niedziela, 31 grudnia 2023

"Suchą nogą, mokrym kołem", Rezerwat Mosty Kalińskie, niedziela 2023.12.31, rowerowe

 "Suchą nogą, mokrym kołem", Rezerwat Mosty Kalińskie, niedziela 2023.12.31, rowerowe

Rzeczka Długa godz. 9:30, temp. około +1 st. Darek pokonuje
bród na rzece Długiej. Jego spokój wynika z faktu, że o tej porze roku
liczne tutaj w lecie kajmany, krokodyle różańcowe, nilowe, tudzież aligatory
i wszelka inna gadzina odleciała do ciepłych krajów. Latem gryzą po nogach
i zdarza się, że przebijają opony :(

poniedziałek, 25 grudnia 2023

Telewizyjna Agencja Informacyjna. pl. Powstańców Warszawy 7, poniedziałek 2023.12.25 godz. 20:24

Telewizyjna Agencja Informacyjna. pl. Powstańców Warszawy 7, poniedziałek 2023.12.25 godz. 20:24

Krótko, i choć jakość ciut słaba, na temat; (aut. Malina) >>>>>>>>

Nie było zamiarem "prostozjeziora" zajmowanie się polityką; kolejny raz czynię wyłom w założeniach informując przy okazji, że ci którym nie jest po drodze z łamaniem kręgosłupa demokracji zbierają się pod Sejmem 2024.01.11 o godz. 16:00.

Kwiat Jabłoni, Torwar, środa 2023.12.20, godz. 20:00, koncert

Kwiat Jabłoni, Torwar, środa 2023.12.20, godz. 20:00, koncert

Kwiat Jabłoni sprzedawał tę trasę od zeszłego roku. W każdym razie w okolicach października 2022 zauważyłem stosowne info w mailigu od agencji eventim. Pomyślałem wówczas, że sprzedaż koncertu na ponad rok przez jego datą jest zabiegiem grubo na wyrost. W ten sposób sprzedają bilety duże, uznane marki, a Kwiat Jabłoni jest przecież tworem nowym o limitowanym zasięgu. Bilety na koncert były dostępne do ostatniej chwili. Można było je kupić w kasach Torwaru tuż przed koncertem. Nie wróżyło to dobrze frekwencji i groziło finansową klapą. Jednak myliłem się. Zabieg długodystansowej sprzedaży jednak się sprawdził. Torwar był wypełniony w mojej ocenie w około 85%-90%, czyli sukces. 

Pojechałem na koncert z biegunką myśli. Właśnie tego dnia (środa 20.12), od rana rozpoczęło się siłowe przejęcie mediów. Gwałt na demokracji, bezprecedensowe łamanie prawa, powrót do metod rodem z systemów totalitarnych. Słynne dzięki filmowi "Nocna zmiana" pytanie premiera Jana Olszewskiego o to .."Czyja będzie Polska"... pozostaje aktualne i ważne jak nigdy dotąd. Usiłowałem wyrzucić z głowy dręczące mnie myśli, skojarzenia, porównania. Ostatecznie koncert to rozrywka, relaks. Znałem raptem kilka "kwietnych" kawałków, byłem ciekawy jak będą prezentować się na estradzie. 

Koncert rozpoczął się 30-sto minutowym opóźnieniem. Nie cierpię tego zwłaszcza wówczas, gdy twarde siedzisko krzesełka niemiłosiernie rżnie mnie w tyłek i to już po pierwszych kilkunastu minutach siedzenia. 

[Zacząłem pisać tego posta w dniu 22.12 jednak do dzisiaj (25.12) nie udało mi się powrócić do pisania. Przez cały ten czas nie mogłem odkleić się od telewizora i stacji TV Republika (mają też kanał na YT), gdzie na bieżąco podawane są informacje dot. siłowego przejęcia mediów. Relacje na przemian wsparte są komentarzami publicystów, parlamentarzystów oraz specjalistów z zakresu prawa. Na dwór wyprowadzał mnie rower. Polecam TV Republikę jako praktycznie jedyne (jest jeszcze portal niezalezna.pl) miejsce, gdzie w pełnym wymiarze można zobaczyć i usłyszeć przekaz dot. tej niebywałej sytuacji. Warto jest mieć własne zdanie na ten temat, a to wymaga dostępu do informacji z różnych źródeł. Być może trzeba się pospieszyć. Nie wiadomo jak długo TV Republika będzie nadawać... i jak długo jej sygnał będzie dostępny na platformach satelitarnych i kablowych... Przecież wraz z nową/starą ekipą wróciła praworządność, a "PiS-owska szarańcza została strząśnięta ze zdrowego drzewa naszego Państwa".


Sądziłem, że  podobnie jak (znana mi) muzyka Kwiatu Jabłoni tak i koncert będzie miał charakter kameralny. Myliłem się. Co prawda zaczęło się skromnie i otwierający koncert utwór został wykonany przez rodzeństwo Katarzynę i Jacka Sienkiewiczów, ale zaraz po nim podniosła się półprzezroczysta kurtyna, która ujawniła kryjącą się za nią kilkunastoosobową grupę muzyków. No i się zaczęło. Z przytupem. W składzie m.in. dwa zestawy perkusyjne, skrzypce, mnóstwo dęciaków, gitary i klawisze. Bogate, zróżnicowane instrumentarium, dobre aranże, sporo ruchu i zabawy na scenie. To wszystko dało znanym mi z głównie z radia kameralnym często wykonaniom dodatkową, nową jakość i siłę. Zaopatrzona w 3 duże panele LED'owe scena była przyciemniona wymuszając na publiczności obserwację tego co dzieje się na ekranach. W moim odbiorze niedoświetlona estrada to błąd. Działo się tam dużo i fajnie, ale przez brak światła niewiele było widać. Publiczność siłą rzeczy musiała potrzeć na to co było wyborem kamerzystów i reżyserki obsługujących przekaz obrazu. Ten zaś skupiał się na wybranych postaciach wokalistów, lub muzyków wykonujących partie solowe. Wgląd w całość estrady, interakcji pomiędzy muzykami, zwłaszcza zabawy, fiesty, która towarzyszyła koncertowi był mocno utrudniony. A powód do zabawy był i to znaczący! To był ostatni koncert zamykający całą trasę! Do tego odbywał się tuż przed Świętami, więc kapela z jednej strony zmęczona trasą z drugiej łapała fajrantowy luz dając tego wyraz w sposobie w jaki grali i bawili się na estradzie. Było świetnie! Koncert był znakomity! Sporym (dla mnie) zaskoczeniem był kawałek "Polcia". Ten praktycznie instrumentalny utwór w znaczym stopniu odbiega od folk-popowej stylistki w której porusza się Kwiat Jabłoni. Nic dziwnego. Katarzyna Sienkiewicz powiedziała, że kompozytorem "Polci" jest członek kapeli, trębacz - Grzegorz Kowalski, a tytułowa "Polcia" to jego 2-letnia córka Pola, której jak łatwo jest się domyślić dedykowany jest ten utwór. Bardzo zgrabna, rozbudowana kompozycja, mocno, z energią wykonana zabrzmiała w moim odczuciu znakomicie. Przy okazji poznaliśmy Polę, która pomachała do publiczności z centralnego, mniejszego ekranu LED :)

Rodzeństwo S w towarzystwie Natalii Szroeder.

Tradycją stało się zapraszanie do udziału w koncercie zaprzyjaźnionych artystów. Sądzę, ze "życie" temu zwyczajowi dało "Męskie Granie". Tam, od kilku lat całe ekipy muzyków przemieszczają się wspólnie jeżdżąc trasę koncertową każdego lata. To musi mieć wpływ na wzajemne relacje, przyjaźnie, poczucie wspólnoty. Dlatego na tym koncercie także nie zabrakło gości-wokalistów: Natalii Szroeder i Igora Herbuta. W moim przekonaniu ich udział nie wniósł wiele do jakości koncertu, ale zawsze miło jest widzieć, że artyści dbają o siebie nawzajem się wspierając.

Koncert trwał dobrze ponad 2h. Były bisy, tańce i hulanki spotęgowane świadomością, że to finisz, dożynki, a potem do domu i po choinkę :) 

Końcowa balanga. Jeszcze bisy i do domu.
Kwiat Jabłoni to nie tylko rodzeństwo Sienkiewiczów. W zespole jest mnóstwo świetnych muzyków co w sposób oczywisty przekłada się na koncertową i płytową jakość ich dokonań. Można to sprawdzić na YT, ale oczywiście nie ma to jak powiedzieć "sprawdzam" podczas wykonania "na żywo". Bilet kosztował 159,00 zł. Za tę cenę Kwiat Jabłoni dał dużo fajnej muzyki i niezłego show. Będzie jeszcze lepiej, kiedy doświetlą scenę i będzie można patrzeć na to co się chce obserwować (np. panów bębniarzy, lub/i panie na skrzypkach). Jeśli będą z koncertem w Waszej okolicy idźcie koniecznie! 

Na koniec drobiazg - słodziak (właśnie przyleciał od koleżanki H.) ku pokrzepieniu serc z życzeniami Wszystkiego Najlepszego >>>>


poniedziałek, 18 grudnia 2023

Valle d'Aosta, Hotel Miramonti, 2023.12.10-17, narciarskie

Valle d'Aosta, Hotel Miramonti, 2023.12.10-17, narciarskie

Cervino. Najbardziej znana stacja narciarska
w Valle d'Aosta. Od niedawna miejscówka
alepjskiego Pucharu Świata.
Matternhorn (4478) widoczny
z włoskiego Cervino.
Wyjazd na grudniowe narty do Doliny Aosty zainicjował kolega, który był tam wielokrotnie. Zachwalał miejsce oraz organizację wyjazdu przez wrocławskie biuro podróży - Via Europa. Długo nie musiał namawiać. Razem z kolegą sprawnie podjęliśmy decyzję o wzięciu udziału w imprezie. Nigdy wcześniej nie jeździłem tam na nartach. 

Sześć dni na nartach, w tym  pięć dni słońca.
To właściwa proporcja z temp. +5 do -7 st.

Odległość do miejsca docelowego z Warszawy - ponad 1700 km robi wrażenie, ale zamiast tłuc się 18h samochodem (zwykle tak właśnie jeździliśmy na narty), polecieliśmy samolotem. Organizacja zakładała mieszkanie w hotelu w umownym środku doliny i w zależności od aktualizowanych rano informacji o warunkach pogodowych codzienne dojazdy do stacji narciarskich oferujących najwięcej słońca, mało wiatru i dostępność większości wyciągów i tras. Taki model działania został wypracowany w wyniku wieloletnich prób i błędów. Pogoda w różnych częściach doliny, na różnych górach może być ekstremalnie inna, więc jazda w miejsce, gdzie panują najlepsze warunki ma sens. Niestety, odległości pomiędzy poszczególnymi stacjami narciarskimi są znaczne. Brak jest jednolitego systemu ski-busów obsługującego całą dolinę. 

Apres-ski z grzańcem w dłoni (wszelkie
skojarzenia z ławeczką z "Ranczo" są
nieuprawnione i mogą głęboko ranić sportowe
jestestwo widocznych na foto ski-mołojców). 
Uczestnik wyjazdu grupowego zmuszony jest podporządkować się woli większości, a ta zakładała wyjazdy autokarem biura podróży o godz. 9:00. Z mojego punktu widzenia to co najmniej o 30 min. zbyt późno, bo sporo czasu zajmował dojazd na miejsce, wydobywanie z luków bagażowych butów i nart. Wolę wyjeżdżać na górę możliwie wcześnie i jeździć po pustych rano trasach. Jednak gdy jedzie się z grupą trzeba się liczyć z wolą grupy... Na szczęście grudzień to początek sezonu, a na trasach, zwłaszcza w dni powszednie znikoma ilość narciarzy. Dolina Aosty to kilkanaście stacji narciarskich. Najważniejszą i największą jest Cervinia - miejsce powstałe dla i wylansowane przez Mussoliniego. Ponadto: Pila, Valtournenche, Champoluc-Monterosa (w tych jeździłem) i jeszcze parę innych w dalszych częściach doliny. Jeździ się na wysokościach około 2500 npm wzwyż, czyli wysoko. Dzięki temu nawet w grudniu jest gwarancja śniegu. I chociaż nie wszystkie trasy były już wyratraczone i czynne to zapewniam, że było gdzie się wyszaleć. O tym, że było dobrze najlepiej świadczą nasze uśmiechnięte, tchnące radością życia twarze :) 






 

sobota, 9 grudnia 2023

"Forum Dobroczynności 2023 - Caritas Polska", 2023.11.09, Renaissance Warsaw Airport Hotel

 "Forum Dobroczynności 2023 - Caritas Polska", 2023.11.09, Renaissance Warsaw Airport Hotel

"Torba gościa" uszyta przez kobiety
z Rwandy, w szwalni wyposażonej
przez Caritas; w torbie: folder o 
działalności Caritas oraz próbki rękodzieła
z miejsc objętych pomocą Caritas.
Chwila przed rozpoczęciem
W okolicy połowy października wpadł do mojej priv skrzynki mail:  "Caritas Polska zaprasza 200 najważniejszych darczyńców na Forum Dobroczynności!". Potraktowałem go jak większość nieoczekiwanych/niechcianych maili - usunąłem pozostawiając bez odpowiedzi. (wspieram regularnie Caritas, ale nie czuję się "najważniejszy"). Jednak kilka dni później zadzwoniła do mnie uprzejma pani z Caritas Polska z pytaniem czy otrzymałem zaproszenie i zamierzam uczestniczyć w Forum. Byłem świeżo po obejrzeniu "Zielonej Granicy" (TU). Dręczyło mnie pytanie o brak aktywności Caritasu na granicy polsko-białoruskiej.  Tam według A. Holland oraz zgodnie z histerycznym przekazem części mediów znajdowały się osoby potrzebujące pomocy. Pomyślałem, że uczestnictwo w Forum będzie świetną okazją do zadania tego pytania:) Potwierdziłem swoją obecność wypełniając i odsyłając stosowny formularz. Przyszło mi do głowy kolejne pytanie o sens wydawania pieniędzy na "Forum Dobroczynności" (w programie: rejestracja, część oficjalna, przerwa kawowa, aukcja charytatywna, kolacja, koncert Golec uOrkiestra), które w takim miejscu jak Hotel Renaissance nawet po uwzględnieniu ew. rabatów musiało sporo kosztować... 

Po rejestracji w trakcie której otrzymałem "przydział" do stolika i powitalną "torbę gościa" zająłem miejsce na sali. Wkrótce dosiadł się kolejny darczyńca i dwie Panie z przypinkami "caritas", które po przedstawieniu się zachęciły do zadawania pytań odnośnie działalności Caritas. Natychmiast zadałem pierwsze z pytań, to o brak Caritasu na granicy. Myślę, że przedstawicielki Caritas były co najmniej zaskoczone jego treścią, ale spokojnie i rzeczowo odparły, że Caritas BYŁ OBECNY na granicy polsko-białoruskiej. Były to punkty medyczne czynne POZA zamknięta strefą. Straż Graniczna i wojsko BYŁY POINSTRUOWANE, aby osoby wymagające doraźnej interwencji medycznej dowozić do punktów pomocy. Byłem dociekliwy, spytałem o dalszy los poszkodowanych. Panie odpowiedziały, że osoby wymagające dalszej konsultacji lekarskiej BYŁY KIEROWANE DO NAJBLIŻSZYCH SZPITALI (tu kończyła się rola Caritas), aby potem trafić do ośrodków dla uchodźców...

"Ojcze Nasz", w tle ściana
płaczu. (foto org.)
Zaczęła się część oficjalna Forum. Ksiądz dyr. Marcin Iżycki przywitał zebranych informując, że Forum FINANSOWANE JEST PRZEZ JEDNEGO Z DARCZYŃCÓW Caritas, który pragnąc pozostać anonimowym, chciał, żeby takie forum się odbyło...   Przed aukcją charytatywną (licytowano zdjęcia z miejsc/obszarów działania Caritas) wystąpiła syryjska bodaj artystka, która w języku aramejskim (język, którym prawdopodobnie posługiwał się Chrystus) wykonała melorecytację "Ojcze nasz". Mocne, zdumiewająco głębokie doświadczenie.

Z kotleta i Golców zrezygnowałem. Uzyskałem odpowiedzi na moje pytania. Uznałem, ze angielskie wyjście będzie najlepszą formą opuszczenia imprezy. 

Filmik-migawka z Forum >>> (TU)

Małgorzata Tomczyk, Gazeta Wyborcza >>> ..."Po dwóch latach pisania o migracji i kryzysie na granicy nie mam wątpliwości, że wytwarzamy fałszywą wiedzę"... >>>  (TU) i (TU) i (TU)

piątek, 1 grudnia 2023

"Chłopi" reż. DK Welchman, Hugh Welchman, PL, Litwa, Serbia, 2023, film

"Chłopi" reż. DK Welchman, Hugh Welchman, PL, Litwa, Serbia, 2023, film

Ponad 1 mln widzów i polski pretendent do Oscara, to wystarczające powody, żeby obejrzeć "Chłopów". Do tego ekstra dodatki: świadomość literackiego Nobla, pamięć poprzedniej (1973) ekranizacji w reżyserii Jana Rybkowskiego i katusze związane z koniecznością czytania "Chłopów" - obowiązkowej lektury. W kinie sporo widzów, więc frekwencyjny rekord anno 2023 w kategorii PL-filmu murowany. Jednak ja mam do tego filmu duuuże zastrzeżenia i raczej nie wróżę mu oskarowego sukcesu. 

1. Film w swojej czołówce informuje widzów, że powstał "na podstawie" reymontowskich "Chłopów". To nie jest prawda, bo prawdą byłaby informacja, że jego powstanie było inspirowane "Chłopami". Twórcy filmu wyekstrahowali z powieści emocjonalny wątek damsko-męski toczący się na tle (wątłym) zmagań o ojcowiznę. Wieś nie jest reymontowską wsią ulokowaną gdzieś w centralnej Polsce. Filmowa wieś jest przesunięta mocno w kierunku kresów o czym świadczą elementy folkloru. Muzyka, która jakkolwiek dobra trąci multikulti, a obłym, kościelnym wieżyczkom bliżej do cerkwi niż katolickiego kościoła. 

2. Filmowe chłopstwo ma tyle wspólnego z XIX-wiecznymi chłopami, ile z ówczesnym chłopstwem wspólnego ma Zespół Mazowsze. (Każdy, komu film się podobał powinien dla równowagi przeczytać książkę "Chamstwo" aut. K. Pobłocki) Mnie nadmiarowa folklorystyczna stylizacja raziła, a kobiety chodzące na co dzień w kolorowych kiecach, czerwonych, wysokich trzewikach, obwieszone sznurami korali wyglądały wręcz egzotycznie. 

3. Przez cały film towarzyszyło mi wrażenie, że twórcy filmu mają skłonność do przesłodzonej egzaltacji w budowaniu kolejnych scen i kadrów. O ile nawiązanie do obrazów J. Chełmońskiego jest w moim odczuciu fajnym zabiegiem o tyle ckliwe obrazki, np. staw z kontuzjowanym boćkiem odbieram jako mocno kiczowate.

4. I chyba najważniejszy zarzut-pytanie. Po co ten wysiłek polegający na nakręceniu filmu, a później ogrom pracy włożonej w namalowanie nakręconych już kadrów... Sukces i nowatorskość "Twojego Vincenta" polegały na tym, że film został złożony z namalowanych obrazów, opowiadał o van Goghu, a technika malowania naśladowała pędzel van Gogha. Jednym słowem całość przedsięwzięcia miała swoje logiczne uzasadnienie: malowany techniką malarza-bohatera film, opowiada historię bohatera-malarza. Żadnych aktorów, planu filmowego, scenografii itp. W przypadku "Chłopów" "malowanie" nakręconego tradycyjną techniką filmu jest w moim przekonaniu sztuka dla sztuki, czymś co nie daje filmowi wartości dodanej.  Myślę, że wolałbym obejrzeć wyjściową "aktorską" ver. "Chłopów" z "malarskimi" akcentami, czyli twórczym wykorzystaniem obrazów J. Chełmońskiego i ew. innych polskich malarzy do podziału akcji na pory roku. 

Daję "Chłopom" 2023 ocenę "średni", czyli 5/10 w skali filmweb. Panie Jagna i Hanka - główne bohaterki - ich uroda, chociaż dalekie od chłopskiego wzorca piękna wyznaczonego przez Emilie Krakowską (była dziewczyną z ludu nie tylko w Chłopach 1973, ale także znakomitą śwarną dziołchą w niezapomnianej Brzezinie 1970) złagodziły surowość mojej oceny :)  

środa, 29 listopada 2023

"Lotnicho", aut. Marek Stokowski, PL 2024, książka

 "Lotnicho", aut. Marek Stokowski, PL 2024, książka

To NIE jest okładka
"Lotnicha". To autor
w oczekiwaniu na
nieuniknione :)
Ta książka jeszcze się nie ukazała, ale jest duża szansa, że będzie miała swoją premierę w I-szej połowie 2024. Zgodnie z opisem na portalu "zrzutka.pl": 

"Są w niej: przedmaturzyści z liceum na Okęciu, połowa lat 70., lotnicho i samoloty, szalona podróż, śmiech i wzruszenia, przyjaźń i pierwsza miłość. Jedno z prężnych wydawnictw warszawskich wysoko ocenia wartość artystyczną utworu. Jest gotowe opublikować Lotnicho, wszakże z pomocą mecenasa.

25.000 zł. zapewniłoby nie tylko publikację na wysokim poziomie, ale i silną promocję książki. Jeżeli chciałbyś zostać jednym z mecenasów Lotnicha, to, prosimy, dorzuć jakąś sumę do puli wspierającej wydanie tej powieści. 

Potrzebujemy zebrać tę kwotę do końca roku (wiem, ze to okres wydatków związanych ze świętami) aby książka mogła znaleźć się w rękach czytelników w I połowie 2024

Każdy z Mecenasów przyczyni się do przekazania czytelnikom pasjonującej opowieści młodości i marzeniach naszego pokolenia. Zyska też - co oczywiste - wdzięczność autora i wydawnictwa, oraz zostanie uhonorowany egzemplarzem książki z dedykacją Marka.

Będziemy bardzo zobowiązani za powiadomienie o mecenacie osób, które znasz i przypuszczasz, że wiadomość o nowej książce Marka ich ucieszy a mecenat zaciekawi.

Zaglądaj prosimy do linków umieszczonych poniżej i aktualności"


Zbieg okoliczności sprawił, że ostatnio dość często pisałem o książkach Marka Stokowskiego (TU). Dosłownie kilka dni temu skończyłem czytać trzecią część sagi o M. - "Kino krótkich filmów", żeby dowiedzieć się, że na wydanie czeka świeżutkie "Lotnicho" i to dokładnie w czasie, kiedy Trójka wznowiła archiwalne nagranie "Samo-lotów" w wykonaniu Mumio (codziennie około 19:50). To nagromadzenie różnych "zbiegów" odczytuję jako sygnał, że steruje tym siła wyższa, której przeciwstawianie się jest co najmniej nieracjonalne. Dlatego rozsupłałem sakiewkę i dorzuciłem pieniążek do "Lotnicha". Ostatecznie nie zawsze los daje nam szansę bycia "współautorem" książki. Warto skorzystać. Najlepsze na koniec. Jeszcze każdy może zostać mecenasem "Lotnicha"! Zrzutka została uruchomiona wczoraj i jeszcze są wolne miejsca :)

Link do "zrzutka.pl" >>>>>>> TU 

PS
A (TU) link do wypowiedzi datowanej 2023.11.29 dyr. Inst. Książki Dariusza Jaworskiego przypadkowo odnoszącej się do twórczości Marka Stokowskiego.

czwartek, 23 listopada 2023

"Telemarketerzy" (Telemarketers), reż. Sam Lipman Stern i Adam Bhala Lough, USA, 2023, HBO serial dokumentalny

"Telemarketerzy" (Telemarketers), reż. Sam Lipman Stern i Adam Bhala Lough, USA, 2023, HBO serial dokumentalny

Ten typ oszustwa - telefoniczny scam (czym jest scam TU i TU) przybiera różne formy. W "Telemarketerach" jest to scam telefoniczny, gdzie podpięci pod różne organizacje społeczne, głównie okołopolicyjne, firmy telemarketingowe wydzwaniają do ludzi i firm przekonując ich do wpłacenia dobrowolnych datków na szczytne cele. Pierwszy z trzech odcinków jest intrygujący. Pozostałe dwa są słabsze, ale nadal warte obejrzenia. Historia opisana w filmie dotyczy USA i w sposób oczywisty odnosi się do amerykańskiej rzeczywistości i obowiązującego tam prawa. Na pozór nie ma to żadnego związku z Polską, gdzie obowiązuje inne niż w Stanach prawodawstwo i praktycznie nie istnieje tradycja telefonicznych zbiórek pieniężnych na fundacje "poparzonych strażaków", "postrzelonych policjantów" itp. Warto jednak mieć na uwadze, że film opisuje historię, której początek datuje się na wczesne lata 2000. Media społecznościowe były wówczas we wczesnym stadium rozwoju, aby dzisiaj stać się głównym obszarem polowań na naiwnych i łatwowiernych. Scam telefoniczny w "czystej" formie takiej jak w "Telemarketerach" praktycznie już nie istnieje. Dzisiaj oszuści bezkarnie grasują na różnych portalach zrzutkowych i/lub/także w social mediach wzmacniając swoje działanie zmasowanymi mailingami, wspomagając się telemarketingiem. Państwowy aparat kontroli i nadzoru nad działalnością mnóstwa różnej maści organizacji pozarządowych, fundacji, zakładów pracy chronionej, firm słupów, wehikułów finansowych (udzielających np. kredyty frankowe), przekonujących do inwestycji w ich akcje (np. GetBack) jest niewydolny, a oszukany zwykle zmuszony jest do samotnego zmagania się z wyrafinowanym oszustwem. Kto dzisiaj pamięta ciągnącą się do dzisiaj aferę WGI (1998) [TU] oraz mnóstwa bardziej wyrafinowanych przewałów takich jak np polski supersamochód Arrinera?

"Telemarketerzy" są przestrogą. Uczą jakie pytania należy zadawać ZANIM przekażemy jakikolwiek datek na wzniosły z opisu i nazwy cel, ZANIM damy się uwieść mirażom łatwych zysków naganiaczom używającym prostych, ale skutecznych socjotechnik. I chociaż moim zdaniem film jest średni, czyli 5 w skali filmweb, to jako ostrzeżenie-przestroga zasługuje na wyższą notę.

środa, 22 listopada 2023

Kabaret Mumio czyta w Trójce "Samo-loty" Marka Stokowskiego, wznowienie nagrań z roku 2014


Kabaret Mumio czyta w Trójce "Samo-loty" Marka Stokowskiego, wznowienie nagrań z roku 2014 

Przypadek sprawił, że ostatnio dość często pisałem o książkach Marka Stokowskiego (TU). Zupełnie przypadkiem kończę właśnie lekturę kolejnej jego książki - "Kino krótkich filmów", a tu, niespodziewanie za sprawą kolejnego zbiegu okoliczności doleciał do mnie przysłany przez kolegę sms o treści:

"W nocy z czwartku na piątek 23/24.11, a dokładnie 5 min. po północy w "Trójce pod księżycem" rozmowa, na żywo, z Markiem Stokowskim oraz aktorami z Kabaretu Mumio przed wznowieniem na antenie Trójki nagranych w 2014 roku "Samo-lotów". Komu cenny sen, ten będzie mógł (prawdopodobnie) wysłuchać rozmowy w trójkowych podcastach. Rozpoczęcie powtórek "Samo-lotów" w interpretacji Mumio w poniedziałek 2023.11.27 o godz. 19:50"

Kabaret Mumio był wówczas na topie. Kreacja i udział w telewizyjnych reklamach jednego z telekomów zapewniły mu ogólnopolska rozpoznawalność i popularność. Abstrakcyjny, pure nonsense dowcip Mumio współgrał z poczuciem humoru Marka Stokowskiego. Doskonale się rozumieli, w planach mieli dalsze, wspólne przedsięwzięcia. Projekty zweryfikował czas, nic z nich nie wyszło. Zostały jednak nagrania, których emisje reaktywuje Trójka. Warto posłuchać! 

sobota, 18 listopada 2023

"Dziewczyny z Dubaju", reż. Maria Sadowska, PL 2021, film, Netflix

"Dziewczyny z Dubaju", reż. Maria Sadowska, PL 2021, film, Netflix

Jedyne co dobre w tym filmie to motorówy i jachty motorowe. Szkoda, że ich mało. Cała reszta to prymityw w każdym wymiarze: w zamyśle, realizacji, stylizacji i naciąganym moralitecie/poincie. 

Kiedy pogoda uniemożliwiła jazdę na rowerze musiałem podjąć szybką decyzję o wyborze filmu-towarzysza wiosłowania na ergometrze. Tym razem miał być to film polski. Zawęziłem wybór do dwóch pozycji: "Pokot" A. Holland (byłem niedawno na jej wczesnej "Gorączce", a wcześniej "Zielonej Granicy" (TU), myślałem o poszerzeniu wiedzy o jej dokonaniach), "Dziewczyny z Dubaju". Wybrałem "Dziewczyny..." - postawiłem na rozrywkę. Wiedziałem z szumu medialnego, że Doda była współproducentką tego filmu, tytuł/temat był oczywisty. Wiedziałem czego się spodziewać. Ale żeby taki gniot?! To, czego o filmie do wczoraj nie wiedziałem to fakt, że scenariusz powstał na podstawie książki. Jednak wczoraj właśnie wpadłem do księgarni, żeby kupić dla wnusi kolejną książeczkę z cyklu "Kicia Kocia", a tu, na innym regale książkowe "Dziewczyny z Dubaju" i to w dwóch tomach! Tak, druga część tego "dzieła" także będzie sfilmowana. Gratulacje!

I żeby chociaż tytułowe "dziewczyny" były tak fajne, atrakcyjne, miały tę klasę i sznyt co należące do szejków jachty motorowe! Nic z tego. Stylizacja praktycznie wszystkich dziewczyn wzięta z powiatowej imprezy disco-polo, czyli wyglądają mniej więcej tak jak definicja piękna według Dody ze ścianki pudelka, czy innego pomponika. Filmu nie ratuje udział Katarzyny Figury w roli burdelmamy, oraz, o zgrozo Jana Englerta. Do tego ten żałosny filmowy ersatz trwa bite 2,5h. To naprawdę męczące.

Moja ocena w skali filmweb - 1, czyli "nieporozumienie"

sobota, 11 listopada 2023

"Stroiciel lasu", aut. Marek Stokowski, PL 2010, książka

 "Stroiciel lasu", aut. Marek Stokowski, PL 2010, książka

"Kiedy człowiek jest samotny to zawraca głowę czworonogom" - mówi narrator w "Stroicielu lasu" i wie co mówi, bo jest psem... Psem-znajdą przygarniętym przez przez bohatera książki - M., którego postać pozwala uznać "Stroiciela..." za kontynuację poprzedniej książki Marka Stokowskiego - "Samo-loty". Jednak nie trzeba (chociaż warto) znać "Samo-lotów", żeby przeczytać "Stroiciela...". Można potraktować ten tytuł jako książkę autonomiczną, a opowieść o M. jak niezależne opowiadanie o poszukiwaniu spokoju i harmonii. Jest (moim zdaniem) w "Stroicielu lasu" coś z klimatu "Siekierezady" czy "Całej jaskrawości" Edwarda Stachury. Bohater "Stroiciela..." fatalnie znosi miejski harmider. Najlepiej odnajduje się w otoczeniu przyrody wsłuchany w podprogowy przekaz płynący z uroczysk, łąk, strumieni i drzew, które dostraja, tak by odzyskały właściwą harmonię. Autor książki obdarza M. mocą uzdrawiania przyrody. Wyposaża go w sensualność pozwalającą na jej słyszenie, rozumienie i co ważniejsze umiejętność leczenia jej przez strojenie właśnie. Brzmi jak fantasmagoria? Do pewnego stopnia tak jest. Podobnie jak "Samo-loty" także "Stroiciel lasu" umyka prostej klasyfikacji. Zapewniam jednak, że podążając za  tekstem, śledząc losy M. łatwo damy się ponieść tej historii i zaakceptować fantazje dostarczane przez autora. Wystarczy tylko dać się zabrać przez tę opowieść, pozwolić przenieść w polskie lata 70/80 w otoczenie niewielkiego sioła, zamieszkać wraz z M. w skromnym domu, którego właścicielka serwuje proste potrawy, których fantastyczny smak doprowadza M. do szaleństwa.
"Stroiciel lasu" jest książką pogodną. Marek Stokowski opowiada historię M. z łagodnym uśmiechem, który łatwo udziela się czytelnikowi. Ten humor to efekt skojarzeń, zmysłu obserwacji, czytania przez narratora - psa niewerbalnej komunikacji jaka zwykle towarzyszy relacji człowiek - zwierzę. M. jest także podatny na urok i powab płci przeciwnej, a jego afekt do "niebywale atrakcyjnej" pielęgniarki A.W. budzi w nas uśmiech podobnie jak jakże skuteczne wspomaganie reanimacji przy pomocy "szeptów, no i lekko rozchylonej, mokrej bluzki". Marek Stokowski lubi bawić się słowem, buduje z nich nieoczywiste skojarzenia. Ekstra bonusem słownym są określenia wzięte bezpośrednio z dziedziny w której Marek Stokowski jest wybitnym specjalistą - historii średniowiecza. Bo przecież dość nieoczywiste słowo - "hurdycja" każe nam sięgnąć po smartfon dzięki czemu mimowolnie stajemy się specami od średniowiecznej architektury :)
O literackich dokonaniach Marka Stokowskiego pisałem wielokrotnie (TU). Równolegle z pisaniem porządkowałem książki, których Marek jest autorem. "Stroiciela lasu" znalazłem praktycznie przypadkiem w dolnej szufladzie mojej nocnej szafki. Leżała pod stertą pism i innych książek z zakładką w okolicach 1/3 objętości. Okazało się, że nigdy, aż do teraz nie przeczytałem jej do końca... Jest w niej dedykacja od Marka z datą grudzień 2010. Z jakiś powodów, pewnie w grudniu właśnie, porzuciłem jej lekturę, aby wrócić do niej po 13-stu latach. Przeczytałem ją (od początku) z dużą przyjemnością, która, w co mocno wierzę jest udziałem każdego jej czytelnika. Myślę, że teraz, kiedy "jesień, kredki coraz krótsze" (cytat z innej książki Marka - "Sny dla dorosłych i dla dzieci") "Stroiciel lasu" może być fajną lekturą. I chociaż koniec książki jest gęsty i stosunkowo brutalny, to jednak całość pozostawia czytelnika w przeświadczeniu o wyższości dobra nad złem budząc uśmiech i nadzieję, że reanimacja ze wspomaganiem mokrej bluzki będzie miała oczekiwany finał. Nie dość, że książka jest uśmiechnięta to do tego jeszcze ciepła ciepłem i sympatią jakimi Marek obdarza bohaterów swojej opowieści. W sam raz na jesień :)

poniedziałek, 6 listopada 2023

"Pocałunek Klimta. O obrazach mistrza Secesji Wiedeńskiej" (Klimt - The Kiss), reż. Ali Ray, GB, 2023, kino Muranów, film

"Pocałunek Klimta. O obrazach mistrza Secesji Wiedeńskiej" (Klimt - The Kiss), reż. Ali Ray, GB, 2023, kino Muranów, film

Malarstwo Gustava Klimta miało już swoją kinową reprezentację w cyklu "Wystawa na ekranie" w fillmie "Klimt i Schiele. Eros i Psyche" (TU). Tym razem film zrobiony jest przez brytyjską ekipę według schematu: prezentacja obrazu(ów), wypowiedzi krytyków/znawców, trochę tła historycznego wraz ze zwięzłą informacją dotyczącą życiorysu artysty. Całość zamknięta w 90-cio minutowej projekcji. Żadnych fiu-bździu, czyli pseudo artystowskich odlotów. Poważnie i na temat. Tak jak lubię. Tym razem film w całości dedykowany jest Gustavowi Klimtowi, a jego obraz "Pocałunek" wprowadza widza w twórczość najbardziej znanego, austriackiego malarza (poza tym z grzywką i wąsikiem). Początek projekcji był (dla mnie) dość zaskakujący, gdyż zgodnie z narracją jest to najczęściej kopiowany/reprodukowany obraz na świecie. Niech mu będzie. W każdym razie u mnie nigdy nie wisiał, a popularność tego obrazu oraz jego twórcy to w moim przypadku wiedza stosunkowo świeża. I właśnie m.in. dlatego chciałem zobaczyć ten film. Intrygował mnie fenomen popularności malarza, który chociaż znany wśród wiedeńskiej bohemy, arystokracji i burżuazji nie był twórcą wyznaczającym nowe kierunki. Styl który prezentował - wiedeński modernizm był chyba w skali Europy i świata stosunkowo niszowy. Wówczas, z początkiem XX-stego wieku nie znajdował naśladowców. Być może zaważyła na tym właśnie "lokalność" jego malarstwa. Funkcjonował w Wiedniu, nigdy nie był w Paryżu, a ten przecież był miejscem powstawania nowych kierunków w praktycznie każdej dziedzinie sztuki.

Film prowadzi widza tłumacząc rosnącą popularność malarza-portrecisty, który szybko odrzuca gorset akademickich ograniczeń, aby stać się niezależnym twórcą usiłującym malować m.in. muzykę. Ten fragment filmu poświęcony fryzowi dedykowanemu IX symfonii Beethowena w holu wejściowym Budynku Secesji w Wiedniu jest szalenie ciekawy, przemawiający do wyobraźni. Prezentowane i omawiane są wszystkie znane obrazy Klimta. Wypowiedzi fachowców, zwłaszcza fachowców-kobiet (Klimt był kobieciarzem) są często szalenie emocjonalne. Dobrze się tego słucha, znakomicie ogląda. Gustav Klimt nie komentował swoich dzieł, nie pisał o nich w listach uważając, że obraz jest najlepszą formą wypowiedzi. Pozostawił szerokie pole do dyskusji na temat znaczeń i przesłań zawartych w swoich obrazach. 

Film, chociaż nie wyjaśnia przyczyn popularności "Pocałunku" jest bardzo dobry, czyli w skali filmweb zasługuje na ocenę 8/10 pomimo tego, że moim zdaniem zdecydowanie ciekawszym od "Pocałunku" obrazem jest "Judyta z głową Holofernersa". Podoba mi się wyraz twarzy Judyty :)

 

czwartek, 2 listopada 2023

Wszystkich Świętych, środa 2023.11.01, rowerowe

 Wszystkich Świętych, środa 2023.11.01, rowerowe

Najlepszą metodą ominięcia korków na Wólkę Węglową (cmentarz)
jest dojazd tamże na rowerku, zwłaszcza, kiedy dopisuje pogoda. 

piątek, 27 października 2023

"Taylor Swift: The Eras Tour", reż. Sam Wrench, USA, 2023.10.13, film

"Taylor Swift: The Eras Tour", reż. Sam Wrench, USA, 2023.10.13, film


Wszedłem do sali kinowej w trakcie wyświetlania reklam i zwiastunów. Sprawnie znalazłem swoje miejsce ulokowane w ostatnich rzędach widowni. Już w trakcie trwania filmu wiedziałem, że coś jest nie tak... Nieliczna (seans 18:00, piątek 2023.10.13, czyli w dniu światowej premiery filmu) publiczność reagowała nad wyraz żywiołowo śpiewając razem z Taylor, machając rękoma, wykonując serduszka kierowane w stronę ekranu. Kiedy po blisko trzygodzinnym seansie na widowni zapaliły się światła okazało się, że nie dość, że byłem prawdopodobnie jedynym widzem-mężczyzną to zawyżałem przeciętną wieku o współczynnik x4-x5. Wokół mnie były nastoletnie dziewczyny w przedziale wiekowym 13-15 lat... Niektóre przyszły do kina w towarzystwie mam... Poczułem się troszkę nieswojo, jak intruz na zamkniętej imprezie i zdecydowanym krokiem udałem się do wyjścia :)
Taylor Swift ma w tym miesiącu ponad 100 mln słuchaczy (Spotify). Jest światowym nr. 2 pod względem ilości słuchających. Imponujący wynik, a ja znałem tylko jeden jej kawałek - "Willow". Stacja net-radiowa, której słucham (Radio 357) rzadko gra Taylor Swift. Ten brak Taylor dotyczy pasm godzinowych w których mam słuchawki na uszach, czyli od około 6:00 a.m. do, z małymi przerwami, godz. 13:00-14:00. Potem, już na głośnikach słucham innej anteny (net-radio grające jazz) gdzie z założenia na Taylor Swift nie ma miejsca. Jednak pomimo tak wątłego kontaktu z jej muzyką miałem świadomość, że jest duża, rośnie większa, że wyrosła na giganta sceny pop. Obejrzałem na Netflix film "Miss Americana. Taylor Swift" (2020), dokument traktujący o jej fenomenie. Ten film okazał się być znakomitym teaserem powodującym, że nie mogłem nie pójść na "Taylor Swift: The Eras Tour", film, który jest zapisem jej koncertów (kompilacja trzech) na stadionie SoFi Stadium w Inglewood w Kaliforni. Chciałem zobaczyć na czym polega TEN fenomen. Pierwsze 10-15 min. filmu jest dość bezbarwne; taki tam koncercik jak wiele innych. Potem - petarda! Ameryka w każdym wymiarze: ogromu nakładów na produkcję, znakomitej techniki, świetnych zdjęć, no i oczywiście ona - Taylor Swift władczyni serc, może nawet dusz publiczności. Film ma już swoją zakładkę w wiki (TU). Wynika z niej, że "Taylor Swift: The Eras Tour" stał się najbardziej dochodowym filmem koncertowym wszech czasów. Rzeczywiście. Jest zrobiony perfekcyjnie, istny majstersztyk, ale byłby niczym bez gwiazdy jaką jest 33-letnia Taylor Swift, która jako 14-sto latka zaczęła karierę piosenkarki country śpiewającej własne teksty do skomponowanej przez siebie muzyki. Dzisiaj jest gigantem sceny pop, kompozytorką i autorką, performerką, której popularność przeżywa właśnie apogeum, a jej dowodem jest ten film. 
Po obejrzeniu "Taylor Swift: The Eras Tour" stawiam znak równości pomiędzy Michaelem Jacksonem a Taylor Swift. On był królem pop, ona jest królową (nie znam dokonań Beyonce, ale widzę, że na Spotify ma teraz 47,5 mln słuchaczy, czyli prawie 50% mniej niż Taylor Swift). Nie będę nawet usiłował pisać o samym filmie. Trzeba go zobaczyć chociażby dlatego, że jest wyjątkowy w kategoriach czysto biznesowych. Czy warto go widzieć dla Taylor Swift? Moim zdaniem tak, nawet pomimo tego, że na mojej priv play liście na Spotify był i pozostanie (póki co) jeden jej kawałek - "Willow". Na wszelki wypadek, zwłaszcza Panom sugeruję jednak późniejszą godzinę seansu i ewentualne przetrenowanie robienia serduszka z dłoni. To się może przydać. Taylor Swift ma (podobno) także starsze fanki. Te zwykle chodzą do kina bez mamuś, chociaż niekoniecznie solo :)

czwartek, 26 października 2023

Noah Wotherspoon Band, 2023.10.25, Prom Kultury, koncert

 Noah Wotherspoon Band, 2023.10.25, Warszawa, Prom Kultury, koncert

To był jeden z najlepszych bluesowych koncertów na jakich byłem. 100% US made blues za jedne 40.00 zł, w kameralnej sali (około 200 miejsc) w wykonaniu znakomitej kapeli dowodzonej przez świetnego gitarzystę Noaha Wotherspoona (więcej o nim/kapeli TU). Uczta! Blisko dwie godziny bluesa podanego na żywo przez muzyka o którym nigdy wcześniej nie słyszałem. W moim odbiorze Noah obsługuje swoje gitary (dwa Fendery Stratocaster) nie gorzej od Joe Bonamassa, a podziwianie jego kunsztu z odległości niecałych 10 m to także uczta dla oczu. Biegłość z jaką wydobywa dźwięki z instrumentu, pewność i jakość wykonywanych partii muzycznych są najwyższej próby. Nie jest z pewnością wybitnym wokalistą. Jego muzyczne, kompozytorskie dokonania są nadal skromne (2 płyty), ale gra fantastycznie! Jest w trakcie trasy w PL. Będzie grał jeszcze w: Świebodzinie 26.10, Gorzowie Wlkp. 27.10, Lesznie 28.10. Jeśli ktoś z Was mieszka lub jest z okolic tych miejscowości i ceni dobre, gitarowe granie - nie wahajcie się ani chwili. 

Byłem na koncercie z kolegą. Wgniotło nas w fotele. Takie koncerty, taka jakość to rzadkość w PL. Nie bez znaczenia było kameralne wnętrze niewielkiej sali i nasze miejsca w bodaj 5-tym może 7-dmym rzędzie, czyli na tyle blisko, że było widać wibrujące struny gitary Noaha. Zagrał głównie swoje kawałki, ale dorzucił co najmniej 3 covery. Jeden Johnny Casha (nie znam tytułu) i dwa Jimi Hendrixa: Little Wing i Voodoo Child. Znakomite, pełne polotu interpretacje. Ilość jego słuchaczy na Spotify nie jest imponująca (346 w tym miesiącu; J. Bonamassa 892 tys.) ale warto jest posłuchać muzyki i kierując się jej jakością pójść na koncert. Wiadomo! Nic nie smakuje lepiej niż blues podany live przez fenomenalnego gitarzystę, wspartego bdb sekcją rytmiczną. Gra Noaha Wotherspoona urzeka. Warto jest tego doświadczyć osobiście :)
  


niedziela, 22 października 2023

Jesienny, deszczowy klimacik, niedziela 2023.10.22

 Jesienny, deszczowy klimacik, niedziela 2023.10.22

Wcześniej lało, potem padało, teraz kropi. Można się ruszyć, zobaczyć jak się w lesie mają sprawy.
Nieźle. Przyroda chociaż zmoknięta, to jednak zadowolona. Dawno nie było tak obfitej kąpieli.
Ciszę przerywają uderzające o ziemię ponadwymiarowe krople deszczówki, które żmudnie kumulując
 się w igłach i liściach drzew czyhają na sposobność wtargnięcia za kołnierz jesiennego wędrowca. 
Jesień przyszła, nie ma to rady (TU)



wtorek, 17 października 2023

Röyksopp, Torwar, poniedziałek 2023.10.16, koncert

 Röyksopp, Torwar, poniedziałek 2023.10.16, koncert

Jakiś czas temu uległem brzmieniom kapeli Kosheen i kiedy w jednym z warszawskich sklepów szukałem czegoś podobnego w kategorii drum and bass, sprzedawca zarekomendował mi najnowszą płytę Röyksopp - "The Inevitable End" (2014). Kupiłem, odsłuchałem, zgrałem w plik mp3, wrzuciłem do telefonu i czasami, rzadko, wracałem do ich muzyki. Röyksopp okazał się być kapelą, właściwie duetem grającym muzykę elektroniczną w jej "czystym" wydaniu przesuniętym w kierunku muzyki klubowej. Jednym słowem głośno, z mocnym bitem, całość wygenerowana elektronicznie, a na koncercie wsparta mnóstwem świateł, laserów, dymu oraz trójką tancerzy. Cała dyskografia dostępna jest na Spotify i widzę, że ich nagrania cieszą się sporym zainteresowaniem (2,4 mln odsłuchań w tym miesiącu; dla porównania Taco Hemingway 2,7 mln). 

Był czas kiedy muzyka elektroniczna była innowacją, objawieniem. W 1977 roku świat usłyszał "Oxygene" Jeana-Michela Jarre'a. Okazało się, że jeden muzyk używając elektroniki może stworzyć dzieło, które zachwyciło cały świat. Od tamtego momentu ówczesna monumentalna technologia łącznie ze studiem nagrań mieści się w jednym skromnym notebooku, a to co było dostępne dla majętnych, utalentowanych wybrańców jest w zasięgu ręki praktycznie dla każdego. Oczywiście wypada mieć trochę muzycznych umiejętności. Te najwyraźniej  były i są udziałem dwóch Norwegów, którzy z końcem lat 90-tych stworzyli  Röyksopp i z powodzeniem kontynuują swoją karierę. 

Warszawski koncert był w moim odbiorze ok. Publiczność dopisała. Tłumów wprawdzie nie było, bilety były dostępne w necie nieomal do ostatniej chwili, ale fani norweskiego duetu dość szczelnie zapełnili płytę Torwaru. O 20:00 rozpoczęła zagrzewanie publiczności warszawska kapela Rysy. To także duet, także grający muzykę elektroniczną. Czyli duży stół, na nim elektronika i dwóch skaczących facetów, którzy zamaszystymi ruchami od czasu do czasu kręcili jakąś gałką, dotykali klawisza(y) klawiatury. Statyczne punktowe oświetlenie, czarne tło, czarne sylwetki muzyków; bez odlotu. Po około 30 min. wyszło na estradę 6-ciu ludzi z obsługi. Wyłączyli tym dwóm pierwszym różne wtyczki i kable, na 1-2-3 podnieśli i wynieśli stół z elektroniką na zaplecze, po czym zdjęli czarne sukna i zasłony ze stojącego w głębi większego, bardziej rozbudowanego stołu z dwoma komputerami i masą innej elektroniki. Około 21:00 wyszło z zaplecza dwóch facetów, którzy zaczęli odprawiać nad sprzętem różne rytuały. Reakcja publiczności wskazywała, że to panowie z duetu Röyksopp, ale... Panowie wystąpili w przebraniu. Na głowach kapelusze z dużymi rondami, ubrani w luźne, obszerne stroje, w których przypominali gnębionych przez bandziorów rolników z filmu "Siedmiu wspaniałych". Jednym słowem mogli to być równie dobrze panowie z kapeli Rysy, z tym, że obsługujący większe biurko... Nie wiem czemu miało służyć to przebranie, zwłaszcza, że po jakimś czasie stopniowo zaczęli je zrzucać, a nawet pozdrawiać publiczność w języku polskim, z tym, że ciut łamanym. Od tego momentu pozbyłem się obaw, że to Rysy, a muzyka zdawał się to potwierdzać. Muszę przyznać, że brzmiała fantastycznie, a możliwości robienia hałasu przez dwóch ludzi plus elektronika były imponujące. Oczywiście nie mam pojęcia, czy Röyksopp odtwarzał to wszystko z komputera(ów), czy i jaka część muzyki powstawała na żywo. W każdym razie w towarzystwie licznych świateł, laserów, dymu i tancerzy był to świetny show. Yulowi Brynnerowi i jego kompanom też by się (chyba) podobało, ale z pewnością oprotestowaliby cenę (160 zł) koncertowych koszulek, (bo bilet 170 zł miał przyzwoitą cenę) i mogłoby się skończyć strzelaniną.   

wtorek, 10 października 2023

Marek Stokowski, autor m.in. "Samo-lotów", "Stroiciela Lasu", "Kina krótkich filmów", wywiad w Tygodniku Powszechnym 4-10 października 2023

Marek Stokowski, autor m.in. "Samo-lotów", "Stroiciela Lasu", "Kina krótkich filmów", wywiad w Tygodniku Powszechnym 4-10 października 2023

Lubię książki Marka Stokowskiego (TU, TU, TU) i wiem, że jego pisanie ma wielu fanów. Spieszę więc z informacją, że w bieżącym numerze Tygodnika Powszechnego (link do TP TU) jest bardzo interesujący, utrzymany w przyjaznym klimacie artykuł Filipa Łobodzińskiego o najnowszej książce Marka Stokowskiego "Las pełen przygód". Artykuł zatytułowany "Wyskoczyło z krzaków" jest czymś zdecydowanie więcej niż suchą recenzją najnowszej, skierowanej do dzieci, książki Marka Stokowskiego. To przy okazji wgląd w całą dotychczasową twórczość Marka Stokowskiego ze szczególnym uwzględnieniem nieszablonowego poczucia humoru wyzierającego z każdej książki M.S. (z pominięciem książek stricte historycznych), który spowodował, że jakiś czas temu będący wówczas na topie Kabaret Mumio czytał książki M.S. w Trójce, a Zbigniew Zamachowski dał audio-życie niepublikowanym humoreskom "Zbyszek leży na leżąco". Beletrystyka nie jest gatunkiem mojego pierwszego wyboru. Znacznie częściej i chętniej czytam książki z kat. non-fiction, ale... Wszystkim, którzy łakną oddechu od otaczającej nas rzeczywistości z przekonaniem rekomenduje lekturę książek Marka Stokowskiego. Zacznijcie od "Samo-lotów" w ver. drukowanej, lub audio. To dobry początek. Każdy kolejny rozdział tej i następnych książek M.S. wzbudzi Wasz uśmiech, poprawi nastrój, usposobi do życia pogodnie i optymistycznie :)  

Więcej o Marku Stokowskim w wiki (TU).

niedziela, 8 października 2023

"Zielona granica", reż. Agnieszka Holland, PL, 2023, film

"Zielona granica", reż. Agnieszka Holland, PL, 2023, film

Widziałem ten film w ostatnią sobotę. Lubię mieć własne zdanie, wynikające z własnego kontaktu z filmem/spektaklem/koncertem. Nie zawsze jest to możliwe, ale w tym przypadku każdy może pójść do kina i zobaczyć film, o którym głośno w mediach. Skorzystałem z tej okazji. Postaram się zwięźle wyrazić swoją opinię. Polityki wszyscy mają po kokardę. Ja też. Dlatego "prosto z jeziora" omija tematy polityczne czyniąc dla filmu "Zielona granica" wyjątek.

Agnieszka Holland miała szansę zrobić film uniwersalny traktujący o kondycji współczesnej cywilizacji. Moim zdaniem zaprzepaściła tę możliwość stając po jednej stronie sporu polaryzującego nasze społeczeństwo. Nakręciła dobry w kategoriach sztuki filmowej film, ale politycznie zaangażowany, który nie dość, że pogłębia istniejące podziały, to poprzez lokalne, polskie odniesienia staje w pełni zrozumiały tylko dla nas Polaków. 

Agnieszka Holland kręciła film w czasie kiedy media przedyskutowały w każdą możliwą stronę różnicę pomiędzy uchodźcami a emigrantami. Ta różnica jest skrzętnie w filmie omijana i pomijana. Na końcu filmu jest wzmianka o przyjęciu przez Polskę/Polaków około 2 mln uchodźców wojennych z Ukrainy, ale informacja ta nie służy wytłumaczeniu różnic w jakże odmiennym podejściu/reakcji polskiego rządu i społeczeństwa do uchodźców i emigrantów.

Agnieszka Holland nawet nie usiłuje zarysować przyczyn dla których niespodziewanie na granicy polsko-białoruskiej znalazły się tysiące głównie młodych mężczyzn atakujących z furią granice naszego państwa. A przecież robiąc "Zieloną granicę" doskonale wiedziała, że ów atak wywołany i finansowany przez Rosję i Białoruś miał służyć destabilizacji sytuacji w Polsce, a w konsekwencji zniechęcić Polaków do niesienia pomocy uchodźcom ukraińskim, czyli kobietom i dzieciom uciekającym przed wojną. (więcej TU)

Agnieszka Holland wkłada w usta Macieja Stuhra (ten zaś się nie broni; on, jego ojciec są stroną bieżącego sporu politycznego) skandaliczną wypowiedź holenderskiego europosła-polakożercy - Guya Vershofstada, który nazwał polski Marsz Niepodległości, marszem faszystów. Ta straszna i kuriozalna wypowiedź wykrzyczana jest w filmie przez polskiego aktora, a połowa tekstu to inwektywy(!),  w którym krytykowany jest także brak umiejętności polityków PiS w posługiwaniu się poprawną(!) polszczyzną. Przy okazji muszę przypomnieć, że zadymy, które towarzyszyły Marszowi Niepodległości w okresie rządów PO ustały w magiczny sposób, gdy władzę przejął PiS. Skończyły się prowokacje "nieznanych sprawców" wobec uczestników Marszu i o dziwo, przestała pojawiać się na Marszu NIEMIECKA antifa otwarcie atakująca polskich patriotów biorących udział w Marszu.

Agnieszka Holland w czołówce/końcu filmu NIE umieszcza informacji o nakręceniu filmu "na podstawie faktów", ale film udaje paradokument. To sprytny zabieg ukrywający przed przeciętnym widzem fakt, że praktycznie wszystko co w filmie pokazano jest fantazją twórców scenariusza i reżyserki. Brak wzmianki: "film oparty na faktach" powoduje, że robienie zarzutu twórcom o nierzetelność, mijanie się z prawdą nie ma sensu, wszak to tylko "artystyczna wizja", "projekcja wyobraźni", czyli równie dobrze czysta konfabulacja.

Agnieszka Holland umieszcza na końcu filmu informację mówiącą, że w czasie prób forsowania granic, w tym granicy polsko-białoruskiej zginęło około 30 tys. emigrantów. Jestem przekonany, że za rok może pięć film "Zielona Granica" zostanie wykorzystany jako dowód na mordercze skłonności polskiej Straży Granicznej, a jakiś, być może polski europarlamentarzysta będzie się domagał od Parlamentu UE wszczęcia poszukiwań 30 tys. ciał emigrantów w bagnach Bugu, a do czasu ich znalezienia dalszego wstrzymania wypłat z KPO. (Tak było z filmem "Pokłosie" (2012) wykorzystanym przez niemieckie media i siły stojące za słynną ustawą "447".  Reżyser W. Pasikowski deklarował, że zrobił "Pokłosie" wstrząśnięty wydarzeniami w Jedwabnem. Tam Prezydent RP  A. Kwaśniewski wraz z kościelnymi hierarchami przeprosił za mord, który jak się później okazało prawdopodobnie nie miał miejsca. "Pokłosie" trafiło (2013) przy dyplomatycznym wsparciu ambasady RP w Berlinie, na cykl pokazów w kilku miastach w Niemczech. "Pokłosie" stało się paliwem dla niemieckiego relatywizmu historycznego, który wskazywał na znaczące współuczestnictwo Polaków w eksterminacji Żydów. Bo przecież jak wiadomo oni - Niemcy, naród, który wydał H. Heinego, W. Goethego traktowali Żydów humanitarnie. Najpierw Cyklon B, a potem cud niemieckiej techniki firmy Topf&Sohne - wysokowydajne krematoria, w odróżnieniu od polskich barbarzyńców z "Pokłosia", którzy palili Żydów nie dość, że w stodole, to jeszcze żywcem). [Więcej o Jedwabnem+ TU, TU i TU]

I już na koniec. Agnieszka Holland znając doskonale problemy zwłaszcza Niemiec, które wbrew wszelkim unijnym regulacjom otworzyły granice Schengen dla kilkuset tysięcy emigrantów i wygenerowały potężny problem nie tylko dla swoich obywateli, nie chce pamiętać, że podstawową funkcją Państwa jest zapewnienie swoim obywatelom BEZPIECZEŃSTWA. Zatrzymanie uderzenia sterowanych przez Kreml i Mińsk emigrantów było i jest obowiązkiem naszego Państwa także wobec UE. 

Uważałem jednak i nadal uważam, że w zamkniętych strefach przygranicznych powinny powstać punkty medyczne obsługiwane przez niezależne organizacje takie jak Caritas, czy PAH (Polska Akcja Humanitarna), a Służba Graniczna powinna odstawiać do tych punktów rannych, wycieńczonych emigrantów,  zwłaszcza kobiety i dzieci (o ile tam rzeczywiście były). Punkty powinny funkcjonować nie po to by być listkiem figowym zamykającym usta totalnej opozycji (ta i tak krytykowałaby w myśl swojej "totalności" każdy ruch rządu), lecz dlatego, że taki wymóg nakłada na nas humanitaryzm. Myślę wręcz, że niebywała otwartość z jaką przyjęliśmy ukraińskich uchodźców była w jakimś stopniu powodowana rodzajem wyrzutów sumienia, być może wstydu, że taka humanitarna pomoc nie została wówczas zapewniona.

"Zielona granica" w moim przekonaniu nie zasługuje na więcej niż 1 w skali filmweb, czyli "nieporozumienie", a 1 tylko dlatego, że ocena zerowa nie jest przewidziana. Jednak nie chcę nikogo zniechęcać do obejrzenia filmu. Zawsze warto jest mieć WŁASNĄ, niezależną opinię, chociaż nie zawsze warto jest doświadczać wszystkiego samemu

2023.11.25                                                                                                                                               "Po dwóch latach pisania o migracji i kryzysie na granicy nie mam wątpliwości, że wytwarzamy fałszywą wiedzę— to kluczowe zdanie artykułu zatytułowanego „Rodziny z dziećmi, wykształcona Afganka, ciężarna kobieta - osoby takie, jak w filmie Holland, są na granicy wyjątkami”. Więcej o artykule Małgorzaty Tomczak z "Gazety Wyborczej" TU lub/i TU i TU

2023.12.09                                                                                                                                                     "Forum Dobroczynności Caritas" - czy Caritas był obecny na granicy (TU)



środa, 4 października 2023

Mazury - żagle, 2023.09.22-28, żeglarskie

 Mazury - żagle, 2023.09.22-28, żeglarskie

Jezioro Nidzkie. Tam zawsze jest tak. Noo, prawie zawsze..:)

Mikołajki. Moim zdaniem "stolica" Mazur. Ale... Pani Jola, moja fryzjerka, twierdzi, że w czasie
budowy/poszerzania bulwarów wycięto znaczną ilość drzew i krzewów. Teraz jest tam kilka
wątłych drzewek niedających osłony przed słońcem, które świecąc w beton bulwarów powoduje,
że w lecie miejsce nie jest zbyt przyjazne dla spacerowiczów. Lody topią się zbyt szybko :)

Sztynort. W moim rankingu mazurska marina nr. 2 (po Korektywie). Foto z tarasu restauracji "Baba
Pruska" - (więcej o babach pruskich TU) jeden z fajniejszych widoczków na Mazurach. Słońce,
parasol, łagodny zefirek, siekany śledziorek na przystawkę wraz korespondującym napitkiem...
Leniwe, beztroskie popołudnie, ale to pozór, cisza przed burzą! Za chwilę będzie się działo...

Sztynort. Okularki, może komórka wpadły do wody?  Zamulone dno, woda o przejrzystości
bliskiej zera powodują, że bez sprzętu zrozpaczony właściciel nie ma szans na wyłowienie
zguby! Ale sympatyczni młodzi ludzie wraz ze stosownym sprzętem są w gotowości! Jedne
400 zł i Twoje okulary wracają do Ciebie:) Znów widzisz mazurskie cuda, a jak po 2 dniach
wysuszysz telefon, a on łaskawie wróci do  życia to masz szansę usłyszeć głos swojej połowicy:
..."gdzie Ty cholera się podziałeś, czemu się nie odzywasz":)


Most nieczynnej linii kolejowej Węgorzewo-Kętrzyn. Pod nim widoczny Kanał Mazurski.
Idąc od Jeziora Mamry wzdłuż Kanału w kierunku słynnych poniemieckich śluz trzeba
przejść po moście na prawy brzeg Kanału, aby kontynuować wędrówkę do najbliższej śluzy.

Jaz walcowy Leśniewo. Od przystani w Mamerkach do jazu jest około 4,5 km. Miałem nadzieję
zobaczyć potężną śluzę, a tu ni pies ni wydra;  trochę betonu, trochę złomu, nic spektakularnego.
Ale nie byłem rozczarowany do momentu który nastąpił znacznie później, kiedy okazało się, że od
właściwej, potężnej śluzy Leśniewo Górne dzieliło mnie niewiele ponad 1,2 km...
A przecież wystarczyło wyjąć telefon, uruchomić mapę... Cóż nie mam nawyku sprawdzania
wszystkiego w telefonie... W każdym razie jest powód, żeby zawinąć do Mamerek raz jeszcze
i zobaczyć śluzę w Leśniewie, która uchodzi za jeden z najciekawszych zabytków techniki
na Kanale Mazurskim (TU)



Kopiec Powstania Warszawskiego, wtorek 2023.10.03, rowerowe

Kopiec Powstania Warszawskiego, wtorek 2023.10.03, rowerowe

Powstanie Warszawskie upadło 1944.10.02. Wpadliśmy wczoraj na Kopiec
zapaliliśmy znicze. Kopiec bardzo się zmienił. Wybetonowany plac, barierki,
metalowe schody, podjazdy, dodatkowe oświetlenie porządkują całość, ale
moim zdaniem ten charakter zmian jest zmianą na niekorzyść. Poprzednio
Kopiec, który został usypany z gruzów Warszawy miał zdecydowanie bardziej
naturalny charakter i był chętnie odwiedzaną miejscówka rowerową. Widoczne
na zdjęciu stalowe ceowniki na których stoi symbol Polski
Walczącej wynoszą "Kotwicę" wyżej dzięki czemu jest lepiej widoczna, ale
są z surowej, rdzewiejącej stali co nadaje tej konstrukcji charakter tymczasowości
 a zestawienie z wymuskanym murkiem o który oparte są nasze rowery,
nowoczesnym oświetleniem i ogrodzeniem potęguje wrażenie prowizorki.



poniedziałek, 18 września 2023

Wisła - Świder, sobota 2023.09.16, rowerowe

 Wisła - Świder, sobota 2023.09.16, rowerowe


Godz. 9:30. W pierwszym planie Świder, dalej łachy piachu, które faktycznie są odsłoniętymi
przez niską wodę mieliznami, a przed nimi ledwo widoczna wąska strużka Wisły. 

czwartek, 14 września 2023

"Żydzi 2. Opowieści niepoprawne politycznie"., aut. Piotr Zychowicz, PL 2022, książka

 "Żydzi 2. Opowieści niepoprawne politycznie"., aut. Piotr Zychowicz, PL 2022, książka

W trakcie przebieżki wokół osiedla spotkałem rowerowego kolegę. On i ja  z słuchawkami na uszach. On z psem, w trakcie słuchania jakiegoś audiobooka, ja wsłuchany w technologiczny podcast z apki Radia 357. Zgodziliśmy się, że spacery z psem, przebieżki to świetny czas na słuchanie tego co w necie piszczy, bo w domu troszkę szkoda czasu, a na spacerze, proszę bardzo, przyjemne z pożytecznym. Kiedy zeszło na tematy słuchanych vlogów/podcastów okazało się, że mój kolega jest pasjonatem historii i kiedy wyraziłem potrzebę poczytania czegoś głębszego o Żydach następnego dnia znalazłem na sztachecie mojego płotu torbę, a w niej trzy książki: "Żydzi 2", "Niemcy" i "Sowieci" tego samego autora - Piotra Zychowicza. Każda książka to około 500 str. gęstego tekstu, a taki gabaryt nie zachęca (mnie) do lektury. "Żydzi 2" musieli poczekać aż skończę to co aktualnie czytałem i z pewnymi oporami, w każdym razie bez entuzjazmu zabrałem się do lektury. Wcześniej ustaliłem, że "Żydzi 2" są kontynuacją poprzedniej bestsellerowej książki tego samego autora - "Żydzi", ale można te dwa tomy traktować jako oddzielne książki, gdzie "Żydzi 2" stanowią dopełnienie wcześniejszego tytułu.

"Żydzi 2" jest zbiorem esejów dotyczących różnych aspektów najnowszej historii Żydów, ze szczególnym uwzględnieniem tematów, które "od zawsze" stanowiły przedmiot sporów i dyskusji, np.: getta i rola żydowskiej policji w ich likwidacji, stosunek polskiego państwa podziemnego do szmalcowników, polscy chłopi - ukrywanie Żydów, a Sprawiedliwi wśród Narodów Świata, polska policja granatowa i jej rola w denuncjacjach i pomocnictwie ujawniania ukrywających się Żydów, wywiady/wypowiedzi członków Sonderkommanda itp. Początek książki stanowi szereg interesujących rozmów/wywiadów dotyczących np.: czystek etnicznych za rządów Stalina, procesu powstania (zawłaszczania) Palestyny przez osadników żydowskich, słynnej już historii udziału polskiej dyplomacji w osobie Aleksandra Ładosia w ratowaniu Żydów i działań szwedzkiej dyplomacji na terenie Węgier, której twarzą był Raoul Wallenberg. "Żydzi 2" to także szalenie ciekawe tematy o działalności Mosadu, "żydokomuny", początkach państwowości Izraela, w tym terroryzm żydowskich organizacji Hagana, Irgun i Lechia oraz działalność żydowskiego lobby w USA skutkujące m.in. przeniesieniem ambasady USA z TelAwiwu do Jerozolimy (2019) za prezydentury Donalda Trumpa. 

Jednym słowem wielowątkowy i wieloaspektowy przekrój przez różne fobie, kłamstwa, bajki i prawdy jakimi obrosły polsko-żydowskie, i nie tylko, relacje. Książka jest na tyle ciekawa, że w trakcie jej lektury zamówiłem jej pierwszą część "Żydzi", po którą sięgnę za jakiś czas. Muszę odetchnąć po "Żydach 2" których koniec poprzedzony jest szczegółowymi relacjami ocalałych z Zagłady zestawionych z wypowiedziami członków Sonderkommando. Koszmar.

Bezpośrednich przyczyn powodujących moje zainteresowanie historią Żydów jest kilka. Przede wszystkim jest to sprawa "ustawy 447" w zestawieniu z słynną już sprawą kłamstwa dotyczącą Jedwabnego (TU) i (TU) i (TU) Ponadto, co się z tym wiąże działanie "przedsiębiorstwa Holocaust" i próba obarczania winą za zbrodnie Niemców, nas Polaków. Gdzieś dalej jest znakomity spektakl BBC "Ostateczne rozwiązanie" (Conspiracy) dot. niemieckiej narady, która miała miejsce w 1942 roku w Wannesee w czasie której zapadła decyzja o całkowitej eksterminacji Żydów. Kto nie widział - musi obejrzeć, także dla znakomitej roli Kennetha Branagha w roli Reinharda Heydricha. "Ludzie ludziom zgotowali ten los"... Jednak nade wszystko intrygowało mnie i intryguje, co takiego jest w narodzie żydowskim, że praktycznie nigdy i nigdzie nie byli przyjmowani z otwartymi ramionami, a jeśli już udało im się zaistnieć jako społeczność to wkrótce usiłowano się ich pozbyć...  >>>> Bernard Lazare, żydowski pisarz, w książce pt. „L’antisémitisme son histoire et ses causes”, wydanej w 1894 r., przedstawił taką opinię tyczącą się żydowskich wypędzeń:„Jeśli taka wrogość i awersja w stosunku do żydów miałaby miejsce tylko w jednym czasie, w jednym kraju, łatwo byłoby wyjaśnić przyczyny. Jednak rasa ta była obiektem nienawiści wszystkich narodów pośród których żyła. Skoro wszyscy wrogowie żydów należeli do zupełnie różnych ras, mieszkali w odległych krajach, podlegali zupełnie różnym prawom, kierowali się różnymi pryncypiami, mieli różną moralność, różne zwyczaje – te wszystkie zasady społeczne, nie pozwalające niczego ocenić w ten sam sposób – toteż główna przyczyna antysemityzmu zawsze leżała w samym Izraelu, a nie w tych, którzy przeciwko niemu walczyli.”

Profesor Jesse H. Holmes w „The American Hebrew”, wyraził podobną opinię:

„To może nie być przypadkiem, że antagonizm antyżydowski znajduje się prawie wszędzie tam, gdzie współistnieją żydzi i nie-żydzi. Skoro żydzi są wspólnym elementem układanki, wydaje się prawdopodobnym, że przyczyna tkwi w nich samych, a nie w tak różnych grupach odczuwających ten antagonizm.”  [cytat z netu z postów pod filmem "Pokłosie", który podrzuciła mi niezawodna koleżanka:)] 

I już na koniec spostrzeżenie, które może nie jest znaczące, ale... Oglądam dokumentalne kanały Discovery. Szacuję obecność tej "stacji" w Polsce na 20+ lat. Jeden, jedyny (1/20+ lat) raz widziałem kawałek filmu dokumentalnego opowiadającego o powstaniu Izraela, czyli siłowemu zajęciu ziemi na której mieszkali Arabowie. Była tam wzmianka o tym, że brytyjczycy blokowali powstanie państwa żydowskiego na terenie Palestyny, ale nie było o tym, że terrorystyczne organizacje żydowskie otwarcie wystąpiły przeciwko brytyjskiej administracji podkładając bomby, strzelając z ukrycia do brytyjskich żołnierzy, urządzając udane zamachy na np. Waltera Guinnessa (1944) - brytyjskiego ministra-rezydenta na Bliskim Wschodzie. W książce te fakty są przytoczone. Zastanawiający jest ten brak informacji, filmów o powstaniu państwa, którego istnienie od zawsze generuje problemy, jest ogniskiem trwającego bez przerwy konfliktu. 
Podobała mi się ta książka.  Wartością "Żydów 2" jest zebrana w jednym miejscu rozległa wiedza na temat  Żydów, historii powstania Izraela. Autor zachowuje moim zdaniem zadowalający poziom neutralności.  Podaje fakty zostawiając ich interpretacje i ocenę czytelnikowi.