poniedziałek, 29 września 2014

"Pamiętajmy o Osieckiej", 17 Konkurs, Koncert Finalistów, Trójka, live, niedziela 2014.09.29

"Pamiętajmy o Osieckiej", 17 Konkurs, Koncert Finalistów, Trójka, live, niedziela 2014.09.29

Wlasnie w tej chwili w Teatrze Palladium odbywa się galowy koncert 17-stego Konkursu, gdzie zostaną nagrodzeni zwycięzcy tegorocznej edycji wybrani spośród tych, którzy w niedzielny wieczor wystąpili w Trojce.
Irena Melcer - "Dzikuska"
Nie interesuje mnie kto zdaniem jurorow był najlepszy. Uznalem, ze nie ma sensu sluchac po raz kolejny tego co slyszalem wczoraj  - nie poszedłem do Palladium. Wrzucilem do odtwarzacza "5 Oceanow" i dziele się wrażeniami.
Koncert prowadzila Magda Smalara, która po wygraniu jakiś czas temu jednej z edycji, stala się pelnoetatowa siłą fundacji "Okularnicy". Widze i slysze Magde Smalare w tej roli od paru lat, a jej dowcipna, nienachalna konferansjerka stala się dla mnie nieodzownym elementem Konkursow.

Jak powszechnie wiadomo Agnieszka Osiecka napisala około 2 tys. tekstow piosenek.

Które tym razem zostały wybrane przez spiewajacych mlodziakow? Z jakim oryginalnym wykonaniem chcą się zmierzyć? Któremu utworowi będą narzucać wlasna interpretacje? Czy będą to znane utwory, czy przeciwnie - wykopalisko z dna kufra A. Osieckiej - piosenka o której wszyscy dawno zapomnieli?
Podobnie jak w latach ubiegłych (obserwuje konkurs od kilku lat) większość uczestnikow wybrala znane i dość znane teksty. Na szczęście nikt nie usilowal się mierzyc z ballada "Nim wstanie dzień" (wlasnie słucham "Oceanu Burz" i E. Fettinga).
"Balladzie o pancernych" tez dano spokoj. Na szczęście, wśród wybranych piosenek znalazły się także te mniej znane i zupełnie nieznane (mnie) piosenki: "Tępa blondyna" w wykonaniu Doroty Zgadło, "Jarzębina" w wyk, Katarzyny Lassak, "Milosc brutalisty" w wyk. Mateusza Webera, "Nie bardzo ladne dziewczyny" w wyk. Agaty Zakrzewskiej, "Dzikuska" w wyk. Ireny Melcer i "Kocio" w wyk. Ewy Jakubowicz.
Zbiórka na scenie, a za chwile, tradycyjne,wspólne wykonanie
"Okularników".
Nie tylko ze wzgledow swiatopogladowych najbardziej podobala mi się "Miłość brutalisty" (nie jestem pewien tytułu). Nigdy wcześniej nie slyszalem tego tekstu,  który bardzo fajnie podany przez Mateusza Webera rozbawil cala pulicznosc (wlaczajac w to moja osobe) prawie do lez.
Bardzo osobista interpretacja Agaty Zakrzewskiej ledwo pamiętanych "Nie bardzo ladnych dziewczyn" bardzo, bardzo mi się podobala, podobnie jak "Jarzebina" w wykonaniu obdarzonej wspanialym glosem, goralki Katarzyny Lassak.
Ta trojka podobala mi się w Trojce najbardziej.
Pewnie dlatego, ze siegneli po teksty niezbyt popularne, lub zupełnie zapomniane. Chyba się powtarzam, ale ten element, element wyboru tekstu jest dla mnie jednym z ciekawszych aspektow konkursu. Wykonwacy nie sa osobami przypadkowymi. Wiekszosc z nich (może wszyscy) sa aktorami, którzy usiluja się sprawdzić na estradzie. Szkolone, doszlifowane w trakcie warsztatow glosy, interpretacje powodują, ze mamy doczynienia z zawodowym wykonaniem testow Agnieszki Osieckiej. Dostajemy profesjonalny przekaz szkolonych glosow, wytrenowanej dykcji. Diabel tkwi w niuansach interpretacji, sensie w wyboru konkretnej piosenki. "Kocio" wykonywany oryginalnie przez Haline Kunicka, przypomniany przez Magde Smalare (brawurowe, wspaniale wykonanie!) w tegorocznej "Osieckiej na Bemowie" brzmi (moim zdaniem oczywiscie) w wykonaniu tych Pań zdecydowanie bardziej przekonywujaco niż w interpretacji 24-letniej Ewy Jakubowicz.
Ale po co się czepiac? Niech jury sobie wybiera, bo wybrać musi, a widzowie/sluchcze niech się ciesza kunsztem Agnieszki Osieckiej.
Bardzo podobala mi się akompaniujaca konkursowiczom kapela. Tworzyla solidna podstawe, pewne zaplecze na którego froncie brylowali młodzi wykonawcy.
Był kiedyś, wiele lat temu, "osieckowy" koncert, czesc Festiwalu w Opolu. Może warto byłoby powtórzyć...

niedziela, 21 września 2014

"Wanna z kolumnadą. Reportaże o polskiej przestrzeni." aut. Filip Springer, PL 2103, książka

"Wanna z kolumnadą. Reportaże o polskiej przestrzeni." aut. Filip Springer, PL 2103, książka

Pożyczyła mi ją koleżanka praktycznie bez komentarza, ale ze stwierdzeniem: "będzie Ci się podobać".
I tak też było.
To ksiazka o roznych koszmarkach, które nas otaczają: urbanistycznych, planistycznych, architektonicznych. O tym co nas otacza, z czym spotykamy się na co dzień i co najgorsze, na co obojętniejemy.
Pamietam swój wyjazd do Zakopanego (sluzbowy), gdzie po wyrwaniu się na chwile z Hotelu Kasprowy (swoja droga tez niezły koszmarek) zaskoczyl mnie chaos banerowo-szyldowy na glownych ulicach miasta. To była kompletna wizualna kakofonia przyprawiajaca o bol glowy tlumy turystow przpychajacych się na chodnikach zamienionych w wąskie wawozy prowadzące wśród hald zlodowaciałego, brudnego sniegu. Zamiast krzywego szyldu lepsza zacheta do odwiedzenia knajpy, czy baru, byłoby odsniezenie chodnika...
Ale ksiazka Filipa Springera to rzecz nie tylko o chaosie banerow. To szereg reportaży traktujących o roznych aspektach ładu, a wlasciwie jego braku, bioracego swój początek w braku planowania przestrzennego.
Okazuje się, ze nie tylko mnie razi widok potężnych, białych elektrowni wiatrowych postawionych w Beskidach, których widok nie dodaje uroku krajobrazowi Istebnej. Autor zajmuje się także samowolami budowalanymi, które nie tylko niszcza krajobraz, lecz także demolują lokalny small biznes (Hotel Gołębiewski w Karpaczu).

..."w warunkach wolnorynkowych dyktat gustu większości prowadzi do dominacji rzeczy miernych i tandetnych"... - to cytat z Czesława Miłosza, który przywołany w tej książce można uwazac za jej leitmotiv.
Czy aby nie jest tak, ze tandeta jest wszechogarniajaca i dotyczy wszystkich obszarow naszego zycia?

sobota, 20 września 2014

Koniec lata. Kozy zeszły z gór. Sobota 2014.09.20, rowerowe

Koniec lata. Kozy schodzą z gór. Sobota 2014.09.20, rowerowe

Jesienny redyk - nieodwołalny znak końca lata.

Świder około 9 rano. Nie pierwszy raz spotykam(y) to stado kóz, które wyprowadzane widać dość regularnie przez
swojego właściciela, podążają za nim karnie niczym szczuralskie za dźwiękiem fletu. (do centrum W-wy 20 km!)
 

sobota, 13 września 2014

Windsurfing na Stadionie Narodowym, sobota 2014.09.07

Windsurfing na Stadionie Narodowym, sobota 2014.09.07

Moja deska usycha w garażu z tęsknoty za woda, a zagle łakną wiatru kwiląc cichutko zamkniete w pokrowcach. A tutaj - proszę!
Windsurfingowa impreza na Narodowym.
Decyzja mogla być tylko jedna: idziemy!
Wjazd na parking - 20 zl.
Bilet - 80 zl.
I już byliśmy na stadionie w ogolnodostepnej strefie knajpek, stoisk z ciuchami sportowymi, deskami i roznymi gadgetami luźno związanymi z impreza.
Start z rampy, potem slizg wzdluz
linii 32 wentylalatorow z ktorch kazdy
wazyl podobno 1 tone dajac w sumie
wiatr o szybkosci 70 km/h.
Po wypiciu piwa za stadionowa cene (10 zl) weszliśmy do srodka. Imponujaca liczba stewardów, wolontariuszy pomagala nam w odnalezieniu właściwych miejsc, które były usytuowane vis-a-vis potężnych wiatrakow, które miały napedzac caly show.
W trakcie kiedy zajmowaliśmy miejsca, przy b. glosnej muzyce zaczely się pokazy w których bralo udział dwóch surferow wpiętych w deski zawieszone w powietrzu dzięki strumieniom wody bijącym z dysz ulokowanych pod deskami. Sporej średnicy rura zasysala wode z basenu, by za chwile przetłoczona przez pompy dac strumieniowi wyrzucanej wody sile potrzebna do uniesienia surfera wraz z deska w powietrze.
Sciganie sie na akwenie o rozmiarze
kilku duzych wanien to marna namiastka
prawdziwych zawodow, a towarzyszacy
im halas byl ogłuszajacy.
To było naprawdę spektakularne!
Potem zaczal się wlasciwy show.
Po wlaczeniu wiatrakow zrobilo się b. glosno. Na to glosno nalozono muzyke, a na muzyke glos konferansjerow. Halas był trudny do wytrzymania podobnie jak wiatr, który uderzal bezpośrednio w sektor w którym siedzieliśmy.
Panowie prowadzący impreze starali się bez większego powodzenia nadac jej stosowna dramaturgie.
Zawody/show skladajacy się z trzech części: wyścigi, freestyle i skoki z podzialem na panie i panow
rozwlekał się tracac rytm. Wlasciwie jednym wartym uwagi pokazem były skoki.
W trakcie jednej z przerw przenieslismy się na mniej wietrzne miejsca dzięki czemu dotrwaliśmy do końca.
Ustalilismy, ze pokaz nie był wart więcej niż 20 zl, (ale kolega zazadal zwrotu 80-ciu zl).
"Użył jak pies w studni" dobrze oddaje moje wrazenia i nastroj tym bardziej, ze obejrzenie popisow zawodowych widnsurferow spotegowalo moja tensknote za woda, deska i wiatrem...

niedziela, 7 września 2014

"Bardzo poszukiwany człowiek" (The most wanted man), reż. Anton Corbijn, USA, D, GB 2014, film właśnie w kinach

"Bardzo poszukiwany człowiek" (The most wanted man), reż. Anton Corbijn, USA, D, GB 2014, film właśnie w kinach.

W sierpniu w kinach kanikuła. Jednym z niewielu filmow, które wydawaly się warte obejrzenia byl "Bardzo poszukiwany człowiek". Do tego dość mocno naglosniony glownie za sprawa ostatniej filmowej roli niezyjacego Philipa Seymoura Hoffmana.
Rola zdaniem mediów miała być znakomita.
Lubie Hoffmana. Widzialem go wielu rolach, ale najbardziej zapadla mi w pamięci rola księdza w filmie "Wątpliwość", gdzie z Meryl Streep stworzyli znakomity duet. Jeśli nie widzieliście tego filmu - koniecznie.
"Bardzo poszukiwany..." podobal mi się, chociaż oczekiwałem chyba czegos większego.
Jednak nie zaluje.
Dobrzy aktorzy, precyzyjny i bardzo na czasie scenariusz.
Sledzenie akcji trwającego 2 godz. filmu wymaga sporego skupienia. Szczegolowo opisuje dzialania sluzb specjalnych przeciwko terrorystom. Duzo tu zmudnej pracy operacyjnej, podsluchow, obserwacji. Pewnie jest w tym sporo prawdy o sposobie dzialnia sluzb. Nic spektakularnego, nic w stylu Bonda.
I w tle pytanie czy do walki z terrorem można uzywac wszelkich srodkow, czy jest to zgodne z wartościami w jakie wierzy i wyznaje tzw. zachodnia cywilizacja. A wlasciwie to w co ona wierzy i wyznaje jeśli Guantanamo, Szymany i pewnie pare innych takich miejsc to fakty.
Gwałt niech się gwałtem odciska?
Zadanie dla etyków.

Wisła, niedziela 2014.09.07, rowerowe.

Wisła, niedziela 2014.09.07, rowerowe.

Mienią do Świdra, Świdrem do Wisły, a potem wzdłuż rzeki w kierunku Warszawy i powrót do domu. Troszkę ponad 50 km w spokojnym tempie, z tradycyjnym postojem w miejscu spotkania się czystych wód Świdra z mętnym nurtem Wisły. Być może widok siekierkowskich kominów nie jest zbyt atrakcyjny, ale jazda po terenach zalewowych Wisły tak. To rodzaj przygody i loterii, gdzie przejezdność trasy zależy od wielkości rozlewisk, ilości opadów. Tych było mało, więc bez większych utrudnień mogliśmy radośnie pedałować po wertepach, krzaczorach i innych pokrzywach kontemplując urodę królowej polskich rzek.