sobota, 11 listopada 2023

"Stroiciel lasu", aut. Marek Stokowski, PL 2010, książka

 "Stroiciel lasu", aut. Marek Stokowski, PL 2010, książka

"Kiedy człowiek jest samotny to zawraca głowę czworonogom" - mówi narrator w "Stroicielu lasu" i wie co mówi, bo jest psem... Psem-znajdą przygarniętym przez przez bohatera książki - M., którego postać pozwala uznać "Stroiciela..." za kontynuację poprzedniej książki Marka Stokowskiego - "Samo-loty". Jednak nie trzeba (chociaż warto) znać "Samo-lotów", żeby przeczytać "Stroiciela...". Można potraktować ten tytuł jako książkę autonomiczną, a opowieść o M. jak niezależne opowiadanie o poszukiwaniu spokoju i harmonii. Jest (moim zdaniem) w "Stroicielu lasu" coś z klimatu "Siekierezady" czy "Całej jaskrawości" Edwarda Stachury. Bohater "Stroiciela..." fatalnie znosi miejski harmider. Najlepiej odnajduje się w otoczeniu przyrody wsłuchany w podprogowy przekaz płynący z uroczysk, łąk, strumieni i drzew, które dostraja, tak by odzyskały właściwą harmonię. Autor książki obdarza M. mocą uzdrawiania przyrody. Wyposaża go w sensualność pozwalającą na jej słyszenie, rozumienie i co ważniejsze umiejętność leczenia jej przez strojenie właśnie. Brzmi jak fantasmagoria? Do pewnego stopnia tak jest. Podobnie jak "Samo-loty" także "Stroiciel lasu" umyka prostej klasyfikacji. Zapewniam jednak, że podążając za  tekstem, śledząc losy M. łatwo damy się ponieść tej historii i zaakceptować fantazje dostarczane przez autora. Wystarczy tylko dać się zabrać przez tę opowieść, pozwolić przenieść w polskie lata 70/80 w otoczenie niewielkiego sioła, zamieszkać wraz z M. w skromnym domu, którego właścicielka serwuje proste potrawy, których fantastyczny smak doprowadza M. do szaleństwa.
"Stroiciel lasu" jest książką pogodną. Marek Stokowski opowiada historię M. z łagodnym uśmiechem, który łatwo udziela się czytelnikowi. Ten humor to efekt skojarzeń, zmysłu obserwacji, czytania przez narratora - psa niewerbalnej komunikacji jaka zwykle towarzyszy relacji człowiek - zwierzę. M. jest także podatny na urok i powab płci przeciwnej, a jego afekt do "niebywale atrakcyjnej" pielęgniarki A.W. budzi w nas uśmiech podobnie jak jakże skuteczne wspomaganie reanimacji przy pomocy "szeptów, no i lekko rozchylonej, mokrej bluzki". Marek Stokowski lubi bawić się słowem, buduje z nich nieoczywiste skojarzenia. Ekstra bonusem słownym są określenia wzięte bezpośrednio z dziedziny w której Marek Stokowski jest wybitnym specjalistą - historii średniowiecza. Bo przecież dość nieoczywiste słowo - "hurdycja" każe nam sięgnąć po smartfon dzięki czemu mimowolnie stajemy się specami od średniowiecznej architektury :)
O literackich dokonaniach Marka Stokowskiego pisałem wielokrotnie (TU). Równolegle z pisaniem porządkowałem książki, których Marek jest autorem. "Stroiciela lasu" znalazłem praktycznie przypadkiem w dolnej szufladzie mojej nocnej szafki. Leżała pod stertą pism i innych książek z zakładką w okolicach 1/3 objętości. Okazało się, że nigdy, aż do teraz nie przeczytałem jej do końca... Jest w niej dedykacja od Marka z datą grudzień 2010. Z jakiś powodów, pewnie w grudniu właśnie, porzuciłem jej lekturę, aby wrócić do niej po 13-stu latach. Przeczytałem ją (od początku) z dużą przyjemnością, która, w co mocno wierzę jest udziałem każdego jej czytelnika. Myślę, że teraz, kiedy "jesień, kredki coraz krótsze" (cytat z innej książki Marka - "Sny dla dorosłych i dla dzieci") "Stroiciel lasu" może być fajną lekturą. I chociaż koniec książki jest gęsty i stosunkowo brutalny, to jednak całość pozostawia czytelnika w przeświadczeniu o wyższości dobra nad złem budząc uśmiech i nadzieję, że reanimacja ze wspomaganiem mokrej bluzki będzie miała oczekiwany finał. Nie dość, że książka jest uśmiechnięta to do tego jeszcze ciepła ciepłem i sympatią jakimi Marek obdarza bohaterów swojej opowieści. W sam raz na jesień :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz