środa, 14 grudnia 2022

"Moonage Daydream", reż. Brett Morgen, USA, 2022, dokument muzyczny, film

"Moonage Daydream", reż. Brett Morgen, USA, 2022, dokument muzyczny, film

Film zasługuje moim zdaniem na ocenę 6 w 10-cio punktowej skali filmweb, czyli niezły. 

Tradycyjnie, natychmiast (no, prawie), gdy zarejestrowałem zaistnienie tego filmu w kinach poszedłem go zobaczyć. Dystrybucja jest więcej niż ograniczona. Film jest grany w 2-3 kinach w W-wie. Myślę, że podobnie jak inne obrazy tego gatunku szybko zejdzie z ekranów. Dlatego jeśli ktoś z Was jest fanem Davida Bowie to powinien udać się do kina niezwłocznie. Prawdopodobnie film będzie dostępny także na HBO, gdyż HBO właśnie jest jednym ze współproducentów filmu. Sprawdziłem. W tej chwili nie jest dostępny.

Nie zaliczam się do fanów Davida Bowie, a decyzja o obejrzeniu filmu wynikała z prostego faktu, że staram się oglądać WSZYSTKIE filmy muzyczne. Takie spaczenie, potrzeba, przechył. Być może właśnie brak emocjonalnego zaangażowania spowodował, że pierwsze 20-30 min. filmu odebrałem jako nudnawe (film jest długi, trwa ponad 2h). Potem było już lepiej, bardziej kolorowo, mniej filozofii i transcendencji, więcej twardej rzeczywistości. 

Nie odbieram Davida Bowie jako "geniusza" i "jednego z najbardziej wpływowych artystów naszych czasów" (cytaty z notki na filmweb). Z pewnością na początku, gdy wcielał się w postać Ziggiego Stardusta (z tego okresu pochodzi tytuł filmu, który jest tytułem jednego z utworów z płyty "The rise and fall of Ziggy Stardust and the spiers from Mars") był mistrzem autokreacji umiejętnie manipulującym mediami. Być może dzisiaj ze względu na łatwy dostęp do globalnych mediów jego kreacje miałyby większe znaczenie. Wówczas, w na początku lat 70-tych był w moim przekonaniu sensacją o lokalnym zasięgu. Mnie spodobała się zasłyszana (15-20 lat temu) w radiu opowieść jakiejś młodej, brytyjskiej kapeli, która planując nagranie płyty wymyśliła sobie, żeby na saksofonie, w jednym bodaj kawałku zagrał Dawid Bowie (Bowie grał i lubił grać na saxie; to była powszechna wiedza). Bez wiary w sukces zadzwonili do Davida, który dopytał o czas/miejsce nagrania i potwierdził swoją obecność. Kapela nadal nie wierzyła w udział Davida do momentu, kiedy Bowie z saxem w ręku pojawił się w wyznaczonym dniu/miejscu/godzinie; zagrał swoją partię, podziękował i życząc szczęścia opuścił studio. Nie wziął, nie pytał o honorarium. Dla młodej kapeli umieszczenie na płycie info, "with the guest presence of David Bowie" było czymś mocnym, nobilitującym, mającym być może wpływ na sukces płyty. Ale o tym zdarzeniu nie ma w filmie ani słowa. Jest za to mnóstwo ciekawych materiałów filmowych, a z racji wieloznaczeniowego kolorytu z przewagą tych z lat 70-tych. Jest to o tyle ciekawe, że większość z nich nigdy nie była publikowana. Zdecydowanie mniej, a szkoda, jest filmów, wywiadów z II-go okresu kariery Davida Bowie, który występując wraz z Tiną Turner na początku lat 80-tych reaktywował obecność w mediach i zmienił swój wizerunek. Być może (tak uważam) to właśnie ten okres utrwalił pozycję Davida Bowie jako artysty globalnego, który przy okazji, dla mnie z korzyścią, zrezygnował z androgynicznego wizerunku na rzecz męskiego wcielenia.  

Film traktuje o Davidzie Bowie - artyście. Jeśli ktoś szuka odpowiedzi na pytania typu: "Czy David Bowie spał z Mickiem Jaggerem/Iggy Popem?", "Czy Bowie był wierny żonie Iman?" itp. nie znajdzie ich w filmie. To nie jest skandalizująca, brukowa opowieść. Film mówi o człowieczeństwie, wyborach, drodze artysty, który przynajmniej na początku kariery był bardziej performerem niż tylko wokalistą/piosenkarzem. Czy rzeczywiście był tak duży jak chcą tego twórcy filmu? Jak długo pamięć o nim, jego wcieleniach, muzyce będzie trwać wypierana k-popem i masą innego plastiku wyzierającego z praktycznie każdej anteny radiowej? "Moonage Daydream" utrwala TĘ pamięć. Może właśnie dlatego warto obejrzeć ten film?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz