piątek, 9 lipca 2021

"Minari", reż. Lee Isaac Chung, USA, 2020, film, właśnie w kinach




"Minari", reż. Lee Isaac Chung, USA, 2020, film, właśnie w kinach

W moim przekonaniu to przeciętny film, który oceniam na "4" (ujdzie) w skali filmweb. Podejrzewam, że powodem dla którego wiele o nim słychać w mediach jest wszechogarniająca wszystkie dziedziny życia poprawność polityczna i gloryfikacja trendu multikulti. Oscar dla najlepszej aktorki drugoplanowej za rolę Babci to duuuża przesada. Nudziłem się przez większość długiego, dwugodzinnego seansu, ale były też ciekawe momenty. Do tych zaliczam sceny kłótni i sprzeczek. Akcja nabiera tempa, a język koreański (cały film jest grany w tym języku) zaczyna przypominać japoński, chociaż nadal mu daleko do gardłowej, władczej, pełnej ekspresji "męskiej" wersji języka japońskiego, którą lubię w filmach "samurajskich". 

"Minari" jest filmem skromnym, kameralnym, bardzo osobistym. Jest w jakimś stopniu projekcją doświadczeń reżysera, który jest także autorem scenariusza. Podobało mi się mocne, rodzinne przesłanie filmu. Bardzo ciekawe są sekwencje dotyczące asymilacji koreańskiej rodziny w nowym, amerykańskim otoczeniu. Jednak to za mało, żeby film, który dla reżysera jest jak sądzę rodzajem sentymentalnej podróży we własną przeszłość, był ekscytujący dla mnie. Słabością filmu jest mizerna gra aktorki kreującej rolę Moniki, żony Jacoba, głównego bohatera filmu. Niezrozumiałe są jej rozterki, zmiany decyzji, sposób widzenia świata, które prowadzą do konfliktu z jej mężem. A może jest to wina scenariusza, który nie pozwala na ujawnienie wnętrza kobiety-matki-emigrantki przytłoczonej niepewnością o byt rodziny oraz chorobą syna. Dobrych momentów jest najwyżej na godzinę. Reszta nudnawa. 


W moim przekonaniu film można sobie darować.






Brak komentarzy:

Prześlij komentarz