poniedziałek, 28 grudnia 2020

"Atakując diabła: Harold Evans i ostatnia zbrodnia nazistowska" (Attacking the Devil: Harold Evans and the Last Nazi War Crime), reż. David Morris, Jacqui Morris, GB 2014, film dokumentalny, Netflix

"Atakując diabła: Harold Evans i ostatnia zbrodnia nazistowska" (Attacking the Devil: Harold Evans and the Last Nazi War Crime), reż. David Morris, Jacqui Morris, GB 2014, film dokumentalny, Netflix

Przy okazji pisania na temat innego netflixowego filmu "Medyczne nadużycia" posluzylem sie historia preparatu (bo przeciez nie lekarstwa) Talidomid uzywajac jej jako przykladu fatalnego bledu medycznego. Nie dosc, ze Talidomid powodowal glebokie uszkodzenia plodu, to firmy i ludzie odpowiedzialni za wprowadzenie go do obortu robili wszytko, zeby sie wykpic od odpowiedzialnosci, uniknac wyplaty zadoscuczynienia okaleczonym ludziom. Piszac o tym nie mialem pojecia, ze historia, ktora miala miejsce w latach 60/70 nie zostala wowczas zakonczona, ale miala dalszy ciag, ktory trwa praktycznie do dnia dzisiejszego.

Ktoregos dania wpislalem w przegladarke Netflix slowo "thalidomid". Filtr wyrzucil jeden film: "Atakując diabła: Harold Evans i ostatnia zbrodnia nazistowska". Zarejestrowalem ow fakt, ale nie zwrocilem uwagi na intrygujace rozszerzenie: ..."Harold Evans i ostatnia zbrodnia nazistowska"...  Sadzilem, ze to co znajduje sie w Wiki wyczerpuje temat i uznalem, ze film bedzie odgrzewaniem sprawy. Kilka dni temu wrocilem do przegladania zasobow Netflix, ponownie wyfiltrowalem "thalidomide", ale tym razem zarejestrowalem CAŁY tytul. Niezwlocznie obejrzalem film. Jest szokujacy!

Nie bede sie silil na streszczanie zawartosci filmu. W moim przekonaniu jest na tyle interesujacy, obnażajacy bezwzglednosc, zaklamanie firm, systemow prawnych, ze doslownie KAŻDY powinien go obejrzec. To co potrafia zrobic ludzie ludziom doskonale wiemy. Nie ma słów na opisanie niemieckich zbrodni, a istnienie fabryk smierci do tej pory zwyczajnie nie miesci sie w glowie. Tak samo trudno jest sie pogodzic z brakiem empatii, przeczeniu faktom, brudną, bezwzgledną wojna wydana przez firmy/koncerny dystrybucyjne/farmaceutyczne przeciwko ludziom pokrzywdzonym przez TE firmy/koncerny. Niech poza intrygujacym tytulem dodatkowa zacheta do obejrzenia filmu będą nastepujace informacje: a/dystrybucja Talidomidu na terenie Wielkiej Brytanii zajmowala sie firma-dystrybutor alkoholi (nie farmaceutyków), w tym Johnnie Walkera i Gordodn's Gin, b/producentem Talidomidu byla niewielka, niemiecka firma chemiczna  Chemie Grünenthal, ktora wczesniej (w czasie wojny?) zajmowala sie produkcja mydła, c/konstrukcja prawa w Wielkiej Brytanii byla taka, ze do czasu wydania wyroku media nie mogly komentowac, relacjonowac przebiegu procesu pod grozba zamkniecia gazety i ciezkich sankcji dla szefow wydawnictwa, d/w filmie pojawia sie postac A. Huxleya, tego, ktory napisal "Nowy, wspaniały świat", e/film zostal zrobiony w roku 2014 i relacjonuje bieżący stan, polożenie "talidomidowych dzieci", a pierwsze dowody na zabójcze dzialanie talidomidu to rok 1960...

Mamy koncowke roku 2020. Zaczely sie szczepienia. Niezalezne dziennikarstwo praktycznie nie istnieje. Firmy-producenci szczepionek sa molochami takze finansowymi zblatowanymi ze swiatem polityki, zatrudniajacymi hordy prawnikow. Umywaja rece od odpowiedzialnosci za swoj produkt. Szef Pfizera sprzedaje 60+% swoich akcji i publicznie mówi, ze sie nie zaszczepi swoja szczepionka, gdyz nie chce zajmowac miejsca potrzebujacym... Nasze państwo mętnie wypowiada sie o jakimś funduszu w razie gdyby cos poszlo nie tak... Politycy przekonujac do szczepienia sie mowia, ze sami sa gotowi do szczepienia pod warunkiem, ze lekarz nie znajdzie przeciwskazan, ze nie zabiora miejsca w kolejce... 

A jeszcze nie tak dawno badacze-wynalazcy, aby udowodnic bezpieczne dzialanie szczepionki szczepili przede wszystkim siebie i swoje rodziny; zdarzało się, że dzialajac w imie dobra ludzkosci rezygnowali z praw patentowych. Konstrutorzy-inzynierowie w czasie prob obciazeniowych stawali pod zaprojektowanym przez siebie mostem, byli pierwszymi oblatywaczami budowanych przez siebie samolotów...  

sobota, 26 grudnia 2020

"Wspinaczka na szczyt nieprawdopodobieństwa" (Climbing Mount Improbable) aut. Richard Dawkins, 1996, PL 2008, książka

 "Wspinaczka na szczyt nieprawdopodobieństwa" (Climbing Mount Improbable) aut. Richard Dawkins, 1996, PL 2008, książka

Słowo sie rzeklo. Jestem swiezo po lekturze kolejnej ksiazki R. Dawkinsa. Kierujac sie instynktem samozachowawczym, podobnie jak w przypadku "Rozplatania Tęczy" siegnalem po najciensza sposrod 4-rech pozostalych do przeczytania ksiazek R. Dawkinsa. To byl dobry ruch! Ksiazka jest ciekawa, ale jej lektura w niektorych fragmentach zdecydowanie trudniejsza niz "Rozplatanie Tęczy".

"Szczytem nieprawdopobieństwa" jest gora na ktora sie nieustannie wspinamy - góra ewolucji. Ksiazke, caly jej tekst odbieram jako rodzaj dysertacji, głosu w sporze pomiedzy ewolucjonistami a kreacjonistami. Autor, darwinista posluguje sie szeregiem przykladow udowadniajac ze na "szczyt nieprawdopodbienstwa" moga (teoretycznie) prowadzic rozne sciezki. Ta prawdziwa i jedyna, pchajaca  nature ku doskonalosci jest łagodna, wymaga czasu. Wije sie leniwie, lecz uporczywie pnie sie ku szczytowi, to scieżka ewolucji. Zdaniem autora teoria-zalozenie, ze jest droga na skróty, ze mozna ów "szczyt nieprawdopodobienstwa" zdobyc wspinajac sie po pionowej scianie, gdzie za sprawa rozumu-kreacji mozna "wsiąść do windy" by w efekcie dzialania sily zewnetrzenj natura osiagnela stan rozwoju jaki dzisiaj obserwujemy, jest falszywa. 

Ciekawymi, czytelnymi i co najwazniejsze  z r o z u m i a ł y m i  dla laika przykladami na dzialanie ewolucji, czyli doboru naturalnego sa m.in. przyklady rozwoju umiejetnosci latania/szybowania, rozne dla swiata owadow, ptaktow, czy małych gryzoni. Nie mniej ciekawa jest ewolucja procesu widzenia w  konsekwencji ktorej powstaja oczy. Tutaj takze, podobnie jak w przypadku skrzydel, narzad wzroku w wyniku scislej specjalizacji rozni sie w zaleznosci od srodowiska w korym ewoluowal. Inne oczy maja ryby inne owady inne my itd., ale wszystkie sluza jednemu celowi - umozliwiaja przetrwanie, a w konsekwencji pozwalaja na "rozsiewanie" swoich genow. Do tego, aby postal tak wspanialy narzad jakim jest oko wystarcza dobor naturalny napedzany dziedziczącą sie informacja. I chociaz wydaje sie, ze powstanie tak precyzyjnego, zlozoneg, tak roznorodnego arcydziela jakim sa oczy jest tak zawile, skomplikowane, misterne, ze az niemozliwe, to do jego powstania nie byla potrzebna zadna inteligencja, zewnetrzna (kreacyjna) sila sprawcza. 

Sa tez inne rozdzialy-przyklady, ktore z pewnoscia sa nie mniej fascynujce, ale zdecydowanie mniej (dla mnie) cztelne. Jest np. caly potezny rozdzial o niejakich bleskotkach, ktore wyprawiaja rozne bezeceństwa figowcom. Pomimo tego, ze figle dokonywane wsrod fig sa intrygujace, to calosc i poziom skomplikowania procesu na tyle zlozony, ze mozna sie w tej zlozonosci i zaleznosciach pogubic. Zdecydowanie przyjemniej czyta sie o pająkach i sposobie w jaki tworza "jedwabne pęta". Tutaj takze mozna przeczytac do jakich wybiegow musi sie uciekac Pan Pająk, zeby Pani Pajęczyca darowala mu zycie i po figlach, miast go schrupać, pozwolila mu sie oddalic na z gory upatrzona pozycje w jego pajeczynie. Czytajac ten fragment natychmisat przypmniala mi sie sprawa muchówek z reportażu o londynskiej wystawie "Sexual nature" (2011), czyli o startegiach rozrodczych zwierzat. Kurator sekcji owadziej, rekomendowal baczne przyjrzenie sie muchówkom, gdyż: ..."Samce muchowek z rodziny (...) wciagaja do swego organizmu powietrze i ich oczy wysuwaja sie z ciala na szypulkach. Najwiekszym powodzeniem u samiczek ciesza sie samce z najgrubszymi szypulkami. Samiec muchowki wrecza narzeczonej prezent zareczynowy. Lowi mniejszego owada i prezentuje go samiczce podczas tanca godowego. Pakuje ten podarunek w jedwabny kokonik, wiec odwiniecie go zajmie ja na dluzsza chwile. A kiedy ona jest zajeta, on natychmiast korzysta z okazji.  Niektore samce zachowuja sie w sposob nawet bardziej zwodniczy. Jesli po kopulacji cos jeszcze zostanie z prezentu, odbieraja go wybrance i ofiaruja nastepnej. A ci najsprytniejsi nawet nie daja prezentu, tylko cos, co ma go udawac."... Wszelkie podobienstwo do osób i faktow jest przypadkowe :) Ale, zarty na bok! Panowie Pająki maja bardziej pod górke niz Panowie Muchówki. Oni takze organizuja prezenty, ale jak sie Pani Pająkowa zorientuje! Nie ma zmiłuj! Pożera faceta od żuwaczki do ostatniego odnóżna! Do końca! Na śmierć! 

Ewolucja - dobor naturalny jest procesem ciaglym. Ksiazka  "Wspinaczka na szczyt nieprawdopodobieństwa" dostarcza na to szereg dowodow wzbogaconych rysunkami i zdjeciami. Przede wszystkim jednak widzimy te procesy wokol nas. Ciekawym przykladem-dowodem (spoza ksiazki) jest przyspieszajaca inwazja ropuchy "aga" sprowadzonej do Australii w 1935 w celu tępienia szkodnikow trzciny cukrowej. Okazalo sie, ze jak to bywa w przypadku ludzkiej ingerencji w srodowisko, żabusia szkodniki zżera niezbyt aktywnie, ale jako gatunek inwazyjny, ktory nie ma naturalnych wrogow, mnoży sie bez opamietania, zagraża ekosytemowi Australii. Jej skrzek i wszystkie stadia rozwojowe sa trujace, w tym takze dla krokodyli. Naukowcy twierdza, że żabencja odpowiedzialna jest za wyginiecie ponad 50% populacji krokodyli  w rzekach Terytorium Pólnocnego. Przy okazji okazuje sie, ze ekspansja "agi" przyspiesza, a przyczyna sa zmiany czysto ewolucyjne. Żabcie maja coraz dluższe i mocniejsze tylnie nogi. Skacza dalej, szybciej sie poruszaja. Przyczyna jest to, ze Panowie Żabowie z pierwszej linii pochodu, figlują z Paniami Żabciami takze z pierwszej linii. Są na czele pochodu bo maja dluższe, silniejsze nogi. Ich potomstwo dziedziczy cechy rodzicow (samica sklada 35 tys jaj). Dzieciaczki sa silniejsze, bardziej żarte i oczywiscie szybsze.

Wszystko to, jak pisze R. Dawkins jest: ..."rezultatem Darwinowskiego wzajemnego dostrajania sie, ktorego skomplikowanej doskonałości nigdy nie dalibyśmy wiary, gdyby nie to, ze mamy ja przed oczami"...

Książka jest ciekawa, przyklady ewolucji frapujace. I nawet jesli nie zawsze udaje sie nadążać za autorem, to warto jest podjać próbę przeczytania. Także dlatego, żeby sie pochylić i zadumać nad ciężkim położeniem Panów Pająków.                                                            R.I.P. 


piątek, 25 grudnia 2020

"Elegia dla bidoków" (Hillybilly Elegy), reż. Ron Howard, USA, 2020, film, Netflix

 "Elegia dla bidoków" (Hillybilly Elegy), reż. Ron Howard, USA, 2020, film, Netflix

Lubicie Glenn Close? Pamietacie: "Świat według Garpa", "Fatalne zauroczenie", "Niebezpieczne zwiazki" i "101 Dalmatyńczyków"? Dla mnie to co najmiej 4 powody dla ktorych obejrzalem ten film. Lubie Glenn Close. Dawno jej nie widzialem. Gdy z jakiegos przekazu dolecialo do mnie, ze gra w "Elegii...", korzystajac z warunkow uniemozliwiajacych jazde na rowerze wzialem w dlonie wiosla, odpalilem Netfilx i ruszylem w rytm elegijnej opowiesci.

Film moim zdaniem jest poprawny. W skali filmweb ocenilem go na 5 (średni) dajac 6 (niezly) tylko ze wzgledu na kreacje Amy Adams i Glenn Close wlasnie. Zasadniczym walorem filmu jest jego autentyzm. Scenariusz powstal na podstawie ksiazki-wspomnien, bestsellera - "Hillybilly elegy" autorstwa J.D. Vance'a, czyli jest to prawdziwa historia. Nie znam ksiazki. Nie wiem co autorka scenariusza (Vanessa Taylor) wydobyla z oryginalu, jak rozlozyla akcenty. Filmowy efekt jest tak jak napisalem zaledwie poprawny. Akcja poprowadzona w przewidywalny, zbyt oczywisty sposob. Takie o-mało-co amerykanskie kino familijne, ale... Jest w tym filmie takze drugi plan i ten zdaje sie sie byc wazniejszy, ciekawszy (dla mnie?) niz pierwszoplanowa dosc jednoznaczna historia. Otoz w drugim planie dowiadujemy sie kim sa tytulowe "bidoki". Nie wiemy skad sie biora... Akcja filmu toczy sie u schylku lat 90-tych. To czas, kiedy nie tylko w USA nastepuja potezne zmiany w gospodarce, ktore w efekcie przyczyniaja sie do coraz glebszego rozwarstwienia spoleczenstwa. Nie znam zbyt wielu filmow traktujacych o white trash (przy okazji zobaczcie/posluchajcie jesli nie znacie, a pewnei wszyscy znaja -  "White trash beautiful" Everlasta), grupie, ktora stanowi znakomita czesc spolczeństwa amerykanskiego. Jedynym tytulem, ktory przychodzi mi na mysl jest dokument -"Amerykańska Fabryka", widziany takze na Netflix, gdzie ci ktorzy zaliczali sie do blue collars, spychani sa na dno drabiny spolecznej by stac sie "bidokami" withe trash. Proces pauperyzacji widoczny jest na calym swiecie. Sytuacja, w ktorej 1% bogatych ma tyle ile 1/2 calosci populacji, a ta proporcja stale sie zmienia na na niekorzysc "bidokow", musi doprowadzic do erupcji niezadowolenia, buntu. Do sytacji takich jak opisane w filmie. Widac to na ulicach francuskich miast (żółte kamizelki), w Stanach oraz praktycznie wszedzie, gdzie ludzie szukajac lepszego bytu protestuja, decyduja sie na emigracje. 

"Elegia dla bidoków" nie moze byc filmem o wszystkim. To oczywiste. Jednak moim zdaniem film bylby znacznie ciekawszy, gdyby mocniej wybil na pierwszy plan watki/problemy spoleczno-gospodarcze. A tak, w obecnej postaci, jest filmem, ktory moge polecic głównie fanom talentu Glenn Close.


piątek, 18 grudnia 2020

"Rozplatanie tęczy. Nauka, złudzenia i apetyt na cuda" (Unweaving the Rainbow. Science, Delusion and the Appetite for Wonder), aut. Richard Dawkins, GB 1998, PL 2001, książka

"Rozplatanie tęczy. Nauka, złudzenia i apetyt na cuda" (Unweaving the Rainbow. Science, Delusion and the Appetite for Wonder), aut. Richard Dawkins, 1998, książka

Gdzies na blogu, przy okazji innego tematu pisalem o ksiazkach Richarda Dawkinsa, ktore niczym niemy wyrzut sumienia leza od paru lat na stercie "do przeczytania" czekajac na lepsze (dla nich) czasy. Lezaly, czekaly lat pare, az wreszcie nastąpil ten lepszy czas:) 

Richard Dawkins jest brtyjskim naukowcem, biologiem, ale znany jest publicznie jako popularyzator nauki. Jego wiedza wykracza daleko poza biologie. Porusza sie lekko i pewnie w wielu dziedzinach wiedzy nie stroniac od porownan, cytatow i zapozyczen z klasycznej poezji europejskiej. Jednym slowem czlowiek renesansu.  Ksiazki R. Dawkinsa wymagaja 110% koncentracji. Sa "geste" od wiedzy. Pominiecie, uronienie jednego wyrazu, zdania, czyni nieczytelnym caly akapit, a w konsekwencji gubi sie watek i sens calego rozdzialu. Tekst jest zwarty. Ciasna interlinia, brak dialogow czyni go trudnym do czytania. Łatwo zgubic ciaglosc, pominac wiersz, stracić myśl przewodnia wywodu. Z drugiej strony to o czym pisze R. Dawkins jest szalenie interesujace... Na jego ksiazki, zawarte w nich przeslanie powoluje sie wielu autorow, reklamujac je jako fascynujace, znakomite wrecz prace popularnonaukowe.                                                                                                                                                                  Zebralem sie wreszcie w sobie i zachowawczo siegnalem po najcieńszą (277 str.) sposrod 5-ciu czekajacych pozycje - "Rozplatanie tęczy". Podtytuł: "Nauka, złudzenia i apetyt na cuda" opisuje zawartość książki. R. Dawkins wyjasnia szereg podziwianych przez nas zjawisk z naukowego punktu widzenia. Dokonuje "rozplatania tęczy" tlumaczac skad, w tym przypadku tęcza, sie biora, co jest podstawa ich istnienia, jaki rodzaj zmyslow odpowiedzialny jest za ich odbior i co powoduje, ze widzimy je takimi jakimi je widzimy. Jak zauważa R. Dawkins "mamy apetyt na cuda". Chcemy wierzyc, i wielu wierzy, w zjawiska z kategorii paranormalnych, np. w uwarunkowania astrologiczne, bo w sposob oczywisty próba zrozumienia sensu zycia i pojecie roli jaka przypadla nam we Wszechświecie, to naturalne, podstawowe pytania, ktore ciagle pozostaja bez odpowiedzi. R Dawkins bezlitosnie rozprawia sie z wieloma mitami dowodzac, ze wiele z tego co nas otacza powstalo w drodze ewolucji/doboru naturalnego do czego wystarcza drobiazg - dziedzicząca się informacja.  Podobnie bezwzgledny i szalenie logiczny jest tlumaczac "zagadkowe" zbiegi okolicznosci, ktore przestaja nimi byc, gdy do ich wyjaśnienia uzyje sie zdrowego rozsadku i podstaw matematyki. 

Czytając "Rozplatanie tęczy" dobrze jest mieć w zasiegu ręki smartfon, zeby sobie sprawdzic, nawet rozszerzyć pojecia, tematy po ktorych z lekkoscia i wdziekiem motyla porusza sie R. Dawkins - skończony erudyta. Można mu zazdrościć wiedzy oraz daru umiejetnosci jej przkazywania. Ja mu zazdroszczę! Po "Rozpataniu tęczy" nabralem ochoty na kolejną książke jego autorstwa:)

 

czwartek, 10 grudnia 2020

""Inside job", reż. Charles Ferguson, USA, 2010, film, Netflix

 ""Inside job", reż. Charles Ferguson, USA, 2010, film, Netflix

To film dokumentalny o tematyce bardzo zblizonej do "Big short", ale zakres opisywanych malwersacji/manipulacji/demoralizacji/bezkarnosci branzy finansowej jest daleko szerszy i wykracza poza kryzys 2008. Mianownik ten sam - rozpasana, bezgraniczna chciwość. Dosc powiedziec, ze film dostal Oscara 2011 za najlepszy, pelnometrazowy, film dokumentalny. Od siebie dorzuce, ze film jest bardzo "gęsty". Potezna ilosc faktow, dat, nazw, nazwisk podawanych z szybkoscia karabinu maszynowego wymaga 100%-towej koncentracji. Jednym slowem nie da sie filmu ogladac np. wiosłując. Ma szereg dobrych, prostych, łopatologicznych infografik. To dobry zabieg. Obrazki jak wiadomo latwiej wchodza do głowy. Trwa 2h, ale czas poswiecony na jego obejrzenie nie jest stracony. Jednak, podobnie jak w przypadku "Big short" ogladanie "Inside job" to rodzaj masochizmu ujetego w przeslanie-groźbę: "...porzućcie wszelką nadzieję...".


środa, 9 grudnia 2020

"Jestem legendą" (I Am Legend), reż. Francis Lawrence, USA, 2007, film, Netflix

 "Jestem legendą" (I Am Legend), reż. Francis Lawrence, USA, 2007, film, Netflix

Rowerowi koledzy skutecznie zniecheceni wczorajsza aura zrezygnowali z wieczornej jazdy. Samemu nie chcialo mi sie tluc po lesie, wiec hyc do piwnicy, wiosełka i oczywiscie film. Tym, razem rekomendowany przez kolege "Jestem legendą". To rzecz z gatunku horror/sci-fi, czyli cos, co zwykle omijam, a jesli juz ogladam to musi byc duże, mocne jak np. "Obcy. 8 pasażer Nostromo". Rekomendacja tez czasami dziala:) 

Opowiadana przez film historia ma sie znakomicie do otaczajacej nas COVID'owej terazniejszosci. O ile np. "Epidemia" (1995) z Dustinem Hoffmanem jest ciekawa i opisuje to, czego wlasnie doswiadczamy, to "Jestem legendą" mowi o rzeczywistosci, ktora byc moze wkrotce stanie sie naszym udzialem. Rzeczywistosci PO wynalezieniu i zastosowaniu szczepionki. To dobry, gatunkowy film, ktoremu dalem 6/10 w skali filmweb. Nie bede sie rozwodzil nad zgrabna, utrzymana w dobrym tempie akcją, dobrymi efektami specjalnymi, przekonywujaca kreacja glownego bohatera granego przez Willa Smitha. Solidna robota!

Uwazam, ze film jest tak przekonywujacy, tak sugestywny, ze powinien byc uzyty w skali calego swiata jako REKLAMA czekajacych nas szczepień. Apeluje, aby wszystkie stacje TV wyemitowaly ten film w prime time, a wowczas NIKT nie bedzie mial dylematu, czy szczepic sie juz, za chwile, moze wcale. W moim przekonaniu powinni ten film widziec wszyscy, zwlaszcza antyszczepionkowcy. Nie mam watpliwosci, ze zmienia zdanie i sami, pierwsi, z obnażonym ramieniem stana w kolejce do punktow szczepien.                  Szczep sie i ZASZALEJ [wreszcie] SOBIE! :)

poniedziałek, 7 grudnia 2020

"Selekcja (nie)naturalna" (Unnatural Selection), reż. Joe Egender, Leeor Kaufman, USA, 2019, film dokumentalny, Netflix

 "Selekcja (nie)naturalna" (Unnatural Selection), reż. Joe Egender, Leeor Kaufman, USA, 2019, film dokumentalny/miniserial, Netflix


Miniserial skalda sie z 4 odcinkow. Rozszerza, uscisla temat, ktorym zajmuje sie film "Human nature",  czyli perspektywy, zagrozenia i korzysci jakie niesie ze soba metoda "edytowania genów" CRISPR/Cas9. Odcinki: "Kopiowanie i wstawianie", "Pionierzy", "Zmienić cały gatunek" i "Następne pokolenie" moga troche nużyć, gdyz w kazdym z nich powtarzane sa te same lub podobne argumenty, czesc bohaterow jest ta sama. Jednak ich konstrukacja jest taka, ze kazdy z odcinkow moze byc autonomicznym filmem, a ogladane jeden-po-drugim stanowia kontynuacje, gdzie kazdy odcinek zgodnie z tytulem dedykowany jest innemu aspektowi edycji genow. Jesli widzieliscie i podobal sie Wam "Human Nature" to "Selekcja (nie)naturalna" jest pozycja obowiazkowa. Jesli nie widzieliscie, ale "grzebanie w genach" dziala na Wasza wyobraznie, to ogladajac te filmy nie bedzie sie nudzic. Mnie sie podobało.

Techonologie-podstawy metody CRISPR/Cas9, za ktora panie Emmanuelle Charpentier i Jennifer Doudna dostaly tegorocznego Nobla w dziedzine chemii sa takze baza do stworzenia szczepionek na COVID-19, ktore juz za chwile maja wyeliminowac problem "pandemii". Używam cudzyslowu, gdzy z potoczonym rozumieniu "pandemia" okresla ŚMIERTELNĄ, zaraze o globalnym zasiegu. W przypadku tego co dzieje sie wokół nas, wedlug biezacej wiedzy, tylko okolo 4%-5% chorych wymaga hospitalizacji, a "umieralność" nie przekracza wskaznikow dla przecietnej, sezonowej grypy. Jednak przy tak ogromnej latwosci przenoszenia sie wirusa COVID-19, przy tak gigantycznej liczbie zarażonych owe 5% w szpitalach oznacza ogromnie obciazenie dla systemow ochrony zdrowia, we wszystkich, nawet najbardziej rozwinietych krajach. Swiat czekal niecierpliwie na skuteczne lekarstwo/szczepionke. I prosze bardzo. Blyskawicznie, prawie w tym samym czasie kilka firm oglosilo, ze ma remedium w postaci szczepionki wlasnie. Ta niebywala predkosc w tworzeniu nowej szczepionki byla mozliwa dzieki metodzie wprowadzaia do ludzkich komorek syntetycznych łańcuchów mRNA. Od momentu, kiedy Chińczycy wraz z poczatkiem roku 2020 upublicznili mape genomu wirusa COVID-19 (SARS-CoV-2) naukowcy wszystkich laboratoriow staneli do wyscigu o szczepionke. Jeszcze do niedawna szczepionki uzyskiwalo sie izolujac wirusa, rozmanżac go na  zywym materiale (zwykle specjalnie hodownanych koloniach komorek). Potem oslabionego, lub martwego wirusa podawano w postaci szczepionki, a system odpornowsciowy organizmu uczyl z sie z czasem rozpoznawac i produkowac przeciwciala sluzace do destrukcji wirusa. W przypadku nowej metody umiejetnosc rozpoznawania i wyzwalnia odpowiednich mechanizmow obronnych jest "wszczepiana" w nasze komorki w postaci syntetycznego mRNA, w ktorego  łańcuchu zawarta jest informacja identyfikujaca wirusa.  Calosc jak rozumiem, dziala troche jak system "swoj-obcy" w samolotach bojowych. W pelni zautomatyzowane rozpoznanie "obcego" wyzwala natychmiastowa reakcje, ktora blokuje wirusowi mozliwsc wnikniecia do zywej komorki, a tym samym jego rozmnażanie, rozpoczynajc jednoczesnie wzmożoną produkcje przeciwcial (wirus nie moze sie mnozyc samoistnie, potrzebuje do tego zywych komorek). Wirus nie moze sie mnozyc, przeciwciala demoluja intruza i po robocie. To moja LAICKA, DYLETANCKA interpretacja procesow opisanych m.in.  w "Selekcja (nie)naturalna" i "Human nature".  Filmy zajmuja sie zaletami metody CRISPR/Cas9 jak i zagrożeniami jakie niesie technologia dzieki ktorej dostajemy narzedzie do tworzenia nowych, UWAGA! także TRANSGENICZNYCH bytów, czyli takich, ktore powstaja przez wprowadzenie do DNA organizmu (także ludzkiego) genów obcego gatunku, mogących pochodzić z rośliny lub/i zwierzecia... Dzieje się! Tu i teraz! Warto, wiedzieć, więcej!

piątek, 4 grudnia 2020

"Boznańska. Non finito", aut. Kuźniak Angelika, 2019, książka


 "Boznańska. Non finito", aut. Kuźniak Angelika, 2019, książka

Rozpedzilem sie. Wiec konsekwentnie, kolejna biografia duuuużej postaci polskiego malarstwa - Olgi Boznańskiej. Przeczytalem ja dosc dawno temu. Chociaz nie zwalila mnie z nog nadal uwazam, ze bylo warto poswiecic kilka godzina na jej lekture. Kolekcjonerzy, znawcy epoki twierdza, ze ksiazka praktycznie nic, lub niewiele wnosi do wiedzy o Oldze Boznańskiej. W moim przypadku jest inaczej. Nie jestem znawca i kolekcjonerem. Wszystko co autorka, Angelika Kuźniak zawarla na 336 stronach bylo dla mnie nowe, ciekawe, czesto zaskakujace, miejscami zabawne.

Autoportret
Jakis czas temu (2015) w 150 rocznice urodzin artystki (1865-1940) Muzeum Narodowe w Warszawie zaprezentowalo nieomal 150 prac Olgi Boznańskiej pochodzacych ze zbiorow wielu europejskich muzeow oraz kolekcji prywatnych. Bylem, widzialem. Jej sztuka nie porazila mnie, nie wprowadzila w stan zachwytu. Byc moze przyczyna jest to, ze jej obrazy sa stonowane, dosc ciemne, subtelne w swojej kolorystyce. Byc moze na moj slaby, wypaczony odbior rzutowal daltonizm, ktory nie pozwalal mi dostrzec measterii w gradacji barw, doborze kolejnych odcieni szarosci, ktore byly jej specjalnoscia. A moze gdyby artystka namalowala fajna gołą babę (skojarzenie z piosenka "Kobiety jak te kwiaty" Z. Zamchowskiego) to moj odbior bylyby inny, oceny wyzsze :) Nic z tego! Zero aktow! Przeraźliwie martwe, martwe natury, portrety odzianych po szyje smutasek i smutasow, czasami widoczek z okna...:)

Byla znana i uznana malarka. Zaslynela jako portrecistka. Portrecistka skrupulatna. Bywalo, ze malowala dlugo, powoli. Potrertowana osoba zmieniala sie, starzala, a Boznańska malowala, malowala, malowala... Sesje malarskie byly dlugie. W czasie malowania Olga Boznańska prowadzila z modelem  niekonczące sie rozmowy. Usilowala wydobyc z modela prawde o nim, przeniesc jego psyche na malowane płótno.

Dziewczynka z chryzantemami
Urodzona w Krakowie, osiadla i tworzyla w Paryżu. Znaly sie z Melą Muter, ktora czesto bywala w jej pracowni. Na nieszczescie (chyba) mialy zupelnie inny stosunek do mężczyzn. Pomimo, ze Olgę Boznańską nachodzili rozni absztyfikanci, to jak wynika z korespondencji, trzymala ich na dystans. W konsekewncji zostala panną. Angelika Kuźniak twierdzi, ze wie co bylo przyczna chlodnego stosunku artystki do płci przeciwnej. Nawet o tym pisze, ale ja nie zdradze o co chodzilo. Nie chce Was pozbawic przyjemnosci poznawania tajemnic malarki w czasie lektury "Boznańska. Non finito":) A tajemnic, ciekawostek jest w tej książce wiecej. Olga Boznańska z wiekiem dziwaczała. Staropanienstwo wyraznie jej nie sluzylo. Z wiekiem zapadala sie w siebie, rzadko wychodzila z pracowni w ktorej takze mieszkala. Miala szczegolny stosunek do zamieszkujacych w jej pracowni myszek. Nie dbala o swoj wyglad, porzadek w pracowni, stan finansow. Bez reszty, calkowicie poswiecala sie sztuce. Żyła dla Sztuki. 

Malowala sporo autoportretow. Ten, ktory umiescilem w tekscie posta osadził sie dobrze w mojej pamieci. Byc moze takze dlatego, ze reklamowal wystawe p.t. "Boznańska, Wyczółkowski, Dunikowski i inni. Kolekcja Mistrzów Krzysztofa Musiała", ktora mialem okazje widziec na KUL'u w Lublinie. Ten obraz reklamuje także wystawę "Kolory przemian. Malarstwo Polskie z Kolekcji Krzysztofa Musiała", którą mozna obejrzec w Państwowej Galerii Sztuki w Sopocie do 2021.01.03. Zanim jednak pojedziecie na te wystawe (170 obiektow) zadzwońcie do Galerii, zeby sprawdzic, czy wirus wydal zgode na jej otwarcie (58 551-06-21). "Dziewczynki z chryzantemami" nigdy nie widzialem w oryginale. Obraz uchodzi za jedno z najdoskonalszych dokonań Olgi Boznańskiej. William Ritter w paryskiej "Gazette des Beaux-Arts" w 1896 roku napisal, o tym portrecie ..."dziewczynki o dziwnych, niepokojacych oczach, jakby kroplach atramentu, ktore zdaja sie wylewac na chorobliwie blada twarz, wspolczesny ideal postaci Maeterlincka. Jest to dziecko enigmantyczne, ktore doporowadza do szalenstwa tych, co mu sie zanadto przypatruja(...) i jest to tak przerazajaca dziewczynka, tak jasna i biala, ze budzi dreszcz". Ma racje William Ritter. Są tacy, którym przypomina portrety infantek madryckiego dworu malowane przez Velazqueza. We mnie budzi skojarzenie z "The Shining" (1980) S. Kubricka z J. Nicolsonem. Szkoda, ze W. Ritter nie mial okazji zobaczyc tego filmu. Demoniczne dziewczynki nawiedzajace wyobraznie bohatera filmu do zludzenia przypominaja dziewczynke z chryzantemami (pamiec moze mnie zawodzic, film widzialem wiele lat temu).

"Boznańska. Non finito" - herbata, wygodny fotel, ciepełko - oddech od wirusa.

czwartek, 3 grudnia 2020

"Mela Muter. Gorączka życia", aut. Karolina Prewęcka, 2019, książka

 "Mela Muter. Gorączka życia", aut. Karolina Prewęcka, 2019, książka

Podtytul biografii Meli Muter ("gorączka życia") sugeruje ponadprzecietny temperament bohaterki, pasje, entuzjazm, pośpiech, byc moze nawet zyciowy zamet i nielad. Po lekturze ksiazki mozna stwierdzic, ze wlasnie taka byla Mela Muter. Moze nawet troche podobna do Tamary Łempickiej? Obie Panie mialy opinie femme fatale. Obie Panie w przerwach w mieszaniu farb, skutecznie mieszaly w glowach wielu panom. Mela Muter, w mieszaniu, ograniczala sie wylacznie do panow, podczas gdy T. Łempicka mieszala jak popadlo. Nie byla (chyba) tak demoniczną skandalistką jak Tamara Łempicka, ale z cała pewnoscia byla nie gorsza malarka. Obie Panie tworzyly w Paryzu w tym samym czasie. Z pewnoscia wiedzialy o sobie. Byc moze nigdy sie nie spotkaly. Mialy inny gust, wybieraly innych mężczyn, chodzily (chyba) na inne imprezy. Mela Muter romansowała (nieszcześliwie) z żonatym Leopoldem Staffem, Władysław Reymont był jej przyjacielem. W Paryżu mowiono, ze znani i uznani malarze Maurycy Gottlieb i Mojżesz Kisling pojedynkowali sie o nia. (nie zachowala sie informacja czy pojedynek toczyl sie na pędzle, szable, czy pistolety; nieznany jest także efekt koncowy, ale panowie dalej malowali, wiec raczej nic istotnego sobie nie obcieli/nie odstrzelili) Jej malżeństwo z Michałem Mutermilchem - pisarzem i krytykiem sztuki rozpadlo sie, a ona zwiazala sie z jedna z czolowych postaci francuskiego ruchu komunistycznego - Raymonedm Lefebverem, ktory zginal na statku w czasie powrotu z II-giego Światowego Kongresu Komiternu. Rainer Maria Rilke - ówczesny czołowy, europejski poeta do ktorego wzdychały panie z całej Europy, byl kolejnym wyborem Meli Muter. Zmarł w 1926. 

Była więc Mela Muter wzorcową femme fatale. Femme szalenie skuteczną w swym fatale dzialaniu na mężczyn. Przede wszystkim była uznana, spelnioną malarka, glownie portrecistka. Zarabia łatwo i duzo. Wielki Kryzys zabral jej praktycznie wszystko. Zaraz potem byla wojna i kilka bardzo trudnych lat, kiedy jako Żydówka byla zmuszona do ucieczki z  Paryża. Przetrwala w Awinionie, miasteczku polożonym na obszarze kolaborujacej z Niemcami Republiki Vichy. Caly czas malowala, ale juz nigdy, nawet po powrocie do Paryża nie odzyskala dawnej pozycji, slawy, pieniedzy. Zmarla w nędzy. 

Kobieta paląca papierosa
"Mela Muter. Gorączka życia" to efekt dwóch lat pracy autorki - Karoliny Prewęckiej. Jest to praktycznie pierwsze, wieksze opracowanie poświęcone Meli Muter. Jej obrazy, pamiec o niej przetrwaly dzieki Bolesławowi Nawrockiemu jr. i jego rodzinie, a teraz, za sprawa dobrej (w mojej ocenie) biografii, wiedza o Meli Muter ma szanse trafić do "szerokiego odbiorcy". Życie Meli Muter nie bylo nawet w czesci tak szalone jak zycie Tamary Łempickiej, co nie znaczy, ze wiodla stateczny, nudny, mieszczanski zywot. Zdecydowanie wazniejsze niz lista partnerow (tak, troche przesadzam:)) jest jednak to, ze jej sztuka, ktora nosi pietno osobistych przezyc, wrocila na salony, a jej obrazy staja sie ozdoba wielu wystaw i kolekcji. Biografia opisuje takze ciekawy proces "przywracania" kulturze tworczosci Meli Muter, zabiegow zwiazanych z odszukiwaniem i gromadzeniem jej dzieł, ktorymi "placila" za czynsz, zywnosc, rozne uslugi. Jak zwykle w takich przypadkach uderzajaca jest niesprawiedliwosc losu. 

"Kobieta paląca papierosa" to jedyny obraz Meli Muter, ktory widzialem w oryginale. To takze obraz, ktory bardzo mi sie podoba, ktory chetnie powiesilbym u siebie. Uwodzi mnie zwlaszcza jego dekadencki nastrój. Powstal okolo 1940 roku. Przedstawia prawdopodobnie wlascicielke pensjonatu, w ktorym malarka mieszkala w czasie swojego pobytu w Awinionie. Przypuszczalnie byla to forma zaplaty za mieszkanie. (Rodzina, w ktorej posiadaniu byl ten obraz miala kilka dziel artystki) Reprodukcji tego obrazu nie ma w "Mela Muter. Gorączka życia". Jest za to wiele innych pochodzacych z kolekcji Bolesława i Liny Nawrockich. Sa takze rodzinne zdjecia i reprodukcje z kartek notatnika Meli Muter oraz mnostwo szczegółów z zycia artystki do ktorych dotarla autorka biografii. Ciekawa lektura o ważnej przedstawicielce Ecole de Paris. Interesujaca. Moim zdaniem warto! 


środa, 2 grudnia 2020

"Tamara Łempicka. Sztuka i skandal" (Tamara de Lempicka. A life of Deco and Decadence), aut. Laura Claridge 1999, PL 2019, książka


 "Tamara Łempicka. Sztuka i skandal" (Tamara de Lempicka. A life of Deco and Decadence), aut. Laura Claridge 1999, PL 2019, książka 

W jednym z poprzednich postow napisalem, ze zycie Tamary Łempickiej to gotowy scenariusz na niezly film. Do tego dobra obsada, rezyser i Oscar w zasiegu. Gdy to pisze przypomina mi sie film "Frida" o meksykanskiej malarce Fridzie Kahlo granej przez Salme Hayek. Dobry. Zyciorys Fridy Kahlo ciekawy, kolorowy jak jej obrazy. Nasza :) Tamara Łempicka bije na glowe Fride w kazdej kategorii: urody, talentu, barwnego zyciorysu, osiagniec artystycznych i cen obrazow. Tamara Łempicka rulez! Pod kazdym wzgledem. Byla niesamowita. Juz sam fakt, ze jej osoba/zycie spina kilka roznych swiatow: przedrewolucyjną Rosję, miedzywojenny Paryż, powojenne Hollywood plus kawalek Meksyku (stad m.in. skojarzenie z Frida Kahlo) powoduje, ze jest niewiele osob-artystow, ktorzy mogliby sie pochwalic TAKIMI doswiadczeniami. A przeciez nie chodzi o turystyke, ale funkcjonowanie, i to jakie(!), w kazdym z tych, jakze roznych swiatow. Niezaleznie od czasu, miejsca i srodowiska, wszedzie zwracala na siebie uwage, chciala "rządzić", czesto sie jej to udawalo. Uwazala siebie za wybitna artystke. Byla wampierm seksualnym, skandalistka, konfabulantką ciezko pracujaca (także cialem) na swoja legende. No, ale o tym wszystkim pisze Laura Claridge w blisko 500-set stronnicowej biografii. Nie bede odbieral Wam przyjemosci czytania tej znakomitej (moim zdaniem) ksiazki.

Les deux amies
 "Tamara Łempicka. Sztuka i skandal" czyta sie szybko i lekko. To dosc oczywiste. Temat jest wdzieczny, a osoba bohaterki szalenie barwna, wiec wydaje sie, ze autorka nie musiała zbytnio sie wysilac. A jednak... Pisanie biografii zajelo Laurze Claridge kilka lat. W "Podziękowaniach" na koncu ksiazki umieszcza mnostwo postaci, ktore pomogly jej w pisaniu ksiazki. Lista jest dluga i imponujaca. Najwieksze wrazenie na mnie (na granicy szoku) zrobilo podziekowanie dla Naval Academy Research Council,  ktora w latach 1994-1996 finansowala prace nad książką... Nawet jesli autorka pracowala jak wynika z notki biograficznej, w Akademii Marynarki Wojennej, gdzie wykladala literature, to finansowanie pracy nad ksiazka o polskiej, skandalizujacej malarce wydaje sie byc przedsiewzieciem dosc odleglym od zadan z ktorymi na co dzien mierzy sie TA uczelnia. Frapujące. Amerykanska flota wojenna zamierza do walki uzywać hologramow obrazow T. Łempickiej? Mnie sie podoba! Jestem za! W kazdym razie ksiazka jest solidnym, wyczerpujacym zrodlem informacji o najdroższej, polskiej artystce/artyście wszech czasów. Przeczytalem biografie kilku polskich malarek: Zofia Stryjeńska, Olga Boznańska, Mela Muter i Tamara Łempicka. Bardzo lubie ksiazke o Z. Stryjeńskiej. Artystka miala fantazje, byla z tych "postrzelonych", lekko zwariowanych postaci, do ktorych zwyczajnie czuje sie sympatie. Jednak najbradziej solidną, a przy tym ciekawą pracą jest biografia Tamary Łempickiej. Gorąco polecam.

(witryna dot. tworczosci Tamary Łempickiej)

(dolecialo do mnie, ze Marek Roefler wlasciciel prywatnego muzemu sztuki Villa La Fleur planuje na wrzesień 2021 wystawe obrazow i grafik Tamary Łempickiej; co na to wirus?) 


piątek, 27 listopada 2020

"Human nature", reż. Adam Bolt, USA, 2019, film dokumentalny, Netflix

"Human nature", reż. Adam Bolt, USA, 2019, film dokumentalny, Netflix


W ostatnim wpisie przywolalem postać Tamary Łempickiej. Ona, a wlasciwie ksiazka-biografia miala byc tematem tego posta. Stalo sie inaczej. Otoz gdzies w okolicach poczatku listopada doleciala do mnie informacja o przyznaniu nagrody Nobla w dziedzinie chemii paniom: Emmanuelle Charpnetier i Jennifer Doudna za opracowanie i opublikowanie w roku 2012 metodologii CRISPR/Cas9, ktora sluzy niczemu innemu jak precyzyjnemu "grzebaniu" w genach. Natknąłem sie na zwiastun filmu "Human Nature". Musialem go zobaczyć i napisac klika zdań zachecajacych do jego obejrzenia.

Wydaje mi sie, ze pierwszy raz przeczytalem o tej metodzie (CRISPR/Cas9) w National Geographic w 2017. Artykul byl na tyle fascynujacy, ze zrobilem zdjecie (obok) fragmentu tekstu. To brzmialo jak czysta fantastyka. Dzieki tej metodzie naukowcy mogli dostarczyc zsynetyzowany fragment DNA w dowolne miejsce genomu, trafić idealnie usuwajac niepożadane geny, a w to miejsce wstawiac do istniejacego kodu inne, "chciane" geny. Do tego ta metoda jest (ponoć) szalenie prosta, precyzyjna, tania i skuteczna. (Natychmiast przypomniala mi sie przeczytana na poczatku lat 80-tych ksiazka Davida Rorvika "Na obraz i podobieństwo swoje", futurystyczna wówczas wizja klonowania ludzi; myślę, ze pomimo wieku [wydana 1983] nadal moze byc ciekawą lektura). Jakis czas potem na jednym z kanalow Discovery zobaczylem film dotyczacy proby zwalczania komarow przed olimpiada w Brazylii. Chodzilo o wirusa Zika przenoszonego przez jeden typ komarów.  Wirus jest szczegolnie grozny dla kobiet w ciazy, gdyz moze powodowac u noworodkow małogłowie. Zatrudniono brytyjska firme, ktora zajela sie genetyczna modyfikacja komarow przenoszacych Zike i denge. Potomstwo zmodyfikowanych komarow ginęło nie osiagnawszy dojrzalosci i zdolnosci do dalszego rozmnazania. W konsekwencji wyeliminowano komary-nosniki wirusa co w efekcie zredukowalo ilosc zakazen. Modyfikacja genomu komarow odbyla sie przy pomocy narzedzia CRISPR/Cas9...

Film opowiada historie spotkania Pań Emmanuelle Charpnetier i Jennifer Doudna wówczas jeszcze nie noblistek. Obrazowo, w prosty sposob opisuje metode usuwania/wstawiania genow. Pokazuje jakie mozliwosci niesie to okrycie dla leczenia wielu chorob, ktore do tej pory uznawano za nieuleczlne. Zajmuje sie takze zagrozeniami jakie daje latwosc grzebania w genach... Narzedzie CRISPR/Cas9, jego znaczenie dla nauki, ludzkosci porownywane jest z odkryciem potegi drzemiacej w atomie. Z jednej strony potencjalna, ale nawet totalna destrukcja, z drugiej wszelkie, trudne wrecz do wyobrazenia dobrodziejstwa. Podobnie jak atom, nagrodzona Noblem metoda nie jest samoistnie zła lub dobra. Ludzkość dostala do reki "boskie" narzedzie. Tylko od nas zalezy w jaki sposob bedzie wykorzystane. Moim zdaiem wszystko wskazuje na to, ze bedziemy sie zachowywac jak malpa z brzytwa. Przeciez nie istnieja zadne normy moralne, przeslanki etyczne, ktore powstrzymaja ludzi przed eksperymenatmi. W filmie, na jego koncu podana jest informacja upubliczniona przez jedno z chińskich laboratoriow o ingerencji w genotyp urodzonych w Chinach blizniaczek w celu eliminacj genu przenoszacego HIV. 

Film jest bardzo "na czasie". Interesujacy, fascynujacy i intrygujacy. Z jednej strony inzynieria genetyczna nie jest niczym nowym. Jestesmy otoczeni produktami-efektami inzynierii gentycznej. Rozne gatunki kwiatow, wielosc rodzajow owocow, ich smak, kolor itp. to efekt swiadomego dzialania czlowieka (krzyżówki). Sama przyroda tez przyklada do tego "reki". Czymze innym jak nie swoista inzynieria genetyczna jest ewolucja w czasie ktorej przenoszone sa i preferowane cechy=geny dajace organizmowi wieksza szanse na przetrwanie, na trwalosc gatunku w warunkach zmieniajacego sie srodowiska. Z drugiej zas strony bronimy sie przed zywnoscia modyfikowana genetycznie (GMO). Nie wiemy jaki wplyw na nasze organizmy, organizmy zwierzat, na srodowisko beda mialy w dlugim dystansie produkty "usprawnione" przez czlowieka... a przeciez, bez radykalnego zwiekszenia plennosci zbóż byc moze  nie bedziemy w stanie wyzywic rosnacej w zastraszajacym tempie ludzkiej populacji (podwajanie co kazde 30-40 lat).

Do momentu powstania narzedzia CRISPR/Cas9 swiat nauki byl dosc ostrozny w eksperymenatch przeprowadzanych na ludzkich zarodkach. Nie chwalono sie tym zbytnio. Brak dokladnosci w manipulowaniu w kodzie genetycznym dawal przypadkowe, zbyt czesto fatalne wyniki. Teraz dzieki precyzji i niezawodnosci metody jest inaczej. Oznacza to, ze dazenie do powszechnej szczesliwosci, dlugowiecznosci, moze nawet do niesmiertelnosci nie jest juz utopia. Zero ograniczeń.

piątek, 20 listopada 2020

"Walka: Życie i zaginiona twórczość Stanisława Szukalskiego" (Struggle: The Life and Lost Art of Szukalski), reż Ireneusz Dobrowolski, USA, 2018, film dokumentalny, Netflix

 "Walka: Życie i zaginiona twórczość Stanisława Szukalskiego" (Struggle: The Life and Lost Art of Szukalski), reż Ireneusz Dobrowolski, USA, 2018, film dokumentalny, Netflix


Czwartek wieczór. Deszcz, zamiast roweru - łódeczka. Tym razem, dla odmiany, w miejsce filmu o banksterach (na nich jeszcze przyjdzie czas) cos o sztuce, artyscie, do tego polskim - Stanisławie Szukalskim.

Wreszcie artysta - mężczyna! Ostatnio przeczytalem kilka biografii: Olga Boznańska, Mela Muter, Tamara Łempicka (nie dzielilem sie jeszcze na blogu swoja opinia o tych ksiażkach), a wczesniej Zofia Stryjeńska (TU). Nietrudno zauwazyc, ze byly to artystki-kobiety, malarki, a tu prosze! Nie dosc ze artysta-facet, to jeszcze rzeźbiarz, i to jaki! Wypowiadajacy sie w filmie artysci pozycjonuja Stanisława Szuklaskiego pomiedzy Michałem Aniołem a Rodinem, w wiekszosci uwazajac go za geniusza, byc moze najwiekszego rzezbiarza naszych czasow (1893-1987). Z przykroscia przyznaje, ze nigdy wczesnej nie slyszalem o Stanisławie Szukalskim. Z radoscia stwierdzam, ze dzieki objerzeniu filmu obszar mojej ignorancji jest mniejszy, a ja bogatszy o wiedze na temat artysty kontrowersyjnego, ktorego sztuka i poglady budzily i nadal budza mnostwo emocji. Stanisław Szukalski byl glownie rzeźbiarzem, ale parał sie takze scenografia, architektura i malarstwem. Byl takze filozofem kreujacym sie na guru nowej sztuki wyrazajacej nowa rzeczywistosc, krytykujacym dokonania i wartosc owczesnych kierunkow i konwencji toworzenia. Negował potrzebe istnienia Akademii Sztuki, gdzie proces edukacji niszczyl jego zdaniem indywidulalizm i geniusz tworcow. Jednym slowem nieźle zakręcony artysta, który dostał (1937?)  zlecnie na wykonanie posągow Hitlera i Goringa. Zainkasowal zaliczke, wyslal wstepne szkice, gdzie postac Hitlera uosabiala stojaca na palcach, w krotkiej sukience, baletnica z hitlerowska grzywka i wąsem... Kancelaria III Rzeszy odeslala projekt z uprzejma informacja, ze raczej z niego nie skorzysta... 

Film jest bardzo ciekawy. Dobra, solidna robota (8/10). Z jednej strony intrygujaca postac i zycie Stanisława Szukalskiego, z drugiej zas strony pasjonujacy proces ponownego "odkrywania" osoby i dokonan S. Szukalskiego przez nowofalowych, amerykanskich tworcow komiksow. Film zgrabnie laczy watek biograficzny z dokumentalnymi wypowiedziami artysty uwiecznionymi na tasmie filmowej. Zawiera opinie, wypowiedzi wielu ludzi, ktorzy mieli konatkt ze Stanisławem Szukalskim. Nie zawsze sa to opinie pozytywne. Sa tacy, ktorzy uwazali go za niebezpiecznego dewianta, a George DiCaprio mowi o glebokim rozczarowaniu osoba Artysty, co nie zmienia faktu, ze producentem filmu jest jego syn, niejaki Leonardo DiCaprio. Dobrze wydane pieniadze! Tak trzymaj Leo! Może teraz film o Tamarze Łempickiej? Ona miała autentyczny, rozbuchany apetyt na życie! Jej biografia to gotowy, pikantny scenariusz na oskarowy film:)

poniedziałek, 16 listopada 2020

"Medyczne nadużycia" (The bleeding edge), reż. Dick Kirby, USA, 2018, film dokumentalny, Netflix

"Medyczne nadużycia" (The bleeding edge), reż. Dick Kirby, USA, 2018, film dokumentalny, Netflix

Jest dobrze!  Pfizer oglosil, ze juz ma szczepionke na Covida i to nie byle jaką! 90% skutecznosci! Robi wrazenie. Zupelnie jak info o zadowoleniu Polek/Polakow z reklamowanego w TV kosmetyku, czy detergentu... Tam tez satysfakcja/skutecznosc jest na poziomie 90-ciu procent. Podbnie jak wynik wyborow np. na Bialorusi. Nie dosc, ze glosuje blisko 100% uprawnionych to 89% z chce rządow Baćki... Ponadto Pfizer nie jest jedyny! Od pewnego czasu dostepna jest rosyjska szczepionka Sputnik V, ktora reklamuje sam Wladimir Putin... Za chwile wejda na rynek kolejne szczepionki. Jest dobrze!

Zanim jednak podejmiecie decyzje ktora ze szczepionek przyjmiecie warto jest zobaczyc film "Medyczne naduzycia", ktory co prawda nie traktuje o farmaceutykach, ale szczegółowo zajmuje sie system dopuszczania do rynku urzadzen/akcesoriow medycznych przez slynne ze swej surowosci, drobiazgowego przestrzegania procedur, amerykanskie FDA. Ten film, podobnie jak "Big Short" jest filmem o CHCIWOŚCI.

Formalnie film nie jest ciekawy - glownie gadajace glowy. Pod tym wzgledem jest zdecydowanie slabszy od "Big Short". Jednak jego zawartosc jest nie mniej szokujaca, bo przecież chciwość nie jest przypadloscia zarezerwowana tylko dla sektora finansowego. Film szczegółowo opisuje funkcjonowanie branzy urzadzen/akcesoriow medyczynych, ktora w USA jest warta okolo 400 mld USD, (znacznie przekracza zdaniem tworcow filmu wartosc rynku farmaceutykow) w odniesieniu do systemu dopuszczania do rynku nowych urzadzen, ktore w zalozeniu maja za zadanie ratowanie zycia, lub/i poprawianie jego komfortu. "Medyczne nadużycia" to solidne śledztwo podążające za zgloszonymi przez uzytkownikow/pacjentow nieprawidlowosciami w dzialniu endoprotez, systemu sterylizacji oraz wdrażaniu medycznego robota-chirurga. Za każdą z tych nowinek stoja poteżne firmy medyczne (kolejno: Johnson&Johnson, Bayer, Intuitive Surgical), ktorych obroty liczone sa w setkach miliardów USD. O ich interesy dbaja setki lobbystow wiszacych na klamkach i telefonach senatorow/kongresmenow oraz cale rzesze "konsultatntow medycznych", ktorzy "przekonuja" lekarzy do stosowania "wlasciwych i jedynie slusznych" rozwiazan i terapii. Ich biznesu pilnuja takze ludzie z nadzoru FDA, ktorzy w zalozeniu powinni dbac o NASZE bezpieczenstwo, NASZ dobrostan.

W trakcie ogladania filmu przypomniala mi sie znana i kiedys bardzo glosna afera dotyczaca leku Talidomid stosowanego jako srodek przciwbolowy i przeciwymiotny sprzedawany/zalecany kobietom u ktorych ciąża przebiegala z powiklaniami. Skutki w postaci foto "talidomidowych dzieci" mozna zobaczyc w necie (nie umieszczam ich na blogu, sa przerażające).  ...."Preparat został zarejestrowany w ponad 50 krajach, pod różnymi nazwami handlowymi (Talimol, Kevadon, Nibrol, Sedimide, Quietoplex, Contergan, Neurosedyn, Distaval i innymi). Pod koniec roku 1960 udowodniono, że talidomid ma silne działanie teratogenne (czyli powoduje uszkodzenia płodu). Było ono szczególnie duże podczas pierwszych 50 dni ciąży[6]. Zanim wykryto ten aspekt jego działania, ofiarami tego specyfiku zostało około 15 tysięcy ludzkich płodów, z czego 12 tysięcy zostało donoszone i urodzone jako dzieci z głębokimi wadami rozwojowymi. Spośród owych 12 tysięcy dzieci około 4 tysięcy zmarło przed ukończeniem pierwszego roku życia. Większość z ocalałych osób żyje do dzisiaj, chociaż prawie wszyscy cierpią z powodu ciężkich deformacji ciała, między innymi braku kończyn (fokomelia lub amelia) i nienaturalnych proporcji ciała[7]. "....[cytat z Wiki; przeczytajcie calosc w Wiki, b. ciekawy, budujacy jest watek o nieudanej probie (ale to bylo ponad 1/2 wieku temu) wprowadzenia T. na rynek USA (TU)]

Takich afer bylo z pewnoscia wiecej. Ta jest/byla powszechnie znana, gdyz dotyczyla dzieci, a te nadal zyja i maja swoje, zdrowe dzieci. Niedawno widzialem film o talidomidowej kobiecie (Niemka?), ktora nie majac rąk zdecydowala sie na urodzenie dziecka, bodaj corki, ktora samotnie wychowuje.

Mysle wiec sobie, ze nie warto jest byc "wyrywnym". Slysze, ze szef Pfizera sprzedal wiekszosc (ponoc 60%) posiadanych akcji firmy, ktora kieruje. Mowia, ze sprzedaż byla zgodna z procedurami, bo ponoc zglosil wole sprzedazy do Nadzoru Gieldowego odpowiednio wczesnie, uprzedzil, ze bedzie sprzedawal, gdy tylko Pfizer oglosi, ze MA szczepionke (wartosc akcji gwaltownie wzrosla, co przeciez bylo do przewidzenia). Byc moze jest to zgodne z przepisami, ale w moim przekonaniu wizerunkowo baaaardzo slabe. Urzadzenia/akcesoria z "Medycznych nadużyć", Talidomid - wszystkie spelnialy kryteria, przechodzily procedury, dostawaly odpowiednie certyfikaty. Po latach, czasami tylko kilku, okazywalo sie, ze chciwość byla silniejsza od procedur, przepisow, czcigodnych gremiów i komisji. Cierpieli, cierpią i beda cierpieć ludzie. Koncerny ewentualnie wyplaca odszkodowania (precyzyjnie, zrobia to najpewniej firmy ubezpieczoniowe/asekuracyjne w ktorych te koncerny sie ubezpieczaja). I? Jest dobrze!

"Medyczne nadużycia" - koniecznie zobaczcie ZANIM odlecicie na pokladzie Sputnika lub Pfizera!

czwartek, 12 listopada 2020

"Big Short", reż. Adam McKay, USA, 2015, Netflix

 "Big Short", reż. Adam McKay, USA, 2015, Netflix


Film nalezy do tej kategorii, ktora bardzo lubie, czyli jest to fabularyzowany dokument dotyczacy aktualnych zdarzen z obszaru spoleczno-ekonomicznego. Zaleta filmu jest dobra obsada (wsrod wielu znakomitych aktorow Ryan Gosling i Brad Pitt), wartka akcja i oczywiscie temat - kulisy kryzysu finansowego 2007-2008.

Mysle, ze jestem jedna z ostatnich osob, ktora do tej pory nie widziala tego filmu :) Jednak moze sie zdarzyc, ze ktos poza mna nie mial okazji go widziec. Zapewniam - WARTO. Widzialem kilka filmow paradokumentalnych traktujacych o kryzysie 2007-2008. "Big Short" jest zdecydowanie najlepszy. Jest w nim troche z cwaniackiej zadziornosci "Żądła", ale w konsekwencji to bardzo sprawnie zrobiony dramat opisujacy mechanizm zapasci rynkow finansowych w wyniku pekniecia bańki rynku nieruchomosci w USA. Mnostwo ludzi stracilo na wowczas ogromne pieniadze. Problem rozlal sie na caly swiat, dotknal takze Polski. Polegl raptem jeden bank - Lehman Brothers. Reszta tlustych kotow dofinansowana przez rzady krajow w ktorych operowaly wyszla z tego "zamieszania" obronna reka, bogatsza i mocniejsza niz kiedykolwiek wczesniej. Dobrze jest o tym pamietac. Mysle, ze od dawna nikt nie ma zludzen i nie traktuje banku(ów) jako instytucji zaufania publicznego. Afery ostatnich lat (tylko Polska): Amber Gold, WGI, polisolokaty, Getback, kredyty frankowe i mnoooooostwo innych, mniejszych, sa dowodem na to, ze sentencja Gordona Gekko z "Wall Street": ..."chciwosc jest dobra"... jest leitmotivem dzialan wszelkich tzw. instytucji finansowych. Dobrze jest zatem, obejrzec "Big Short", zeby sobie odswiezyc motywy jakimi kieruja sie "doradcy finansowi" przekonujacy nas do kupienia fantastycznych obligacji, wziecia wiekszego, "bezpiecznego" kredytu itp.

("Big Short" nie nadaje sie do ogladania na ergometrze wioślarskim. Akcja jest wartka, dialogi szybkie, pelne zawodowego żargonu. Ogladanie wymaga 100% koncentracji. Po 10 min. wioslowania/ogladania przenioslem sie na kanape).
    

środa, 4 listopada 2020

"Cała prawda o alkoholu" (The truth about alcohol), reż. David Briggs, GB, 2016, film dokumentalny, Netflix

"Cała prawda o alkoholu" (The truth about alcohol), reż. David Briggs, GB, 2016, film dokumentalny, Netflix


Sa co najmniej trzy przyczyny dla ktorych obejrzalem ten film: nie jestem abstynentem, mam swiadomosc zagrozen, zwlaszcza uzaleznienia, film trwa 58 min. czyli tyle, ile bez wiekszego poswiecenia wytrzymuje na ergometrze.

Punktem wyjsciowym jest wprowadzony w Wielkiej Brytanii w styczniu 2016 nowy, zalecany jako bezpieczny, tygodniowy limit spożycia alkoholu. Teraz wynosi on 14 jednostek/tydzień, gdzie 1-dna jednostka oznacza 1 gill mocnego alkoholu, czyli 0,14l whisky, wodki itp., Bezpieczna norma jest bardzo niska, do tego jest bezpieczna, gdy 14 jednostek spozytych jest rownomiernie przez caly tydzien.

Lekarz, ktory jest przewodnikiem i narrtorem aranzuje rozne doswiadczenia majace na celu dowiedzenie slusznosci (lub jej braku) obiegowych przekonan o rozgrzewajacych wlasciwosciach alkoholu, pozytywnym wplywie na uklad krwionosny, ulatwianiu zasypiania itp. Z drugiej zas strony zajmuje sie pustymi, alkoholowymi kaloriami, wzmożonym zapotrzebowaniem na jedzenie, kacem itp. Jednym slowem nic odkrywczego, nic, zadnych wnioskow, ktore zawalalby z nog. Zreszta czego sie spodziewać po Angolach? Gdyby badanie bylo prowadzone przez Szkotów, jego wartosc moglaby stanowic jakas realna dla nas Polaków wskazówkę. A Anglicy? Wychowani na odgazowanym, slabym piwie, na temat mocnych alkoholi nie wiedza prawie nic. Bo jak potraktowac efekt filmowego eksperymentu majacego dac odpowiedz jaki alkohol jest najmniej kacogenny? Dla obszaru w ktorym my funkcjonujemy oczywiste jest, i jest to wiedza powszechna, ze najbradziej bezpieczne pod tym wzgledem sa biale alkohole. Anglicy nie stanowia dobrego punktu odniesienia dla alkoholowych eksperymentow. Jeden z moich angielskich znajomych wywodzil slynna zla slawa agresje angielskich kiboli, brakiem obycia z mocniejszymi niz typowe angielskie beer trunkami. (Angielscy kibice prawie do konca lat 80-tych terroryzowali całą Europe, a apogeum terroru mialo miejsce na brukselskim stadione Heysel, gdzie w trakcie meczu o Puchar Europy pomiedzy Juventusem a Liverpoolem w 1985 roku, w wyniku starc pomiedzy kibicami zginelo 39 osob). Otoz wg. mojego znajomego jesli mecz odbywal sie powiedzmy o 17:00, to przecietny angileski kibic "wchodzil" w jego atmosfere od rana, zagladajc do swojego lokalnego pubu. Tutaj spotykal reszte kumpli i juz z calą ekipa, na piechote, od pubu, do pubu rozpoczynali droge na stadion. Pubow w kazdym angielskim miescie jest bezliku. W kazdym (no, prawie) kazdy czlonek ekipy przechylal po pincie (0,568 l) piwa, szli dalej. Po trzeciej pincie  konieczna byla wizyta w WC. Pozniej kazda wypita szklanica piwa skutkowala wydaleniem tej samej lub wiekszej objetosci, ale ze wzgledu na mala zwartosc alkoholu stan upojenia osiagal poziom constans. Kibic przybywal na stadion na lekkim rauszu z przeplukanym piwem organizmem. Natomiast na kontynencie... Tutaj piwo jest srednio 2x mocniejsze i chociaz objetsc mniejsza, skutki kumulacji alkoholu oczywiste. Powtorzony w kontynetalnej Europie obrzadek wyprawy na mecz, konczyl sie mocnym upojeniem, w efekcie wieksza agresja ze skutkami jak na Heysel.

Ale mialo byc o filmie... No wiec moim zdaniem nie mozna filmu traktowac smiertelnie powaznie. Trzeba poczekac na badania rosyjskie, polskie, moze szewdzkie. I chociaz film nie wnosi nic istotnego na temat wiedzy o alkoholu, to jest tam jedna, ciekawa, dla mnie nowa informacja o zaleznosci pomiedzy iloscia spozytego alkoholu, a rakiem. Daje do myślenia. Ale chodzi glownie o raka piersi. 

Panowie! Na  zdrowie!

poniedziałek, 2 listopada 2020

"Sołdat. Od Leningradu do Berlina. Frontowa prawda w opowieści szeregowego żołnierza Armii Czerwonej", aut. Nikołaj Nikulin, 2017, książka

 "Sołdat. Od Leningradu do Berlina. Frontowa prawda w opowieści szeregowego żołnierza Armii Czerwonej", aut. Nikołaj Nikulin, 2017, książka



Nie siegnalbym po te ksiazke z wlasnej woli. Przyczyna jest prozaiczna - wojenne ksiazki przestaly mnie interesowac (przeczytana niedawno "Na nieludzkiej ziemi" J. Czapskiego, nie zalicza sie moim zdaniem do tej kategorii); o wojnie czytalem duzo wiele lat temu. To byl czas kiedy ksiazki o wojnie wydawano jak harlequiny: czesto, w ogromnych nakladach, w kieszonkowym rozmiarze. Rzadzila dostepna w kioskach Ruchu seria z logo "tygrys", ktora w duzej czesci sławiła dokonania partyzantki AL, GL i BCh. Zdarzaly sie takze wydania poswiecone innym wojennym epizodom, zagadnieniom, ale byly trudniej dostepne, widac w tym przypadku naklad byl mniejszy. Ponadto jak juz sie wie, ze wojne wygrali: "Rudy", czterej pancerni i Szarik, to dalsze zaprzatanie sobie glowy wojna nie mialo sensu...

"Sołdata" polecił mi i co wiecej także pożyczył kolega, z komentarzem, ze jest to kawalek prawdy o wojnie widzianej i przezytej przez radzieckiego zolnierza. Przeczytalem. 

Ksiazka, o czym autor sam informuje czytelnika nie powstala w mysla o publikacji. To raczej rodzaj luznego pamietnika, ktory spisany w 1975 roku mial sluzyc ocaleniu od zapomnienia: zdarzen, ludzi, sytuacji w ktorych autor bral udzial, ktorych byl naocznym swiadkiem. Ksiazka w postaci rekopisu krazyla wsrod znajomych autora, ktorzy zachecali go do jej wydania ze wzgledu na zawarta w niej tytułową, frontową prawde. I wlasnie prawda byla przyczyna dla ktorej ksiazka musiala czekac na publikacje ponad 30 lat. To co autor pisze o wojnie jest dalekie od oficjalngo mitu o Wielkiej Wojnie Ojczyźnianej, o nieomylnosci dowodztwa, niezlomniej woli walki, bezinteresowym bohaterstwie, szlachetnym, żołnierskim braterstwie. Autor przyznajacy sie do towarzyszacego mu ustawicznie zwierzecego strachu, przeżył piekło na szlaku Leniono-Berlin. Doswiadczyl skrajnego glodu, wszelkich okrucienstw, arktycznych temperatur. Śmierć zawsze byla obok. Przezyl 4 lata wojny. Gdy zaczynal, mial niespelna 20 lat.

Zasadnicza wartoscia ksiazki jest relacja naocznego swiadka-uczestnika II Wojny. Rzecz bardzo mocna, przejmujaca, realistyczna pomimo tego, ze kiedy powstawala w 1975 autor byl bardzo powsciagliwy w przenoszeniu na papier swoich wspomnien i emocji. Ówczesny system karał za prawde szybko i bolesnie.

 Ksiażka dla szukajacych prawdy o II Wojnie.

piątek, 30 października 2020

"Jurek", reż. Paweł Wysoczański, PL, 2014, film dokumentalny, Netflix/TVP VoD

 "Jurek", reż. Paweł Wysoczański, PL, 2014, film dokumentalny, Netflix/TVP VoD


Z okazji kolejnej rocznicy smierci Jerzego Kukuczki (1989.10.24), Netflix umiescil ten film w swoim serwisie, a do tego przyslal stosowną informacje anonsujaca ów fakt. Wczoraj wieczorem padalo, wiec tradycyjnie w miejsce rowerowania - wioslowanie. W towarzystwie "Jurka".

W moim przekonaniu to dobry film - 7/10 w skali Filmweb.

O Jerzym Kukuczce, himalaistach, pisze dosc czesto (TU). Ten rodzaj wyczynu dziala na moja wyobraznie, zwlaszcza w zestawieniu z siermiężnym okresem lat 70/80, ktore paradoksalnie byly najlepszymi latami polskiego himalaizmu.

"Jurek" jest filmem poskladanym z roznych, roznej jakosci filmow dokumentalnych, zlepkiem archiwalnych programow telewizyjnych, zgrabnym patchworkiem wywiadow/wypowiedzi ludzi, którzy znali Jerzego Kukuczke. 

Film o pasji, charakterze, uporze, miłości. Jednak nade wszystko o braku umiejetnosci odpuszczania... Jerzy Kukuczka byl pozbawiony tej cechy. "Kupiona gora musi byc zdobyta" - zdanie-sentencja, ktore Jerzy Kukuczka rzucal, gdy inne ekipy wycofywały sie rezygnujac z proby wejscia. On trwal do konca, atakował za wszelka cene. 

Film jest "gładki". Zgodnie z nasza tradycja nikt nie mowi źle o Jerzym Kukuczce (sa nieliczne wypowiedzi krytyczne, ale mocno stonowane). Praktycznie wszyscy potwierdzaja, ze  uczestnictwo w wyprawach, było ich najlepszym okresem zycia. Chwile zmagań z górą/górami należały tylko do nich. Gdy wyjezdzali na 3-5 m-cy zostawiali za soba wszystkie przyziemne problemy, chodzili z glowa w chmurach. Nic dziwnego, ze wiekszosc z nich uzalezniala sie od wyprawowego rytmu. To byl ich i Jerzego Kukuczki sposob na zycie. 

Jerzy Kukuczka niczego nie musial udowadniac, kiedy decydowal sie na udzial w wyprawie na Lhotse, ktorej celem bylo wejscie na szczyt nowa droga, przez niezdobyta, południowa ścianę. Był powszechnie uważany za najlepszego himalaistę na Ziemi.

Nie umiał, z pewnością nie chciał odpuścić. Zostawił żonę, dwóch synów.

czwartek, 29 października 2020

"Dylemat społeczny" (The Social Dilemma), reż. Jeff Orlowski, USA, 2020, film dokumentalny, Netflix

 "Dylemat społeczny" (The Social Dilemma), reż. Jeff Orlowski, USA, 2020, film dokumentalny, Netflix


Moim zdaniem film jest slaby, nużący, usypiający. A przeciez temat jest szalenie interesujacy, intrygujacy, czyli w duzym uogólnieniu o destrukcyjnym wplywie social mediow na zycie jednostki/spoleczenstw. 

Film nie wnosi niczego nowego do wiedzy o dzialaniu mediow spolecznosciowych. Na okraglo powtarzane sa powszechnie znane komunały o tym, ze nie ma nic za darmo, wiec "darmowy" dostep do roznych platform jest iluzoryczny. W rzeczywistosci placimy naszymi danymi, ktore pozwalaja na precyzyjne eksponowanie nas w necie jako cele reklam, lub co gorsza jako podmioty manipulacji/atakow wypaczajacych wyniki kampanii wyborczych. Powtarzane sa argumenty o braku jakiejkolwiek kontroli nad silami sprawujacymi władzę nad naszymi umyslami i duszami, o bezsilnosci prawa, ktore nie nadąża za postepem technologii infrormatycznych. Przez 1,5h "gadajace glowy", siedzac na fotelach i krzeslach gadaja, gdaja, gadaja... frazesy... frazesy...

Jestem gleboko przekonany, ze znacznie lepszy jest film "Hakowanie świata" (The Great Hack) z 2019 [tez Netflix] traktujacy o ciemnej stronie działań firmy Cambridge Analytica, ktora uczestniczyla w manipulowaniu wyborcami w czasie wyborow w USA w 2016 roku. Film jest praktycznie o tym samym co "Dylemat społeczny", ale odnosi sie do konkretnej sytuacji. Zdecydowanie mniej gadajacych glów, wiecej dokumentalnych urywkow z przesluchan komisji senackich, programow TV, no i oczywiscie mocny watek sensacyjny.

piątek, 23 października 2020

"Skandal. Ewenement Molesty", reż. Bartosz Paduch, PL, 2020, film dokumentalny, w kinach

 "Skandal. Ewenement Molesty", reż. Bartosz Paduch, PL, 2020, film dokumentalny, w kinach


Widzialem ten film w ramach przegladu filmow dokumenatlnych "17th Docs Against Gravity". Pisze o nim teraz, gdy widze, ze nadal jest na ekranach.

Oceniam go na 4 w skali Filmweb, czyli "ujdzie".

Nigdy wczesniej nie slyszalem o kapeli "Molesta", tym bardziej o plycie "Skandal". Nic w tym dziwnego. Rap/hip-hop nie sa moimi muzycznymi klimatami, a jedynym artystą z tego nurtu, ktoremu kibicuje od poczatku jego kariery jest Taco Hemingway. Znam i slysze innych wykonawcow, ale to co robia nie dziala na moje emocje, wiec ich dokonań nie nosze ani w glowie, ani w telefonie.

Zdecydowalem sie na obejrzenie filmu z przyczyn dla ktorych staram sie ogladac wszystkie dostepne filmy muzyczne, zwlaszcza dokumentalne. Otoz jest ich tak malo, a zwykle sa szalenie interesujace, ze zwyczajnie musze. Do tego mam swiadomosc, ze jesli pokazuja sie festiwalach, sa emitowane w kinach studyjnych to zwykle okno czasowe na ich obejrzenie jest malusie, trzeba je zobaczyc natychmist, gdy znajda sie na ekranie.

"Skandal. Ewenement Molesty" jest zapisem poczatkow polskiego rapu. Druga polowa lat 90-tych. Warszawskie blokowiska, chlopcy w kapturach, na deskorolkach, wojny z ekipami innych podworek. Klimat znany z bardzo dobrego filmu "Jesteś Bogiem" o Paktofonice. Przemiana przelomu 80/90 wyrzucila na margines mnostwo ludzi. Wielu nie umialo poradzic sobie z nowa rzeczywistoscia. Ta zas, byla przyczyna frustracji, złości, wrecz nienawisci znajdujacej ujscie m.in. w rapie, jego tekstach, sposobie bycia i życia chlopakow z blokowisk.  Glownymi narratorami filmu sa czlonkowie kapeli: Vienio i Włodi. Wystepuja glownie w nużącej roli gadajacych glow. Oryginalnych, dokumentalnych filmow, zdjec ilustrujacych historie powstania kapeli/plyty jest bardzo malo. Brak materialów archiwalnych w wiekszej ilosci jest glowna slaboscia filmu. Kolejna jest miałkość wypowiedzi "gadających głów". No i rzecz najwazniejsza - malo muzyki. Ta jest do bolu prosta zarowno w warstwie "muzycznej" i tekstowej. Trudno. Taki mielismy klimat, czyli np. mozliwosci sprzetowe. Ale jesli film jest o muzyce to muzyki powinno byc mozliwe duzo. Nawet wtedy, gdy wedlug dzisiejszych standardow jest slaba, wrecz prymitywna.

Film (głównie) dla wyznawców i kibiców rapu. 


wtorek, 20 października 2020

"Blackpink: Light Up the Sky", reż. Caroline Suh, Korea, 2020, film. Netfilx

 "Blackpink: Light Up the Sky", reż. Caroline Suh, Korea, 2020, film, Netfilx


W moim przekonaniu film jest slabiutki, nudny, szkoda poswiecac czas na jego obejrzenie. Dobrze, ze widzialem go wioslujac, wiec strata czasu nie jest stuprocentowa.

Inne zdanie na temat filmu moga miec fanki/fani K-popu, muzycznego fenomenu, ktory powoduje, ze grupy typu Blackpink maja po 250 mln odsluchan na Spotify. To wlasnie swiadomosc istnienia takich grup polaczona z brakiem wiedzy na ich temat, byla powodem dla ktorego obejrzalem ten film.

Zasadniczna slaboscia filmu jest jego geneza. W moim odbiorze jest to rozbudowana do wiekszej, bo ponad godzinnej formy reklamowka Blackpink. Ten film jest takze reklama koreanskiej agencji YG Entertaiment, ktora jest kreatorem i wlascicielem tej grupy. Napompowany reklamowy clip. Sztuczny, wyidealizowany, plastikowy. Pure marketing.

Odrebnym zagadnieniem jest sam K-pop. To temat na obszerna, interdyscyplinarna rozprawke naukowa z pogranicza socjologii i psychologii, ze szczegolnym uwzglednieniem uwarunkowań kulturowych Azji Południowo-Wschodniej. 

 


poniedziałek, 19 października 2020

"Quincy", reż. Alan Hicks i Rashida Jones, USA, 2018, film, Netflix

 "Quincy", reż. Alan Hicks i Rashida Jones, USA, 2018, film, Netflix

Pogoda jaka jest kazdy widzi, wiec zamiast pedałowania outdoor, wiosłowanie na ergometrze w piwnicznej izbie polaczone z ogladaniem filmow. Obejrzalem ostatnio dwa: "Blackpink" o K-popowej grupie o tej wlasnie nazwie i dla rownowagi - "Quincy". Na poczatek o tym ostatnim. 

Moim zdaniem film jest dobry+ (7 w 10-cio punktowej skali filmweb). Tak dobry, ciekawy, barwny jak postac Quincy Jonesa. 

Moje pierwsze, swiadome zetkniecie z talentem Quincy Jonesa mialo miejsce okolo 1981 roku w niewielkim sklepie plytowym w Londynie na Queensaway tuz przy skrzyzowaniu z Bayswater. Poznym wieczorem wszedlem tam, zeby pogrzebac w pudlach z plytani (vinyle oczywiscie). Z kolumn glosnikowych dobiegala fajna muzyka, mieszanka soul/r&b, na tyle ciekawa, ze po kilku minutach zapytalem sprzedawce o tytul plyty. "To Quincy, caly on!" rzucil przez ramie jeden z czarnych kolesi, ktorzy podobnie jak ja przerzucali okladki przecenionych albumow. Tak poznalem lp "The Dude" (1981), plyte, ktorej producentem byl wlasnie Quincy Jones, plyte, ktora jest ze mna caly czas, ktora byla zapowiedzia erupcji popularnosci Quincy Jonesa jaka nastapila w efekcie wydania "Thrillera" (1982) Michaela Jacksona. (Quincy Jones byl juz od dluzszego czasu muzycznym guru Michaela Jacksona, a wydany w 1979 album "Off the wall" byl zapowiedzia pozniejszego sukcesu "Thrillera"; warto wspomniec, ze to wlasnie Quincy zaproponowal zaangazownie zmarlego dwa tyg. temu Eddiego Van Halena do zagrania solówki w "Beat It")

Ale kariera muzyczna Quincy Jonesa zaczela sie daleko wczesniej niz przelom lat 70/80. Film opowiada te fascynujaca historie w uporzadkowany, przejrzysty sposob. Zaleta filmu jest cala masa dokumentalnych zdjec i filmow, ktore drobiazgowo ilustruja zycie Quincy Jonesa. Nie ma w filmie gdajacych glow mowiacych jak fajnym gosciem jest/byl Quincy. To wszystko pokazuja dokumentalne fragmenty zdjec/filmow, a caly komentarz jest z offu. Jest w nim mnóstwo muzyki i niepoliczalna ilosc sław i gwiazd nie tylko muzycznych, ktore wspolprace z Quincy poczytuja sobie za honor. "Quincy" jest wyjatkową historia rozwoju talentu czarnego dzieciaka urodzonego i wychowanego z jednej z czarnych dzielnic Chicago. Quincy opisuje m.in. swoja wspolprace z Frankiem Sinatrą. Mowi o koncertach z orkiestra Counta Basiego w Las Vegas w czasie ostrej segregacji rasowej, kiedy to wlasnie Frank Sinatra spowodowal, ze czarni muzycy zaczeli byc akceptowani jako GOSCIE w hotelach w ktorych grali koncerty. (klimat wprost z filmu "Green book").
Nie mniej ciekawe sa fragmenty mowiace o jego paryskich studiach nad muzyka klasyczna, ktore pozwolily mu na pisanie i aranżowanie muzyki dla orkiestr symfonicznych, co w konsekwencji dalo mu przepustke do swiata filmu. (skomponowal m.in. muzyke do "Koloru Purpury"S. Spilberga) "Quincy" to takze opowiesc o licznych kobietach do ktorych Quincy mial slabosc. Doliczylem sie trzech małżeństw plus mnostwa przelotnych znajomosci wsrod ktorych byla Nastassia Kinsky. Kobiety zaś, mialy slabosc do Quincy Jonesa. Zostal obdarzony 7-demką corek z roznych malzenstw i zwiazkow i jednym synem. (Niezly wynik. Jednak uwazam 7-dem corek i jeden syn z JEDNĄ żoną zdecydowanie przewyzsza dokonanie Quincy Jonesa, a takim wynikiem moze pochwalic sie jeden z moich kolegow! Do tego facet tez jest uzdolniony muzycznie:)) Film jest bardzo poprawny. Na prozno szukac w nim skandali, pikantnych szczegolow. To historia opowiedziana z perspektywy 80+ giganta muzyki, ktory pogodzony z losem, ex-zonami, dziecmi, pędzi spokojne, dostatnie zycie w otoczeniu rodziny. Na pytanie: co mu w zyciu nie wyszlo, (przecież wychodzilo wszystko), odpowiada - małżeństwo.
Jednak nie wyglada na bardzo nieszczesliwego z tego powodu :)



środa, 14 października 2020

Jesienny klimacik w Sudetach, Stronie Śląskie, 2020.10.09-12, rowerowe

 Jesienny klimacik w Sudetach, Stronie Śląskie, 2020.10.09-12, rowerowe


Zorganizowac wyjazd na rowerek nie jest latwo. Im glebiej w jesien, tym trudniej. Kazdy ślepi w prognoze pogody w telefonie i: a to, ze deszczu, a to ze temperatura, a ze żona, robota, lub wszystko naraz:) Proces organizacji byl dlugi i czasochlonny, jednak po miesiacu przymiarek, robienia/odwolywania rezerwacji wreszcie sie udalo!

Plan zakladal wyjazd w piatek rano, powrot w poniedzialek wieczorem. Udalo sie go zrealizowac prawie w 100%. Bylo intensywnie, a gdyby kogoś z Was, zagladajacych na mojego bloga naszla nieodparta potrzeba pojezdzenia na rowerku, to ponizej gotowy przepis na rowerowy weekend+.

Daro złapał snake, ale szybka akcja serwisowa na 4 ręce i jedziemy dalej.
Daro złapał gume;
szybka akcja
serwisowa na 4 ręce
i jedziemy dalej.
Wyjazd w W-wy o 6 rano, kierunek i punkt docelowy - Srebrna Góra - Trasy Enduro (TU). Przed wyjazdem trzeba zarezerwowac rowerki enduro wlasnie (nie probujcie jezdzic na swoich utralekkich, weglowych bikach XC) , wiec gdy dojedziecie na miejsce okolo 11:00 wystraczy przebrac sie w stosowne ciuchy, kupic bilety na shuttle wwożące biki/bikerów na góre i jazda! W bazie enduro jest wszystko czego biker potrzebuje/oczekuje: toaleta, bar gdzie mozna zjesc i wypic, sklepik z akcesoriami rowerowymi i pelna entuzjazmu obsluga, ktorej szefuje Iwona. 

Szybkie foto i w droge. Jest
około 8-9 st.
Okolo 18:00, gdy zaczelo szarzeć zjechalismy do karczmy "Górska Perła" (TU), gdzie zjedlismy pozny, goracy i smaczny obiad, zeby udac sie do docelowego miejsca w Stroniu Śląskim, pensjonatu "Ski&Bike House" (TU). Tam czekalo juz ognisko, gdzie wraz z innymi gośćmi, także bikerami spożyliśmy male conieco ustalajac plan jazdy na nastepny dzien. "Ski&Bike House" to świetna, godna polecenia miejscówka! Mnóstwo miejsca do przechowania, serwisowania rowerów, z pełnym, profesjonalnym zapleczem warsztatowym, zaopatrzonym nawet w podstawowe (za opłatą) akcesoria/części zamienne: opony, dętki, linki, klocki hamulcowe itp. Miejsce do mycia rowerów z płynami, wiadrami, szczotkami itp. Pokoje, ich wyposażenie, czystość bez zarzutu. Standard, ktory znam z wyjazdow narciarskich do Austrii, Włoch, czy Francji. Fajni, mili, młodzi gospodarze. Jeżdżą na rowerach, służą pomocą, radą. Maja objeżdżone wszystkie okoliczne trasy także te po czeskiej stronie granicy. 

Kolory jesieni. Po to tam pojechaliśmy
Sobota rano start w gory, tym razem na swoich rowerach. Kierunek - trasy "Singletrack Glacensis" (TU). Jezdzilismy po trasach z tego systemu w zeszlym roku, w Srebrnej Gorze i Bardo. Tam bylo swietnie. W Stroniu Śląskim, Międzylesiu, Czarnej Górze jest ich więcej, sa tak samo dobre, wrecz fantastyczne. Nie przesadzam! To raj dla rowerzystow. Nie trzeba miec łydy jak profi, zeby miec fun z jazdy po tych tarsach. Nachylenie podjazdow jest tak dobrane, zeby kazdy biker, nawet na rowerze turystycznym wjechal i "wyjechał" wszystkie ścieżki. Nachylenie zjazdu jest takze przyjazne, a szybkosc zjazdu zalezy tylko od umiejetnosci (zalecane nowe klocki w hamulcach:)).

W niedziele dojechalismy samochodem do Międzygórza (mozna ze Stronia dojechac trasami XC, ale chcielismy zaliczyc max tras wokół Międzygórza) i ponownie "Singletracks Glacensis". Ponownie fantastyczne doznania, a NAJ trasa to pętla "Ostoja", która  z racji uksztaltowania terenu, najbardziej dzikiego charakteru przypominala miejscami kraine Baby Jagi. Z niewielka przerwa na herbate caly dzien na rowerach, aby wraz z zapadajacym zmrokiem znaleźć sie w Stroniu Śląskim, w restauracji "U Prezesowej" (TU), gdzie zywiliśmy sie kolejny raz, gdzie ponownie zamowilem znakomita moim zdaniem, baaaardzo gorącą "zapiekanke ziemniaczaną - firmową".

Poniedzialek - lało. Mieliśmy plan "B" - zwiedzanie Twierdzy Kłodzko (TU) Wybralismy godzinna trase po podziemnych korytarzach kontrminowych (na zewnatrz ciagle podalo). Mala dawka historii polaczona z konstatacja o bezsensie wysilku ludzkiego, finansowego; twierdza nigdy nie byla oblegana, a budowano ja kilkadziesiat lat...

W W-wie bylismy okolo 19:00. [wiekszość foto - Tomek]



środa, 7 października 2020

"Kontakt" (Contact), aut. Carl Sagan, 1985 świat, 1991 PL, książka

 "Kontakt" (Contact), aut. Carl Sagan, 1985 świat, 1991 PL, książka


Jakis czas temu, przy okazji lektury innej ksiazki C. Sagana (TU)
obiecalem sobie, ze przeczytam wreszcie stojacy w mojej priv. bibliotece jego "Kontakt". Stalo sie. 

Moim zdaniem to dobra, warta przeczytania ksiaza.  Nie znaczy to, ze byla to lektura latwa i prosta. Wydanie ktore posiadam liczy 397 str. - objetosc nie odstrasza, ale bardzo ciasna interlinia wymaga znacznej uwagi, skupienia w trakcie lektury. Ale to tylko jedna z przczyn, do tego techniczna, sprawiajaca, ze czytanie nie przebiegalo gladko i prosto. Kolejne dotycza zawartosci ksiazki. 

Carl Sagan byl (zmarl w 1996 r) astronomem-celebrytą. Specjalnosc - astronom, nie oddaje tego co robil. Byl przede wszystkim interdyscyplinarnym popularyzatorem nauki, zwlaszcza tych jej kierunkow, ktore mialy zwiazek z szeroko rozumianym Kosmosem, jego eksploracja. Wspieral czynnie, byl twarza projektu SETI (Serach for Extraterrestial Intelligence), a akcja ksiazki "Kontakt" toczy sie wlasnie wokol tego szalenie glosnego na przelomie lat 80/90 przedsiewziecia. I wlasnie erudycja autora, jego latwosc poruszania w roznych dziedzinach nauki jest kolejnym powodem dla ktorego lektura nie jest latwa. (to oczywiscie moje zdanie)  Carl Sagan ma sklonnosc do epatowania swoja rozlegla wiedza, a gdy to robi glowny watek ksiazki traci na znaczeniu, a autor oddaje sie rozwazaniom natury filozoficznej gubiac sci-fi charakter ksiazki. I w tym wlasnie, czyli charakterze/pozycjonowaniu ksiazki lezy istota rzeczy. Moim zdaniem jest to zdecydowanie bardziej naukowo-filozoficzna, egzystencjalna dywagacja niz powiesc sci-fi. C. Sagan poprzez osoby bohaterow "Kontaktu"  usiluje odszukac w pozornym chaosie Wszechswiata pewien porzadek, ukryty przekaz wskazujacy na istnienie/dzialanie sily sprawczej, ktorej nieogarnialna wiedza pozwala na przemieszczenie sie bohaterow "Kontaktu" po peryferiach Wszechswiata wbrew obowiazujacej na Ziemi wiedzy, przeczac wszelkim znanym ludzkosci prawom fizyki. C. Sagan szuka dowodow na istnienie Boga... (moim zdaniem) Czy znajduje? Sprawdźcie sami:)

C. Sagan nie jest jedynym pisarzem klasyfikowanym jako tworca sci-fi, a w konsekwencji, w miare uplywu czasu i poglebianej wiedzy zajmujacym sie tajemnicą istnienia. Stanislaw Lem jest doskonalym przykladem takiego autora, a jego "Solaris" (1961) zaliczam do tej samej kategorii literatury co "Kontakt". 

Traktujacy o zagadce zycia "Kontakt" jest miejscami przegadany. Akcja traci tempo, a wycieczki autora w obszary sensu/zagadki bytu sa miejscami uciazliwe. Na podstawie ksiazki powstal film p.t. "Kontakt" (1997) z Jodie Foster. Film skupia sie na watku sci-fi dotykajac zagadki istnienia na samym koncu. Jest latwiejszy w odbiorze. Nie mozna jednak isc na latwizne:) Moim zdaniem warto jest znac "Kontakt" ksiazkowy i filmowy.  


poniedziałek, 5 października 2020

"Tony Halik. Tu byłem", reż. Marcin Borchardt, PL, 2020, film, w kinach

 "Tony Halik. Tu byłem", reż. Marcin Borchardt, PL, 2020, film, w kinach



Jakis czas temu przeczytalem ksiazke pod tym samym tytulem (TU). Byla/jest OK i moge ja polecac kazdemu, kto lubi podroznicze biografie, barwne zyciorysy ludzi z pasja.

Z filmem jest inaczej. To rzecz raczej dla fanow programów T. Halika i Elzbiety Dzikowskiej. Ja sie do nich nie zaliczam. Jednak podobnie jak tworca filmu przeczytalem ksiazke, (film powstal w wyniku jej lektury), wiec nie pozostalo mi nic innego jak pojsc do kina i w towarzystwie mizernej grupki takich jak ja emerytow, tym razem obejrzec, nie przeczytac, biografie T. Halika.

Film oceniam 6/10, czyli "niezły" w skali Filmweb.

Filmowa opowiesc o T. Haliku bazuje wylacznie na materialach, ktorych autorem byl Tony Halik. Komentarz syna z pierwszego malzenstwa z francuzka Pierrette - Ozany, Elzbiety Dzikowskiej - drugiej zony, oraz wszystkie inne wypowiedzi sa z offu, ilustrowane stosownymi urywkami filmow, lub/i zdjec z przepastnego prywatnego  archiwum zdeponowanego w Filmotece Narodowej. 

Nie bylem fanem programow T. Halika i E. Dzikowskiej. Widzialem zwykle tylko przypadkowe fragmenty, gdyz "Pieprz i wanilia" tudziez inne cykle, przypominaly mi typowe, zwykle nudnawe spotkania towarzyskie w trakcie ktorych gospodarze robili pokazy tzw. "slajdow" w stylu: Gospodarz na piramidzie Majów, Gospodarz w czółnie, Gospodarz z łowcami głów, itp. Brakowalo mi w tych programach glebszej wiedzy, rzeczywistej eksploracji, calkowitej dziczy, tropienia, rozwiazywania tajemnic i sekretow. Byl to raczej publiczny pokaz prywatnych wycieczek, ktore byly ciekawe, ale z mojego punktu widzenia niezbyt fascynujace. Niemiej jednak programow, ktore gromadzily przed odbiornikami znaczna rzesze fanow wyemitowano w polskiej TV kilkaset. W filmie, podobnie jak w ksiazce padaja pytania o nieposkromiona fantazje T. Halika, ktory bedac znakomitym gawędziarzem podawal rozne wersje tych samych przygod, wydarzen. E. Dzikowska zapytana w filmie, w ktora wersje wierzyla, odpowiedziala, ze zawsze wierzyla te najciekwsza... To dobre i godne pochwaly stanowisko zony:) Jednak nawet ona nie wiedziala, ze T. Halik byl zarejestrowanym, acz zupelnie nieprzydatnym TW (swiadcza o tym archiwa IPN) oraz żołnierzem Wehrmachtu, o czym dowiedziala sie juz po smierci T. Halika.

Tony Halik byl nalogowym podroznikiem, filmowcem, reporterem. Trzeba bylo miec potężne poklady optymizmu, wiare w przychlonosc losu i mnostwo fantazji,  pasji, zeby ruszyc na przelomie lat 50/60 w podroz przez dwie Ameryki, od Ziemi Ognistej do Alaski. (syn, Ozana urodzil sie w trakcie tej wyprawy). Potem byly inne, kolejne i nastepne podróże...  Ludziom mąjcym pasje żyje się (chyba) łatwiej. I chyba łatwiej wybacza im się chwile słabości, gdy trochę koloryzują swoje i tak barwne relacje...