poniedziałek, 27 marca 2023

"Anatomia Góry. Osiem tysięcy metrów ponad marzeniami", aut. Rafał Fronia, PL, 2018, książka

 "Anatomia Góry. Osiem tysięcy metrów ponad marzeniami", aut. Rafał Fronia, PL, 2018, książka

Zanim przeczytałem tę książkę usłyszałem jej autora w jednej z reportażowych audycji Radia 357. (Ostatnio, czyli w ubiegłą sobotę 25.03, gościem tej audycji noszącej tytuł "Life Guru", był Marek Kamiński - znany polarnik/podróżnik; nie wiem, czy panowie Kamiński i Fronia mieli okazję się spotkać i porozmawiać, ale moim zdaniem poza pasją do ekstremalnych podróży mają wiele wspólnych cech z których jedną jest z pewnością umiejętność opowiadania o swoich wyprawach, które nominalnie są wyprawami na biegun (Kamiński) czy na ośmiotysięcznik (Fronia), a tak naprawdę są eksploracją zakamarków samego siebie). Rafał Fronia opowiadał prowadzącemu audycję o górskich wyprawach, w których brał udział, o swoim widzeniu gór, a zwłaszcza o potrzebie/jej braku ich zdobywania. Jakiś czas temu jeden z naszych czołowych himalaistów, nieżyjący już Artur Hajzer (zgiął w 2013 r. na Gaszerbrumie) nagabywany przez dziennikarzy o podanie przyczyn dla których się wspina, "na odczepnego" wypalił: "dla pieniędzy, sławy i powodzenia u kobiet". Tamto pokolenie niechętnie dokonywało wiwisekcji ujawniając powody dla których się wspinali/wspinają. W przypadku Artura Hajzera było to ponoć zahaczające o mistycyzm zauroczenie górami. Góry były jego wielką miłością. Książki "lodowych wojowników" traktowały zwykle o czysto technicznych aspektach kolejnych wypraw i wejść. Nie było przyjęte ujawnianie światu źródeł fascynacji górami, tłumaczenie z czego wynika potrzeba zmagania się z nimi. Autor "Anatomii Góry" jest raptem 10 lat młodszy (urodzony w 1971) od Artura Hajzera, ale te 10 lat różnicy powoduje, że w jakimś stopniu "spina" dwa pokolenia polskich himalaistów: tych "starych", jeszcze czynnych jak Krzysztof Wielicki (urodzony w 1950) i młodych, jak Adam Bielecki (urodzony 1983; w 2011 m.in. z A. Hajzerem wszedł bez tlenu na Makalu 8481 n.p.m.) Występując w roli "spinacza" Rafał Fronia opowiada chętnie i barwnie o górach, ale także jego osobistym stosunku do wspinania się, potrzebie bycia w miejscach, dokąd nikt rozsądny nie udaje się z własnej woli i do tego, często za własne pieniądze. Opowieść snuta w Radiu 357 była na tyle interesująca, a do tego opowiedziana fajną, bogatą w nieoczywiste przymiotniki i porównania polszczyzną, że naturalną konsekwencją było kupienie książki i jej lektura. 

W tej książce najważniejsze nie są haki, liny i seraki. Ważni są ludzie, przyroda i droga. Jest w tej książce wiele miejsca na rozmowy ze sobą (ale bez przesady), na liczne i sugestywne opisy niby oczywistych zjawisk takich jak szalejący wiatr, padający śnieg, czy potężny mróz. Czytając akapity poświęcone wiatrowi, jego różnym wcieleniom przypomniałem sobie książkę "81:1. Opowieści z Wysp Owczych" gdzie przeczytałem, że na określenie rodzajów deszczu wyspiarze maja ok. 250 słów, a wiatr, jego różne wcielenia opisują trzystoma słowami... Tam praktycznie zawsze pada deszcz i nigdy pionowo. Taki mają klimat i adekwatnie bogate słownictwo. Bo u nas jak mocno wieje to albo łeb urywa, lub piździ jak w kieleckiem; i tyle:) I chociaż nie dowiemy się jak bogaty w odniesieniu do lokalnych zjawisk przyrody jest słownik Szerpów, to barwne opisy natury w "Anatomii Góry" niemal pozwalają na przeżywanie wraz z autorem zjawisk, niedogodności i bólu, których on doświadcza. Książkę dobrze się czyta i dzięki licznym zdjęciom także ogląda. Jest w tych opisach swoista poetyka odwołująca się do doświadczeń czytelnika. Ten rodzaj narracji buduje szczególną więź z autorem książki, aż do współodczuwania włącznie. A przy tym wszystkim to o czym czytamy w "Anatomii Góry" to nie weekendowe chodzenie po Górach Izerskich, ale np. udział w Narodowej Wyprawie Zimowej na K2 w 2018, która zasłynęła akcją ratunkową w wyniku której ze ściany Nanga Parbat sprowadzono  francuską himalaistkę Elizabeth Revol. Jej wspinaczkowy partner - Tomek Mackiewicz został tam na  zawsze. Autor nie szczędzi też gorzkich, wierzę, że prawdziwych słów charakteryzując postać Denisa Urubko (samowola i nie tylko), daje upust swojej "miłości" do jajek dominujących w wyprawowym menu oraz barwnie opisuje polsko-polskie spotkania na krańcach świata.

O Rafale Froni mówi się, a może on tak mówi o sobie, że jest "romantykiem gór". I dzisiaj, w dobie zaliczania rekordów, często bzdurnych i "na siłę", bardzo mi się to podoba. Podobnie jak to, że książka i opisywane w niej historie często prowokują do uśmiechu. A tego nigdy dość!    

PS                                                                                                                                                                                                                          Oglądając wczoraj mecz Polska-Albania dotarło do mnie, że mamy w swojej grupie Wyspy Owcze. Nie wydaje mi się, żeby Farerzy mieli u siebie więcej niż jedno pełnowymiarowe boisko do piłki nożnej. Teoretycznie powinno być łatwo, ale... Przywołany wyżej tytuł świetnej książki:  "81:1. Opowieści z Wysp Owczych" nawiązuje do wyniku meczu piłkarek ręcznych, w którym jakiś czas temu Panie z Wysp pokonały Panie szczypiornistki z Albanii. Wynik jest w pewnym stopniu emanacją zadziorności i nieustępliwości Pań Wyspiarek. Już się cieszę na mecz naszej reprezentacji z wyspiarzami! Może być jeszcze weselej niż w meczu z Czechami :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz