niedziela, 27 października 2013

Joe Bonamassa, live koncert, Sala Kongresowa, 2013.10.20

Joe Bonamassa, live koncert, Sala Kongresowa, 2013.10.20

To się dzieje tu i teraz. Na przestrzeni tygodnia dane mi było odsluchac dwóch wybitnych gitarzystów:
- Joe Bonamassa
- Krzysztofa Ścierańskiego (sobota 2013.10.26, Jazzarium Cafe)
Dwóch jakze roznych mistrzow gitary, w dwóch jakze roznych miejscach i dwa jakze inne, chociaż szalenie intensywne, geste wrazenia.
Ale po kolei.
To było mocne, glosne i bezposrednie. Zwlajaca z nog muzyka
w najlepszym wydaniu.
 
Joe Bonamassa gości ostatnio w PL dość często. Grany przez Piotra Barona w Trojce jest dla mnie artysta rozpoznawalnym. Uznawany przez fachowcow za jednego z najlepszych gitarzystow bluesowo-rockowych młodego pokokolenia, tkwi w mojej glowie dzięki CD "Dust Bowl" i oczywiscie dzięki nieprawdopodobnej plycie z Beth Hart "Don't Expalain". Jednak z roznych wzgledow nie było mi dane być na jego koncercie, az do koncertu w Sali Kongresowej w sobote 2013.10.20.
Było strasznie glosno (jak na koncercie Beth Hart w Chorzowie), za glosno jak na mój i tak otepialy aparat słuchowy, ale muzycznie dobrze, bardzo dobrze.
Zaczal bluesowo, akustycznie. Trzy (chyba) kawałki, potem panowie wpieli się do  pradu i pojechali.
Facet, który wygląda jak księgowy: garniak, lekkie zakola, fotochromy na oczach, szczupla sylwetka i zadnych zewnetrzych atrybutow genialnego guitarmana, którym jest.
Jego gitara (a ma ich multum, lacznie z dwugryfowa) to cos pomiędzy lakajaco/zawodzącym instrumentem Gary Moore'a (bardzo lubie, nie uważam za kicz), a atakującym riffem w najlepszych z możliwych w stylu Keitha Richards'a. Ma styl, feeling, wyczucie, timing, wrazliwosc, które mi odpowiadają, powodują, ze kupuje wszystko pod czym się podpisze, co firmuje.
Ma tez te latowsc komunikacji z publiczonoscia, która pozwolila mu m.in. na dramatyczna opowieść o zapasci/wyjsciu z klopotow zdrowotnych, co w efekcie umozliwilo odbycie się koncert w W-wie.
Dwie godziny koncertu przemknely jak 10 min.
Potem bis i "Sloe (Slow) Gin" z plyty o tym samym tytule.
Nie znacie? Jest na YT.
Posluchacie i się zakochacie.

Wiosna w pażdzierniku! Niedziela 2013.10.27, rowerowe

Się porobilo!
- temeratura PLUS 20 st. C
- zaby wyszly z kapsul hibernacyjnych, hasaja po sciezkach,
- kaczory lakomie spogladajja na kaczki,
- koty (się) marcuja,
- dziewczyny biegają (ciagle) w letnich sukienkach
czyli,
wiosna w pazdzieniku!
W tym roku jest tak jak na foto obok.
A w zeszłym roku w tym samym miejscu, o tej samej porze
było tak>>>>>>>
Tak sobie mysle, ze zima jest fajna, ale gdyby już zawsze miało być  jak w tym roku, chętnie wchodzę, a na biegówki pojade tam, gdzie jeździ Justyna Kowalczyk - na lodowiec, a potem do Jakuszyc.

środa, 23 października 2013

"Wałęsa. Człowiek z nadziei", reż. A. Wajda, PL, 2013, film właśnie na ekranach

"Wałęsa. Człowiek z nadziei", reż. A. Wajda, PL, 2013, film właśnie na ekranach

Jak wielu,  kogo (i czy w ogole) zakapował Bolek?
Co dzialo się od momentu podpisania lojalki do skoku przez mur?
Czy skoczyl przez mur bo mu kazali, (może nie chciał, ale musial), a dopiero potem zerwal się z ubeckiej smyczy i czy się rzeczywiście zerwal?
Co takiego było w teczce Bolka, ze bojac się ujawnienia jej zawartości "zwolnil" J. Olszewskiego ze stanowiska premiera?
Dlaczego Walentynowicz i Krzywonos odwrocily się od Lecha?
Czy jego agenturalna przeszlosc była czescia układu z Magdalenki?
Czy...

To film, w którym na TE i podobne pytania NIE znajdziecie odpowiedzi.
To film majacy oficjalne klepniecie Lecha Walesy.
To film o człowieku legendzie, przywódcy Solidarnosci, prostym elektryku, który gadal z Wladza jak rowny z rownym.
To film o micie(?), w który chcemy wierzyc, który jak sadze wielu chce utrwalić, którym chcemy się chwalić przed swiatem, bo swiat zdaje się zapominać, ze erozja bloku wschodniego zaczela się od Polski wlasnie, nie od zburzenia muru berlińskiego.

To dobry film, chociaż moim zdaniem, gdyby nie znakomite kreacje Wieckiewicza i Grochowskiej bylby tylko niezły, ale i wówczas bylby warty obejrzenia, bo to także rzecz o 10-cio milionowym związku ludzi, który dal początek niebywałym zmianom w owczesnej, podzielonej na dwa bloki Europie.

To film za który Wajda nie dostanie Oscara (moim zdaniem oczywiście) z co najmniej 3 powodow.
1. Bo już dostal; (za caloksztalt, ale zawsze).
2. Bo film jest zbyt zlozony, żeby przeciętny zachodni widz zorientowal się w meandrach naszej historii.
3. Bo sciezka dzwiekowa (teksty) które sa b. mocna strona filmu nie będą raczej przetłumaczone/zrozumiane, a stanowią integralna calosc, nadaja obrazowi dodatkowej dramaturgii, sily i wiarygodności.

To film, który mogl zrobić tylko Wajda, gdyż w naturalny sposób, jest kolejna i ostatnia czescia tryptyku: "Czlowiek z marmuru", "Czlowiek z zelaza">>>>>"Wałęsa....".

To film (dla mnie) o wierze w idee. O wierze mogącej przenosić góry, zmieniac bieg historii. Pamietam doskonale jakie wrazenie zrobil na mnie "Czlowiek z marmuru". Widzialem go w bodaj w 1977 roku w kinie na Rynku Nowego Miasta ("Wars"?), kiedy jako troszkę samozwańczy kaowiec poszedłem kupic bilety dla firmy (państwowej) w której wówczas pracowałem. Panienka w kasie odmowila sprzedaży "dla zakładu", a ja niezbyt swiadom o czym jest film radosnie zdecydowałem, ze zamiast wrocic z pustymi rekami do firmy obejrze "Czlowieka z marmuru" w godzinach pracy. Decyzja była o tyle sluszna, ze wkrótce zdjęto film z ekranow, a ja wyszedłem z niego na kolanach.
Zostalem literalnie powalny ogromem wiary, która kazala ludziom rzucac ojcowiznę, budowac miasta, huty, przekraczać normy w rąbaniu przodków i ukladac dziesiątki tysięcy cegiel w czasie jednej zmiany bijac wszelkie możliwe rekordy wydajności. Zazdroscielem tej wiary Birkutowi-ojcu, potem Birkutowi-synowi ('Czlowiek z żelaza"), a teraz, tak, Wałęsie.
Mieć taka wiare! Hej!

To film przerysowany, bo wiarygodność scen gdzie milicjantka na komisariacie karmi piersią walesowe dziecko, gdzie milicjant klęka na widok wyzierającego z telewizora papieża jest mocno problematyczna. 

Moja kolezanka biegla w tym co o Bolku w wydawnictwach IPNu, prawicowej prasie i telewizji powiedziała, ze na "Wałęsę....." nie pojdzie, bo to film utrwalajacy fałszywy mit o facecie, który był marionetka w rekach ubecji, był, może nadal jest szantażowany.
Dlatego jeśli nurtuje Was sprawa lojalki Lecha, powodow dla których skoczyl przez mur, trzeba udac się do publikacji np. Cenckiewicza, objerzec "Nocna zmiane", pogrzbac w necie.
Warto przy tym pamietac, ze ..."tyle wiemy o sobie ile nas sprawdzono"...

sobota, 19 października 2013

Jesień, sobota 2013.10.19; rowerowe


Jesień, sobota 2013.10.19; rowerowe


Świder w niczym Świteź. Może niezbyt tajemniczy (bo już jasny dzień), ale w promieniach slonca, które skutecznie, choć z trudem przedziera się przez poranne mgly, powabny i urokliwy.

Poczatek jazdy: mgly, ujemna temperatura, zmarznięte palce w letnich rękawiczkach; potem nagroda: slonce, cieplo
i kolory, kolory, kolory...

 

sobota, 12 października 2013

"W imię...", reż Małgośka Szumowska, PL, 2013, film właśnie na ekranach

"W imię...", reż Małgośka Szumowska, PL, 2013, film właśnie na ekranach

Film cienki, broni się tematem, który wiadomo, jest na czasie. Andrzej Chyra dobry i to głównie dla niego poszedłem na ten film. Zrobil na mnie dobre wrazenie w "Komorniku" F. Falka, filmie, który pomimo, ze zdobyl Złote Lwy chyba zbyt szybko przemknal przez ekrany.
Byłem także ciekawy nowego dokonania Małgośki (tak było na liście płac) Szumowskiej, bo jej "33 sceny..." oraz "Sponsoring" mam w glowie, jako rzeczy dobre, warte obejrzenia.
A w "W imie..."?
Sporo dluzyzn, dziwnie posklejanych scen, czyli wypełniaczy. Ponadto jak na miejsce akcji (jakas wies "gdzies w Polsce") dużo teczowych, co moim zdaniem podwaza wiarygodność calosci.
Poza wszystkim film o homoseksualnym księdzu nakręcony przez kobiete, w/g scenariusza, którego Małgośka była wspolautorem, jakby z zalozenia jest (dla mnie) mało wiarygodny. Siedzialem wiec w kinie i dość sceptycznie odbierałem to co zostało wykreowane na ekranie. Może nieslusznie?
Ale poszedłem do kina z dobrym nastawieniem, a mój sceptycym narastał w miare upływu czasu, oglądania kolejnych scen, ktore pomimo, ze w moim odbiorze były dobrym momentem na koniec filmu, okazywaly się być jego kontynuacja, kontynuacja i jeszcze kontynuacja....
Miala szczęście Małgośka, ze się wstrzelila w temat. Film będzie dzięki temu miał spora widownie. Nastepnym razem może się nie udac.

środa, 2 października 2013

"Pink Floyd - Prędzej świnie zaczną latać", aut. Mark Blake, książka, 2012

"Pink Floyd - Prędzej świnie zaczną latać", aut. Mark Blake, książka, 2012

W tym roku mamy 40-sta rocznice wydania "Dark Side of the Moon". Kto nie zna tej plyty niech rzuci o beton swoim ulubionym winylem.
Nie jestem szczegolnie zakreconym fanem Pink Floyd, ale kilka lat temu nabyłem stosowny komplecik: koszulke rowerowa ze slynnym pryzmatem plus takiez skarpetki, zeby haromonijnie polaczyc moj afekt do roweru i TEJ muzyki.
Podobnie jak wielu kupowalem kolejne plyty, sledzilem losy kapeli, ktora po wydaniu "The Wall" przez blisko 25 lat, az do koncertu Live Aid 8 (2005 Hyde Park) nie zagrala w pelnym skladzie. Wiedzialem, ze przyczyna rozejscia sie drog R. Watersa i D. Gilmoura bylo wybujale ego tego pierwszego, jednak nigdy nie usilowalem blizej poznac tej/ich historii.
Szczegolnym doświadczeniem były wcześniejsze plyty Pink Floyd: "Ummagumma", "Atom Heart Mother", "Meddle", które przechodzily z rak do rak w męskiej toalecie mojego liceum szokując innoscia, psychodelia, w okresie kiedy polskie kapele zajmowaly się glownie łabądkami grzecznie pływającymi po głębokim stawie. Muzyka i okładki tych płyt nadal sa ze mna pomimo
z n a c z n e g o   upływu czasu.

W tym (2013) szczegolnym dla historii muzyki rockowej roku postanowilem poglebic swoja wiedze i wzialem sie za kartki "Pink Floyd - Prędzej...". Kupilem te ksiazke jakis czas temu. Jej znaczna objetosc (ok. 500 str.) skutecznie odstraszala mnie przed zabraniem sie za lekture. Kiedy jednak przeczytalem kilka pierwszych stron natychmiast dalem sie ponieść niezwyklej historii paru chlopakow z Cambridge, ktorzy stworzyli jedna z najwaznieszych i najbardziej brytyjskich kapel rockowych w dziejach muzyki.
Nie bede sie madrzyl tylko namawiam do jej przeczytania wszystkich, ktorzy maja plyty Pink Floyd w swojej domowej plytotece. Tych, ktorzy podobnie jak ja z zapartym tchem sledzili losy Pinka w filmie "The Wall" (widziałem w londyńskim kinie gdzies kolo roku 1981; oj! było mocne), a zwlaszcza tych, ktorzy chcieliby wiedziec o co do cholery chodzilo z tym Sydem Barrettem, jak wygladaly kulisy wokalizy w "The Big Gig in The Sky", co wspolnego z Pink Floyd ma Z. Preisner, L. Możdżer, J. Józefowicz i co wlasciwie znaczy "Ummagumma".
Ksiazka jest tym ciekawsza, ze pomimo pewnego wyobcowania Pink Floyd, ich wplyw na swiatowa scene muzyczna jest trudny do przecenienia. Przez ich koncertowe i studyjne sklady przewinelo sie mnostwo znanych muzykow, ktorzy funkcjonowali jako gwiazdy w swoich kapelach, a iloscia projektow muzycznych w ktorych Pink Floyd bral udzial mozna obdzielic kilka zespolow. Aktywny byl/jest zwlaszcza David Gilmour, ktory chetnie grywal z innymi muzykami pod szyldami obcych kapel, oraz pomagal mlodziakom w ich karierach. Prezentowany obecnie w Trojce dorobek Kate Bush w duzej mierze jest efektem współpracy z D. Gilomourem, a jego "blogoslawienstwo" dla dzialan The Australian Pink Floyd pozwala sie cieszyc live muzyka floydow ogromnej rzeszy fanow na calym swiecie.
"Pink Floyd - Prędzej..." jest kolejna ksiazka-historia traktujaca o muzyce/muzykach, ktora przeczytalem w ostatnim czasie. Nie jest tak soczysta jak "Iggy Pop...", szczera i osobista jak "Desperado", tak dekadencka jak "Życie" Keitha Richardsa, ale przeczytalem z zainteresowaniem i moge ja polecac jako solidne, monograficzne zrodlo wiedzy o zespole, ktory nadal, chociaz osobno koncertuje bijac kolejne rekordy dochodowości i ilosci widzow.
Zdaniem wielu doprowadzili rocka do przepasci tworzac spektakle muzyczne wymagajace wynajmowania samolotow transportowych (rosyjskich!), kolumn tirow, rzeszy pracownikow technicznych. Punk rock, grunge, elektro-pop przez swoja prostote mialy anihilowac art-rocka, a miejsce R. Watersa, D. Gilmoura oraz innych gwiazd progresywnego rocka mieli zajac ci, ktorzy chodzili w koszulkach "Fuck Pink Floyd"... Wśród nich był Bob Geldof. Gosc, który zagral Pinka, facet, który przekonal R. Watersa i D. Gilomura, żeby zagrali na Live Aid 8...
Jak jest widzimy dzisiaj.
Jak to sie stalo, ze jest tak, jak widzimy dzisiaj, jest w tej ksiazce.