poniedziałek, 15 maja 2023

Kampinos, niedziela 2023.05.14, rowerowe

 Kampinos, niedziela 2023.05.14, rowerowe

Skan zdjęcia z lat 70-dziesiątych. Wówczas Kampinos był celem harcerskich wycieczek,
a punktem startowym była miejscowość Truskaw. Tam względnie łatwo i szybko można było
dotrzeć miejskim autobusem, który w Truskawiu właśnie miał pętlę. Potem marsz przez rozległe
wrzosowiska, aż do linii lasu, pierwszych wydm i bagien, do ochrony których utworzono
Kampinoski Park Narodowy. (z lewej ja, obok jeden z harcerzy w trakcie szkolenia z terenoznawstwa;
jesteśmy ubrani w kangurki, element harcerskiego, regulaminowego umundurowania, wówczas
praktycznie jedyna, dostępna na rynku kurtka turystyczna o wątpliwej nieprzemakalności; na
nogach mam ogólnowojskowe buty z tzw. owijaczami; za nami przypadkowe turystki)  
 
Sobota 2023.05.14. Kampinos, cmentarz wojenny w miejscowości Granica. (więcej TU)
Teraz po Kampinosie jeździmy na rowerach.
Dzięki temu zasięg naszych wycieczek jest zdecydowanie większy, a każdy
wypad do Kampinosu jest także wypadem w historię. Niezależnie od tego, którą część Parku się
eksploruje (wschodnia-bliżej W-wy, zachodnia-bardziej dzika z mniejszą ilością turystów) to zawsze
szlak prowadzi na jedno z takich miejsc jak na zdjęciu. Najlepiej znanym jest cmentarz w Palmirach,
ale w głębi lasu znajduje się dużo innych miejsc pamięci.

     
Sobota 2023.05.14. Kampinos, kanał Łasica. Tym razem ruszyliśmy z miejscowości Górki, która
stanowi dobry punkt wypadowy do zwiedzania zachodniej części Parku. Darek - mój rowerowy kolega
ma dobrze objechane kampinoskie szlaki turystyczne jest także źródłem wiedzy o historii tych terenów.
W trakcie blisko 60-cio kilometrowej pętli dużo i chętnie opowiadał o przecinającej Puszczę, dzisiaj
nieczynnej wąskotorowej linii kolejowej oraz kanale Łasica (na zdjęciu), którego zadaniem jest
regulowanie poziomu wody w kampinoskich
bagnach. (więcej o linii kolejowej TU)





niedziela, 7 maja 2023

"Wenecja. Awangarda bez granic" (Venice: Infinitely Avant-Garde), reż. Michele Mally, IT i GB, 2022, film dokumentalny

"Wenecja. Awangarda bez granic" (Venice: Infinitely Avant-Garde), reż. Michele Mally, IT i GB, 2022, film dokumentalny

Kino "Muranów". Kolejny film z cyklu "Wielka sztuka na ekranie". Kolejny zrobiony przez włoską ekipę. Wcześniejsze, te sprzed paru lat były dziełem angielskim przy współudziale i wsparciu Japończyków, którzy dostarczali cyfrowy sprzęt 4K wraz z know-how jego obsługi. Modyfikacji uległa nazwa cyklu, która początkowo brzmiała bodaj "Wielkie malarstwo na ekranie". Teraz rozszerzono formułę. "Malarstwo" zastąpiono "sztuką" nadając tematyce cyklu szerszy zakres. I dobrze. Do cyklu weszły inne produkcje, w tym właśnie włoskie co zmieniło charakter serii i w moim przekonaniu obniżyło jakość filmów. Źle. Wydaje mi się, że pisałem już o zmianie formuły, innym przekazie, a zwłaszcza o innym sposobie prezentacji sztuki we włoskich filmach tego cyklu. Miały różną, słabszą od angielskiego pierwowzoru jakość, mniejszą wartość poznawczą, drażniący (mnie?) sposób narracji. Pomimo tych wad sztuka i artyści bronili się i moja ocena nadal była na plus.                                                                                                                                                          Inaczej jest w przypadku "Wenecja. Awangarda bez granic". To film, którego obejrzenie można sobie darować. Jego grzechem głównym jest przegadanie i nadmiarowość. Cechy, które wpisują się we włoski stereotyp: dużo słów, bogata mimika. nadmiarowa gestykulacja, przeszarżowana ekspresja, dyskusyjny rezultat końcowy. Celem filmu była szeroka, bogata, wielowątkowa opowieść o Wenecji, jej wielowymiarowej wyjątkowości. Mistrzem ceremonii-narratorem jest nieznany mi Carlo Cecchi, postać włoskiego teatru, który z ponurym wyrazem twarzy serwuje widzom nieokreślony miszmasz traktujący o wielokulturowości, historii, architekturze, malarstwie, handlu, karnawałach, turystyce, klamrze między wschodem a zachodem, zapachach, kolorze wody, powodziach itd. Całość zamknięta jest w 90-cio minutowej projekcji. Widz nie ma szans na smakowanie wątków, zapamiętanie dzieł, nazwisk ich twórców, zwłaszcza, że brak tu chronologii i systematyki. Chaos. Przez 90 min. widz jest pod ciągłym ostrzałem nazwisk, dat, miejsc, zdarzeń dziejących się od powstania Wenecji aż do czasów współczesnych. Po projekcji w głowie zostaje mętlik z pytaniem o czym TO było, o CO właściwie chodziło. Muzykę do filmu skomponowała polska kompozytorka i pianistka Hania Rani (tak jest na liście płac - "Hania"), która śledzona przez kamerę zwiedza Wenecję szukając inspiracji do tworzenia ścieżki dźwiękowej. I chyba właśnie muzyka jest najlepszym dodatkiem do włoskiej sałatki, tym co stanowi o jej smaku i charakterze. To muzyka nadaje filmowi wymiar epickiej podróży, gdzie ścieżka dźwiękowa i zdjęcia tworzą jedność. Wartości: poznawcze, dydaktyczne schodzą na dalszy plan, przestają mieć znaczenie. Są w filmie momenty, kiedy muzyka dosłownie zabiera widza, aby wraz z obrazem dać wrażenie szczególnego flow - wspólnoty z miastem-historią. Drażnią osoby/twarze narratorów, napuszone teksty, nadęte cytaty. A gdyby tak zostawić muzykę wraz filmową dokumentacją jej powstawania (w tym weneckie spacery Hani Rani, wnętrza, instrumenty) i zdjęcia, mnóstwo zdjęć Wenecji, detali architektonicznych, dzieł sztuki, wspaniałych wnętrz i bajecznych widoków?  Moim zdaniem byłoby zdecydowanie lepiej, a nawet bardziej awangardowo :)  W obecnej postaci oceniam film na 4/10, czyli "ujdzie" w skali filmweb.

Zupełnie inny charakter ma widziany przez mnie wczoraj, także w "Muranowie" film "Vermeer. Blisko mistrza". Zrobiła go ekipa angielsko/holenderska. Jest zdecydowanie lepszy od "Wenecji..." chociaż nadal inny niż pierwsze filmy z cyklu "Wielkie malarstwo na ekranie". Jeśli najdzie mnie wena to wkrótce podzielę się swoją opinią. Vermeer - duże nazwisko, wielkie emocje:)