poniedziałek, 11 listopada 2013

Anita Lipnicka, live koncert, Trójka, Studio A. Osieckiej, niedziela 2013.11.10

Anita Lipnicka, live koncert, Trójka, Studio A. Osieckiej, niedziela 2013.11.10

W piątek koncert Randy Crawford w Kongresowej, a w niedziele Anita Lipnicka w Trójce.
Zaczynam od koncertu Anity, bo wlasnie wrzucilem do odtwarzacza jedna z dwóch plyt kupionych po koncercie, te przez trase koncertowa promowana, najnowsza - "Vena Amoris".

Piotr Baron kwieciście zapowiedział koncert Anity Lipnickiej podnosząc jej madrosc, szczerość, umiejetnosc skaldania slow w teksty, celność wypowiedzi w nieprzypadkowo poukładanej, autorskiej plycie o "pięknym tytule".

Tak, Panie Redaktorze Baron. Dobrze Pan gadasz! Innym facetom tez sie Anita podoba.



(Wiem, ze marne foto, ale...)
Anita wystapila ubrana skromnie
i rasowo a'la pensjonarka. Ciemne rajstopy,
ciemna spodnica i vintage'owa bluzka
z rekawem 3/4, szerokim
kołnierzykiem, plisowanym frontem
i dluga, zawiazana w kokardke
akasamitka.
 
Anita wyszla na scene w towarzystwie swojej kapeli, która praktycznie w calosci sklada sie z angielskich muzykow. Zasiadala na krześle (niczym Randy Crawford) i na siedząco, często i gesto akompaniując sobie na gitarze odspiewala wszystkie piosenki zgromadzone na ostatniej plycie.
Sama poprowadzila konferansjerkę opowiadając zaskakująco wiele o alkoholowych doświadczeniach swoich muzykow, zwłaszcza zmaganiach z wodka. Jak na moje wyczucie troszkę przesadzila, ale opowieść o turnieju w siłowaniu sie na reke we wroclawskim pubie, w wyniku którego panowie z kapeli mieli duże trudności z graniem kolejnego koncertu była smieszna i pouczajaca. (konkurs wygral Polak z ekipy technicznej).
Kazda piosenke Anita poprzedzala kilkoma słowami wyjaśnienia, tłumaczeniem o czym będzie spiewac, czego, jakich doswiadczen dotyczy (polski!) tekst. I dobrze! Bo "Vena Amoris" to bardzo babska plyta. Autorka wszystkich tekstow jest Anita. Teksty wiec sa b. kobiece, przez kobiete i dla kobiet pisane. Wobec faktu, ze na widowni było sporo facetow, tłumaczenie z pewnoscia sie przydalo, przyblizajac Panom nieogranialne przez nasze proste umysły meandry myśli, sciezki skojarzen plci przeciwnej.

Było milo, ale monotonnie. Cala plyta (zagrala tez kawałki ze swojej poprzedniej plyty np. "Noisy Head") utrzmana jest w jednym nastroju, podana w dość wolnym rytmie. Ma charakter sentymentalnej opowieści o roznych sytuacjach z którymi radzi sobie bohaterka opowiadanych historii. Muzycznie to folk podkreślony specyficznym instrumentarim w sklad którego wchodzilo m.in. banjo, mandolina, a takze pedal steel nadający niektórym utworom tchnienie country.
Jak słusznie zauwazyla Anita, żadna stacja radiowa nie będzie grala tej muzyki poza Trójka oczywiście, która już od dłuższego czasu emituje przyjemny dla ucha kawalek "Hen, hen". Mysle jednak, ze artystka ma wystraczajaca ilość wiernych fanek i fanow, którzy chętnie kupia plyte i bilety na koncerty. Bo Anita spiewajaca, jak sama zauwazyla już od ponad 20-stu lat jest skonczona profesjonalistka traktujaca swoja publiczność b. poważnie. Dosc powiedzieć, ze trójkowy koncert trwal 1h 45min, czyli prawie o godzine dluzej niż jego emisja na antenie, która tradycyjnie trwa do 21:00. Widac było, ze granie, obcowanie z publicznoscia sprawia jej i muzykom (panowie żeby przezyc z puchą browaru każdy; w/g Anity polskie piwo b. muzykom pasi) autentyczna przyjemność. Na bis zaspiewala piosenke, która jak powiedziała wlaczyla do repertuaru trasy, gdyż chciała przypomnieć i pokazac, ze pamięta skad sie wziela i co ja wyniosło na pozycje gwiazdy estrady. "Ona ma sile" zabrzmiało mocno i dobrze, a publicznosc już na początku piosenki rozpoznając ow kawalek nagrodzila artystke oklaskami.
(taaa, to ten kawalek reklamujący koparko-spycharke Ostrówek, powiedział Darek, któremu opowiadałem na dzisiejszym porannym rowerku o wrażeniach z koncertu). Ostrówek, czy CAT to fajna piosenka-wizytowka Anity. Dobrze, ze ja zaspiewala przywolujac czasy Varius Manx. 
Nie sledze losow i kariery Anity Lipnickiej. Jednak z przyjemnoscia nadstawiam ucha, kiedy udziela wywiadu w radiu, odnotowuje jej udział w rocznicowych projektach Powstania Warszawskiego ("Morowe Panny") i czasami słucham jej piosenek granych przez Trójke. W czasie trojkowego koncertu (nie ma tego na plycie) draznila mnie maniera dziwnego akcentowania/rozciągania niektórych fraz i jak już wspomialem zbyt wiele (moim zdaniem) odwolan do alkoholowych doswiadczen jej angielskiej ekipy. W skladzie kapeli nie było Johna Portera, który jest ze swoja gitara wylistowany wśród muzykow bioracych udział w nagraniu plyty. 

Plyty Anity które mam, których słucham w trakcie pisania tego posta kupiłem (35 zl/szt.) bezpośrednio po koncercie. Wcale nie dlatego, ze tak bardzo łaknąłem je mieć! Tak często jednak narzekałem, ze nie można kupic plyt po koncercie, ze teraz, bedac niejako zakladnikeim swojego utyskiwania - kupielem.
Slucham i jeszcze nie wiem, czy mi sie podobają. Odsluchalem kazda z nich po 2x i jak na mój nieskomplikowany, meski gust artystka troszeczke przynudza.
Z cala pewnoscia wiem jednak, ze podobnie jak redaktorowi Baronowi i pewnie wielu innym facetom, podoba mi sie sama artystka.
A poszla za obcego! Niby ten obcy to prawie jak swój. Zasiedzialy Angol. A jednak Angol!
Może powinni sie spotkać z Rayem Wilsonem i machnąć jakiś fajny kawalek o polskich dziewczynach, bo ten: "Najwiecej witaminy maja polskie dziewczyny" A. Rosiewicza już ciut sie zestarzał...


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz