieściom biograficznym". Jedną z lepszych, jeśli nie najlepszych jakie czytałem jest "Modigliani" (TU). Jednak ta konkretna książka jest bardziej fabularyzowaną biografią niż powieścią biograficzną. Nieznaczna, ale jednak różnica sprowadzająca się moim zdaniem do proporcji: fantazja autora, a niezbite, potwierdzone źródłami fakty. "Alchemia" jest w moim odbiorze książką napisaną przez kobietę, o kobiecie, dla kobiet. Autorka (sprawdziłem PO przeczytaniu "Alchemii") niejako specjalizuje się w pisaniu tego typu książek, gdzie w pierwszym planem jest wątek romantyczno-obyczajowy wykreowany w znaczącym stopniu przez autorkę, a twarde biograficzne fakty stanowią zaledwie tło całej historii. Myślę, że ten zgrabny przeplot emocji i faktów stanowi o powodzeniu tej książki, jej wysokim miejscu na liście bestsellerów. Do tego "Alchemia" wpisuje się w trwający od dłuższego czasu trend odbrązawiania postaci historycznych, nadawania im "ludzkiego oblicza". Pomnikowe postaci stają się bardziej przystępne, zrozumiałe, swojskie. 

Czytając "Alchemię" musiałem oswoić się z "powieściowo-romantyczną" narracją. Gdy już dotarło do mnie, że to jednak powieść nie sucha biografia, lektura była łatwiejsza. Obyczajowe tło perypetii związanych z odbiorem drugiego Nobla przez Marię Skłodowską-Curie jest barwne, ciekawe być może dlatego, że autorka bazuje na autentycznych artykułach prasowych pochodzących z francuskich gazet. Wątek nastoletniego afektu, który nie ma udokumentowanych podstaw jest zdecydowanie słabszy. Całość, jak pisałem wcześniej jest lekturą zdecydowanie kobiecą.

I jeszcze jedno. "Alchemia" przyczyniła się do nieustających wyrzutów sumienia wynikających z faktu, że do dnia dzisiejszego nie byłem w muzeum (Warszawa, ul. Freta 16) dedykowanemu noblistce... Wyrzuty sumienia potęguje dodatkowa okoliczność, którą jest częste przejeżdżanie rowerem koło pomnika uczonej ulokowanego na skarpie Starego Miasta. Przyrzekłem sobie, że muszę KONIECZNIE zwiedzić muzeum, żeby sprawdzić, czy rzeczywiście 50% zwiedzających stanowią Koreanki i Japonki :)

wtorek, 20 sierpnia 2024

Bartek Mazowiecki, czwartek 2024.08.15, rowerowe

 Bartek Mazowiecki, czwartek 2024.08.15, rowerowe


Bartek Mazowiecki jest strażnikiem Krajobrazowego Parku Krajoznawczego.
Jego wiek szacowany jest na około 400 lat. W obwodzie mierzy 560 cm
i jest wysoki na 25 m. Trochę się nastał i napatrzył na ziemski padół.
Rośnie nad brzegiem rzeki Mienia, a ścieżka, którą często jeździmy przebiega
u jego podnóża
.

 
Znamy się Bartkiem około 30 lat. Nie jest zbyt rozmowny, ale lubimy
jego towarzystwo. W tym okresie po raz drugi wyrosła na nim nieźle
wyglądająca, kolorowa żółta huba (żółciak siarkowy), która jest zgodnie
z wiki groźnym grzybem chorobotwórczym. Jeśli służby leśne nie usuną
grzyba z Bartka będziemy musieli wymyślić sposób pozbycia się pasożyta.
Bo huba, pomimo, że Bartek jest pomnikiem przyrody chronionym prawem
sama z niego nie zlezie. 


poniedziałek, 19 sierpnia 2024

KAMP!, Trójka, Studio Agnieszki Osieckiej, niedziela 2024.08.18, godz. 19:05, koncert

 KAMP!, Trójka, Studio Agnieszki Osieckiej, niedziela 2024.08.18, godz. 19:05, koncert

Pomimo, że od dawna nie słucham Trójki (w to miejsce słucham net-Radia 357) to jednak są chwile i miejsca, gdzie trudno jest funkcjonować z telefonem i słuchawkami. Takim przybytkiem jest kabina prysznicowa. Zaopatrzona w tradycyjne radio ustawiona "od zawsze" na Trójkę jest przez około 30 min porannych ablucji miejscem, gdzie dolatują do mnie zawarte w serwisie informacyjnym newsy. Tak właśnie dowiedziałem się o koncercie kapeli KAMP!, który był anonsowany jako ostatni, pożegnalny występ tej łódzkiej formacji. Panowie Radek Krzyżanowski, Michał Słodowy i Tomek Szpaderski po 17-stu latach wspólnego grania postanowili się rozstać. Pamiętałem ich koncert w Trójce sprzed 10 lat (TU). Pomimo, że to co grają mocno odbiega od tego co lubię, czego słucham pozostawili po sobie pozytywne wrażenie. Pojechałem go Trójki. 

20 min. przed. Takiej aranżacji Studia nigdy wcześniej nie
widziałem. Kapela poprosiła o usunięcie krzeseł, aby zrobić
przestrzeń do zabawy. Publiczność, którą w ponad 50% 
stanowili znajomi/fani KAMP! dobrze się bawiła. 
Nie miałem "wydzwonionych" miejscówek. Frekwencja była niewidomą, ale liczyłem, że jednak uda się wejść. W holu nie było kolejki chętnych. Nie trzeba było kupować symbolicznych biletów, które od lat kosztowały 5 zł. Na kilkanaście minut przed koncertem w sali Studia A. Osieckiej nie było nadmiaru chętnych. Dopiero tuż przed 19:00 dotarło kilkadziesiąt osób, które z powodu meczu na stadionie Legii mogły mieć trudności ze znalezieniem miejsca do parkowania. Punktualnie, tuż po serwisie informacyjnym o 19:00, nowa szefowa Trójki - Agnieszka Szydłowska zaanonsowała rozpoczęcie koncertu.

Nie znam dokonań KAPMP! Jedynym kawałkiem jaki bywał grany w radiu, jaki rozpoznaję jest "Distance of The Modern Hearts" (TU). Grali to także na koncercie w roku 2013. Przyjemny dla ucha, rozpoznawalny electro-popowy numer był grany także teraz jako bodaj drugi numer koncertu. To trochę jak drugi utwór strony "A" na winylu. Wizytówka płyty, mocny, często przebojowy kawałek. Taki układ obowiązywał przez  lata. Każda kapela dbała, żeby to było coś ekstra. Tak jest moim zdaniem z "Distance...". To w moim odbiorze wizytówka KAMP! Inne ich dokonania nie wyróżniają się tak bardzo i raczej giną w powodzi electro-dźwięków mnóstwa innych kapel, którym udało się wybić robiąc ponadnarodową karierę. Teraz, kiedy piszę ten txt zaglądam na YT i widzę jak słaba jest obecność KAMP! na tym kanale (TU fajny wyjątek). Szkoda, bo chociaż electro-pop nie jest tym czego słucham, to jednak uważam, że muzycznie jakość tego co robi KAMP! nie odbiega chociażby od produkcji Royksopp, ale wyraźnie zabrakło KAMP!owi pomysłu na wizualne zaistnienie na YT. 

To co grają ubierane jest w różne nazwy, terminy. Niektóre mocno wyszukane. W moim odbiorze to przyzwoity electro-pop naznaczony sporą dawką techno. Jednym słowem muzyka do zabawy, klubowa. Transowa, pulsująca, troszkę monotonna. Po godzinie koncertu zaczął mnie męczyć schematyzm konstrukcji utworów: wolne intro, rozwleczony vocal, lub/i jakaś onomatopeja, zawieszenie i głośny, mocny rytm oparty wygenerowany przez różnej maści automaty perkusyjne, wzmocniony elektroniczną perkusją. Powtarzający się schemat powodował, że wszystkie grane numery traciły rozpoznawalność, zlewały się w jedną, pulsującą ścianę dźwięku trwającą nieomal 2,5h...

Grali 17 lat. Deklarowali ze sceny, że pozostają kumplami. Nie mówili o nowych projektach, pomysłach. Ich dorobek płytowy jest dość skromny - 3 albumy studyjne. Pełny zapis z trójkowego koncertu jest TU. Oglądam/słucham go teraz. Być może jest to najlepsza video-rejestracja muzyki KAMP! dostępna na YT. Filmowana z kliku kamer. Obraz i dźwięk oddają wiernie atmosferę koncertu. Dobrze, że jest ten zapis...  

piątek, 16 sierpnia 2024

Kopiec Powstania Warszawskiego, godz. 20:00, wtorek 2024.08.06

Kopiec Powstania Warszawskiego, godz. 20:00, wtorek 2024.08.06

Nie podoba mi się nowa aranżacja Kopca. Pisałem o tym przy okazji zapalenia zniczy w zeszłym
roku (TU). U podnóża Kopca od ul. Bartyckiej dokończono budowę stałej ekspozycji "Park Akcji 
Burza" poświęconej Powstaniu. Warto o tym miejscu pamiętać i wpadać w czasie weekendowego
spaceru... 


sobota, 3 sierpnia 2024

"Brodka i goście". Muzeum Powstania Warszawskiego 2024.07.26, koncert

 "Brodka i goście". Muzeum Powstania Warszawskiego 2024.07.26, koncert 

Jestem fanem rocznicowych koncertów w Muzeum Powstania. Odbywają się zwykle kilka dni przed 1-szym sierpnia. Byłem na 4-5 koncertach. Potem nastąpiła przerwa. Nie mam pojęcia, czy przyczyną był brak koncertów, czy informacja o nich (o ile była) zwyczajnie do mnie nie doleciała. Tym razem usłyszałem o koncercie odpowiednio wcześnie. Kupiłem bilet (80 zł; jak dotąd najdroższy) i powodowany graną w radiu pieśnią "Warszawa" wykonaniu Brodki udałem się do ogrodu na tyłach Muzeum. W przeszłości formuła i charakter kapel grających rocznicowe koncerty były mocno "rozhuśtane". Od czysto rockowego łojenia Luxtorpedy do słynnej już płyty "Powstanie Warszawskie" Lao Che. Gdzieś pomiędzy lokowały się bardzo fajne, klimatyczne koncerty: "Morowe Panny", gdzie różne artystki zaśpiewały teksty z pamiętników dziewczyn-żołnierzy Powstania  i "Placówka 44" z udziałem Organka, któremu przygrywało VooVoo w znanym, dynamicznym "Palec na cynglu". Rockowa Luxtorpeda grała jak zwykle dobrze, mocno, ale związek z Powstaniem tego co śpiewali był mocno problematyczny. Inne wyżej wymienione koncerty w formule: powstańcze teksty, współczesna muzyka i aranżacja uważałem za pomysł trafiony. Bo przyjęło się tak, że rocznicowe koncerty są głównie dla młodzieży (na bramce nie sprawdzali PESELu), a kombatanci i element rządowo-partyjny celebrował rocznicę na Powązkach. 
Dwa poziomy sceny pozwalały na płynne zmiany kolejnych artystów, a duże ekrany led na
skrzydłach umożliwiały miksowanie portretowych obrazów wykonawców z grafikami
i dokumentalnymi zdjęciami walczącej Warszawy. Całość oprawy w mojej ocenie bez zarzutu.

Irena Santor - gość
koncertu nie śpiewała,
skromnie siedziała 
na widowni otoczona
dziennikarzami i fanami.
Prezentuje się jak widać
znakomicie!
Metaloplastyka Brodki
stylizowanej na Syrenkę
nie była pomysłem 
nowatorskim. Wcześniej -
Opole 70 była "metalowa"
Halina Frąckowiak, której
wdzianko wzbudziło zajadłą
krytykę obrończyń 
moralności. Panom się
podobało, a "Barwy Ziemi"
zdobyły główną nagrodę.
(foto net)
Udział Brodki w 80-dziesiątej Rocznicy Powstania był anonsowany coverem pieśni "Warszawa" oryginalnie wykonywanej przez Irenę Santor. "Warszawa", której interpretacja w wykonaniu Brodki praktycznie nie odbiega od oryginału była wsparta emitowanym w mediach clipem, w którym artystka stylizowana na warszawską Syrenkę (tam poza zbroją ma miecz i tarczę) wykonuje pieśń w różnych warszawskich lokalizacjach. Całość baaardzo serio, baaaardzo na poważnie. Song "Warszawa" stał się także "pilotem" płyty "WaWa", której premiera miała odbyć się właśnie na estradzie Muzeum Powstania Warszawskiego. 

W mojej ocenie ten koncert jest przykładem przerostu formy nad treścią. Drętwą, nadętą atmosferę ożywił na chwilę WaluśKraksaKryzys, ale reszta "gości" Marcin Masecki, Sam Gendel, EABS, Hades, 2K88, Błoto, The Brutals wraz z Księżycem (podaję listę za netem; poza M. Maseckim nie znam i nigdy wcześniej nie słyszałem tych artystów) grała trudną, pompatyczną wręcz muzykę. Sposób wykonywania utworów, mimika, w tym twarz samej szefowej - Brodki podkreślały koturnowość całości. W tej atmosferze podniosłości obco i moim zdaniem bez sensu zabrzmiała piosenka "Varsovie" Brodki z albumu z roku 2012, która charakterem i angielskim tekstem nie pasowała do napompowanej reszty. Brodka zachęcała do przytupów i klaskania, ale publiczność uśpiona mszalnym nastrojem całości nie była chętna do zabawy. Ja także.  Koncert trwał 1h. Artystka kilkakrotnie dziękowała za przybycie podkreślając znaczenie jakie ma dla niej i jej gości licznie zgromadzona publiczność. Bisów nie było. O ile pamiętam nikt się ich nie domagał...

czwartek, 1 sierpnia 2024

80-ta Rocznica Powstania Warszawskiego, Warszawa, Pl. Dmowskiego, 2024.08.01, godz. 17:00

 80-ta Rocznica Powstania Warszawskiego, Warszawa, Pl. Dmowskiego, 2024.08.01, godz. 17:00


"Afryka. Przekrój podłużny. Rowerowe safari z Kairu do Kapsztadu", aut. Maciej Czapliński, PL 2011, książka

 "Afryka. Przekrój podłużny. Rowerowe safari z Kairu do Kapsztadu", aut. Maciej Czapliński, PL 2011, książka

Tę książkę pożyczyła mi koleżanka wiele lat temu. Miała to nieszczęście, że wpadła za pierwszy rząd stojących na regale książek (książka, nie koleżanka) skutecznie kryjąc się przed moim wzrokiem. Gdy jakiś czas temu,  w wyniku porządków ujawniła swoją obecność niezwłocznie zadzwoniłem do koleżanki prosząc o przebaczenie i prawie natychmiast zabrałem się do lektury.

Lubię takie książki-reportaże. Pisane przez ludzi owładniętych podróżniczą pasją zwykle nie pretendują do miana literackich dzieł, ale są za to autentyczne i bezpretensjonalne. Ich siłą jest relacja bezpośredniej obserwacji, własnych doświadczeń przeniesiona na papier bez silenia się na oryginalność. Dobrym przykładem takiej książki jest "Hostel Nomadów" (TU), którą jakiś czas temu rekomendowałem na blogu. "Afryk...." ma jednak jeszcze jeden szczególny walor. Podróż przez kontynent odbywa się na rowerach! Czytelnicy "prostozjeziora" wiedzą, że rower lubię, że jazda na rowerze jest moją pasją. Nigdy jednak nie jeździłem turystycznie, z sakwami. Być może dlatego właśnie opisy wypraw takich jak ta w "Afryce...." działają na moją wyobraźnie.

Inspiracją rowerowych podróżników "Afryki..." był Kazimierz Nowak, który w latach 1931-36 pokonał samotnie Afrykę z północy na południe po to, aby po osiągnięciu Przylądka Dobrej Nadziei skierować swój rower na północ i pokonać kontynent afrykański z powrotem... Kazimierz Nowak przebył ponad 40 tys km używając do tego celu różnych środków lokomocji, ale podstawę stanowił rower. Jest autorem książki "Rowerem i pieszo przez Czarny Ląd. Listy z podróży afrykańskiej z lat 1931-1936". Jeszcze nie czytałem :)

Autor "Afryki. Przerój podłużny..." Maciej Czapliński wraz z dwoma kolegami przebyli trasę od Egiptu do Republiki Południowej Afryki trzymając się wschodniego skraju Czarnego Kontynentu, przemierzając głównie te kraje, które były niegdyś angielskimi koloniami. Książka utrzymana w duchu "dziennika z podróży" pozwala na szczegółowe śledzenie postępów wyprawy mierzonej ilością przebytych kilometrów, zmieniających się krajobrazów, spotkaniami z miejscową ludnością. To byłą wyprawa niskobudżetowa. To co i jak jedli, pili, jak biwakowali jej uczestnicy miało kapitalne znaczenie dla postępów wyprawy, a każdy żywieniowy błąd skutkował problemami, które mogły decydować o fiasku przedsięwzięcia. Znakomite są relacje ze spotkań z ludźmi pracującymi dla organizacji charytatywnych. Autor "Afryki...." podobnie jak jego rozmówcy nie przebiera w słowach opisując postępujące uzależnienie niektórych nacji od błędnie lokowanej/rozumianej pomocy humanitarnej. W czasie kiedy powstawała książka opacznie rozumiana "poprawność polityczna" jeszcze nie obowiązywała w takim stopniu jak teraz. Tym ciekawsza jest ta książka, a ostrość opinii stanowi w znacznej mierze o jej wartości. Niektóre jej fragmenty przypominają mi przeczytaną dawno "Gdzie krokodyl zjada słońce" (TU). Zadziwiająco mało jest w "Afryce. Przekrój podłużny..." informacji o rowerach... Autor praktycznie wcale nie pisze czy i jakie problemy sprawiał sprzęt, jak sobie z tym radzili. Brakowało mi także informacji o specyfice, niuansach długodystansowej jazdy w upale, doborze strojów, nakryć głowy, obuwia, itp. Ale to mój rowerowy "przechył", który być może dla większości czytelników "Afryki...." nie ma znaczenia. Bo znaczenie ma oczywiście droga wyznaczona kreską horyzontu, nowym dniem niosącym niewiadome...

"Afryka..." troszkę mnie męczyła stosunkowo mała czcionką i ciasną interlinią. Ale treść wzbogacona sporą ilością zdjęć była na tyle nośna, że przeczytałem książkę z dużym zainteresowaniem. Jest godna polecenia zwłaszcza tym, którzy nie dysponując dużym budżetem marzą o poznawaniu świata. Maciej Czapliński i jego "Afryka. Przekrój podłużny. Rowerowe safari z Kairu do Kapsztadu" są dowodem, że nie trzeba być krezusem, żeby odważyć się na taka wyprawę. Bardziej pożądane są cechy inne niż kasa, i o tym, czyli specyfice charakteru obieżyświata sporo w tej książce.