środa, 25 grudnia 2013

Ayo, live koncert, Klub Palladium, piątek, 2013.12.20, godz. 20:00

Ayo, live koncert, Klub Palladium, piątek, 2013.12.20, godz. 20:00

O Ayo wiedziałem tylko tyle, ze jakiś czas temu nasz czolowy atleta, Tomasz Majewski w jednym z wywiadow oswiadczyl, ze jest jego ulubiona piosenkarka. Chyba w tym samym czasie radio gralo jej "Down on my knees", mily dla ucha popowy kawalek.
Idac na koncert spodziewałem się ambitnego popu. Zostalem przyjemnie zaskoczony, gdyż okazało się, ze muzyka Ayo to znacznie więcej. Nadal pop, ale z wieloma elementami hip-hopu, reggae, etno.

To także moja pierwsza wizyta w Klubie Palladium. Kiedys kino (Palladium), dzisiaj uniwersalna imprezowa sala. Miejsce mieszczące kilkaset osob, czyli cos dla artysty, który nie jest w stanie zapelnic Sali Kongresowej.

Dla Ayo Palladium było OK. Sala wypelniona prawie do pelna. Przyjemna przedkoncertowa atmosfera została troszkę rozciagnieta przez artystke, która rozpoczela swój wystep z kilkunastominutowym opóźnieniem. Wynurzyla się z ciemności z gitara w rekach, po niej pojawila się kapela.

Ayo fajnie się prezentuje, chociaż troszkę powinna popracować
nad klatą. Może nie tak radykalnie jak Beth Hart która z kapsli
wskoczyla (prawie) w rozmiar Pameli, ale moglaby pogadać
ze swoim fanem - Tomaszem Majewskim, poprosić o kilka
cwiczen na musculus pectoralis major.
Było energetycznie. Czesc publiczności ruszyla pod scene zachęcona podrygami ojca z kilkuletnia corka. W polowie koncertu, ku zadowoleniu Ayo, na stojąco podskakiwalo calkiem sporo ludzi.
Kapela także sprawiala wrazenie zadowolonej z siebie. Byli mocno wyluzowani. Warszawski koncert był ich ostatnim, zamykającym trzymiesieczna trase. Ayo praktycznie przez caly koncert była usmiechnieta i pogodna, a jej dobry nastroj udzielal się wszystkim obecnym.
Trwajacy wraz z bisami 2 godziny koncert zaliczam do udanych, chociaż troszkę draznilo mnie bardzo rozciagniete, długie, ubrane w mnóstwo slow, przedstawianie muzykow. Ich prezentacja miała miejsce dwa razy pochlaniajac niestety spora czesc występu Ayo. No i naglosnienie! Pod koniec zrobilo się strasznie glosno, widać kolo od dzwieku podkrecil potencjometr, bo było nie do wytrzymania! Uszy bolały nie tylko mnie. Narzekali wszyscy.
Muzycy prezentowali znakomity poziom. Czarni: perkusista, basista i gitarzysta byli klasa dla siebie, bialasek: klawisze i trabka, troszkę odstawal. Ale calosc bardzo dobra. Solowy, dlugi popis gitarzysty tak dobry, ze nawet Adam Malicki z "1One" moglby z niego wynieść cos dla siebie.
Na bis Ayo zaspiewala rozpoznawalny nawet dla mnie kawalek "Down on my knees" z plyty "Joyful". Widac było, ze kapela jest troszkę zmeczona graniem tej wlasnie piosenki i szukając recepty na znuzenie i rutyne, wszyscy panowie rzucili się na kolna do stop Ayo. Zartownisie! Na ten kwalek czekala publiczność, zywo reagujaca na zachęty do zabawy.

Po i przed koncertem nie można było kupic plyt. Dlatego w trakcie przedswiatecznych zakupow kupiłem dwa krazki Ayo. Odsluchalem je ciurkiem. Troszke nużące.
Ale jeszcze do nich wroce. Kiedys uważano, ze posiadanie jakiegoś przedmiotu nalezacego do wojownika pozwalalo na odebranie mu jego sily. (najlepszym rozwiazaneim było zabicie i zjedzenie serca). Jedna taka Dalila tak skutecznie kombinowala, ze po obcięciu wlosow jej facet stracil całkowicie ponadludzka sile. Poslucham jeszcze Ayo i sprawdze obwod swojego prawego bicepsu. Porownam z obwodem bicepsu Tomasza Majewskiego.
Jak nie będzie efektu, będę musial pomyslec o bardziej radykalnym sposobie zwiększenia masy mięśniowej.
A tak nie lubie podrobow.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz