sobota, 28 września 2013

"Blue Jasmine", reż.Woody Allen, USA, 2013, właśnie w kinach

"Blue Jasmine", reż.Woody Allen, USA, 2013, właśnie w kinach

Lepszy niż poprzednie "miastowe" alleny, ale słabszy od starych, klasycznych jego filmow np.: "Manhattan", "Zelig". Niby ciagle ten sam Woody Allen wyczulony na smiesznosc, oblude i hipokryzje, ale nie te pazury, nie ten jad.
Uplyw czasu?
Każdy hippis kiedyś lysieje?
Film przeciętny, ale....
Znakomita Cate Blanchett w glownej roli (widziałem ja calkiem niedawno w TVP Kultura w niezłym "Notatki o skandalu") i jak zwykle bdb Alec Baldwin w gl. roli męskiej sa warci tego, żeby jednak pojsc na ten film.
Film niezbyt pochlebny dla Pań i przestroga dla Panów.
Dramat!

niedziela, 8 września 2013

"Kamp!", koncert live, Studio A. Osieckiej, Trojka, 2013.09.08

"Kamp!", koncert live, Studio A. Osieckiej, Trojka, 2013.09.08

W zeszłym tygodniu był "Klan" - dino z początku lat 70-tych.
Wiedzialem, ze w ta niedziele, dla równowagi(?) będzie mloda, nowa (dla mnie) kapela "Kamp!". Nie zadałem sobie trudu, żeby sprawdzić co graja. Wydzwonilem wejsciowki, poszedłem.
Po wyjesciu na widownie, rzuceniu okiem na przygotowane instrumentarium pomyslalem: nie jest dobrze. Masa klawiszy, plus elektroniczna perkusja zwiastowaly elektronike w roznych możliwych wcieleniach: disco polo, turbo-folk, pop w wydaniu elektronicznym.
A muzyka elektroniczna nie jest tym czego słucham, w co się wsluchuje, co gromadze (poza Kapitanem Nemo, którego beretke pasjami oglądam).
Bez entuzjazmu czekałem na początek, pierwsze dzwieki kapeli, która jak powiedziała wprowadzajaca ja na deski studia A. Osieckiej  Agnieszka Szydłowska funkcjonuje już od 10 lat, a pierwsza, debiutancka plyte nagrala w zeszłym roku.
Trzech mlodziakow o sympatycznej powierzchowności przy glosnym aplauzie licznie przybylych fanow sprawnie rozpoczelo koncert. Duzo onomaptopei, czyli roznych ooch, och i innych ach, ach, ooou, tuuutu itp. co nie wrozylo dobrze, dodatkowo mnie usztywniało. Nie lubie takich wypełniaczy.
Teksty spiewane po angielsku (poprawnie; wg mnie oczywiscie), które ku mojemu zdziwieniu było dobrze slychac, tez mnie nie nastrajaly pozytywnie ze względu na swoja prostotę, schematyczność.
Jednak im dalej w koncert, tym bardziej mi podobalo. Bardzo przyzwoite granie. Elektro-pop jest w moim odczuciu/dla mnie gatunkiem użytkowym, klubowym, tanecznym. Chopaki z "Kamp!" robia swoje z duza doza profesjonalizmu, a to co sklada się na plyte/koncert jest niczym innym ja zacheta do ruszenia tylka, uruchomienia kolan/bioder/ramion, zaproszeniem do zabawy. Na widowni byli tacy (nieliczni), którzy ruszyli w tany, a cala publiczność pomimo, ze na siedzaco dobrze się bawila, bujala, rytmicznie klaskala.
Zabawa, uśmiech na twarzy, pozytywne wibracje i to co było widać i czuc, dzuuuuza radość chlopakow wynikajaca z faktu, ze graja, ze w Trojce, ze publicznosc się bawi, buja, reaguje.
Samo fajne.
Nie gorzej (wg mnie) niż OMD, Depeche, czy inne takie...
Gram sobie cd "Kamp!" 2x, siorbie wieczorne brandy i powoli sklaniajac się ku nocnemu spoczynkowi, mysle: cudze chwalicie, swojego nie znacie. Czy i na jakich antenach ich slychac? (Swoja droga nie wydaje mi się zebym slyszal "Kamp!" w Trojce. Może grali ich w godzinach, w których ja nie słucham radia?)
Z pewnoscia mozn znaleźć zapis koncertu na stronach Trojki. Nie znacie/byliście na koncercie - odszukajcie, zobaczcie, posłuchajcie.
WRESZCIE można było kupic plyte po koncercie (nie bez probelmu, ale jednak).
Bez zadęć, fanaberii tanczny elektro-pop.
Nie do kontemplowania, lecz do bujani się, przytupywania, zabawy.
Rytmiczne i ładniutkie.
Na godzinke z haczykiem w postaci jednego bisu, w sam raz.

piątek, 6 września 2013

"Wałkowanie Ameryki", aut. Marek Wałkuski, ksiażka, 2012

"Wałkowanie Ameryki", aut. Marek Wałkuski, ksiażka, 2012

Ksiazke wydano rok temu. Nie dalo się tego nie zauwazyc. Marek Wałkuski był przez kilkanaście lat redaktorem Trojki, wiec po wydaniu książki, w Trojce było o niej glosno. Panowie redaktorzy radośnie pdbijali sobie bębenka, robili atmosferę przywolujac pisarskie dokonania swoich kolegow m.in. W. Manna>>
http://prostozjeziora.blogspot.com/search?q=Wojeciech+Mann
To nad wyraz dobre samopoczucie, troszkę nachalna (moim zdaniem) promocja spowodowaly, ze nie pognałem natychmiast do księgarni pomimo, ze lubie faceta i jego piątkowe wejścia w popoludniowym bloku Kuby Strzyczkowskiego.
Odczekalem rok, pozyczylem ksiazke od kolegi Krzycha (z jego pozytywna rekomendacja) i oddalem się lekturze.
Ksiazka jest moim zdaniem OK.
Fajnie się czyta, jest interesujaca, a Marek Wałkuski, który jest długoletnim korespondentem Polskiego Radia w Waszyngtonie okazuje się być nie tylko dobrym obserwatorem, lecz także tytanem pracy gromadzącym i analizującym dla potrzeb książki mase ciekawych danych statystycznych.
Autor bierze pod lupe fobie, mity, ciekawostki dotyczące Ameryki i jej mieszkancow.
"Wałkowanie..." objasnia i opisuje Ameryke w lekki, dowcipny, interesujacy sposób.
Jest rodzajem podręcznego kompendium wiedzy ulozonego w bloki tematyczne, dającego odpowiedzi na pytania często zadawane przez Europejczykow/Polakow.
Jest jakiś rodzaj podobieństwa (moim zdaniem oczywiście) pomiędzy "Wałkowaniem...", a "Zaczarowanymi Wyspami" Waldemara Łysiaka, które sa zbiorem znakomitych esejow dotyczących kultury Włoch. Obydwie można traktować jak przewodniki (o innym charakterze, ale jednak), można do nich wracac, trzeba je mieć "pod reka", na wlasnosc.
Marek Wałkuski nie jest zawodowym literatem, ale ma dziennikarskiego czuja, wie o czym i jak pisać. Pisze o tym czego doswiadcza, na czym się zna. Jest autentyczny, dowcipny, a wszytkie tematy maja solidna liczbowa/statystyczna baze.
Interesujaca, fajna ksiazka.

środa, 4 września 2013

"Klan", koncert live, Studio A. Osieckiej, Trójka, niedziela 2013.09.01

"Klan", koncert live, Studio A. Osieckiej, Trójka, niedziela 2013.09.01

Po letniej przerwie Trójka wznowila emisje koncertow ze studia A. Osieckiej, a kapela, która zagrala jako pierwsza był "Klan".
Informacja, ze Klan wznowil dzialanosc wydając nowa plyte p.t. "Laufer" doleciała do mnie około roku temu. To bodaj Marek Niedzwiecki zagral tytułowy utwor w jednej ze swoich audycji wzbudzając moja ciekawość. Kawalek był niezły, mocno zagrany. W studio był lider "Klanu" - Marek Ałaszewski, który opowiadal o historii awangardowego wówczas (1970 r) zespołu. Pomyslalem, ze może warto kupic "Laufra" i..... szybko o nim zapomniałem. Kiedy uslyszalem o koncercie "Klanu" w Trojce podjalem probe i wydzwonilem wejsciowki.
Bo "Klan" to (dla mnie) glownie "Automaty", plyta "Mrowisko", a przede wszystkim kawalek "Z brzytwa na poziomki". Zwlaszcza ten ostatni dzialal zawsze na moja wyobraznie:  barbarzynca z brzytwa przybieral postac Wesolego Sanitariusza Mleczki, który w szalonym, porannym zapamiętaniu chlasta poziomki wbrew broniącym ich zielonym faunom. No i te fujary...
Tekst zupełnie odjechany, muzyka także, która pomimo hmm.. znacznego upływu czasu nadal brzmi swiezo i ciekawie.
Kaple na trojkowa scene wprowadzil M. Niedzwiecki komplementując mlodzienczy wygląd M. Alaszewskiego, który w towarzystwie swojego syna (gitara basowa), giarzysty/klawiszowca, gitary solowej i pekusji rozpoczal koncert od kawalka "Laufer". Potem szybko się okazało, ze około 50% "nowej" plyty to stare kawałki w tym "Z brzytwą..", "Automaty", "Nerwy miast". Także szybko wyszlo na jaw, ze "Klan" ma tzw. materialu na 50 min. grania, czyli dokładnie tyle ile trwa live emisja na antenie. Kiedy przyszlo do bisu zagrali jeszcze jeden kawalek i po zawodach...
Zapis video jest tutaj>>>
http://www.polskieradio.pl/9/319/Artykul/919508,Legenda-polskiego-rocka-zespol-Klan-w-Trojce-(wideo)
Troszke się rozczarowałem.
Inne kapele zwykle graly zdecydowanie dluzej, a po rozgrzewce w pierwszej godzinie prawdziwy koncert, najlepsze solówy, najmocniejsze kawałki były grane już poza antena, w drugiej godzinie koncertu.
Muzycznie nie było zle. Progresywny rock grany przez "Klan" jest może ciut przechodzony, ale ja akurat lubie takie granie. Brzmienie wzmocnione dobra prekusja, okraszone mocnymi gitarowymi solo Piotra Gąssowskiego wręcz nowoczesne.
Jak zwykle mam pretensje do reżysera dzwieku za kiepskie wysterownie mikrofonu wokalu. Tekst był prawie nieczytelny, a siedzialalem w srodku, gdzie dźwięk powinien być najlepszy.
Godzinny koncert to niedostyt, ale godzinna podróż w wehikule czasu cofającego słuchacza ponad 40 lat wstecz - bezcenne, zwłaszcza za cene 5 zl, bo tyle kosztuje wejsciowka.
"Automaty" i "Z brzytwa na poziomki" w wykonaniu live!
Było progresywnie, krotko, ale milo.

niedziela, 1 września 2013

"Miłość", reż. Filip Dzierżawski, film, PL, 2012, właśnie na ekranach

"Miłość", reż. Filip Dzierżawski, film, PL, 2012, właśnie na ekranach

Gdzies z mediów doleciało do mnie, ze jest taki dokument, ze muzyczny, ze dobry. Sprawdzilem na filmwebie ocene tzw. spolecznosci, a ze była/jest wysoka, nie bez pewnych obaw poszedłem zobaczyć. Obway dotyczyly znacznego entuzjazmu z jakim media wyrazalay się o tym filmie, okreslajac go jako "jeden z najwybitniejszych polskich filmow dokumentalnych ostatnich lat". Tego typu opinie zwykle okazują się mocno przesadzone. A fakt, ze film był/jest grany w jednym kinie w Warszawie tym bardziej usposabial mnie do niego sceptycznie.
Nieslusznie.
Film jest bardzo dobry, także moim zdaniem.
"Miłość" to nazwa zespołu o którym nigdy wcześniej nie slyszalem. Zalożony około 30 lat temu przez Tymona Tymańskiego miał w swoim skladzie Leszka Mżdżera, Mikołaja Trzaskę, Jacka Oltera, Macieja Sikale, a przez jakiś czas z "M" wspolracowal Lester Bowie - amerykański trębacz.
Grali muzyke, która nigdy do mnie nie przemowila, której nie rozumiem, nie czytam - free jazz.
Jednak film nie jest stricte o muzyce, chociaż jest jej wiele, ale o męskich przyjaźniach, fascynacjach, budowaniu zespołu i jego rozpadzie. Muzyka jest spoiwem, pasja, która powoduje, ze kilku ludzi, a każdy z innej bajki tworza calosc, zespol, który nagrywa plyty, wygrywa konkursy, jest rozpoznawalny.
Tymon Tymanski jawiący się w filmie jako muzyczny naturszczyk dazacy do bycia Iggy Popem polskiej sceny muzycznej naturalny spiritus movens nowopowstającej kapeli sciaga do niej muzykow o roznej wrazliwosci, roznych wizjach, umiejętnościach, wyksztalceniu.
Poskladana przez reżysera historia, w która umiejętnie wlaczono swietne materialy archiwalne, soczyste, wspolczesne, szczere (chyba) wypowiedzi muzykow oraz mnóstwo muzyki jest opisem powstania, rozkwitu i rozpadu idei, przedsiewziecia. Historia jakich mnóstwo wokół nas.
Bardzo podobala mi się osoba Leszka Mozdzera, który z pozycji muzyka-perfekcjonisty, prymusa-wyksztalciucha zmuszonego przez swój perfekcjonizm do opisywania skrzypniecia drzwi wlasciwymi dzwiekami, ewoluuje jako muzyk/człowiek gotowy grac wbrew sobie falszywa nute celem sprowokowania kolejnej mutacji w graniu free, z nadzieja i swiadomoscia, ze TO wlasnie jest wlasciwa droga muzycznych poszukiwan.
Oby ja znalazł i to możliwie szybko, bo free w obecnym wydaniu wydaje mi się być slepa sciezka muzycznej ewolucji. Trawie free w polaczeniu z obrazem, najchętniej takim jak "Milosc" wlasnie, bo patrzenie na muzykow pastwiących się nad instrumentami, wybaluszajacymi galy i mowiacymi otwarcie, ze sami nie wiedza o co w tym chodzi powoduje, ze czuje się ciut lepiej w dzwiekowym chaosie.
Jest rzecz, która mnie w "M" mocno wkurza - angielska sciezka dialogowa. Przez caly film pojawianie się napisow u dolu ekranu rozbijalo moja koncetrancje. Tak mam, ze jak sa napisy musze je czytac. Kiedy je czytam umyka mi czesc obrazu, czesc warstwy muzycznej.
Czyzby, film miał TYLKO jedna kopie?
Cala reszta jest znakomita.