"Diuna", reż. Denis Villeneuve, D1 2021, USA, Kanada, GB, Węgry; D2 2024, USA, Kanada, w kinach
Diuna 1 |
Diuna 2 |
Dwa tomy pierwszego polskiego wydania |
"Diuna 1" wbija w fotel. Estetyka tego filmu w każdym z wymiarów działających na emocję, a zwłaszcza obraz i muzyka jest porażająca. Na temat użytych w filmie kolorów napisano już tomy. Jakość większości kadrów, ze wskazaniem na te "pustynne" formalnie zwala z nóg, a widz żałuje, że nie może cieszyć oczu ich wysmakowanym pięknem dłużej. Ostatecznie to film, nie wystawa fotosów:) Całość, łącznie z muzyką Hansa Zimmera paraliżuje zmysły, a zmagania zamieszkujących bezwzględnie eksploatowaną planetę Arrakis - Fremenów z Harkonenami ogląda się z zapartym tchem. Poza mistrzowskim użyciem kolorów (świat złych Harkonenów jest praktycznie czarno-biały) twórcy uderzają w emocje widza bezpośrednimi skojarzeniami, gdzie zhierarchizowana organizacja Harkonenów przywodzi na myśl hitlerowskie Niemcy, a niektóre kadry są niczym wyjęte żywcem obrazy z oryginalnych kronik hitlerowskich parteitagów. Nie bez znaczenia jest fantastyczna scenografia, która w przypadku wnętrz, w moim oglądzie jest wypadkową słynnego skalnego miasta Petra i monumentalnej egipskiej architektury Karnaku i świątyni Hatszepsut. Oglądając "Diunę 1 i 2" zastanawiałem się, czy D.Villeneuve i jego ekipa odpowiedzialna za kostiumy, scenografię, zdjęcia widziała "Faraona" J. Kawalerowicza (1966; był nominowany do Oscara 1967) i malarstwo Beksińskiego. W moim odczuciu w wizualnej warstwie "Diun" wyczuwalny jest tamten klimat, tamta estetyka, która w połączeniu z "plemiennym" charakterem wolnych Fremenów wymodelowanych na wzór słynnych saharyjskich Tauregów dostarcza oczom widza prawdziwą, niebywałą ucztę, która nikogo nie pozostawia obojętnym. To istny majstersztyk. Wizualna orgia.
Diuna 1984 |
"Diuna 2" nie zaskakuje wykreowanymi światami. Już je znamy z "Diuny 1". Jest tu kilka nowych pomysłów (bliżej poznajemy czerwie - pustynne potwory) i jesteśmy świadkami wykorzystania tych paskud w iście rekreacyjnych celach. Ale jest także więcej koloru i niestety więcej dialogu/opowieści tłumaczących funkcjonowanie mrocznych sił, które zarządzają tamtym światem. Ów nadmiar tekstu i koloru zaczyna się o okolicach 1/2 "Diuny 2" i od tego momentu moje zainteresowanie dalszą akcją, oczekiwanie na nowe fascynujące zdjęcia i zabiegi scenograficzne zaczęło spadać... Na domiar złego, na szczęście już pod koniec filmu ujawnia się Christopher Walken w roli Imperatora, a tego aktora nie darzę specjalną sympatią. I już na koniec dubbing... Nie jest tak beznadziejnie słaby jak w przypadku "Awatara 2", ale nadal pozostawia wiele do życzenia, gdyż jest moim zdaniem ledwo poprawny. Czyli mamy wyraźne pękniecie, słyszalny dysonans pomiędzy znakomitym obrazem, potężną muzyką, świetną grą aktorów i bladziutką, polską warstwą tekstową... Moim zdaniem dobry polski lektor byłby o niebo lepszy niż trzeciorzędny garnitur polskojęzycznych aktorów. To oczywista skucha.
Film(y) trzeba zobaczyć. To fantastyczne kino dosłownie i w przenośni. Wielkie. Inne niż "Awatar", który jako widowisko jest także znakomity. Kino tak samo jak "Awatar" porywające, ale poprzez historyczno-kulturowe odniesienia działające (na mnie?) zdecydowanie głębiej aniżeli dokonanie Jamesa Camerona.
PS // Czytam, że będą kolejne "Diuny". No, nie wiem...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz