"Przysięgły nr. 2" (Juror #2), reż. Clint Eastwood, USA, 2024, film
Przypadek sprawił, że siedząc wieczorem na kanapie z perspektywą obejrzenia kolejnego odcinka "Mad Men" (rekomendacja koleżanki, zacząłem - wsiąkłem) na Netflix, zrobiłem szybki skan programów, aby na Max (dawne HBO) zarejestrować film "Przysięgły nr. 2". Tytuł nie pozostawiał wątpliwości co do klasyfikacji filmu - dramat sądowy. Ten gatunek nie wszystkim odpowiada. Jest bardzo amerykański i w oczywisty sposób odnosi się do tamtego systemu sądowego, gdzie werdykt wydaje ława przysięgłych. Ten typ filmu jest także specjalnością kinematografii amerykańskiej. Słabo pamiętam klasyk gatunku - "Dwunastu gniewnych ludzi", ale nie mniej klasyczny - "Zabić drozda" z Gregory Peckiem mam w głowie, być może także dzięki książce, która była podstawą scenariusza. Lista jest bardzo długa, ale nie mogę nie wspomnieć o "Sprawie Kramerów" z olśniewającymi kreacjami Meryl Streep i Dustina Hoffman (kogo ominęło - musi).
W każdym razie kliknąłem "Przysięgłego nr. 2". Obejrzałem z rosnącym zainteresowaniem, aby z napisów końcowych dowiedzieć się, że reżyserem jest Clint Eastwood. Sprawdziłem. Clint za chwilę kończy 95 lat. Czapki z głów!
"Przysięgły nr. 2" nie jest w moim przekonaniu filmem wybitnym. Oceniam go na 7 w skali filmweb, czyli "dobry". To skromy film. Zakładam, że nie kosztował zbyt wiele. Kto rozsądny zaufałby staruszkowi powierzając mu duży film o rozbuchanym budżecie... Film ma ciekawie zbudowaną dramaturgię. Widzę w nim odniesienia do klasyków gatunku, ale delikatne, ledwo mrużące do widza oko. Prawie od początku wiemy kto zawinił, a reżyser stopniowo "przenosi" mający nastąpić suspens z sali sądowej do meandrów psychiki głównych bohaterów, w tym oczywiście tytułowego Przysięgłego. To właśnie w jego głowie rozgrywa się walka dobra ze złem. Na nim spoczywa odpowiedzialność za finalny wyrok ławy. Przysięgły nr. 2 może jedną decyzją odwrócić bieg procesu, ale opóźnia decyzję. Napięcie rośnie, a proces, którego przebieg z pozoru był przewidywalny, kończy się w nieoczekiwany sposób. Dodam, że lubię TAKIE zakończenia. Nie, nie napiszę jakie :) Na koniec jeszcze jedna zachęta. Jakość amerykańskiej szkoły aktorskiej jest niesamowita. Kreacje, co widać zwłaszcza na zbliżeniach są znakomite pomimo tego, że w filmie grają aktorzy 2-giego, 3-ciego wyboru.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz