środa, 27 października 2021

"Nomadland. W drodze za pracą" (Nomadland: Surviving America in the Twenty-First Century), aut. Jessica Bruder, 2017, książka

 "Nomadland. W drodze za pracą" (Nomadland: Surviving America in the Twenty-First Century), aut. Jessica Bruder, 2017, książka

Myślę, że większość widziała już film "Nomadland". Jeśli nie, warto (TU). Natomiast książkę nie tylko warto, ale wręcz trzeba przeczytać. Wydaje się nam, że z tematem ludzi wykluczonych jesteśmy obyci. Traktujemy go obojętnie. Przecież problem zwykle nie dotyczy nas i naszego najbliższego otoczenia. To dzieje się w USA, nie w Europie. Tutaj obowiązuje inny system ubezpieczeń, socjalu, a problem "wykluczenia" jeśli nawet jest, to jego rozmiar jest marginalny. I racja. Tak jest TERAZ, dzisiaj... Jednak możemy także przyjąć, że to co dzieje się w USA jest projekcją tego co czeka nas w  najbliższej przyszłości. Wydaje się wręcz, że owa przyszłość, która przychodziła kiedyś ze Stanów przez dziesięć może nawet kilkanaście lat, teraz jest tuż za progiem, a właściwie już ją mamy u siebie... 

"Nomadland" został wydany w 2017. Wówczas Amazon nazwany przez Donalda Trumpa "wrogiem Ameryki nr. 1" nie operował bezpośrednio na polskim rynku. Dzisiaj już tu jest oferując w reklamach TV ekscytującą pracę już od 22,50 zł/br/h. "Aparatczykom niższego rzędu [Amazona] nie wolno rozmawiać z mediami pod groźbą śmierci, poćwiartowania albo czegoś jeszcze gorszego" - mówi jeden z workamperów z "Nomadland" chcąc pozostać anonimowym, gdyż został zatrudniony na pełen etat, a "...kiedyś jako zwykły workamper mogłem pozwolić sobie na niefrasobliwą i beztroską krytykę machinacji Wielkiego Biznesu, teraz stałem się jego częścią. Potrzebuję tej posady..." Być może pamiętacie losy filmu Henryka Dederki "Witajcie w życiu" (1997) o kulisach działalności firmy Amway (TU). Deja vu. To uczucie towarzyszyło mi w trakcie oglądania filmu oraz w czasie czytania książki. W filmie nie ma bezpośrednich odniesień do przeszłości. W książce przeciwnie. Autorka przywołuje prozę Johna Steinbecka ("Grona Gniewu", "Na wschód od Edenu"), cytuje wypowiedzi workamperów mówiących, że "Po długich latach pogoni za amerykańskim snem, doszli do wniosku, że to jeden wielki szwindel", których autorem mógłby być Tom Joad z "Gron Gniewu". 

Autorka przez 3 lata podróżowała po Stanach kupionym w tym celu kamperem. Jej wiedza na temat bycia "wykluczonym" jest wiedzą empiryczną. Dzięki temu możemy dowiedzieć się np., że zgodne z amerykańskim prawem namiot wystarcza do mieszkania na pustyni, gdyż generalnie "namiotowiczom wolno biwakować tylko w miejscach z dostępem do toalety", natomiast już mieszkanie na "bezdrożach", gdzie parkuje i żyje większość współczesnych nomadów wymaga posiadania własnego, choćby prowizorycznego WC. Znakomita większość społeczności "wykluczonych" to ofiary kryzysu 2008/2009, ale nie tylko. Autorka analizując przyczyny finansowej zapaści bohaterów książki, pisze o pułapkach zaczynających się od wzięcia kredytu studenckiego, który dla wielu staje się potężnym obciążeniem, a w konsekwencji przyczyną bankructwa, bezdomności. Na stronie 219 "Nomadland" jest cytat z "Rzeźni numer pięć" Kurta Vonneguta: "Ameryka jest najbogatszym krajem na Ziemi, ale jej obywatele to przeważnie ludzie biedni i tych biednych Amerykanów uczy się nienawiści do samych siebie. [...] Każdy inny naród ma w swoich tradycjach ludowych bohaterów, którzy byli biedni, ale niezwykle mądrzy i dzielni i dlatego bardziej godni szacunku niż możni i bogacze. W Ameryce biedacy nie mają takich opowieści. Zamiast tego szydzą z siebie i gloryfikują bogaczy". 

Zdaniem autorki tradycyjny styl życia stał się i staje niedostępny dla milionów Amerykanów. Każdego miesiąca rodziny siadają nad stertą rachunków. Wpływy kontra wydatki. Wśród wydatków często spłata kredytu studenckiego i najważniejsza, często największa pozycja - czynsz. Tych których nie stać na czynsz, którzy stracili złudzenia, że będzie ich stać, kupują często wiekowego vana, przerabiają na kampera i zasilają "wykluczonych". Niczym dawni łowcy-zbieracze przemieszczają się "za pracą" jako workamperzy - pożądana, tania, sezonowa siła robocza chętnie zatrudniana w magazynach m.in. Amazona w okresie szczytów sprzedaży. 

Wbrew pozorom "Nomadland" chociaż gorzka nie jest ponura. Czyta się tę książkę łatwo, z przyjemnością i sympatią śledząc losy bohaterów, sposoby w jaki radzą sobie z przeciwnościami losu. W większości to ludzie 50-60+, którzy po uwolnieniu się od kredytów stworzyli wspierającą się społeczność współczesnych nomadów. Jednak w odróżnieniu od łowców-zbieraczy ich swoboda jest iluzoryczna. Są wolni, ale w ramach opresyjnego "systemu", mnóstwa nakazów, zakazów o których pisze autorka.                             Witajcie w życiu! Amazon (i nie tylko) już tu jest.

piątek, 15 października 2021

M Liga XC, maratony Wawer 2021.10.02 i Dąbrówka 2021.10.09, rowerowe

 M Liga XC, maratony Wawer 2021.10.02 i  Dąbrówka 2021.10.09, rowerowe

Wawer. Pomimo tego, że to mój
las, Orgowi udało się znaleźć kilka
fajnych, nieznanych mi podjazdów.
Wawer. Nie czułem się dobrze. Czwartkowo-piątkowy żywieniowy błąd (jak mi się zdawało) spowodował, że w sobotni ranek stawiłem się na miejsce zbiórki mojej rowerowej grupy ociężały, bez wigoru. Szybko okazało się, że reszta kolegów zrobiła sobie wolne. Wjechałem samotnie w las, żeby po przejechaniu kilkuset metrów zauważyć strzałki wyznaczające trasę maratonu M-Ligii. Pojechałem "po strzałkach" kilka kilometrów. Poczułem się lepiej i zdecydowałem o starcie w maratonie. Do miejsca zawodów miałem 8 min. samochodem, a start do najdłuższego dystansu 50+ km był o 11:30. Wróciłem do domu. Poranny rozruch pobudził perystaltykę. Poczułem się ździebło lepiej. O 10:30 byłem na miejscu startu... Trasa była dobrze oznakowana. Miałem jednak problem, bodaj 2x, ze znalezieniem strzałek. 1x musiałem się cofnąć, w innym przypadku pojechałem "w ciemno" i odnalazłem właściwą trasę. Dobre, nawet bardzo dobre było zabezpieczenie trasy. W newralgicznych punktach ruchem kierowała młodzież z mundurowej klasy lokalnej szkoły, a w miejscu skrzyżowania z ruchliwą drogą Międzylesie-Stara Miłosna o bezpieczeństwo ścigantów dbała policja. Całość uzupełniała dobra pogoda, bufet z wodą i batonami oraz malownicza trasa w "moim" lesie.
Dąbrówka. Za mną twarda "lejdi". Cięliśmy się
do samego końca i gdyby nie sztywny podjazd na
około 2 km przed metą, potem dość szybki zjazd, 
gdzie full dawał mi przewagę "lejdi" pewnie byłaby
lepsza na kresce... 

Dąbrówka. Pomimo trwającego problemu z brakiem siły (to jednak coś innego niż żywienie) zdecydowałem o starcie w finale. Ostatecznie dystans 50+ km nie jest szczególnie długi i nawet bez "depnięcia" da się go przejechać. Chociaż o miejsce na podium byłem spokojny (handicap dziadunia) to jednak musiałem się mocno zaginać, żeby nie przyjechać jako ostatni zawodnik w kat. open. Do samego końca ścigałem się z jedną z Pań z kat. "lejdis", którą tydzień wcześniej wyprzedziłem na 5-tym kilometrze trasy... Jednym słowem jechało mi się bardzo ciężko. Rekompensatą były dobrze oznakowana i zabezpieczona trasa oraz przyjazna, słoneczna pogoda.

Dąbrówka. Obok mnie Klaudia Czabok (WKK)
i Gabrysia Wojtyła (ZATOR), które reprezentują
Polskę w międzynarodowych zawodach
mtb, a tutaj zaproszone przez Orga, wręczały
startującym  medale i upominki. 
Wielokrotnie pisałem o zawodach organizowanych przez M-Ligę. Lokalne ściganie ma swój urok i zalety. Na przestrzeni lat nastąpiła ewolucja formuły zawodów. Organizatorzy dodali konkurencje biegowe, a w rowerach zaczęły dominować maratony. "Czyste" ściganie jakim jest xc zeszło na dalszy plan. Ale to kwestia umowna. Otóż tzw. maratony odbywają się na co najmniej dwóch dystansach. Są to zwykle dwa okrążenia o długości 25+ km. Większość zawodników jeździ krótszy dystans, czyli jedno okrążenie. To praktycznie dłuższe niż mówi regulamin UCI ściganie typu xc. Dwa okrążenia, 50+ km, które jechałem 2h37min -Wawer i 2h25min Dąbrówka nie są "rasowym" maratonowym dystansem. Dystans jest zbyt krótki. Ale dość o kilometrowych niuansach. Ważne jest, że takie zawody się odbywają. Blisko domu, za nieduże pieniądze (dziadkowie płacą niższe wpisowe 40.00 zł) można sprawdzić się na tle innych ścigantów, pojechać w innym niż zwykle terenie. Całość dopełnia kameralna atmosfera, czas na porozmawianie ze znajomymi. Fajna impreza także dla całych rodzin (sporo kategorii dziecięcych). Gorąco polecam. 



czwartek, 7 października 2021

"Wszystko za życie" (Into the Wild), aut. Jon Krakauer, 1996, książka

"Wszystko za życie" (Into the Wild), aut. Jon Krakauer, 1996, książka 

Nie wątpię, że wszyscy, lub prawie wszyscy widzieli film "Wszystko za życie" (2007) :) Ci zaś,  nieliczni, którym ten film umknął są do pewnego stopnia szczęściarzami. Czeka na nich kino, które jest moim zdaniem znakomite. Na pozór jest to typowy, amerykański "film drogi" traktujący o szukaniu własnego sposobu na życie ujętego w zgrabną, popularną receptę: "Nie dajesz rady. Jedź w Bieszczady". W rzeczywistości to epicka opowieść o próbie realizacji marzeń, o wyborze własnej drogi do szczęścia. O jakości filmu stanowią: świetni aktorzy, osoba reżysera i scenarzysty w jednym, którym jest Sean Penn, pełne przestrzeni zdjęcia, muzyka z głównym motywem "Society" w wykonaniu lidera Pearl Jam - Eddiego Veddera oraz oczywiście scenariusz, który powstał na podstawie książki Jona Krakauera. Książka podobnie jak film funkcjonuje na naszym rynku pod tytułem "Wszystko za życie" chociaż angielski tytuł to "Into the wild". 

Film widziałem dość dawno temu w TV. Potem, ilekroć natknąłem się na niego na którymś z kanałów TV, wielokrotnie oglądałem przynajmniej jego fragmenty. Aż do teraz odkładałem lekturę książki. Film jest na tyle dobry, że nie miałem woli konfrontacji książkowego pierwowzoru z filmowym wcieleniem "Wszystko za życie". Jednak kupując książkę "Nomadland" (właśnie czytam) niejako przy okazji kupiłem także "Wszystko za życie".

Nie rozczarowałem się. To dobra, ciekawa lektura. Nic dziwnego, że stała się inspiracją do powstania filmu. Książka, co naturalne, jest bardziej niż film dociekliwa i dokładna w podążaniu tropem Chrisa McCandless'a. Autor książki szuka motywów, które stały za decyzją bohatera książki o ruszeniu na Alaskę, tragicznej w rezultacie próbie życia w zgodzie ze swoimi przekonaniami, w harmonii z przyrodą. Jon Krakauer, który także zmagał się z naturą rozumie sposób myślenia młodego człowieka, który decyduje się żyć zgodnie ze swoim światopoglądem. Książka tłumaczy skąd wziął się w alaskańskiej głuszy szkolny autobus - schronienie i miejsce zgonu Chrisa McCandless'a. Książka prowadzi przez drobiazgowe śledztwo autora na temat przyczyn śmierci bohatera-samotnika, szczegółowo wyjaśnia jaki błąd doprowadził do jego zgonu. Jest także otwartą polemiką zaprzeczającą opiniom, że Chris był jednym z oszołomów, którzy postanowili zasmakować życia w dziczy, lub zagubionym młodziakiem kierowanym myślami o autodestrukcji. W sposób oczywisty Chris nie był także wypalonym korpo-trybikiem (nie zaczął nawet pracować) szukającym ukojenia na łonie natury.

Każdy rozdział zaczyna się cytatami z książek, które zabrał ze sobą Chris, lub fragmentami artykułów, publikacji będącymi wyborem autora. Miałem z nimi problem. Cytowane fragmenty mają za zadanie poszerzenie kontekstu motywacji Chrisa. Mają czytelnikowi ułatwić rozumienie jego wyborów, decyzji. Ale... Gdy owe cytaty są zaznaczonymi przez Chrisa fragmentami z książek-lektur, które zabrał ze sobą (wziął do plecaka bodaj 9 książek), tak długo ich zamieszczenie w formie wstępu do rozdziału ma moim zdaniem sens. Kiedy zaś rozdziałowe intro jest wyborem autora, przebijanie się przez obszerne fragmenty egzystencjalnych rozterek autorstwa różnych pisarzy/publicystów zaczęło mnie nużyć. Może także dlatego, że są wydrukowane mniejszą czcionką niż reszta tekstu, a może właśnie dlatego, że są wyborem autora książki. Bardzo możliwe jest także to, że zwyczajnie się czepiam :) Ostatecznie, książka nie jest suchym reportażem, ale fabularyzowanym, ujętym w powieściową formę sprawozdaniem ze śledztwa przeprowadzonego przez jej autora. W każdym razie drażniło mnie przebijanie się przez te czasami bardzo obszerne wstępy gdyż opóżniało lekturę, a w rezultacie odwlekało dotarcie do prawdy o przyczynie śmierci Chrisa McCandless'a. 

Książka, opowiedziana w niej historia Chrisa McCandless'a nie jest tak jak film potoczysta, uwodzicielska, gładka i atrakcyjna. Bazujący na niej film jest w dużym stopniu rodzajem emanacji własnej wizji, wyobrażeń i fantazji autora scenariusza pobudzonej autentyczną historią. W moim przekonaniu warto jest przeczytać książkę chociażby dlatego, żeby lepiej zrozumieć motywy, sposób myślenia jej bohatera. I oczywiście także dlatego, żeby się dowiedzieć skąd wziął się w głuszy ten zagdkowy, szkolny autobus, który jak ufo objawił się niczym dar z niebios wędrowcowi w chwili, kiedy ten potrzebował schronienia. Ta zagadka nurtowała mnie od pierwszego obejrzenia filmu. Teraz, dzięki wyjaśnieniu zawartemu w książce mogę przestać myśleć na ten temat! :)