To było ciekawe doświadczenie. Tydzien wcześniej Joe Bonamassa, a zaraz po nim jeden z najlepszych polskich gitarzstow basowych - Krzysztof Scieranski. Sala Kongresowa wypelniona nieomal w 100% i malutka, kameralna scena w niewiele większym od sceny lokalu Jazzarium Cafe.
Joe B. ze swoja kapela, K. Scieranski solo. Inne style i estetyka, inne pokolenie, wiec inne doświadczenia, a to co wspólnego to ten instrument i ponadprzeciętne umiejetnosci.
Ale od początku.
Bo wlasnie już na początku niezle się wkurzylem kiedy parkując na wąskiej Wilczej tuz przed Poznanska starając się "schować" tyl swojego dość długiego samochodu najechalem przednim zderzakiem na b. wysoki krawężnik. Korekta najazdu skonczyla się wyrwaniemm części zderzaka, co oczywiście nie nastroilo mnie zbyt radośnie. Natychmiast przypomniałem sobie czasy, kiedy jezdzac Polonezem moglem bez problemu niczym Eliot Ness wjechać w dowolna przeszkodę bez szkody dla pancernego zderzaka Poloneza. Teraz plastikowe zderzaki nie dość, ze kruche i lamliwe to jeszcze maja wielkość polowy samochodu i tyle mniej więcej kosztują. Cale szczęście, ze było cieplo, wiec nie urwałem wszystkich zatrzaskow/zaczepow i następnego dnia przy pomocy kolegi Krzycha udało się wsunąć zwisajaca czesc zderzaka na miejsce.
Krzysztof lubi sobie pogadać z dydaktycznym przechylem, co na tak kameralnym koncercie nie razi, jest wręcz fajne. |
Powoli sciagala publiczność. Znaczna jej czesc okazala sie być bliższymi/dalszymi znajomymi artysty. Na sali był nawet lekarz Krzysztofa (podobnie jak u J. Bonamassy).
Jeszcze jedna para rak, może nawet dodatkowa para nog i gra gitara; a tak tyle roboty, ze na granie mało czasu. |
"Zmazalo mi sie" - powiedział Krzysztof w trakcie budowania jednego z utworow, ale szybciutko dogral sobie "zmazana" pętelkę i pojechal dalej.
Jak już wreszcie ogarnie te przelaczniki, suwaki i inne guziki robi to co robi najlepiej - gra. |
Ta srodkowa czesc koncertu była moim zdaniem najlepsza. Potem artysta oglosil koniec swojego występu i..... wyszedł z kawiarni. Publiczność domagala sie bisow, wiec wrocil i gral dalej. Miałem wrazenie, ze nie miał przygotowanego repertuaru na tak długie muzykowanie i momentami (moim zdaniem oczywiście) robilo sie nudnawo i smetnie. Defintywny koniec nastapil około 24:00.
Poszedlem na koncert bo pamiętam Krzysztofa Scieranskiego z okresu kiedy gral ze "String Connection" (niedawno, dzięki refleksowi Maliny, 3-4 lata temu bylismy na koncercie reaktywowanej kapeli w "Fabryce Trzciny") i z koncertu Walk Away w "Akwarium" wiele lat temu (chociaż tutaj nie jestem pewien jego obecności; z pewnoscia był tam jego brat Paweł, także gitarzysta).
Jazz-rockowe klimaty, mocne granie z duza przestrzenia/swoboda dla każdego z muzykow oraz to co bardzo lubie w takim graniu - interakcja, wzajemne stymulowanie sie, uzupełnianie, nakręcanie, na to liczyłem (w pewnym stopniu), tego oczekiwałem. Oczywiście miałem swiadomosc, ze ide na solo-koncert, ale chciałem slyszec więcej gitary, mniej synezatorow. Ta (syntezartorowa) strefa uzycia gitary jest skutecznie (dla mnie) wypelniona przez Pata Metheny, którego od czasu "Offramp" słucham w dużych ilościach, jestem praktycznie na każdym jego koncercie w PL, ale nie jest to równoznaczne, ze lubie i akceptuje wszystko co robi. Projekt/plyta/koncert "Orchestrion", formalnie ciekawy, nie przemowil do mnie. K. Scierański z uzglednieniem proporcji udal sie w tym wlasnie kierunku, a ten, jak już napisałem niezbyt mnie rusza.
Wracajac do koncertu Krzysztofa Ścierańskiego miałem wrazenie, ze Krzysztof, który był w W-wie na tzw. "warsztatach" zadzwonil do M. Adamiaka z info: "jestem w W-wie, może zorganiazujesz mi jakies granko?".
Może dlatego koncert (w moim odczuciu oczywiście) był nierówny, porywający tylko w srodkowej części?
Może na moim odbiorze zwazyl fakt, ze nie znam aktualnych dokonan Krzysztofa Ścierańskiego?
Może chcialem uslyszec to co chciałem, a dostałem j/w i lekko sie rozczarowałem?
Może to ten cholerny zderzak...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz