piątek, 15 marca 2024

"Diuna", reż. Denis Villeneuve, D1 2021, USA, Kanada, GB, Węgry; D2 2024, USA, Kanada, w kinach

 "Diuna", reż. Denis Villeneuve, D1 2021,  USA, Kanada, GB, Węgry; D2 2024, USA, Kanada, w kinach

Diuna 1
O "Diunie" napisano już chyba wszystko i wszędzie. Poza "prosto z jeziora" :) W każdym razie przyszła i na mnie pora i to właśnie teraz po obejrzeniu "Diuny 2" blisko 2 tyg. temu na kolosalnie dużym ekranie kina Imax. Dzień wcześniej odświeżyłem sobie "Diune 1". W tym przypadku było to HBO i trochę mniejszy niż imaxowy ekran mojego odbiornika TV :) Kolejną istotną różnicą mogącą mieć wpływ na moje doznania był towarzyszący "Diunie 1" polski lektor, a w przypadku "Diuny 2" wersja z polskim dubbingiem (seanse w Imax ver. ang. z pl-napisami były wyprzedane na kilka dni do przodu i dostępne były jedynie skrajne fotele, a te z oczywistych względów mnie nie interesowały; wybrałem więc seans [pon. 4.03, 14:10] z dubbingiem z odpowiednią lokalizacją fotela). "Diunę 1" widziałem 2x, "Diunę 2" tylko jeden raz. Moim zdaniem "Diuna 1" jest lepsza od "Diuny 2"  i pierwsza część zasługuje na 8/10 w skali filmweb, czyli bardzo dobry, podczas kiedy "Diuna 2" to moim zdaniem 7/10, czyli dobry. Każdej z ocen dodałbym jeszcze plus, ale tych w skali filmweb nie ma.

Diuna 2
Przyczyną dla której niżej cenię "Diunę 2" jest zbyt mocny przechył drugiej części w kierunku fantasy, odejście od formuły sci-fi, która przecież w "Diunie 1" i tak nie jest reprezentowana w czystej formie. W każdym razie ten koktajl: sci-fi i fantasy daje w efekcie hybrydę sci-fantasy, a mnie fantasy jako gatunek literacki/filmowy nie interesuje. Mam tak, że kiedy akcja wchodzi na nieakceptowalny dla mnie poziom mistycyzmów, wyroczni, rytuałów wtajemniczenia/przejścia itp. tracę zainteresowanie. Z tych powodów nie udało mi się przeczytać więcej niż 1/4 "Władcy pierścieni", książki którą w okolicach połowy lat 80-tych fascynowało się wielu moich znajomych (nie widziałem także żadnego z filmów). Podobnie miała się rzecz z książka "Diuna". Pierwsze polskie wydanie "Diuny" (1985) było dwutomowe i jakiś czas potem (1992-1993) wydano kolejne części sagi na którą składa się obecnie z osiem części. Pierwszy tom "Diuny" przeczytałem bez problemów, ale bez większych zachwytów. W drugim tomie ugrzązłem i nigdy nie przeczytałem go do końca. O ile pamiętam (czytałem "Diunę" w II poł. lat 80-tych) przyczyny zniechęcenia były takie same jak w odniesieniu do filmu - nadmiar mistyki. Gdzieś, kiedyś zatrzymałem oko na fragmentach ekranizacji "Diuny" z roku 1984, tej w reż. Davida Lyncha z udziałem Stinga - bez zachwytu i potrzeby obejrzenia filmu w całości.
Dwa tomy pierwszego polskiego wydania 

"Diuna 1" wbija w fotel. Estetyka tego filmu w każdym z wymiarów działających na emocję, a zwłaszcza obraz i muzyka jest porażająca. Na temat użytych w filmie kolorów napisano już tomy. Jakość większości kadrów, ze wskazaniem na te "pustynne" formalnie zwala z nóg, a widz żałuje, że nie może cieszyć oczu ich wysmakowanym pięknem dłużej. Ostatecznie to film, nie wystawa fotosów:) Całość, łącznie z muzyką Hansa Zimmera paraliżuje zmysły, a zmagania zamieszkujących bezwzględnie eksploatowaną planetę Arrakis - Fremenów z Harkonenami ogląda się z zapartym tchem. Poza mistrzowskim użyciem kolorów (świat złych Harkonenów jest praktycznie czarno-biały) twórcy uderzają w emocje widza bezpośrednimi skojarzeniami, gdzie zhierarchizowana organizacja Harkonenów przywodzi na myśl hitlerowskie Niemcy, a niektóre kadry są niczym wyjęte żywcem obrazy z oryginalnych kronik hitlerowskich parteitagów. Nie bez znaczenia jest fantastyczna scenografia, która w przypadku wnętrz, w moim oglądzie jest wypadkową słynnego skalnego miasta Petra i monumentalnej egipskiej architektury Karnaku i świątyni Hatszepsut. Oglądając "Diunę 1 i 2" zastanawiałem się, czy D.Villeneuve i jego ekipa odpowiedzialna za kostiumy, scenografię, zdjęcia widziała "Faraona"  J. Kawalerowicza (1966; był nominowany do Oscara 1967) i malarstwo Beksińskiego. W moim odczuciu w wizualnej warstwie "Diun" wyczuwalny jest tamten klimat, tamta estetyka, która w połączeniu z "plemiennym" charakterem wolnych Fremenów wymodelowanych na wzór słynnych saharyjskich Tauregów dostarcza oczom widza prawdziwą, niebywałą ucztę, która nikogo nie pozostawia obojętnym. To istny majstersztyk. Wizualna orgia.

Diuna 1984

"Diuna 2" nie zaskakuje wykreowanymi światami. Już je znamy z "Diuny 1". Jest tu kilka nowych pomysłów (bliżej poznajemy czerwie - pustynne potwory) i jesteśmy świadkami wykorzystania tych paskud w iście rekreacyjnych celach. Ale jest także więcej koloru i niestety więcej dialogu/opowieści tłumaczących funkcjonowanie mrocznych sił, które zarządzają tamtym światem. Ów nadmiar tekstu i koloru zaczyna się o okolicach 1/2 "Diuny 2" i od tego momentu moje zainteresowanie dalszą akcją, oczekiwanie na nowe fascynujące zdjęcia i zabiegi scenograficzne zaczęło spadać...  Na domiar złego, na szczęście już pod koniec filmu ujawnia się Christopher Walken w roli Imperatora, a tego aktora nie darzę specjalną sympatią. I już na koniec dubbing... Nie jest tak beznadziejnie słaby jak w przypadku "Awatara 2", ale nadal pozostawia wiele do życzenia, gdyż jest moim zdaniem ledwo poprawny. Czyli mamy wyraźne pękniecie, słyszalny dysonans pomiędzy znakomitym obrazem, potężną muzyką, świetną grą aktorów i bladziutką, polską warstwą tekstową... Moim zdaniem dobry polski lektor byłby o niebo lepszy niż trzeciorzędny garnitur polskojęzycznych aktorów. To oczywista skucha.

Film(y) trzeba zobaczyć. To fantastyczne kino dosłownie i w przenośni. Wielkie. Inne niż "Awatar", który jako widowisko jest także znakomity.  Kino tak samo jak "Awatar" porywające, ale poprzez historyczno-kulturowe odniesienia działające (na mnie?) zdecydowanie głębiej aniżeli dokonanie Jamesa Camerona. 

PS // Czytam, że będą kolejne "Diuny". No, nie wiem... 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz