środa, 30 listopada 2022

"Prehistoryczna apokalipsa" (Ancient Apocalypse), aut. Graham Hancock, GB, 2022, serial dokumentalny, Netflix

"Prehistoryczna apokalipsa" (Ancient Apocalypse), aut. Graham Hancock, GB, 2022, serial dokumentalny, Netflix 

Obejrzałem serial głównie dlatego, że odcinek nr. 5 poświęcony jest jednym z najbardziej intrygujących wykopalisk ostatnich lat (1994) - Gobekli Tepe. Szczególne, ciekawe i tajemnicze miejsce, które cofa historię ludzkiej cywilizacji do około 10 tys. lat p.n.e. To co tam znaleziono nie pasuje do żadnej z ogólnie przyjętych koncepcji rozwoju naszej cywilizacji, gdzie  najstarsze z nich, np. sumeryjską datuje się na około 4 tys. lat p.n.e. Gobekli Tepe kwalifikuje się raczej do budowli megalitycznych, miejsc kultu, które rozsiane są na całym globie. Oczywistym przykładem takiej budowli jest Stonehenge, z tą różnicą, że wiek Stonehenge datowany jest na około 3 tys. lat p.n.e...

Graham Hancock nie jest kolejnym Erichem von Danikenem. Nie jest sensatem, nie lansuje teorii o wpływie istot pozaziemskich na rozwój naszej cywilizacji. (Chociaż dla porządku trzeba powiedzieć, że np. tajemnica rysunków na pustyni Nazca pozostaje nadal niewyjaśniona, pomimo tego, że niemiecka badaczka Maria Reiche poświęciła praktycznie całe życie na odkrycie ich zagadki, gdyż jak powszechnie wiadomo są one widoczne praktycznie tylko z lotu ptaka i według dzisiejszego stanu wiedzy mogły służyć cywilizacji, która opanowała sztukę latania, unoszenia się w powietrzu; jedna z teorii głosiła, że tubylcy używali do komunikacji balonów na ciepłe powietrze, zaś Daniken twierdził, że rysunki służyły jako drogowskazy paleoastronautom). Graham Hancock jest dziennikarzem, który uważa, że historia naszej cywilizacji miała swój początek daleko przed 10-cioma tysiącami lat p.n.e., czyli usiłuje udowodnić zabierając widzów w miejsca takie jak Gobekli Tepe, że historia ludzkości jest zdecydowanie starsza niż głoszą to podręczniki historii.

Nie wszystkie odcinki, a jest ich 8-siem, są równie ciekawe jak ten o Gobekli Tepe. Jednak każdy trwa tylko 30 min. i warto jest poświęcić uwagę każdemu z nich. Co ciekawe w jednym z odcinków przywołany jest termin "precesja" - zjawisko zaliczane obok ekscentryczności orbity ziemskiej i nachylenia ekliptyki jako składowa tłumacząca istnienie "cykli Milankovicia" (TU), które Milutin Milankovic wskazuje jako naturalną przyczynę zmian klimatu na Ziemi. Wcześniej spotkałem się z tym określeniem w książce "Moja europejska rodzina. Pierwsze 54 000 lat" (TU) Jest to o tyle ciekawe i intrygujące, że dzisiaj, w czasie ogólnej histerii związanej z ociepleniem klimatu wszczętej przez Ala Gore nie słyszę i nie widzę, żeby jakieś naukowe gremium zastanawiało się, czy aby zmiany klimatu, których jesteśmy świadkami nie maja przyczyn naturalnych opisanych przez Milankovicia. Być może jest tak, że jeśli przyjmiemy zmiany klimatu za 100, to udział naszej cywilizacji w bieżącym ociepleniu jest np. 15, a za resztę odpowiedzialna jest natura. Wówczas wszelkie wysiłki ludzkości zmierzające do zatrzymania procesu ocieplenia są skazane na niepowodzenie, tylko czy wówczas da się na ociepleniowej histerii zarobić... Oczywistym jest, że powinniśmy przyszłym pokoleniom zostawić Planetę w lepszym stanie, niż ten w którym ją zastaliśmy, ale warto jest, żeby wszelkie działania w tym kierunku miały solidne podstawy naukowe, bo z pewnością nie są nimi połajanki Grety Thunberg. 

Być może troszkę odbiegłem o tematu jakim jest "Prehistoryczna apokalipsa", ale tylko trochę. Apokalipsy miały miejsce w przeszłości, być może dzisiaj jesteśmy na progu kolejnej. Graham Hancock zabiera widza w fascynujące miejsca, dokłada swoją narrację oraz opinie zapraszanych, często lokalnych ekspertów. To ciekawa, inspirująca wyprawa, która jest także świadectwem konformizmu, być może konserwatyzmu środowisk naukowych, które zdaniem Grahama Hancocka odrzucają argumenty i przeczą dowodom przedstawionym w serialu. W filmie brak jest wypowiedzi naukowego mainstreamu. Znamy je tylko z relacji autora serialu, co moim zdaniem jest błędem formalnym. Nie zmienia to faktu, że warto jest serial obejrzeć, posłuchać argumentacji autora. Świetne, działające na wyobraźnię zdjęcia zestawione z poglądowymi infografikami i tajemnica(e) zarania ludzkości czekająca na rozwiązanie. Szalenie ciekawe!

wtorek, 29 listopada 2022

Mienia, niedziela 2022.11.27, rowerowe

 Mienia, niedziela 2022.11.27, rowerowe


Rzeka Mienia w nieomal zimowym ubranku. Jest 8:53, temp. około +1 st. Śnieg w zaniku, jest
mokro. Liście wraz z błotem i piaskiem kleją się do roweru z zadziwiającą skutecznością bliską
działania super glue. Zawieszenie, zwłaszcza punkty obrotu nie lubią takich warunków, ale przyroda,
jej uroda rekompensuje te niedogodności. Mycie roweru będzie  wymagało sporej ekwilibrystyki;
w szaluchu korek lodowy.  Ale, ale... znane mi są przypadki mycia roweru w wannie lub kabinie prysznicowej :)

czwartek, 24 listopada 2022

"Witkacy i kobiety. Harem metafizyczny", aut. Małgorzata Czyńska, 2022, książka

 "Witkacy i kobiety. Harem metafizyczny", aut. Małgorzata Czyńska, 2022, książka

Swoją kotkę nazwał Schyzia. Sam funkcjonował na granicy realu i kreowanej przez siebie rzeczywistości. Był niejednoznacznym, szerokoformatowym artystą, żywo zainteresowanym różnymi dziedzinami sztuki. Pisarz, dramatopisarz, fotografik, filozof, nade wszystko malarz, przede wszystkim malarz portrecista. Przez wielu uważany za pajaca, dzisiaj  uchodzi za jednego z ważniejszych, polskich twórców międzywojnia, wizjonera obdarzonego zdolnościami profetycznymi. Był także kobietożercą. Warszawskim, a zwłaszcza zakopiańskim demonem w wiecznym pościgu za przedstawicielkami płci pięknej. Pozostawanie w związku małżeńskim z Jadwigą Witkiewiczówną z domu Unrug nie osłabiało jego pędu do kolejnych podbojów. Przeciwnie. Z żoną zawarł "układ o nieagresji" w myśl którego obie strony dały sobie wolną rękę do romansowania, figlowania w ramach środowiskowego konwenansu zakładającego unikanie głośnych skandali. O ile żona trzymała się traktatowych postanowień, to Witkacy jak przystało na nieodrodnego członka warszawsko-krakowskiej bohemy, często i chętnie zwalniał hamulce powodując nigdy nie spełnione przez żonę groźby wystąpienia o rozwód. Małżeński układ był więc nieomal idealny. Wzór do naśladowania :) Ona mieszkała w Warszawie i zarabiała na siebie pracując w GUS-ie. On urządzał swoje demoniczne polowania głównie w Zakopanem, a do mieszkania na Brackiej w Warszawie, w którym mieszkała żona wpadał raz na jakiś czas, żeby zdać sprawę ze swoich aktywności. Ideał!

Witkacy lubił tragizować. Zwłaszcza gdy dopadła go dolegliwa glątwa (stan po pijaństwie) zwierzał się w cytowanych w książce listach ze swych rozterek, skrupułów, wątpliwości. Wychowany i hołubiony przez matkę i liczne ciotki w czasie zakopiańskich polowań mieszkał w pensjonacie prowadzonym przez matkę. Jak na lwa salonowego mieszkał w warunkach więcej niż skromnych, w jednym, ciasnawym pokoju bez łazienki, toalety i elektryczności. Jedynym "luksusem" był balkon. Ciągle narzekał na brak pieniędzy (za pokój musiał płacić), a przecież życie które wiódł tanie nie było. Stąd powstał pomysł założenia słynnej "Firmy Portretowej", gdzie ustalił sztywny cennik i regulamin określający wzajemne zobowiązania uwzględniające nawet możliwość odmówienia odebrania portretu, ale w takim przypadku nakładający obowiązek zapłacenia 1/3 ustalonej ceny przez zamawiającego. "Firma Portretowa" była dość stabilnym źródłem dochodów, a także miejscem gdzie demon-Witkacy rzucał czar na swoje ofiary :) Sądząc po ilości zachowanych do dzisiaj portretów, których obiektami były głównie Panie, Witkacy raczej miał problem z nadmiarem i koniecznością selekcji wybranek, aniżeli z ich brakiem i potrzebą wszczynania polowań z nagonką. Widać sława zakopiańskiego Don Juana miała wysoką skuteczność, bo Panie odwiedzały jego pokoik licznie i często. Dzięki temu w Muzeum Narodowym (TU) mogliśmy podziwiać mnóstwo znakomitych portretów - "produktów" jego "Firmy Portretowej". Rysowane kredkami, węglem lub tuszem na kolorowych papierach, utrzymane są w jednej, witkiewiczowskiej stylistyce, a ich charakterystyczną cechą jest ciasne kadrowanie. Dzięki temu także mogła powstać książka "Witkacy i kobiety...", która nie tylko zajmuje się kolejnymi Paniami-wybrankami Witkacego, ale także barwnie i ciekawie opisuje środowisko lekkoduchów-utracjuszy, uroczych nierobów bohemą zwanych :) Książkę czyta się gładko i szybko, jest ciekawa, ale próżno w niej szukać pikantnych szczegółów. Konwenans! Ale niektóre tajemnice są ujawniane, jak na przykład ta, że żona Witkacego nosiła używaną odzież po bogatej krewnej męża niejakiej Dziuni Reynelowej, od której męża, bogatego finansisty Witkacy wiecznie pożyczał znaczne kwoty. Ale to proza życia niemająca z pikanterią i frywolnością wiele wspólnego :)

Autorka specjalizuje się w pisaniu o tym co dzieje się na styku sztuki i świata realnego ze szczególnym uwzględnieniem roli jaka w metafizyce tworzenia przypada kobietom-muzom. W roku 2016 została wydana książka: "Metafizyczny harem. Kobiety Witkacego", a "Witkacy i kobiety. Harem metafizyczny" jest zgodnie z notką redakcyjną poszerzoną i wzbogaconą jej wersją. Tego jednak nie potrafię stwierdzić. Nie znam wydania z roku 2016. Nie wątpię jednak, że bezpośrednią przyczyną wydania "Witkacy i kobiety. Harem metafizyczny" była głośna wystawa "Witkacy" w Muzeum Narodowym, o której jak sądzę wydawnictwo wiedziało odpowiednio wcześniej, co pozwoliło na przygotowanie i wydanie updatowanej książki dokładnie w czasie trwania wystawy. Dobry timing! Padłem jego ofiarą, ale nie żałuję. Lubię takie książki.

piątek, 18 listopada 2022

"Chińczycy trzymają nas mocno. Pierwsze śledztwo o tym, jak Chiny kolonizują Europę, w tym Polskę", aut. Sylwia Czubkowska, 2022, książka

"Chińczycy trzymają nas mocno. Pierwsze śledztwo o tym, jak Chiny kolonizują Europę, w tym Polskę", aut. Sylwia Czubkowska, 2022, książka

"Jeśli masz  plan na rok, posadź ryż. Jeśli masz plan na 10 lat, posadź drzewa. Jeśli masz plan na 100 lat, edukuj dzieci". Cytat z Konfucjusza. Ponoć już troszkę wyświechtany, ale zdaniem wielu osób z którymi rozmawia autorka  książki, cytat znakomicie charakteryzuje sposób działania Chin. W tym przypadku odnosi się on do Instytutów Konfucjusza powstających na wielu uczelniach w Europie. Instytuty są oficjalnie wzorowane na British Council. Ogólnie jest to oferta nauczania języka chińskiego finansowanego przez Chiny. Instytuty Konfucjańskie cieszą się dużą autonomią, oferują darmowe wyjazdy do Chin władzom uczelni, a ich kontrola i rzeczywiste działanie jest trudne do zbadania.  

Instytuty Konfucjusza to tylko jeden z przykładów sposobu w jaki Chiny budują swoją przewagę polityczną i gospodarczą. "Chińczycy trzymają nas mocno..." podaje mnóstwo nieoczywistych sposobów instalowania agentów wpływu na różnych szczeblach europejskich gospodarek, w tym w Polsce. Zweryfikowane i zgromadzenie w formie książki na pozór drobne i bez znaczenia posunięcia Chin (np. panda policy, czyli dzierżawienie odpłatne lub nie, ogrodom zoologicznym pand wielkich jako narzędzia dyplomacji "za zasługi") układają się w spójną całość, przerażają skalą. Nie dalej jak wczoraj polskie, państwowe "mobilne konsorcjum" ogłosiło podpisanie umowy z Chińskim koncernem Geely Autombile (właściciel m.in. Volvo) na dostawę tzw. platformy pod budowę polskiego samochodu elektrycznego Izera. Wygląda to na pierwszy znaczący krok, zwiastun zwiększenia współpracy gospodarczej w Państwem Środka. Jak na tej współpracy wychodzą inne gospodarki? O tym także sporo w "Chińczycy trzymają nas mocno...". Książka, jej wymowa i wnioski nie są jednak (dla mnie) zaskoczeniem. Jakiś czas temu przeczytałem książkę "Chiny światowym hegemonem? Imperializm ekonomiczny Państwa Środka" (TU), która szczegółowo opisywała narzędzia i sposoby dzięki którym Chiny stały się "fabryką świata". Dzisiaj jak powszechnie wiadomo są potęgą gospodarczą zagrażającą nie tylko gospodarczo, ale także militarnie Stanom Zjednoczonym. 

"Chińczycy trzymają nas mocno..." jest szalenie ciekawą książką i będzie interesowała tych którzy śledzą Chińska inwazję, zdają sobie sprawę z zależności jakie rządzą geopolityką, także w odniesieniu toczącej się na Ukrainie wojny. Czyta się szybko niczym powieść sensacyjną. Dobra, dająca do myślenia książka, z której jasno wynika, że gospodarki zachodnie skazane są na upadek. Wszystko wskazuje na to, że otrzeźwienie, którego jesteśmy świadkami nastąpiło zbyt późno bo Chińczycy trzymają nas mocno...

piątek, 11 listopada 2022

"Wielka woda", reż. Jan Holoubk i Bartłomiej Ignaciuk, 2022, Polska, serial, Netflix

 "Wielka woda", reż. Jan Holoubk i Bartłomiej Ignaciuk, 2022, Polska, serial, Netflix

Nie sposób było nie zauważyć wejścia tego serialu na platformę Netflix. Sporo informacji na samym Netfliksie, a także w mediach drukowanych. Praktycznie wszystkie opinie więcej niż pozytywne, więc jakiś czas temu stwierdziłem, że nie będę się opierał. Obejrzałem serial w kilku dosiadach trenażera, tego wioślarskiego oczywiście :) Jednak wcześniej podrzuciłem informację o filmie koleżance, która "na szybkim" przejrzała cały serial, a gdy wróciła z opinią inną od tych obiegowych, tym bardziej musiałem go zobaczyć. Poza uwagami odnoszącymi się do roboty filmowej sensu stricto miała także kilka spostrzeżeń dotyczących sposobu pokazywania polskiej, siermiężnej rzeczywistości. Byłem ciekawy, czy rzeczywiście zauważę sceny/dialogi, które jej zdaniem pokazują Polskę w złym świetle. 

Jednak najważniejszym powodem dla którego obejrzałem ten film był motyw czysto poznawczy. Otóż w lipcu roku 1997, gdy miała miejsce powódź stanowiąca tło "Wielkiej wody" nie interesowałem się zbytnio przyczynami tragedii, która zabrała życie 56 osób i majątek kilkudziesięciu tysięcy rodzin. Pochłaniały mnie wówczas zupełnie inne sprawy, a Wrocław i jego okolice były tak daleko od Warszawy... Oczywiście śledziłem informacje podawane przez serwisy informacyjne, dorzucałem się do akcji charytatywnych, rozmawiałem ze swoimi znajomymi z Wrocławia, ale moja wiedza na temat przebiegu i przyczyn tej tragedii była więcej niż nikła. Ówczesny rząd zapewniał, że wszystko jest pod całkowitą kontrolą, a do historii przeszła wypowiedź ówczesnego premiera - Cimoszewicza: "Trzeba być przezornym, trzeba się ubezpieczać". 

W każdym razie liczyłem, że "Wielka Woda" wniesie dodatkowe, znaczące informację uzupełniając moją wiedzę o powodzi 1997. I się rozczarowałem... Otóż zgodnie zresztą z kilkoma linijkami tekstu w czołówce pierwszego odcinka nie jest to serial dokumentalny, paradokumentalny, ale kino katastroficzne. Konstrukcja akcji jest typowa dla tego gatunku. Na tle "największej klęski żywiołowej, w historii powojennej polski" autorzy filmu prowadzą kilka różnych wątków opowiadając historie w które uwikłane są główne postaci filmu. Te prywatne, powiązane z powodzią dramaty są niczym w zestawieniu z tym co dzieje się w drugim planie, a zwłaszcza z przebiegiem buntu mieszkańców miejscowości Kęty, którzy bronią swojej wsi przed celowym zalaniem mającym ocalić Wrocław. Mocną stroną filmu jest realizacja i zdjęcia, których autorem jest Bartłomiej Kaczmarek. Efekty specjalne, gdzie woda topi ulice, wlewa się do przejść poziemnych są najwyższej próby. Nie ma w nich śladu sztuczności, nie widać, że to komputer i green box. W sumie fajne kino, które oceniam na 6 - niezły, w 10-cio punktowej skali filmweb. To, że jest to tylko szóstka wynika chyba z mojego rozczarowania, że mało w nim twardych faktów, dużo fikcyjnej fabuły. Zdecydowanie wolałbym obejrzeć solidny dokument pokazujący kulisy utraty twarzy omnipotentnej władzy, śledzący losy ludzi, którzy utracili dorobek życia.

Czy polska rzeczywistość została przedstawiona tendencyjne, w złym świetle? Nie będę pisał czy zgadzam się z opinią mojej koleżanki. Ona jest wybitnie uczulona na wszelkie elementy, które jej zdaniem źle pokazują Polskę i Polaków. To czy one rzeczywiście tam są pozostawiam opinii każdego widza, bo film warto jest zobaczyć. Zdecydowanie!