wtorek, 25 stycznia 2022

"Białe. Zimna wyspa Spitsbergen", aut. Ilona Wiśniewska, PL 2017, książka

 "Białe. Zimna wyspa Spitsbergen", aut. Ilona Wiśniewska, PL 2017, książka

Złapałem arktyczny przechył. Powody: książka "Harald. Czterdzieści lat na Spitsbergenie" (TU) i serial "Na wodach północy" (TU). Pogrzebałem chwilę w zasobach mojej lokalnej biblioteki, podumałem i wyszło mi, że kolejną lekturą będzie "Białe. Zimna wyspa Spitsbergen". 

Nawiązywanie relacji z nową książką jest zawsze loterią. Zwykle zaczynam od info na skrzydełkach. To przeważnie noty o autorze, jego dokonaniach. Potem 4-ta okładka. Tam różne pochlebstwa i zachęty wsparte nazwiskami, które powinno się znać plus nazwy własne gazet/tygodników, w których pochlebstwa zostały zamieszczone; nie znasz tych tytułów - jesteś kiep:) Potem pierwsze kartki i albo, albo... czuję, że jest dobrze i będzie lepiej, albo brnę dalej z nadzieją, że będzie lepiej... (jest niewiele książek, których lekturę przerwałem; zwykle nawet jeśli to bolesne staram się doczytać do końca). "Białe..." należy do tej kategorii, gdzie czytając pierwsze strony chce się natychmiast więcej, a przeczucie, że dalej będzie dobrze szybko staje się pewnością. "W Arktyce wiatr ustala zasady" - pada gdzieś na początku książki, która jest praktycznie poszerzonym reportażem o największej wyspie norweskiego archipelagu Svalbard - Spitsbergenie. Przywołanie przez autorkę wiatru natychmiast przywiało wspomnienie o innej wietrznej opowieści-reportażu, także o wyspach - Wyspach Owczych ("81:1. Opowieści z Wysp Owczych", gorąco polecam), które są miejscem, gdzie miejscowi na określenie różnych rodzajów deszczu mają 250 słów, natomiast wiatr, jego różne wcielenia opisują trzystoma słowami...                                                                                                                                                                                          "Białe...." to książka przyjazna, uśmiechnięta. Jakże jej nie lubić, kiedy autorka pisze, że odpowiedzią na standardowe pytanie ze strony wścibskich turystów, traktujących autochtonów jak małpy na wybiegu, pytających, co miejscowi robią w czasie nocy polarnej (1/2 roku) jest: ..."uprawiamy seks, dlatego dużo tu przedszkoli"...  Książka emanuje sympatią do szczególnej społeczności jaka mieszka w stolicy archipelagu - Longyearbyen. To przypadkowa zbieranina różnych narodowości. Ludzi, którzy w wyniku kaprysu, zbiegu okoliczności znaleźli się w zapomnianym przez Boga i ludzi miejscu starając się, z różnym powodzeniem, ułożyć sobie życie. Autorka dużo widzi, ma zmysł obserwacji. Zawodowo zajmuje się pisaniem co powoduje, że potrafi swoje spostrzeżenia lekko, dobrą polszczyzną przenieść na papier. "Białe...." dobrze się czyta. To z pewnością zasługa warsztatu i długiej pracy nad tekstem. Zero zbędnych słów, zdań, które niczego nie wnoszą. Rzeczowo, na temat, a do tego z dystansem do swojej o osoby i dużym poczuciem humoru. "Uśmiechnięta książka" - powiedziała koleżanka rekomendując "81:1. Opowieści z Wysp Owczych". W ten sam sposób mogę polecić lekturę "Białe....". Są tu skondensowane opowieści o tych, którzy ulegli magii archipelagu. O tych co chcieliby tam zostać i jednocześnie uciec z miejsca, gdzie hierarchia zależna jest od ilości przeżytych nocy polarnych. Jest o bezwzględnych rybitwach dziobiących w głowy intruzów podchodzących zbyt blisko gniazda i o tych, którzy chcą zdobyć biegun północny minimalnym nakładem sił - ..."im grubszy masz portfel, tym mniej kroków musisz zrobić".... Są tam czysto techniczne uwagi o tym jak miejscowi radzą sobie z utylizacją ekskrementów podczas pobytu w hyttcie i wskazówki jak wybiec na szybkie siku, gdy nie dość, że jest cholerycznie zimno, ciemno to jeszcze pi...i jak w kieleckiem. Znajdziemy tam także relację naszego podróżnika - Wojtka Moskala o niezapowiedzianej wizycie u znanego, norweskiego trapera - Haralda. I nie ma się co dziwić, że autorka - Polka, tak dużo wie, tak głęboko wniknęła w lokalną społeczność. Mieszka tam z górą 10 lat, jest żoną lokalnego dziennikarza, autora książki o Haraldzie - Birgera Amundsena, a przecież jeśli polarna noc trwa 1/2 roku, to widać czasem, poza seksem, w przerwach, rozmawia się na lokalne tematy. Stąd, z tych przerw jak sądzę, ta książka :)

