sobota, 31 lipca 2021

Jest takie miejsce: Rezerwat przyrody Na Torfach im. Janusza Kozłowskiego, sobota 2021.07.31, rowerowe


 Jest takie miejsce: Rezerwat przyrody Na Torfach im. Janusza Kozłowskiego, sobota 2021.07.31, rowerowe


I co z tego, że okoliczności przyrody zjawiskowe, kiedy Kokot i Daro wolą ślepić w nową oponę
Darka i dyskutować nad wyższością oplotu 120TPI nad oplotem 60TPI, kiedy i tak wiadomo, że
Kokot, który jest nie tylko najlepszym bikerem w okolicy, to jeszcze ma najlepszy rower, a w nim
tak!, absolutnie najlepszą oponę 2x120TPI :) 
Ten rezerwat to fajny cel wypadów rowerowych. Ze Starej Miłosnej możliwie prostą drogą do 
Otwocka, potem w kierunku "na bunkry" Czerwoną Droga; powrót czerwonym, "pieszym" szlakiem
przez Meran, Mienię. W sumie jak sądzę około 60 może 70 km. W sam raz na sobotnie przedpołudnie,
nawet na oponach z oplotem 60TPI :)
 

czwartek, 22 lipca 2021

"Matryca. Jak DNA programuje nasze życie?" (Blueprint: How DNA makes us who we are), aut. Robert Plomin, USA, 2018, PL 2020, książka

 "Matryca. Jak DNA programuje nasze życie?" (Blueprint: How DNA makes us who we are), aut. Robert Plomin, USA, 2018, PL 2020, książka


Znalazłem tę książkę w swojej lokalnej bibliotece. Stąd wiem ile czasu zajęło mi przeczytanie 352 stron - jeden miesiąc! Równolegle czytam inną książkę, ale to nie jest powód dla którego lektura "Matrycy..." trwała tak długo. Zasadniczą przyczyną jest znaczny stopień złożoności problematyki, która zajmuję się autor. On - urodzony w 1948 roku amerykański psycholog znany w swoim środowisku z badań nad bliźniętami oraz zgłębianiem tego co określa się mianem "genetyki zachowania", ma całą tę wiedzę w małym palcu, ja nie:) Jak zwykle przy okazji takich lektur konieczny jest wysoki stopień koncentracji, czyli cisza, spokój, wolna od myśli głowa, a o to nie jest łatwo. Stąd tak długi czas jaki musiałem poświęcić na lekturę f a s c y n u j ą c e j  "Matrycy...", która jest jedną z tych książek, które traktują o poszerzaniu, przesuwaniu granic wiedzy. Było warto:)

Przyczyna dla której sięgnąłem po tę książkę ma swoje miejsce w widzianym kilka lat temu dokumencie dotyczącym badań prowadzonych przez nowozelandzki ośrodek akademicki w Otago w Dunedin School of Medicine dotyczących m.in. związków wpływu środowiska na rozwój jednostki. Badania były i są prowadzone od wielu lat na dużej próbie badanych. Jest na ten temat sporo w necie (np. TU), a wpisując w przeglądarkę hasło "Dunedin study" można z łatwością trafić na mnóóóóóstwo informacji, które sprowadzają się praktycznie do jednego wniosku - środowisko, nawyki wykształcone w dzieciństwie determinują nasze dorosłe życie w kolosalnym stopniu.

"Matryca..." jednak, już w tytule mówi, może tylko sugeruje coś innego: to DNA czyni nas tymi, którymi jesteśmy... 

Autor "Matrycy..." Robert Polmin jest psychologiem. Upraszczając, punktem wyjścia jego badań i tematu tej książki były poszukiwania w kierunku inteligencja a środowisko versus dziedziczność. Stąd szerokie i dogłębne  badania nad bliźniętami które dały mu sławę i wysoką rozpoznawalność w środowisku naukowym. Te i inne badania doprowadziły go do wniosku, że genetyka odpowiada "za połowę wartości korelacji między właściwościami środowiska a cechami psychicznymi". Idąc dalej autor dowodzi, że to nic innego jak nasze DNA powoduję, ze w jakimś stopniu mamy wpływ na dobór środowiska, które nie jest tym, co jak sądzono przytrafia się nam bez naszej wiedzy i woli, na co jesteśmy skazani. Czyli "wykorzystujemy środowisko, żeby dostać to czego pragnie nasza matryca DNA". Wnioski zwalające z nóg! Do tego będące w opozycji do wyników badań Dunedin, gdzie determinizm środowiskowy był podnoszony do roli zasadniczego "kompasu" wdrukowanego w nasz  rozwój.

DNA to wiedza stosunkowo świeża. Odkrycie struktury słynnej helisy to rok 1953 (Nobel w 1962 dla J. Watsona i F. Circka) natomiast pełne odczytanie ludzkiego genomu datuje się na rok 2003. Dzisiaj za stosunkowo niewielkie pieniądze, na podstawie badań DNA możemy ustalić np. ojcostwo, podatność na jednogenowe choroby genetyczne, a dzięki metodzie CRISPR/CaS9 wyeliminować wadliwy/zmutowany gen zastępując go innym, właściwym (np. przykład z książki - fenyloketonuria, gdzie enzym odpowiedzialny za rozkład fenyloalainy nie działa właściwie powodując gromadzenie się niezmetabolizowanej fenyloalaniny, co w konsekwencji prowadzi do ciężkiego uszkodzenia mózgu; zagrożenie można wyeliminować/złagodzić także właściwą dietą). 

No, ale jak jest z tą inteligencją, ew. z zagrożeniami chorobami psychicznymi. Czy jest jeden gen, który odpowiada np. za wysokie IQ, lub zachorowalność na schizofrenię, depresję? Według dzisiejszego stanu wiedzy, nie. Natomiast porównawcze badania poligeniczne mówią, że np. inteligencja jest "zaszyta" w dziesiątkach tysięcy różnych genów. Dobrą wiadomością jest to, że opisują one to co JEST (bo nie mamy wpływu na nasze DNA), nie to, co MOŻE się stać, czyli mówią o prawdopodobieństwie, nie konieczności. 

Po więcej informacji, w tym np. dlaczego zdaniem autora na serwisach randkowych będziemy udostępniać swoje DNA, jak będzie się zmieniać system kwalifikacji na studia, czy podział społeczeństwa ze względu na dziedziczone cechy jest możliwy, odsyłam do "Matrycy...". Książka zawiera także przewidywania autora dotyczące dalszego rozwoju badań nad DNA i ich wpływie na naszą cywilizację. Cała nadzieja, że według stanu wiedzy na dziś wyniki badań poligenicznych są probabilistyczne, nie deterministyczne. W innym przypadku nie pozostałoby nic innego jak zbadać swoje DNA, a potem w zależności od wyników, wierząc w nieuchronną sprawczość tego co w genach, leżąc na kanapie z pilotem w dłoni, czekać co przyniesie los :)

piątek, 9 lipca 2021

"Minari", reż. Lee Isaac Chung, USA, 2020, film, właśnie w kinach




"Minari", reż. Lee Isaac Chung, USA, 2020, film, właśnie w kinach

W moim przekonaniu to przeciętny film, który oceniam na "4" (ujdzie) w skali filmweb. Podejrzewam, że powodem dla którego wiele o nim słychać w mediach jest wszechogarniająca wszystkie dziedziny życia poprawność polityczna i gloryfikacja trendu multikulti. Oscar dla najlepszej aktorki drugoplanowej za rolę Babci to duuuża przesada. Nudziłem się przez większość długiego, dwugodzinnego seansu, ale były też ciekawe momenty. Do tych zaliczam sceny kłótni i sprzeczek. Akcja nabiera tempa, a język koreański (cały film jest grany w tym języku) zaczyna przypominać japoński, chociaż nadal mu daleko do gardłowej, władczej, pełnej ekspresji "męskiej" wersji języka japońskiego, którą lubię w filmach "samurajskich". 

"Minari" jest filmem skromnym, kameralnym, bardzo osobistym. Jest w jakimś stopniu projekcją doświadczeń reżysera, który jest także autorem scenariusza. Podobało mi się mocne, rodzinne przesłanie filmu. Bardzo ciekawe są sekwencje dotyczące asymilacji koreańskiej rodziny w nowym, amerykańskim otoczeniu. Jednak to za mało, żeby film, który dla reżysera jest jak sądzę rodzajem sentymentalnej podróży we własną przeszłość, był ekscytujący dla mnie. Słabością filmu jest mizerna gra aktorki kreującej rolę Moniki, żony Jacoba, głównego bohatera filmu. Niezrozumiałe są jej rozterki, zmiany decyzji, sposób widzenia świata, które prowadzą do konfliktu z jej mężem. A może jest to wina scenariusza, który nie pozwala na ujawnienie wnętrza kobiety-matki-emigrantki przytłoczonej niepewnością o byt rodziny oraz chorobą syna. Dobrych momentów jest najwyżej na godzinę. Reszta nudnawa. 


W moim przekonaniu film można sobie darować.