niedziela, 24 listopada 2013

Randy Crawford, live koncert, Sala Kongresowa, piątek 2013.11.08

Randy Crawford, live koncert, Sala Kongresowa, piątek 2013.11.08

Pewnie o koncercie napisano już wszystko co było do napisania i wracanie do niego może nie mieć większego sensu, gdyby nie szczególne okoliczności związane jego promocja na antenie Trojki polaczone z ceremonia wręczenia artystce specjalnej nagrody Programu Trzeciego.

The Crusadres byli klasa dla siebie.
Nie mam pojęcia jakim cudem
mlodziutka wówczas (1979) Randy
zaspiewala na ich plycie. Zrobila to
na tyle skutecznie, ze znakomity
wokalny kawalek z tej samej kasety
"Soul Shadows" w wykonaniu Billa
Withersa poszedł w zapomnienie,
a "Streel Life" ciagle zywe!
(ta kaseta, podobnie jak inne kasety
Crusaders kupiona około 1981r nadal
gra!)
  
Koncert zaczal się od instrumentalnego, polgodzinnego intro trio pianisty Joe Sample, czyli muzyka legendarnych The Crusaders, który był kompozytorem wielu utworow legendarnej kapeli, która w szczególny sposób laczyla jazz, soul, pop tworzac unikalny, bardzo pojemny styl, w którym było miejsce dla takich utoworow i wykonawcow jak Randy Crawford ze Street Life. W Warszawie nie było Joe Sample, którego z powodu choroby na klawiszach zastapil inny muzyk. Po polgodzinnym instrumentalnym intro, Sample junior grający na basie zapowiedział Randy....
To jednak był szok! Na scene wyszla kobieta o gabarytach niani Scarlett O'Hara...
Na szczęście szybko zaczela spiewac i wyszlo na jaw, ze to jednak ona - Randy, a może jej glos uwieziony w zdeformownym tusza ciele. Bo glos został ten sam!
Pierwszy kawalek Randy zaspiewala stojąc, reszte koncertu siedziała na taborecie wstając czasem, ze względu, jak sama powiedziała, na kłopoty z krążeniem. Zaspiewala wszystkie swoje największe przeboje, m.in. Street Life, One Day I'll Fly Away, You Might Need Somebody, Rainy Night In Georgia, Secret Combination. Było milo, nastrojowo, cieplo. Randy i towarzyszace jej trio zbudowalo na sporej przecież estradzie Sali Kongresowej przytulna, klubowa atmosferę.
Było fajnie. Do czasu...
Pod koniec koncertu na scene wtargnelo wysokie gremium w osobach szefowej Trojki, Marka Niedzwieckiego i organizatora Ladie's Jazz Festival (impreza na której zaproszenie Randy pojawila się w Polsce). M. Niedzwiecki odczytal tekst z którego wynikało, ze Randy została uhonorowana specjalna nagroda: "Diamentem Trojki", za ..."caloksztalt, dokonania itd."..., a kiedy usilowal ten nabzdyczony txt przetlumaczyc na angielski, Randy bezceremonialnie podszla do Niedzwiedzkiego wziela z jego rak bukiet kwiatow, Magdzie Jethon "odebrała" swoja nagrodę/trofeum i lekceważąc obecność wysokiego gremium, podeszla do mikrofonu rozpoczynając czesc "na bis"...
Spiewajac pierwsza "bisowa" piosenke trzymala w rekach ow "Diament Trojki", który z daleka wygladal jak wykonana z przezroczystego plastiku kula wielkości pilki recznej, z pseudeo diamentowymi szlifami. Za każdym razem kiedy Randy wykonując piosenke spojrzała na tę paskudę smiala się glosno i wtracala teksty: "nigdy czegos takiego nie dostałam", "mam nadzieje, ze mnie przepuszcza na cle" itp.
Koncert Randy miał beprecedensowe wsparcie medialne ze strony Trojki. Nigdy wcześniej (a słucham Trojki od zawsze) nie slyszlam tak gestej, wręcz nachalnej reklamy jakiejkolwiek imprezy.
Nazwanie wystepu Randy Crawford "rocznicowym" z okazji 25-lecia live koncertow w Studio A. Osieckiej moim zdaniem było mocno naciągane, bo przecież Randy nigdy w tym studio nie wystepowala. Nieznosnie wręcz natezenie reklamy koncertu na antenie Trojki wskazywalo raczej na kiepska sprzedaż biletow i szczegolny układ z organizotorem Ladie's Jazz Festival. Cala ceremonia wręczenia nagrody "Perla Trojki", (o której nigdy wcześniej nie slyszalem), zachowanie artystki, która wygladala na mocno zaskoczona pojawieniem się oficjeli na scenie wskazywala, ze Randy nie była swiadoma bycia "czescia rocznicowych obchodow". Odnalazla się jednak swietnie w tej dziwnej dla siebie sytuacji osmieszajac mimowolnie, sztuczne, zbędne, sztywne zadecie, które moim zdaniem było konsekwencja proby ratowania/sprzedania koncertu.
Na koncert Randy Crawford poszedłbym bez "rocznicowej" etykiety. Zreszta wydaje mie się, ze kiedy pierwszy raz uslyszalem jego zapowiedz nie był jeszcze "rocznicowy". To, ze się nim stal przyniosło dodatkowe atrakcje wzbudzając wesolosc artystki i smiech na widowni.
Smiechu nigdy dość...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz