środa, 29 lipca 2015

Muzeum Powstania Warszawskiego, Koncert "Placówka'44", Voo Voo i goście, piątek 2015.07.24

Muzeum Powstania Warszawskiego, Koncert "Placówka'44", Voo Voo i goście, piątek 2015.07.24


Kamerlanie i bez zadęcia. Kolejny udany rocznicowy koncert.
To kolejny, czwarty już koncert upamietniajacy rocznice Powstania Warszawskiego organizowany na terenie Muzeum Powstania, na którym byłem. Kolejny, który mi się podobal potwierdzając moim zdaniem slusznosc idei organizowania takich imprez.
Kombatanci, politycy, mlodziez spotykają się 1-szego Sierpnia na Cmentarzu Powazkowskim. Na koncerty przy Muzeum Powstania Warszawskiego przychodzi glownie mlodziez (stad moja tam obeenosc) i w odróżnieniu od obchodow kombatanckich ta impreza wolna jest od demonstracji politycznych, buczenia i innych dziwnych zachowan, które nie licuja z powaga miejsca i rocznicy.

Tym razem gralo odpowiadające za muzyke VooVoo. Spiewali glownie zaproszeni goście plus W. Waglewski. Teksty pochodzily z wierszy przysylanych na konkurs zorganizowany polowie sierpnia 1944 przez AK. Z pewnym wyprzedzeniem w Trojce puszczano zwiastun plyty/koncertu "Placówka'44", którym był najlepszy moim zdaniem i najbardziej dynamiczny kawalek w wykonaniu Organka: "Palec na cynglu".Pomyslem, który ponownie się sprwdzil było zaproszenie młodych wokalistów, glownie wokalistek.  Wiarygodnosci dość naiwnej poezji nadawal wiek wykonawców wraz z odrobina staranności w ubiorze nawiazujacym do okupacyjnego sznytu. To były teksty pisane w tamtym czasie, przez tamtych ludzi. Proste, bezpośrednie, naznaczone (chyba) przeczuciem zblizajacej się kleski. Pozbawione fałszywych nut, koturnów o jakie można byłoby je posadzac, gdyby były napisane wspolczesnie.
Mateusz Pospieszalski szalal na froncie na saksofonach, dogrywal na klawiszach, udzielal się w chorkach, czyli robil znakomicie swoja robote sprawnego multiistrumetalisty. Nad caloscia czuwal grając na wielu gitarach brodaty (Wojtek zrob wreszcie cos z ta kozia broda, proszę!) Wojciech Waglewski, a z tylu sprawnie radzila sobie sekcja rytmiczna: kontrabas Karim Martusewicz i prekusja Michał Bryndal.
Było fajnie. Refleksyjnie.

Na froncie z gitara b. dobry Organek w przebojowym
"Palec na cynglu". 
Publicznosc (około 1 tys.) nagrodzila artystow długimi brawami i zmusila do bisu (Organek).

Moim zdaniem taka formula sprawdza się zdecydowanie lepiej niż czysto rockowe koncerty w stylu "Luxtorpedy" z zeszłego roku. Z czterech, które widziałem nr. 1 jest koncert Lao Che "Powstanie Warszawskie", potem "Morowe Panny" i "Placowka'44", na końcu "Luxtorpeda".
Bo chociaż kaliber tekstow i wykonania daleki jest od "Wierszy wojennych" Baczyńskiego w interpretacji Ewy Demarczyk, to warto jest podazac za pomysłem: tamte teksty, wspolczesna muzyka.
To się sprawdza, podoba, budzi emocje, zostaje.

poniedziałek, 27 lipca 2015

Mistrzostwa Polski MTB XC, Sławno, 2015.07.19

Mistrzostwa Polski MTB XC, Sławno, 2015.07.19

Się leci.
foto: Dariusz Krzywański/s24
To były pierwsze Mistrzostwa Polski w kolarstwie gorskim w których mój syn Maciek scigal się w kategorii elita (czyli tej zasadniczej).
W poprzednich latach: 2013 i 2014 zdobywal brązowe medale startując w kategorii wiekowej "do 23 lat" (U23). W klasyfikacji open (wszystkie kategorie wiekowe razem) przyjezdzal odpowiednio na miejscu 8-smym i 10-tym.
Celem max w tym roku było osiaganiecie 5-tego miejsca.
Cel został osiagniety!
Maciek w sezonie 2015 jest numerem 5 w Polsce w kolarstwie gorskim.

I. Marek Konwa
II. Bartek Wawak
III. Piotrek Brzózka

Kompletne wyniki sa tutaj

To były ciężkie, ale być może najlepsze zawody Maćka. Trasa w Sławnie pomimo, ze nie jest tak spektakularna jak uchodzaca za najlepsza w PL trasa XC w Jeleniej Gorze, była trudna i wymagajaca.
1h 40 min. jazdy na maxa w temperaturze 30 st., sztuczne dropy, sztywne podjazdy, sporo piachu, kręte, ciasne single, cala czołówka polskiego mtb plus dużo kibicow skladaly się widowisko, które przeszlo już do historii.
Cel na rok 2016 >>> pudło! 

poniedziałek, 20 lipca 2015

"Sex, drugs, rock & roll i inne kłamstwa." aut. Duff McKagan, 2015, książka

"Sex, drugs, rock & roll i inne kłamstwa." aut. Duff McKagan, 2015, książka


Jakis czas temu zdecydowałem, ze koncze z czytaniem biografii gwiazd rocka. Jednak z mediów doleciała do mnie informacja o tej książce i pomyslalem, ze koncze, ale.... jeszcze ta jedna. Przyczna była informacja, ze jest to najbardziej szczere, wstrzasajace wyznanie rockmana, do tego napisane przez niego osobiście, bez wspomagania przez ghost writera. (zadziałał marketing, dalem się zlapac) Kolejna przyczyna była ta, dla której siegalem po ten typ literatury. Otoz interesowalo mnie i interesuje, jaka sila, jakie przezycie, jaka wiara, co sprawilo, ze udało im się przezyc. Nie mniej intrygujaca jest także metamorfoza facetow, którzy z punkow przepoczwarzali się w księgowych, z hippisow w szanowanych czlonkow społeczeństwa, z cpunow w odpowiedzialnych rodzicow. Wielu takie przeistoczenie się nie powiodło. O nich także pisze Duff.
Ci którym się udało czasami uwazaja za stosowne podzielić się swoimi doświadczeniami z innymi.
Doswiadczenie Duffa McKagana jest mroczne, mocne, mordercze.
Przeczytalem z zainteresowaniem. O wartości książki nie decyduje jej jakość literacka. Jej sila jest prawda, bolesna szczerość, ale w konsekwencji pozytywny koniec. Jeśli ktoś przy okazji lubil/lubi Guns'ow i interesuje się scena rockowa lat 80/90 to warto siegnac po te lekturę.
Wśród wielu "rock-książek" nadal najlepsza (moim zdaniem) jest "Desperado" - wywiad rzeka z Tomaszem Stańko, potem wlasnie "Sex, drugs..." Duffa McKagana, "Upadki, wzloty..." rzecz o Iggy Popie. Gdzies z boku jest, ze względu na inna jakość jest niedawno przeczytana "Czarny Anioł" o Ewie Demarczyk.
Grajacy w GN'R Duff McKagan zadziwiająco wiele pamięta z czasów kiedy był w alkoholowo-narkotycznym ciągu. Miał dużo szczęścia, ze przezyl. Miał/ma także talent, który spowodowal, ze wraz z kolegami stworzyli kapele, która zarabiala duza kase. Miał wystarczająco wiele rozsądku, żeby jej nie roztrwonić. Pieniądze umozliwily jemu i jego rodzinie dostatni byt także w momentach kiedy spadal na dno. Ale chyba najważniejsze jest to, ze spotykal na swojej drodze ludzi, którzy umieli i chcieli mu pomoc. Było ich wielu. Wśród nich zawodowi kolarze, terenerzy sztuk walki, medytacji, bo Duff uważa, ze to właśnie wysiłek fizyczny w dużej mierze pomogl mu uzyskac rownowage, wyjść z nalogow.
"Sex, drugs..." dowodzi, ze można się odbic, otrząsnąć, odnaleźć. Życie to ciąg upadkow i powstan,  zejść i wskrzeszeń, a sila która to napedza tkwi zdaniem Duffa w każdym z nas. Jego historia trwa, a z niej wynika także, ze uzaleznienienie to piętno, przeklenstwo na cale zycie. Może za wcześnie na odtrąbienie sukcesu?

poniedziałek, 13 lipca 2015

"Czarny Anioł. O Ewie Demarczyk", aut. Angelika Kuźniak , Ewelina Karpacz-Oboładze, 2015, książka

"Czarny Anioł. O Ewie Demarczyk", aut. Angelika Kuźniak , Ewelina Karpacz-Oboładze, 2015, książka

Nie pamiętam, czy byłem na koncercie Ewy Demarczyk. Był rok 1990 może 1991. Targi Infosystem w Poznaniu i paradoksalnie dwoje wielkich, krakowskich artystow koncertowalo w Poznaniu tego samego dnia, o tej samej godzinie... Nie jestem pewien, który z koncertow wybrałem. Czas i intensywne zycie targowe zatarly pamięć. (Chyba jednak wybrałem Grechute).
Może dzisiaj troszkę zaluje? Dokonania Ewy Demarczyk znam tylko z plyt, skąpych archiwalnych zapisow filmowych z festiwali i urywkow, migawek (także YT) z Jej koncertow. Moja wiedza na Jej temat była bardzo ograniczona, praktycznie żadna. Dlatego "Czarny Anioł..." rekomendowany przez Trojke znalazł się w mojej bibliotece.
Ksiazka - skromna i bardzo rzeczowa opowieść o fenomenie polskiej sceny bardzo mi się podobala. Także ze względu na objetosc - w sam raz na weekend.
Tylko 189 stron (plus przypisy), a mnóstwo wiedzy, faktow, opinii w tym tych ostatnich, dotyczących problemów z teatrem Ewy Demarczyk. Ciekawa, fascynujaca historia artystki, której geniusz, może przede wszystkim autentyzm nie zostawial obojętnymi słuchaczy/widzow na całym swiecie. Koncertowala w wielu krajach. Także w Australii i Japonii. Podbijala kazda publiczność spiewajac wybrane utwory w lokalnym jezyku, nie rezygnuajc z wykonan w jezyku polskim (jedyny, wydany w ZSRR LP sprzedano w nakładzie 17 milionow egz.!) Znakomity, starannie dobierany repertuar, dazenie do prfekecji, swiadomosc własnej wartości powodowaly, ze nie była osoba latwa we współpracy. O tym wszystkim jest ta ksiazka, która unikając pułapek taniej sensacji nie pomija także tematow drażliwych, tych z pogranicza plotki, pomowienia, kłamstwa.
Gdzie sa dzisiaj artyści Jej formatu? Gdzie jest publiczność, która chce takich artystow sluchac, wielbić, czcić? Na ostatnim Festiwalu Polskiej Piosenki w Opolu, proba poetyckiej prezentacji tworczosci Jeremiego Przybory spotkala się więcej niż skandaliczna reakcja publiczności. Ta dzisiejsza chce żłopać browar, robic fale i skakać w rytm disco polo.
..."w warunkach wolnorynkowych dyktat gustu większości prowadzi do dominacji rzeczy miernych i tandetnych"... (Czesław Miłosz)
 A jeszcze pare lat temu podobne przedsiewziecie sygnowane przez Magde Umer dotyczące tworczosci Agnieszki Osieckiej zostało cieplo odebrane przez ta sam festiwalawa publiczność....
Po skończeniu "Czarnego Anioła..." i chwili dyskusji z koleżanka, która podobnie jak ja była swieżo po lekturze tej książki, doszliśmy wspólnie do wniosku, ze biografia Ewy Demarczyk to znakomity material na film dokumentalny. Może nawet fabularyzowany? Musi być mnóstwo materiałów filmowych traktuajcych o Niej. W tym te, o których mowi się w książce, nakreconych przez telewizje australijska na publikacje ktorych Ewa Demarczyk nie chciała się zgodzić.
Jeśli taki film powstal o Czesławie Niemenie ("Sen o Warszawie") powinien także o Ewie Demarczyk.
Nawet wbrew Niej samej, bez Jej autoryzacji, blogoslawienstwa.
Warto jest pokazywać, ze można (było?) być TAK wielkim, popularnym bez epatowania golizna, bez hołdowania gustom większości.
Czy w historii polskiej sceny muzycznej istnieje cos bardziej dramatycznego od "Wierszy wojennych", bardziej lirycznego od "Tomaszowa", ekspresyjnego od "Grande Valse Brillante", wstrząsającego od "Taki pejzaż"? A "Rebeka", "Groszki i róze", "Karuzela z Madonnami", a "Skrzypek Hercowicz", "Jaki śmieszny", a...

czwartek, 9 lipca 2015

Taco Hemingway - Opener Festival 2015 (HD)



Mam jego cd "Trójkąt Warszawski" plus znam to co lata w Trójce.
Rap nie jest moją bajką, ale nadstawiam ucha na to co robi Taco, bo teksty zgrabne, ze spora doza humoru, i fajne bity.
Ominal mnie jego koncert W-wie, ale po obejrzeniu tego z Openera na kolejny - koniecznie!

MOTORHEAD, koncert, Torwar Warszawa, 2015.07.06

MOTORHEAD, koncert, Torwar Warszawa, 2015.07.06

Nie jestem pewien PO CO mi to było, ale wiem z cala pewnoscia DLACZEO znalazłem się o 20:30 w poniedziałek na koncercie kapeli Motorhead.
Snaggletooth - logo Motorhead, ozdoba
koncertowych koszulek kapeli. 
Otoz wszystkiemu winien jest redaktor Wojciech Mann. To on wlasnie w jednej ze swoich trójkowych audycji wyemitowal kawalek zatytułowany "Lost woman blues". Brzmialo mocno, rasowo, blues-rockowo. Na tyle fajnie, ze zadałem sobie trud wygrzebania z playlisty audycji tytułu/wykonawcy tego kawalka. To był Motorhead. Podobalo mi się. Kupilem plyte ("Aftershock"), która poza tym jednym kawałkiem jest utrzymana w konwencji heavy metalowej. Zrzucielm calosc na pen-drive i cieszyłem się w samochodzie mocnym brzmieniem kapeli, która wlasnie obchodzi 40-sto lecie grania pod szyldem Motorhead.
To niewiarygodne ile halasu jest w stanie wyprodukować przy
udziale techniki trzech facetow. Do tego trochę swiatel
i cała sala się buja.
Wiec kiedy doleciało do mnie, ze panowie Motorheadowie będą przygrywać na Torwarze nabyłem bilety (290 zl. - Golden Circle) i ze stosownym wyprzedzeniem udałem się tamze. Widok tlumu ubranych na czarno facetow w towarzystwie nielicznych dam, w których strojach także dominowala czerń (plus tatuze i kolczyki) dobitnie swiadczyl o tym, ze to raczej nie moja bajka. Ale wizyta w barze kibica na Legii i trzy kolejki lyskacza (65 zl) wplynely pozytywnie na odbior rzeczywistości, skrocenie dystansu. Już za chwile byłem w "zlotym kręgu" blisko (za blisko) sceny, na której punktualnie o 20:30 pojawili się panowie Motorheadzi (takie niby "motory", a weszli zwyczajnie,  na nogach).
Phil Campbell gra na wielu gitarach, łapie kontakt i skutecznie
zabawia publiczność. 
To był łomot nie muzyka i do tego potwornie glosny.
Lider-wokalista mamlał cos od niechcenia pod nosem - tekstu nie było praktycznie slychac.
To co grali tylko w ogolnym zarysie przypominalo to co znalem z plyty. Panowie zagrali także "Lost woman blues", ale był to zupełnie inny kawalek niż ten z cd. Zero linii melodycznej i hałas, hałas na granicy bolu (a miem zabrać korki do uszu).
Wytrzymalem w tym huku do końca, czyli 1,5h. Potem jeszcze kupiłem sobie stosowna, czarna (a jakze), koncertowa koszulke (110 zl; zawsze kupuje, żeby mieć pamiatke) i już jestem gotowy (no, jeszcze tylko czarne glany, czarne spodnie 3/4) na nastepna wizyte Motorhead...
Mikkey Dee bardzo sprawnie obsluguje rozbudowany, dominujący na  
scenie zestaw perkusyjny. Lemmy Kilmister (z prawej) w charakterystycznym
kapeluszu statycznie szyje na basie podśpiewując niezrozumiale do
mikrofonu.
A po co mi to było?
Nie jestem pewien. Mysle, ze podzialalo na mnie owo 40-lecie istnienia szyldu Motorhead. Wiedzialem, ze ta kapela to legenda, prekursor ciężkiego grania, a ich tegoroczna wizyta w PL być może jest ostatnią w ich karierze. Okupilem spotkanie z legenda bolem uszu (dzisiaj jest czwartek, jeszcze mnie bola) i konstatacją, ze na ich koncert nigdy więcej.
Bo jeśli chodzi o plyty to już zamowiem "Ace of spades".
Do sluchnia w samochodzie.
Ale tam mam potencjometr.

sobota, 4 lipca 2015