niedziela, 30 kwietnia 2017

"T.Love", koncert, studio A. Osieckiej, Trójka, niedziela 2017.04.09

"T.Love", koncert, studio A. Osieckiej, Trójka, niedziela 2017.04.09

Koncert miał miejsce już jakiś czas temu, ale powodowany informacja o jego retransmisji w srode 2017.05.03 wracam do niego, bo moim zdaniem warto.


Jeszcze wystąpienia, przemowienia
i przygotowania, ale zaraz się zacznie!
Muniek nie jest olbrzymem; lubi sobie dodać wzrostu
wchodząc na specjalnie w tym celu przygotowany
schodek/stopień, to jego ulubiona front-pozycja. Ciekawe czy
konstrukcja stopnia uwzglednia wyraźną różnice w wadze
lidera T. Love. Na oko 35 lat równa plus 25 kg...
Muniek! Rusz się chłopie!
Publiczność jak widać stoi, tańczy, się dzieje!
Nie ie jestem specjalnym fanem Muńka i T. Love. Drazni mnie maniera kilkukrotnego, uporczywego powtarzania tych samych linijek tekstu w wielu kawałkach wykonywanych przez Muńka. Nie zmienia to faktu, ze jest wiele piosenek, które lubie i cenie za teksty wlasnie. Jedna z nich jest "Love", która nie dość, ze ma fajna, reggae-linie melodyczna to do tego cieszy w niej znakomity moim zdaniem, dowcipny tekst. Poza tym jest wiele utworow, których teksty weszly na stale do naszego słownika, wbily się skutecznie w pamięć i funkcjonują nieomal jako niezależne frazy opisujące miejsca, ludzi, stany emocjonalne. Nie wszystkie były/sa dzielem Muńka. ..."Nie deptać flagi i nie pluć na godło"... ("Wychowanie") było przedmiotem sporu o plagiat z młodym poeta. W konsekwencji Witold Antkowiak został dopisany obok Muńka jako autor tekstu.
W każdym razie kiedy uslyszalem, ze w ramach swietowania 55 rocznicy powstania Trojki odbędzie się koncert T. Love podsumowujący 35 lat istnienia kapeli uznałem, ze warto podjąć probe dostania się do studia A. Osieckiej. Wiedzialem, ze nie będzie latwo, ale zwykle nie zrażam się ewntualnymi trudnościami i przynajmniej podejmuje probe.
Tak było także tym razem.
Udalo się!

Koncert trwal prawie 2h. Kapela ma co grac. Przez 35 lat nagromadzilo się tego mnóstwo, wiec nie mieli problemu z wypenieniem czasu jaki przewidział na ich występ Piotr Metz. A grali praktycznie tylko hity. Na sali wyselekcjonowana publiczność, glownie zaproszeni przez T. Love goście. Byłem na wielu koncertach w Trojce i pierwszy raz widziałem kiedy wszyscy zgodnie wstali i zaczeli się bawic, podrygując w rytm muzyki. Skuteczne zaproszenie widowni do wspolnej zabawy jest jak sadze mocną strona T. Love i stanowi specjalność samego Muńka. Działa. Miedzy rzedami krzeseł nie fika się zbyt wygodnie nawet jeśli się uwzgledni, ze była to specjalna publicznosc.
Zagrali naprawdę fajny koncert, z kołysem, uśmiechem na ustach. Wyraźnie się czulo, ze rozkrecaja się z każdym kolejnym kawałkiem, ze w miare upływu czasu rosnie ich ochota na dalsze granie, zabawe.

Trójkowy tort dzielony przez Muńka był duży. Starczyło dla
wszystkich. Nawet dla mnie. Muniek tortu nie jadł. Słusznie.
Po koncercie tort i możliwość rozmowy, zrobienia fot z kapela, Muńkiem. Nie moglem sobie odmowic przyjemności zaczepienia Muńka i zapytania o to jak widzi obecna rzeczywistość z pozycji gwiazdy rocka, w odniesieniu do lat 90-tych, kiedy było słabo i siermiężnie. Zapytalem go, czy pamięta emitowany na żywo program muzyczny prowadzony (m.in.) przez lidera kapeli Ziyo (hit "Magiczne Słowa"), gdzie bedac gościem programu narzekal na brak kasy uniemozliwiajacy dojazd do studia taksowka... "Stary, to było pewnie w latach 90-tych. Było inaczej, było cienko".
Rzeczywiscie. Dzisiaj, blisko 30 lat później T. Love jest kapela o uznanej renomie, a Muniek - gwiazda rocka wypowiadająca się na rozne, także pozamuzyczne tematy, odpytywany i cytowany we wszystkich mediach.
Retransmisja koncertu 3 Maja, chyba o godz. 16:00. Nie wiem, czy emitowany będzie caly koncert, który z pewnoscia w calosci jest do obejrzenia/wysłuchania z radiowego archiwum.
Kto lubi T. Love będzie miał uczte, kto nie lubi, a obejrzy/wysłucha - może polubi.

środa, 26 kwietnia 2017

"Zwariować ze szczęścia" (La pazza gioia), reż. Paolo Virzì, Włochy, 2016, w kinach

Zwariować ze szczęścia" (La pazza gioia), reż. Paolo Virzì, Włochy, 2016, w kinach

Chociaz miałem inne oczekiwania (spodziewałem się większej dozy sensacji) to ocenim ten film na dobry, czyli 7/10 w skali filmwebu.
Niezle opowidziana historia "z zycia wzieta", znakomity duet aktorski dwóch jakze innych charakterologicznie pań oraz melodia ekspresyjnego, afektowanego, uroczego  jezyka wloskiego w wydaniu jednej z bohaterek, to w moim przekonaniu zasadnicze plusy tego filmu.
W tym przypadku brak dubbingu jest zaleta. Sposob w jaki Beatrice wyrzuca z siebie kolejne kwestie, jak moduluje glos, jak lekko zachrypnięta obraża, prowokuje, alertuje swoje otoczenie, po to, aby za chwile stać się lagodna, "do rany przyłóż" nadal atrakcyjna, kobieta, kochanką,   już samo to jest warte obejrzenia tego filmu.
Tak, takie zachowanie to jeden z objawow depresji dwubiegunowej. Bo wlasnie o takich ludziach, o przypadkowo, na zasadzie przeciwienstw dobranej parze przyjaciółek(?) mocno doświadczonych przez los, jest ten film.
Dramatyczna opowieść, ze szczypta gorzkiego humoru, naznaczona wloskim stylem, kolorytem jakby prosto od Felliniego.
Disturbo ossessivo-compulsivo. Choroba, ale jaką ma melodię!

piątek, 21 kwietnia 2017

Jane Birkin - Serge Gainsbourg Symphonique, koncert, Filharmonia Narodowa, 2017.04.19

Jane Birkin - Serge Gainsbourg Symphonique, koncert, Filharmonia Narodowa, 2017.04.19

O koncercie uslyszalem w Trójce. Myslalem o nim chwile jako mozliwosci spedzenia wieczoru przy dzwiekach chansons, zeby szybko zapomniec o jego terminie.
Ale kiedy "przyjezdna" kolezanka zapytala "na co idziemy" przypomnialem sobie o Jane Birkin, nie bez problemow zarezerwowalem telefonicznie bilety (250 zl/szt), zeby pare minut po 15:00 w dniu koncertu kupic je za gotowke (bilety na imprezy goszczace w Filharmonii kupuje sie tylko za gotowke; od 14:00 do 15:00 w kasie przerwa).


Pianista Nobuyuka Nakajima, Jane Birkin,
dyrygent Polskiej Orkiestry Radiowej
 Michała Klauza
Jane Birkin to dla mnie preludimu 4 opus 28 F. Chopina, czyli ten rewelacyjny kawalek, ktorego najbardziej chyba znany cover pod tytulem "Jane B." polelnila wlasnie Jane Birkin z Sergem Gainsbourgiem i zakazane kiedys w wielu stacjach radiowych "Je T'aime Moi Non Plus". Warto wpasc na YT odsluchac te kwalki, bo sa to jedne z lepszych milosnych songow ever made. Wszak francuski to jezyk milosci, a Jane Birkin jakkolwiek rodowita angielka, radzi sobie z nim wcale niezle i przekonywujaco, chociaz meczy sie przy tym biedaczka, bo dycha i wzdycha przez znaczna czesc piosenki. (Cover "Je T'aime" w wykonaniu/transkrypcji Jacka Fedorowicza ma takze swoja moc, urok, sile, ujawnia byc moze prawdziwe przeslanie tekstu).
"Birkin" to takze nazwa wlasna modelu torebki firmy Hermes, ktora stala sie dobrem inwestycyjnym (55 tys. USD). Chora, jak na kawalek skóry cena, zapada w pamiec. Nawet jesli to lakierowana skora krokodyla nilowego.

Koncert poprzedzily wystapienia glowego sponsora imprezy - sieci francuskich hipermarketow.
Dwoch panow kazdy z osobna, potem na przemian usilowali powiedziec cos z pewnoscia bardzo istotnego w jezykach francuskim i polskim. Obie wersje jezykowe zupelnie (dla mnie) niezrozumiale.
Papiez Benedykt XVI bardziej sie przykladal.

Koncert byl w calosci wypelniony symfonicznymi wersjami utworow pary Jane Birkin - Serge Gainsbourg z plyty nagranej w roku 2016.

W moim przekonaniu Jane Birkin nie powinna juz spiewac, a jesli, to nie za pieniadze...

Nigdy nie byla wybitna wokalistka. Miedzynarodowa popularnosc zapewnil jej zwiazek z Gainsburgiem i "Je T'aime Moi Non Plus". Z pewoscia miala/ma status celebrytki we Francji, cieszyla sie lokalna slawa, ale wokalnie zawsze bylo raczej ciniuuuutko.
Nie jestem koneserem. Podoba mi sie juz wtedy, kiedy ktos spiewa nawet zdziebelko lepiej niz ja, o co nie jest trudno. Jane Birkin nie bylo prawie slychac. Zagluszala ja fajne i z rozmachem grajaca orkiestra. Przez caly koncert miala ogromne trudnosci z dospiewywaniem wysokich dzwiekow na ktorych opiera sie wiekszosc tego co wykonuje. Nie zaspiewala "Je Taime". I dobrze. Ten kawalek zagrala zgrabnie orkiestra w czasie wykonywania wiazanki "na bis". Mysle, ze koncert, ona zabrzmialyby lepiej, gdyby zatrudnila dobra wokalistke wspierajaca ja w trudniejszych, wysokich partiach wykonywanych piosenek.
Co nie znaczy, ze nie bylo milo.

Kolezanka kupila plyte cd "Jane Birkin - Serge Gainsbourg Symphonique". Fajnie jest miec pamiatke. Ponadto łudzilem sie nadzieja, ze bedzie lepiej niz na koncercie.
Nie jest.

Nastepnego dnia rozmawialem z kumplem - Maliną.
Kiedy powiedzialem mu o koncercie Malina odparl, ze slyszal o nim, ze w Trójce rozdawli bilety, wystarczylo podjechac i odebrac...

poniedziałek, 17 kwietnia 2017

"Osobliwy świat Hieronymusa Boscha” (The Curious World of Hieronymus Bosch), reż. David Bickerstaff, GB, 2015, film dokumentalny

"Osobliwy świat Hieronymusa Boscha” (The Curious World of Hieronymus Bosch), reż. David Bickerstaff, GB, 2015, film dokumentalny, cyklicznie w kinie "Muranów"

To kolejny film z cyklu "Wielkie malarstwo na ekranie", który widziałem w "Muranowie" i kolejny raz kiedy wyszedłem z kina naladowany nowa wiedza.
Film był anonsowany od dawna na stronach kina. Od dawna wiec zamierzałem na niego pojsc, a ze anons był dawno temu, kompletnie o tym zapomniałem...
Kiedy około tygodnia temu przegladalem repertuar kina, baner z zapowiedzia dwóch seansow wyzwolil  we mnie natychmiastowa probe kupna biletow via net. Bezskutecznie. Wszystkie bilety były wyprzedane. Informacja tego typu zwykle mobilizuje mnie do działania, a prozaiczny "brak biletow" nie powstrzymuje mnie przed podjeciem proby zobaczenia tego co zamierzałem zobaczyć/uslyszec.
Teraz było podobnie. Ostatecznie do "Muranowa" nie mam tak daleko, szybka decyzja i po 35 min. od decyzji byłem w posiadaniu wejsciowek.

"Osobliwy swiat..." to film szczególny, bo obrazuje szczegolna, unikalna kolekcje obrazow i rysunkow H. Boscha zgromadzona w miejscu jego urodzenia z okazji 500-setnej rocznicy urodzin.
Jego rodzinne miasto nie ma zadnego z jego dziel. Na swiecie, w roznych muzeach/krajach zachowalo się tylko 25 (o ile dobrze pamietm z filmu) obrazow i grasc rysunkow. Na wystawie zgromadzono 17 obrazow i prawie wszystkie rysunki, a negocjacje nad zebraniem prac H. Boscha kustosz wystawy rozpoczal w roku 2008...
Wystawa cieszyla się ogromnym powodzeniem. Najazd turystow z całego swiata wymusil na organiztorach wydluzenie godzin otwarcia muzeum do godz. 1:00 w nocy. Nigdy w historii nie zgromadzono w jednym miejscu tylu dziel H. Boscha. Nawet sam Bosch nie widział tylu swoich obrazow naraz. Malowal realizując konkretne zamówienia, sprzedawal i tworzyl kolejne obrazy.
Ponownie, podobnie jak przy realizacji poprzednich filmow z tego cyklu znaczenie miała technika. Otoz filmy powstają w cyfrowej technologii HD. Pozwala to na ogromne, doskonalej jakości powiększenie detali obrazow, co w przypadku dziel H. Boscha ma szczególne znaczenie. Niderlandzki malarz, zaludnial swoje obrazy ogromna iloscia postaci, stworów, potworow, alegorii, przemiotow nadając im poprzez wzajemna interakcje szczególne znaczenia, tworzac zagadki nad których rozwiązaniem glowia się wspolczesni spece.
Te szczegoly, które umykają często wzrokowi "normalnych" widzow technologia HD wydobywa, przybliza z niespotykana dotad jakoscia, pozwalając kontemplować dbalosc o szczegoly, pokretnosc wizji, kreatywność tworcy. Być może ten sposób oglądania obrazow H. Boscha wypacza jego zamysl prezentowania kreowanych przez niego alegorii Ogrodu Rozkoszy Ziemskich, losu Wędrowca, czy scen Ukrzyżowania, ale dzięki technologii dostajemy 90-cio minutowy skondensowany przekaz-dowod jego wielkości, wizjonerstwa, nieskrepowanej jak się wydaje fantazji.
H. Bosch przekazywl w obrazach owczesna wiedze o otaczającym go swiecie, ale naznaczal swoja tworczosc surralistyczna wręcz kreatywnoscia. Zrodlem wiedzy był Kosciol. On sam bedac osoba swiecka był gleboko wierzącym członkiem jednego z bractw wyznaniowych, wiec nie wahal się wbudowywac we własne dziela swoistych, może wręcz osobliwych memento mori.
Ogroma ilość szczegolow w obrazach H. Boscha, wieloplanowość wizji, surrealistyczna kreatywność w tworzeniu nieziemskich postaci/stworow, niejednoznaczność przekazu przypomniała mi zdanie, które uslyszalem/przeczytałem przy okazji dużej wystawy przeniesionej do Muzemu Narodowego z Kunsthistorisches Museum w Wiedniu. "Wtedy nie było telewizji".... Malarze często umieszczali w swoich obrazach rozne "tajemnice", tak, żeby ci którzy je zamówili mogli podziwiać nie tylko malarski kunszt tworcow, ale także dumac w długie zimowe wieczory nad tym "co autor miał na myśli", dokonywać "logicznego rozbioru dziela", stopniowo odkrywając nowe szczegoly i detale.
Może tworczosc H. Boscha tez tak ma?
Warto to zobaczyć w HD z komentarzami specow od jego malarstwa, od epoki w której tworzyl.
Z wypowiedzi fachowcow wynika, ze praktycznie sa bezradni, ze to co namalowal H. Bosch pozostaje zagadka, która być może nigdy nie znajdzie pelnego rozwiązania.
A przecież nie można wykluczyć, ze Hirek jak każdy rasowy Holender mogl być stalym bywalcem lokalnego cofee shopu, ze tworzyl po "czarnym afgańskim", ze proby dociekania co i dlaczego namalowal to rebus z kategorii "biez vodki nie razbieriosz".
Ale, ale...
Widze, ze film będzie grany w "Muranowie" w maju, wiec kto nie widział, a ma ochote, może sam się zmierzyć z tajemnicami Hieronima Boscha.
Moim zdaniem warto!

niedziela, 16 kwietnia 2017

"Błysk! Potęga przeczucia" (Blink! The power of thinking without thinking), aut. Malcolm Gladwell, 2007, książka

"Błysk! Potęga przeczucia" (Blink! The power of thinking without thinking), aut. Malcolm Gladwell, 2007, książka

To druga, przeczytana przeze mnie ksiazka tego autora. Pierwsza: "Poza schematem. Sekrety ludzi sukcesu" zrobila na mnie na tyle duże wrazenie, ze obiecałem sobie przeczytanie "Błysku...". Było to jakiś czas temu, jednak dotrzymałem danej samemu sobie obietnicy i jestem wlasnie swiezo po lekturze "Błysku".
Przede wszystkim musze skrytykować polskie tłumaczenie tytułu. Tytul oryginalny znacznie lepiej oddaje intencje autora, lepiej opisuje zawartość książki. Otoz "'przeczucie" ma silne konotacje z "intuicja", co może wprowadzać w blad potencjalnego czytelnika. "Intuicja" to cos ezoterycznego, a autor na 245 stronach książki stara się dowieść, ze nie istnieje cos takiego jak intuicja! To co nam się wydaje, ze nia jest, to nic innego jak tytułowe "myslenie bez myslenia".
To na tyle o tytule.

Ksiazke swietnie się czyta, jest szalenie interesujaca.
Opisuje zjawiska których doświadczamy, z którymi mamy kontakt każdego dnia.
To nie jest fiction. Wszystko o czym pisze M. Gladwell ma mocne oparcie w wieloletnich badaniach, doświadczeniach, jest ujęte w statystyki, mapy behawiorlane. Na podstawie eksperymentow, badan prowadzonych przez wiele osrodkow naukowych w Stanach autor dowodzi, ze nasz mozg rejestruje szereg faktow, cech, okoliczności POZA mysleniem na ich temat, rozumianym jako swiadoma analiza. Dowodzi, ze człowiek bedac drapieżnikiem, wyniku ewolucij wyksztalcil/wysotrzyl cechy, które można ująć w mianownik "spostrzegawczość", pozwalajace mu, człowiekowi na przetrwanie i wspięcie się na szczyt ewolucyjnej piramidy. Zdaniem autora nie zatracilismy tego szczególnego zmysłu obserwacji, który dzialajac "pozamyślowo" pozwala w sposób błyskawiczny ocenic np. stopien zagrozenia w konkretnej sytuacji w której jesteśmy, podpowiedzieć wlasciwa reakcje. Okazuje się, ze potega "błysku" daje nam często ponad 90-cio procentowa poprawność w ocenie ludzi, sytuacji, książki itd. Krotka chwila obserwacji, która często odbywa się samoistnie bez angażowania naszej swiadmosci daje tyle, co wielogodzinne studia nas jakims tematem, zagdanieniem...
Ktos może nazwac ten typ "błysk-oceny" sila działania stereotypu i będzie miał racje.
Ksiazka, często na prostych przykładach opisuje sposoby powstawania wzorcow budowanych przez nasze mozgi, przechowywanych gdzies tam w czeluściach neuronow po to, by w konkretnej sytuacji wyzwolić "błysk" - "natychmiastowe rozpoznanie", dokonać oceny, a nawet zaproponować rozwiązanie.
Ksiazka zaczyna się od kilku przykladow działania "błysku", żeby potem, w pierwszym rozdziale: "Teoria cienkich plasterkow" opisac wieloletni eksperyment, który pozwala psychologom z Uniwersytetu Waszyngtonskiego w ciągu maksimum minutowej sesji ocenic, czy małżenstwo uczestniczace w eksperymencie pozostanie w związku za kilka lat z prawdopodobienststwem 95%!
Co ciekawsze studenci, którym wskaże się wlasciwe "plasterki" zachowan robia to w tym samym czasie z prawdopodobieństwem 90%.
Intrygujace?
Taka jest cała książka:)

sobota, 15 kwietnia 2017

"American Honey", Andrea Arnold, USA, GB, 2016, właśnie na ekranach

"American Honey", Andrea Arnold, USA, GB, 2016, właśnie na ekranach

Lubie amerykańskie filmy "drogi".
Zawsze gdy mysle o tym gatunku właczaja mi się: "Nocny kowboj", "Strach na wróble", z "Dzikoscia serca" na czele.

Może dlatego moja ocena tego filmu jest dość wysoka 7/10, czyli dobry.
Jednak mogę go rekomendować tylko widzom lubiącym amerykańskie, niezalezne kino, tym, którzy sa w stanie wytrzymać ponad 2,5h w kinowym fotelu, na filmie sprawiającym czasami wrazene dość chaotycznego, przypadkowo poskladanego.
"American Honey" odczytuje jako wrzask o milosc i akceptacje wykrzyczane przez nastolatkow, których rodzice pogubili się w dzisiejszym swiecie nie umiejąc tworzyć trwałych rodzin, budowac relacji z dzieciakami.
Wyruszenie w droge, ucieczka ku nieznanemu, pewnie lepszemu zyciu to naturalna konsekwencja, przciwaga dla małomiasteczkowej egzystencji "white trash" bohaterki filmu - Star. Nielatwa decyzja kaze jej ruszyc przez Stany z grupa podonych do niej niechcianych, niekochanych dzieciakow, którzy w grupie odnajdują namiastke ciepla, wiezi, milosci. Grupie "matkuje" Krystal, która prawdopodobnie jest takim jak dzieciaki z grupy, tylko starszym "odrzutem", dzięki czemu z latwoscia rozpoznaje stan ich psyche, może nimi sterowac i rzadzic.
To nie jest mily, latwowchodzacy/wychodzacy film.
Zapisy pokręconych zyciorysow, zachowan, zdjęcia malomiasteczkowych Stanow sa sila "American Honey". Do tego duuuzo, chociaż nie tak dużo jak oczekiwałem, amerykańskiej muzyki buntu, ale także przyjemny, adekwatny do obrazu kawalek Boss'a "Dream, baby dream".
Filmy o dzieciakach zawsze robia (na mnie) wrazenie.
Sa trochę jak sejsmograf rejestrujący stany, nastroje tych, którzy maja "okienko" dla siebie, mogą poszaleć, by za jakiś czas stać się czescia "stabilnego/zdrowego" społeczeństwa.
W historii kina jest sporo takich filmow. Pamietam wrazenie jakie zrobily na mnie: "Human Traffic", "Trainspotting".
"American Honey" nie ma (moim zdaniem) TEJ sily, ale mnie się podobal.

sobota, 8 kwietnia 2017

"Kroke", koncert, studio im. A. Osieckiej, niedziela 2017.04.02

"Kroke", koncert, studio im. A. Osieckiej, niedzielaa 2017.04.02

Tym razem sukces!
Trafilem do Trojki na koncert zespołu, który chciałem uslyszec.
Wielokrotnie docieraly do mnie pochlebne opinie o ich muzyce, umiejętnościach, o popularności która miała być wieksza za granica niż w Polsce. Natomiast nigdy swiadomie nie slyszalem ich muzyki na zadnej radiowej antenie, poza jednym przypadkiem, kiedy akompaniowali Edycie Geppert. Postanowilem sprawdzić ich "fenomenalnosc", "wspanialosc", "doskonalosc" o której tyle slyszalem, której nigdy nie doswiadczylem.
"Kroke" to trzech krakowskich muzykow: Jerzy Bawoł - akordeon, Tomasz Kukurba - altówka, Tomasz Lato - kontrabas. Na trójkowej estradzie towarzyszyl im grający na perkusji Sławek Berny.
Graja cos, co można nazwac muzyka swiata, chociaż mysle, ze bardziej muzyke europejska, z akcentem na balkanski i iberyjski tygiel kulturowy.

Podobalo mi się.
Lubie te klimaty, lubie kino Kusturicy, towarzyszaca mu muzyke G. Bregovica (do momentu rozejścia się drog obu panow). Branie zycia jakim jest, nieskrepowana radość, slowianski smuteczek topiony w rodzimych destylatach, wyjatkowa sklonnosc do dramatyzowania polaczona z niepohamowana latwoscia smiechu.  Zawsze, gdy slysze "balkany" pamięć bezblednie wizualizuje "Spotkalem nawet szczęśliwych Cyganow" - szczególny, jugoslowianski film (1967), który jest dla mnie odnośnikiem do wszelkich ocen "balkanaliow", które powstaly po nim.
Bo zasadniczym pytaniem w odbiorze muzyki "Kroke" (wiekszoc, to ich własne kompozycje) jest to czy udaje im się uniknąć (i na ile) popowego pietna, którym od pewnego czasu naznaczony jest ten kierunek muzyczny. Jak daleko jest im do "turbo-folk", balkanskiego disco-polo, gdzie w tym wszystkim jest wlasny pomysl, autorska muzyka "Kroke"?
Jest ponad TO.
TO oczywiście moje zdanie.
Wg. opinii mojej koleżanki  TO bylo atrakcyjne 30 lat temu, na miejscu, czyli w Jugoslawii, Iraku, Czarnej Gorze itd. Jej zdaniem od tamtego czasu bardzo wiele sie zmienilo i teraz na kazdym rogu ulicy rozbrzmiewa "arabeska". Puszczana w lecie przez taksowkarzy na calego, w multikulti dzielnicach przez arabskich mafioso, na piknikach w Wiedniu i calych Niemczech, a we Francji jak podejrzewa jeszcze bardziej. Jej zdaniem dla mnie to atrakcja, bo tego nie znam, mam podane jako cos unikalnego, a TO nic tylko fala obcej " kultury" wciskajacej sie wszedzie w kazda dziure.
Może ma racje?
Każdy z Was może ocenic.
Koncert jest zapisany/dostępny z trojkowego archiwum.

Po koncercie kupiłem 2 z dwóch dostępnych w trojkowym sklepiku plyt cd.
Slucham ich, na przekor koleznace :), z przyjemnoscia.

środa, 5 kwietnia 2017

"Wściekłość", reż. M. Węgrzyn, PL, film, 2017, właśnie w kinach

"Wściekłość", reż. M. Węgrzyn, PL, film, 2017, właśnie w kinach

Ocenilem ten film na 6 w 10-cio stopniowej skali, czyli "niezły".
Mysle, ze jeśli chcielibyście go obejrzeć to trzeba się pospieszyc. Mojm zdanim szybko spadnie z ekranow, już teraz jest grany w "dziwnych" godzinach.
Widzialm go na seansie w kinie Praha o 21:45.

Powodow dla których warto się wybrać na ten film jest kilka: niezalezne polskie kino - film nakręcony bez finansowego wsparcia PISF, film autorski - twórcami sa bracia Węgrzyn (Wojciech Węgrzyn jest autorem zdjęć), szalenie prosta forma, w niej pokrecona tresc, calosc aktualna, dotyczaca uwikłania bohatera w rzeczywistość kreowana w dużej mierze przez niego samego. Dodam, ze rzeczywistość chociaż polska, jest jednak dość uniwersalna, a przeslanie filmu czytelne pod kazda dlugoscia i szerokoscia geograficzna.

Forma może być ciut nuzaca. Bohater biegnie (jogging dla zdrowia) przez nocna Warszawe, rozmawia przez telefon na tematy zawodowe i prywatne, a w trakcie biegu spotykają go rozne, w większości niezbyt mile przygody.
Bohater jest dziennikarzem telewizyjnym. Dostaje szanse prowadzenia glownego wydania programu informacyjnego (kosztem kolegi), odbiera instrukcje od szefa co do celu i kierunku przekazu, sam wykazuje inwencje i kreatywność usilujac dobrac zestaw/kolejnosc informacji tak, żeby "przykryc" glowny, niewygodny dla wlascicieli anteny news dnia.
Zupelnie nie wiem dlaczego, ale natychmiast w osobie bohatera zobaczyłem Tomasza Lisa...
Może dlatego, ze pamiętam go jako sympatycznego młodziaka grającego w kosza na Agrykoli, który z czasem zaczal grac w jednej druzynie z KODem wykrzykując dziwne hasla z ich samochodu-platformy.

Mnie się podobalo.
Dolatuje do mnie, ze bracia Węgrzyn pracują nad nowym większym projektem, ze dostali ciekawe propozycje.
Miejcie wyczulonne ucho na TO nazwisko.
Ci goście wiedza jak się robi kino.