sobota, 29 grudnia 2012

"Milość" (Amour), film, reż. Michael Haneke, Austria+, 2012, własnie w kinach

"Milosc" (Amour), film, reż. Michael Haneke, Austria+, 2012, własnie w kinach

Widzialem ten film tydzien temu. Nadal mam go w glowie, wracam, mysle, obserwuje forum na Filmwebie dorzucajac czasami cos od siebie.

To bardzo dobry, zarazem przerazliwie ciezki, koszmarnie ponury film.

Widzialem go za sprawa przypadku. Zadzwonila przyjezdna kolezanka z propozycja wybrania sie do kina najchetniej na cos polskiego. Odparlem, ze po pierwsze widzialem wszystkie polskie filmy, a po drugie w wiekszosci sa dosc ciezkie, wiec nie ma sensu sie katowac. Zaproponowalem jako alternatywe "Miłość", o ktorym slyszalem tylko tyle, ze jest, ze jedna z glownych rol gra Jean-Louis Trintignant, ze jest wysoko oceniany.
Staram sie nie czytac recenzji przed objerzeniem filmu, a obecnosc w filmie Jeana-Louisa Trintignanta, amanta kina francuskiego, aktora grajacego glowna role meska w "Kobiecie i Mezczyznie" Leloucha, filmie, ktory jest bardzo wysoko na mojej priv liscie filmowych arcydziel, gwarantowac miala moim zdaniem (wraz ze znamiennym tytulem "Milosc") rodzaj retrospektywy, zadumania, rachunku, podsumowania.

Pomylilem sie okrutnie!

"Milosc" to zaskakujaco prosta opowiesc o milosci/smierci.  Film pod kazdym wzgledem ascetyczny, fragmentami wrecz nuzacy, po to by z wieksza sila dotrzec do istoty tematu: memento mori.
Dotyka istoty czlowieczenstwa, mowi o ludzkiej godnosci w obliczu tego co nieuniknione. Pokazuje jak bardzo jestesmy nieprzygotowani na nieuchronny koniec. Mierzy sie z tabu jakim jest dla nas zmiana pieluchy wlasnej matce (zonie), radzenie sobie z fizjologia umierajacej osoby.
Zaskakujaco bolesny, prawdziwy, przejmujacy.
Nieuchronnosc smierci nie jest latwym tematem, a przeciez mamy ja wpisana w nasz byt od momentu urodzin. Genialny tytul: "Milosc jako smiertelna choroba przenoszona droga plciowa" filmu Krzysztofa Zanussiego (film taki sobie, moim zdaniem oczywiscie) porusza fenomen powodujacy, ze powolujemy na swiat dzieci, ktore beda sie mierzyc z bolem, beznadzieja istnienia konczacego sie w wiadomy sposob.
"Milosc" w bardzo bezposredni sposob pokazuje jak bolesna jest starosc, zwlaszcza, gdy towarzyszy jej ciezka choroba. Znakomity i nielatwy film "Iris" ze swietna Judi Dench (tak, to od kilku odcinkow szefowa Bonda) udowadnia, ze milosc daje sile radzenia sobie z choroba (demencja) kochanej osoby, ale nie oszczedza widzowi wiedzy o tym jakie to trudne. W "33 scenach zycia" (polski film, 2008, rez. Malgorzata Szumowska; to ta od dobrego "Sponsoringu") obserujemy jak ciezko poradzic sobie ze smiercia i cierpieniem bliskiej osoby, jak bardzo jestesmy nieprzygotowani na smierc, nasze przeznaczenie...

"Milosc" to najbrdziej przejmujacy film o milosci/smierci jaki widzialem. Przy okazji to bardzo dobry film. Dostal Zlota Palme w Cannes 2012. Z pewnoscia zasluguje na to dzieki mistrzowskiej rezyserii, swietnej kamerze, znakomitej grze aktorow, niebanalnemu tematowi (autorem scenariusza jest rezyser).
Ale czy mozna polecac jego obejrzenie?
Zanim pojdziecie pomyslcie 4x, albo i wiecej...
Pomyslcie takze, czy macie kogos kto Wam zmieni pieluche...

Przyjezdnej kolezance film sie podobal. Jednak powiedziala, ze w przyszlosci dobrze sie zastanowi zanim zdecyduje sie na ponowne wyjscie do kina w moim towarzystwie, zwlaszcza wowczas, kiedy ja bede wybieral film...
Chyba zaczne czytac recenzje (przed pojsciem do kina) inaczej grozi mi samotne obcowanie ze sztuka X-tej Muzy.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz