środa, 30 października 2024

Filharmonia Narodowa, Otwarta Próba Generalna, piątek 2024.10.25 godz. 9:00, koncert

 Filharmonia Narodowa, Otwarta Próba Generalna, piątek 2024.10.25 godz. 9:00, koncert

Bracia Jussen. (foto net.)
To było ciekawe, nowe doświadczenie. Pierwsza w sezonie 2024/2025 Otwarta Próba Generalna, czyli koncert-próba z udziałem publiczności. Tę możliwość wypatrzył przyjaciel - Malina, który z racji częstych wypraw do Filharmonii ze swoim synem jest także stałym bywalcem na stronach Filharmonii. 

Tytułowa "Próba Generalna" to koncert na dwa fortepiany i orkiestrę Felixa Mendelssohna-Bartholdy'ego pod batutą Christopha Koniga, wprowadzający w epokę wykład dziennikarki muzycznej Agaty Kwiecińskiej oraz spotkanie z pianistami, braćmi Lucasem Jussenem i Arthurem Jussenem. 

Godzina mocno nietypowa na filharmonijny, i nie tyko, koncert. Z jednej strony bolesne zakłócenie porannej rutyny, z drugiej ciekawość i chęć doświadczenia czegoś zupełnie nowego. Przed wejściem od ul. Moniuszki zgromadziła się liczna grupa zainteresowanych koncertem. W środku okazało się, że zdecydowaną większość stanowią zorganizowane grupy składające się głównie z młodzieży w wieku licealnym. Blisko godzinny wykład prowadzony w luźnej formule przez Agatę Kwiecińską dotyczący epoki oraz dokonań Felixa Mendelssohna był dla takich jak ja muzycznych ignorantów ciekawy, wnoszący dawkę wiedzy o pokoleniu kompozytorów urodzonych w roku 1810. Potem przejście do głównej sali, tam pełny koncert, a po nim jeszcze skierowane do orkiestry uwagi dyrygenta, kilka drobnych powtórek-korekt i przerwa. Po niej spotkanie z braćmi Jussen moderowane przez Agatę Kwiecińską. Bracia są Holendrami nagrywającymi dla najważniejszego wydawcy muzyki poważnej - Deutsche Grammophon. Fakt bycia "w stajni" tej wytwórni jest niepodważalnym certyfikatem najwyższego profesjonalizmu muzyków. (DG nagrywa/wydaje m.in. K. Zimermana). Sesja pytań/odpowiedzi, gdzie znaczna części pytań pochodziła od publiczności nie ujawniła żadnych sensacji z życiorysu braci. Myślę, że udzielili setki takich lub podobnych wywiadów i mają dobrze opanowane właściwe odpowiedzi. Pomimo tej poprawności odebrałem ich jako szalenie sympatycznych, młodych artystów, którzy nie są zmanierowani, ciągle cieszą się tym co i jak robią.    

A koncert? Moim zdaniem, zdaniem laika, znakomity! Jeśli przez blisko 1h zatraca się poczucie czasu i miejsca, a muzyka wypiera wszystkie problemy, problemiki dnia codziennego, jestem pewien, że było dobrze. Stan zatracenia, odlotu oznacza, że dopełniła się rola Sztuki, że stało się to czego od Sztuki oczekujemy.  

Otwarte Próby Generalne to stała pozycja w programie Filharmonii. Ciekawe kiedy następna, jaki koncert i wykonanie. Nie ma żadnego grafiku. Trzeba być czujnym i w odpowiednim momencie zgłosić swoje uczestnictwo. Chętnych jest wielu. Otwarte Próby Generalne są traktowane jak misja upowszechniania kultury, a wstęp na nie jest wolny :)

wtorek, 29 października 2024

Józef Chełmoński, Muzeum Narodowe w Warszawie, 2024.10.25, wystawa


 Józef Chełmoński, Muzeum Narodowe w Warszawie, 2024.10.25, wystawa

Wystawa jest czynna do 2025.01.26. Jeśli planujecie ją odwiedzić to teraz zaraz. Im bliżej będzie terminu zamknięcia, tym większy będzie tłok, który nie służy spokojnemu oglądaniu mnóstwa zgromadzonych obrazów, szkiców itp.

Idąc warto jest zabrać słuchawki do swojego telefonu. Na stronie Muzeum jest audioprzewodnik czytany przez Krystynę Czubównę dotyczący 25 najważniejszych obrazów. Można oczywiście słuchać mając telefon przy uchu, ale słuchawki znacznie podnoszą komfort zwiedzania.

"Matula są!" 1871r
Jeden z niewielu obrazów malowanych
w pełnym, ostrym słońcu. 

Używając audioprzewodnika, który w naturalny sposób wyznacza rytm/czas oglądania kolejnych dzieł J. Chełmońskiego warto zarezerwować około 3h na podziwianie jego dokonań. Oczywiście można wpaść na chwilę, żeby zobaczyć powszechnie znane, ikoniczne: "Bociany", "Babie lato", czy niesamowitą "Czwórkę", ale J. Chełmoński to znacznie więcej niż wymienione "ikony".

O ile dobrze usłyszałem wystawa jedzie dalej "w Polskę" do

"Krzyż w zadymce" 1907r
Religijność, wiara potęgujące się wraz z wiekiem
są obecne na dwóch wystawianych obrazach.
Pod tym mógłby się podpisać Beksiński. 

Krakowa i bodaj Poznania. Liczenie na to, że jej warszawska odsłona będzie przedłużona jest raczej "jutraniem" :) Już dziś kupujcie bilet najlepiej via net! Nie będziecie stać w kolejce do kasy i nie będziecie mieć wyrzutów sumienia, że nie widzieliście najważniejszej w 2024 roku wystawy w Muzeum Narodowym!

O wystawie napisano i mówiono wiele praktycznie we wszystkich mediach. Nie będę powtarzał obiegowych NAJ. Te można bez trudu znaleźć w necie. Dla odmiany podzielę się moimi. Największe wrażenie zrobiła na mnie ewolucja J. Chełmońskiego-malarza, który z biegiem czasu zaczął odchodzić od malowania "scen z życia", aby po powrocie do Polski jednym z głównych tematów obrazów uczynić przyrodę, krajobraz, grę światła i koloru. Kolejną fascynującą cechą obrazów J. Chełmońskiego jest dbałość o wierne odtworzenie detali. Obrazy, nawet te bardzo duże, które z racji wielkości podziwia się ze znacznej odległości są namalowane z niebywałą precyzją. Odwzorowują szczegóły strojów, ozdobne elementy uprzęży, detale architektury. Warto podejść do każdego obrazu, spojrzeć w oczy namalowanym postaciom, sprawdzić jak trzyma lejce woźnica, jakich strzelb używają broniący się przed wilkami pasażerowie sań. Nie zapomnijcie zabrać okularów! :) I kolejna szczególna, zachwycająca właściwość malarstwa J. Chełmońskiego - konie. Z wystawionych szkiców, obrazów studyjnych wynika, że J. Chełmoński z benedyktyńską pieczołowitością odtwarzał końską anatomię, a każdy "koński" obraz to wiele dni, tygodni pracy nad wiernym oddaniem dynamiki ruchu, harmonii końskiego ciała. To "konie" właśnie dały J. Chełmońskiemu finansowy sukces, spowodowały, że jego obrazy pojechały za ocean, znalazły nabywców na całym świecie. 

"Świt" 1892r 
 Impresja w czystym wydaniu. 
Na wystawie prezentowane są znane każdej Polce i Polakowi obrazy-ikony. Tutaj także można strząsnąć z siebie tę ikoniczność, która w moim przekonaniu stała się także rodzajem piętna, stygmatu, uciążliwym stereotypem, gdzie wraz z nazwiskiem malarza podświadomość "wyświetla"  chłopkę z "Babiego lata", lub ojca z synem zapatrzonych w klucz lecących ptaków z obrazu "Bociany". Wystawa na której zgromadzono 119 obrazów, znaczną ilość szkiców i rysunków prezentuje pełne spectrum dokonań J. Chełmońskiego skutecznie pozwala uwolnić się od wyniesionych ze szkoły skojarzeń.

Tutaj dobrze widać wysokość na jakiej
umieszczono "fiszki" obrazów. Oglądający
są zmuszeni do ukłonów przed nieomal
każdym ze 119 wystawianych obrazów. 
O ile obrazy powalają kolorem, dynamiką, ostrością obserwacji, realizmem to w moim odczuciu szwankuje sposób ich prezentacji. Drażniła mnie konieczność schylania się w celu przeczytania "fiszki" podającej nazwę obrazu, rok powstania oraz jego pochodzenie. Nie rozumiem przyczyny dla której napisy nie są umieszczone zdecydowanie wyżej, na wysokości wzroku osoby dorosłej nie 5-cio letniego dziecka. Ponadto odniosłem wrażenie, że pomimo znacznej ilości profesjonalnego oświetlenia niektóre obrazy są niedoświetlone. 
Trzeba być na tej wystawie. Trzeba zobaczyć w oryginale słynną "Czwórkę" i "Powrót z balu", których dynamika porywa, oszałamia, zostaje w głowie długo po wyjściu z Muzeum.

poniedziałek, 28 października 2024

Ania Szlagowska i goście, Trójka, niedziela 2024.10.27, koncert

 Ania Szlagowska i goście, Trójka, niedziela 2024.10.27, koncert

Ania Szlagowska w towarzystwie trójkowych
prezenterów.
Trójka w nowym wydaniu, pod nowym kierownictwem walczy o odzyskanie utraconej pozycji drzewiej mierzonej udziałem w rynku wynikiem (w piku) 7%-8%. Teraz, jak podają media ten wskaźnik to 1,5%-2.0%. Jednym z elementów budujących pozycję Trójki były live koncerty. Po odejściu z Trójki większości "starej" Załogi zmieniłem swoje radiowe preferencje na net-Radio 357. Trójki słucham sporadycznie w miejscach, gdzie gra tylko tradycyjne radio. Takim miejscem jest uzbrojona w wbudowane radio kabina prysznicowa. Tam właśnie wpadają do mojego ucha informacje o koncertach reaktywowanych przez Trójkę. I chociaż nie słucham Trójki tak jak kiedyś nadal chętnie chodzę na trójkowe koncerty. Live muzyka smakuje najlepiej :) 

I tak właśnie, w czasie porannych ablucji dopadła mnie informacja o koncercie Ani Szlagowskiej. Zapamiętałem nazwisko (było łatwo, takie samo miał jeden z muzyków Lady Pank), aby po wyjściu z łazienki odszukać na Spotify jej dokonania. Nie ma ich wiele. raptem jedna, wydana w październiku debiutancka płyta. Chwilę posłuchałem. Uznałem, że nawet jeśli jej muzyka mnie nie porywa, to jeśli będę miał czas wpadnę do Trójki na koncert.

Pomimo trudności z dotarciem (mecz na Legii) udało się. Ania Szlagowska wystąpiła w towarzystwie trzech muzyków: perkusja, gitara basowa i klawisze. Dość szczupły skład, ale panowie poza podstawowymi obsługiwali także dodatkowe instrumenty, głównie nieduże klawisze i elektronikę. Dźwięk był bogaty. Panowie wyraźnie znali się na robocie. Ania też się zna, jest szalenie sympatyczna, ale jej koncert nie rzucił mnie na kolana. Być może oczekiwanie, że 23-letnia wokalistka, która właśnie wydała pierwszą płytę zmiecie słuchaczy oryginalnością pisanych przez siebie kawałków, powali siłą wokalu, jest przedwczesne. To co zaśpiewała można odsłuchać na YT (TU) . Moim zdaniem Ania nie dysponuje wybitnym głosem. To co śpiewa mieści się w szerokiej pop-formule obficie czerpiącej z różnych gatunków muzycznych (gdzieś, daleko w melodyce, budowie utworów pobrzmiewa mi Natalia Przybysz).  Wszystko co było wykonane na koncercie słyszałem pierwszy raz. Być może gdy inne (zwłaszcza Radio 357) anteny zaczną grać kawałki Ani, wówczas zgodnie z regułą inżyniera Mamonia zaczną mi się podobać, będę je i ją odróżniać od całego mnóstwa nowych głosów, nowych wokalistek. Teraz, gdy piszę, na drugim monitorze oglądam wczorajszy koncert. Młodość dobrze wygląda i skutecznie się broni przed złośliwymi językami starych tetryków :) Jednak piosenka to (dla mnie) przede wszystkim muzyka i tekst. Przyjemna aparycja jest miłym, pożądanym koncertowym dodatkiem. 

Zrobiłem przerwę w pisaniu na rzecz prac polowych i stało się. Radio 357 w popołudniowym bloku prowadzonym przez Maję Piskadło zagrało kawałek zatytułowany "Timothee". Wrażenia bez  zmian, ale... Pierwsza płyta, i tak przecież sukces - udało się ją wydać, nie jest moim zdaniem kamieniem milowym w historii muzyki. Być może jednak jest początkiem fajnej kariery świeżej, sympatycznej wokalistki jaką jest Ania Szlagowska. Łato nie będzie. Wysyp młodych muzycznych talentów jest bezprecedensowy. Nie wszyscy śpiewaniem zarobią na chleb... 

sobota, 26 października 2024

Rzeka Mienia, sobota 2024.10.26, rowerowe

 Rzeka Mienia, sobota 2024.10.26, rowerowe

To już ostatnie chwile, aby smakować woń liści ledwo liźniętych wilgocią poranka.
Ich wyjątkowy aromat wyznaczający granicę lata i jesieni zniknie bezpowrotnie wraz
z pierwszym, większym deszczem. Nieubłaganie zamieni się w fetor rozpadu, zgnilizny,
swąd końca życia, smród śmierci... 


W mrocznych, skrytych w gęstwinie drzew i krzewów uroczyskach...

zaczną harce czupakabry, wilkołaki i utoplaszczyki, które
po przekroczeniu rzeki mostem łączącym świat baśni z rzeczywistością...

będą paść się grzybami, po zjedzeniu których będzie mieszać im się w głowach. Wówczas korzystając
z szybko zapadającego zmroku będą czyhać na spóźnionych rowerzystów i wędrowców, aby płatać
im psikusy i figle, usiłując straszyć i przerażać...


Wszelkie porównania do bieżącej sytuacji w naszym kraju, a zwłaszcza próby zestawiania czupakabar,
 wilkołaków, utoplaszczyków z prominentnymi postaciami - przedstawicielami Rządu jest chybione,
 nieuprawnione, nie było intencją autora posta :)

  

piątek, 18 października 2024

"Bez wyboru", aut. Lena Nowicz, PL 2013.11.13, książka

 "Bez wyboru", aut. Lena Nowicz,  PL 2013.11.13, książka

Lektura tej książki była moim wyborem wynikającym z uwarunkowań, rekomendacji towarzyskich. Oznacza to, że nie sięgnąłbym po tę lekturę nie mając poszerzonej wiedzy odnośnie autorki i tematu, który porusza.

"Bez wyboru" jest krótką, liczącą 232 str. w formacie A5, czyli 1/2 formatu A4. Niewielka ilość stron, małe rozmiary sugerują szybką lekturę. To pozory. Traktująca o aborcji książka, której akcja ulokowana jest na przełomie lat 70/80, czyli PRL w czystej postaci, jest bardzo trudna w odbiorze. 

Bohaterka książki - Lila, w domyśle alter ego autorki, doświadcza potężnej traumy związanej z decyzjami o usunięciu ciąży. Cierpienie fizyczne i psychiczne Lili towarzyszy czytelnikowi przez całe 232 strony lektury powodując, że przeczytanie książki szybko i sprawnie jest praktycznie niemożliwe. Nie mam pojęcia, czy wszystkie opisane historie były udziałem autorki, czy są kompilacją przypadków kilku kobiet. W moim odbiorze raczej nie jest możliwe, żeby mogły dotyczyć jednej osoby, ale może mam zbyt ciasną wyobraźnię. Mogę potwierdzić autentyzm otoczenia w którym porusza się Lila. Przełom lat 70/80 to czas kiedy dorastałem. Jednak mam pewne wątpliwości co do funkcjonowania, rozległości opisywanego przez autorkę podziemia aborcyjnego. Wydaje mi się, że w tamtym czasie aborcja była praktycznie legalna, często wykonywana w szpitalach, w warunkach zdecydowanie lepszych niż te opisywane w książce. Zaostrzenie przepisów, czyli "kompromis aborcyjny" to początek lat 90-tych. Nie wątpię w autentyzm rozterek, huśtawkę nastrojów związanych z decyzją o przerwaniu ciąży. Nie wątpię także, że takie doświadczenia były wówczas udziałem bardzo wielu kobiet. Wartością "Bez wyboru" jest autentyzm relacji osoby - kobiety - świadka czasów głębokiego PRL-u. Potężny ładunek emocjonalny w odniesieniu do decyzji o aborcji skłania do myślenia nad lekko dzisiaj rzucanymi żądaniami o powszechnym dostępie do aborcji. "Bez wyboru" broni się jako literatura faktu. Jej czysto literacka strona pozostawia sporo do życzenia.   

niedziela, 13 października 2024

"Schronisko, które przetrwało", aut. Sławek Gortych, PL 2023, książka

 "Schronisko, które przetrwało", aut. Sławek Gortych, PL 2023, książka

Książka została zarekomendowana przez przypadkowo spotkaną osobę. Takie polecenia to oczywiście loteria, ale ja lubię sięgać po tytuły, które z pewnością bym pominął podejmując decyzję kupna/przeczytania. To kryminał, czyli gatunek po który nie sięgam zbyt często. Książka jest drugą w kolejności w serii "Karkonoskiej trylogii kryminalnej". Każdy z tytułów: "Schronisko, które przestało istnieć" i "Schronisko, które spowijał mrok" może być traktowany jako odrębna opowieść. Kolejność nie ma znaczenia. 

Lekturę zwykle zaczynam od informacji zawartych na skrzydełkach oraz rekomendacji umieszczonych tradycyjnie na  4-tej stronie okładki. Zachęcony bardzo pozytywnymi opiniami dotyczącymi pierwszego tytułu za który autor zebrał szereg laurów zabrałem się do czytania. Niezłe, interesujące rozpoczęcie akcji zwiastowało sensację na dobrym poziomie, ale niestety... Całość moim zdaniem jest słaba, poniżej oczekiwań. 

Być może tytuły: "Schronisko, które przestało istnieć" i "Schronisko, które przetrwało" zasługują na tytuł najlepszej Górskiej Książki Roku 2023, ale reszta nagród o których można przeczytać w necie nie jest uzasadniona. Traktuję książkę jako całość, a to podejście każe mi być mocno krytycznym zwłaszcza jeśli chodzi o jej walory: sensacyjny i literacki. Autor, który jest zdeklarowanym miłośnikiem przyrody i historii Karkonoszy nie jest zawodowym literatem, polonistą. Jest dentystą. Może dlatego liczne, szczegółowe opisy szlaków, schronisk, przyrody Karkonoszy trzeba traktować jak znieczulenie, a próby nakreślenia sylwetek bohaterów, wejścia w ich psychikę, motywację, to bolesne (pomimo znieczulenia) borowanie, lub rwanie :) Dolegliwym zgrzytem, niczym przypadkowe uderzenie metalowymi cęgami w zdrowy ząb, są wymiany zdań pomiędzy bohaterami książki. Dialogi są nieporadne aż do niezamierzonej przez autora śmieszności. Wątek sensacyjny pomimo dobrego zawiązania jest prowadzony tak, że bliżej mu do powieści sci-fi niż osadzonemu w polskich realiach rasowemu kryminałowi. Sytuacje, perypetie ich rozwiązanie są na tyle niewiarygodne, że po przeczytaniu około 1/3 książki zniechęciłem się do dalszej lektury. Jednak poczucie obowiązku zestawione z niechęcią do bezproduktywnego wydawania pieniędzy (książkę kupiłem) kazało mi dokończyć lekturę :)

Czytam w mediach, że "Karkonoska trylogia kryminalna" będzie filmowana. To może mieć sens wówczas, gdy scenariuszem zajmie się profesjonalista. Po przeczytaniu jednego tomu Trylogii myślę, że Sławek Gortych być może lepiej by się sprawdził jako autor przewodników po Karkonoszach poszerzonych o lokalne mity i bajania. Legenda Ducha Gór - Liczyrzepy, to temat nośny i wdzięczny, zwłaszcza, gdy się uwzględni i poważnie potraktuje egzorcyzmy, w czasie których składano Liczyrzepie w ofierze czarnego koguta. Brr...


czwartek, 10 października 2024

"Między łóżkami", Terminal Kultury Gocław, niedziela 2024.10.06, teatr

 "Między łóżkami", Terminal Kultury Gocław, niedziela 2024.10.06, teatr 

Podobało mi się, mogę zarekomendować jako sposób na spędzenie uśmiechniętego wieczoru. "Między łóżkami" jest komedią dotyczącą damsko-męskich perypetii w łóżkiem w tle. Tego typu spektakle cieszą się powodzeniem i są grane przez znakomitą większość teatrów. Gwarantują publiczność i byt licznym prywatnym teatralnym przedsięwzięciom. Rozpoznawalna, renomowana obsada, a zwłaszcza jej męska część: Artur Barciś (także reżyser), Radosław Pazura i Lesław Żurek są gwarancją dobrego poziomu spektaklu. Towarzyszące im Panie: Jowita Budnik/Joanna Kurowska, Katarzyna Ankudowicz/Maria Niklińska/Karolina Sawka także dają radę, chociaż nigdy o nich nie słyszałem/widziałem. To nie jest zarzut/wyrzut, ale stwierdzenie faktu. Na przestrzeni ostatnich lat, przy masowej produkcji seriali tv dających zatrudnienie ogromnej liczbie  młody/nowych aktorów nie sposób znać wszystkich, zwłaszcza, jeśli się tych produkcji nie ogląda. 

Czytam w "fiszce", że premiera "Między łóżkami" miała miejsce w roku 2015 i jest grana bez przerw nadal gromadząc pełną widownię... Odniosłem wrażenie, że jest to widoczne w grze zespołu, który nie daje 100% mocy w to co robi na scenie. Nie zmienia to faktu, że publiczność łączenie ze mną bawiła się dobrze.

Terminal Kultury Gocław to nowe (dla mnie) miejsce. Spora, uniwersalna sala widowiskowa, obszerny parking, łatwość dotarcia z mojego miejsca zamieszkania powodują, że warto jest mieć je na uwadze skanując ofertę kulturalną. Cena biletów (120 zł) nie odbiega od cen w innych warszawskich teatrach. Pewnym problemem (dla mnie) była niska jakość nagłośnienia (sala nie była projektowana w kierunku dobrej akustyki). Kwestie wypowiadane tyłem do publiczności były słabo słyszalne. Być może jest to sygnał, że przyszła pora na "podkręcenie" aparatów słuchowych :) Jednak różne problemy z słuchem dotyczą około 1/3 populacji. Część teatrów uzbraja aktorów w indywidualne mikro-mikrofony gwarantujące (przy odpowiednim poziomie głośności) znakomitą słyszalność wszystkich wypowiadanych kwestii, nawet tych rzucanych półgębkiem, które często zawierają pointę zamykającą wymianę zdań. Warto to wziąć pod uwagę i mając świadomość osłabienia słuchu zabrać ze sobą jakiś rodzaj wspomagania słyszenia. 

sobota, 5 października 2024

Bobry? Bóbr bobrować musi!, sobota 2024.10.05, rowerowe


 Bobry? Bóbr bobrować musi!, sobota 2024.10.05, rowerowe

Rzeka Mienia. Bobry, które są mistrzami-inżynierami budowli hydrotechnicznych wznosząc
tamy jak ta widoczna na zdjęciu przyczyniają się do retencji wody, co z kolei przekłada się
na poprawę bilansu wodnego na tym terenie. Retencja powoduje podniesienie lustra wód
gruntowych z których korzysta przyroda, a także uprawy rolne. Bezmyślna melioracja,
 niszczenie bobrowych tam, młynów wodnych, przeregulowanie rzek w konsekwencji
 doprowadziło do dramatycznego obniżenia lustra wód gruntowych, a w rezultacie do
 potężnych problemów w przyrodzie i rolnictwie. Nie bój się bobra! Bór buduje dla swojego
i naszego dobra :)
Ścieżką wzdłuż Mieni jeździmy bardzo często od wielu lat, ale taką tamę widzimy po raz
 pierwszy. Znajduje się w obszarze  Mazowieckiego Parku Krajobrazowego. Można się
 domyślać, że bobry oskarżone o współudział w ostatniej powodzi poczuły się zagrożone
 kalumniami miotanymi przez Premiera, tłumnie zrejterowały do Mazowieckiego Parku
 Krajobrazowego, aby tutaj założyć ostoję.
Bóbr bobrować musi, inaczej się udusi!  

To samo miejsce w świetle naszych lamp, podczas wieczornej jazdy. Tama powoli rośnie,
 a w dolnym biegu rzeki powstaje kolejna. I to wszystko za własne pieniądze, bez
 wspomagania funduszami KPO.
Bierzcie przykład z bobra! (2024.10.10 godz. 19:54)





środa, 2 października 2024

Bobry? Bobrują! niedziela 2024.09.29, rowerowe

 Bobry? Bobrują! niedziela 2024.09.29, rowerowe

Świder tuż przed ujściem do Wisły. Ostatnio bóbr ponownie stał się 
wrogiem publicznym nr 1. Jednak w mojej pamięci bóbr zapisał się
jako zwierzę nie dość, że wielce przydatne to także istotne dla rozwoju
polskiej kultury. Sadłem bobrowym Jagna i Zbyszek skutecznie leczyli ranę
Maćka z Bogdańca, a on po bobrowej terapii dzielnie stawał pod Grunwaldem
"tępiąc Krzyżaki psubraty"! Jagienka w towarzystwie Zbyszka upolowała
bobra i wyłowiła zwierza skacząc nago do stawu. W ten sposób scena połowu zapisała
się w annałach polskiej kinematografii jako pierwsza "polska" golizna. Jakby tego
było mało w "Krzyżakach" (1960) zaprezentowano także goliznę męską w postaci
dwóch nagich mieczy! Niestety. Siła nagości Jagienki nie była wystraczająco
porażająca, gdyż Zbyszko, chociaż chętnie na Jagnę łypał to w głowie, sercu i kto wie
gdzie jeszcze miał tę eteryczną blond Danuśkę! A z blondynkami jak wiadomo tylko
kłopot, co dobitnie potwierdzają "Krzyżacy". 
Ale dobra!
Bobrowanie prawem bobra!