niedziela, 30 października 2022

Rzeka Mienia, niedziela 2022.10.30, rowerowe

 Rzeka Mienia, niedziela 2022.10.30, rowerowe

Jest 8:48. Słońce przebije się przez  chmury dopiero za około 1h, ale temperatura jak na tę porę
roku, około 14 st. jest więcej niż komfortowa. Wysoki brzeg na meandrze Mieni jest miejscem
gdzie kilka lat temu,  jeden z kolegów spadł do rzeki w czasie wieczornej jazdy na lampach.
Nic mu się nie stało.  Ten zakątek zawsze, a jesienią przede wszystkim cieszy oczy swoją urodą.

sobota, 29 października 2022

Melody Gardot, COS Torwar, piątek 2022.10.28, koncert

 Melody Gardot,  COS Torwar, piątek 2022.10.28, koncert

Jakiś czas temu koleżanka podrzuciła mi tę Melodię. W rewanżu, gdy zauważyłem anons o koncercie na Torwarze, ja podrzuciłem bilety. I w ten dość oczywisty sposób znaleźliśmy się w hali Torwaru, którego płyta została na potrzeby koncertu zastawiona rzędami krzeseł. Krzesła były składane, takie niby biurowe, czarne i twarde. Jednak największym problemem było to, że były pospinane ze sobą tak, że między nimi nie było praktycznie żadnej wolnej przestrzeni. My mieściliśmy się w w obrysie siedzisk bez  problemu, ale gdy obok mnie usiadł gentleman o wysokim współczynniku BMI zabierając około 1/4 mojego krzesła, zrobiło się niekomfortowo. Do tego wyraźnie zafascynował go użytej w nadmiarze zapach niezidentyfikowanej wody kolońskiej. Czyli: pomimo, że był to 6-sty rząd, było nieźle widać i słychać, przez cały koncert cierpiały moje powonienie i kręgosłup. Ale dałem radę:)

Melody (pierwsza z prawej) wraz z kapelą.
W kapeluszu bdb. bębniarz, kontrabasista,
brazylijski pianista i kwartet smyczkowy.
Smyczki zostały wynajęte na potrzeby trasy
w Europie i składają się z muzyków z Albanii
i Azerbejdżanu.
Melody Gardot nie jest moim naturalnym, oczywistym wyborem. Jednak ostatnio słucham z przyjemnością zwłaszcza "Little something" w duecie ze Stingiem (TU), tudzież innego duetu "C'est Magnifique" (TU, lub TU) zaśpiewanego przez Melodię na wczorajszym koncercie. To co śpiewa to kameralne, w większości jazzowe snuje, które podane w dawce 2, max 3 kawałki są przyjemne i strawne. Jednak w nadmiarze, zwłaszcza, gdy ma się niewłaściwy nastrój, mogą drażnić. Ostatnio słuchałem/widziałem znaczną ilość czarnych wokalistek, które w znakomitej większości trafiają na estrady nieomal prosto z kościołów, w których rządzi gospel. Tam się śpiewa się na maksa, całym sobą, głośno, tak, żeby modlitwa dotarła tam, wysoko, do Stwórcy. Ekspresja przez duże E! Melody zaś, nie wiem, czy to maniera, czy brak możliwości wokalnych, zaplata sobie cichutko swoje snuje, cedząc tekst pod nosem ledwo otwierając usta. Taka stajla. Ma oryginalny, rozpoznawalny głos, którego barwa jest miła dla ucha, ale to co i jak śpiewa jest usypiające. Miałem nadzieję, że na potrzebę trasy koncertowej przygotuje kilka bardziej dynamicznych numerów, ale gdzie tam! W momencie, kiedy po zestawie trzech piosenek widziała, że publiczność jest bliska omdlenia schodziła ze sceny dając możliwość zaprezentowania się zwłaszcza bębniarzowi, który solo-popisami wyprowadzał publiczność ze stanu sennego zamroczenia.  Melody nie tylko lubi śpiewać. Ma też melodie do gadania. W nadmiarze (moim zdaniem). W pierwszej, stosunkowo krótkiej pogawędce powiedziała, że jej prababcia była Polką. Aplauz! Potem było gorzej, gdyż snuła na przemian ze swoim klawiszowcem opowieści o wzajemnych telefonach, powstawaniu kolejnych kompozycji, inspiracjach. Być może ciekawe, ale w nadmiarze nużące, zwłaszcza, że piosenki o których mówiła nie były i nie są hitami o światowym zasięgu, wiec kulisy ich powstania, nawet jeśli ciekawe, interesują bardzo wąską grupę odbiorców. Jasne jest, że na Torwar w większości przyszli jej fani, ale nawet oni czekali na kolejne piosenki, nie na przydługie, wzajemne komplementowanie się Melody i pianisty. 
Melody na bis. Publiczność dłuuugo stała i klaskała
domagając się bisu. Ja też stałem i klaskałem dając
odpocząć kręgosłupowi. Okazało się, że Melody radzi
sobie z gitarą i chociaż troszkę brakuje jej do Slasha, to 
jednak dała radę. Po tym numerze nastąpił definitywny 
koniec. 

Poza tym koncert był całkiem fajny:) Myślę, że fakt świadomego odbioru zawdzięczam w dużej mierze wypachnionemu sąsiadowi, który zajmując część mojej przestrzeni wymusił na mnie daleki od komfortu dosiad krzesła, na tyle uciążliwy, że nawet na chwilę nie zmrużyłem oka:) Atmosfera wspierana skromną, kameralną scenografią pozwalała na kontemplację umiejętności nie tylko samej Melody, ale także towarzyszących jej muzyków. Jestem pewien, że nie sprzedano wszystkich miejsc. Miejsca na płycie były zapełnione, ale trybuny pozostawały praktycznie puste. To co i jak robi Melody Gardot ma jednak charakter niszowy, być może nawet do pewnego stopnia ekskluzywny. Jestem jednak pewien, że nikt z uczestników koncertu nie wyszedł zawiedziony. Nawet ja pomimo obolałego, sztywnego kręgosłupa:)
 

 

niedziela, 23 października 2022

"Tamara Łempicka a Art Deco" - muzeum Villa La Fleur, Konstancin, czwartek 2022.10.20, wystawa

"Tamara Łempicka a Art Deco" - muzeum Villa La Fleur, Konstancin, czwartek 2022.10.20, wystawa

To miejsce - prywatne muzeum poświęcone sztuce Ecole de Paris, ze szczególnym uwzględnieniem polskich artystów było od dawna na moim radarze. Jednak do momentu otworzenia czasowej wystawy "Tamara Łempicka a Art Deco" dostęp do prezentowanych w muzeum zbiorów był ograniczony. Niezbędny był wcześniejszy anons, uprzedzenie o chęci odwiedzenia muzeum, umówienie się na konkretną datę i godzinę. Sądzę, że te szczególne warunki wynikały z trwających prac budowlano-konserwatorskich, których celem było oddanie do użytku drugiego, większego budynku muzeum, tego, gdzie na poziomie -1 prezentowana jest wystawa poświęcona T. Łempickiej. Nie mam pojęcia, czy po zakończeniu wystawy (2022.12.17) muzeum wróci do poprzedniego, selektywnego trybu udostępniania swoich zbiorów, czy zachowa ten bieżący opisany na stronach Villi La Fleur (TU). Tym bardziej warto odwiedzić to miejsce teraz.

Bezpośrednią przyczyną dla której pojechałem do Konstancina była wystawa poświęcona Tamarze Łempickiej, jednak to miejsce jest warte odwiedzenia ze względu na bogatą, stała ekspozycję rzeźby i malarstwa Ecole de Paris, gdzie magnesem są znane nazwiska i liczna reprezentacja twórczości Mojżesza Kislinga, Meli Muter, Józefa Pankiewicza, liczne przykłady twórczości Zofii Stryjeńskiej, Tadeusza Makowskiego, a nawet rysunki i rzeźba Amedeo Modiglianiego. Poza tym obecnych jest mnóstwo innych nazwisk, w tym takich, z którymi nigdy wcześniej się nie zetknąłem. Pierwszy, mniejszy budynek, który został oddany do użytku w roku 2010 jest także wyposażony w znaczną ilość mebli z epoki, a na parapetach ulokowano mnóstwo bibelotów, które same w sobie stanowią ciekawą reprezentację stylu art deco. Cały dom, każda powierzchnia jest wykorzystana do prezentacji różnych obiektów sztuki. Jest tego tyle, że 4h, które poświęciłem na wizytę w muzeum nie starczyły na spokojną kontemplację zbiorów. Będę tam wracał. Temu miejscu trzeba poświęcić więcej czasu, także ze względu na jego urodę, harmonię, gdzie właściciel - Marek Roefler zadbał, aby każdy architektoniczny szczegół współgrał z wystawianymi eksponatami.

Tamarze de Łempickiej poświęcono całą powierzchnię poziomu -1, a teasery w postaci reprodukcji jej znanych obrazów eksponowane są także na poziomie 0. Zgodnie z tytułem wystawy: "Tamara Łempicka a Art Deco" dokonania naszej rodaczki pokazane są na tle i obok dorobku innych artystów z epoki. Część eksponowanych prac jest kopiami wykonanymi w technice serigrafii i akwatinty i są to zwykle kopie tych najbardziej znanych i rozpoznawalnych obrazów T. Łempickiej. Myślę, że TE dzieła, które są w posiadaniu prywatnych kolekcjonerów są trudne do pożyczenia, więc kopie są naturalnym ekwiwalentem. Poza tym jest kilkadziesiąt obrazów i rysunków - oryginałów pochodzących ze zbiorów właściciela Villi La Fleur, kolekcji prywatnych i muzeów. Muszę zaznaczyć, że zwykle nie są to TE ikoniczne dzieła, które dały artystce sławę, zwłaszcza w drugim okresie jej popularności, który nastąpił po wystawie jej przedwojennych dzieł w Galerie Luxembourg w Paryżu w 1972 roku. Od tej wystawy właśnie datuje się wzmożone zainteresowanie obrazami Tamary Łempickiej w wyniku czego właścicielami jej prac są m.in. Madonna ("grają" [początek] w clipie do piosenki Vogue [TU]) i Jack Nicolson.  

Villa La Fleur, budynek w którym jest wystawa T. Łempickiej.
Powodem dla którego umieszczam to zdjęcie nie jest uroda
architektury budynku, ale przykład jak ważna jest ochrona 
wartości jaką jest krajobraz. Gdy szedłem alejką do drugiego
budynku muzeum odwróciłem się i pierwszym skojarzeniem
była działka mojej teściowej pod kominem ciepłowni Siekierki.
Jest tam domek, gdzie teściowa trzyma parę sztuk szpadli i
grabek. Tutaj domek jakby bardziej okazały, w jego wnętrzu
sztuka, a maszt gsm niczym siekierkowski komin sterczy burząc
harmonię całości. Jestem pewien, że ten maszt mógłby stać
poza Konstancinem, podobnie jak wiatraki-turbiny wiatrowe
jeśli muszą być, powinny być instalowane na morzu poza linią
horyzontu, a już na pewno miejscem ich instalacji nie mogą być
grzbiety gór. Krajobraz jest wartością!
 
Wystawa wzbogacona jest licznymi, świetnymi, stylowymi fotografiami Tamary Łempickiej, krótkim filmem z epoki wprost z jej pracowni oraz pochodzącymi z jej atelier oryginalnymi meblami, a nawet autentyczną biżuterią, w tym ogromnym pierścieniem ofiarowanym jej jak głosi rozpowszechniana przez nią samą legenda, przez Gabriele d'Annuzio - znanego w latach 20-stych włoskiego poetę-figlarza-uwodziciela-womanizera, a przede wszystkim uwielbianego przez Mussoliniego ideologa faszyzmu.

Decydując się na odwiedzenie Villi La Fleur trzeba mieć kilka godzin wolnego czasu, wolną od problemów dnia codziennego głowę, tudzież warto jest wchłonąć choćby minimalną dawkę wiedzy na temat Tamary de Łempickiej, Ecole de Paris i art deco. Wówczas, (moim zdaniem) to co przygotował właściciel Villi La Fleur smakuje lepiej, zapewniając szersze doznania, budząc głębsze emocje. Jeśli daniem głównym ma być wystawa "Tamara Łempicka a Art Deco" to dobrym początkiem na znajomość z artystką będzie biografia "Tamara Łempicka. Sztuka i skandal" autorstwa Laury Claridge (TU).

UWAGA! Byłem w Villi La Fleur w dzień powszedni o godz. 12:30. Ku mojemu zaskoczeniu było dużo zwiedzających. Warto jest kupić bilet w necie i zacząć zwiedzanie od "Tamara Łempicka a Art Deco", gdyż ze względu na dużą liczbę zwiedzających tworzą się czasowe zatory powodujące, że trzeba poczekać w kolejce do zejścia na poziom -1. Myślę, że zainteresowanie wystawą będzie rosło im bliżej będzie data jej zamknięcia. Jeśli nosicie się z zamiarem odwiedzenia TEJ, poświęconej T. Łempickiej części - nie zwlekajcie.

 



środa, 12 października 2022

Bartas Szymoniak, Trójka, Studio im. Agnieszki Osieckiej, niedziela 2022.10.09, koncert

 Bartas Szymoniak, Trójka, Studio im. Agnieszki Osieckiej, niedziela 2022.10.09, koncert

Od lewej: Michał Parzymięso
i Bartas Szymoniak
Bartas, kiedy był jeszcze Bartoszem udzielał swojego głosu znanej i popularnej kapeli o dość uwierającej nazwie - Sztywny Pal Azji. Jednak kiedy Sztywny Pal Azji święcił triumfy nie znałem nazwiska ich wokalisty. Tych zresztą było kilku. Bartosz występował ze Sztywnym Palem w latach 2008-2015. Nie wiedziałbym tego, gdyby nie anonsowany w Trójce koncert Bartasa, którego zapowiedzią była przyjemna dla ucha, zaśpiewana przy akompaniamencie fortepianu ballada "Powroty" (TU). Skuszony przyjemnym dla ucha tembrem głosu Bartasa udałem się do Trójki, żeby wysłuchać granej na żywo najnowszej, czwartej płyty "Granice". W czasie koncertu nie zabrakło także piosenek z poprzednich płyt Bartasa, w tym najbardziej popularnej na Spotify "Wojownik z Miłości" (TU). Podobno to co robi Bartas mieści się w kategorii "beatrock", ale jak widać i słuchać największym powodzeniem cieszą się ballady, w których beatrocka jak na lekarstwo... Owszem w innych, zwłaszcza wcześniejszych kawałkach słychać jest użycie beatboxa, czyli kawałka elektroniki służącego do przetwarzania generowanych aparatem gębowym wokalisty dźwięków głównie w linie basu, perkusji, ale także inne onomatopeje. Urządzenie pozwala na nakładanie dźwięków, rytmów, ich zapętlanie, a w konsekwencji tworzenie struktury całego utworu. W przypadku koncertu dzieje się to na żywo i jest poza prezentacją możliwości wokalno-głosowych artysty dowodem na jego sprawność techniczną i podzielność uwagi potrzebnych do obsługi różnych przełączników i przycisków. Technika i elektronika fajne  są, ale dobry głos, zgrabny tekst w połączeniu z przyjemną dla ucha linią melodyczną graną na fortepianie lub gitarze robią jak widać po ilości odsłuchań dobrą robotę zwłaszcza w odniesieniu do ciepłych ballad. 
Bartas z córką Glorią, która "na bis"
wspierała go wokalnie.

Koncert był moim zdaniem bardzo dobry (TU), ale szwankowała reżyseria nagłośnienia. Przecież nie musi być głośno, zwłaszcza wówczas, kiedy tekst jest ważny, znaczący (Bartas śpiewa także teksty Norwida). Natomiast musi być słychać czysto i wyraźnie mikrofon wokalisty, a tak nie było. Sądzę, że w przekazie radiowym i w zapisie na YT było/jest słychać lepiej. Znakomicie prezentował się jako multiinstrumentalista Michał Parzymięso, z którym jak powiedział Bartas są w trasie już od ośmiu lat.

Od lewej: Michał Parzymięso, Bartas Szymoniak
i muzyk, który nie znajduje się w stałym składzie,
którego nazwisko mi umknęło.



Po koncercie, w TV nie czekał mecz siatkówki (tak było w przypadku koncertu Cheap Tabacco), więc szybko i sprawnie za łączną cenę 90 zł stałem się posiadaczem dwóch ostatnich cd Bartasa: "Granice" i "Wojownik z miłości". "Granice" kosztowały 50 zł. Może dlatego, że z autografem? :)





wtorek, 11 października 2022

Na grzyby! Poniedziałek 2022.10.10

 Na grzyby! Poniedziałek 2022.10.10

Obrzeża lasów wyglądają jak giełda samochodowa. Ludność powodowana informacjami 
o wysypie grzybów ruszyła tłumnie na grzybobranie. Pomimo, że nie znam się na grzybach
też ruszyłem i w odróżnieniu od wielu rozczarowanych łowców-zbieraczy - znalazłem. Podobno
można je jeść (młode, w przekroju całkowicie białe) i chociaż wyglądają całkiem apetycznie to raczej
do garnka ich nie wrzucę:)


sobota, 8 października 2022

Rzeka Mienia, sobota 2022.10.08, rowerowe

 Rzeka Mienia, sobota 2022.10.08, rowerowe

Rzeka Mienia, godz. 9:54. Takie miejsca jak to odwiedzamy tylko za dnia. Wówczas są atrakcyjne,
ciche i trochę tajemnicze, ale nocą, jak przystoi każdemu szanującemu się uroczysku przeistaczają się
w miejsce harców rodzimych utoplaszczyków, przyjezdnych chupacabar tudzież mamideł
i zjaw wszelkiej maści...

piątek, 7 października 2022

Kampinos, piątek 2022.10.07, rowerowe

 Kampinos, piątek 2022.10.07, rowerowe

Kampinos to nie tylko las i bagna, ale także rozległe, przestrzenne łąki. Jest godz. 11:20. Po
chłodnym poranku, zgodnie z prognozą temperatura raźno dąży w kierunku kreski na 20 st, 
ale na słońcu jest już zdecydowanie cieplej. Jesień. Taka jaką wszyscy lubimy. Ciepła, pełna kolorów
i w tym przypadku tajemniczych, puszczańskich zapachów.

wtorek, 4 października 2022

"Cesaria Evora". reż. Ana Sofia Fonseca, Portugalia, 2022, "Kinoteka" 2022.10.02, film dokumentalny

 "Cesaria Evora". reż. Ana Sofia Fonseca, Portugalia, 2022, "Kinoteka" 2022.10.02, film dokumentalny

W niedzielne, wczesne popołudnie rzuciłem okiem w repertuar kin, a tam "Cesaria Evora", portugalski film pokazywany w ramach przeglądu "Afrykamera 2022" w kinie "Kinoteka" w Pałacu Kultury. Niezwłocznie zmodyfikowałem niedzielny, wieczorny plan. Musiałem ten film zobaczyć. Niezwłocznie. Jakiś czas temu, kiedy "uciekł" mi film o Bjork postanowiłem, że każdy muzyczny film muszę obejrzeć natychmiast, gdy tylko zauważę jego obecność na ekranach. Filmy muzyczne, a w szczególności muzyczne dokumenty spadają z ekranów błyskawicznie, a potem zostaje tylko żal, że odwlekało się decyzję pójścia do kina...

"Cesaria Evora" jest znakomitym filmem. Zdecydowana większość zdjęć, urywków filmów to zapisy w 100% dokumentalne. Często z oryginalnym, archiwalnym dźwiękiem, ewentualnie ze współczesnym komentarzem dla którego tło stanowią archiwalia. Film opowiada o fenomenie 50-letniej, steranej życiem, alkoholem i chorobą kobiety, która staje się autentyczną, rozpoznawalną na całym świecie gwiazdą, osobą, która osiąga status "bosonogiej divy", królowej morny, ambasadorki stylu, który został w roku 2019 oficjalnie wpisany na listę Niematerialnego Dziedzictwa Kulturowego Ludzkości UNESCO. Film nie jest laurką. Jest gorzką, w moim przekonaniu szczerą opowieścią o zapomnianych przez Boga i ludzi mieszkańcach Cabo Verde, którzy jako portugalscy niewolnicy siłą uprowadzeni z Afryki znaleźli się na wyspach Zielonego Przylądka, aby pracować na licznych plantacjach kakao. Jedna z wysp - Santiago cieszyła się przez jakiś czas wątpliwą sławą centrum światowego handlu niewolnikami... Po uzyskaniu niepodległości w 1975 roku Portugalczycy zostawili mieszkańcom Cabo Verde język portugalski, jako język urzędowy, sporą ilość nieślubnych potomków i nędzę, która jest bezpośrednią przyczyną potężnej emigracji. To bolesne w odbiorze, historyczne tło jest niezbędne do próby zrozumienia fenomenów: morny i Cesarii Evory. I chociaż można zwyczajnie lubić ten rodzaj muzyki, a słuchając jej nie zadawać sobie trudu rozumienia źródeł smuteczku, tęsknoty, który dominuje w warstwie muzycznej i tekstowej morny, to jednak kiedy zna się tło, wówczas łatwiej jest zrozumieć przyczyny dla których morna, jako przekaz uniwersalny porusza ludzi na całym świecie. Cesaria Evora była i nadal jest twarzą morny. Ona ucieleśnia, jest 100-stu procentową egzemplifikacją tego gatunku i ludzi tworzących tę muzykę.

Nie będę opisywał filmu. Myślę, że jego odbiór nie jest oczywisty, tak jak nie jest oczywistą próba powiedzenia w półtoragodzinnym dokumencie, kim była Cesaria Evora. Dla jednych, co pada z filmu była nadużywającą alkoholu barową dziwką, która w trakcie dryfowania po knajpach chętnie sięgała po mikrofon. Dla innych była objawieniem, genialną wokalistką, a jeszcze innych hojną donatorką, lub tylko bankomatem...  Zmarła w roku 2011. Zostawiła sporo muzyki, a przede wszystkim uczyniła z morny dobro narodowe Wysp Zielonego Przylądka, dzięki któremu kolejni caboverdyjscy wykonawcy (np. Lura) mogą podążać ścieżką wydeptaną bosymi stopami Cesarii...


UWAGA! Parkowanie wokół Pałacu Kultury jest drogie i uciążliwe. Pisałem o tym w innych postach. Decydując się na odwiedzenie kina/teatru znajdującego się w gmachu PKiN warto jest przyjechać odpowiednio wcześnie, aby znaleźć miejsce do zaparkowania poza strefą płatną należącą do Pałacu, lub przyjechać komunikacją miejską.