piątek, 29 stycznia 2021

"Komeda. Osobiste życie jazzu", aut. Magdalena Grzebałkowska, 2018, książka

 "Komeda. Osobiste życie jazzu", aut. Magdalena Grzebałkowska, 2018, książka

"Krzyś Komeda grał w malej kamienistej piwniczce trochę skulony, z czupryną świecącą jak lampka nocna. Ludzi było jeszcze niewielu, ale do pianina tuliły się trzy-cztery zaczadzone muzyką, niedokochane dziewczyny... Właściwie jedna tuliła się, a reszta zawisła wiernopoddańczo, jak palta niedbale porzucone na krzesłach. (...) patrzyły na ręce Komedy. Dobrze było patrzeć na jego ręce. Nie gnały w oszałamiających pochodach, gdzieś daleko, hen, w dół czy górę klawiatury! Przeciwnie; to były ręce opowiadające małe, kameralne historie o niebie dla dwojga osób". - Agnieszka Osiecka o Komedzie w Hybrydach.

Zaczynam posta cytatem z "Komeda. Osobiste życie jazzu". Podoba mi sie i dziala na wyobraznie to co napisala A. Osiecka. Podoba mi sie takze cala ksiazka Magdaleny Grzebałkowskiej. Taki wlasnie obraz Krzysztofa Komedy, jego muzyki wylania sie z jej ksiazki. Delikatnego, troche nawiedzonego introwertyka gotowego dla muzyki poswiecic wiele, moze nawet wszystko. Wszyscy, doslownie wszyscy mowia o K. Komedzie - czlowieku dobrze i bardzo dobrze. Podobnie wyrazaja sie o jego muzyce. Wielu mowi, ze byla trudna, ze wyprzedzala swoj czas, ze dla wielu byla niezrozumiala, ale wszyscy, jednoglosnie pozytywywnie. (Wypowiedz A. Osieckiej cytowana przez Magdalene Grzebałkowska pochodzi z filmu "Czas Komedy" (1994) dostepnego na YT (TU). [Warto zobaczyc ten film. O Komedzie mowi wiele znanych osob. Filmow o Komedzie na YT jest wiecej].) Lektura tej ksiazki to oczywiscie efekt "wpadniecia" w te epoke spowodowany w pewnym stopniu serialem "Osiecka" z TVP (im dalej tym nizsza moja ocena serialu), ale przede wszystkim to potrzeba-rykoszet po przeczytaniu "Niech żyje bal" Maryli Rodowicz (TU). To takze swego rodzaju koniecznosc po lekturze "Nietakty. Mój czas mój jazz" autorstwa zony K. Komedy, Zofii Komedowej Trzcińskiej (TU). 

"Komeda. Osobiste życie jazzu" bardzo mi sie podobala. Solidna, profesjonalna robota zawodowej reporterki, autorki innych biografii. M. Grzebałkowska włożyła sporo wysilku docierajac do wielu osob majacych kontakt z K. Komedą. Dzieki temu dowiadujemy sie m.in. o innej niz obiegowa, wersji wypadku w wyniku ktorego zmarl K. Komeda. Jej autorem jest Andrzej Krakowski, ktory uczestniczyl w feralnej, zakonczonej upadkiem K. Komedy imprezie. Autorka biografii wlozyla duzo pracy, aby przeniesc czytelnika w tamten czas. Jest w ksiazce mnostwo, takze zabawnych smaczkow oddajacych klimat przelomu lat 50/60. Znakomita jest opowiastka o zabraniu Jerzemu Gruzie zatyczki od dmuchanego krokodyla przez zolnierza WOP (Wojska Ochrony Pogranicza). Cytat z dziennikow Marii Dąbrowskiej o cichym przyzwoleniu na robinie skrobanek po V Światowym Festiwalu Młodzieży (1955), chociaz ponury w wyrazie, ustawia w pewnym stopniu sposob patrzenia na tamte czasy. Życie tu i teraz, morze alkoholu, znaczna swoboda seksulana w obliczu nieuchronnej, czajacej sie tuz za progiem III Wojny były normą w calej Europie. To wszystko, cale to tlo jest niezbedne do zrozumienia jak wielką rewolucją byl wowczas jazz, co ta muzyka znaczyla dla owczesnej mlodziezy. Warto pamietac, ze to wlasnie wtedy (1958) powstal na podstawie powiesci Jerzego Andrzejewskiego "Popiół i diament" Andrzeja Wajdy, film, ktory portretowal rozdarcie mlodych ludzi ucielesnianie przez osobe Maćka Chełmickiego granego przez Zbigniewa Cybulskiego. To wlasnie wtedy (1958) bedac juz znanym w srodowisku muzycznym liderem "Sekstetu Komedy" K. Komeda pisze muzyke do "Dwaj ludzie z szafą" Romana Polańskiego. Niedlugo potem, piszac muzyke do filmu A. Wajdy "Niewinni Czarodzieje" (1960) definiuje swoje kompozytorskie credo: "Jestem przeciwnikiem naduzywania muzyki filmowej. Uwazam, ze powinna byc ona tylko tam, gdzie jest naprawde konieczna, i raczej powinno byc jej za malo niz za duzo". Na tej samej stronie ksiażki "Komeda. Osobiste życie jazzu" pada także: "W filmie wychodze poza jazz. To odejscie bedzie czyms nowym w mojej dzialanosci kompozytorskiej". Tak natomiast widzi osobe K. Komedy pianisty-kompozytora znakomity pianista Adam Makowicz mowiac: "Jego działką byla koncepcja muzyczna, a nie opanowanie instrumentu. Byla w nim pasja tworcza". W ten wlasnie sposob, z lekko rzuconych zdan, z roznych opinii Magadalena Grzebałkowska umiejetnie wydobywa dla nas postac Krzysztofa Komedy. Jesli jeszcze dodamy do tego obrazu wypowiedz Agnieszki Osieckiej, ktora byla przeciez czescia tego srodowiska (K. Komeda, w gipsie [narty] byl swiadkiem na slubie Osiecka-Frykowski): "Między tym srodowiskiem, w ktorym ja tkwilam, czyli srodowiskiem teatrow studenckich i mlodziezowej prasy, a srodowiskiem jazzowym byla swoista szklana sciana. Gruba szklana sciana. Jazzmeni, ktorzy pierwszy czy drugi raz przyszli do STS-u, musieli uwazac nas za rozszalych synkow i corki Majakowskiego, a ja, kiedy pierwszy raz i drugi posluchalam jazzu, popatrzylam na ich milczace, blade twarze, czarne swetry, to sobie pomyslalam, ze oni po prostu sa nudni", to mamy prawdziwy, wlasciwy obraz tego czym wowczas byl jazz, kim byli ludzie, ktorzy go tworzyli. Tych "cytatowych" smaczkow jest w ksiazce cale mnostwo. One buduja klimat, pozwalaja "zblizyc sie" do osoby Krzysztofa Komedy. Swietny jest fragment o sposobie pracy nad muzyka do filmow J. Skolimowskiego, nie mniej ciekawa jest informacja, ze K. Komeda byl na koncercie J. Hendrixa (Szwecja) oraz to kim byla dla K. Komedy odsądzana od czci i wiary przez Zofie Komedowa izraelska aktorka Elana Eden, a opowiesc o powstaniu slynnej ballady do "Prawo i pięść" to niezly temat na humoreske. 

Ksiazka mowi o fenomenie tamtych czasow. Nastapil wowoczas wysyp tworcow reprezentujacych rozne dziedziny sztuki. Cos tak spektakularnego nie mialo chyba miejsca nigdy wczesniej, z pewnoscia nigdy potem. Historia Krzysztofa Komedy to znakomity scenariusz na duzy, interesujacy film z potencjalem na rynkowy hit. Jako reżysera widze  Pawła Pawlikowskiego (bo "Ida" i "Zimna woja") lub Borysa Lankosza (bo "Rewers"). Poza opanowana sztuka rezyserii ci panowie maja takze umiejetnosc doboru operatorow, ktorzy zgrabnie, z wlasciwym samkiem posluguja sie czernia i bielą. A muzyka? Oczywiscie Włodek Pawlik. Zarowno we wlasnych kompozycjach jak i wykonaniach tego co stworzyl Komeda (posluchajcie sciezki do "Rewersu"). No, ale...                  Filmu byc moze nigdy sie nie doczekamy, ksiazka natomiast jest:) Bardzo mi się podobała! 

środa, 27 stycznia 2021

"Punkt przełomowy. O małych przyczynach wielkich zmian" (The Tipping Point), aut. Malcolm Gladwell, USA 2000, PL 2009, książka

 "Punkt przełomowy. O małych przyczynach wielkich zmian" (The Tipping Point), aut. Malcolm Gladwell, USA 2000, PL 2009, książka


Trzecia przeczytana przez mnie ksiazka tego autora (TU poprzednie) i jednoczesnie kolejna, ktora bardzo mi sie podoba. Polski poddtytuł: "o małych przyczynach wielkich zmian" precyzyjnie opisuje zawartosc ksiazki. Znajdujemy w niej kilka szczegolowo opisanych przykladow zdarzen/sytuacji, gdzie pozornie nieistotne czynniki staja sie punktem zwrotnym w konsekewncji czego idea, produkt, ktory wlasnie konczyl swoje zycie staje sie rynkowym hitem; przecietny program telewizyjny zyskuje miano kultowego, a drobna na pozor zmiana w finasowaniu publicznej sluzby zdrowia staje sie przyczyna epidemii kiły w Baltimore. Ale to tylko przyklady efektów działań za ktorymi stoja konkretni ludzie, ktorzy swiadomnie lub nie, podejmuja decyzje mające przelomowy wplyw na bieg rzeczy. Gladwell wyroznia osoby o szczegolnych predsypozycjach: mawen (wiecej niz ekspert), sprzedawca, lacznik. Zastanawia sie i analizuje w jaki sposob ludzie nawiazuja znajomosc, w jaki sposob idea, moda, czy zwykla informacja rozchodzi sie wsrod ludzi. Sporo czasu poswieca na sledzenie "łańcucha znajomości". Szczególowo opisuje "efekt widza", wykazujac, ze im mniej świadkow/widzow brutalnego zajscia, tym wieksze szanse ofiary na otrzymanie pomocy. 

Przecztalem, ze dzieki napisaniu tej ksiazki Malcom Gladwell stal sie znany, zyskal miano guru zarzadzania. Niektore metody wplywania na rynek, opisane przez Gladwella obserwuje w dzialaniach marketingowych wielu firm. Mozna zaryzykowac, ze wiedza o ktorej pisze autor "Punktu przelomowego" jest podstawa dzialania marketingu bezposredniego (MLM), czy organizacji takich jak BNI (Business Newtwork International). Ksiazka powstala na poczatku lat 2000. W miedzyczasie wiele sie zmienilo zwlaszcza w spsobie komunikacji. Media spolecznosciowe staly sie poteżną siła, platforma sluzaca przekazywaniu roznych tresci. Profilowanie oparte o informacje, ktore dobrowolnie (lub nie) zostawiamy w sieci to zagadnienie ktoremu poswieca sie ksiazki piszac o "kapitaliźmie inwigilacji", "kapitaliźmie predykcyjnym". Jednak podstawy i przyczyny zachowan ludzkich/społecznych opisane przez Gladwella pozostaja bez zmian, sa nadal aktualne. Autor opisujac konkretne przypadki "punktów przelomowych" poddaje je drobiazgowej analizie. Dowodzi, ze na pozor nieznacze modyfikacje procedur, zachowań w przeszlosci moga miec fundamentalny wplyw na zachowanie i reakcje badanej sfery.  Ksiazka jest szalenie ciekawa, aktualna, a analizy konkretnych przypadkow zmuszaja do zastnowienia sie nad wlasnymi zachowaniami, reakcjami. "Punkt przelomowy" NIE JEST jedna z wielu bezwartosciowych książek-poradników typu "jak w tydzień zarobic milion USD". To kawalek solidnej wiedzy i ciekawych obserwacji z pogranicza socjologii, posychologii, statystyki i marketingu. Magazyn "Time" umiescil Malcolma Gladwella na liscie 100 najbardziej wyplywowych ludzi na swiecie. Byc moze ta rekomendacja jest mocniejsza od  mojej :) 

poniedziałek, 25 stycznia 2021

"Expedition Happiness", reż. Selima Taibi, Niemcy, 2017, film dokumentalny, Netflix

 "Expedition Happiness", reż. Selima Taibi, Niemcy, 2017, film dokumentalny, Netflix


Aura pozwolila na trzy wyjscia na narty biegowe i koniec. Jesli ani rower, ani narty to oczywiscie pozostaje trenażer wioslarski, a jak wioslowanie to w towarzystwie kolejnych filmow. Filmy, ktore w trakcie wislowania ogladam na Netflix musza spelnic szereg wstepnych kryteriow. Jednym z podstawowych jest polski lektor, film nie moze byc z napisami. Zmiana akomodacji soczewki oka w trakcie wioslowania (ruch przod/tyl) oraz koniecznosc skupienia sie na czytaniu powoduja, ze takie filmy nie kwalifikuja sie do ogladania na ergometrze wioslarskim. Do ogladania dopuszczam jeszcze filmy, gdzie oryginalna, angielska sciezka dialogowa/lektor nie jest zbyt "gęsta", nie wymaga duzej koncentracji. Takim filmem jest wlasnie ""Expedition Happiness". Jednak przyczyna dla ktorej zainteresowalem sie tym wlasnie filmem jest jego temat - wyprawa ku szczesciu. W ostatnim czasie obejrzalem wiele filmow dokumentalnych traktujacych o wszelkich ciemnych stronach ludzkiego charakteru, wiec dla rownowagi zdecdowalem sie na cos optymistycznego.

Oceniam film na 4/10, czyli "ujdzie" w skali filmweb.

Film opowiada o dziewczynie i chlopaku (Niemcy), ktorzy jada do USA, przerabiaja szkolny autobus na campera, ruszaja w wyprawe ku szczesciu przez USA, Kanade, Alaske do Meksyku. Po okolo 30 min ogladania zaczelem sie nudzic. Po dosc ciekawym poczatku dotyczacym przerobki  autobusu na campera i kilku pierwszych sekwencjach podrozniczych wzbogaconych zdjeciami przyrody zaczyna byc monotonnie. Jada, jada i jada. Filmuja to co widac z okien autobusu i jada... Odwiedzaja znane, turystyczne miejscowki i jada, spotykaja przypadkowych ludzi i jada... Nie spotykaja ich zadne ekscytujace przygody. Jedyne problemy to perturbacje wizowo-paszportowe, drobne usterki techniczne i źle znoszacy wysoka temperature otoczenia pies-górski owczarek. Jada ku szczesciu, my z nimi. Tak! Wygalda na to, ze osiagaja punkt docelowy swojej wyprawy, ale oczywiscie nie bede pisal, gdzie jest TO ICH szczescie. Nie chce Was pozbawiac pewnego zaskoczenia zwiazanego z morałem plynacym z zakonczenia filmu. W kazdym razie pies takze wygladal na szczesliwego :)

środa, 13 stycznia 2021

"Nietakty. Mój czas mój jazz", aut. Zofia Komedowa Trzcińska, PL 2015, książka

 "Nietakty. Mój czas mój jazz", aut. Zofia Komedowa Trzcińska, PL 2015, książka


Serial "Osiecka" (kolejne odcinki nadal ledwo, ledwo poprawne) dziala na mnie powodujac nawrot zainteresowania tamta epoką, tamtym swiatem, ludźmi. Osoba Krzysztofa Komedy byla czescia zyciorysu Agnieszki Osieckiej, zwlaszcza wowczas, gdy swiat ujrzała ballada "Nim wstanie dzień", a Marek Hłasko... wiadomo...

Przefiltrowalem szybko zasoby mojej lokalnej biblioteki i wsrod tytulów, ktore zostaly na filtrze znalazly sie m.in. "Nietakty". Przeczytalem te liczaca 328 stron ksiazke bardzo szybko. Nie moglem sie od niej oderwac. Uwazam ja za szalenie interesujaca, wrecz pasjonujaca. Mysle, ze bez wiekszego ryzyka moge ja rekomendowac kazdemu, kto interesuje czasem, gdy "piekni dwudziestoletni" usilowali, być i żyć "pod prąd", w cieniu socrealistycznej szarosci. Zaleta ksiazki jest to, ze wnosi wiele nowego do mojej dotychczasowej wiedzy o tamtych ludziach/czasach. Pomimo tego, ze przeczytalem kilka ksiazek napisanych przez A. Osiecką, M. Hłasko, R. Polańskiego oraz ksiażek-biografii o nich traktujacych, to "Nietakty" sa swieże i interesujace. Dostarczaja wiedze i spostrzeżenia z perspektywy osoby, ktora bedac czescia krakowsko-warszawskiej bohemy, uosabiala postac "aniola stróża" swojego meża oraz duzej czesci srodowiska jazzowego i arytystycznego, nie bedac artystka. Ta szczegolna pozycja pozwalala jej na obserwowanie ludzi, ich zachown z innej, niz "artystyczna", perspektywy. Fakt, ze byla zona K. Komedy, agentem i  managerem klubow i kapel jazzowych, osoba, ktora placila rachunki, powoduje, ze jej czesto kąśliwe wypowiedzi maja silny watek ekonomiczny. Zofia Komedowa Trzcińska nie oszczedza swoich znajomych, czesto koleżanek piszac: ..."Wiedziałam! Te wredne kurwy wszystkim sie chwalily! I goniły za nim jak jakieś pijawki czujace świeża krew. Zapamiętale ścigały, używając przeróżnych cwanych podstępów, aby usidlić! Wiele miał do zaoferowania. Talent, pozycje i karierę. Sławę!"... Cześć tych "wrednych kurew" poznajemy z imienia i nazwiska, ale to tylko drobny cytat "na zachęte".:)  Od Zofii Komedowej Trzcińskieh dowiadujemy sie m.in. dlaczego Jerzy Skolimowski mial przezwisko "daj ugryźć", skąd wziął sie nick Krzysztofa Trzcińskiego - "Komeda", jak reagowal Tadeusz Kantor, gdy byl proszony o udostepnienie Krzysztoforów na jazz-impreze. Nie brakuje w tej ksiazce jej opinii na temat R. Polańskiego, Wojciecha Frykowskiego, Piotra Skrzyneckiego oraz wielu, wielu innych postaci ze swiata polityki, biznesu i sztuki.

Wady? Ksiazka napisana przez Zofię Komedową Trzcińską daje nam wglad w tamtem swiat widziany Jej oczami. Jej postac jako zony i agentki K. Komedy, rola i udzial w tworzeniu owczesnej sceny jazzowej w Polsce nie sa zdaniem wielu jednoznacznie pozytywne. Calkiem niedawno (2018) zostala wydana ksiazka "Komeda. Osobiste życie jazzu", aut. Magdaleny Grzebałtowskiej. Nie czytalem jeszcze tej ksiazki, ale z podrzuconych mi przez koleżankę opisow i wywiadów (TU, TU) jasno wynika pewna oczywistość. "Nietakty" sa autorska wizja Zofii Komedowej Trzcińskiej, przedstawiajacej jej opinie oraz jej sposob widzenia samej siebie jako żony, agentki, współtwórczyni ówczesnej, jazzowej sceny muzycznej. Autorska wizja przeszlosci nie jest wadą. Wadą (moim zdaniem) jest to, ze zgodnie z informacja na skrzydelku ksiazki, jest to ..."zbiór pasjonujacych wspomnień Zosi, które opracował jej syn"... Uprawnione jest domniemanie, ze syn wygladzil niektore opinie, być moze takze usunal mocniejsze fragmenty kreujac w pewien sposob postac Matki zgodnie ze swoim wyobrazeniem o Niej, zgodnie ze swoimi o Niej wspomnieniami... Tak, czepiam się, ale... Mam wrazenie graniczace z pewnoscia, ze wszedzie tam, gdzie: wyboru/szlifu/opracowania dokonuja dzieci, a finalne wydawnictwo/film ma ich akceptacje/autoryzacje wizerunek opisywanej postaci jest co najmniej "skorygowany". Wrażenie takich "korekt" mialem czytajac m.in. korespondencje Osiecka-Przybora - "Listy na wyczerpanym papierze" (TU), takie mam wrazenie ogladajac serial TV "Osiecka", tak odbieram wszystkie autoryzowane biografie/wspomienia.

Pomimo (domniemanych) wizerunkowych korekt ksiazka jest znakomita. Pochłonęła mnie całkowicie. Sugestywnie opisna przez autorke historia powstania muzyki do "Noża w wodzie" byla powodem do ponownego zachwytu nad tym filmem, kazala mi siegnac po telefon, bezzwlocznie uruchomic na Spotify sciezke dźwiękową... Sluchalem muzyki, czytalem powtornie o procesie jej tworzenia, tam, nad jeziorem Kisajno, w ośrodku Almaturu, z zacumowaną przy pomoście "Christine"...

piątek, 8 stycznia 2021

"Niech żyje bal", aut. Maryla Rodowicz, PL 1992, książka

 "Niech żyje bal", aut. Maryla Rodowicz, PL 1992, książka


Bawilem sie dobrze czytajac te ksiazke! Znalazlem ja robiac porzadki w mojej bibliotece. Nie mam pojecia skad sie u mnie wziela. Mialem inne ksiazki Maryli Rodowicz. Kupione na jednym z zamknietych koncertow (TU)  opatrzone autografem Pani Maryli, zostaly oddane jako prezent. A "Niech żyje bal" stala sobie w 2-gim szergu, w glebi polki. Czekala na swoj czas. Natychmiast ja przeczytalem. W duzej mierze wplyw na zainteresowanie ta lektura ma emitowany wlasnie w TV serial "Osiecka" (poprawny, da sie ogladac, ale widac Agata Passent - corka,  dbala o to, zeby bylo poprawnie, bez pazura, czyli nijako). Maryla Rodowicz byla jedną z ulubionych piosenkarek Agnieszki Osieckiej. Pomimo blisko 10-cio letniej roznicy w wieku, Panie byly sobie bliskie, przyjaznily sie, funkcjonowaly w tym samym towarzystwie. Tytul ksiazki jest przeciez tytulem jednej z piosenek naspisanych przez Agnieszkę Osiecką wlasnie dla Maryli Rodowicz. To takze motto ksiazki, bo ksiazka jest jak tekst piosenki - o balu jakim jest zycie, zyciu, ktore jest balem...

Zaleta ksiazki jest to, ze jej autorka (moim zdaniem) jest rzeczywiscie Maryla Rodowicz. Nie sadze, zeby ja wlasnorecznie napisala, byc  moze tylko dyktowala, ale w moim odczuciu nic nie wskazuje na uzycie "ghost writera" (pomijam ew. poprawki redakcyjne/stylistyczne). Kolejna i chyba nawieksza wartoscia "Niech żyje bal" jest moment jest powstania. Zakladam, ze byla pisana na przelomie lat 80/90, a wowczas "poprawnosc polityczna" nie miala takiego znaczenia jak obecnie. Pisalo sie co sie chcialo, jak sie chcialo, nie jak pisać uchodzi, co sie pisac powinno. Dzieki temu ksiazka jest szalenie barwna, a opowiadane historie, smaczne, soczyste, czesto z zakrętasem. Nie bede spojlerował, ale teksty typu: ..."i widzę, że koleżanka schodzi na małych brawkach, nie ukrywam, że nie rozpaczam z tego powodu"... o konkretnej, wymienionej z imienia i nazwiska postaci estradowej, plus oczywiscie cala historia (1980) prowadzaca do tej animozji, to jeden z wielu smaczkow. Nazwisk i sytuacji, bardziej i mniej zabawnych jest mnostwo. Pani Maryla jest bezwzgledna dla wszystkich swoich facetow (poza ostatnim, Andrzejem, z ktorym rozstala sie calkiem niedawno), tudziez dla osob z jej estradowego otoczenia. Maryla Rodowicz intensywnie koncertowala jezdzac po demoludach oraz USA. Miala kontakt z wieloma ludzmi z show biznesu, ma o czym i o kim pisac! Do najbardziej wdziecznych i zabawnych naleza opisy perypetii z towarzyszaca jej grupą muzykow, a multiinstrumentalista Florek przebija wszystkich. Ekscesy w jego wykonaniu, lub/i jego udzialem to material na kabaret. Natomiast historia, kiedy Pani Maryla wraz z kapela mieszkaja w jednym hotelu (ZSRR, Jefpatoria) z artystami z cyrku liliputow, ktorzy zaprosili polska zaloge na kolacje, w wyniku ktorej: ..."co niektórzy garściami brali małe kobietki, po dwie, po trzy - jak popadło - i do łóżka"..., az sie prosi o kamere. Jako zywo przpomina mi sceny z filmow E. Kusturicy. :) 

I moglbym tak pewnie dlugo cytowac anegdoty o D. Olbrychskim, A. Jaroszewiczu, H. Vondrackowej, A. Rosiewiczu, K. Maternie itd., ale po co? Maryla Rodowicz zrobila to ogromnym wdziekiem, bez skrepowania, z duzym ładunkiem humoru. Do swojej ksiazki dolożyła sporo zdjęć z priv archiwum, jest na co popatrzeć.:) Książka ma takze minusy. Jednym z wiekszych jest brak wiedzy o losach chłopaków Lilipuciaków... Jesli jednak, cytujac klasyka, suma plusow dodatnich przeważa sume plusow ujemnych to i tak warto ja przeczytac.

Rekomenduje te lekture wszystkim dla poprawy nastroju! 218-cie stron w formacie A5 czyta sie bardzo szybko. W sam raz, na pochmurny, styczniowy weekend!


wtorek, 5 stycznia 2021

"Jarocin. Po co wolność", reż. Marek Gajczak, Leszek Gnoiński, PL 2016, film dokumentalny, Netflix

 "Jarocin. Po co wolność", reż. Marek Gajczak, Leszek Gnoiński, PL 2016, film dokumentalny, Netflix


Pogoda zniecheca do rowerowania, wiec wioslowanie. A jesli wiosla, to film, ale jaki? Postanwilem obejrzec cos lzejszego, muzycznego, dokumentalnego. Wybor (Netflix) nie jest zbyt duzy, zwlaszcza jesli szuka sie muzycznego dokumentu, ktory nie bedzie traktowal o rapie/hip-hopie, Justinach Biberach, Beyonce i innych takich. Chcialem czegosc rockowego/bluesowego. Padło wiec na "Jarocin" - film, ktorego fragmenty widzialem kiedys na jednym z kanalow Discovery. Konstrukcja filmu jest tyle prosta, co oczywista: archiwalne zdjecia z festiwali jarocińskich komentowane z offu przez bylych organizatorow festiwalu. Dotyczy to planow ogolnych. Jesli zas archiwalny fragment pokazuje koncert konkretnej kapeli/artysty, wowczas ekran dzielony jest na pół i archiwalny material komentowany jest wspolczesnie przez osobe, ktora widzimy na archiwalnych ujeciach. Przeslaniem jest wolnosc rozumiana jako wyzwanie rzucone ówczesnemu ładowi oraz jako wolnosc tworzenia, realizowania swoich, niekoniecznie artystycznych potrzeb. Calosc spina muzyka tamtego czasu: punk, punk-rock i rock. 

Film NIE ODNOSI sie do wspolczesnej wiedzy o przyczynach dla ktorych owczesne wladze tolerowaly istnienie Festiwalu Jarocin. Dzisiaj powszechni mowi sie, ze festiwal byl pod pelna kontrola "służb", ze ogranizatorzy: Owsiak i Chełstowski byli agentami, a calosc sluzyla jako rodzaj wentyla bezpieczenstwa przez ktory w bezpieczny, nie wybuchowy sposob ulatnialy sie emocje mlodego pokolenia. Rozum mowi, ze impreza tego typu i rozmiaru nie mogla ujsc uwadze "w'adzy", ale...  Nie mam na ten temat zadnej wiedzy, zostawiam ten watek.

Moim zdaniem film jest ciekawy dla kazdego, kto chociaz w niewielkim stopniu interesuje sie muzyka. Archiwalne zdjecia/muzyka zestawione ze wspolczesnym komentarzem i twarzami muzykow takich jak np.: Muniek Staszczyk, Marek Piekarczyk, Dariusz Malejonek, Olaf Deriglasoff, czy wypowiedzi niezyjacego juz Roberta Brylewskiego to prawdziwa przyjemnosc dla oka i ucha. "Jarocin. Po co wolność" zgodnie z przeznaczeniem filmow dokumentalnych tego typu jest wehikułem czasu zabierajacym widzow w podroz do nieodleglej przeszlosci. Dla mnie jest jest to podroz w czasy młodości. Wiekszosc z nas lubi TAM wracac, chwilę TAM pobyc, troszke TAM pogrzebac. Kto nie lubi, niech nie ogląda!:)

poniedziałek, 4 stycznia 2021

"Teoria wszystkiego, czyli krótka historia wszechświata" (The theory of everything), aut. Stephen Hawking, GB 2005, PL 2009, książka

 "Teoria wszystkiego, czyli krótka historia wszechświata" (The theory of everything), aut. Stephen Hawking, GB 2005, PL 2009, książka

Trzy ksiazki Richarda Dawkinsa nadal czekaja na swoj czas. Po lekturze "Wspinaczki na szczyt nieprawdopodobieństwa" postanowilem zrobic sobie przerwe w lekturach dotyczacych genetyki, darwinizmu i doboru naturalnego. Siegnalem po dawke wiedzy odnoszaca sie do zagadnienia zycia w skali makro - zagadki istnienia wszechswiata. Zmarly niedawno (2018) Stephen Hawking napisal mnostwo ksiazek popularyzujacych wiedze o wszechswiecie. Byl jednym z tych naukowcow, ktorzy posiedli dar przekazywania wiedzy dyletantom i laikom. Gdzies przeczytalem, ze powodem tak licznych publikacji byla prozaiczna potrzeba zarabiania wiekszych pieniedzy niz gaże proponowane przez uczelnie dla ktorych pracowal. Zgodnie z wieloma przekazami (np. film biograficzny "Teoria Wszystkiego", fajny, polecam)  S. Hawking nie dosc, ze wymagal szczegolnej, kosztownej opieki, to jeszcze byl kochliwy, mial sporo dzieci, wnukow i zeby to wszystko udzwignac musial biedaczek ciezko pracowac. I dobrze! Dzieki temu zostawil po sobie sporo ksiazek przyblizajacych zagadanienia powstania, istnienia, funkcjonowania otaczajacego nas Universum.

Ksiazka "Teoria wszystkiego..." liczy 144 strony, w formacie A5, czyli jest krotka i tresciwa. Poczatek jest latwy, szybki, zroumialy dla kazdego. Im dalej tym gorzej, a w momencie wejscia w bardzo ogolne zagadnienia mechaniki i grawitacji kwantowej zaczynaja sie schody i pewne rozczarowanie... Poczatek ksiazki zgodnie z oczekiwaniami i obietnica zawarta w tytule mowi o koncepcjach wszechswiata, o ucieczce galaktyktyk, wielkim wybuchu, czarnych dziurach, czyli rzeczach w skali makro. Te sa dosc latwo przyswajalne. Mozna powiedziec, ze jestesmy z nimi obyci, a naukowa wiedza i umiejetnosci dydaktyczne S. Hawkinga pozwalaja na ulozenie (czesto ponowne) sobie tego puzzla w glowie. Poruszamy sie w wielkosciach kosmicznych: miliardy lat ekspansji, nieskonczona ilosc galaktyk, planet, slońc, nieskonczonosc wszechswiata. I to, z trudem, ale jakos, ogarniam:) Jednak zupelnie niespodziewanie nastepuje zwrot w kierunku skali mikro i S. Hawking wkracza zagadnienia mechaniki i grawitacji kwantowej. Szuka odpowiedzi na pytanie co trzyma wszechswiat "w kupie" piszac, ze: ..."stan wszechwiata i materii, ktora go wypelnia, z ktorej i my jestesmy zbudowani, jest dokladnie okreslony prawami fizyki, az do granic wyznaczonych zasada nieoznaczonosci"... I wlasnie o te "zasade nieoznaczonosci" chodzi. Wyglada bowiem na to, ze im glebiej naukowcy zagladaja w strukture otaczajacej nas materii: atomu, mionu, mezonu, im lepszych instrumentow i metod badawczych uzywaja, tym mniej wiedza i rozumieja... Granica "nieoznaczonosci" rozumiana jako kres obszaru poznania/rozumienia jest ciagle przesuwana... Odkrywane sa kolejne czasteczki, definiowane kolejne teorie opisywane przez zawile wzory matematyczne po to, by po uruchomieniu kolejnego narzedzia badawczego okazalo sie, ze w tej swiezo odkrytej najmiejszej czastce materii jest jeszcze mniejsza, i mniejsza, i jeszcze mniejsza... Jak matrioszka. Otwierasz kolejne i konca nie widac:)  A jak nie-daj-boże uruchomia wreszcie psujacy sie wiecznie ow Wielki Zderzacz Hadronów CERN to sie dopiero okaże! A jak Chińczyk uruchomi swój, to dopiero wtedy wyjedzie na jaw, ze... itd. Troche tak, jakby nieogranialny  wszechswiat skali makro mial swoje odbicie-kontynuacje w skali mikro... Podobno S. Hawking nie negowal istnienia sily, ktora mogla TO wszystko stworzyc. W swojej ksiazce porusza zreszta ten temat odwolujac sie do wytycznych Watykanu, ktory (cytat z "Teorii..."): ..."Kosciol katolicki zaakceptowal model wielkiego wybuchu i oglosil w 1951 roku, ze jest on zgodny z Biblia"..., a w innym miejscu: ..."papież (..) powiedzial nam, ze nalezy badac zagadnienia ewolucji wszchswiata po jego powstaniu, ale samego wielkiego wybuchu lepiej nie ruszac, poniewaz byl to moment stworzenia, a zatem dzielo Boga"... Nie wiem, czy S. Hawking zaakceptowal model kreacjonistyczny powstania wszechswiata. Moze cos wiecej wynika z innych, pozniejszych jego ksiazek i publikacji. Jednak, nawet z tresci "Teorii wszystkiego..." widac, ze naukowe szkielko i oko nie radzi sobie z wytlumaczeniem tego co nas otacza i nie neguje bezwglednie teorii kreacjonistycznych... Juz zupelnie na koniec przytocze przeczytane w jakims artykule slowa teologa Jacka Kaniewskiego: ..."czy odkrycie faktu, ze planety poruszaja sie nie dlatego, ze Bóg pociaga za sznurki, ale dlatego, ze dzialaja sily fizyki, usuwa jednoczesnie Boga z porzadku wszechswiata?"... 

Wydaje sie, ze Stephen Hawking w duzym stopniu zmaga sie z takimi wlasnie problemami. Mysle, ze sa to zagadnienia, ktore warto analizowac, a robienie tego w towarzystwie S. Hawkinga jest motywujace i moze byc owocne. To nie jest stracony czas:)