środa, 19 stycznia 2022

"Mare z Easttown", reż. Craig Zobel, USA 2021, serial, HBO

 "Mare z Easttown", reż. Craig Zobel, USA 2021, serial, HBO

Nie jestem fanem seriali. Pisałem o tym przy okazji serialu :) "Na wodach północy" (TU). Zrobiłem kolejne odstępstwo od reguły. Tym razem za sprawą grającej główna rolę Kate Winslet. Otóż tak mam, że kiedy ona gra jestem w stanie obejrzeć każdy film. Może to być melodramat "Rozważna i romantyczna" (1995), a nawet klimatyczny, świetnie sfotografowany melodramat lesbijski "Amonit" (2020). Tak mi się porobiło od czasu "Titanica" (1997) i utrwaliło po obejrzeniu m.in. "Lektora" (2008) i wielu, wielu innych z jej udziałem. W przypadku "Mare z Easttown" Kate Winslet nie tylko kreuje główną rolę, ale jest także współproducentką filmu. Podejmując się pracy nad tym filmem w podwójnej roli musiała wierzyć w siłę scenariusza, który jest dość prosty, wręcz oczywisty, w jakimś stopniu bazujący na znanych z przeszłości dobrych wzorcach typu "Miasteczko Twin Peaks". Pomimo, że schemat jest znany i ograny: niewielkie miasteczko, w nim lokalne tajemnice, wszechowładniająca beznadzieja ze wszystkimi problemami amerykańskiego zaścianka. W nim lokalna detektyw - Mare, której życie prywatne jest co najmniej tak samo zawiłe i pogmatwane, jak sprawa morderstwa nastolatki samotnie wychowującej dziecko, którą prowadzi. Pomimo prostego schematu film jest bardzo dobry i na taką właśnie (moim zdaniem) ocenę zasługuje - 8/10 w skali filmweb. Akcja przez 7 odcinków toczy się wartko, a całość jest zrealizowana z dużym rozmachem, z dbałością o detale. Centralną postacią jest oczywiście grana przez Kate Winslet policjantka-detektyw, która w moim przekonaniu jest w tej roli znakomita. Ale nie tylko dla niej warto jest zobaczyć ten film. To także kawałek prawdziwej Ameryki, która coraz częściej stanowi tło książek i filmów. 

Dystrybuowany przez HBO film ma także tę zaletę (mają ją wszystkie filmy na tej platformie), że w miejsce napisów jest polski lektor. To znakomicie ułatwia podążanie za obrazem i smakowanie niuansów sztuki aktorskiej Kate Winslet w trakcie machania wiosłami ergometru :)

poniedziałek, 17 stycznia 2022

wtorek, 4 stycznia 2022

"Nie patrz w górę" (Don't look up), reż. Adam McKay, USA 2021, film, Netflix

 "Nie patrz w górę" (Don't look up), reż. Adam McKay, USA 2021, film, Netflix

Zdecydowanie poniżej (moich) oczekiwań i hałasu medialnego. W moim przekonaniu zasługuje na ocenę pomiędzy 5/6, czyli średni/niezły w skali filmweb. Jednak nie chcę nikogo zniechęcać do obejrzenia tego filmu. Momentami jest naprawdę zabawny, ale...                                                                                                        Reżyser i scenarzysta w jednym - Adam McKay jest m.in. twórcą filmu "Big Short"(TU), który jak należy sądzić nie tylko mnie się podobał, gdyż w 2016 zdobył Oscara za najlepszy scenariusz adaptowany :) Ta nagroda jest obietnicą jakości podobnie jak biorąca w filmie udział doborowa stawka pierwszoplanowych aktorów: Meryl Streep, Cate Blanchett, Jennifer Lawrence i Leonardo DiCaprio. Jednak w moim odczuciu jest to obietnica niespełniona. Film pomyślany jako satyra, komedia, karykatura (niepotrzebne skreślić) stanu naszej cywilizacji, a zwłaszcza beznadziejności klasy politycznej, bezwzględności biznesu, zupełnego ogłupienia szarych ludzi, nie odkrywa żadnych prawd. Wytyka palcem i stara się wykpić to co większość z nas wie, co jest zarazem śmieszne i straszne. Realne zagrożenie zestawione z absurdalnymi zachowaniami tzw. decydentów jest zabawne i przerażające. Film to melanż scen, reakcji różnych środowisk w odpowiedzi na nadlatującą z kosmosu kometę, która nieuchronnie uderzy w Ziemię niszcząc naszą cywilizację. Film "Nie patrz w górę" pomimo potężnego potencjału satyrycznego nie jest AŻ tak śmieszny i dotkliwie ironiczny, jak można byłoby sądzić na podstawie przekazów medialnych. Wydaje mi się, że role nie są wystarczająco "soczyste", a kreujący je aktorzy nie mają odpowiedniego empoli komediowego. To oni właśnie są tą "wartością dodaną" do dość przewidywalnego scenariusza i to oni właśnie odpowiadają za blady efekt końcowy. Najbardziej podobała mi się Cate Blanchett. Umiała wydobyć z granej przez siebie postaci prezenterki TV stosowny ładunek komizmu zachowując przy tym właściwe proporcje umiejętnie balansując pomiędzy pastiszem a parodią. Reszta aktorów jakby słabiej radzi sobie z tym zadaniem powodując u mnie niedosyt, rozczarowanie. Wychodzi na to, że nawet mając dobry pomysł, niezły scenariusz nie wystarczy zatrudnić topowych aktorów, aby mieć sukces. Aktorzy powinni być odpowiedni, w tym przypadku obdarzeni stosownym zmysłem komediowym. Wówczas być może tworzyliby także team, który bawiłby się swoimi rolami, wzajemnie inspirował w czasie kręcenia zdjęć. A tak mamy poprawną satyrę w wykonaniu gwiazd. Tylko tyle.

niedziela, 2 stycznia 2022

"Powrót do Jedwabnego", reż. W. Sumliński, PL 2021, film, platforma cda

 "Powrót do Jedwabnego", reż. W. Sumliński, PL 2021, film, platforma cda

W necie jest mnóstwo informacji na temat tego filmu, w tym bardzo dużo negatywnych. Pisałem o Jedwabnem 2x przy okazji lektury książek: "Jedwabne anatomia kłamstwa" (TU) i "Powrót do Jedwabnego" (TU). Obejrzenie filmu to naturalna konsekwencja tych lektur. Film jest dostępny na platformie "cda" (TU). Został usunięty z YouTube, a próby pokazu filmu w stacjonarnym, warszawskim, kinie "Wisła" poprzedziła wrzawa medialna i liczne protesty. Pokaz "z przyczyn technicznych" został odwołany...

Jestem przekonany, że warto ten film zobaczyć. Warto jest mieć swoją opinię, swój pogląd na temat Jedwabnego. W moim przekonaniu najważniejsze w filmie są wypowiedzi specjalistów: archeolog dr hab. Małgorzaty Grupy, historyczki dr Ewy Kurek oraz szefa Fundacji Ordo Iuris Jerzego Kwaśniewskiego. Film zawiera także wypowiedzi dziennikarzy, działaczy oraz świadków zbrodni w Jedwabnem. Prace archeologiczne prowadzone przez Małgorzatę Grupę gwałtownie przerwano, gdy ekipa archeologów zaczęła ujawniać dowody niezgodne z tezą o "polskim mordzie". Prawda spoczywa w ziemi, a jej dociekanie przestało leżeć w interesie organizacji żydowskich, które powołując się na mgliste kwestie religijne przestały być zainteresowane pracami archeologicznymi, zakazując ich kontynuowania.